Dobra matka po prostu patrzy na dziecko jak dorasta
Nie ma matek doskonałych. Ideał jest nieosiągalny. Aspirowanie do niego powoduje napięcie, złość i poczucie winy. Zadanie polega na tym, by być matką dość dobrą. I wystarczy, że będzie dość dobra, by dziecko rozwijało się bez przeszkód - mówi w wywiadzie dla DZIENNIKA Zofia Milska-Wrzosińska, psycholog i psychoterapeuta.
Renata Kim: Zastanawia się pani czasem, czy jest dobrą matką?
Zofia Milska-Wrzosińska: Ostatnio rzadziej, ale może dlatego, że troje z moich czworga dzieci jest już dorosłych, więc mniej jest znaków zapytania. Raczej zastanawiam się, co czuję w relacjach z nimi i co z tego wynika. Idealna na pewno nie byłam i już nie będę.
Dlaczego?
Bo nie ma matek doskonałych, ideał jest nieosiągalny, a aspirowanie do niego powoduje napięcie, złość czy poczucie winy. Zadanie polega na tym, by być matką dość dobrą. I wystarczy, że będzie dość dobra, by dziecko rozwijało się bez przeszkód. A pewien poziom niezaspokojenia i frustracji jest dla dziecka bodźcem do rozwoju. Bo jeśli matka jest cały czas dostępna, spełnia natychmiast wszystkie potrzeby, to może się okazać, że rozwój psychiczny małego człowieka jest zablokowany, nie uczy się on polegać na sobie. Bo dziecko opanowuje nowe umiejętności między innymi dlatego, że matka w stosownym momencie umie się wycofać. Na początku jest to łatwe, bo gdy niemowlę nie jest już uwiązane do piersi matki i może jeść zupkę czy utarte jabłko, ona może zostawić je pod dobrą opieką i pójść do przyjaciół. A jeszcze miesiąc wcześniej czułaby się źle, wychodząc z domu. Dobra matka reaguje na zmieniające się potrzeby i nowe możliwości dziecka. A brak takiego dostosowania powoduje problemy.
Więc matka, która nie potrafi wycofać się z życia dziecka, robi mu krzywdę?
Powiedzmy inaczej â?? nie tworzy mu sprzyjającego środowiska do rozwoju. Czy to jest aż krzywda? Różnie bywa. Przecież co innego matka, która z niepokojem mówi do 13-letniego syna, że będzie czekać na niego aż wróci z imprezy, a co innego ta, która zapowiada dziecku, że nigdy nie pojedzie na kolonie, bo tam się czymś zarazi, spotka jakiś okropnych chłopaków, nikt o niego nie zadba i w ogóle jak on bez niej sobie poradzi. Skala stosowanych przez obie kobiety ograniczeń i ich emocjonalnych skutków jest zupełnie inna. Ale matka powinna zrozumieć, że z biegiem czasu dziecko potrzebuje większej wolności. Musi się zastanowić, kiedy mu pozwolić iść samodzielnie do szkoły, mimo że po drodze są dwa ruchliwe skrzyżowania bez świateł. Musi się uważnie przyglądać sobie i swojemu lękowi â?? co jest uzasadnione, co nie.
Po to, by dać dziecku więcej swobody?
Tak. Bo matka, która jest dość dobra, nie musi wcale dużo i ciągle dawać. Powinna natomiast umieć zostawić dziecko w spokoju wtedy, gdy ono tego potrzebuje. Są matki, którym wydaje się, że niemowlaki muszą być karmione piersią co trzy godziny i dlatego budzą je tylko po to, by dać im mleka. Z powodu własnego niepokoju zakłócają proces wycofywania się dziecka w jego oddzielny świat. Bo harmonia oddzielania się matki od dziecka powinna istnieć na każdym, nawet tak wczesnym, etapie ich wzajemnych stosunków. I trzeba próbować przechodzić z jednego etapu na kolejny, a one następują po sobie bardzo szybko!
