Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Cele małżeństwa

124»

Komentarz

  • Czachura powiedział(a):
    Ja bardzo lubię sformułowanie ze starego katwchizmu, że małżeństwo to umiejętność ;) co tłumaczy dlaczego na początku jest trudno, a jak się nie praktykuje czynnie to jest co raz gorzej ;)

    Świetne, a nie znałem. Bardzo dziękuję!
  • ela99 powiedział(a):
    Ja już doszłam do etapu, że trwam dla dzieci. Jak druga strona się nie stara to co można zrobić ?

    A próbowałaś sobie przypomnieć dlaczego się zdecydowałaś być z tym konkretnym człowiekiem?
    Czy naprawdę aż tak bardzo się zmienił?
    Czasem nasze oczekiwania rosną i rosną i przerastają nas samych.
    A jak człowiek się zastanowi nad sobą, to się okazuje,że ta druga strona akceptuje w nas bardzo dużo i nie marudzi ;).
    I można wtedy powiedzieć : dziękuję Ci za ...kocham cię.
    I powtarzać to dużo razy razem ,żeby tej drugiej stronie uświadomić,
    że ją doceniamy,że bycie razem jest ważne,że to nie wcale nie tak,że było,mineło nie może już być fajnie.
    Zmiana to proces, nie dzieje się z dnia na dzień,potrzebuje czasu i cierpliwości.
    Może się nie udać ,ale może się jednak udać.
    Myślę że warto zakochać się w sobie jeszcze raz ,na nowo.

  • Ale do czego ma być formowanie tych małżonków? Formacja dotyczy religijności; z lekka wątpię, by małżeństwa się rozpadały lub nie miały dzieci, bo im brakuje odpowiedniego poziomu religijnego. 

    Małżeństwo rozumiane tradycyjnie ma szanse funkcjonować, jeśli jest osadzone w społecznych ramach. A dziś ich brakuje. Choćby nie wiem jak się napocić i jaki poziom religijny osiągnąć, gdy dochodzi do pogorszenia relacji, a potem do jej zniszczenia i pomimo prób naprawy nie widać by było lepiej - to nie ma społecznych ram utrzymujących ludzi w takim związku. Nie ma do czego się odwołać. W praktyce ludzie doświadczają, że działanie wbrew normie jest lepsze dla nich, ich małżonków i ich dzieci.

    Żyjemy w społeczeństwie, gdzie większość ludzi podstawowe potrzeby ma już zaspokojone, bez względu na to, czy będą trwać w małżeństwie czy nie. Wtedy te pozostałe potrzeby - więzi, realizacji - zaczynają mieć pierwszorzędne znaczenie. Nie ma wystarczającego powodu, by rezygnować z własnego szczęścia.

    Dla mnie to jest błędne koło; wielu ludzi nie powinno być po prostu dopuszczone do małżeństwa, bo nie była dość dojrzała. I to wcale nie znaczy, że kiedyś ludzie byli dojrzalsi. Może nawet byli mniej dojrzali; ale współcześnie podjęcie zobowiązań małżeńskich wymaga większej dojrzałości, niż kiedyś. Z drugiej strony przyjęcie, że większość małżeństw była zawarta nieważnie w praktyce rozsadza nierozerwalność.
  • edytowano sierpień 2021
    Turturek powiedział(a):
    Bo Tomasz napisał że w krańcowych postawach konsensus jest lepszym rozwiązaniem niż kompromis. Niestety krańcowe postawy zawsze muszą z czegoś zrezygnować, żeby się dogadać.

    Ja też znam osoby niewierzące które szanują katolików i znam małżeństwa mieszane. Wiele takich małżeństw się rozpadło, o jednym wiem, że są szczęśliwi po długoletnim pożyciu. Jednak zawsze zastanawia mnie jak osoba wierząca znosi świadomość tego, że jej współmałżonek nie zostanie zbawiony. Być może albo ma do końca nadzieję na jego nawrócenie, albo liczy że wszyscy "dobrzy" ludzie zostaną zbawieni bez względu na wiarę, a może sama straciła wiarę i została jej tylko religijność obrzędowa z przyzwyczajenia.
    Dla mnie to co pisze @TiE jest dziwne. Pod niektórymi jego wpisami mógłbym się podpisać obiema rękami, a zaraz potem odczuwam dysonans czytając następny wpis.

