Św. Paweł przypomina nam w dzisiejszej lekcji o przeÂobrażeniu, jakiemu podlega dusza w dniu chrztu, o tym, jak jesteśmy przeprowadzani od próżnych rzeczy tego świata do niezmierzonych bogactw Bożych. Przez łaskę chrztu TrójÂca Święta zamieszkuje w naszej duszy jak w świątyni. Dusze nasze są świątyniami Ducha Świętego, świątyniami, w któÂrych mieszka Bóg, gdyż za pośrednictwem łaski zostaje nam zaszczepiona Jego natura. Jesteśmy nawet więcej niż świąÂtyniami, ponieważ świątynie są jedynie budynkami - my natoÂmiast jesteśmy żywymi stworzeÂniami, zdolnymi do czczenia i kochania Boga, mogącymi osiągnąć szczęście wieczne. Świątynia, niezależnie od tego, jak byłaby piękna i wspaniale ozdobiona, nie jest zdolna do miłości.
Jednak jako żyjące istoty uleÂgamy wielu wpływom, a nie wszystkie z nich odpowiadają godności, którą otrzymaliśmy poprzez sakrament chrztu. To właśnie przed tymi niebezpieÂczeństwami przestrzega nas dziś św. Paweł.
W chwili swego stworzenia Adam był na wszelki sposób doskonały: jego umysł był natchniony Boską wiedzą, jego wola - ukierunkowana na najÂwyższe dobro, a ciało wolne od bólu i zepsucia. Wszystko to było skutkiem specjalnego daru Bożego, konsekwencją łaski i posłuszeństwa Bożemu prawu. Wszystkie umiejętności Adama znajdowały się w doskonałej harmonii i porządku w taki spoÂsób, że on sam był gwarantem ładu w świecie naturalnym i ich związku ze Stwórcą, ponieważ był jedynym ziemskim stworzeÂniem posiadającym nieśmiertelÂną duszę.
Jednak ten dar integralności, który kierunkował wszystkie zdolności Adama ku jego nadÂprzyrodzonemu przeznaczeniu, został utracony wraz z popełÂnieniem grzechu pierworodneÂgo. Wraz z utratą łaski owa praÂwość, którą posiadał, została na stałe utracona, a ponieważ stan ten został odziedziczony przez jego dzieci - wszyscy rodzimy się nie tylko oddaleni od Boga, ale też bardzo dalecy od panoÂwania nad sobą. Pożądliwość, cierpienie i śmierć zatruły naszą naturę tak, że - jak mówi św. Paweł - czynimy zło, którego nie chcemy, a jednak niezdolni jesteśmy do dobra, którego praÂgniemy.
Z tych trzech konsekwencji - pożądliwości, cierpienia i śmierci - najgorsza jest prawÂdopodobnie pożądliwość. Nawet Chrystus Pan mógł cierÂpieć i przyjąć śmierć bez znieÂwagi dla swego Bóstwa, nie mógł jednak przyjąć na siebie nieuporządkowania, jakie niesie nasza pożądliwość. Św. Paweł ukazuje nam w dzisiejszej lekcji, jak straszne są jej owoce. Czym więc jest pożądliwość i w jaki sposób możemy z nią walczyć?
Istoty ludzkie są bardzo utaÂlentowane - posiadamy wiele zdolności, którymi obdarzył nas Bóg ze względu na jakieś poszczególne dobra, konieczne dla naszej doskonałości. PosiaÂdamy zmysł dotyku, byśmy mogli czuć otaczający nas świat, zmysł wzroku pozwalający nam widzieć i czytać, zmysł słuchu, dzięki któremu możemy poznać dźwięki muzyki, zmysł smaku i węchu, byśmy mogli znaleźć to, co jest nam potrzebne do pożywienia i rozwoju. PosiadaÂmy też zdolności pozwalające na zrodzenie dzieci i zapewnieÂnie ciągłości oraz doskonałości rodzaju ludzkiego jako całości. Wszystkie te zdolności dane są nam, byśmy postępowali w doskonałości i mogli ostaÂtecznie osiągnąć cel, dla któreÂgo zostaliśmy stworzeni: byśmy poznali oraz ukochali Boga i mogli cieszyć się Nim przez całą wieczność. Zdolności te powinny zostać ukierunkowane na ten właśnie cel, każda z nich powinna zostać mu podporządÂkowana - gdyż jedynie on może nam zapewnić szczęście i doskonałość.
