Serio jednogłośnie na forum było ze dziecku się nie należy? Wydaje mi się ze stanęło na tym, ze w każdej rodzinie jest inaczej i ze jest to decyzja rodziców No tak się składa ze ta 18tka jest w czasie kiedy normalne prawko można zrobić, dla mnie super bo taki prezent jest pożyteczny gdyby te normalne prawko można było zdawać dużo, dużo wcześniej to pewno byśmy tez zapłacili - jeśli byłaby możliwość finansowa, bo nie jest to na tyle potrzebne żeby się zapożyczać Nie wiem czemu masz takie spostrzeżenie ze jedynacy dostają wszystko. mam ogrom znajomych gdzie jedynak dostał co chciał a i inny nie dostał nic albo przysłowiowa wędkę czy dobre słowo. Podobnie z rodzinami gdzie dzieci było więcej niż jedno, niektórzy dostali domy, inni samochody, inni kopertę na łatwiejszy start na studia a jeszcze inni "kopa" albo dobre słowo. Młody sobie ciuła na różności, kupuje sobie książki kiedy trzeba kolejna część mieć, zeszyty czy inne takie. Ogólnie nie rozpindrza kasy. To jeśli mam to daje, bo wiem ze nie rozpieprzy.
Prawko dla dziecka traktuję jako wędkę dla niego. I mam zamiar zapewnić je moim dzieciom, przede wszystkim dlatego, że mnie stać, a następnie dlatego, że ta ,,wędka'' to dodatkowy atut, który pomaga znaleźć dobrą pracę, itp. Dzieci w wieku, gdy najczęściej i najchętniej się robi prawo jazdy, chodzą do szkoły, uczą się, próbują dostać na studia. W tej sytuacji, na obecnym etapie, nie mam zamiaru wymagać od nich tego, by na to prawo jazdy pracowali, choć pewnie, jeśli znajdą pracę sezonową, poproszę, by się dorzuciły.
Wiec tego, nie uważam, żeby to był obowiązek rodziców równorzędny z zapewnieniem pampersów niemowlakowi wracając do tematu wydatkow.
a w którym miejscu dziewczyny napisały ze to ich obowiązek i że muszą dać?
Piszecie, że starsze dzieci generują większe wydatki, z mojej perspektywy nie, a wydatki które wymieniacie są fakultatywne, nie tak jak zapewnienie niemowlakowi higieny. Taki skrót.
Dorota ja nie jeździłam na wycieczki bo nie lubiłam tego klasowego spędu i gonitwy bo kazdy chciałby co innego. na kolonie tez nie, bo dla nas z siostrami najlepszymi wakacjami były te u Dziadków na wiosce zabitej dechami, tam mialysmy ogrom znajomych, kuzynostwa itp moje dziecko jeździ na praktycznie każda wycieczkę ( więcej ogolnoszkolntch niż klasowych) bo lubi, podobnie z obozami, u Dziadków czy pradziadków zanudziłaby się na smierć jesli mam to dam, jeśli nie to tragedi nie ma to ze ja nie miałam w prezencie prawka od rodziców nie znaczy ze mam takiego prezentu nie dawać dziecku, podobnie z innymi. czemu miałabym postępować w myśl zasady "ja nie miałam to i ty mieć nie musisz" a z drugiej strony finansowanie czegoś dziecku nie powoduje z automatu ze jest ono niezaradne osobiście wychodzę z założenia, ze póki chodzi do szkoły średniej, uczy się to nie musi pracować, dorabiać. Chce- bardzo proszę, ale musieć nie musi
No ja mam dysonans, bo czytam z jednej strony, że dziecko ma być na wyjście z domu (najlepiej od razu po 18 urodzinach) wychowane i zaradne, na studiach może pracować żeby się utrzymać, na wesele samemu zbierać itd. a jak dochodzi co do czego to lament, bo po 18 nie ma 500+ a dziecko nadal generuje wydatki i to coraz większe? I co czytam? Że prawo jazdy, sporty, korki, zajęcia dodatkowe, wyjazdy. Może nie kumam. Ale jakoś.mnie się to nie klei. Szczególnie, że ja nigdy nie jeździłam na żadne wyjazdy, ba, nawet kolonie, rodzice nie opłacili mi prawka, od lo nie martwili się w co się ubieram, nigdy nie chodziłam na żadne dodatkowe zajęcia, żadne instrumenty czy sporty., Wiec będzie trudno Wam mnie przekonać, że moze być inaczej :P
