Może zalistkowani użytkownicy będą mogli się wypowiedzieć
Wątek "oryginalny" przeczytałam dwukrotnie, o mało nie spadłam z krzesła
Gdy byłam nastolatką, gościliśmy znajomych (rodzice i 3 córki). Mieszkam w domku jednorodzinnym, z powodu remontu mieliśmy czynną tylko jedną łazienkę (na parterze). Przed wieczorną toaletą powtarzałam wszystkim po kolei, aby nie zamykali sie na zasuwkę, bo jest zepsuta. Ok 1 w nocy poszłam kąpać się ostatnia - oczywiście zamknęłam się Zorientowałam się dopiero po wyjściu spod prysznica. Z racji,że wszyscy spali na piętrze i wszelkie nawoływania byłyby daremne, mokra i w ręczniku zmuszona byłam wyjść oknem. W ciemności zeskoczyłam na wiadra i grabie stojące pod okmem. Dom był zamknięty na cztery spusty, więc rad nierad zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi wejściowych, budząc oczywiście cały dom
Do dziś pamiętam bezbrzeżne zdumienie mojej mamy otwierającej mi drzwi
Kilka tygodni temu dzwoniłam z nieswojego telefonu do kolezanki (Agnieszki). Pomyliłam jedną cyfrę. Co ciekawe dodzwoniłam się do Agnieszki, ale do jakiejś innej
Moim rodzicom przydarzyła się dość niewiarygodna historia. Jednej zimy, w ciągu któtkiego czasu znaleźli 3 portfele. Pierwszy z nich należał do jakiejś emerytki. Drugi został znaleziony w Boże Narodzenie na parkingu na osiedlu sąsiadującym z tym, na którym mieszkam. Rodzice udali się do właściciela, sugerując się adresem w dowodzie. Pan okazał sie być nietrzeźwy, zgubił portfel wysiadając z taksówki. Podziękował, zapisał sobie nazwisko "żeby się odwdzięczyć" i tyle. Na początku roku sąsiadka wybierała się na jakiś bankiet czy przyjęcie. Gdy wsiadała do taksówki, upuściła małą torebeczkę z portfelem i kluczami. Świadkiem tego byli moi rodzice, następnego dnia oddali sąsiadce zgubę.
Tej samej zimy w Szwajcarii w pensjoacie w Alpach siedziało towarzystwo, w tym Polacy. Dwóch z nich zgadało się, że jest z tego samego miasta. Nie wiem jak toczyła się rozmowa, ale w pewnym momencie nasz sąsiad opowiadział o zgubie swojej żony kończąc opowieść, że jego sąsiad
"ten Kwiatkowski, to taki uczciwy człowiek". Na co jego rozmówca wykrzyknąć miał
"Jezus Maria, mi tez Kwiatkowski znalazł portfel!".
Historię opowiedział nam po powrocie sąsiad, natomiast pan, który zgubił portfel w Boże Narodzenie, przesłał wielki kosz z podziękowaniem
Komentarz
Khem.
My mamy fajnego paczkowego. Powieka mu nie drgnie jak moje dwie nimfy mu na golasa wyskoczą. Przychodzi do nas zawsze rano, żeby przed naszym spacerem zdążyć. I ma za swoje
@Marcelina, śpiewasz o sześciobarwnej tęczy? :O
Gorszące :P
Katia, na końcu pieśni dzieci zawsze dodają, że zawiera on błąd, bo nie ma granatu. Nie słyszałam oryginału angielskiego, może to błąd tłumaczenia.
Moim zdaniem granat to ciemnoniebieski, a nie fioletowoniebieski, ale może się nie znam
@Jukaa, cały pluton zdegradowali? :O Nie tylko jednego plutonowego? @-)
Mój małżonek czasem mógłby ugryźć się w język.
Kiedyś przyszli do nas znajomi z niemowlakiem. Nasza pierwsza dwójka to były takie odrobinki, a ten ich mały był "dosyć dorodny". Kiedy mój mąż go zobaczył wypalił z niekłamanym zachwytem - o rany, ale bydlę!
to chyba musi byc prawdziwe )
na ostatnim wyjeździe (tradi-rekolekcje hehe, ale to niczego nie tłumaczy): po całym dniu wracamy wszyscy zmęczeni do pokoju. jedno dziecię pieszo po schodach się czołga, średni u mnie na barana, najmłodszy na rękach u Męża. jeszcze dodatkowo tachaliśmy toboły i wózek. Nagle z niepokojem pytam gdzie jest średni. Mąż patrząc na mnie mówi, że nie wie. i oczywiście wstępnie zdążyliśmy się pokłócic o to, kto miał się nim zająć. w końcu średni z wysokości: tu, jeśtem.
taaak.
