Ja będę bardziej podziwiała tych którzy wybiorą mniejszy komfort. Bo wybrać większy komfort jest łatwiej.
A zauwazasz ze wybieraja ten mniejszy komfort nie tylko dla siebie ale tez dla swoich dzieci? Jesli ktos rezygnuje z WLASNYCH wygod, przyjemnosci, WLASNEGO komfortu, w imie wyzszego dobra i wielkodusznosci to zasluguje na podziw. Ale tam sa jeszcze dzieci, ktorych nikt o zdanie nie pyta...
Jak wy byscie sie czuli gdyby ktos na wiele lat kazal wam (a wlasciwie postawil przed faktem dokonanym) zrezygnowac z waszego komfortu, zeby on mogl realizowac swoje ideologie i wielkodusznosc? Bo mnie by szlag jasny trafil.
A ja nie widzę nic szczytnego w wybieraniu "mniejszego komfortu" w kontekście dzieci. Dorosła, sprawna i zdrowa osoba może się bawić w różne survivwale i fajnie, ale w przypadku najmłodszych za najważniejsze uważam ich bezpieczeństwo i rozwój. Nie chcę testować, bez czego dalibyśmy radę jeszcze się obyć i przetrwać, staram się dbać o nie i zapewnić im co mogę, by miały dobre życie.
Ja będę bardziej podziwiała tych którzy wybiorą mniejszy komfort. Bo wybrać większy komfort jest łatwiej.
A zauwazasz ze wybieraja ten mniejszy komfort nie tylko dla siebie ale tez dla swoich dzieci? Jesli ktos rezygnuje z WLASNYCH wygod, przyjemnosci, WLASNEGO komfortu, w imie wyzszego dobra i wielkodusznosci to zasluguje na podziw. Ale tam sa jeszcze dzieci, ktorych nikt o zdanie nie pyta...
Jak wy byscie sie czuli gdyby ktos na wiele lat kazal wam (a wlasciwie postawil przed faktem dokonanym) zrezygnowac z waszego komfortu, zeby on mogl realizowac swoje ideologie i wielkodusznosc? Bo mnie by szlag jasny trafil.
A ja nie widzę nic szczytnego w wybieraniu "mniejszego komfortu" w kontekście dzieci. Dorosła, sprawna i zdrowa osoba może się bawić w różne survivwale i fajnie, ale w przypadku najmłodszych za najważniejsze uważam ich bezpieczeństwo i rozwój. Nie chcę testować, bez czego dalibyśmy radę jeszcze się obyć i przetrwać, staram się dbać o nie i zapewnić im co mogę, by miały dobre życie.
ale rodzeństwo jest dla dziecka, tak praktycznie, ważniejsze niż kasa, którą możemy zapewnić
bezpieczeństwo i rozwój najlepiej zapewnia obecność rodzica, a rodzeństwo tylko te zasoby powiększa a nie umniejsza
Ja będę bardziej podziwiała tych którzy wybiorą mniejszy komfort. Bo wybrać większy komfort jest łatwiej.
A zauwazasz ze wybieraja ten mniejszy komfort nie tylko dla siebie ale tez dla swoich dzieci? Jesli ktos rezygnuje z WLASNYCH wygod, przyjemnosci, WLASNEGO komfortu, w imie wyzszego dobra i wielkodusznosci to zasluguje na podziw. Ale tam sa jeszcze dzieci, ktorych nikt o zdanie nie pyta...
Jak wy byscie sie czuli gdyby ktos na wiele lat kazal wam (a wlasciwie postawil przed faktem dokonanym) zrezygnowac z waszego komfortu, zeby on mogl realizowac swoje ideologie i wielkodusznosc? Bo mnie by szlag jasny trafil.
Serio? Szlag by cię trafił, gdyby twoi rodzice pozbawili cię komfortu posiadania własnego pokoju przez spłodzenie rodzeństwa?
Problem jak najbardziej istnieje, choć łatwo go nie dostrzegać obracając się na co dzień wśród ludzi, że tak napiszę skrótowo "na pewnym poziomie", pracujących, wykształconych itp. Ale gdy już np. zgłosisz się jako wolontariusz do jakiejś akcji typu "szlachetna paczka" możesz być w szoku, jak bardzo zmienia się perspektywa.