EDT. Wiem, i te wycieczki szkolne. Byłam na jednej 4 dniowej w sp i jednej tygodniowej w LO. Rodzice dostali dofinansowanie na nie, to pojechałam. Wiec i szkolne nie są obligatoryjnymi wydatkami :P
Dorotak, miałam dokładnie takie samo dzieciństwo i bardzo mi to wtedy doskwierało, serio. Zwłaszcza, że chodziłam do liceum, gdzie byli głównie bardzo bogaci ludzie, więc tym bardziej niefajnie się czułam. Moi rodzice nie mieli po prostu kasy i wielkim wyrzeczeniem było dla nich wysłanie mnie do szkoły z internatem (za co jestem Im dozgonnie wdzięczna).
Zajęcia, ciuchy, kosmetyki, wyjazdy - o tym mogłam tylko pomarzyć i nie ukrywam - nie było mi z tym dobrze. W związku z tym moim dzieciom, w miarę możliwości nie odmawiam rzeczy, które ja nie miałam. Wszystko jednak w granicach rozsądku. Inwestujemy w hobby - rysunek, w podróże, wycieczki (uważam, że to bardzo poszerza horyzonty). W ciuchy niekoniecznie, w kosmetyki już tak, w instrumenty też. W języki i w korki nie muszę, bo sama znam języki i pomagam dzieciom całkiem nieźle. Bez wyrzutów sumienia zainwestuję też w korki w klasie maturalnej i w prawo jazdy - czyli rzeczy, które rozwijają. Jeśli mogę sobie na to pozwolić, to w imię idei nie będę im tego odmawiać. Zwłaszcza, że moje dzieci szanują pieniądze, są oszczędne i pomagają w domu.
@hipolit, dokładnie rozumiem. Bo też chce dać dzieciom to co mogę i to co najlepsze. Ale to są dodatkowe wydatki i nie można o nich pisać jako o obowiązkowych wydatkach jakie generuje nastolatek. Bo jak wiesz z doświadczenia - może mieć ale nie musi. Wiec jeśli jesteśmy w watku,.który dotyczy finansów domowch, zarządzania nimi i oszczędzania to wszystkie wydatki na nastolatki, które wymieniacie nie są niezbędne.
@hipolit, dokładnie rozumiem. Bo też chce dać dzieciom to co mogę i to co najlepsze. Ale to są dodatkowe wydatki i nie można o nich pisać jako o obowiązkowych wydatkach jakie generuje nastolatek. Bo jak wiesz z doświadczenia - może mieć ale nie musi. Wiec jeśli jesteśmy w watku,.który dotyczy finansów domowch, zarządzania nimi i oszczędzania to wszystkie wydatki na nastolatki, które wymieniacie nie są niezbędne.
Generalnie masz rację. Ja gdybym nie miała - nie dawałabym i na pewno nie wzięłabym kredytu na korki, ciuchy, prawo jazdy.
@beatak, a to już inna sprawa. Ja zawsze myślałam, że nigdy z rodzicami nie jeździliśmy na wycieczki, nie chodziłam na żadne dodatkowe zajęcia czy sporty z powodu kasy. Teraz mam swoją rodzinę i jeździmy na wycieczki, szukamy dodatkowych atrakcji itd. i okazuje się, że to nie pieniądze są przeszkodą, bo można spakować bochenek chleba do plecaka i iść na niezapomnianą wyprawę do lasu. Tego mnie nauczyło to forum, jakkolwiek ckliwie by to nie zabrzmiało
@Elunia, widzisz, dlatego nie rozumiem, bo ja swój pierwszy telefon splacalam rodzicom w ratach z korków na początku LO (tata z Anglii przywiózł bo taniej) a laptopa na studiach dwa lata w koszmarnie oprocentowanych ratach. Dlatego nie rozumiem i pewnie nie zrozumiem.
