Publiczna dyskusja na ten temat wśród zwykłych ludzi jest dla mnie w ogóle niesmaczna. O ile ktoś nie zajmuje się tym problemem np zawodowo, to zasadniczo mówi o doświadczeniach swoich albo osób, które mu zaufały.
Wracając do tematu. Seks małżeński w Bożym zamyśle jest pięknym doświadczeniem. Czemu małżonkowie mieliby z tego rezygnować? W imię czego? Jakie większe dobro mogłoby z tego wyniknąć?
Baba mieli jęzorem cały dzień jaki to on jest zły i niedobry, a on w ramach ratowania małżeństwa siedzi cicho. Jak się tylko odezwie to jest wielka kłótnia i ciche dni.
Więc zmęczeni taka sytuacja dali sobie spokój.
Zasadniczo, każdy okres wstrzemięźliwości jest groźny. Wymaga wiele uwagi, bardzo dobrych relacji uczciwości inaczej relacja małżonków na tym mocno ucierpi.
Wracając do tematu. Seks małżeński w Bożym zamyśle jest pięknym doświadczeniem. Czemu małżonkowie mieliby z tego rezygnować? W imię czego? Jakie większe dobro mogłoby z tego wyniknąć?
Baba mieli jęzorem cały dzień jaki to on jest zły i niedobry, a on w ramach ratowania małżeństwa siedzi cicho. Jak się tylko odezwie to jest wielka kłótnia i ciche dni.
Więc zmęczeni taka sytuacja dali sobie spokój.
Zasadniczo, każdy okres wstrzemięźliwości jest groźny. Wymaga wiele uwagi, bardzo dobrych relacji uczciwości inaczej relacja małżonków na tym mocno ucierpi.
Ze zdradą włącznie.
No ok, ale baba tak bez powodu mieli? W dodatku cały dzień? Znaczy - on dobry, a ona mieli? A jak on się już odzywa, to co mówi, że od razu kłótnia? I bynajmniej nie chcę tutaj odpowiedzi... Za to w odpowiedzi mogę napisać hipotetyczne, z doświadczenia własnego i cudzego (może komuś pomogą):
Ona mieli, bo jest sfrustrowana na maksa. nie chce tak żyć, nie wie jak zmienić.Nie rozumie męża, siebie chyba też. Czuje się sama, niezrozumiana, niekochana, wini męża, że ją mentalnie zostawił, że ma co innego, fajniejszego do roboty. Że milczy i zostawia ją jeszcze bardziej. Prowokuje reakcję, a choćby awanturę, bo lepsze to niż nic.
On nie wytrzymuje i zaczyna się bronić: że nie jest zły, tylko zmęczony, przepracowany, że ona przesadza, że ona też zrobiła to i tamto, że on musiał wyjść, bo..., że przecież inni piją, że przecież tez mu się cos od życia należy - generalnie że to co ona czuje, to przesada i nieprawda.
Ona wkurzona za dalsze niezrozumienie, negację jej uczuć i ew. atak (że nie lepsza) obraża się i milczy. W dodatku pewno jest nieatrakcyjna, bo on już nie zabiega o jej przychylność w łóżku. Wytrzymuje parę dni, potem zaczyna od nowa... Czasem po drodze jakaś przytulanka sie trafi.
Generalnie: ona mówi o uczuciach, a on myśli, że o faktach. On mówi o faktach, ona się wkurza, że on nie rozumie jej uczuć...
Baba mieli jęzorem cały dzień jaki to on jest zły i niedobry, a on w ramach ratowania małżeństwa siedzi cicho. Jak się tylko odezwie to jest wielka kłótnia i ciche dni.
Więc zmęczeni taka sytuacja dali sobie spokój.
Zasadniczo, każdy okres wstrzemięźliwości jest groźny. Wymaga wiele uwagi, bardzo dobrych relacji uczciwości inaczej relacja małżonków na tym mocno ucierpi.
Ze zdradą włącznie.
