Jest roznica pomiędzy kimś kto ma 17 lat a 12 i bardziej pisałam o osobach już trochę starszych niż dzieci. W tym wieku każdy rok robi różnicę dojrzałości psychicznej , z tym że pewne rzeczy do pewnego wieku da się i trzeba kontrolować.
Ale pedofilom zależy, by 12latki się dowiedziały, dowiedzieli, że mają prawo do seksu. Ba według niektórych, jak zachęcić dziecko i ono chce, to można wszystko... To warto dzieci uświadamiać, czego mogą chcieć. Więcej chętnych dzieci nałowią.
Prawda jest taka że jak ktoś zechce, to nikt mu nie zabroni, warto uczyć wartości miłości, takiej małżeńskiej najlepiej w domu, na dobrym przykładzie, też łatwiej jest gdy dom ma konkretnie ustalone wartości np konserwatywne. .. Ale i tak życie roznie się układa, są różne domy, różne nastolatki, rodzic może być konserwatywny a dziecko choćby kochające niezbyt . Ten kto będzie chciał to go matka z ojcem powstrzymywać nie będą.
Szkodliwe bzdury. Niektore nstoltki biorą sobie do serca zakaz rodziców, choćby chciały zupełnie co innego.
@malagala podkreslam- kto chce. Sama znam osoby które mając 20 lat każdy zakaz rodzica biorą sobie do serca i uważam że to naprawdę piękne, czasami . Ale nie każdy jest taki a rodzice nie wszystko wiedzą, choćby chcieli. A niektórzy wcale nie zakazują i ich dzieci robią tyle ile chcą.
Tak jak mam kolegę któremu jak matka z ojcem powiedzą nie pij tak nie wypije, tak znam takiego co matka powiedziała nie, ten przytaknał a potem wyszło jak wyszło. To naprawdę kwestia charakteru i wychowania oraz autorytetu w domu. Oraz wyboru. Po prostu wyboru.
Słuchanie zakazów rodziców w wieku 20 lat jest śmieszne. Zakazywanie czegokolwiek dziecku dwudziestoletniemu jest żałosne. Można co najwyżej wypowiedzieć swoje zdanie albo pogonić na własne utrzymanie a jako dwudziestolatka przemyślenie zqchowqnia i dojscie do wniosku zę coś jest złe. Zakazywanie uswiadomionej szesnastolatce seksu mija się z celem. Sens ma wychowywanie dzieci. Ja osobiście uważam że wpływ na wychowanie dziecka ma się do około 13 r.ż. Potem można egzekwować posłuszeństwo i stawiać granice wolności we własnym domu. Trzeba mieć świadomość że niewychowany trzynastolatek zrobi za plecami rodziców to co będzie chciał. Dlatego wazna jest rozmowa. Nawet nie bezpośrednio z dziećmi ale przy dzieciach
Jak dla mnie największym przykładem jest to jak zachowują się domownicy w stosunku do siebie samych i innych. Konsekwentny rodzic to statystycznie bardziej konsekwentne dziecko.
U mnie tabu- w relacji rodzic- dziecko chyba nie powinno mieć miejsca. Jeśli chodzi o młody wiek dziecka.
Oczywiście, nie na każdy temat rozmawiam jako osoba dorosła z rodzicami, ale moim zdaniem dobrze, żeby dziecko mogło skonsultować z rodzicem swoje wątpliwości.
Chciałabym, żeby nie miały obaw i przychodziły do mnie. Choć spodziewam się, że nie zawsze tak będzie.
Tak ale rozmowa i dylemat w normalnej rodzinie wychodzi od dziecka do rodzica a nie na odwrót. To jest cenne jeśli dziecko przychodzi z pytaniami do rodziców. Natomiast na odwrót to jest deprawowanie i czasem epatowanie wiadomościami które na tym etapie mogą więcej szkody wywołać niż pożytku.
Tak ale rozmowa i dylemat w normalnej rodzinie wychodzi od dziecka do rodzica a nie na odwrót. To jest cenne jeśli dziecko przychodzi z pytaniami do rodziców. Natomiast na odwrót to jest deprawowanie i czasem epatowanie wiadomościami które na tym etapie mogą więcej szkody wywołać niż pożytku.
Z drugiej strony, kiedy teraz ujawnia się tyle skandali pedofilskuch i widać kompletny brak świadomości tych dzieci, to czy rodzic nie powinien uświadamiać po to,by chronić. Żeby dzieci miały świadomość granic i wiedziały, że to nie w porządku i trzeba zwrócić się o pomoc?
Edukatorki przekonywały również, że stałym elementem zajęć jest temat masturbacji.
"Podkreślam, że jest to zdrowe, zdrowe dla zdrowia psychicznego, poznają, że ta eksploracja swojego ciała jest naturalna, biologiczna i oni wtedy się uspokajają. Wtedy schodzi im z głowy taka łatka, że są dewiantami seksualnymi"
Tak ale rozmowa i dylemat w normalnej rodzinie wychodzi od dziecka do rodzica a nie na odwrót. To jest cenne jeśli dziecko przychodzi z pytaniami do rodziców. Natomiast na odwrót to jest deprawowanie i czasem epatowanie wiadomościami które na tym etapie mogą więcej szkody wywołać niż pożytku.