Bardzo dużo jest rodzin takich, gdzie kolejne dzieci po prostu się pojawiają, bo nikt nie myśli o jakimś planowaniu rodziny czy antykoncepcji, a potem po prostu wegetują. I tu nie chodzi tylko o zasoby materialne, ale też fakt, że w takich domach (niekoniecznie przemocowych), priorytetem nie jest odpowiednia edukacja, wychowanie, przekazanie wartości. To, że trzeba dzielić pokój z bratem/siostrą to jedno.
Tylko że tutaj często jako rozwiązanie podaje się przykłady sensowne z punktu widzenia dojrzałych, wykształconych i ukształtowanych emocjonalnie osób w stylu "jak skończy 18 lat to postara się o stypendium na dobrej uczelni, wyjedzie i zarobi na duże przestronne mieszkanie czy ciuchy jakie chce".
Tylko zapomina się często o tym, że w wielu rodzinach temu brakowi przestrzeni towarzyszą wszelkiego rodzaju inne deficyty. Przez lata dziecko zaniedbało edukację (bo w domu nikt go nie pilnował. nie było na to czasu, a jak miał przypływ chęci, to biurko było zajęte), może potrzebować jakiejś terapii np. jako DDA, nie ma wzorców przedsiębiorczości, automatycznie ma znacznie gorszy start, często szanse wyłącznie na nisko płatne prace. I bardzo szybko zatacza koło, wchodząc w toksyczne relacje z nieprzepracowanymi problemami i powołując na świat kolejne dzieci.
Ja będę bardziej podziwiała tych którzy wybiorą mniejszy komfort. Bo wybrać większy komfort jest łatwiej.
A zauwazasz ze wybieraja ten mniejszy komfort nie tylko dla siebie ale tez dla swoich dzieci? Jesli ktos rezygnuje z WLASNYCH wygod, przyjemnosci, WLASNEGO komfortu, w imie wyzszego dobra i wielkodusznosci to zasluguje na podziw. Ale tam sa jeszcze dzieci, ktorych nikt o zdanie nie pyta...
Jak wy byscie sie czuli gdyby ktos na wiele lat kazal wam (a wlasciwie postawil przed faktem dokonanym) zrezygnowac z waszego komfortu, zeby on mogl realizowac swoje ideologie i wielkodusznosc? Bo mnie by szlag jasny trafil.
Serio? Szlag by cię trafił, gdyby twoi rodzice pozbawili cię komfortu posiadania własnego pokoju przez spłodzenie rodzeństwa?
Krotko- tak. Jesli mieliby na tyle zasobow zeby wszystkim dzieciom zapewnic wlasny pokoj to ok, ale jesli w imie swojej ideologii zespadochronowaliby mi do pokoju np jako 10-12 latce przedszkolaka to tak, szlag by mnie trafil.
Ale rozumiesz M_monia ze oprócz alkoholików i przemocowcow, jest wiele rodzin takich gdzie nie ma może patologii, ale są problemy i zaniedbania nie tylko w sferze materialnej, ale np. edukacji, psychiki, rozwoju
Ale rozumiesz M_monia ze oprócz alkoholików i przemocowcow, jest wiele rodzin takich gdzie nie ma może patologii, ale są problemy i zaniedbania nie tylko w sferze materialnej, ale np. edukacji, psychiki, rozwoju
I te rodziny w pierwszej kolejności powinny skupić się na rozwiązania już istniejących problemów i poprawienia sytuacji dzieci, które są. A nie powoływanie na świat kolejnych.
I te rodziny w pierwszej kolejności powinny skupić się na rozwiązania już istniejących problemów i poprawienia sytuacji dzieci, które są. A nie powoływanie na świat kolejnych.
odrobina miłości (np. matczynej) wystarczy, by z tych dzieci wyrośli porządni ludzie
Ale my mówimy o nirmalnych ludziach a nie o alkoholikahch, przemocowcach itd.
Sprawy są skomplikowane, alkoholik też może być normalnym człowiekiem. Powiedziałabym, że nieraz w zdrowych rodzinach jest nawet gorzej. Pod pewnymi względami, żeby nie było. Nie pochwalam alkoholizmu, bo go widziałam i to niszczy rodzinę.
I te rodziny w pierwszej kolejności powinny skupić się na rozwiązania już istniejących problemów i poprawienia sytuacji dzieci, które są. A nie powoływanie na świat kolejnych.
Popieram. Małodzietność/ bezdzietność powinna charakteryzować patologię, która niech skupia się na rozwiązywaniu swoich problemów i poprawie swojej sytuacji.
Ja będę bardziej podziwiała tych którzy wybiorą mniejszy komfort. Bo wybrać większy komfort jest łatwiej.