Kiedy Adam został stworzoÂny, każda z tych zdolności była podporządkowana innej - jego zmysły podporządkowane były woli, wola z kolei osądowi inteÂlektu, a intelekt - prawdzie. Jednak grzech pierworodny zburzył ten ład. Każda z naszych zdolności nadal zachowuje swą pierwotną moc i cel, dla któreÂgo została przeznaczona, funkÂcjonuje jednak w sposób nie zaÂleżny i bez względu na dobro całej osoby czy celu, dla jakiego została stworzona. Poprzez swe nieposłuszeństwo Adam odrzuÂcił swój ostateczny cel, którym jest Bóg, niszcząc w ten sposób sam fundament ładu porządkuÂjącego jego władze, pozostawiaÂjąc je nienaruszone, pozbawioÂne jednak zasady jednoczącej - poza samą naturą. Wszystkie jego władze są więc poważnie osłabione nawet w tym, co dotyczy ich naturalnej mocy, są jak armia bez dowódcy. Ludzie jedzą i piją bez żadnego wzglęÂdu na swe zdrowie; przyjemÂność, która normalnie byłaby jedynie pomocą dla osiągnięcia celu, dla którego zostaliśmy obdarzeni zdolnościami, stała się obecnie celem samym w sobie. Nawet przyjemność, która jest owocem dobrze wykonanej pracy i nagrodą za nią, często jest pozostawiana jak sierota bez opieki. Ten smutÂny stan prowadzi wiele dusz do ruiny: zamiast szukać rzeczy wyższych, rzeczy, które mogą im dać prawdziwe szczęście, ulegają nieuporządkowanym namiętnościom, które prowaÂdzą donikąd - gdyż namiętnoÂści są ślepe.
Naszym obowiązkiem jako chrześcijan, czy nawet jako istot ludzkich, jest odbudować znoÂwu ten ład w naszej naturze. Już poganie dostrzegali to nieÂuporządkowanie w naszej natuÂrze, nawet jeśli nie wiedzieli, w jaki sposób ten ład odbudoÂwać. Taki właśnie jest cel umarÂtwienia - zaprowadzić ład wśród zdolności, które znajdują się w tak godnym pożałowania stanie. Powstrzymujemy się od tego, ku czemu nas popychają, aby wykształcić u siebie nawyk podporządkowania ich rozuÂmowi. Dzieło chrześcijańskiej doskonałości polega w wielkiej mierze na usiłowaniu odbudoÂwy ładu, który Bóg ustanowił w Adamie, ładu, który Chrystus Pan pragnie odbudować przy pomocy swojej łaski. Ponieważ umartwienie jest nam tak barÂdzo potrzebne i ponieważ jest ono tak istotnym elementem chrześcijańskiej doskonałości, nierzadko mylnie bierzemy je za samą doskonałość. Jest to jednak błąd; doskonałość poleÂga zasadniczo na miłości Boga, do czego umartwienie jest jedyÂnie niezbędnym środkiem.
