Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Edukacja seksualna w szkołach - głos na tak

124»

Komentarz

  • TecumSeh, ciekawa, jestem jaką masz opinię na temat tego, w jakim stopniu szkoła  powinna wchodzić w kwestie wychowawcze w momencie, kiedy uczeń/uczniowie zaczynają postępować ze szkodą dla innych uczniów? Zawiadomić rodziców i "niech wychowują"?

    Bo problem różnych form przemocy seksualnej (np. molestowania) na poziomie uczeń-uczeń występuje niekiedy w szkołach. Czy szkoła ma prawo mówić o nienaruszalności granic? Świadomej zgodzie?  Miejscach, gdzie uczeń może zgłosić przemoc seksualną, jakiej doświadczył, a sobie nie radzi z niapsychicznie? Czy może mówić o negatywnych następstwach przedmiotowego traktowania koleżanki/kolegi i prowadzić działania profilaktyczne w tym kierunku? Bo to już jest edukacja seksualna.

    A pragnę zauważyć, że na przemoc seksualną szkoła ma obowiązek reagować zdecydowanie, bo to łamanie prawa o wiele dalej idące niż niewłaściwy stosunek do nauczyciela lub obowiązków szkolnych.
    Podziękowali 1beatak
  • "A to zależy o czym rozmawiamy.
    Co masz na myśli mówiąc "postępować ze szkodą dla innych uczniów"?

    Naruszenie nietykalności cielesnej? Oczywiście że tak - przecież szkoła interweniuje gdy chłopaki walą się po mordach. Takoż w przypadku kradzieży, nękania i tym podobne. Nie widzę powodu dla którego szkoła nie miałaby reagować w przypadkach molestowania.

    I nie trzeba specjalnych zajęć do tego żeby uświadomić uczniów że takie niefortunne machanie ręką, że się koledze wybije zęby, podbije oko i złamie nos, to wcale nie nieświadoma nieostrożność a przemoc. W kwestiach okołoseksualnych jest dokładnie tak samo - mojego pokolenia nikt nie musiał "edukować seksualnie" żebyśmy wiedzieli kiedy występuje oczywiste nadużycie."
    ........................................................................................................................................
    Rzecz w tym, że część rodziców uważa np., że "chłopcy tak mają", "taki wiek", "za moich czasów daliśmy sobie po mordach i było po sprawie, po co szkoła się wtrąca" itp. - ci rodzice "wychowują" dzieci zgodnie ze swoimi wartościami, a jednak szkoła w to ingeruje, prowadząc antyprzemocową politykę.

    Co do "oczywistych nadużyć" dziś doszły nowe metody przemocy np. rozsyłanie zdjęcia rozebranej koleżanki/kolegi, zrobionego ukradkiem w przebieralni lub umieszczenie go w internecie. Dla niektórych dzieci lub nastolatków te "nadużycia" nie są "oczywiste", zresztą zawsze były inne "nieoczywiste" nadużycia, np. zadarcie spódnicy koleżance przy chórze gwizdów i szyderczych śmiechów.

    Pytam, czy szkoła może rozmawiać o przemocy seksualnej z uczniami po to, aby jej zapobiegać czy wg. Ciebie  jest to wchodzenie w kompetencje rodziców w zakresie edukacji seksualnej? Bo szkodliwości wyżej wymienionych działań nie da się wytłumaczyć bez wchodzenia w obszar seksualności i intymności.



    Podziękowali 2beatak Aga85
  • "Naprawdę?
    I do tego trzeba specjalnego przedmiotu ze specjalnie kształconą od tego panią?

    Bo jakoś o potrzebie specjalnego przedmiotu, ze specjalnie wyedukowaną panią w zakresie nienaruszalności granic walenia po ryju, świadomej czy nieświadomej zgodzie na to, oraz miejscach gdzie można zgłosić przemoc fizyczną z którą sobie uczeń nie radzi psychicznie, oraz następswami przedmiotowego traktowania w postaci wyśmiewania się, wyzywania (w tym w internecie), wymuszania pieniędzy, itp - nikt jakoś ani słowem się nie zająknie.
    A przecież szkoła nie tylko może, ale i powinna prowadzić profilaktyczne działania w tym kierunku. Ale nikt nie lobbuje za "edukacją nieseksualną" w tym obszarze.