No ok, ale baba tak bez powodu mieli? W dodatku cały dzień? Znaczy - on dobry, a ona mieli? A jak on się już odzywa, to co mówi, że od razu kłótnia? I bynajmniej nie chcę tutaj odpowiedzi... Za to w odpowiedzi mogę napisać hipotetyczne, z doświadczenia własnego i cudzego (może komuś pomogą):
Ona mieli, bo jest sfrustrowana na maksa. nie chce tak żyć, nie wie jak zmienić.Nie rozumie męża, siebie chyba też. Czuje się sama, niezrozumiana, niekochana, wini męża, że ją mentalnie zostawił, że ma co innego, fajniejszego do roboty. Że milczy i zostawia ją jeszcze bardziej. Prowokuje reakcję, a choćby awanturę, bo lepsze to niż nic.
On nie wytrzymuje i zaczyna się bronić: że nie jest zły, tylko zmęczony, przepracowany, że ona przesadza, że ona też zrobiła to i tamto, że on musiał wyjść, bo..., że przecież inni piją, że przecież tez mu się cos od życia należy - generalnie że to co ona czuje, to przesada i nieprawda.
Ona wkurzona za dalsze niezrozumienie, negację jej uczuć i ew. atak (że nie lepsza) obraża się i milczy. W dodatku pewno jest nieatrakcyjna, bo on już nie zabiega o jej przychylność w łóżku. Wytrzymuje parę dni, potem zaczyna od nowa... Czasem po drodze jakaś przytulanka sie trafi.
Generalnie: ona mówi o uczuciach, a on myśli, że o faktach. On mówi o faktach, ona się wkurza, że on nie rozumie jej uczuć...
Ciekawe To tak trudno zorientować się co jest przeżyciem a co wydarzeniem?
Ciekawe To tak trudno zorientować się co jest przeżyciem a co wydarzeniem?
A słuchałaś kiedyś relacji z wydarzeń w wydaniu dwóch osób? Np. żona i mąż o jednym? Albo politycy dwóch frakcji? jak bardzo przeżycia (uczucia) wpływają na odbiór wydarzeń? No nie chce mi się tutaj z forum szukać przykładów, ale tez znalazłby. Jedni "oburzające", drudzy "normalne" - o tej samej rzeczy.
Ludzie którzy z sobą przebywają na codzień? Ale ok rozumiem o czym piszesz
i dobrze, bo mi się tłumaczyć nie chce buziaki!
A tak BTW to naprawdę ręce mi opadają, jak parę lat słucham tych samych znajomych.. wydawałoby się, że niektóre rzeczy oczywiste są, a oni jak katarynki to samo- a próbuj im zasugerować zmiany, inną interpretację rzeczywistości: nie da się, może ty, ale nie ja, a bo twój mąż jest inny, ale przecież dobrze chcę, a on chce źle, on mi dokucza, złośliwy jest, ty go nie znasz....- wszystko, byle nic nie zmieniać. Pollyanna powiedziała: "to dobrze, że jest źle, bo pani lubi być nieszczęśliwa!"
Na kanale SKRAWKI na YT (przy okazji - polecam!) oglądałam wywiad z panią swatką. Oprócz innych ciekawych rzeczy powiedziała, że obserwuje że temat seksu jest coraz mniej ważny dla ludzi młodszych (30+), a nadal bardzo ważny dla ludzi starszych (70+). Że przychodzą do niej ludzie 35+ (atrakcyjni, wykształceni, prestiżowe zawody), którzy nie mają żadnych doświadczeń seksualnych i nie zawsze chodzi tu o religię, częściej o to, że nie mieli na to czasu.
Zastanawiam się, czy to nie jest kwestia pokolenia. Może jest coś we współczesnym stylu życia (pośpiech, media społecznościowe, stres, eskalacja wymagań) co obniża ludziom libido?
Ja tu widzę też problem wyobraźni zepsutej przez filmy i media. Seks stał się romantyczną, ekscytującą przygodą albo, co gorsza, zdarzeniem wymagającym jakiś niezwykłych, technicznych umiejętności. Mamy obraz zbliżenia totalnie spontanicznego i nieokiełznanego. Tymczasem w grupie wiekowej 35 plus, zwłaszcza wśród małżeństw z dziećmi wygląda to inaczej, trzeba się umówić i jeszcze modlic, żeby żadne z dzieci nie miało nocnych koszmarów, nie zasikało łóżka ani nie wymiotowało. Ot, cała prawda. Wśród ludzi bez dzieci i stałego partnera wchodzi znów problem wyobrażeń - przeżyją tacy kilka przypadkowych przygód, okaże się, że nie jest jak w filmach, zamiast pracować nad relacją z innej strony to odpuszczają i pojawia się myśl - ten seks to chyba nie dla mnie...