    Może jest tu jakiś teolog, który wytknąłby błąd w moim myśleniu, bądź w myśleniu Tomasza nt herezji Pelagiusza? Bo przecież (w/g mnie) zbawienie człowieka w prostej linii jest zależne od wysiłku duszy człowieka: a więc jego serca, umysłu i woli. Przede wszystkim jednak w sercu człowieka musi znaleźć swoje miejsce Prawdziwa Miłość, czyli Bóg. To nie zmienia faktu że sama dusza ludzka jest zbyt słaba i dlatego Konieczna jest Łaska Boża. Ale ten warunek konieczny zaistnieje zawsze, bo Bóg pragnie zbawić wszystkich ludzi. Pelagiusz twierdził, że ten warunek konieczny, nie jest taki konieczny...

    @Turturek Jaką wiarę ma ta osoba, że ośmiela się przypuszczać że małżonek nie zostanie zbawiony? Czy uważa, że zabił on w swym sercu wszelką miłość? Do niej także?(Nie mylić miłości z miłością własną, czyli egoizmem, który jest główną siłą napędową piekła) Skąd się bierze ten prymitywny strach przed Bogiem? Zaraz pod tym cytowanym tekstem @TiE słusznie odpisał, ze bardzo ważna jest dobra wola. Jest ona w stanie zmienić drugiego człowieka na dobre, oczywiście przy poszanowaniu jego wolnej woli

     
  • Anawim powiedział(a):
    Ale do czego ma być formowanie tych małżonków? Formacja dotyczy religijności; z lekka wątpię, by małżeństwa się rozpadały lub nie miały dzieci, bo im brakuje odpowiedniego poziomu religijnego. 

    Małżeństwo rozumiane tradycyjnie ma szanse funkcjonować, jeśli jest osadzone w społecznych ramach. A dziś ich brakuje. Choćby nie wiem jak się napocić i jaki poziom religijny osiągnąć, gdy dochodzi do pogorszenia relacji, a potem do jej zniszczenia i pomimo prób naprawy nie widać by było lepiej - to nie ma społecznych ram utrzymujących ludzi w takim związku. Nie ma do czego się odwołać. W praktyce ludzie doświadczają, że działanie wbrew normie jest lepsze dla nich, ich małżonków i ich dzieci.

    Żyjemy w społeczeństwie, gdzie większość ludzi podstawowe potrzeby ma już zaspokojone, bez względu na to, czy będą trwać w małżeństwie czy nie. Wtedy te pozostałe potrzeby - więzi, realizacji - zaczynają mieć pierwszorzędne znaczenie. Nie ma wystarczającego powodu, by rezygnować z własnego szczęścia.

    Dla mnie to jest błędne koło; wielu ludzi nie powinno być po prostu dopuszczone do małżeństwa, bo nie była dość dojrzała. I to wcale nie znaczy, że kiedyś ludzie byli dojrzalsi. Może nawet byli mniej dojrzali; ale współcześnie podjęcie zobowiązań małżeńskich wymaga większej dojrzałości, niż kiedyś. Z drugiej strony przyjęcie, że większość małżeństw była zawarta nieważnie w praktyce rozsadza nierozerwalność.
    coś mi tu zgrzyta, w tych pozostałych potrzebach,
    na pewno są one wszystkie sterowalne przez obraz świata, jaki dostajemy z mediów, jednak i plemienność (nacjonalizm), i potrzeba pozostawienia po sobie potomstwa, są chyba ciągle wystarczająco silne, by się tym innym "potrzebom" przeciwstawić.
    To jedno,
    a drugie to, być może dający się jakoś adaptować, przykład tradycyjnych wspólnot religijnych w Izraelu, gdzie rodzina i dzietność ma się chyba znakomicie.
  • Pioszo54 powiedział(a):
    coś mi tu zgrzyta, w tych pozostałych potrzebach,
    na pewno są one wszystkie sterowalne przez obraz świata, jaki dostajemy z mediów, jednak i plemienność (nacjonalizm), i potrzeba pozostawienia po sobie potomstwa, są chyba ciągle wystarczająco silne, by się tym innym "potrzebom" przeciwstawić.
    To jedno,
    a drugie to, być może dający się jakoś adaptować, przykład tradycyjnych wspólnot religijnych w Izraelu, gdzie rodzina i dzietność ma się chyba znakomicie.
    Nie wiem, czy są sterowalne. W znanych mi przypadkach chodzi o jakość relacji z mężem/żoną. Odchodzący (lub obie strony) przestaje widzieć sens we wspólnym mieszkaniu z kimś, z kim się nie ma relacji. Skoro nie ze wspólnej roli się utrzymują, mieszkanie można wynająć itd. (czyli podstawowe potrzeby są zaspokojone bez względu na podjętą decyzję), to inne kryteria zaczynają odgrywać rolę. 
    Kwestia potomstwa też jest niejednoznaczna - toksyczne oddziaływanie między takimi wypalonymi małżonkami często jest co najmniej wskazaniem do separacji. 

