Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Grzech pierworodny a rodzina

edytowano wrzesień 2009 w Arkan Noego
Św. Paweł przypomina nam w dzisiejszej lekcji o prze­obrażeniu, jakiemu podlega dusza w dniu chrztu, o tym, jak jesteśmy przeprowadzani od próżnych rzeczy tego świata do niezmierzonych bogactw Bożych. Przez łaskę chrztu Trój­ca Święta zamieszkuje w naszej duszy jak w świątyni. Dusze nasze są świątyniami Ducha Świętego, świątyniami, w któ­rych mieszka Bóg, gdyż za pośrednictwem łaski zostaje nam zaszczepiona Jego natura. Jesteśmy nawet więcej niż świąÂ­tyniami, ponieważ świątynie są jedynie budynkami - my nato­miast jesteśmy żywymi stworze­niami, zdolnymi do czczenia i kochania Boga, mogącymi osiągnąć szczęście wieczne. Świątynia, niezależnie od tego, jak byłaby piękna i wspaniale ozdobiona, nie jest zdolna do miłości.

Jednak jako żyjące istoty ule­gamy wielu wpływom, a nie wszystkie z nich odpowiadają godności, którą otrzymaliśmy poprzez sakrament chrztu. To właśnie przed tymi niebezpie­czeństwami przestrzega nas dziś św. Paweł.

W chwili swego stworzenia Adam był na wszelki sposób doskonały: jego umysł był natchniony Boską wiedzą, jego wola - ukierunkowana na naj­wyższe dobro, a ciało wolne od bólu i zepsucia. Wszystko to było skutkiem specjalnego daru Bożego, konsekwencją łaski i posłuszeństwa Bożemu prawu. Wszystkie umiejętności Adama znajdowały się w doskonałej harmonii i porządku w taki spo­sób, że on sam był gwarantem ładu w świecie naturalnym i ich związku ze Stwórcą, ponieważ był jedynym ziemskim stworze­niem posiadającym nieśmiertel­ną duszę.

Jednak ten dar integralności, który kierunkował wszystkie zdolności Adama ku jego nad­przyrodzonemu przeznaczeniu, został utracony wraz z popełÂ­nieniem grzechu pierworodne­go. Wraz z utratą łaski owa pra­wość, którą posiadał, została na stałe utracona, a ponieważ stan ten został odziedziczony przez jego dzieci - wszyscy rodzimy się nie tylko oddaleni od Boga, ale też bardzo dalecy od pano­wania nad sobą. Pożądliwość, cierpienie i śmierć zatruły naszą naturę tak, że - jak mówi św. Paweł - czynimy zło, którego nie chcemy, a jednak niezdolni jesteśmy do dobra, którego pra­gniemy.

Z tych trzech konsekwencji - pożądliwości, cierpienia i śmierci - najgorsza jest praw­dopodobnie pożądliwość. Nawet Chrystus Pan mógł cier­pieć i przyjąć śmierć bez znie­wagi dla swego Bóstwa, nie mógł jednak przyjąć na siebie nieuporządkowania, jakie niesie nasza pożądliwość. Św. Paweł ukazuje nam w dzisiejszej lekcji, jak straszne są jej owoce. Czym więc jest pożądliwość i w jaki sposób możemy z nią walczyć?

Istoty ludzkie są bardzo uta­lentowane - posiadamy wiele zdolności, którymi obdarzył nas Bóg ze względu na jakieś poszczególne dobra, konieczne dla naszej doskonałości. Posia­damy zmysł dotyku, byśmy mogli czuć otaczający nas świat, zmysł wzroku pozwalający nam widzieć i czytać, zmysł słuchu, dzięki któremu możemy poznać dźwięki muzyki, zmysł smaku i węchu, byśmy mogli znaleźć to, co jest nam potrzebne do pożywienia i rozwoju. Posiada­my też zdolności pozwalające na zrodzenie dzieci i zapewnie­nie ciągłości oraz doskonałości rodzaju ludzkiego jako całości. Wszystkie te zdolności dane są nam, byśmy postępowali w doskonałości i mogli osta­tecznie osiągnąć cel, dla które­go zostaliśmy stworzeni: byśmy poznali oraz ukochali Boga i mogli cieszyć się Nim przez całą wieczność. Zdolności te powinny zostać ukierunkowane na ten właśnie cel, każda z nich powinna zostać mu podporząd­kowana - gdyż jedynie on może nam zapewnić szczęście i doskonałość.