@Elunia, nie! Mysle że.zyje i mam się dobrze więc w temacie TEGO WATKA nie można mówic o takich wydatkach jako o obligatoryjnych. Wątpię żeby każda rodzina tu mogła sobie pozwolić na podarowanie dziecku laptopa czy prawa jazdy z okazji 18, choć pewnie każda by chciała. I jak nasunie się tylko temat z.innej perspektywy to te osoby znajdą już odpowiednie argumenty żeby udowodnić że to że nie dostaje to dla niego lepiej. Na tym polega dyskusja, rozmowa, forum, perswazja i wartościowanie i tak dalej
Oszczędzanie i wydatki są nieodłączne z tym jak definiujemy biedę i dostatek. Tam gdzie jednemu nie starcza od 1 do 1, drugi odłoży, bo na inną definicje minimum finansowego i potrzeby. Jedni muszą jesc codziennie 5 posiłków inni 3, jedni kąpią się 2x w tygodniu, inni codziennie. Jedni dają na 18 prawko albo laptopa a inni książkę i jakiegoś ciucha.
Dla niemowlaków, młodszych dzieci sporo ubrań dostaję. Dla starszych raczej muszę kupować. Pewnie - córka nie musi do muzycznej chodzić, nie musi rozwijać swoich zainteresowań, może w ferie siedzieć w domu (a wybiera się "aż" na półkolonie w mieście, p )itd.. I zdaję sobie sprawę, że bez tego przeżyje, ale jak mogę to czemu nie?
A i pampersów też nie trzeba kupować - w tetrze można chować, no nie?
Dorotka, ale w każdej rodzinie jest inaczej i nikt nie musi brać przykładu z rodziny X jako wytyczne na jedyna, słuszna metodę wychowawcza. nigdy w życiu nie wzięłabym kredytu na telefon/komputer/obóz/wycieczka/markowy ciuch itp tylko dlatego żeby dziecko miało, bo inne dzieciaki maja. Mlody wie, ze może dostać na tel kwotę X i albo kupi za te kwotę telefon X albo dobie dołoży ze swojej skarpety i kupi taki jak chce. I nie daje na ten tel bo nowy model wyszedł, bo stary się znudził. Stary musi skończyć żywot, nie nadawać się do użytku bez akumulatora na plecach itp żeby mógł wymienić na ten sprawny/nowy jak zwał tak zwał. W szkole mieli możliwość uzyskać certyfikat językowy, Mlodenu się zamarzył inny certyfikat. Zapłaciliśmy ale warunek był jeden- nie zaliczy, nie zdobędzie bo zawali ( a zdawał sobie sprawę ze i obowiązki szkolne, pozaszkolne i domowe nie znikną) to musi zwrócić albo my odciągnięty np nie finansując obozu/studniówki czy czegoś takiego. od małego był uczony ze pieniądz nie rośnie na drzewie, nie spada z nieba tylko trzeba się naprawdę natrudzić, namęczyć żeby zarobić pieniądz. jak chciał to zarabił grosz jako łebek i właśnie pracując ( nawet bez przymusu ekonomicznego) wie, ile ciężkiej pracy trzeba włożyć żeby była z tego moneta
Tylko w tetrze drogo , policzyć proszek pranie suszenie prasowanie bo przy tetrze jest więcej prania bo każde zmiana to śpiochy kaftanik koszulka i 2 pieluszki czyli powiedzmy co 2 godzin to szybko się zbiera no i pościel częściej trzeba zmienić
Serio uważacie korki za 60-100 zł za dobrą inwestycję w dziecko?? Jeśli dziecko nie jest w stanie przygotować się do matury samo to jak przygotuje się do egzaminów na studiach, przy których matura to pryszcz? Pomijam matematykę i fizykę gdzie czasem dobre wytłumaczenie tematu jest kluczowe.