A zauwazasz ze wybieraja ten mniejszy komfort nie tylko dla siebie ale tez dla swoich dzieci? Jesli ktos rezygnuje z WLASNYCH wygod, przyjemnosci, WLASNEGO komfortu, w imie wyzszego dobra i wielkodusznosci to zasluguje na podziw. Ale tam sa jeszcze dzieci, ktorych nikt o zdanie nie pyta...
Jak wy byscie sie czuli gdyby ktos na wiele lat kazal wam (a wlasciwie postawil przed faktem dokonanym) zrezygnowac z waszego komfortu, zeby on mogl realizowac swoje ideologie i wielkodusznosc? Bo mnie by szlag jasny trafil.
Serio? Szlag by cię trafił, gdyby twoi rodzice pozbawili cię komfortu posiadania własnego pokoju przez spłodzenie rodzeństwa?
Krotko- tak. Jesli mieliby na tyle zasobow zeby wszystkim dzieciom zapewnic wlasny pokoj to ok, ale jesli w imie swojej ideologii zespadochronowaliby mi do pokoju np jako 10-12 latce przedszkolaka to tak, szlag by mnie trafil.
Rozumiem. Starta tego co się ma nie jest fajna, nie ważne czy to pokój, czy uwaga rodziców. Dlatego lepiej miec małą różnicę wieku.
Moja dziesięciolatka byłaby szczęśliwa, od kilku lat wzdycha, żeby jeszcze maleństwo się urodziło. Uwielbia wszystkie małe dzieci. Ma młodszego brata, ale jeszcze jej mało.
Chciec/ nie chcieć mogą tak samo. Natomiast jest różnica biedny/bogaty w realizacji. Dziecko powinni utrzymywać rodzice. Gdy kogoś nie stać, to to chcenie powinno oznaczać wysiłek, by zarobić na to dziecko a nie oczekiwanie, że społeczeństwo da.
To którą siostrę zlikwidować? Może jednak niektórzy wolą siostrę od wygody, gdyby dać wybór, okropne to.
A czemu zlikwidować?
Ty byś tak postąpiła?
Kocham moje obie siostry, rodziców również.
Ale nie lubię ciasnoty. I żadna z sióstr również.
Jak czytam o rodzinach żyjących z dziećmi w kawalerce, na malutkich metrażach, to jestem przerażona. Bo intymności zero. Ani dla dzieci, które potem dorastają ani dla dorosłych, którzy jednak tej intymności potrzebują.
Kolejki do łazienki i ograniczony czas. Takie to straszne? Raczej normalne, trzeba wprowadzić zasady, żeby to funkcjonowało. Wychodzi na to, że teraz trzeba zapewnić każdemu dziecku nie tylko oddzielny pokój, ale i własną łazienkę.
Nie no cudowne, kiedy musisz z kibla schodzić bo innym zaraz po nogach pocieknie.
Ale pewnie rodzice nie potrafili nas nauczyć załatwiać potrzeby fizjologiczne wg grafiku
można mieszkać w lokalu, który ma wspólne WC na piętrze. Można robić do wiaderka.
@hipolit, nie chodzi o to, że mały metraż jest super. Nikt przecież nie twierdzi, że im mniej metrów na osobę tym lepiej dla dzieci. Chodzi tylko o to, że są ważniejsze kwestie niż metraż. Własny pokój nie jest żadnym wyznacznikiem szczęśliwego dzieciństwa.
Oczywiście, że nie.
Można mieszkać na kilkunastu metrach, spać jeden na drugim i załatwiać potrzeby do wiadra?
Można? Można.
Tylko jednak ludzie tak nie chcą żyć.
Każdy chce mieć troszkę intymności, spokoju, do wypoczynku i nauki. Nie jest niczym fajnym jak nie możesz się skupić na nauce, bo siostra młodsza kręci się pod nogami, starsza w tym czasie też ma jakieś swoje potrzeby, w kuchni mama gotuje obiad a w drugim pokoju tata odpoczywa po pracy, bo te ama odwrotnie być zmęczony.
Nie ma szans na schowanie się do łazienki, bo przy tylu osobach, zaraz ktoś będzie chciał jej dla siebie.
A z drugiej strony, żaden to komfort siedzieć przy muszli klozetowej bo łazienka więcej metrażu nie ma.
Serio to takie straszne, że jedyne co wam do głowy przychodzi do głowy, to eliminacja rodzeństwa?