Ale czy to nie dzieje się instynktownie? Naprawdę trzeba się tego uczyć?
Gdyby to był dla każdej matki instynktowny proces, bylibyśmy szczęśliwsi i spokojniejsi, bardziej spełnieni. Ale niestety, takie umiejętności nie są oczywiste, między innymi dlatego, że matka z różnych powodów bywa niezadowolona i pełna wątpliwości. Na przykład czuje, że nie jest dość dobrą matką, bo za mało się poświęca dla dziecka. Więc zaczyna się poświęcać i z tego wynikają problemy. Dziecko często czuje się zbyt obciążone matczynym poświęceniem.
A może ono jest po prostu niewdzięczne?
Matka daje czasem dziecku rzeczy, które nie są mu najbardziej potrzebne. Na przykład codziennie przygotowuje obiad, stawia go na stole i z poczuciem macierzyńskiej satysfakcji czeka na powrót wygłodniałego maleństwa. To jest dla niej wartość, bo nauczono ją, że w domu powinna panować domowa atmosfera, a dziecko musi być dobrze odżywione. I jeśli ona to realizuje, to czuje się jako matka dobrze i bezpiecznie. Ale nastolatek czasem woli zjeść obiad w szkolnej stołówce i dłużej pobyć z kolegami, niż wracać punktualnie do czekającej matki.
I wtedy ona jest rozczarowana, bo oczekiwała wdzięczności za gorącą zupę?
Czasami matka oczekuje wdzięczności znacznie później, gdy syn czy córka są już dorośli. Mówi: "Ja dla ciebie się poświęciłam, przez całe życie żyły sobie wypruwałam". I uważa, że coś jej się z tego tytułu należy, a nawet wystawia dorosłemu dziecku rachunek za swoje poświęcenie. Przypomina, że dla niego po rozwodzie nie związała się z żadnym mężczyzną.
A powinna była?
Jeżeli nie chciała, to nie musiała. Ale jeśli zrezygnowała z własnego życia dla dobra dziecka, to niepotrzebnie obciążyła ich oboje. Wystawia w ten sposób rachunek za poświęcenia, których dziecko niekoniecznie oczekiwało. I może one wcale nie wyszły mu na dobre. Więc matki, które rzekomo robią coś dla dobra dziecka, powinny sobie zdać sprawę, że wszystko, co robią, dotyczy jedynie ich własnego życia. A poświęcenia zatruwają relacje z dziećmi. Jeśli matka sądzi, że odrzuciła wielu wspaniałych mężczyzn w obawie, że wprowadziliby chaos w jej doskonałe stosunki z synem, to potem nieuchronnie oczekuje, że syn jej to zrekompensuje. Że to on będzie tym ukochanym, idealnym mężczyzną. Podobni, jeśli ma przekonanie, że to dla dziecka â?? żeby miało ojca â?? została z tym brutalem i pijakiem.
Więc jak wychowywać dziecko?
Matka powinna stać na pozycji obserwatora, nie może "zalewać" dziecka sobą. Powinna dawać komunikat, że jest obok (im dziecko starsze, tym dalej), sprawdzać, czy jest potrzebna i w razie konieczności reagować. Taka postawa nie obciąża dziecka nadmierną macierzyńską gorliwością, a równocześnie czuje ono, że matka jest â?? by nieść wsparcie i pomoc. To w rodzicielstwie najtrudniejsze: nie zostawiać dziecka samemu sobie, ale dać mu jego własną przestrzeń. Poza tym należy umieć patrzeć na dzieci i ich słuchać. Częsty błąd polega na tym, że rodzic, jeszcze zanim dowie się, o co dziecku chodzi, już ma gotową informację i receptę. Wyobraźmy sobie taką sytuację: Mały człowiek wraca z podwórka i opowiada, że chłopcy nie chcieli z nim grać w piłkę, a matka mówi, że pewnie był niegrzeczny i grzeczni chłopcy go nie lubią. Nie ma pojęcia, co się stało, ale próbuje upiec na tym ogniu swoją pieczeń, bo myśli, że w ten sposób synka poskromi i wychowa. Tymczasem lepiej byłoby przyglądać się i poznawać dziecko, a nie kształtować je według własnego wyobrażenia.