    Dlaczego - masz jakiś pomysł? "
    ........................................................................................................................................
    1. Ja nic o specjalnym przedmiocie nie mówiłam. Profilaktyka uzależnień czy antyprzemocowa odbywa się w szkołach bez specjalnego przedmiotu w ramach godzin wychowawczych, zajęć z pedagogiem/psychologiem/osobą z zewnątrz, które odbywają się zamiast innej lekcji. Dodatkowo te treści pojawiają się w ramach przedmiotów szkolnych, które mogą zahaczać o te tematy, np na języku polskim, biologii, wosie.

    2. Jak najbardziej lobbuje się za "edukacją nieseksualną", tylko temat nie jest tak chodliwy i wzbudzający emocje jak seks. Nawołuje się do rozmawiania z uczniami o przemocy psychicznej i fizycznej szczególnie wtedy, kiedy pojawiają siew mediach np. historie osób prześladowanych w szkole, głośne przypadki pobicia, które trafiają do sieci. Prawie o niczym innym się nie mówi w kontekście tych zdarzeń, jak o tym, jaką rolę wychowawczą powinni byli podjąć rodzice oprawców, jak i gdzie sprawę zaniedbała szkoła oraz dlaczego wciąż tak mało się na ten temat rozmawia. Co do tego większość społeczeństwa jest zgodna, zatem głośnych dyskusji nie ma, bo o czym dyskutować, kiedy się ma podobne zdanie.
    Podziękowali 1beatak
  • TecumSeh, ale cożeś się tak zaparł na te oddzielne zajęcia? Ja nic o oddzielnych zajęciach nie mówiłam, tylko o podstawowej edukacji antyprzemocowej (w której skład wchodzi przemoc psychiczna, fizyczna i seksualna) realizowana przy każdej sensownej okazji przez nauczycieli lub osoby z zewnątrz. Ta edukacja antyprzemocowa to takie podstawy wychowania człowieka do jego funkcjonowania w społeczeństwie. Niestety tematyka przemocy seksualnej oczywistej i mniej oczywistej długo była tabu.

    W sumie otrzymałam odpowiedź na moje pytanie, że nie masz nic przeciwko roli szkoły w kontekście "edukacji seksualnej" zapobiegającej przemocy w tym obszarze. 
  • @Tola czy moze Tolek bo biorąc pod uwagę ideologię lgbt to nic nie wiadomo. wszystko co napisałem jest celne w punkt. nawet podziekowałaś joannie1991 która tu nieźle zalewicowała , a może zalewitowała ... hmm wiadomo lgbt, więc nie wiadomo..
    Podziękowali 1Malia
  • Hamal powiedział(a):
    @Tola czy moze Tolek bo biorąc pod uwagę ideologię lgbt to nic nie wiadomo. wszystko co napisałem jest celne w punkt. nawet podziekowałaś joannie1991 która tu nieźle zalewicowała , a może zalewitowała ... hmm wiadomo lgbt, więc nie wiadomo..

    Jakim sposobem osoba prezentująca takie chamstwo przeszła przez sito dla nowych użytkowników? Hamal to czyjś znajomy?
    Podziękowali 2hipolit obwarzanek
  • joanna_1991 powiedział(a):
    Hamal powiedział(a):
    @Tola czy moze Tolek bo biorąc pod uwagę ideologię lgbt to nic nie wiadomo. wszystko co napisałem jest celne w punkt. nawet podziekowałaś joannie1991 która tu nieźle zalewicowała , a może zalewitowała ... hmm wiadomo lgbt, więc nie wiadomo..

    Jakim sposobem osoba prezentująca takie chamstwo przeszła przez sito dla nowych użytkowników? Hamal to czyjś znajomy?
    W powitalnym na dzień dobry @kociara i @Coralgol przeszkadzały :D 
    Podziękowali 2joanna_1991 obwarzanek
  • TecumSeh powiedział(a):

    A konkretnie kto czego nie stosuje?
    Na lekcji wychowawczej informujemy o negatywnych skutkach wczesnej inicjacji alkoholowej. Analogiczna wiedza dotyczy seksualności. 
    TecumSeh powiedział(a):

