Mieszkaliśmy do czwartego dziecka w bloku, potem na wsi w domku. I jedno i drugie ma swoje zalety. Mieszkanie w bloku w miescie - bliskość placówek edukacyjnych, te nieszczęsne zróżnicowane place zabaw, możliwość łatwego dostepu do atrakcji typu basen w lecie, jakies muzea, zoo, kina itp. - czas wolny łatwo zorganizowac sobie w miarę atrakcyjnie. Starsze, nastoletnie dzieci - wystarczy karta miejska i dziecko jest praktycznie niezależne, mogłoby samo jeździc na rózne treningi, spotykac sie ze znajomymi itp. a nie trzeba całego grafika całej rodziny zgrywać na wspólny powrót do domu samochodem. Myśle, ze gdybym była na tyle bogata, że stac by mnie było na dom z ogrodem w obrębie np. Warszawy, to byłby układ idealny. Natomiast niewątpliwa zaleta domu jest to, ze gromada energicznych dzieci generuje hałas, który co najwyżej jak mnie wkurzy wywale na dwór i po sprawie. Mam dowolnośc w kształtowaniu otoczenia, moge sobie coś posadzic gdzie chcę i karmic dzieci ekologicznymi warzywkami, , ogólnie zyje sie tu milo i przyjemnie. Ale widze wady, zwłaszcza dla dorastających nastolatków - zwłaszcza uwiazanie komunikacyjne do rodziców (my żyjemy na prawdziwej wsi, do autobusu jezdzacego regularnie jest 40 min spaceru przez las - ok. 3,5 km). Jak ich przypili to przez ten las łażą, ale nie jest to wygodne i tyle. Do tego - do miejscowej szkoły i tak trzeba by było dojezdzac kilka kilometrów, przy mniejszych dzieciach za bardzo nie maja same jak dojechac i wrócić - nie zdecydowalismy sie na to i nie zmienialiśmy szkół po wyprowadzce, dopiero po pewnym czasie na takie w poblizu pracy. Domy sa rozrzucone, a my nie "kolegujemy" sie z większości najblizszych sąsiadów - mamy tych sasiadów az 4 , wiec dzieci za bardzo nie maja kontaktów z nielicznymi dziecmi mieszkajacych w poblizu. Faktycznie rosna takie troche odludki, zwłaszcza , ze maja swoje wieksze niz w przeciętnej rodzinie towarzystwo i i tak sie ze soba nie nudzą (zwykle).
@ola_g czytam i jakbym o sobie czytała. Też aspołeczna jestem i mąż, mamy chyba dużą potrzebę alienacji ,więc się męczymy. Lubię czasem z chłopakami się pobawić ale chciałabym mieć tę alternatywę wypuszczenia na luz, a w mieście nie mam...Na placach zabaw trzeba dzieciom babeczki robić i absolutnie nie pozwalać klękać na piachu bo zaraz spodenki brudne(tak robią babusie i panie opiekunki) Wiem, że jestem teraz dodatkowo sfrustrowana, bo naokoło niemal wszyscy i na osiedlu i znajomi robią inaczej niż ja bym chciała - jedno, maks dwudzietność i zajęcia i rodzic na zawołanie. My jeszcze mieszkamy na takim osiedlu bardzo, bardzo, ogrodzonym, bloki blisko siebie, tłok, we mnie jeszcze to potęguje uczucie uwięzienia. Ale dziś właśnie zaczęłam pompejańską w intencji domu, niech Matka Boża działa..
@Bagata w dzisiejszym świecie da się mieć więcej dzieci ( mam tylko 7, ale i tak przekraczam w znacznym stopniu standardy ) i nie mam problemów psychicznych odniosę się do Twojego pierwszego wpisu: 1. szacunek należy sobie wypracować, trzeba go wymagać, a nieposłuszeństwo i bezsensowne pyskowanie należy karać ( co innego konstruktywna , nawet głośniejsza dyskusja, co innego wywieranie krzykiem presji na rodzicach) To my rodzice wychowujemy...niestety teraz często bywa na odwrót. 2. Dzieci mają obowiązki! Od najmłodszych lat. I to od ilości ich obowiązków i wieku zależy ilość praw, a nie odwrotnie. 3. Od roku nie mam podwórka. Od roku mieszkam w kamienicy.Jeśli dzieci się popsztrykają na wspólnym terenie ( np w jadalni) i robią za dużo jazgotu, muszą ten teren opuścić, wyciszyć się osobno, w innym pokoju, a potem mogą wrócić ( już na spokojnie) do rozmowy.