Więc trzeba zrezygnować z wychowywania?
Wychowanie nie oznacza inwazji i manipulacji. Dość dobra matka po prostu patrzy, jak jej dziecko dorasta. Stawia granice wtedy, gdy to niezbędne, i daje wsparcie, gdy trzeba. To trudne, bo wymaga wewnętrznej zgody na to, że moje dziecko jest kimś innym niż ja. I że ono nie musi być takie jak ja i nie musi realizować moich ideałów czy marzeń.
A czego może się nauczyć syn, patrząc na swoją matkę?
Matka może być dla niego pierwszym modelem kobiecości. Dzięki temu, kiedy sam zwiąże z kobietą, będzie miał zrozumienie dla zjawisk zupełnie dla niego niepojętych.
Jeśli matka chodziła do kosmetyczki i wydawała masę pieniędzy na ciuchy, to dla syna będzie naturalne, że i żona robi tak samo...
Tak, bo dla niego ważnym aspektem kobiecości jest skłonność do upiększania się. Widział, że jego matka tak robiła i nic złego z tego nie wynikło. Ale gdyby miał matkę, dla której kobieta malująca się wodzi mężczyzn na pokuszenie, to nawet gdyby znalazł dobrą dla siebie dziewczynę, jej ufarbowane na rudo włosy budziłyby w nim niepokój i sam by się zastanowił, czy taka kobieta może być wierna i kochająca. Bałby się, że jego matka uzna dziewczynę za ladacznicę! Matka nie nosiła dekoltów i nie malowała paznokci, a była przecież idealna.
Więc matka może wzbogacić, ale i skazić na całe życie?
Wpływ matki na syna, jeśli chodzi o jego relacje z innymi kobietami, jest ogromny. Może być niszczący, ale i bardzo wzbogacający. Nawet na konkretnym poziomie: obcując z matkami, chłopcy uczą się kobiecej fizjologii, dowiadują się, że istnieje coś takiego jak miesiączka, a kobieta w jej trakcie może się źle czuć. Jeżeli widzą, że ten stan jest traktowany w domu jak coś normalnego, to potraktują to naturalnie u wszystkich kobiet, jakie w życiu poznają. Ale za duża koncentracja syna na matce (i odwrotnie) też jest groźna, bo poważniejsze problemy pojawią się, gdy matka za bardzo zwiąże ze sobą syna.
No właśnie, kobiety często płaczą, że ich narzeczony zbytnio ulega mamie...
To się zaczyna znacznie wcześniej. Ukochany synek cały czas towarzyszy mamie. Razem jeżdżą na wakacje, to ona decyduje, w co on ma się ubrać, jak uczesać, co czytać. Jej opinia jest dla niego bardzo ważna. Poza tym mama ma wiele walorów: może świetnie gotuje, jest niezastąpioną partnerką intelektualną albo uprawia sporty. Gdy ich więź jest tak silna, że nie ma w niej miejsca na przestrzeń i oddzielenie, to w tym związku nie ma też miejsca dla młodej kobiety. Wychowany w ten sposób mężczyzna z nikim się nie wiąże głębiej, może jedynie wchodzić w krótkotrwałe związki. Bo związek z inną kobietą to w jego przeżyciu zdrada prowadząca do starcia.
Znam kobietę, która przegrała w takim starciu. Matka okazała się ważniejsza...
