Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Jak wychować wiernego męża?

W ciągu 2 dni dowiedziałam się o 3 rozwodach wśród sąsiadów, znajomych. W każdym przypadku mąż odszedł.
Przybiło mnie.
Co mogę zrobić, aby moi synowi kiedyś też nie odeszli od swoich żon? Zakładam, że rodzice tych facetów chcieli ich dobrze wychować, a jednak oni nie wytrwali w małżeństwie. Na czym się skupić w wychowaniu, póki jeszcze mam na nich wpływ, co najbardziej pomoże, ukształtuje do wierności? Macie jakieś pomysły, może doświadczenie, co jest najistotniejsze?
«1345

Komentarz

  • To, że mąż odszedł, nie oznacza jeszcze wyłącznej winy męża. W ogóle nic nie oznacza.
    Podziękowali 3hipolit asiao Berenika
  • Beta powiedział(a):
    Co mogę zrobić, aby moi synowi kiedyś też nie odeszli od swoich żon?

     Nic nie możesz zrobić prócz wpajania odpowiedzialności i uczciwości. Małżeństwo zależy od obydwu stron, nie tylko od wierności jednej. Niewierność zazwyczaj pojawia się kiedy już coś się w małżeństwie popsuło. Problemem współczesnych czasów jest to, że każdy ma swoją wizję związku i próbuje ją wymusić na drugiej osobie. Zapatrzeni jesteśmy we własne ja i nawet nie próbujemy dostrzec potrzeb małżonka(-ki). Bez dialogu i WZAJEMNYCH ustępstw, nie da się zbudować szczęśliwego związku. Miłość musi być poparta zaufaniem, a zaufanie wynika z poznawania i akceptowania siebie na wzajem.


  • No dobra, to może jak wpoić tą odpowiedzialność, że o małżeństwo się dba? Że się nie odchodzi, tylko ratuje.
  • Wilfrid powiedział(a):
    To, że mąż odszedł, nie oznacza jeszcze wyłącznej winy męża. W ogóle nic nie oznacza.
    Dla mnie oznacza przede wszystkim, że zlamał przysiegę. Zrezygnował z wysiłku naprawienia, tego co było złego w małżeństwie i po prostu odszedł.
  • Wilfrid powiedział(a):
    To, że mąż odszedł, nie oznacza jeszcze wyłącznej winy męża. W ogóle nic nie oznacza.
    Cóż, zgadzam się z przedmówcą.

    Małżeństwo jest grą zespołową, przyczyny są zawsze po obu stronach.

    A odpowiadając na tytułowe pytanie - polecam kurs dla małżeństw https://misterogrande.pl/zaslubieni-jezusowi

    Planujemy po wakacjach założyć grupę i poprowadzić ten kurs. Gdyby ktoś z okolic okołowarszawskich miał ochotę się dołączyć, to niech da znać.
    Podziękowali 1Klarcia
  • Beta powiedział(a):
    W ciągu 2 dni dowiedziałam się o 3 rozwodach wśród sąsiadów, znajomych. W każdym przypadku mąż odszedł.
    Przybiło mnie.
    Co mogę zrobić, aby moi synowi kiedyś też nie odeszli od swoich żon? Zakładam, że rodzice tych facetów chcieli ich dobrze wychować, a jednak oni nie wytrwali w małżeństwie. Na czym się skupić w wychowaniu, póki jeszcze mam na nich wpływ, co najbardziej pomoże, ukształtuje do wierności? Macie jakieś pomysły, może doświadczenie, co jest najistotniejsze?
    Może odeszli bo im żona kazała
  • Ja znam więcej przypadków że żona odchodzi.
    Decyzja o małżeństwie jest chyba najważniejszą decyzją w życiu 
  • Modlić się. Starać się o własne małżeństwo, by nie było antyprzykladem.
    Nie bać się rozmawiać.
    Podziękowali 2asiao jan_u
  • Modlić się. Starać się o własne małżeństwo, by nie było antyprzykladem.
    Nie bać się rozmawiać.
  • Może górnolotnie, ale myślę tak:
    ( syna i w przyszłości) wiernego męża można wychować  samemu będąc wierną w codzienności i w drobnych sprawach jego tacie.
    Męża własnego też można wychować, samemu temperując nieustannie swój ( nie przypadkiem jego) „charakterek”.
    Mozolne bardzo, wcale niespektakularne, ale sprawdzone i innego sposobu nie znam :)
    Podziękowali 2Beta Nika76
  • Być przykładem wierności małżeńskiej, zrobić wszystko co w swojej mocy by dziecko miało wiarę, nie pozwolić żeby nieznane treści płynące z ekranu smartfona przechwyciły umysł dziecka, zaangażować dziecko we wspólnocie i powiedzieć żeby szukało sobie żony wśród osób wierzących. 
    Podziękowali 1Beta
  • Mój syn poznał żonę w szkole katolickiej. Długo ze sobą chodzili, ona nalegała na ślub, który był piękny i huczny. Syn bardzo zakochany. Po trzech latach małżeństwa było już jasne, że synowa jest  całkowicie niedojrzała do związku, ponad miarę pragnąca atencji i zainteresowana jedynie imprezami, własną urodą i marzeniami o modelingu. Bez empatii i współczucia, chociaż dobrze się maskuje. Mam wrażenie, że nawet zdemoralizowana. Całe szczęście, że nie pojawiły się dzieci. Wszystko się rozpadło i to mój syn - bardzo poraniony - złożył pozew o rozwód. Będzie także postępowanie w Kościele. Czy mogłam temu zapobiec? Nie. I rodzice tej mojej synowej też nie. Syn wychowany w wierze, ministrant, blisko Kościoła. Ona też. 