Nie zawsze jest tak łatwo i różowo, ale jest to jak najbardziej realne. I nie wyobrażam sobie ani rządów dziecka w naszym domu, ani nawet demokracji.
Dla naszych dzieci te zasady są jasne i zrozumiałe od początku.
P.S czasem lepimy jeżyki, ale na pierwszym miejscu jest po prostu ŻYCIE.
Nie trzeba dzieciom 'wszystkiego' zapewniać. Miłość i mądre wymagania zapewniają im WSZYSTKO, bardzo szybko zauważa to najbliższe otoczenie, nauczyciele w szkole także
Tak na marginesie: Zaskakują mnie pytania różnych postronnych osób, które widzą, lub dowiadują się o tym, że moje dzieci robią w domu i obejściu różne rzeczy, o to: "Czy im się chce?". No, raczej im się nie chce. Mi też się nie chce wypełniać wielu moich codziennych obowiązków. Czy mnie kto o to pyta, czy chce mi się gotować, prać, czy sprzątać? Tak samo ja nie pytam dzieci, czy im się chce, tylko wyznaczam konkretne obowiązki. Życie jest z nimi nierozerwalnie związane. Wychowywanie dziecka bez codziennych obowiązków oznacza, że wychowujemy człowieka, który nie będzie przygotowany do dorosłego życia.
Wogole to lubię te wątki, trochę ustawiają do pionu. Często spotykam się z ideałem wychowania absolutnie bez krzyku i kar, wyłącznie przez rozmowy. Pewnie, że tak jest pięknie ale czasem się nie da. Na szkoleniu, psycholog mówiła o "traumie kar", która niesiemy przez całe życie. .. Kazała przypomnieć sobie najgorsza karę jaka otrzymaliśmy w dzieciństwie i opisać towarzyszące uczucia... Tylko jeśli 30-40 latek pamięta karę sprzed kilkudziesięciu lat to pewnie faktycznie była wyjątkowo surowa
@Aga85 tych najsurowszych chwil,też kar się nie pamięta,się wypiera i się ma przeróżne problemy emocjonalne,ale się nie kojarzy tego z niczym... Jak już ktoś pamięta i wie,że był krzywdzony,ma tego świadomość,czuje emocje,to nie jest najgorzej.
@Elunia Ok, na dwa lata obstawiania miejskich placów zabaw z pierworodną, jedna dziwna odzywka nam się trafila. I też jedna rozsądną niania która wymagała od podopiecznej więcej niż zapracowani rodzice. Teraz już prawie nie chodzimy, mogło sie w narodzie pogorszyć... Soczki w dziobach i dzielenie się chrupkami było wtedy na porządku dziennym. Ale może ktoś okazjonalnie dziecku sok kupil, mnie się czasem zdarzy wyjatkowo, nie chce oceniać. No i mamy we wsi bardzo fajna, kontaktowa 5l Nikolę. Chyba że to inna "półka" imion. Tak się przekomarzam Mam sentyment do mojego ex-miasta, pewnie idealizuje nieco. Na pewno na wsi nieporównywalnie latwiej nam z dziecmi.
@olgal nie chodziło o osoby krzywdzonyce, wykorzystywane przez rodziców tylko o stosowanie zwykłych i bardzo powszechnych kar w latach 80 tych. Nie wyjdziesz na dwór, nie pojedziesz na wycieczkę itp. Prze
@Aga85 ale to nie jest idealne wychowanie...to odrealnione wychowanie...potem takie dziecko idzie w świat i na lekko podniesiony głos lub krzywą minę reaguje stresem ponad miarę, nie radzi sobie w sytuacjach trudnych
mój mąż ostatnio czytał świetny artykuł generalnie ( trochę spłycam) chodziło o to, że jak kiedyś dzieci jeździły na rowerku bez kasku i ochraniaczy, to jak się przewróciły , bo zbyt szybko i nieostrożnie jechały to ZABOLAŁO i ten ból , czyli konsekwencje głupiego zachowania uczył zachowań odpowiedzialnych i właściwych...Chroniąc dziecko przed bólem, strachem, konsekwencjami głupich zachowań - nie uczymy odpowiedzialnego życia.