To zdarza się dość często. Powtórzę, że początki takich problemów tkwią w przeszłości. Bo dawanie dziecku miejsca i przestrzeni nie zaczyna się, kiedy ma ono 20 lat, tylko gdy ma dwa. Niektóre matki czują potrzebę, by ich dzieci były nimi wiecznie zafascynowane. Ale paradoksalnie podstawową rolą matki jest doprowadzenie dziecka do dorosłości, w której to inni, a nie ona, są najważniejsi. I to jest może najważniejsza rola macierzyństwa: dać synowi czy córce szansę na dobry związek w przyszłości.
Matka może też skrzywdzić córkę, mówiąc jej, że mężczyźni to potwory zdolne jedynie do zdrady.
Oczywiście, i że seks to coś obrzydliwego. Ale może też nieświadomie przekazywać komunikat, że córka jest nie dość dobra, by ktokolwiek kiedykolwiek ją zechciał.
Powinna raczej powtarzać, że jest najpiękniejsza i najmądrzejsza?
Powinna zachować kontakt z rzeczywistością, bo z drugiej strony przesadna idealizacja naraża dziewczynę na frustrację. Gdy córka dowiaduje się nagle, że nie jest aż taka wspaniała, zaczyna mieć do matki pretensje. Ale mi chodzi raczej o sytuacje, gdy matka mówi: "Jak będziesz bałaganiarą albo jeśli będziesz rozdrapywała krosty na nosie, to żaden cię nie zechce". Niby jest w tym intencja wychowawcza, ale dla dziewczyny stanowi to raczej komunikat, że jest nic niewarta. Zdarza się też, niestety, że atrakcyjne matki z lęku przed odchodzącą młodością rywalizują z córkami.
Więc jak być dobrą i rozumną matką?
Przede wszystkim zostawiać dziecku przestrzeń, równocześnie go nie zaniedbując. Ale również oddzielać własne troski od relacji z dzieckiem. Nie chodzi o to, by je przed nim ukrywać, ale żeby nie przelewać na nie swoich obsesji i lęków. Jeśli ja się czegoś boję, to jest to wyłącznie mój problem. Ja jestem sobą, a moje dziecko kimś zupełnie innym. Są matki, które wiedzą, że dziecko jest inną istotą. Ich dzieci mają dużo szczęścia. Są matki, które nie aspirują do bycia idealnymi. To dobrze dla nich i dla dzieci.
A gdzie w tym wszystkim jest ojciec?
No właśnie, nie można go pomijać. Kiedyś najważniejszą osobą w życiu małego człowieka była matka, teraz coraz częściej jest ich dwoje. Matka nie musi się już czuć przygnieciona odpowiedzialnością, bo może oddać jej część w ręce ojca. Powinna z tego korzystać, nawet jeśli ich związek się nie udał. Dobra matka powinna wciągać ojca w proces wychowawczy najwcześniej, jak się da. A da się od samego początku. To będzie jej inwestycja w siebie i w dziecko, no i w mężczyznę również.
Zofia Milska-Wrzosińska jest psychologiem i psychoterapeutą, szefową Laboratorium Psychoedukacji w Warszawie
Dziennik
Komentarz
dlatego w imeniu Waszych dzieci,dziękuję Wam za to czekanie ,za nerwy,za troskę.
nie,nie,nie mówię róbcie tak do końca życia dziecka.ale tak na początku prarę razy,to nie jest złe...
Jest mi bardzo żal tej kobiety, ona jest bardzo samotna tak wewnętrznie i czasem mam wrażenie , że to moja wina. Czasem mam wrażenie, że mi wybacza bo bywa dla mnie dobra i dla moich dzieci ale głupio się tak czuć jak złodziej. Z drugiej strony jej nie rozumiem bo nie mam aż tak zaborczych uczuć do dzieci a zwłaszcza do syna.
Ale męża rodzice twierdzą, że ja nie umiem sobie tego bólu odejścia dziecka wyobrazić bo nie karmiłam i nie rodziłam normalnie i nie wiem co to za ból jak syn z domu ucieka.:shocked:
Jak mam sobie radzić w tej sytuacji?
