W ciągu 2 dni dowiedziałam się o 3 rozwodach wśród sąsiadów, znajomych. W każdym przypadku mąż odszedł.
Przybiło mnie.
Co mogę zrobić, aby moi synowi kiedyś też nie odeszli od swoich żon? Zakładam, że rodzice tych facetów chcieli ich dobrze wychować, a jednak oni nie wytrwali w małżeństwie. Na czym się skupić w wychowaniu, póki jeszcze mam na nich wpływ, co najbardziej pomoże, ukształtuje do wierności? Macie jakieś pomysły, może doświadczenie, co jest najistotniejsze?
Komentarz
Małżeństwo jest grą zespołową, przyczyny są zawsze po obu stronach.
A odpowiadając na tytułowe pytanie - polecam kurs dla małżeństw https://misterogrande.pl/zaslubieni-jezusowi
Planujemy po wakacjach założyć grupę i poprowadzić ten kurs. Gdyby ktoś z okolic okołowarszawskich miał ochotę się dołączyć, to niech da znać.
Decyzja o małżeństwie jest chyba najważniejszą decyzją w życiu
Nie bać się rozmawiać.
Nie bać się rozmawiać.
( syna i w przyszłości) wiernego męża można wychować samemu będąc wierną w codzienności i w drobnych sprawach jego tacie.
Męża własnego też można wychować, samemu temperując nieustannie swój ( nie przypadkiem jego) „charakterek”.
Mozolne bardzo, wcale niespektakularne, ale sprawdzone i innego sposobu nie znam
Możemy dawać przykład, modlić się, ale nie jesteśmy w stanie wpłynąć na dorosłe dzieci. Zwłaszcza cudze.
1. Dla bardzo wielu osób małżeństwo znaczy ni, narzeczeństwo znaczy nic. Nie rozumieją w ogóle tych pojęć.
2. Osoby dorosłe bywają kompletnie nieprzygotowane do życia i w dwójkę, i w pojedynkę.
3. Poziom umiejętności komunikacyjnych u niektórych jest taki, że np. kobieta pyta się w internecie innych kobiet, czy one robią mężom rano kanapki do pracy, bo ona nie robi i mąż ma pretensje. Więc pyta się randomów z internetu, czy ma robić te kanapki.
4. Łatwość kontaktów seksualnych sprawia, że dla niektórych nie mają one żadnej wyjątkowości. Tj. zamienić osobę X na Y nie jest żadnym problemem.
Mimo wszystko jest nadzieją, że po czasie uleczą rany, znajdą swoje miejsce.
1. Zdarza się, że z sytuacji beznadziejnej po ludzku patrząc powstaje w czasie rodzina.
2. Zdarza się, że wszystko wydaje się dobrze rokować, a finał smutny.
Szczęśliwie na tym świecie jeszcze wiele rzeczy może się zmienić. Ludzkie wybory dokonują się w czasie.
Moim zdaniem w środowisku koscielnym problem jest zwykle odwrotny do tego, co się przedstawia
Ludzie za bardzo chcą się dostosować. Za mało myślą o sobie i swoich potrzebach. Nie umieją ich wyrażać. Nie są szczerzy że sobą i z osobą, z którą żyją. Żyją rok, dwa, trzy, dziesięć, nie robiąc tego, co chcą. I szambo wybija. I w jakimś sensie dobrze, że wybija, bo mozna posprzątać. Źle, że w ogóle aż taki problem powstał.
Takze co do pytania - moim zdaniem generalna wiadomość: "kochaj i rób co chcesz"
Ps: ja jestem z frakcji, ze wszystko sie da pogodzic, nawet modeling i imprezy z rodzicielstwem... Nawet niedojrzałość da się pogodzic, ale trzeba chcieć się zmieniać, no i nie jest to dobry punkt startowy... jedynie nie da sie pogodzic niecheci do zakladania rodziny z zakladaniem rodziny... niestety ślub stał się trochę przepustką do seksu na legalu... nie mówię, że tak było w tym przypadku... Ale jest takie myślenie trochę, zwlaszcza, ze na jednym oddechu zawsze mowimy o wstrzemiezliwosci i o npr, wiec slub jest do seksu, nie do dzieci potrzebny... Młodzi w Kościele mają przymusowy celibat przez 10-15 lat... inaczej do piekła... Ciało swoje, dostosowanie społeczne swoje... oczywiście poza Kościołem są inne problemy, ale w kontekście większości osób tutaj nie ma to znaczenia.
Niektóre znajome córki ( osoby przed 30) są po operacjach powiększenia biustu, ust.
Byłam w Krk 2 dni temu i wróciłam przygnębiona i zdegustowana ( w tym poglądami córki też) bo sobie szczerze pogadałyśmy przy winku. I otrząsnąć się nie mogę…
@mammamia bardzo mi przykro czytać o sytuacji syna
Czucie się atrakcyjną, podobanie się sobie też jest ważne, więc nie krytykuję zabiegów i operacji plastycznych, choć łatwo przegiąć i osiągnąć karykaturalny efekt. Ja lubię swój naturalny wygląd (za to czasem wydaje większą kwotę na perfumy czy kosmetyki naturalne), ale nie oceniam dziewczyn, które chcą coś poprawić. Zamiast krytykować je za to, lepiej zachęcać do rozwijania głębszych zainteresowań, promować wartościowe formy spędzania czasu.
Z drugiej strony ta młodzież ma dobre serca, jest pracowita. Czemu tak bardzo stawiają na pic i błysk? Nie widzą, że przedobrzają?