@Aga85 - mam taką obserwację, że za najbardziej krzywdzące uważamy te kary, które były niesprawiedliwe, nieoczekiwane, niekonsekwentne. Jeśli dziecko ma świadomość, że nikt go nie krzywdzi, a jedynie odbiera to, co słusznie mu się należy (bo takie były wcześniejsze ustalenia), to nie bardzo rozumiem, dlaczego miałoby z tego powodu nosić w sobie przez wiele lat traumę. Odpalałyśmy kiedyś z kuzynką domowej roboty petardy za stodołą. Upalne, suche lato było. Co się przechowuje w stodole - wiadomo. Gdy niespodzianie na grzbiety spadł nam pas wujka (a wlał nam wtedy solidnie), to żadnej z nas nie przyszło do głowy, żeby mieć do niego o to pretensje. Ba, jeszcze całkiem szczerze przepraszałyśmy za swoje zachowanie. A pirotechniczne głupoty na długo wywietrzały nam z głów. Wedle współczesnych teorii powinnyśmy przez długie lata nosić traumę po tym okropnym doświadczeniu.
Takie właśnie było moje przemyślenia, że nie każda kara jest zła, a te które pamiętamy musiały być bardzo surowe w stosunku do przewinienia lub niesprawiedliwe. Niemniej większość osob biorących udział przyznało racje. Kary są złe i traumatyczne
@Tola siłą rzeczy w wątku wypowiadają sie tylko ci, którzy pod maszyny rolnicze nie wpadli
I zgadzam sie z Tobą, ze jest jakas idealizacja "starych dobrych czasów".
Ale myślę, ze chodzi tez o wyksztalcenie w dziecku instynktu samozachowawczego. Pytanie, ile można zaryzykować, by sie on wykształcił. Dla niektórych juz rozbicie kolana to "za dużo", dla innych wstrząśnienie mózgu jest jeszcze akceptowalne.
nie każda kara jest zła, a te które pamiętamy musiały być bardzo surowe w stosunku do przewinienia lub niesprawiedliwe.
Nie zgodzę się. Najbardziej pamiętam lanie, które należało mi się słusznie jak cholera. A pamiętam dlatego, że uderzył mnie ojciec a nie matka, jak zwykle Kara nie była ani zbyt surowa ani tym bardziej niesprawiedliwa.
@Tola trochę źle interpretujesz moją wypowiedź zauważ - dodałam, że spłycam...ale jak dostane link tego tekstu to go wstawię
nie ma nic wspólnego z idealizowaniem "starych dobrych czasów" i ja też ich nie idealizuję @malagala
zapinam dzieci w fotelikach itp
chodzi raczej o nadopiekuńczość i nie pozwalanie na poniesienie konsekwencji w rożnych codziennych sytuacjach, nawet tych najprostszych, chronienie przed każdym bólem, który na to został stworzony , by nas przestrzegać i chronić
Dziecko, które nie nauczy się jeździć bezpiecznie na rowerku może być kiedyś niebezpiecznym kierowcą, któremu wszystko wolno, bo ma bezpieczne auto...
kara jest zła - no tak, bo jest czymś przykrym, więc postrzegamy ją jako coś złego - w dorosłym życiu także
jest dobra jednak, jeśli dzięki niej coś sobie uświadomimy, przemyślimy, wyciągniemy wnioski
oczywiście, że powinna być adekwatna, a to czy ja pamiętamy czy nie zależy od większej ilości czynników ja wolałam konkretną karę niż gderanie mamy, albo wysłuchiwanie wszystkich przewinień z ostatniej dziesięciolatki( bo się mamie uzbierało)
@sylwia1974 na podniesiony głos,krzyk najsilniej reagują dzieci,które doświadczyły przemocy,a nie te bezstresowo wychowane. Często dzieci, na które nikt nie krzyczał,których nikt nie karci,nikogo nie słuchają,nic sobie potem z krzyku nie robią.
Zgadzam się, że kara która jest "na miarę" nie krzywdzi wręcz pomaga. Ks.Tischner kiedyś na kazaniu pod Turbaczem mówił o wychowywaniu dzieci,fajnie to zobrazował,że z wychowaniem człowieka to jak z dbanie o roślinę. Trzeba pięć razy podlać a raz przyciąć, żeby piękna wyrosła. Jak za dużo przycinania nie urośnie,zniszczymy. Bez przycinania też owoców nie będzie. Zdziczeje. Na ogrodnictwie się za bardzo nie znam wiec nie wiem
@sylwia1974 to nie bylo konkretnie do Ciebie, chociaż moze z kontekstu to tak troche wygląda
Ja np. walczę o zapinanie pasów, a co rusz słyszę od starszego ode mnie pokolenia, ze to wymysly i kiedys nie trzeba bylo zapinać itd. "i przeciez nic się nikomu nie stalo". I tak czasem odbieram niektóre wypowiedzi, ze kiedys to cos tam cos tam. Ale moze ktos po prostu mówi o swoim doświadczeniu?