    Nie wiem czy dobrze rozumiem, bo powyższe niezbyt po polsku - ale zapewniam że będę ingerował w przypadku próby edukacji moich dzieci przez rówieśników. Mało tego - widzę że moi konserwatywni i wierzący znajomi mający starsze dzieci - już to robią. I to wbrew pozorom dość skutecznie.
    Co to znaczy - będę ingerował? Zakażesz rówieśnikom rozmawiania z Twoimi dziećmi o seksualności? Nakażesz swoim dzieciom zatykanie uszu? 
    Co jakiś czas przypominam sobie jak to wyglądało przed ponad 20 laty w moim przypadku w małym miasteczku - by nie zapomnieć przy własnych dzieciach, chyba kiedyś o tym pisałem. 
    W drugiej klasie podstawówki wracając ze szkoły natrafiliśmy na gazetkę pornograficzną w krzakach (do dziś pamiętam kilka zdjęć!). Pamiętam, że mniej więcej w tym okresie też znaleźliśmy zużytą prezerwatywę; jeden kolega mniej więcej kojarzył, JAK się jej używa - jako młodzi odkrywcy zastanawialiśmy się tylko, PO CO tego używać. Wspólny wysiłek intelektualny doprowadził nas do konkluzji, że to po to, by włosy łonowe nie drapały penisa :)
    W okresie dojrzewania rozmowy w męskiej szatni przed wuefem były przesiąknięte treściami seksualnymi; w klasie byli wybrańcy z modemem telefonicznym w domu, którzy ściągali pornografię na lączu 56kb i altruistycznie dzielili się z gawiedzią.

    No to na czym ma polegać wg Ciebie ochrona dziecka współcześnie przed edukacją seksualną rówieśników wyposazonych w smartfony bez kontroli rodzicielskiej?

    TecumSeh powiedział(a):

    Obecnie każdy kto uparcie nie zamyka oczu widzi zagrożenia i nie ma ochoty ani na to pozwalać ani się tym bardziej do nich dokładać.
    Czy się uda uchronić dzieci - życie pokaże. Ale trzeba próbować.
    Nie ma ochoty na to pozwalać? Niewątpliwie - sobie mydli oczy, że skoro "walczy" o brak edukacji seksualnej w szkole, to dziecko jest ochronione. Wg mnie to jest mrzonka. 
  • TecumSeh powiedział(a):

    To prawda.
    Z tym że to nie my budujemy polaryzację, tylko oni.
    No ja tam się faktycznie nie poczuwam. Natomiast politycznie ta polaryzacja jest na rękę niektórym - buduje twardy elektorat; mobilizuje elektorat zaspały. 

    TecumSeh powiedział(a):

    Aha, czyli zakładając że jest łamane, to łammy nadal, przynajmniej będzie konsekwentnie.
    No nie, nie nabierzesz mnie na to.
    Poza tym lektura szkolna element kultury krajowej albo światowej, dopiero interpretacja może być różna od tej której sobie życzysz. No cóż, świat nie jest idealny.

    Wszelako nie zauważyłem by Kandyd, Dekameron (ło, tam się dzieje), albo Zbrodnia Dedala (przepraszam, Ikara) budziły jakieś kontrowersje - oczywiście sprowadzić do absurdu można wszystko, tylko po co? Mnie tym nie przekonasz na pewno.
    A seksualność to element codzienności, a jednak boisz się interpretacji, które są niezgodne z Twoim światopoglądem.
    Obecnie lekturami szkolnymi (obowiązkowymi lub do wyboru nauczyciela) są Harry Potter czy Wiedźmin. Wierz mi - znam ludzi, którzy woleliby edukację seksualną niż by ich dziecko zostało opętane po lekturze tegoż. Dziecko może czytać o chędożeniu i opisy stosunku seksualnego otwierające tom "Ostatnie życzenie".  :)

    TecumSeh powiedział(a):
    W przypadku nauki o demokracji jako wzrocowym systemie zderzasz się z tym samym co w przypadku edukacji w ogóle - czy to będzie WOS, biologia czy historia (o, tu można sporo namieszać). Alternatywą jest edukacja domowa albo prywatna szkoła o preferowanej interpretacji owych przedmiotów - a czy to wykonalne to już inny temat.

    W przypadku tzw edukacji seksualnej wchodzimy w fundamentalny spór związany z tym czy szkoła w ogole powinna się zajmować tego typu sprawami. Według mnie - nie.