Ja myślę, że zwyczajnie ignorować. Wszystko wskazuje na to, że ta pani, czyli teściowa, kocha głównie siebie i trudno jej pomyśleć o tym, że synowi lepiej, że jest samodzielny, żonaty, ojcem itd., mówiąc krótko szczęśliwy w pewnej od niej odległości.
Można próboować uświadamiać - pewnego dnia może zrozumie.
I gwarantuję Ci, że nie kochałabyś swoich dzieci bardziej, gdybyś je urodziła dołem, to po prostu tak nie działa. To wymysł kogoś, kto chyba sam nikogo nie potrafi kochać.
Słusznie jej żałujesz, ona naprawdę na litość zasługuje. Na litość, pewnie też na modlitwę, ale nie na przejmowanie się tym, co gada.
Zresztą moje dzieci z nią nie wytrzymują.
Próbowaliśmy ją wrobić w kotka - nie dała się- nie ma czasu ani siły opiekować się zwierzakiem.Płacze, że mój mąż uciekł od niej, i że jej nie kocha.Kiedyś krótko bo krótko ale musiałam u niej mieszkać, ale jednak dziewczyna to jej nie odpowiada zwłaszcza obca.Chciałam dobrze a wychodziło jak zwykle:wink:Myślałam , że jest samotna bo brakuje jej jakby córki.
Na starszą synową narzeka już od 16 lat, że ona do tej pory nie umie gotować, sprzątać,źle się zajmuje dziećmi( co jest bzdurą ). Na mnie też wymyśla, że jestem z biednej rodziny, mama mnie nie kochała itp, nic nie umiem,moje dzieci nie mają szans w życiu, nie zarabiam pieniędzy, mój mąż jak się tego nasłucha to wymiotuje.
No i jest potworem bo ją porzucił a przecież oni łaskawie zaakceptowali nasze małżeństwo choć mieli prawo !? mnie pogonić do diabła.Wszyscy znajomi jego rodziców znajomi uważają, że on popełnił wobec własnej matki nieuczciwość i nie mogą zrozumieć co on widzi we mnie. Czasem czuję się jak konkubina.To trwa już przeszło 11 lat.
Może wtedy zmieniłaby swoje postępowanie. Jak nie, to niewiele stracisz.
To nie Ty jesteś problemem. Może trzeba się zastanowić nad rozluźnieniem kontaktów? Czy rodzice Męża potrzebują waszej konkretnej, nie wydumanej pomocy?
Nie liczyłabym na "wychowanie " tesciowej, czy zmianę postępowania. Straci: nerwy i czas, a stara się już 11 lat.
Problemem tu nie jesteś Ty- Megi, tylko niedojrzała emocjonalnie teściowa.
Trudno liczyć, że to się zmieni, jeśli nie dorosła do tej pory, to już "po ptokach".
Jedyną mądrość, którą powiedziała to ta, że nie jest niańką i nie ma obowiązku bawienia Waszych dzieci. Zresztą pomyśl- czy chciałabyś, żeby Ci wypominała każdy soczek, każdą umytą pupę, każdy ugotowany obiadek tak, jak wypomina Twojemu mężowi dwumiesięczny "wikt mleczny"?
Przecież byś tego nie zniosła!
Ja zresztą też nie!
Ale, żeby rozmawiać z teściową musisz mieć męża po swojej stronie- nastawionego tak, że żadne łzy i płacze mamuśki go nie złamią.
Rzecz jest w metodach wychowawczych: albo widujemy się na moich warunkach, albo w w ogóle.
To zresztą nie jest kwestia wychowania tylko ułożenia relacji w sposób, który nie męczy do granic wytrzymałości. Szkoda energii.
Ja staram się tych błędów nie popełniać, ale sama się czasem łapię , że wrzeszczę o bałagan na Dominika a to najmłodsza- Justynka naśmieciła.