    Możemy dawać przykład, modlić się, ale nie jesteśmy w stanie wpłynąć na dorosłe dzieci. Zwłaszcza cudze.
  • edytowano maja 2023
  • mammamia powiedział(a):
    Mój syn poznał żonę w szkole katolickiej. Długo ze sobą chodzili, ona nalegała na ślub, który był piękny i huczny. Syn bardzo zakochany. Po trzech latach małżeństwa było już jasne, że synowa jest  całkowicie niedojrzała do związku, ponad miarę pragnąca atencji i zainteresowana jedynie imprezami, własną urodą i marzeniami o modelingu. Bez empatii i współczucia, chociaż dobrze się maskuje. Mam wrażenie, że nawet zdemoralizowana. Całe szczęście, że nie pojawiły się dzieci. Wszystko się rozpadło i to mój syn - bardzo poraniony - złożył pozew o rozwód. Będzie także postępowanie w Kościele. Czy mogłam temu zapobiec? Nie. I rodzice tej mojej synowej też nie. Syn wychowany w wierze, ministrant, blisko Kościoła. Ona też. 


    Możemy dawać przykład, modlić się, ale nie jesteśmy w stanie wpłynąć na dorosłe dzieci. Zwłaszcza cudze.
    Żyję nadzieją, że modlitwa jest formą wpływania.
    Podziękowali 1Joannna
  • Mam taką refleksję około tematu:

    1. Dla bardzo wielu osób małżeństwo znaczy ni, narzeczeństwo znaczy nic. Nie rozumieją w ogóle tych pojęć.

    2. Osoby dorosłe bywają kompletnie nieprzygotowane do życia i w dwójkę, i w pojedynkę.

    3. Poziom umiejętności komunikacyjnych u niektórych jest taki, że np. kobieta pyta się w internecie innych kobiet, czy one robią mężom rano kanapki do pracy, bo ona nie robi i mąż ma pretensje. Więc pyta się randomów z internetu, czy ma robić te kanapki.

    4. Łatwość kontaktów seksualnych sprawia, że dla niektórych nie mają one żadnej wyjątkowości. Tj. zamienić osobę X na Y nie jest żadnym problemem.
    Podziękowali 3mammamia Joannna Leli
  • mammamia powiedział(a):
    Mój syn poznał żonę w szkole katolickiej. Długo ze sobą chodzili, ona nalegała na ślub, który był piękny i huczny. Syn bardzo zakochany. Po trzech latach małżeństwa było już jasne, że synowa jest  całkowicie niedojrzała do związku, ponad miarę pragnąca atencji i zainteresowana jedynie imprezami, własną urodą i marzeniami o modelingu. Bez empatii i współczucia, chociaż dobrze się maskuje. Mam wrażenie, że nawet zdemoralizowana. Całe szczęście, że nie pojawiły się dzieci. Wszystko się rozpadło i to mój syn - bardzo poraniony - złożył pozew o rozwód. Będzie także postępowanie w Kościele. Czy mogłam temu zapobiec? Nie. I rodzice tej mojej synowej też nie. Syn wychowany w wierze, ministrant, blisko Kościoła. Ona też. 