    A co do wspólnot religijnych - zgadzam się. One właśnie dają te społeczne ramy. Z tego, co obserwuję, kościelne wspólnoty nie mają takiej siły oddziaływania; są niewystarczająco radykalne.
    Podziękowali 2malagala Odrobinka
  • Tomasz i Ewa powiedział(a):
    Zbawienie jest łaską Boga i nie da się zasłużyć na nie. Jest darmowe i niezależne od woli człowieka. Czy to oznacza, że można się nie starać lub robić co się chce? Nie. Wiara bez uczynków jest martwa. Uczynki zaś są konsekwencją, niejako produktem ubocznym żywej wiary. Można np. spełniać uczynki miłosierdzia będąc ateistą, kierując się przy tym pobudkami humanistycznymi. Jeśli w sercu uznajemy i ustami wyznajemy, że Jezus jest Mesjaszem, który umarł i zmartwychwstał to spełniamy WK zbawienia lecz nie WKW. Można zaryzykować, że nasze uczynki świadczą o prawdziwości naszej wiary. 

    T


    No właśnie. A ja uważam, tzn taka jest moja wiara, że nikt inny w taki sposób, tak jak tylko Bóg, bardzo szanuje wolę człowieka. I zbawienie człowieka generalnie zależy od człowieka woli, a także pozostałych władz duszy. Niby drobnostka, ale mocno rzutuje na całokształt wiary.

    Wytłuszczyłem różnicę poglądów, bo z pozostałymi twierdzeniami zgadzam się jak najbardziej  :)
  • Anawim powiedział(a):
    Pioszo54 powiedział(a):
    coś mi tu zgrzyta, w tych pozostałych potrzebach,
    na pewno są one wszystkie sterowalne przez obraz świata, jaki dostajemy z mediów, jednak i plemienność (nacjonalizm), i potrzeba pozostawienia po sobie potomstwa, są chyba ciągle wystarczająco silne, by się tym innym "potrzebom" przeciwstawić.
    To jedno,
    a drugie to, być może dający się jakoś adaptować, przykład tradycyjnych wspólnot religijnych w Izraelu, gdzie rodzina i dzietność ma się chyba znakomicie.
    Nie wiem, czy są sterowalne. W znanych mi przypadkach chodzi o jakość relacji z mężem/żoną. Odchodzący (lub obie strony) przestaje widzieć sens we wspólnym mieszkaniu z kimś, z kim się nie ma relacji. Skoro nie ze wspólnej roli się utrzymują, mieszkanie można wynająć itd. (czyli podstawowe potrzeby są zaspokojone bez względu na podjętą decyzję), to inne kryteria zaczynają odgrywać rolę. 
    Kwestia potomstwa też jest niejednoznaczna - toksyczne oddziaływanie między takimi wypalonymi małżonkami często jest co najmniej wskazaniem do separacji. 

    A co do wspólnot religijnych - zgadzam się. One właśnie dają te społeczne ramy. Z tego, co obserwuję, kościelne wspólnoty nie mają takiej siły oddziaływania; są niewystarczająco radykalne.
    a jakość relacji bierze się też, w dużym stopniu, z oczekiwań, jakie narzuca ludziom "świat", w jakie role ich wtłacza
    Podziękowali 1malagala
  • No tak, to co piszesz można zrozumieć dosłownie. Ale można zrozumieć to tak, że nie jesteśmy jako ludzie wszechmocni, ale mamy wszechmocnego Ojca, który jest gotowy spełnić każdą naszą zachciankę. Nawet taką, która polegałaby na życiu z nim, bądź odrzuceniu go, mimo że pragnąłby nas mieć przy sobie. Nie mamy silnej woli, bystrego umysłu, czy szlachetnego serca. To ma Ojciec. Ale możemy Go zapragnąć, bądź odrzucić. Teraz, gdy żyjemy na Ziemi, On nas przyciąga do Siebie, bo nas kocha. Ale po śmierci będzie sąd, na którym On sam zatwierdzi nasze wybory.