Kiedy Adam został stworzo­ny, każda z tych zdolności była podporządkowana innej - jego zmysły podporządkowane były woli, wola z kolei osądowi inte­lektu, a intelekt - prawdzie. Jednak grzech pierworodny zburzył ten ład. Każda z naszych zdolności nadal zachowuje swą pierwotną moc i cel, dla które­go została przeznaczona, funk­cjonuje jednak w sposób nie za­leżny i bez względu na dobro całej osoby czy celu, dla jakiego została stworzona. Poprzez swe nieposłuszeństwo Adam odrzu­cił swój ostateczny cel, którym jest Bóg, niszcząc w ten sposób sam fundament ładu porządku­jącego jego władze, pozostawia­jąc je nienaruszone, pozbawio­ne jednak zasady jednoczącej - poza samą naturą. Wszystkie jego władze są więc poważnie osłabione nawet w tym, co dotyczy ich naturalnej mocy, są jak armia bez dowódcy. Ludzie jedzą i piją bez żadnego wzglę­du na swe zdrowie; przyjem­ność, która normalnie byłaby jedynie pomocą dla osiągnięcia celu, dla którego zostaliśmy obdarzeni zdolnościami, stała się obecnie celem samym w sobie. Nawet przyjemność, która jest owocem dobrze wykonanej pracy i nagrodą za nią, często jest pozostawiana jak sierota bez opieki. Ten smut­ny stan prowadzi wiele dusz do ruiny: zamiast szukać rzeczy wyższych, rzeczy, które mogą im dać prawdziwe szczęście, ulegają nieuporządkowanym namiętnościom, które prowa­dzą donikąd - gdyż namiętno­ści są ślepe.

Naszym obowiązkiem jako chrześcijan, czy nawet jako istot ludzkich, jest odbudować zno­wu ten ład w naszej naturze. Już poganie dostrzegali to nie­uporządkowanie w naszej natu­rze, nawet jeśli nie wiedzieli, w jaki sposób ten ład odbudo­wać. Taki właśnie jest cel umar­twienia - zaprowadzić ład wśród zdolności, które znajdują się w tak godnym pożałowania stanie. Powstrzymujemy się od tego, ku czemu nas popychają, aby wykształcić u siebie nawyk podporządkowania ich rozu­mowi. Dzieło chrześcijańskiej doskonałości polega w wielkiej mierze na usiłowaniu odbudo­wy ładu, który Bóg ustanowił w Adamie, ładu, który Chrystus Pan pragnie odbudować przy pomocy swojej łaski. Ponieważ umartwienie jest nam tak bar­dzo potrzebne i ponieważ jest ono tak istotnym elementem chrześcijańskiej doskonałości, nierzadko mylnie bierzemy je za samą doskonałość. Jest to jednak błąd; doskonałość pole­ga zasadniczo na miłości Boga, do czego umartwienie jest jedy­nie niezbędnym środkiem.

Umartwienie jest jedynie wynikiem realistycznego spoj­rzenia, uznania, że nie wszyst­ko, co się nam podoba, musi koniecznie prowadzić do szczę­ścia, że często nasza niewiedza i naiwność prowadzą nas na manowce. Tak więc w praktyce musimy myśleć - myśleć, zanim cokolwiek uczynimy. A skoro zrozumiemy jasno, co powinniśmy uczynić, musimy nieustannie starać się dążyć do realizacji tego celu. To właśnie poprzez nieustanny nacisk naszego intelektu na nasze dzia­łanie jesteśmy w stanie postępo­wać w cnocie, czyniąc nasze dusze dobrymi i sprawiając, że po długim ćwiczeniu osiągnie­my pewną biegłość w czynieniu dobra - i będzie nam to spra­wiało przyjemność. Cnota, jak każdy inny nawyk, nie pojawia się nagle. Podobnie jak nauka jazdy na rowerze czy gry na for­tepianie wymagają znacznego wysiłku - tak również nasze starania, by być dobrymi i mieć dobre nawyki, wymagają czasu, cierpliwości i energii.

