W sumie zgadzam się z Terlikowskim. Byłam "na Bashoborze" raz,nie na stadionie, na Mszy rekolekcyjnej. Faktycznie, nie moje klimaty, ale....patrz wyżej.
Ciekawe kiedy charyzmatycy zaczną krytykować tradycjonalistów? Od razu odpowiadam sobie na to pytanie: charyzmatycy nie marudzą. Tradycjonaliści natomiast to szczyt maruderstwa, dlatego wszystko wokół krytykują.
"Chrześcijanie, którzy uważają się za postępowych, a Kościół odnowiony chcą budować na podstawie zespołowej modlitwy zwanej spontaniczną oraz na czytaniu Biblii według skojarzeń własnych, czasem zarzucają katolikom wiernym Tradycji, że postawa tych ostatnich jest naznaczona smutkiem i zgorzknieniem, podczas gdy oni są chorążymi radości chrześcijańskiej, twórcami wiosny nowego Kościoła. Sprawiają wrażenie, jakby na wspomnianą radość mieli prawo wyłączności, podczas gdy katolicy nie skupieni pod ich znakami, bywają postrzegani jako niedzisiejsi, jakby zesztywnieni w mrozie jakiejś kościelnej zimy, a czasem nawet jako mieszkańcy zakurzonego muzeum archeologicznego lub też ciemnogrodu. (...) Wierność tradycji katolickiej nie tylko nie przygasza prawdziwej radości chrześcijańskiej, lecz jest nawet jej warunkiem koniecznym, i to z dwoistego względu: głównie dlatego, że bez pielęgnowania Tradycji sama Wiara katolicka i prawdziwy Kościół Chrystusowy nie mógłby się ostać; a wstępnie również dlatego, że z istoty rzeczy radość wyrasta z wierności, która jest przejawem miłości prawdziwej. (...)"
źródło: "Herbem Trójca i Wcielenie" Benedykt Huculak OFMCap
i jeszcze jedno:
"Zdarza nam się niekiedy zwiedzać wielkie gmaszysko, które w dawnych wiekach służyło za siedzibę bogatego rodu. Z tamtych właśnie czasów pochodzą w szacownej budowli piękne salony z bogato zdobionymi kominkami. W jesienne wieczory, gdy zimne wiatry sprawią, że salony stają się mocno wychłodzone, niejednemu przychodzi na myśl wizja płomieni wesoło migoczących w głębi kominka. Jakże rozgrzałyby wyziębione wnętrze, ileż ciepła i światła wniosłyby w życie mieszkańców tych sal! Co by się jednak stało, gdyby ktoś − zamiast trudzić się nad rozpalaniem ognia w przeznaczonym na to miejscu − zgromadził na dywanie na środku salonu kilka zabytkowych foteli, dorzucił ze dwa wyściełane krzesła, do tego dołączył parę obrazów zdjętych ze ścian – i w ten sposób przystąpił do ogrzewania wyziębionej sali?… Przez kilka godzin można by cieszyć się sukcesem: na pewno zrobiłoby się trochę cieplej i wieczór upłynąłby nieco milej.
Dopiero przebudzenie następnego dnia przyniosłoby zupełnie inne wrażenie. Spojrzenie wokół ujawniłoby smętny stan salonu: po zabytkowych fotelach zostało kilka gwoździ, obrazy z dawnych epok zamieniły się w stertę popiołu, w dywanie na środku zieje wielka dziura. A i ogień jakoś szybko zniknął, i − jak się zdaje − w salonie znowu jakby wieje chłodem. Na pewno wtedy pojawiłoby się pytanie: czy podniesienie temperatury wychłodzonego pomieszczenia takim kosztem na pewno jest zgodne z zamiarami właściciela domu? Czy nie lepiej było na początku rozejrzeć się za miejscem przewidzianym dla płomieni przez konstruktora gmachu? Czy nie lepiej było najpierw znaleźć w salonie kominek? Pojawiłaby się też refleksja: popiół i zgliszcza to nie wina płomieni ani nie wina budowniczego salonu…
Może się zdarzyć, że ktoś słyszy te zapewnienie Jezusa: „przyszedłem ogień rzucić na ziemię” (Łk 12, 49), ale zamiast rozpalać ognisko w kominku, aby grzało wszystkich obecnych zgodnie z planami Bożego Konstruktora, rzuca hasło do rozpalenia ogniska na dywanie na środku salonu Kościoła. Wszystko jedno jakim kosztem, obojętnie, co się przy tym niszczy, jak depcze się przywiązanie do tradycyjnych prawd wiary, do parafii, do katolickich pasterzy. Płoną w takim ognisku meble Tradycji i mądrość Ojców Kościoła, wrzuca się do ognia cenne obrazy liturgii i tradycyjnych form modlitwy, w imię zasady: wszystko wolno, gdy szuka się duchowego rozgrzania i gdy nagrodą ma być duchowy power. Dziki ogień zostawia po sobie znacznie mniej jedności, mniej pokoju i mniej duchowego zbudowania, niż było przed nim.