@Tola no właśnie mysle, ze to jest bardzo indywidualna sprawa, co jest przegięciem, a co nie jest... I dużo zalezy od ogólnie pojętego środowiska itd.
@wiesia, moja najstarsza ma 6 lat, więc nie tak mało. Wakacje w dużym stopniu spędzaliśmy wyjazdowo i miała tam dużo więcej swobody. Tak jak pisała Małgorzata, dzieciaki bawiły się całą bandą, dorośli nie wtrącali się w ich sprawy i było super. Teraz widzę, że czuje się stłamszona, rwie się do samodzielności a nie ma jej gdzie realizować. W domu ciasno, młodsze rodzeństwo wchodzi na głowę, a ja nie jestem w stanie pilnować bez przerwy maluchów, żeby jej się nie wtrącały do każdej aktywności, jaką sobie wymyśli. Ciężko jest, frustracja ogromna. A może to po prostu tzw. bunt sześciolatka? Od jakiego wieku dzieci mogą same zostawać w domu i chodzić po ulicy?
Czyli jak 12 latek nie chce gdzieś z nami jechać (np do znajomych z samymi maluchami) to mogę go zostawić z kanapką i butelką picia przed domem z zakazem wchodzenia do domu... no genialne prawo (nie mogę znaleźć odpowiedniej ikonki ale kilka przychodzi mi do głowy...)
Oj, chyba nie całkiem tak jest z tymi przepisami o zostawianiu dziecka samego w domu. Interesowałam się kiedyś i wyszło na to, że to nie jest w polskim prawie tak precyzyjnie dookreślone, że od x lat to już może samo w domu zostać. Oczywiście, najbezpieczniej do 18 samego w domu nie zostawiać bez pełnoletniej opieki Jednakowoż moje zdanie jest takie, że to ja wiem najlepiej, które moje dziecko, w jakim wieku nadaje się do złożenia na nim jakiej odpowiedzialności.
A tylko droga do szkoły taka uprzywilejowana? Bo może dać mu 2zł i niech te parę godz idzie na zakupy (lody np) i z powrotem -i będzie mniej opuszczony
Komentarz
My jeszcze mieszkamy na takim osiedlu bardzo, bardzo, ogrodzonym, bloki blisko siebie, tłok, we mnie jeszcze to potęguje uczucie uwięzienia. Ale dziś właśnie zaczęłam pompejańską w intencji domu, niech Matka Boża działa..
w dzisiejszym świecie da się mieć więcej dzieci ( mam tylko 7, ale i tak przekraczam w znacznym stopniu standardy ) i nie mam problemów psychicznych
odniosę się do Twojego pierwszego wpisu:
1. szacunek należy sobie wypracować, trzeba go wymagać, a nieposłuszeństwo i bezsensowne pyskowanie należy karać ( co innego konstruktywna , nawet głośniejsza dyskusja, co innego wywieranie krzykiem presji na rodzicach) To my rodzice wychowujemy...niestety teraz często bywa na odwrót.
2. Dzieci mają obowiązki! Od najmłodszych lat. I to od ilości ich obowiązków i wieku zależy ilość praw, a nie odwrotnie.
3. Od roku nie mam podwórka. Od roku mieszkam w kamienicy.Jeśli dzieci się popsztrykają na wspólnym terenie ( np w jadalni) i robią za dużo jazgotu, muszą ten teren opuścić, wyciszyć się osobno, w innym pokoju, a potem mogą wrócić ( już na spokojnie) do rozmowy.
Nie zawsze jest tak łatwo i różowo, ale jest to jak najbardziej realne.
I nie wyobrażam sobie ani rządów dziecka w naszym domu, ani nawet demokracji.
Dla naszych dzieci te zasady są jasne i zrozumiałe od początku.
P.S czasem lepimy jeżyki, ale na pierwszym miejscu jest po prostu ŻYCIE.
Nie trzeba dzieciom 'wszystkiego' zapewniać. Miłość i mądre wymagania zapewniają im WSZYSTKO, bardzo szybko zauważa to najbliższe otoczenie, nauczyciele w szkole także
Często spotykam się z ideałem wychowania absolutnie bez krzyku i kar, wyłącznie przez rozmowy. Pewnie, że tak jest pięknie ale czasem się nie da.
Na szkoleniu, psycholog mówiła o "traumie kar", która niesiemy przez całe życie. .. Kazała przypomnieć sobie najgorsza karę jaka otrzymaliśmy w dzieciństwie i opisać towarzyszące uczucia...