Kiedyś powiedziałam Izie , że chłopcy są głupsi od dziewczyn ( skarżyła się , że jej kolega 2 klasa podst.zaproponował jej sex - chyba sam nie wie co to jest), teraz się boję, że jej wypaczyłam obraz mężczyzn.
Ruda Megi: niepokojące jest to,że mąż tak to przeżywa, chodzi mi o te wymioty....
Niestety nie zawsze sie tak da, na ogół trzeba szukać zgniłego kompromisu.
ja przeszłam też trochę ze swoją teściową wiem jedno: cokolwiek byś nie robiła, nawet gdybyś spełniała jej wszystkie życzenia, urodziła i wykarmiła dzieci tak, jak ona to uważa za słuszne (co jest oczywiście totalną bzdurą), nigdy nie spełnisz jej wymogów. Bo to ona ma problem!
Ja wiele dni przepłakałam z tego powodu, chciałam przekładać ślub, były rozmowy, które kończyły się wrzaskami i trzaskaniem drzwiami...
Pomogło dopiero modlenie się za nią, o wszystkie jej potrzebne łaski (choć to było strasznie trudne), dużo modlitwy o pokorę dla mnie, częsta spowiedź (a w konfesjonale ciągle słyszałam: Modlisz się za swoją teściową?), Komunia Św.
No i jedność z mężem ponad wszystko. Czasem nasze rozmowy na ten temat wyglądały tak, że ja ryczałam godzinę, zanim w ogóle coś z siebie wydusiłam, trudno mi było w ogóle zrozumieć, dlaczego aż tak bardzo to wszystko boli. Ale to pomogło. I z takich naprawdę do bólu szczerych rozmów wychodziliśmy zawsze wzmocnieni.
Masz u mnie +++.
PS: Ja też miałam cc, więc wiem, jak boli fizycznie i psychicznie :( :*
Co prawda mój mąż pracuje w mieście i często wpada do nich więc nie mogą dalej mówić , że się nimi nie interesuje i że umrą w zapomnieniu. To ja czekam na tym odludziu( które lubię ) aż on wróci późno. A jestem od niego w pewnym sensie zależna bo on ma samochód a po zakupy trzeba pojechać czy coś.Ale jego mama nadal usiłuje kierować naszym życiem i to tak, żebym była w hierarchii równa z psem.Potem mówi, że to wada mojego charakteru, jestem słaba , niezdecydowana, emocjonalnie niedojrzała i ktoś musi podjąć ster. Jeśli się na coś nie zgodzę, to ją ,, zabijam ". ona przeżyła w życiu wiele przykrości umarł jej tato jak miała 15 lat,raka piersi a po ciąży musiała uciąć włosy bo tak mój mąż ją wyniszczył.
Moja mama urodziła nas 6 i wielkie mi halo, nigdy nie wypomniała, że się namęczyła.raz teściowa zaprowadziła mnie do psychiatry, żeby stwierdził u mnie niedorozwój psychiczny bo fizyczny widać gołym okiem.Zapłaciła mu ale lekarz był po mojej stronie.
Jak oni usiłowali ze mnie zrobić złodzieja cudzych synów, zaproponowałam, żebyśmy poszli na terapię rodzinną koło katedry.Jeśli to faktycznie ze mną jest coś nie tak to specjaliści to wychwycą a jeśli z nimi to się okaże.Może pomogą nam się dogadać.Nie mam z kim o tym pogadać pod kątem chrześcijańskim.
Mama nie zgodziła się.