Umartwienie jest jedynie wynikiem realistycznego spojÂrzenia, uznania, że nie wszystÂko, co się nam podoba, musi koniecznie prowadzić do szczęÂścia, że często nasza niewiedza i naiwność prowadzą nas na manowce. Tak więc w praktyce musimy myśleć - myśleć, zanim cokolwiek uczynimy. A skoro zrozumiemy jasno, co powinniśmy uczynić, musimy nieustannie starać się dążyć do realizacji tego celu. To właśnie poprzez nieustanny nacisk naszego intelektu na nasze dziaÂłanie jesteśmy w stanie postępoÂwać w cnocie, czyniąc nasze dusze dobrymi i sprawiając, że po długim ćwiczeniu osiągnieÂmy pewną biegłość w czynieniu dobra - i będzie nam to spraÂwiało przyjemność. Cnota, jak każdy inny nawyk, nie pojawia się nagle. Podobnie jak nauka jazdy na rowerze czy gry na forÂtepianie wymagają znacznego wysiłku - tak również nasze starania, by być dobrymi i mieć dobre nawyki, wymagają czasu, cierpliwości i energii.
Rzeczywistość grzechu pierÂworodnego, którą do pewnego stopnia rozumieli nawet staroÂżytni poganie, jest jednak w naszej post-chrześcijańskiej erze czymś całkowicie zapoÂmnianym, a nawet wyśmiewaÂnym. Upadek społeczeństwa nie jest skutkiem braku technologii, pieniędzy, czy nawet środków i władzy posiadanych przez rząÂdy - wynika po prostu z tego, że ludzie nie chcą obecnie panoÂwać nad sobą. Dzisiejsi rodzice, którzy rozpieszczają swe dzieci i spełniają każdy kaprys ich nieÂuporządkowanych namiętności, przygotowują im dożywotnie niewolnictwo. Patrząc na dziÂsiejszą młodzież, widzimy ze smutkiem, że będzie ona nieÂzdolna zrozumieć nawet nauki przekazane im przez poprzedÂnie pokolenie. Jest niezdolna do koncentracji na dłużej niż kilka minut i trzymania w ryzach swej wyobraźni. Nie potrafi odmówić sobie nawet najbardziej błahej przyjemności, niezdolna jest zrozumieć wartoÂści ofiary. Nie potrafi nawet wstać rano z łóżka, narzeka na wszystko, z czego mogłaby czerÂpać naukę. Kraj może przetrwać każdy rodzaj naturalnego kataÂklizmu, a nawet obcą okupację, jeśli jego mieszkańcy są silni, jednak państwo, którego obyÂwatele nie zdolni są do panowaÂnia nad sobą, nie potrzebuje żadnego wroga zewnętrznego - po prostu upadnie pod swym własnym ciężarem, podobnie jak wiele imperiów, które zniszÂczyła pożądliwość.
Dlatego właśnie, drodzy przyÂjaciele, życie rodzinne ma dziś tak wielkie znaczenie. Święty Tomasz z Akwinu uczy nas, że grzech pierworodny przekazyÂwany jest przez rodziców. Skutki grzechu pierworodnego widziÂmy zwłaszcza w życiu rodzinÂnym, i to właśnie w rodzinie będzie się toczyć pierwsza walÂka. Rodzina jest fundamentem społeczeństwa, a społeczeństwo będzie prosperowało lub chyliło się ku upadkowi proporcjonalÂnie do liczby tworzących je święÂtych rodzin. Z tego właśnie powodu rodzice, bardziej niż ktokolwiek inny, muszą nie tylÂko zrozumieć istotę katastrofalÂnych skutków grzechu pierwoÂrodnego, muszą mieć również realistyczną świadomość tego w swym codziennym życiu.
Z katechizmu wiecie, że chrzest gładzi grzech pierwoÂrodny, nie usuwa jednak jego skutków. Stan nieprzyjaźni z Bogiem zostaje naprawiony, jakbyśmy się na nowo narodzili, obumarłszy grzechowi, i zostali przeniesieni do życia. Jednak blizny po tym grzechu pozostaÂją, pozostaje nasza słabość. Tak więc, drodzy rodzice, musicie prawdziwie kochać swe dzieci nie takimi, jakimi chcecie, by były, ale takimi, jakimi są w rzeÂczywistości. Prawdziwa miłość nie jest sentymentalizmem. Prawdziwa miłość uznaje w innych słabości i błędy i czyni wszystko, co w swej mocy, by pomóc im przezwyciężyć ich słabość. Ignorowanie skutków grzechu pierworodnego jest w istocie duchowym samobójÂstwem.