    To jest moja wiara, którą dość długo budowałem w sobie. Być może popełniam jakiś błąd, ale po ludzku, ciężko mi go zobaczyć. Poza tym wiara, to wiara, tu pewne rzeczy powinno się przyjmować sercem, bo typowo racjonalna analiza tekstów, nawet świętych, może wprowadzić w błąd.

  • edytowano sierpień 2021
    Nie uznaję racjonalizmu. Ma on wiele błędów, które dostrzegam też w twoich wpisach. Rozum działa jak mu serce dyktuje, a serce przyjmuje tylko to z czym zgadza się umysł. Dusza ludzka jest spójna. Umysł, serce, wola tworzą jedność.

    Według mnie wiara budowana jest przez to co sercem uzna się za wartość, umysłem się ją potwierdzi, a za pomocą woli wdroży w życie. Moje myślenie różni się od twojego, dlatego, że sercem przyjąłem inne założenia niż Ty. Dlatego moja wiara jest spójna z moim myśleniem, ale nie jest spójna z twoim myśleniem (rozumem). Stąd twój wniosek. 

    Poczytaj o błędach poznawczych. Bo to tak naprawdę nie są błędy, tylko błędne założenia racjonalizmu, co do tego jak działać powinien umysł.
  • Tomasz i Ewa powiedział(a):
    Negujesz Fides et ratio?

    T
    Szczerze to mam pewne kłopoty z niektórymi tekstami Jana Pawła II. Raczej ze zrozumieniem, niż z akceptacją. Nie neguje czegoś, co nie do końca rozumiem. Z chęcią bym też polemizował z kimś otwartym na moje argumenty oraz mającym tyle cierpliwości, aby wytłumaczyć mi swój punkt widzenia.

    Pewnych rzeczy nie rozdzielam. Dla mnie jest tak prościej np uznać że Bóg jest Dobry i Wszechmocny. Analizując te dwa przymioty, można dojść do wniosku że Bóg jest albo Dobry, albo Wszechmocny. Równie dobrze można przyjąć bez żadnych dowodów zarówno założenie że Bóg jest dobry, jak i bardzo zły.

    Dlatego przemawia do mnie podejście o trójdzielnej duszy ludzkiej i jej ograniczeniach. Wierzę w Boga bo to co przyniósł ludzkości Jezus bardzo do mnie przemawia. Nie bardzo przemawia do mnie to co napisał JPII: „wiara i rozum są jak dwa skrzydła unoszące człowieka ku kontemplacji prawdy” Bo dla mnie jest to jakby wycinek czegoś większego co bym opisał słowami: "Rozum serce wola to jakby trzy narzędzia którymi otworzysz drzwi do Prawdy"
  • Trochę smutno się tutaj pisze. Niby to głównie Tomasz ze mną polemizuje, ale mam takie wrażenie, że ciężko w ogóle jest wypowiedzieć szczerze, swoje poglądy, nie otrzymawszy przykrych komentarzy i/lub zwykłego ignorowania. I to w wątku dotyczącym duszpasterstwa małżeństw. Coraz mniej jest miejsc, gdzie można dostać zwykłe, ludzkie wsparcie. Chyba tego głównie dotyczy kryzys w Kościele. Szkoda.
  • Biznes Info powiedział(a):
    Trochę smutno się tutaj pisze. Niby to głównie Tomasz ze mną polemizuje, ale mam takie wrażenie, że ciężko w ogóle jest wypowiedzieć szczerze, swoje poglądy, nie otrzymawszy przykrych komentarzy i/lub zwykłego ignorowania. I to w wątku dotyczącym duszpasterstwa małżeństw. Coraz mniej jest miejsc, gdzie można dostać zwykłe, ludzkie wsparcie. Chyba tego głównie dotyczy kryzys w Kościele. Szkoda.
    Rozumiem Cię. Myślę, że wsparcie łatwiej dostać w realu. Internet sprzyja przykrym komentarzom, ignorowaniu, braku empatii.
     
    Długo prosiłam Boga o życzliwych ludzi. Błagałam nawet czasem. I dał  w swoim czasie w Kościele.
    Podziękowali 1Biznes Info
  • Ostatnio nawet w domu mnie poniosło i powiedziałem swej młodzieży, że trzymam z Bogiem i nie zamierzam przestać. Nawet jakby miał On być ostatnią osobą z którą rozmawiam. Teraz już mi lepiej, dołek minął, moja sinusoida idzie ku górze  :)

    Jakby ktoś był ciekawy, jak należy patrzeć na konflikty międzyludzkie okiem Stevena Reissa to polecam: 
    https://ipolska.pl/tags/analiza_motywacyjna
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.