Jesli rodzic widzi, że nie ma jak oddechu złapać w domu, bo każdy kąt zajęty a jedyne czego chce, to kolejnych dzieci bo otwartość na nie to najwyższy cel, to sory, ale to trochę nieodpowiedzialne i egoistyczne ze strony rodziców.
Kolejki do łazienki i ograniczony czas. Takie to straszne? Raczej normalne, trzeba wprowadzić zasady, żeby to funkcjonowało. Wychodzi na to, że teraz trzeba zapewnić każdemu dziecku nie tylko oddzielny pokój, ale i własną łazienkę.
Nie no cudowne, kiedy musisz z kibla schodzić bo innym zaraz po nogach pocieknie.
Ale pewnie rodzice nie potrafili nas nauczyć załatwiać potrzeby fizjologiczne wg grafiku
można mieszkać w lokalu, który ma wspólne WC na piętrze. Można robić do wiaderka.
Można _
Ale jakoś nikt nie chce.
No, na szczęście większość miejsc, nie wygląda tak jak w Świecie według Kiepskich. Nawet zastanawiałam się, czy jeszcze są budynki ze wspólnym kiblem na korytarzu
@hipolit po co podajesz takie skrajności? Znasz rodzinę, gdzie jeden śpi na drugim, załatwiają sie do wiadra i mają w d...e potrzeby dzieci? Ja nie. Znałam 1 rodzinę gdzie było dużo ludzi na mały metraż ale tam było dobrze, bo ludzie się wzajemnie szanowali.
Kolejki do łazienki i ograniczony czas. Takie to straszne? Raczej normalne, trzeba wprowadzić zasady, żeby to funkcjonowało. Wychodzi na to, że teraz trzeba zapewnić każdemu dziecku nie tylko oddzielny pokój, ale i własną łazienkę.
Nie no cudowne, kiedy musisz z kibla schodzić bo innym zaraz po nogach pocieknie.
Ale pewnie rodzice nie potrafili nas nauczyć załatwiać potrzeby fizjologiczne wg grafiku
można mieszkać w lokalu, który ma wspólne WC na piętrze. Można robić do wiaderka.
Można _
Ale jakoś nikt nie chce.
No, na szczęście większość miejsc, nie wygląda tak jak w Świecie według Kiepskich. Nawet zastanawiałam się, czy jeszcze są budynki ze wspólnym kiblem na korytarzu
@hipolit po co podajesz takie skrajności? Znasz rodzinę, gdzie jeden śpi na drugim, załatwiają sie do wiadra i mają w d...e potrzeby dzieci? Ja nie. Znałam 1 rodzinę gdzie było dużo ludzi na mały metraż ale tam było dobrze, bo ludzie się wzajemnie szanowali.
A skrajnością nie jest pytanie o to którą chciałabym się siostrę wyeliminować?
Tu od skrajności do skrajności.
Tak wyglądają te dyskusje, które już w sumie są tylko zwykłą pogadanka.
Bo jak nie eliminacja rodzeństwa , to głupi jedynacy, konieczność osobnego WC dla kazfeho dzievka i po trzy Bentleye na głowę.
@hipolit po co podajesz takie skrajności? Znasz rodzinę, gdzie jeden śpi na drugim, załatwiają sie do wiadra i mają w d...e potrzeby dzieci? Ja nie. Znałam 1 rodzinę gdzie było dużo ludzi na mały metraż ale tam było dobrze, bo ludzie się wzajemnie szanowali.
@hipolit po co podajesz takie skrajności? Znasz rodzinę, gdzie jeden śpi na drugim, załatwiają sie do wiadra i mają w d...e potrzeby dzieci? Ja nie. Znałam 1 rodzinę gdzie było dużo ludzi na mały metraż ale tam było dobrze, bo ludzie się wzajemnie szanowali.
@hipolit po co podajesz takie skrajności? Znasz rodzinę, gdzie jeden śpi na drugim, załatwiają sie do wiadra i mają w d...e potrzeby dzieci? Ja nie. Znałam 1 rodzinę gdzie było dużo ludzi na mały metraż ale tam było dobrze, bo ludzie się wzajemnie szanowali.
Bo caly ten wątek podryfował w strone skrajności. A między nimi jest cala gama szarości w których kazdy z nas znajduje swoje miejsce- ktoś bliżej jednego końca, ktoś bliżej drugiego. Nie będzie tak, że spotkamy się w jednym punkcie.
Każdy potrzebuje innych rzeczy i inne są dla niego istotne.