Rzeczywistość grzechu pier­worodnego, którą do pewnego stopnia rozumieli nawet staro­żytni poganie, jest jednak w naszej post-chrześcijańskiej erze czymś całkowicie zapo­mnianym, a nawet wyśmiewa­nym. Upadek społeczeństwa nie jest skutkiem braku technologii, pieniędzy, czy nawet środków i władzy posiadanych przez rząÂ­dy - wynika po prostu z tego, że ludzie nie chcą obecnie pano­wać nad sobą. Dzisiejsi rodzice, którzy rozpieszczają swe dzieci i spełniają każdy kaprys ich nie­uporządkowanych namiętności, przygotowują im dożywotnie niewolnictwo. Patrząc na dzi­siejszą młodzież, widzimy ze smutkiem, że będzie ona nie­zdolna zrozumieć nawet nauki przekazane im przez poprzed­nie pokolenie. Jest niezdolna do koncentracji na dłużej niż kilka minut i trzymania w ryzach swej wyobraźni. Nie potrafi odmówić sobie nawet najbardziej błahej przyjemności, niezdolna jest zrozumieć warto­ści ofiary. Nie potrafi nawet wstać rano z łóżka, narzeka na wszystko, z czego mogłaby czer­pać naukę. Kraj może przetrwać każdy rodzaj naturalnego kata­klizmu, a nawet obcą okupację, jeśli jego mieszkańcy są silni, jednak państwo, którego oby­watele nie zdolni są do panowa­nia nad sobą, nie potrzebuje żadnego wroga zewnętrznego - po prostu upadnie pod swym własnym ciężarem, podobnie jak wiele imperiów, które znisz­czyła pożądliwość.

Dlatego właśnie, drodzy przy­jaciele, życie rodzinne ma dziś tak wielkie znaczenie. Święty Tomasz z Akwinu uczy nas, że grzech pierworodny przekazy­wany jest przez rodziców. Skutki grzechu pierworodnego widzi­my zwłaszcza w życiu rodzin­nym, i to właśnie w rodzinie będzie się toczyć pierwsza wal­ka. Rodzina jest fundamentem społeczeństwa, a społeczeństwo będzie prosperowało lub chyliło się ku upadkowi proporcjonal­nie do liczby tworzących je świę­tych rodzin. Z tego właśnie powodu rodzice, bardziej niż ktokolwiek inny, muszą nie tyl­ko zrozumieć istotę katastrofal­nych skutków grzechu pierwo­rodnego, muszą mieć również realistyczną świadomość tego w swym codziennym życiu.

Z katechizmu wiecie, że chrzest gładzi grzech pierwo­rodny, nie usuwa jednak jego skutków. Stan nieprzyjaźni z Bogiem zostaje naprawiony, jakbyśmy się na nowo narodzili, obumarłszy grzechowi, i zostali przeniesieni do życia. Jednak blizny po tym grzechu pozosta­ją, pozostaje nasza słabość. Tak więc, drodzy rodzice, musicie prawdziwie kochać swe dzieci nie takimi, jakimi chcecie, by były, ale takimi, jakimi są w rze­czywistości. Prawdziwa miłość nie jest sentymentalizmem. Prawdziwa miłość uznaje w innych słabości i błędy i czyni wszystko, co w swej mocy, by pomóc im przezwyciężyć ich słabość. Ignorowanie skutków grzechu pierworodnego jest w istocie duchowym samobój­stwem.