    I co najlepsze - powód jest dokładnie taki, jaki podałeś w przypadku demokracji. Kto mi da gwarancję że konkretny nauczyciel nie zaprezentuje moim dzieciom kompletnie demoralizujących treści albo interpretacji? Niezależnie od tego co napisano w wytycznych i materiałach?

    Mój nauczyciel od historii w liceum, stary komuch zresztą, bardzo dobrze manipulował klasą i nawet większość uwierzyła że co prawda coś tam się działo gdzieś tam, ale zwykli normalni ludzie chodzili normalnie do pracy, szkoły, wracali do domu i cieszyli się życiem. A i nikt bezrobotny i biedny nie chodził, chyba że lumpy czy inne złodzieje.

    Różnica polega na tym że poglądy na temat demokracji albo komuny raczej nie spieprzą czyjegoś życia (albo rzadko), natomiast poglądy na seksualność mogą jak najbardziej (i to często).

    Seksualność jest związana z dość konkretną wiedzą. Uważam, że żyjemy w czasach, gdzie nie da się odzworować hermetycznej kultury naszych dziadów, gdzie takie zagrożenia można było wybiórczo usuwać i ich unikać. Jest pewne, że nasze dzieci czy my sami będziemy (jesteśmy) ciągle bombardowani takimi przekazami, który co najwyżej ograniczamy. A potem się dziwujemy jak to się stało, że takie pobożne ludzie nagle idą za światem. 
    Innymi słowy - wg mnie wstyd nie jest obecnie wystarczającym mechanizmem obronnym; potrzeba zdrowego wstydu, tj. takiego, który nie ogranicza świadomości własnych odczuć i reakcji i zdolności ich zestawienia z wyznawanymi wartościami. Do tego potrzeba z jednej strony wiedzy (edukacji), z drugiej - treningu umiejętności emocjonalnych. 
  • TecumSeh powiedział(a):

    A skąd ta śmiała teza?
    Banalne badania. Ludzie, którzy mają znajomych homoseksualistów są bardziej skłonni popierać ich postulaty. 

    Jaka konkretnie narracja, bo z powyższego nie wynika?
    Pana RAZa.
  • Ok, dzięki za dyskusję.
  • hm, usiłuje sobie przypomnieć, jak to z tą seksedukacją było w moim dziecięctwie, ok roku 60-tego. :)
    Otóż było nijak, czyli na żywioł, wśród rówieśników, głównie w szkole, choć i na podwórku. Zabawa w lekarza z ciekawą koleżanką (chyba 1959), ze dwa lata później jakieś zdjęcia pornograficzne, bez specjalnej ekscytacji, a tak to brzydkie słowa i sprośne dowcipy, których istota dość powoli docierała do świadomości. no i jeszcze ok 6-tej klasy chwilowa moda na wkładanie rąk pod sukienkę koleżankom na przerwach, dość szybko wytępiona. 
    W domu nic się o tym nie mówiło, z ciekawości dokształcałem się anatomii z jakiegoś poradnika medycznego.
    A rok 60-ty to szczyt powojennego wyżu demograficznego, można przypuszczać, że w pokoleniu moich rodziców było jeszcze "gorzej".
    Doświadczenie jednostkowe, jednak mam wrażenie, że w tym zakresie dobrze oddaje ducha czasów.
    Może jest to jakaś wskazówka w temacie?
    :)
  • edytowano sierpień 2020
    nie, były b. wstydliwe, tak .że w domu nie chciały o tych sprawach rozmawiać.
    A co do odległości czasów - oczywiście obecnie nachalna seksualizacja robi swoje, kiedyś trzeba było nadrabiać wyobraźnią, ale, to co naprawdę robi różnicę, to,wg mnie,
    pewna i powszechnie dostępna antykoncepcja, świadomość seksu bez konsekwencji.

    A jeszcze, wydaje mi się, że musi istnieć, w każdym gatunku, mechanizm przygotowujący do prokreacji w sferze społecznej, więc wszelkie ingerencje w jego działanie, przynoszą tylko szkody.
  • Jak byłem nastolatkiem, uważałem że największym brakiem w zajęciach z edukacji seksualnej był brak części praktycznej ;)

    A poważnie to kiepski edukator może dużo schrzanić. Miałem w 1 klasie taką kościółkową, której bzdety niestety odcisnely się na moim życiu. 
  • PawelK powiedział(a):
    Jak byłem nastolatkiem, uważałem że największym brakiem w zajęciach z edukacji seksualnej był brak części praktycznej ;)