    Możemy dawać przykład, modlić się, ale nie jesteśmy w stanie wpłynąć na dorosłe dzieci. Zwłaszcza cudze.
    Dzięki, że to napisałaś.

    Mimo wszystko jest nadzieją, że po czasie uleczą rany, znajdą swoje miejsce.
    Podziękowali 1mammamia
  • Zawsze zaskakuje mnie na nowo, że:

    1. Zdarza się, że z sytuacji beznadziejnej po ludzku patrząc powstaje w czasie rodzina.

    2. Zdarza się, że wszystko wydaje się dobrze rokować, a finał smutny.


    Szczęśliwie na tym świecie jeszcze wiele rzeczy może się zmienić. Ludzkie wybory dokonują się w czasie.
  • Każdy żyje jak potrafi najlepiej.
    Moim zdaniem w środowisku koscielnym problem jest zwykle odwrotny do tego, co się przedstawia
    Ludzie za bardzo chcą się dostosować. Za mało myślą o sobie i swoich potrzebach. Nie umieją ich wyrażać. Nie są szczerzy że sobą i z osobą, z którą żyją. Żyją rok, dwa, trzy, dziesięć, nie robiąc tego, co chcą. I szambo wybija. I w jakimś sensie dobrze, że wybija, bo mozna posprzątać. Źle, że w ogóle aż taki problem powstał.

    Takze co do pytania - moim zdaniem generalna wiadomość: "kochaj i rób co chcesz"

    Ps: ja jestem z frakcji, ze wszystko sie da pogodzic, nawet modeling i imprezy z rodzicielstwem... Nawet niedojrzałość da się pogodzic, ale trzeba chcieć się zmieniać, no i nie jest to dobry punkt startowy... jedynie nie da sie pogodzic niecheci do zakladania rodziny z zakladaniem rodziny... niestety ślub stał się trochę przepustką do seksu na legalu... nie mówię, że tak było w tym przypadku... Ale jest takie myślenie trochę, zwlaszcza, ze na jednym oddechu zawsze mowimy o wstrzemiezliwosci i o npr, wiec slub jest do seksu, nie do dzieci potrzebny... Młodzi w Kościele mają przymusowy celibat przez 10-15 lat... inaczej do piekła... Ciało swoje, dostosowanie społeczne swoje... oczywiście poza Kościołem są inne problemy, ale w kontekście większości osób tutaj nie ma to znaczenia.

    Podziękowali 1asiao
  • Berenika powiedział(a):
    Mam taką refleksję około tematu:

    1. Dla bardzo wielu osób małżeństwo znaczy ni, narzeczeństwo znaczy nic. Nie rozumieją w ogóle tych pojęć.

    2. Osoby dorosłe bywają kompletnie nieprzygotowane do życia i w dwójkę, i w pojedynkę.

    3. Poziom umiejętności komunikacyjnych u niektórych jest taki, że np. kobieta pyta się w internecie innych kobiet, czy one robią mężom rano kanapki do pracy, bo ona nie robi i mąż ma pretensje. Więc pyta się randomów z internetu, czy ma robić te kanapki.

    4. Łatwość kontaktów seksualnych sprawia, że dla niektórych nie mają one żadnej wyjątkowości. Tj. zamienić osobę X na Y nie jest żadnym problemem.
    Ad 3 - to jest samotność, ogromna samotność ogromnej liczby kobiet w obecnych czasach. To nie chodzi o umiejętności komunikacyjne. 
  • My z mężem byliśmy potwornie niedojrzali w chwili ślubu. Jakoś z Bożą pomocą udaje się tę naszą rodzinę skleić. Gdyby nie toż że mamy tęsknotę za Eucharystią, gdyby nie regularna spowiedź to już dawno byłoby po rodzinie.
    Podziękowali 2Berenika Leli
  • Młodzi mają poprzewracane w głowach, bardzo nad tym ubolewam.
    Niektóre  znajome córki ( osoby przed 30) są  po operacjach powiększenia biustu, ust.
    Byłam w Krk 2 dni temu i wróciłam przygnębiona i zdegustowana ( w tym poglądami córki też) bo sobie szczerze pogadałyśmy przy winku. I otrząsnąć się nie mogę…