Tak jak trzymacie swe dzieci z dala od używanych w domu środków chemicznych, którymi mogłyby się zatruć, tak też w porządku moralnym musicie chronić je od wszystkiego, co mogłoby zatruć je duchowo. Największym możliwym zanie­dbaniem w stosunku do nich jest dawanie im wszystkiego, czego chcą. Wasze dzieci, zwłaszcza gdy są młodsze, nie rozpoczęły nawet walki o domi­nację rozumu, stąd ich pożądli­wości są znacznie bardziej zwiąÂ­zane z instynktem. Instynkt jest ślepy i całkowicie zdetermino­wany przez bodźce dawane przez środowisko. Nie oczekuj­cie więc, że wasze dzieci będą postępowały dobrze, oczekujcie jedynie, by reagowały na swe otoczenie. Musicie nimi kiero­wać, nawet jeśli nie rozumieją, co jest dobre a co złe, podobnie jak musicie tresować zwierzęta kierujące się instynktem i odru­chami. Wasze dzieci stopniowo nauczą się rozumować, obser­wując rozumność waszych wymagań, i dopiero wówczas, gdy ich intelekt zacznie zdoby­wać przewagę i panowanie nad innymi władzami, będziecie mogli wyjaśnić im i uzasadnić, co jest dobre, a czego powinny się wystrzegać. Niech pierwszą lekcją waszego dziecka będzie posłuszeństwo, drugą będzie mogło być, cokolwiek chcecie.

I przeciwnie, pozostawienie waszych dzieci samym sobie, pozwolenie im na błąkanie się bez jakiegokolwiek ich korygowania i pozostawienie na pastwę ich własnych decyzji oznacza przygotowanie ich do życia nie­co tylko lepszego od życia zwie­rząt, do życia niewolników ule­gających każdej przemijającej namiętności. Jest to po prostu śmierć za życia, gdyż rozum, najwyższa władza ich duszy, na zawsze pozostanie więźniem w ich ciałach. Mamy obecnie całe pokolenie będące ducho­wymi sierotami, zawdzięczające to swym rodzicom, którzy uwa­żali, że mogą delegować ciążącą na nich odpowiedzialność na współczesną technikę.

Tak więc, drodzy przyjaciele, módlmy się w tym dniu szcze­gólnie do świętego Pawła, módlmy się za jego wstawien­nictwem o święte rodziny, o rodziny, które rozumieją tę walkę między ciałem a duchem. Módlmy się, by w tych rodzi­nach, które dotąd tego nie zro­zumiały, proces ten mógł się przynajmniej rozpocząć. Oby Bóg, poprzez sakramenty, które nam pozostawił, zwłaszcza poprzez sakrament małżeństwa, udzielił nam łaski zwycięstwa nad pożądliwością.

Przez sakrament chrztu stali­śmy się świątyniami Ducha Świętego. Nie bezcześćmy więc naszych dusz dla przyjemności tego świata, ale zachowujmy je dla celów wyższych - niech nasze dusze będą domami modlitwy, abyśmy nie zasłużyli na zarzut Zbawiciela, że uczyni­liśmy je "jaskiniami zbójców", zapraszajmy Go raczej, by pomógł nam wyzbyć się rzeczy, które nie są nas godne, prośmy, by oczyścił nasze dusze i uczynił je świątyniami godnymi Jego osoby, godnymi chwały Jego łaski na całą wieczność.

ks. Jan Jenkins FSSPX / Źródło
«13456

Komentarz

  • Ja tu może nie całkiem na temat ale : czy zgodnie z tradycją nie chrzci się dzieci w czasie Wielkiego Postu ? Bo moje ma się wtedy urodzić a chciałabym je ochrzcić szybko.
  • [cite] Monika73:[/cite]Ja tu może nie całkiem na temat ale : czy zgodnie z tradycją nie chrzci się dzieci w czasie Wielkiego Postu ? Bo moje ma się wtedy urodzić a chciałabym je ochrzcić szybko.

    Uroczyste chrzty odbywają się w Wielką Noc.
    Ostatnio było u nas chyba dwanaścioro małych katechumenów.