Tak jak trzymacie swe dzieci z dala od używanych w domu środków chemicznych, którymi mogłyby się zatruć, tak też w porządku moralnym musicie chronić je od wszystkiego, co mogłoby zatruć je duchowo. Największym możliwym zanieÂdbaniem w stosunku do nich jest dawanie im wszystkiego, czego chcą. Wasze dzieci, zwłaszcza gdy są młodsze, nie rozpoczęły nawet walki o domiÂnację rozumu, stąd ich pożądliÂwości są znacznie bardziej zwiąÂzane z instynktem. Instynkt jest ślepy i całkowicie zdeterminoÂwany przez bodźce dawane przez środowisko. Nie oczekujÂcie więc, że wasze dzieci będą postępowały dobrze, oczekujcie jedynie, by reagowały na swe otoczenie. Musicie nimi kieroÂwać, nawet jeśli nie rozumieją, co jest dobre a co złe, podobnie jak musicie tresować zwierzęta kierujące się instynktem i odruÂchami. Wasze dzieci stopniowo nauczą się rozumować, obserÂwując rozumność waszych wymagań, i dopiero wówczas, gdy ich intelekt zacznie zdobyÂwać przewagę i panowanie nad innymi władzami, będziecie mogli wyjaśnić im i uzasadnić, co jest dobre, a czego powinny się wystrzegać. Niech pierwszą lekcją waszego dziecka będzie posłuszeństwo, drugą będzie mogło być, cokolwiek chcecie.
I przeciwnie, pozostawienie waszych dzieci samym sobie, pozwolenie im na błąkanie się bez jakiegokolwiek ich korygowania i pozostawienie na pastwę ich własnych decyzji oznacza przygotowanie ich do życia nieÂco tylko lepszego od życia zwieÂrząt, do życia niewolników uleÂgających każdej przemijającej namiętności. Jest to po prostu śmierć za życia, gdyż rozum, najwyższa władza ich duszy, na zawsze pozostanie więźniem w ich ciałach. Mamy obecnie całe pokolenie będące duchoÂwymi sierotami, zawdzięczające to swym rodzicom, którzy uwaÂżali, że mogą delegować ciążącą na nich odpowiedzialność na współczesną technikę.
Tak więc, drodzy przyjaciele, módlmy się w tym dniu szczeÂgólnie do świętego Pawła, módlmy się za jego wstawienÂnictwem o święte rodziny, o rodziny, które rozumieją tę walkę między ciałem a duchem. Módlmy się, by w tych rodziÂnach, które dotąd tego nie zroÂzumiały, proces ten mógł się przynajmniej rozpocząć. Oby Bóg, poprzez sakramenty, które nam pozostawił, zwłaszcza poprzez sakrament małżeństwa, udzielił nam łaski zwycięstwa nad pożądliwością.
Przez sakrament chrztu staliÂśmy się świątyniami Ducha Świętego. Nie bezcześćmy więc naszych dusz dla przyjemności tego świata, ale zachowujmy je dla celów wyższych - niech nasze dusze będą domami modlitwy, abyśmy nie zasłużyli na zarzut Zbawiciela, że uczyniÂliśmy je "jaskiniami zbójców", zapraszajmy Go raczej, by pomógł nam wyzbyć się rzeczy, które nie są nas godne, prośmy, by oczyścił nasze dusze i uczynił je świątyniami godnymi Jego osoby, godnymi chwały Jego łaski na całą wieczność.
ks. Jan Jenkins FSSPX /
Źródło
Komentarz
Uroczyste chrzty odbywają się w Wielką Noc.
Ostatnio było u nas chyba dwanaścioro małych katechumenów.
Zdrowia dla Ciebie i malucha!
No jak tam chcecie. Wielki post to formalnie czas przygotowania do sakramentu chrztu.