@hipolit, rozumiem, nie pisałam że to wygląda inaczej na zasadzie zachciewajek czy rozpieszczania. No nie może zmyliło mnie że jesteśmy na forum wielodzietnych i jest dużo rodzin, które mają jedno dziecko na studiach, w tym czasie inne maturalne,.inne na początku LO - i kazde może chcieć kurs, certyfikat, prawko, telefon, laptopa a z mojej perspektywy po prostu się nie da w takiej rodzinie, nawet na zasadach o których piszesz, to najpierw trzeba mieć.
Serio uważacie korki za 60-100 zł za dobrą inwestycję w dziecko?? Jeśli dziecko nie jest w stanie przygotować się do matury samo to jak przygotuje się do egzaminów na studiach, przy których matura to pryszcz? Pomijam matematykę i fizykę gdzie czasem dobre wytłumaczenie tematu jest kluczowe.
Ja właśnie o matematyce mówię. Jak również chemii rozszerzonej.
wstydziłabyś się @hipolit - Ty, matka j e d y n a k a synowi pracować każesz????? Ogarnij się i jak wszystkie inne matki jedynaków rusz tyłek do pracy żeby synkowi ptasiego mleczka nie brakło (że o markowych ciuchach i wakacjach na Karaibach nie wspomnę)
Z korkami zależy. To czasem jak z jazdą doszkalającą. Czasem jest jakiś problem, którego sam nie przekroczysz i lepiej zapłacić za dodatkowe instrukcje niż 5 razy egzamin zdawać.
Z tymi korkami to różnie bywa. można dorobić za miliony monet na korkach ale jak temat z innej strony to już te korki nie takie drogie i studenci tyle nie biorą, a można kolegę koleżanki z LO zatrudnić itd. Ironizuje. Ale wszystko można przedstawić z dwóch stron. Zupełnie inaczej.
Dorotka znów o czym innym. Kupujemy dziecku telefon czy kurs bo my tak chcemy, ja i mąż. Dziecko se może chcieć... Potrzeby tak, z urzędu. A chcenie po starannym rozeznania za i przeciw.
Komentarz
Wydaje mi się ze stanęło na tym, ze w każdej rodzinie jest inaczej i ze jest to decyzja rodziców
No tak się składa ze ta 18tka jest w czasie kiedy normalne prawko można zrobić, dla mnie super bo taki prezent jest pożyteczny
gdyby te normalne prawko można było zdawać dużo, dużo wcześniej to pewno byśmy tez zapłacili - jeśli byłaby możliwość finansowa, bo nie jest to na tyle potrzebne żeby się zapożyczać
Nie wiem czemu masz takie spostrzeżenie ze jedynacy dostają wszystko.
mam ogrom znajomych gdzie jedynak dostał co chciał a i inny nie dostał nic albo przysłowiowa wędkę czy dobre słowo. Podobnie z rodzinami gdzie dzieci było więcej niż jedno, niektórzy dostali domy, inni samochody, inni kopertę na łatwiejszy start na studia a jeszcze inni "kopa" albo dobre słowo.
Młody sobie ciuła na różności, kupuje sobie książki kiedy trzeba kolejna część mieć, zeszyty czy inne takie. Ogólnie nie rozpindrza kasy. To jeśli mam to daje, bo wiem ze nie rozpieprzy.