Z drugiej strony, kiedy teraz ujawnia się tyle skandali pedofilskuch i widać kompletny brak świadomości tych dzieci, to czy rodzic nie powinien uświadamiać po to,by chronić. Żeby dzieci miały świadomość granic i wiedziały, że to nie w porządku i trzeba zwrócić się o pomoc?
Ale to akurat nie dotyczy tylko pedofilii tylko ogólnie przemocy. To też jest kwestia wychowania, że dziecko idzie do rodziców w trudnej sprawie i nie jest zlewane. Natomiast w tych pedofilskich sprawach bardzo często rodzice wiedzieli albo wręcz sugerrowali dzieciom że zmyslaja.
A co z dziećmi, którym nie ma kto wytłumaczyć jak powinno wyglądać zdrowe współżycie między kobietą a mężczyzną? Mówię tu o współżyciu fizycznym, a nie tylko o sferze emocjonalnej. Z dziećmi, które wiedzę czerpią od kolegów, z seriali i filmów pornograficznych? Nie uważacie, że powinno dać im się szansę na spojrzenie na seks jako coś normalnego?
Nie uważam, że lekcja biologii wystarczy. Jednocześnie nie chciałabym, żeby ktoś edukował moje dzieci. Poczuwam się do tego obowiązku i robię to w domu. Mnie nikt nie edukował. Mam wielki żal do rodziców, zwłaszcza do mamy, że o to nie zadbali. Wychowałam się w czasach bez internetu, a o miesiączce dowiedziałam się od koleżanek. Nawet nie chcę myśleć, jakiego szoku bym doznała, gdyby mi o niej nie opowiedziały. Szczerze mówiąc, bardzo mi blisko do osoby z pierwszego posta. Nie mam gotowej recepty, ale nasuwają mi się takie pytania.
Moja naprawdę mądra i kochana mama o miesiączce powiedziała mi, gdy ją dostałam i tak było ze wszystkimi moimi koleżankami z klasy. A inne sprawy? Ojciec w dzień ślubu ponaglał mamę, by mi powiedziała, co się robi z mężem w sypialni. Faktycznie, litości.
Dla mnie mogą być i korki z biologii, bo ja o miesiaczce mialam 1 lekcję w 4 klasie (nikt nic z tego nie rozumiał, zwłaszcza, że większość miala okres w 6 lub 7 klasie). Biologia to właśnie edukacja, o człowieku i fizjologii powinno być o wiele więcej. I nie musi się nazywać,,seksualna", jeśli ma to budzić takie emocje.
Ja to po prostu inaczej rozumiem niż Ty. Bo ja słowo "seksualna " odbieram jako "związana z płcią ". Czyli: taka edukacja to dla mnie przede wszystkim nauka o fizjologii związanej z daną płcią i co za tym idzie, pogłębienie wiedzy fizjologicznej/biologicznej, której w szkole jest koszmarnie mało, gdy ktoś nie jest w biol-chem. Oprócz tego - wiedza o cyklu, ciąży, współżyciu, o zgrozo - antykoncepcji (nie każdy jest wierzący) , gwalcie, molestowaniu, pedofilii.
No w szkole Nie znajdują się chętne feministki do edukacji rodziców?? Ciekawe dlaczego Powinny pchać się z zajęciami dla rodziców, tlumnie i krzykliwie . Ale nie , one wolą łatwiejszą drogę.
To raczej rodzice byliby niechętni. I w ten sposób koło się zamyka. Bo jak slabo wyedukowany rodzic ma edukować, skoro brakuje mu wiedzy?
Ja miałam to wszystko ponad 20at temu w szkole, a nie było wychowania seksualnego, zresztą te środowiska, które tak na to nalegają, wcale nie kryją, że to chodzi o inne rzeczy, niż nauka o biologii i fizjologii.
Dom rodzinny właściwie kształtuje wiele i czasami ludzie wolą jakiś informacji dowiadywać się poza nim. Zależy to od sytuacji rodzinnej, autorytetu rodzica, więzi... Są domy gdzie ludzie nie lubią rozmawiać ze sobą o pogodzie a gdzie o jakiś intymnych prywatnych tematach...
Moja naprawdę mądra i kochana mama o miesiączce powiedziała mi, gdy ją dostałam i tak było ze wszystkimi moimi koleżankami z klasy. A inne sprawy? Ojciec w dzień ślubu ponaglał mamę, by mi powiedziała, co się robi z mężem w sypialni. Faktycznie, litości.
Nie wierzę, musiałabyś być starsza ode mnie. Ja w czasach wczesnej młodości wiedziałam co się robi na randce, bo miałam kontakt z teatrem, filmem i literaturą. Szczegóły nie były potrzebne, to się przerabia praktycznie, "fachowa" wiedza nie jest niezbędna.