Popiół i zgliszcza to nie wina płomieni ani nie wina budowniczego Bożego salonu. Duch Święty naprawdę jest ogniem i charyzmaty rzeczywiście są darem Ojca. Jezus prawdziwie aż do dziś gorąco pragnie, aby płomień zajaśniał. Ale ten sam Bóg jest też Konstruktorem domu Bożego. Wyznaczył stosowne miejsce dla ognia. Pierwszy List do Koryntian jest takim konstruktorskim projektem zostawionym nam przez budowniczego: „Ustanowił Bóg w Kościele najprzód apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, a następnie tych, co mają dar czynienia cudów, wspierania pomocą, rządzenia oraz przemawiania rozmaitymi językami” (1 Kor 12, 28). Jest w salonie Kościoła budowanego według Biblii centralne miejsce na apostolską posługę biskupów, jest miejsce na korekty płynące z nauczycielskiego urzędu, jest miejsce dla tych, którym powierzył Bóg dar zarządzania ludem Bożym, pasterzowania i przełożeństwa (por Hbr 13, 17). W takim salonie Kościoła katolickiego jest też kominek. Jeśli w nim zaczniemy oczekiwać płomieni Ducha Świętego, światło i ciepło będą się rozchodzić wokół – nie tylko przez kilka godzin pewnego wieczoru pełnego ekstatycznej atmosfery, ale starczy nam tych Bożych darów na całe życie."
bp. Andrzej Siemieniewski, Ogień w Kościele, Wrocław 2001, s. 6-7
A ja akurat bardzo cenie o. Bashobore. Bozy czlowiek, wiele dobrego sie dzieje przez jego rece. Rozumiem, ze ktos moze wolec inne klimaty, ale... w koncu Chrystus jest jeden.
To Ci dodam dla kompletności obrazu grozy i zgorszenia, że podczas tej profanacji profanujący ksiądz miał dziurę w skarpetce, dasz wiarę? Pan Bóg chyba się zgapił, że żaden grom w ten stadion nie uderzył... był chyba za bardzo zajęty uzdrawianiem obecnych tam ludzi.
In Spe, niestety nic na to nie poradzę. Tak było. I dziura w skarpetce i ludzie wstający z wózków inwalidzkich.
Widziałam, jak to było organizowane i jaka była dbałość organizatorów o jak najbardziej godny przebieg tego spotkania. Byłam tam i widziałam modlących się i oddających Bogu chwałę ludzi i zgadzam się z Terlikowskim.
Sama jestem purystką liturgiczną i mogę wskazać błędy niewymienione na tradiblogach, tylko po co? Siła modlitwy tam była ogromna. 40 tys. ludzi modlących się Różańcem, Koronką (jeśli ktoś nie uznaje modlitw charyzmatycznych), adorujących Najświętszy Sakrament w kaplicach adoracji. Kolejki do spowiedzi. Posługujących egzorcystów. Biskupów obecnych ze swoim ludem od rana do wieczora mimo 40 stopni upału. Ale też zaangażowanie wolontariuszy, wielomiesięczne przygotowania i właśnie troskę o jak najgodniejszy oraz najbardziej owocny przebieg tego spotkania, mimo ogromu problemów, które się piętrzyły.