    A poważnie to kiepski edukator może dużo schrzanić. Miałem w 1 klasie taką kościółkową, której bzdety niestety odcisnely się na moim życiu. 
    Racja. Ja pamiętam, że jak mnie uczyła kobieta na wdż o dniach płodnych, to pomyliła wszystko. Wyprowadzili mnie z błędu przed ślubem, w poradni rodzinnej.
  • Tola powiedział(a):
    Pioszo54 powiedział(a):
    nie, były b. wstydliwe, tak .że w domu nie chciały o tych sprawach rozmawiać.
    A co do odległości czasów - oczywiście obecnie nachalna seksualizacja robi swoje, kiedyś trzeba było nadrabiać wyobraźnią, ale, to co naprawdę robi różnicę, to,wg mnie,
    pewna i powszechnie dostępna antykoncepcja, świadomość seksu bez konsekwencji.

    A jeszcze, wydaje mi się, że musi istnieć, w każdym gatunku, mechanizm przygotowujący do prokreacji w sferze społecznej, więc wszelkie ingerencje w jego działanie, przynoszą tylko szkody.
    @Pioszo54 O rety, jaki mechanizm? Natura radzi sobie sama, jak w filmie "Błękitna laguna"... 

    Zresztą nie wydaje mi się, żeby pytanie osobiste Piosza na forum, gdzie pisze jego córka, o takie kwestie, było OK. Zresztą... nawet wstydliwe dzieci pytają, jeśli mają zaufanie do rodziców. Zwykle do matki większe, bo naturalnie są bliżej niej, ale przecież nie zawsze matka jest albo jest z nią dobry kontakt. I co, tu takie dzieci zostają na lodzie i edukują się same, w internecie albo i terapią szokową jak opisane tu wyżej przez użytkowniczki historie.
    po kolei:

    nie oglądałem filmu, ale człowiek jest częścią natury, więc lepiej się nie wtrącać, gdyż, np., niszczy się w ten sposób ścisłe oddzielenie sfery seksualności rodziców i dzieci;

    nie prawda, dzieci mające zaufanie do rodziców  także starają się nie przekraczać granicy oddzielającej ich seksualność od seksualności rodziców;

    nie zostają na lodzie, tylko w sferze naturalnego kształtowania seksualności, w którym dla rodziców, zapewne z ważnych powodów, nie ma miejsca.
  • Co macie na myśli z tym oddzieleniem sfer?
    Żeby z dziećmi o seksie jednak nie rozmawiać? 
  • @TecumSeh to dalej teoria tylko z podglądam.
    Bardziej oczekiwaliśmy takich lekcji z Panią od mitycznego Angielskiego ;)

    Co do drugiego pytania odpowiedź zbyt prywatna ;)
    Natomiast ta
     była w pierwszej klasie, w trzeciej też była jakaś najęta. W piątej wreszcie była sensowna, bez moralizowania. Przykładowo, że może nas kusić, żeby skorzystać z tejnaka, że lepiej wtedy jednak iść z Zofią bo to bardzo zły pomysł , choroby etc. Poruszała aspekty, których swietobliwe nie ruszały i to trafiało do chłopaków, chociaż oczywiście wielu już pierwszy raz miała dawno za sobą.
  • Ja się z tym zgadzam, jak najbardziej. Ale jakoś stronę techniczną stosunku trzeba chyba wyjaśnić? Czy nie? W jakim wieku powinno się to zrobić?
    Ja bym była skłonna przeprowadzić z córką taką rozmowę na dzień przed ślubem  :D Ale jednak w dzisiejszych czasach trzeba chyba wcześniej? 
  • edytowano sierpień 2020
    Taaa.. wyczuwam obracanie się squidów cashujących morty pod obciążeniem. Można jaśniej?
    Boskie ;)

    Ta na ka, kobieta trudniąca się pocieszaniem mężczyzn.
    Zofia, powszechnie znana jako Zofia Rączkowska ;)

    Oczywiście technikum haha

    Monty Python oczywiście genialny.
    Chociaż akurat ten film jako całość taki sobie.

  • Haha, czyli Renata i Zofia to regionalizmy :D
    Sceny absolutnie genialne, ale czekam, jak przeproszą za tą drugą.
  • Skopiowalam, nie wiem, czy jest widoczne
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.