    Zdrowia dla Ciebie i malucha!
  • Ale skoro Kościół nakazuje chrzcić dzieci w ciągu pierwszych tygodni po urodzeniu, to nie ma potrzeby zwlekać do końca Wielkiego Postu. Ograniczenie dotyczyło chyba raczej chrzcin: w okresach zakazanych zabaw hucznych nie urządzać.
  • [cite] Maciek:[/cite]Ale skoro Kościół nakazuje chrzcić dzieci w ciągu pierwszych tygodni po urodzeniu, to nie ma potrzeby zwlekać do końca Wielkiego Postu. Ograniczenie dotyczyło chyba raczej chrzcin: w okresach zakazanych zabaw hucznych nie urządzać.

    No jak tam chcecie. Wielki post to formalnie czas przygotowania do sakramentu chrztu.
    Widzieliśmy już takie chrzty 3x albo 4x. Odbywają się podczas wigilii paschalnej, przez zanużenie, na oczach wszystkich w kościele. Schola śpiewa każdemu dzieciaczkowi "Gloria". Sami bardzo chcielibyśmy wtedy nasze dzieci ochrzcić, ale różnie może to wyjść (data urodzenia, zdrowie itd.). No i nie ukrywam, że jest to okazja, żeby naszych Rodziców wkońcu wyrwać na te najuroczystszą liturgię do kościoła.
  • [cite] wiesia:[/cite]
    No jak tam chcecie. Wielki post to formalnie czas przygotowania do sakramentu chrztu.
    Widzieliśmy już takie chrzty 3x albo 4x. Odbywają się podczas wigilii paschalnej, przez zanużenie, na oczach wszystkich w kościele. Schola śpiewa każdemu dzieciaczkowi "Gloria". Sami bardzo chcielibyśmy wtedy nasze dzieci ochrzcić, ale różnie może to wyjść (data urodzenia, zdrowie itd.). No i nie ukrywam, że jest to okazja, żeby naszych Rodziców wkońcu wyrwać na te najuroczystszą liturgię do kościoła.
    A jak maluch się rodzi zaraz po Wielkiej nocy to czekacie z chrztem cały rok?
  • Nie. Do Zesłania Ducha Świętego.:cool:
  • [cite] Gregorius:[/cite]
    [cite] wiesia:[/cite]
    No jak tam chcecie. Wielki post to formalnie czas przygotowania do sakramentu chrztu.
    Widzieliśmy już takie chrzty 3x albo 4x. Odbywają się podczas wigilii paschalnej, przez zanużenie, na oczach wszystkich w kościele. Schola śpiewa każdemu dzieciaczkowi "Gloria". Sami bardzo chcielibyśmy wtedy nasze dzieci ochrzcić, ale różnie może to wyjść (data urodzenia, zdrowie itd.). No i nie ukrywam, że jest to okazja, żeby naszych Rodziców wkońcu wyrwać na te najuroczystszą liturgię do kościoła.
    A jak maluch się rodzi zaraz po Wielkiej nocy to czekacie z chrztem cały rok?

    Miałam nadzieję, że 5 zdanie cytowanej wypowiedzi rozwieje wątpliwości.
    Czekać bez mała rok to już za długo. Z drugiej strony nie chciałabym chrzcić dziecka w Wielkim Poście, wiedząc że za 40dni przyjdzie Pascha, czyli de facto święto przejścia z ciemności grzechu do światłości zmartwychwstania (że się tak górnolotnie wyrażę). Chrzest dla mnie to wielka radość, przyjęcie nowego dziecka do Wspólnoty, odrodzenie człowieka dla Boga - z moją ekstrawertyczną osobowością nie potrafiłabym tej radości pogodzić z pokutnym charakterem Wielkiego Postu ;-)
  • Hipotetycznie, jeśli dziecko nie doczekałoby tej radości, to miałabyś post połączony z wyrzutami sumienia na cale życie...
  • [cite] Bolka:[/cite]
    [cite] wiesia:[/cite]Widzieliśmy już takie chrzty 3x albo 4x. Odbywają się podczas wigilii paschalnej, przez zanużenie, na oczach wszystkich w kościele. Schola śpiewa każdemu dzieciaczkowi "Gloria".
    Wiesia, a jak to u Was wygląda? Bo widziałam fotki, gdzie chrzest przez zanurzenie polegał na zamoczeniu pupy... Jakoś nie bardzo mi się to podobało. :confused:

    Bolka, specjalnie lookam na fotki, żeby sprawdzić ;-) Proboszcz bierze malucha na ręce, jakby sam był kołyską i zanurza plecy, pupe, nóżki... chyba 3x (w imię Ojca, Syna i Ducha św). Większe dzieci, brał pod pachy i moczył od nóg do pasa.
    Aha... chrzcielnicę specjalnie remontowali, żeby można w niej było podgrzewać wodę.