Właśnie nie jest romantyczny i wyjątkowy tylko w formie sportu i techniczny Ktoś kto jest zdolny do przeżywania głębszych uczuć może faktycznie się zniechęcić, jak nie spotka podobnej sobie osoby.
jakiś czas temu na grupie na fb było pytanie własnie czy dłuższa rezygnacja z sexu jest grzechem, jedna z odpowiedzi brzmiała tak: "Świadoma rezygnacja ze współżycia małżeńskiego jest w wielu sytuacjach dużo pełniejszym wyrazem miłości, niż jego podjęcie za wszelką cenę" – pisał Karol Wojtyła w "Memoriale z Krakowa"
jakiś czas temu na grupie na fb było pytanie własnie czy dłuższa rezygnacja z sexu jest grzechem, jedna z odpowiedzi brzmiała tak: "Świadoma rezygnacja ze współżycia małżeńskiego jest w wielu sytuacjach dużo pełniejszym wyrazem miłości, niż jego podjęcie za wszelką cenę" – pisał Karol Wojtyła w "Memoriale z Krakowa"
Ale to jest statystyka. A decyzja nie jest statystyczna
jakiś czas temu na grupie na fb było pytanie własnie czy dłuższa rezygnacja z sexu jest grzechem, jedna z odpowiedzi brzmiała tak: "Świadoma rezygnacja ze współżycia małżeńskiego jest w wielu sytuacjach dużo pełniejszym wyrazem miłości, niż jego podjęcie za wszelką cenę" – pisał Karol Wojtyła w "Memoriale z Krakowa"
Ale to jest statystyka. A decyzja nie jest statystyczna
Wojtyła i Poltawska bardzo duże zagrożenie widzieli w antykoncepcji i mysleli że temat da się załatwic czasowa wstrzemięźliwościa czyli Nprem.
Ale się nie udało... npr stał się odpowiedzia na antykoncepcję ale mentalność antykoncepcyjna tak się zakorzeniła w społeczeństwie że mało ktoś będzie się latami męczył z antykoncepcja a po prostu po pewnym czasie wejdzie w typowa anty bo po co się męczyć
jakiś czas temu na grupie na fb było pytanie własnie czy dłuższa rezygnacja z sexu jest grzechem, jedna z odpowiedzi brzmiała tak: "Świadoma rezygnacja ze współżycia małżeńskiego jest w wielu sytuacjach dużo pełniejszym wyrazem miłości, niż jego podjęcie za wszelką cenę" – pisał Karol Wojtyła w "Memoriale z Krakowa"
Ale to jest statystyka. A decyzja nie jest statystyczna
To nie statystka tylko nauczanie Kościoła.
Nie. Tam jest napisane, że w wieku sytuacjach. To nie znaczy, że zawsze jest trochę lepiej nie współżyć. Czyli statystyka.
jakiś czas temu na grupie na fb było pytanie własnie czy dłuższa rezygnacja z sexu jest grzechem, jedna z odpowiedzi brzmiała tak: "Świadoma rezygnacja ze współżycia małżeńskiego jest w wielu sytuacjach dużo pełniejszym wyrazem miłości, niż jego podjęcie za wszelką cenę" – pisał Karol Wojtyła w "Memoriale z Krakowa"
Ale to jest statystyka. A decyzja nie jest statystyczna
To nie statystka tylko nauczanie Kościoła.
Nie. Tam jest napisane, że w wieku sytuacjach. To nie znaczy, że zawsze jest trochę lepiej nie współżyć. Czyli statystyka.
Tam pisze w wielu sytuacjach , tak samo jak że stosowaniem npr w wielu sytuacjach (jakich określą samo malzenstwo) . Kościół dopuszcza taka możliwość i nie raktuje jej jako zło.
Dobry jest brak seksu nie_w_nalzenstwie A w małżeństwie, tak jak im pasuje. Czy lubią raz na rok, czy dwa razy na dobę? Niech se mają po swojemu I nic nikomu do tego. A jak chodzą lata długie, jedno chce, to nie chce drugie? No to bardziej lekarz czy inny terapeuta może pomóc niż przypadkowy użytkownik Forum.
Mają po kilku tatusiów, mamusia przeważnie zostaje jedna.