Ja tam widziałam co innego po prostu niż piszą ci, którzy tam nie byli i nie widzieli.
Greg - masz sugestię co do formy ekspiacji dla ks. Rafała? Obiecuję, że mu przekażę Twe braterskie upomnienie.
Bo mu ojciec Bashobora kazał. Uznał, że nie będzie się kłócił. To nie było planowane ani reżyserowane wcześniej, tylko w tamtym momencie ojciec powiedział. Poza tym to był stół ołtarzowy, a nie żaden ołtarz. I to nie było w czasie Mszy Świętej. W czasie Mszy używano korporałów. Najświętszy Sakrament też był wniesiony i wyniesiony w monstrancji, a nie przekładany na stole ołtarzowym z kustodii do monstrancji.
Ludzie na stadionie uwielbiający Boga:
Nawet ja jestem na tym filmiku w charakterze zielonego krasnoludka, ale nie powiem Wam gdzie, bo się zgorszycie moim zachowaniem
@E_miliaK Nie ważne co mu ktoś tam kazał, ważne jest czego Kościól zakazuje. Taki faryzejski tekst zacytuję: "Kapłan, który wiernie sprawuje Mszę św. według norm liturgicznych, oraz wspólnota, która się do nich dostosowuje, ukazują w sposób dyskretny, lecz wymowny swą miłość do Kościoła." (św. Jan Paweł II, "Ecclesia de Eucharistia")
i obrońcom Jezus Na Stadionie, bo "działo się tam wiele dobrego" polecam zrozumienie zasady mówiącej: "Bonum ex integra causa, malum ex quocumque defectu"
A ja polecam zasade ewangeliczną "po owocach poznacie...". Jezeli cos przynosi dobre owoce w ostatecznym rozrachunku, to nie ma innej mozliwosci jak ta, ze pochodzi to od Boga.
Poza tym chcialam przypomniec jeszcze jeden cytat: „Myślę o tym, co każdy z was mówi: «Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa». Czyż Chrystus jest podzielony? Czyż Paweł został za was ukrzyżowany? Czyż w imię Pawła zostaliście ochrzczeni?” (1 Kor 1, 12–13). Rozumiem, ze jeden woli taką formę uwielbiania Boga, drugi inną, ale tworzenie takich podziałów jest głęboko zasmucające. Przeciez to nie o. Bashobora jest tu na pierwszym miejscu, on jest tylko narzędziem w rękach Boga. Chrześcijanie, szczególnie w dzisiejszych czasach, powinni być jedno.
Wiesz, z drugiej strony także ci, którzy nie widzą w takich (jak przytoczona wyżej) sytuacjach nic złego, mogliby uszanować wrażliwość tych, którzy widzą. W imię jedności na przykład.
Komentarz
http://www.liturgia.pl/blogi/Agnieszka-Myszewska-Dekert/Rozlam-w-Trojcy-Swietej.html
Faktycznie, nie moje klimaty, ale....patrz wyżej.
jakby co to do zobaczenia.
"Chrześcijanie, którzy uważają się za postępowych, a Kościół odnowiony chcą budować na podstawie zespołowej modlitwy zwanej spontaniczną oraz na czytaniu Biblii według skojarzeń własnych, czasem zarzucają katolikom wiernym Tradycji, że postawa tych ostatnich jest naznaczona smutkiem i zgorzknieniem, podczas gdy oni są chorążymi radości chrześcijańskiej, twórcami wiosny nowego Kościoła. Sprawiają wrażenie, jakby na wspomnianą radość mieli prawo wyłączności, podczas gdy katolicy nie skupieni pod ich znakami, bywają postrzegani jako niedzisiejsi, jakby zesztywnieni w mrozie jakiejś kościelnej zimy, a czasem nawet jako mieszkańcy zakurzonego muzeum archeologicznego lub też ciemnogrodu. (...) Wierność tradycji katolickiej nie tylko nie przygasza prawdziwej radości chrześcijańskiej, lecz jest nawet jej warunkiem koniecznym, i to z dwoistego względu: głównie dlatego, że bez pielęgnowania Tradycji sama Wiara katolicka i prawdziwy Kościół Chrystusowy nie mógłby się ostać; a wstępnie również dlatego, że z istoty rzeczy radość wyrasta z wierności, która jest przejawem miłości prawdziwej. (...)"