Pamietaj - dbaj o siebie (i o umysł i o wyglad), staraj sie nie lapac dolow itp. Ile lat maja wasze dzieci? Wiem,ze rady dobrze sie daje, ale co ze szkola, dojazdami, z tymi zakupami i np. chociazby jesli bedzie koniecznosc naglego pojechania do lekarza? Jesli masz prawo jazdy, to naprawde powinniscie miec drugi samochód "na wszelki wypadek", jesli nie masz, to zainwestuj w prawko. Co to znaczy, ze maz jedzie do rodziców czesto? Czy to codziennie, co drugi dzien, raz w tygodniu? Jesli to pierwsze lub drugie - nie powinno tak byc! Wiem, latwo sie mowi... Ja tez mam "silna" tesciowa - u niej w domu, glowa jest ona, u nas natomiast mój maz ma najsilniejszy charakter, wiec wszelkei konflikty rozgrywaja sie miedzy nimi - ja nie mam potrzeby sie wlaczac (bylo kilka przypadków, kiedy glosno poparlam meza w rozmowach z mama, ale nie mialo to sensu, bo tylko zaognialo sytuacje, wiec teraz ja sie wcale oficjalnie nie wlaczam w drazliwe dyskusje). Inna sprawa jest, ze mimo, ze bywaja miedzy nimi konflikty, poniewaz sa tacy sami, to poniewaz sa tacy sami maja tez wspólne cele i wzajemne zrozumienie i poparcie w wiekszosci spraw. Mezowi bardzo zalezy na pozytywnej opinii mamy, wiec jakakolwiek krytyka znacznei bardziej go dotyka niz np. ojcowska. Wydaje mi sie, ze ty powinnac robic swoje, a to twój maz powinien stanac miedzy toba a tesciowa, ochronic ciebie i swoja rodzine.
Bo np. moja teściowa miała tylko 2 dzieci - tak zaplanowała i nie rozumie jak ktoś może mieć więcej.Zwykle mówiąc o zaborczej matce , ludzie mają na myśli mamę jedynaka. Czy to nie jest tak, że te kobiety instynktownie chciałby mieć dzieci bez przerwy dla tego nie pozwalają swoim dorosłym pociechom odejść ?
Cokolwiek chciałabym napisać, zostało już tu napisane. Współczuję
Miałam i mam podobnie z teściami. Pomaga modlitwa, nie odpłacam za wyrządzone krzywdy czy niesprawiedliwość, za to robię swoje nie przejmując się gadaniem. Jej zdanie, jej problem.
Aha, one to robią z zazdrości. Teraz umiem modlić się za teściową.
Poprzednie mojego męża dziewczyny zrywały z nim z powodu mamy.Ja wiedziałam, ze ona jest zaborcza, ale brałam poprawkę na to , że moja ( choć wielodzietna ) też na swój sposób.Podlizywałam się jak taki mały prymusek.Ale ona to wyczuła po za tym dla teścia co rude to fałszywe. Nic z tym nie zrobiłam i przez lata pozwoliłam aby wchodzili mi na głowę. Dla mnie to po prostu była mama mojego chłopaka i nie widziałam w niej rywalki.Nie chciałam widzieć , choć były osoby , które mnie uprzedzały. Ale dla mnie psychologiczna wersja o naturalnej odwiecznej walce żony i matki o tego samego ,,mężczyznę" jest zboczona.A już na pewno niechrześcijańska. Myślałam, że jak jest nadopiekuńcza to brakuje jej raczej dziewczyny ( córki, synowej) sądziłam , że jest samotna wśród facetów.Mój mąż czasem prosił ,, zajmij się mną a nie moją mamą".Ale później zdałam sobie sprawę , że służę jej tylko jako wabik na jej syna. Jak już był on to ja stałam się niepotrzebna a nawet zawadzam:sad:
Mój mąż jednak gdy ja nie mam na jakiś temat tego samego zdania co jego rodzice ( teściu tylko przytakuje teściowej i nie ma własnego) to dla świętego spokoju przeprasza rodziców za mój zły charakter.Sam jest chyba rozerwany czy poświęcić się rodzicom czy mi i dzieciom.
Może trzeba by najpierw popracować z nim, to jest uświadomić mu ten cały mechanizm tak, by był w stanie on się postawić.