Tylko jeśli 30-40 latek pamięta karę sprzed kilkudziesięciu lat to pewnie faktycznie była wyjątkowo surowa
Jak już ktoś pamięta i wie,że był krzywdzony,ma tego świadomość,czuje emocje,to nie jest najgorzej.
Teraz już prawie nie chodzimy, mogło sie w narodzie pogorszyć...
Soczki w dziobach i dzielenie się chrupkami było wtedy na porządku dziennym.
Ale może ktoś okazjonalnie dziecku sok kupil, mnie się czasem zdarzy wyjatkowo, nie chce oceniać.
No i mamy we wsi bardzo fajna, kontaktowa 5l Nikolę. Chyba że to inna "półka" imion. Tak się przekomarzam
Mam sentyment do mojego ex-miasta, pewnie idealizuje nieco. Na pewno na wsi nieporównywalnie latwiej nam z dziecmi.
Prze
mój mąż ostatnio czytał świetny artykuł
generalnie ( trochę spłycam) chodziło o to, że jak kiedyś dzieci jeździły na rowerku bez kasku i ochraniaczy, to jak się przewróciły , bo zbyt szybko i nieostrożnie jechały to ZABOLAŁO i ten ból , czyli konsekwencje głupiego zachowania uczył zachowań odpowiedzialnych i właściwych...Chroniąc dziecko przed bólem, strachem, konsekwencjami głupich zachowań - nie uczymy odpowiedzialnego życia.
Odpalałyśmy kiedyś z kuzynką domowej roboty petardy za stodołą. Upalne, suche lato było. Co się przechowuje w stodole - wiadomo. Gdy niespodzianie na grzbiety spadł nam pas wujka (a wlał nam wtedy solidnie), to żadnej z nas nie przyszło do głowy, żeby mieć do niego o to pretensje. Ba, jeszcze całkiem szczerze przepraszałyśmy za swoje zachowanie. A pirotechniczne głupoty na długo wywietrzały nam z głów. Wedle współczesnych teorii powinnyśmy przez długie lata nosić traumę po tym okropnym doświadczeniu.
Kara nie była ani zbyt surowa ani tym bardziej niesprawiedliwa.
trochę źle interpretujesz moją wypowiedź
zauważ - dodałam, że spłycam...ale jak dostane link tego tekstu to go wstawię
nie ma nic wspólnego z idealizowaniem "starych dobrych czasów"
i ja też ich nie idealizuję @malagala
zapinam dzieci w fotelikach itp
chodzi raczej o nadopiekuńczość i nie pozwalanie na poniesienie konsekwencji w rożnych codziennych sytuacjach, nawet tych najprostszych, chronienie przed każdym bólem, który na to został stworzony , by nas przestrzegać i chronić
Dziecko, które nie nauczy się jeździć bezpiecznie na rowerku może być kiedyś niebezpiecznym kierowcą, któremu wszystko wolno, bo ma bezpieczne auto...
kara jest zła - no tak, bo jest czymś przykrym, więc postrzegamy ją jako coś złego - w dorosłym życiu także
jest dobra jednak, jeśli dzięki niej coś sobie uświadomimy, przemyślimy, wyciągniemy wnioski
oczywiście, że powinna być adekwatna,
a to czy ja pamiętamy czy nie zależy od większej ilości czynników
ja wolałam konkretną karę niż gderanie mamy, albo wysłuchiwanie wszystkich przewinień z ostatniej dziesięciolatki( bo się mamie uzbierało)
Często dzieci, na które nikt nie krzyczał,których nikt nie karci,nikogo nie słuchają,nic sobie potem z krzyku nie robią.
Zgadzam się, że kara która jest "na miarę" nie krzywdzi wręcz pomaga.
Ks.Tischner kiedyś na kazaniu pod Turbaczem mówił o wychowywaniu dzieci,fajnie to zobrazował,że z wychowaniem człowieka to jak z dbanie o roślinę. Trzeba pięć razy podlać a raz przyciąć, żeby piękna wyrosła. Jak za dużo przycinania nie urośnie,zniszczymy. Bez przycinania też owoców nie będzie. Zdziczeje.
Na ogrodnictwie się za bardzo nie znam wiec nie wiem
Od jakiego wieku dzieci mogą same zostawać w domu i chodzić po ulicy?
Oczywiście, najbezpieczniej do 18 samego w domu nie zostawiać bez pełnoletniej opieki Jednakowoż moje zdanie jest takie, że to ja wiem najlepiej, które moje dziecko, w jakim wieku nadaje się do złożenia na nim jakiej odpowiedzialności.