źródło: "Herbem Trójca i Wcielenie" Benedykt Huculak OFMCap
i jeszcze jedno:
"Zdarza nam się niekiedy zwiedzać wielkie gmaszysko, które w dawnych wiekach służyło za siedzibę bogatego rodu. Z tamtych właśnie czasów pochodzą w szacownej budowli piękne salony z bogato zdobionymi kominkami. W jesienne wieczory, gdy zimne wiatry sprawią, że salony stają się mocno wychłodzone, niejednemu przychodzi na myśl wizja płomieni wesoło migoczących w głębi kominka. Jakże rozgrzałyby wyziębione wnętrze, ileż ciepła i światła wniosłyby w życie mieszkańców tych sal! Co by się jednak stało, gdyby ktoś − zamiast trudzić się nad rozpalaniem ognia w przeznaczonym na to miejscu − zgromadził na dywanie na środku salonu kilka zabytkowych foteli, dorzucił ze dwa wyściełane krzesła, do tego dołączył parę obrazów zdjętych ze ścian – i w ten sposób przystąpił do ogrzewania wyziębionej sali?… Przez kilka godzin można by cieszyć się sukcesem: na pewno zrobiłoby się trochę cieplej i wieczór upłynąłby nieco milej.
Dopiero przebudzenie następnego dnia przyniosłoby zupełnie inne wrażenie. Spojrzenie wokół ujawniłoby smętny stan salonu: po zabytkowych fotelach zostało kilka gwoździ, obrazy z dawnych epok zamieniły się w stertę popiołu, w dywanie na środku zieje wielka dziura. A i ogień jakoś szybko zniknął, i − jak się zdaje − w salonie znowu jakby wieje chłodem. Na pewno wtedy pojawiłoby się pytanie: czy podniesienie temperatury wychłodzonego pomieszczenia takim kosztem na pewno jest zgodne z zamiarami właściciela domu? Czy nie lepiej było na początku rozejrzeć się za miejscem przewidzianym dla płomieni przez konstruktora gmachu? Czy nie lepiej było najpierw znaleźć w salonie kominek? Pojawiłaby się też refleksja: popiół i zgliszcza to nie wina płomieni ani nie wina budowniczego salonu…
Może się zdarzyć, że ktoś słyszy te zapewnienie Jezusa: „przyszedłem ogień rzucić na ziemię” (Łk 12, 49), ale zamiast rozpalać ognisko w kominku, aby grzało wszystkich obecnych zgodnie z planami Bożego Konstruktora, rzuca hasło do rozpalenia ogniska na dywanie na środku salonu Kościoła. Wszystko jedno jakim kosztem, obojętnie, co się przy tym niszczy, jak depcze się przywiązanie do tradycyjnych prawd wiary, do parafii, do katolickich pasterzy. Płoną w takim ognisku meble Tradycji i mądrość Ojców Kościoła, wrzuca się do ognia cenne obrazy liturgii i tradycyjnych form modlitwy, w imię zasady: wszystko wolno, gdy szuka się duchowego rozgrzania i gdy nagrodą ma być duchowy power. Dziki ogień zostawia po sobie znacznie mniej jedności, mniej pokoju i mniej duchowego zbudowania, niż było przed nim.