Dom rodzinny właściwie kształtuje wiele i czasami ludzie wolą jakiś informacji dowiadywać się poza nim. Zależy to od sytuacji rodzinnej, autorytetu rodzica, więzi... Są domy gdzie ludzie nie lubią rozmawiać ze sobą o pogodzie a gdzie o jakiś intymnych prywatnych tematach...
Ośmielę się zaryzykować tezę, że są to bardzo chore domy.
Moja naprawdę mądra i kochana mama o miesiączce powiedziała mi, gdy ją dostałam i tak było ze wszystkimi moimi koleżankami z klasy. A inne sprawy? Ojciec w dzień ślubu ponaglał mamę, by mi powiedziała, co się robi z mężem w sypialni. Faktycznie, litości.
Nie wierzę, musiałabyś być starsza ode mnie. Ja w czasach wczesnej młodości wiedziałam co się robi na randce, bo miałam kontakt z teatrem, filmem i literaturą. Szczegóły nie były potrzebne, to się przerabia praktycznie, "fachowa" wiedza nie jest niezbędna.
Klarcia, ja też wiedziałam, jednak nie od rodziców, rozumiesz? A tu się tyle pisze o tym, że to dom odpowiedzialny jest za edukację w tym względzie.
Edukacji seksualnej zachodniej doświadczyła moja córka dziś dwudziestoletnia. Ta edukacja seksualna która tu chce wprowadzać lewica nie ma nic wspolnego z wiedzą na temat nazywania narządów płciowych, miesiączka, ciąża, budowaniem relacji. Moja córka była zgorszona i na drugie zajęcia udała że jest chora. Na tych zajęciach jest mowa o orgazmach, antykoncepcji, wolności. Moim zdaniem a mówię to od dawna rodzice powinni mieć możliwość uczestniczenia w zajęciach pt jak mówić z dziećmi o seksie jeśli to dla nich problem. A konstytucja pozwala rodzicom wychowywać dzieci zgodnie ze swoimi wartościami i można co najwyżej mówić roddzicom co jest nie tak. Poza tym nie uważam że wiedza na temat seksu chroni przed wykorzystaniem przez pedofila. To jest taki majstersztyk jak to że aborcja jest prawem kobiet. To pedofil jest problemem a nie dziecko. Nawet tam gddzie seks jest tematem tabu nie pozwala się na obnazanie, i dotykania narządów płciowych, bo to jest cechą skromności. I dzieci w pewnym wieku nie poddane edukacji seksualnej wstydzą się i wiedzą że jeśli ktoś im wsaddza lapę do majtek to coś jest nie tak. I mam wrazenie, że nawet wyedukowane w zakesie świadomości swojego ciała i swoich praw dziecko w kontakcie z dorosłym pedofilem np takim na stanowisku, albo z bliskiej rodziny też staneloby jak wryte i nie wiedziało co ma zrobić.
Komentarz
Jeśli chodzi o młody wiek dziecka.
Oczywiście, nie na każdy temat rozmawiam jako osoba dorosła z rodzicami, ale moim zdaniem dobrze, żeby dziecko mogło skonsultować z rodzicem swoje wątpliwości.
Chciałabym, żeby nie miały obaw i przychodziły do mnie.
Choć spodziewam się, że nie zawsze tak będzie.
Nie wierzę, musiałabyś być starsza ode mnie.
Ja w czasach wczesnej młodości wiedziałam co się robi na randce, bo miałam kontakt z teatrem, filmem i literaturą.
Szczegóły nie były potrzebne, to się przerabia praktycznie, "fachowa" wiedza nie jest niezbędna.
Ośmielę się zaryzykować tezę, że są to bardzo chore domy.
Moim zdaniem a mówię to od dawna rodzice powinni mieć możliwość uczestniczenia w zajęciach pt jak mówić z dziećmi o seksie jeśli to dla nich problem. A konstytucja pozwala rodzicom wychowywać dzieci zgodnie ze swoimi wartościami i można co najwyżej mówić roddzicom co jest nie tak.
Poza tym nie uważam że wiedza na temat seksu chroni przed wykorzystaniem przez pedofila. To jest taki majstersztyk jak to że aborcja jest prawem kobiet. To pedofil jest problemem a nie dziecko. Nawet tam gddzie seks jest tematem tabu nie pozwala się na obnazanie, i dotykania narządów płciowych, bo to jest cechą skromności. I dzieci w pewnym wieku nie poddane edukacji seksualnej wstydzą się i wiedzą że jeśli ktoś im wsaddza lapę do majtek to coś jest nie tak. I mam wrazenie, że nawet wyedukowane w zakesie świadomości swojego ciała i swoich praw dziecko w kontakcie z dorosłym pedofilem np takim na stanowisku, albo z bliskiej rodziny też staneloby jak wryte i nie wiedziało co ma zrobić.