Miałam kiedyś, jeszcze w LO szczura o wdzięcznym imieniu Flegma nawiązującym do kichania tego szczura tak mocnego, że pokrywało mi całą szyję smakami. Świetny był to szczur.
Pewnego dnia z Flegmą wybrałam się do weterynarza, który postanowił założyć szczurowi książeczkę zdrowia.
Opisałam objawy, lekarz powpisywał, powpisywał. W końcu pyta: "Jak się nazywa?" Ja mówię: "Flegma."
Pan oczy wielkie i znów pyta: "Ale jak się nazywa". Ja "Flegma!"
Pan prosi o przeliterowanie, no to literuję: "F L E G M A".
Wizyta się kończy, wychodzę dzierżać książeczkę w garści, dochodzę do domu i czytam: zwierzę: SZCZUR, właściciel: p. Flegma
Mówię do męża: weź łopatę. - Eee... babcia w ogrodzie pracuje, na pewno ma łopatę.
No miała, z trzonkiem skróconym do swojego "rozmiaru". Mój mąż wykopywał rośliny łopatą, która sięgała mu do kolan...
Ten sam mój małżonek kiedyś na czyimś weselu.
Był jego kierownik z dziewczyną. Na jednym tańcu wymieniliśmy się. Ja z kierownikiem, mój małżonek z jego dziewczyną.
Kątem oka widziałam że męczą się razem w tym tańcu. Po chwili podeszliśmy wszyscy do siebie a mój m. do kierownika - "Panie Adamie wziął pan dziewczynę na wesele co wcale tańczyć nie umie".
Myślałam, że zapadnę się pod ziemię.
edit. żeby nie było, że on jest chamski jakiś albo coś w tym rodzaju, czasem mu się tak wyrwie zanim pomyśli
Ksiądz pomylił chyba śluby, bo dialog wyglądała tak:
ksiądz: Ja Agata...
Renata: Ja RENATA...
.
.
.
ksiądz: Ja Paweł...
Mieszko: Ja MIESZKO...
A z Mieszkiem było jeszcze śmiesznie przed ślubem...
Renata umówiła się z nim, i czekała na jego przyjście poprawiając makijaż.
W domu była jej babcia, która przyjechała akurat na tydzień.
Zadzwonił domofon, odebrała babcia. Renata czeka, aż narzeczony wjedzie na górę. Czeka i czeka...
końcu pyta babcię, kto dzwonił i czy go wpuściła.
A babcia mówi: "a jakiś głupi godoł, że on tu mieszko, tom go nie wpuściła"
W urzędzie, już po przysiędze podpisujemy papiery, ja się troszkę zawahałam ( podpisywać się już nazwiskiem męża,czy jeszcze panieńskim), oddaję długopis D., a on tak zastygł z ręką w powietrzu na dłuższą chwilę( byłam pewna,że się rozmyślił i zastanawiałam się już ,jak reagować, wyjść?Bukietem po głowie? ), wszyscy patrzą w napięciu,yes, podpisał się!
D. ze stresu zapomniał, jak się nazywa! :-))
pytanie: co to jest zubr?
odpowiedz: Zubr to takie zwierze, ktore wydaje charakterystyczne dzwieki hmmm, hmmm, hmmm....
To byly czasy reklamy piwa Zubr o podobnej tresci.
)
- kartę biblioteczną, kolorowy zakreślacz i... obrazek ze zdjęciem i modlitwą do bp Alvaro...
X_X
Pani chwilę postała, popatrzyła na Alvaro i rzekła: Że on mi ma niby powiedzieć jaki ma pani numerek?
A potem dwie panie stały i mówiły: taki z dziurką, taki z dziurką, a ja szukałam numerka.
Znalazł się w pudełku śniadaniowym...
W Warszawie jest taki zwyczaj, że jak nie masz biletu, dajesz dowód żeby pan mógł spisać mandat.
No więc zaczął spisywać, a ja się zszokowałam co on robi.
I w końcu pytam: Bilet nieważny, że pan mandat piszę?
Pan: ????? Ma pani bilet?
Ja: Oczywiście.
I tym razem dałam dobrze.
Chyba wziął mnie za nienormalną.