Popiół i zgliszcza to nie wina płomieni ani nie wina budowniczego Bożego salonu. Duch Święty naprawdę jest ogniem i charyzmaty rzeczywiście są darem Ojca. Jezus prawdziwie aż do dziś gorąco pragnie, aby płomień zajaśniał. Ale ten sam Bóg jest też Konstruktorem domu Bożego. Wyznaczył stosowne miejsce dla ognia. Pierwszy List do Koryntian jest takim konstruktorskim projektem zostawionym nam przez budowniczego: „Ustanowił Bóg w Kościele najprzód apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, a następnie tych, co mają dar czynienia cudów, wspierania pomocą, rządzenia oraz przemawiania rozmaitymi językami” (1 Kor 12, 28). Jest w salonie Kościoła budowanego według Biblii centralne miejsce na apostolską posługę biskupów, jest miejsce na korekty płynące z nauczycielskiego urzędu, jest miejsce dla tych, którym powierzył Bóg dar zarządzania ludem Bożym, pasterzowania i przełożeństwa (por Hbr 13, 17). W takim salonie Kościoła katolickiego jest też kominek. Jeśli w nim zaczniemy oczekiwać płomieni Ducha Świętego, światło i ciepło będą się rozchodzić wokół – nie tylko przez kilka godzin pewnego wieczoru pełnego ekstatycznej atmosfery, ale starczy nam tych Bożych darów na całe życie."
bp. Andrzej Siemieniewski, Ogień w Kościele, Wrocław 2001, s. 6-7
---
Strugam sobie belkę w oku. Tylko tyle.
To Ci dodam dla kompletności obrazu grozy i zgorszenia, że podczas tej profanacji profanujący ksiądz miał dziurę w skarpetce, dasz wiarę? Pan Bóg chyba się zgapił, że żaden grom w ten stadion nie uderzył... był chyba za bardzo zajęty uzdrawianiem obecnych tam ludzi.
Widziałam, jak to było organizowane i jaka była dbałość organizatorów o jak najbardziej godny przebieg tego spotkania. Byłam tam i widziałam modlących się i oddających Bogu chwałę ludzi i zgadzam się z Terlikowskim.
Sama jestem purystką liturgiczną i mogę wskazać błędy niewymienione na tradiblogach, tylko po co? Siła modlitwy tam była ogromna. 40 tys. ludzi modlących się Różańcem, Koronką (jeśli ktoś nie uznaje modlitw charyzmatycznych), adorujących Najświętszy Sakrament w kaplicach adoracji. Kolejki do spowiedzi. Posługujących egzorcystów. Biskupów obecnych ze swoim ludem od rana do wieczora mimo 40 stopni upału.
Ale też zaangażowanie wolontariuszy, wielomiesięczne przygotowania i właśnie troskę o jak najgodniejszy oraz najbardziej owocny przebieg tego spotkania, mimo ogromu problemów, które się piętrzyły.
Ja tam widziałam co innego po prostu niż piszą ci, którzy tam nie byli i nie widzieli.
Greg - masz sugestię co do formy ekspiacji dla ks. Rafała? Obiecuję, że mu przekażę Twe braterskie upomnienie.
Poza tym to był stół ołtarzowy, a nie żaden ołtarz. I to nie było w czasie Mszy Świętej. W czasie Mszy używano korporałów. Najświętszy Sakrament też był wniesiony i wyniesiony w monstrancji, a nie przekładany na stole ołtarzowym z kustodii do monstrancji.
Ludzie na stadionie uwielbiający Boga:
Nawet ja jestem na tym filmiku w charakterze zielonego krasnoludka, ale nie powiem Wam gdzie, bo się zgorszycie moim zachowaniem
"Kapłan, który wiernie sprawuje Mszę św. według norm liturgicznych, oraz wspólnota, która się do nich dostosowuje, ukazują w sposób dyskretny, lecz wymowny swą miłość do Kościoła." (św. Jan Paweł II, "Ecclesia de Eucharistia")
„Myślę o tym, co każdy z was mówi: «Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa». Czyż Chrystus jest podzielony? Czyż Paweł został za was ukrzyżowany? Czyż w imię Pawła zostaliście ochrzczeni?” (1 Kor 1, 12–13).
Rozumiem, ze jeden woli taką formę uwielbiania Boga, drugi inną, ale tworzenie takich podziałów jest głęboko zasmucające. Przeciez to nie o. Bashobora jest tu na pierwszym miejscu, on jest tylko narzędziem w rękach Boga. Chrześcijanie, szczególnie w dzisiejszych czasach, powinni być jedno.