    Nie znam przepisów... może zamoczenie samej pupy wynikało z tego, że dzieci dużo... i kapłan fizycznie zmęczony był tą "morką robotą" ;-)
  • [cite] Bolka:[/cite]
    [cite] wiesia:[/cite]Widzieliśmy już takie chrzty 3x albo 4x. Odbywają się podczas wigilii paschalnej, przez zanużenie, na oczach wszystkich w kościele. Schola śpiewa każdemu dzieciaczkowi "Gloria".
    Wiesia, a jak to u Was wygląda? Bo widziałam fotki, gdzie chrzest przez zanurzenie polegał na zamoczeniu pupy... Jakoś nie bardzo mi się to podobało. :confused:
    Ja widziałam tylko takie przez całkowite zanurzenie, aż wiernym w kościele dech zapierało, czy ksiądz żywego malucha wyciągnie. Zawsze wychodził żywy, ale symbolika - ze śmierci do życia- utkwiła mi mocno.
  • [cite] mona:[/cite]Hipotetycznie, jeśli dziecko nie doczekałoby tej radości, to miałabyś post połączony z wyrzutami sumienia na cale życie...

    Mona, odpowiem Ci jak mój Mąż mi czasem odpowiada: "Ty naprawdę sądzisz, że Pan Bóg jest księgowym i prowadzi Tobie konto: winien / ma?"
  • To zobacz wątek o limbusie. :wink:
  • [cite] wiesia:[/cite]
    [cite] mona:[/cite]Hipotetycznie, jeśli dziecko nie doczekałoby tej radości, to miałabyś post połączony z wyrzutami sumienia na cale życie...

    Mona, odpowiem Ci jak mój Mąż mi czasem odpowiada: "Ty naprawdę sądzisz, że Pan Bóg jest księgowym i prowadzi Tobie konto: winien / ma?"

    Twój mąż ma pojęcie co to bojaźń Boża? To takie trochę złośliwe ale inaczej nie umiem sformułować pytania.
  • Tak, to prawda.
    Jest sprawiedliwy bożą sprawiedliwością, która przyjmuje niesprawiedliwość Krzyża odpłacając zbawieniem...
  • [cite] Cart&Pud:[/cite]Tak, to prawda.
    Jest sprawiedliwy bożą sprawiedliwością, która przyjmuje niesprawiedliwość Krzyża odpłacając zbawieniem...
    ...dla wielu ale nie dla wszystkich
  • Ty znowu swoje...:confused:
  • [cite] Cart&Pud:[/cite]Ty znowu swoje...:confused:
    Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś?
  • Gregoriusie,
    Jednak chcesz mieć koniecznie rację, to sobie miej.
  • [cite] Gregorius:[/cite]Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś?
    W sumie tak, ale coś ostatnio mówiłeś, że jesteś tu, żeby się czegoś nauczyć...
    Szkoda, że to martwa deklaracja.:sad:
  • [cite] Cart&Pud:[/cite]
    [cite] Gregorius:[/cite]Jeszcze się nie przyzwyczaiłaś?
    W sumie tak, ale coś ostatnio mówiłeś, że jesteś tu, żeby się czegoś nauczyć...
    Szkoda, że to martwa deklaracja.:sad:
    Ty tak myślisz, że się zmienię z dnia na dzień?
  • [cite] maniek:[/cite]Gregoriusie,
    Jednak chcesz mieć koniecznie rację, to sobie miej.
    Bynajmniej nie chodzi tu o moją rację...
  • [cite] Gregorius:[/cite]Ty tak myślisz, że się zmienię z dnia na dzień?
    Ty jeden potrafisz rozbawić mnie do łez!
    Jestem tu od półtora roku. To już jakieś 550 dni.:tooth:
  • Gregorius, nie sądź abyś nie był osądzony.
    Mężowska riposta dotyczyła konkretnej sytuacji, w której to akurat ja próbowałam zbilansować własne rachunki. A przecież boża sprawiedliwość, wcale nie musi być tożsama naszej.
    Użyłam tej wypowiedzi w stosunku do Mony, bo w moim odczuciu to przesada. Przy takim podejściu wychodzi na to, że najlepiej ochrzcić w szpitalnej kaplicy.