  • Myślę też, że to specyfika naszych czasów, że jako  rodzice niejednokrotnie musimy tkwić w takiej beznadziei i wierzyć mimo wszystko. Że Pan Bóg dopomoże uporządkować ten chaos.
    @mammamia  bardzo mi przykro czytać o sytuacji syna :'(

  • Po co powiększać uda?
  • usta  :(
  • Tego też nie rozumiem.
  • Eh, dużo by pisać… kompletnie też nie rozumiem jak można swoje własne,  ciężko zarobione pieniądze w dużej  części wydawać na bzdury typu paznokcie, podkręcanie rzęs czy jajecznica benedyktyńska na mieście.
  • Ludzie chcą się podobać i sobie rożne rzeczy powiększają. Bo myślą że będą atrakcyjniejsi. To powiększanie dotyczy obu płci. Aż dziw bierze jakie rzeczy można ludziom wmówić, dlatego nie jest łatwo to zrozumieć
  • In Spe powiedział(a):
    Eh, dużo by pisać… kompletnie też nie rozumiem jak można swoje własne,  ciężko zarobione pieniądze w dużej  części wydawać na bzdury typu paznokcie, podkręcanie rzęs czy jajecznica benedyktyńska na mieście.
    Trochę dziwi mnie, że na pierwsze miejsce wysunęłaś aspekt finansowy. Moim zdaniem w oszczędzaniu nie chodzi o to, by zupełnie rezygnować z drobnych przyjemności, lecz osiągać określone cele - gromadzić nadwyżkę na koncie, móc sobie kupić właśnie to, na czym najbardziej Ci zależy. Celebrowanie życia też jest ważne - np. ostatnio umówiłam się z koleżanką w przyjemnej kafejce z dużymi oknami wychodzącymi na główną ulicę, wzięłam najmłodszego, zamówiłyśmy jakieś szparagi, jajka, szynkę w melonie, warzywa wypiekane na miejscu pieczywo, w tle leciała przyjemna muzyka - to była taka chwila dla nas, by na moment odciąć się od zgiełku. Pewnie taniej wyszłoby nas zrobić to śniadanie w domu, ale tak planujemy wydatki, że od czasu do czasu możemy sobie pozwolić na przyjemność. Natomiast za ogromną stratę pieniędzy uważam np. przepłacanie za fast fooda na lotnisku, bo nie miałam czasu przygotować kanapki, gdy za kilka godzin te pieniądze będę mogła wydać na super obiad. 

    Czucie się atrakcyjną, podobanie się sobie też jest ważne, więc nie krytykuję zabiegów i operacji plastycznych, choć łatwo przegiąć i osiągnąć karykaturalny efekt. Ja lubię swój naturalny wygląd (za to czasem  wydaje większą kwotę na perfumy czy kosmetyki naturalne), ale nie oceniam dziewczyn, które chcą coś poprawić. Zamiast krytykować je za to, lepiej zachęcać do rozwijania  głębszych zainteresowań, promować  wartościowe formy spędzania czasu.


    Podziękowali 2Leli hipolit
  • Aspektów, ktöre mnie dziwią i smucą jest dużo. Chodziło mi o to, że śniadanie na mieście jedzone nie wiem jak często, tylko dlatego, że ktoś się nie potrafi ogarnąć to naprawdę strata pieniędzy. A widzę, że trwa to od lat. Nie wspomnę o pozostałych posiłkach, kawkach.
    Co do urody to tym dziewczynom nic nie brakuje. Tym co dostały od natury możnaby obdzielić kilka innych wręcz. To czemu chcą więcej i lepiej? No smutno mi i nie rozumiem. Po co mając ładne czarne oczy zakładać jakieś niebieskie, zielone soczewki ?
    Z drugiej strony ta młodzież ma dobre serca, jest pracowita. Czemu tak bardzo stawiają na pic i błysk? Nie widzą, że przedobrzają? :(

  • Monia, współczuję 
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.