Nie dziwię dzieciom, że mocno przeżywają rozstania. Następne pokolenie będzie mocno poobijane emocjonalnie. Nie ma się co dziwić, że będą na LGBT.
Rozstanie rodziców często jest lepsze dla dzieci niż utrzymywanie na siłę nieistniejącego już związku "dla dobra dzieci". Zwłaszcza, gdy pojawia się przemoc.
Mają po kilku tatusiów, mamusia przeważnie zostaje jedna.
Nie dziwię dzieciom, że mocno przeżywają rozstania. Następne pokolenie będzie mocno poobijane emocjonalnie. Nie ma się co dziwić, że będą na LGBT.
Rozstanie rodziców często jest lepsze dla dzieci niż utrzymywanie na siłę nieistniejącego już związku "dla dobra dzieci". Zwłaszcza, gdy pojawia się przemoc.
Jak jest przemoc, tezeba chronic dzieci albo siebie, to oczywiste. Ale gdy się nie pojawia? W jaki sposób jest lepsze? Rodzice mieszkają nadal pod jednym dachem z dzieckiem. Nie angażują się w nowe związki, nowe dzieci, nowe rodziny. Mają codziennie okazję okazać dziecku miłosc, troskę i zainteresowanie. Mają szansę naprawić malzenstwo. Nawet po kilku latach kryzysu.
@Wilfrid sądzisz, że przemoc jest głównym powodem rozwodu?
W momencie gdy są dzieci, to małżeństwo powinno trwać dla nich. Nie widzę najmniejszego powodu, dla którego dorośli w imię swojego prawa do szczęścia krzywdzą dzieci. Takie gadanie, że dla dzieci lepiej, że rodzice się rozwiodą, niż mieliby być nieszczęśliwi jest absurdalne. Dzieci chcą miec mame i tatę razem. To dorośli nie chcą się męczyć dla dzieci, uznają że lepiej niech dzieci się męczą, bo dorośli mają prawo do szczęścia, a dziecko się dostosuje do nowych realiów. I jeszcze usłyszy, że dla niego tak jest lepiej...
@Wilfrid sądzisz, że przemoc jest głównym powodem rozwodu?
W momencie gdy są dzieci, to małżeństwo powinno trwać dla nich. Nie widzę najmniejszego powodu, dla którego dorośli w imię swojego prawa do szczęścia krzywdzą dzieci. Takie gadanie, że dla dzieci lepiej, że rodzice się rozwiodą, niż mieliby być nieszczęśliwi jest absurdalne. Dzieci chcą miec mame i tatę razem. To dorośli nie chcą się męczyć dla dzieci, uznają że lepiej niech dzieci się męczą, bo dorośli mają prawo do szczęścia, a dziecko się dostosuje do nowych realiów. I jeszcze usłyszy, że dla niego tak jest lepiej...
Nie wiem szczerze mówiąc co jest główną przyczyną rozwodów, wydaje mi się, że przyczyn jest mnóstwo, oficjalne przyczyny podane na sali sądowej (np. niezgodność charakterów) nie oddają istoty rzeczy.
Jeżeli małżeństwo jest tylko na papierze i między małżonkami nie ma więzi, a wręcz jest otwarta wojna (do przemocy włącznie), to dla dzieci może być lepiej, żeby nie byli razem.
Oczywiście najlepiej by było, żeby dwoje ludzi dalej się kochało i tworzyło rodzinę - no ale nie żyjemy w idealnym świecie.
Komentarz
I bynajmniej nie chcę tutaj odpowiedzi...
Za to w odpowiedzi mogę napisać hipotetyczne, z doświadczenia własnego i cudzego (może komuś pomogą):
- Ona mieli, bo jest sfrustrowana na maksa. nie chce tak żyć, nie wie jak zmienić.Nie rozumie męża, siebie chyba też. Czuje się sama, niezrozumiana, niekochana, wini męża, że ją mentalnie zostawił, że ma co innego, fajniejszego do roboty. Że milczy i zostawia ją jeszcze bardziej. Prowokuje reakcję, a choćby awanturę, bo lepsze to niż nic.
- On nie wytrzymuje i zaczyna się bronić: że nie jest zły, tylko zmęczony, przepracowany, że ona przesadza, że ona też zrobiła to i tamto, że on musiał wyjść, bo..., że przecież inni piją, że przecież tez mu się cos od życia należy - generalnie że to co ona czuje, to przesada i nieprawda.