    Mona, zaczęłam czytać wątek limbusowy... pamiętam że temat był poruszany w ciągu roku w TV. Dla mnie to jednak wciąż dyskusja teoretyczna.
  • [cite] wiesia:[/cite]Gregorius, nie sądź abyś nie był osądzony.
    Nie sądzę, tylko stawiam pytania.
    Mężowska riposta dotyczyła konkretnej sytuacji, w której to akurat ja próbowałam zbilansować własne rachunki. A przecież boża sprawiedliwość, wcale nie musi być tożsama naszej.
    Użyłam tej wypowiedzi w stosunku do Mony, bo w moim odczuciu to przesada. Przy takim podejściu wychodzi na to, że najlepiej ochrzcić w szpitalnej kaplicy.
    KK radzi chrzcić jak najszybciej, więc na prawdę nie rozumiem czemu członkowie DN czekają z chrztem tak długo.
  • [cite] Cart&Pud:[/cite]
    [cite] Gregorius:[/cite]Ty tak myślisz, że się zmienię z dnia na dzień?
    Ty jeden potrafisz rozbawić mnie do łez!
    Jestem tu od półtora roku. To już jakieś 550 dni.:tooth:
    no widzisz, ja nawet nie cały rok...
  • Myślę, że średni wiek Chrztu dziecka w Polsce to grubo ponad pierwszy rok życia. Dlatego praktyki neońskie są zdecydowanie lepszym rozwiązaniem.

    A że nie pasują do zaleceń prawa kanonicznego? A kto by się nimi współcześnie przejmował? :bigsmile:
  • [cite] Maciek:[/cite]Myślę, że średni wiek Chrztu dziecka w Polsce to grubo ponad pierwszy rok życia.
    Skąd te przypuszczenia? Masz jakieś dane?
  • [cite] Gregorius:[/cite]
    [cite] wiesia:[/cite]Gregorius, nie sądź abyś nie był osądzony.
    Nie sądzę, tylko stawiam pytania.
    Mężowska riposta dotyczyła konkretnej sytuacji, w której to akurat ja próbowałam zbilansować własne rachunki. A przecież boża sprawiedliwość, wcale nie musi być tożsama naszej.
    Użyłam tej wypowiedzi w stosunku do Mony, bo w moim odczuciu to przesada. Przy takim podejściu wychodzi na to, że najlepiej ochrzcić w szpitalnej kaplicy.
    KK radzi chrzcić jak najszybciej, więc na prawdę nie rozumiem czemu członkowie DN czekają z chrztem tak długo.

    W takim razie owszem, odbieram Twoje pytanie złośliwie ;-)
    Jeśli Mąż mój nie byłyby bogobojny, to tak zadane pytanie i tak go nie nawróci.
    Po co takie stawiać? Albo z drugiej strony: po co stawiać pytania w taki sposób?

    Nie wiem co oznacza skrót DN. A rada to nie to samo co przykazanie, zatem wolę tradycję chrztów wielkanocnych połączoną z oczekiwaniem i autentyczną radością. Jak na mój gust, to po coś te okresy wymyślono? Niech się KK zdecyduje ;-)
  • Jak na mój gust, to po coś te okresy wymyślono? Niech się KK zdecyduje ;-)

    Nie czujesz, że zgrzytasz :cool:
  • Skąd te przypuszczenia? Masz jakieś dane?

    Z obserwacji świata zewnętrznego. I wielkiego zdziwienia księży, kiedy przychodziliśmy chrzcić dzieci dużo młodsze.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.