Taki inny przykład z mojej strony- mimo że jak wiecie mam wyśrubowane standardy, to np mam potwornie stary telefon i nie chce nowego (ostatnio na wakacjach poprosiłam obcego człowieka o zrobienie zdjęcia to wyśmiał ten mój telefon). Nie wykluczam że kiedyś się dziecko moje będzie wstydzić jak będę swojego grata wyciągać z torebki... ;D
Druga rzecz- jeżdzę 9letnim samochodem i też nie chcę nowego, choć mąż mnie błaga od roku, żebym się zgodziła kupić sobie nowe auto. Nie chcę, on niech ma nowe jak to ważne dla niego, ja sobie będę jeździć moją podstarzałą mydelniczką.
Także ktoś może wyśmiewać moje dalekie podróże czy wściekle drogie przedszkole/szkołę, a ja mogę powiedzieć że Iphone 14 to jest absolutny zbytek.
I tak się możemy przerzucac do rana...
Skrajności są jaskrawe, ale my wszyscy dryfujemy gdzieś w tych szarościach właśnie.
Komentarz
Jesli ktos rezygnuje z WLASNYCH wygod, przyjemnosci, WLASNEGO komfortu, w imie wyzszego dobra i wielkodusznosci to zasluguje na podziw.
Ale tam sa jeszcze dzieci, ktorych nikt o zdanie nie pyta...
Jak wy byscie sie czuli gdyby ktos na wiele lat kazal wam (a wlasciwie postawil przed faktem dokonanym) zrezygnowac z waszego komfortu, zeby on mogl realizowac swoje ideologie i wielkodusznosc?
Bo mnie by szlag jasny trafil.
bezpieczeństwo i rozwój najlepiej zapewnia obecność rodzica,
a rodzeństwo tylko te zasoby powiększa a nie umniejsza
Problem jak najbardziej istnieje, choć łatwo go nie dostrzegać obracając się na co dzień wśród ludzi, że tak napiszę skrótowo "na pewnym poziomie", pracujących, wykształconych itp. Ale gdy już np. zgłosisz się jako wolontariusz do jakiejś akcji typu "szlachetna paczka" możesz być w szoku, jak bardzo zmienia się perspektywa.
Bardzo dużo jest rodzin takich, gdzie kolejne dzieci po prostu się pojawiają, bo nikt nie myśli o jakimś planowaniu rodziny czy antykoncepcji, a potem po prostu wegetują. I tu nie chodzi tylko o zasoby materialne, ale też fakt, że w takich domach (niekoniecznie przemocowych), priorytetem nie jest odpowiednia edukacja, wychowanie, przekazanie wartości. To, że trzeba dzielić pokój z bratem/siostrą to jedno.
Tylko że tutaj często jako rozwiązanie podaje się przykłady sensowne z punktu widzenia dojrzałych, wykształconych i ukształtowanych emocjonalnie osób w stylu "jak skończy 18 lat to postara się o stypendium na dobrej uczelni, wyjedzie i zarobi na duże przestronne mieszkanie czy ciuchy jakie chce".
Tylko zapomina się często o tym, że w wielu rodzinach temu brakowi przestrzeni towarzyszą wszelkiego rodzaju inne deficyty. Przez lata dziecko zaniedbało edukację (bo w domu nikt go nie pilnował. nie było na to czasu, a jak miał przypływ chęci, to biurko było zajęte), może potrzebować jakiejś terapii np. jako DDA, nie ma wzorców przedsiębiorczości, automatycznie ma znacznie gorszy start, często szanse wyłącznie na nisko płatne prace. I bardzo szybko zatacza koło, wchodząc w toksyczne relacje z nieprzepracowanymi problemami i powołując na świat kolejne dzieci.
Jesli mieliby na tyle zasobow zeby wszystkim dzieciom zapewnic wlasny pokoj to ok, ale jesli w imie swojej ideologii zespadochronowaliby mi do pokoju np jako 10-12 latce przedszkolaka to tak, szlag by mnie trafil.
wystarczy, by z tych dzieci wyrośli porządni ludzie
(a i domy dziecka też to potrafią)
Nie ma nad czym dyskutować
Na osobne pokoje, języki, ciuchy od projektantów, wakacje na całym świecie
A nie chce więcej dzieci?
Nie no cudowne, kiedy musisz z kibla schodzić bo innym zaraz po nogach pocieknie.
można mieszkać w lokalu, który ma wspólne WC na piętrze. Można robić do wiaderka.
Oczywiście, że nie.
dzievka i po trzy Bentleye na głowę.
Nie ssij paluchów, bo będziesz miała krzywe zęby