- Ona wkurzona za dalsze niezrozumienie, negację jej uczuć i ew. atak (że nie lepsza) obraża się i milczy. W dodatku pewno jest nieatrakcyjna, bo on już nie zabiega o jej przychylność w łóżku. Wytrzymuje parę dni, potem zaczyna od nowa... Czasem po drodze jakaś przytulanka sie trafi.
Generalnie: ona mówi o uczuciach, a on myśli, że o faktach. On mówi o faktach, ona się wkurza, że on nie rozumie jej uczuć...To tak trudno zorientować się co jest przeżyciem a co wydarzeniem?
Ale ok rozumiem o czym piszesz
A tak BTW to naprawdę ręce mi opadają, jak parę lat słucham tych samych znajomych.. wydawałoby się, że niektóre rzeczy oczywiste są, a oni jak katarynki to samo- a próbuj im zasugerować zmiany, inną interpretację rzeczywistości: nie da się, może ty, ale nie ja, a bo twój mąż jest inny, ale przecież dobrze chcę, a on chce źle, on mi dokucza, złośliwy jest, ty go nie znasz....- wszystko, byle nic nie zmieniać.
Pollyanna powiedziała: "to dobrze, że jest źle, bo pani lubi być nieszczęśliwa!"
Doradzanie na siłę to tylko frustracja
Że przychodzą do niej ludzie 35+ (atrakcyjni, wykształceni, prestiżowe zawody), którzy nie mają żadnych doświadczeń seksualnych i nie zawsze chodzi tu o religię, częściej o to, że nie mieli na to czasu.
Zastanawiam się, czy to nie jest kwestia pokolenia. Może jest coś we współczesnym stylu życia (pośpiech, media społecznościowe, stres, eskalacja wymagań) co obniża ludziom libido?
Wśród ludzi bez dzieci i stałego partnera wchodzi znów problem wyobrażeń - przeżyją tacy kilka przypadkowych przygód, okaże się, że nie jest jak w filmach, zamiast pracować nad relacją z innej strony to odpuszczają i pojawia się myśl - ten seks to chyba nie dla mnie...
Ktoś kto jest zdolny do przeżywania głębszych uczuć może faktycznie się zniechęcić, jak nie spotka podobnej sobie osoby.
Co do seksu 70 Latków to bzdura.
A w małżeństwie, tak jak im pasuje. Czy lubią raz na rok, czy dwa razy na dobę?
Niech se mają po swojemu
I nic nikomu do tego.
A jak chodzą lata długie, jedno chce, to nie chce drugie?
No to bardziej lekarz czy inny terapeuta może pomóc niż przypadkowy użytkownik Forum.
Teraz nie trzeba małżeństwa, by być razem. Nie trzeba małżeństwa, "bo sąsiedzi". Nie trzeba na siłę trwać w nieudanym związku.
Bardziej sensowne byłoby porównanie liczby szczęśliwych związków.
W jaki sposób jest lepsze?
Rodzice mieszkają nadal pod jednym dachem z dzieckiem. Nie angażują się w nowe związki, nowe dzieci, nowe rodziny. Mają codziennie okazję okazać dziecku miłosc, troskę i zainteresowanie. Mają szansę naprawić malzenstwo. Nawet po kilku latach kryzysu.
W momencie gdy są dzieci, to małżeństwo powinno trwać dla nich. Nie widzę najmniejszego powodu, dla którego dorośli w imię swojego prawa do szczęścia krzywdzą dzieci. Takie gadanie, że dla dzieci lepiej, że rodzice się rozwiodą, niż mieliby być nieszczęśliwi jest absurdalne. Dzieci chcą miec mame i tatę razem. To dorośli nie chcą się męczyć dla dzieci, uznają że lepiej niech dzieci się męczą, bo dorośli mają prawo do szczęścia, a dziecko się dostosuje do nowych realiów. I jeszcze usłyszy, że dla niego tak jest lepiej...
Jeżeli małżeństwo jest tylko na papierze i między małżonkami nie ma więzi, a wręcz jest otwarta wojna (do przemocy włącznie), to dla dzieci może być lepiej, żeby nie byli razem.
Oczywiście najlepiej by było, żeby dwoje ludzi dalej się kochało i tworzyło rodzinę - no ale nie żyjemy w idealnym świecie.