To teraz sie zacznie
A tak serio... Rozumiem co @Dorotak ma na myśli
ja nie jeździłam na wycieczki bo nie lubiłam tego klasowego spędu i gonitwy bo kazdy chciałby co innego.
na kolonie tez nie, bo dla nas z siostrami najlepszymi wakacjami były te u Dziadków na wiosce zabitej dechami, tam
mialysmy ogrom znajomych, kuzynostwa itp
moje dziecko jeździ na praktycznie każda wycieczkę ( więcej ogolnoszkolntch niż klasowych) bo lubi, podobnie z obozami, u Dziadków czy pradziadków zanudziłaby się na smierć
jesli mam to dam, jeśli nie to tragedi nie ma
to ze ja nie miałam w prezencie prawka od rodziców nie znaczy ze mam takiego prezentu nie dawać dziecku, podobnie z innymi.
czemu miałabym postępować w myśl zasady "ja nie miałam to i ty mieć nie musisz"
a z drugiej strony finansowanie czegoś dziecku nie powoduje z automatu ze jest ono niezaradne
osobiście wychodzę z założenia, ze póki chodzi do szkoły średniej, uczy się to nie musi pracować, dorabiać.
Chce- bardzo proszę, ale musieć nie musi
Zajęcia, ciuchy, kosmetyki, wyjazdy - o tym mogłam tylko pomarzyć i nie ukrywam - nie było mi z tym dobrze. W związku z tym moim dzieciom, w miarę możliwości nie odmawiam rzeczy, które ja nie miałam. Wszystko jednak w granicach rozsądku. Inwestujemy w hobby - rysunek, w podróże, wycieczki (uważam, że to bardzo poszerza horyzonty). W ciuchy niekoniecznie, w kosmetyki już tak, w instrumenty też. W języki i w korki nie muszę, bo sama znam języki i pomagam dzieciom całkiem nieźle. Bez wyrzutów sumienia zainwestuję też w korki w klasie maturalnej i w prawo jazdy - czyli rzeczy, które rozwijają. Jeśli mogę sobie na to pozwolić, to w imię idei nie będę im tego odmawiać. Zwłaszcza, że moje dzieci szanują pieniądze, są oszczędne i pomagają w domu.
A i pampersów też nie trzeba kupować - w tetrze można chować, no nie?
nigdy w życiu nie wzięłabym kredytu na telefon/komputer/obóz/wycieczka/markowy ciuch itp tylko dlatego żeby dziecko miało, bo inne dzieciaki maja.
Mlody wie, ze może dostać na tel kwotę X i albo kupi za te kwotę telefon X albo dobie dołoży ze swojej skarpety i kupi taki jak chce.
I nie daje na ten tel bo nowy model wyszedł, bo stary się znudził.
Stary musi skończyć żywot, nie nadawać się do użytku bez akumulatora na plecach itp żeby mógł wymienić na ten sprawny/nowy jak zwał tak zwał.
W szkole mieli możliwość uzyskać certyfikat językowy, Mlodenu się zamarzył inny certyfikat. Zapłaciliśmy ale warunek był jeden- nie zaliczy, nie zdobędzie bo zawali ( a zdawał sobie sprawę ze i obowiązki szkolne, pozaszkolne i domowe nie znikną) to musi zwrócić albo my odciągnięty np nie finansując obozu/studniówki czy czegoś takiego.
od małego był uczony ze pieniądz nie rośnie na drzewie, nie spada z nieba tylko trzeba się naprawdę natrudzić, namęczyć żeby zarobić pieniądz.
jak chciał to zarabił grosz jako łebek i właśnie pracując ( nawet bez przymusu ekonomicznego) wie, ile ciężkiej pracy trzeba włożyć żeby była z tego moneta
Czasem jest jakiś problem, którego sam nie przekroczysz i lepiej zapłacić za dodatkowe instrukcje niż 5 razy egzamin zdawać.
Ironizuje. Ale wszystko można przedstawić z dwóch stron. Zupełnie inaczej.
Kupujemy dziecku telefon czy kurs bo my tak chcemy, ja i mąż. Dziecko se może chcieć...
Potrzeby tak, z urzędu.
A chcenie po starannym rozeznania za i przeciw.