Widzieliśmy już takie chrzty 3x albo 4x. Odbywają się podczas wigilii paschalnej, przez zanużenie, na oczach wszystkich w kościele. Schola śpiewa każdemu dzieciaczkowi "Gloria". Sami bardzo chcielibyśmy wtedy nasze dzieci ochrzcić, ale różnie może to wyjść (data urodzenia, zdrowie itd.). No i nie ukrywam, że jest to okazja, żeby naszych Rodziców wkońcu wyrwać na te najuroczystszą liturgię do kościoła.
Miałam nadzieję, że 5 zdanie cytowanej wypowiedzi rozwieje wątpliwości.
Czekać bez mała rok to już za długo. Z drugiej strony nie chciałabym chrzcić dziecka w Wielkim Poście, wiedząc że za 40dni przyjdzie Pascha, czyli de facto święto przejścia z ciemności grzechu do światłości zmartwychwstania (że się tak górnolotnie wyrażę). Chrzest dla mnie to wielka radość, przyjęcie nowego dziecka do Wspólnoty, odrodzenie człowieka dla Boga - z moją ekstrawertyczną osobowością nie potrafiłabym tej radości pogodzić z pokutnym charakterem Wielkiego Postu ;-)
Bolka, specjalnie lookam na fotki, żeby sprawdzić ;-) Proboszcz bierze malucha na ręce, jakby sam był kołyską i zanurza plecy, pupe, nóżki... chyba 3x (w imię Ojca, Syna i Ducha św). Większe dzieci, brał pod pachy i moczył od nóg do pasa.
Aha... chrzcielnicę specjalnie remontowali, żeby można w niej było podgrzewać wodę.
Nie znam przepisów... może zamoczenie samej pupy wynikało z tego, że dzieci dużo... i kapłan fizycznie zmęczony był tą "morką robotą" ;-)
Mona, odpowiem Ci jak mój Mąż mi czasem odpowiada: "Ty naprawdę sądzisz, że Pan Bóg jest księgowym i prowadzi Tobie konto: winien / ma?"
Twój mąż ma pojęcie co to bojaźń Boża? To takie trochę złośliwe ale inaczej nie umiem sformułować pytania.
Jest sprawiedliwy bożą sprawiedliwością, która przyjmuje niesprawiedliwość Krzyża odpłacając zbawieniem...
Jednak chcesz mieć koniecznie rację, to sobie miej.
Szkoda, że to martwa deklaracja.:sad:
Jestem tu od półtora roku. To już jakieś 550 dni.:tooth:
Mężowska riposta dotyczyła konkretnej sytuacji, w której to akurat ja próbowałam zbilansować własne rachunki. A przecież boża sprawiedliwość, wcale nie musi być tożsama naszej.
Użyłam tej wypowiedzi w stosunku do Mony, bo w moim odczuciu to przesada. Przy takim podejściu wychodzi na to, że najlepiej ochrzcić w szpitalnej kaplicy.
Mona, zaczęłam czytać wątek limbusowy... pamiętam że temat był poruszany w ciągu roku w TV. Dla mnie to jednak wciąż dyskusja teoretyczna.
A że nie pasują do zaleceń prawa kanonicznego? A kto by się nimi współcześnie przejmował? :bigsmile:
W takim razie owszem, odbieram Twoje pytanie złośliwie ;-)
Jeśli Mąż mój nie byłyby bogobojny, to tak zadane pytanie i tak go nie nawróci.
Po co takie stawiać? Albo z drugiej strony: po co stawiać pytania w taki sposób?
Nie wiem co oznacza skrót DN. A rada to nie to samo co przykazanie, zatem wolę tradycję chrztów wielkanocnych połączoną z oczekiwaniem i autentyczną radością. Jak na mój gust, to po coś te okresy wymyślono? Niech się KK zdecyduje ;-)
Nie czujesz, że zgrzytasz :cool:
Z obserwacji świata zewnętrznego. I wielkiego zdziwienia księży, kiedy przychodziliśmy chrzcić dzieci dużo młodsze.