Czytam teraz "Ginekolodzy. Tajemnice gabinetów" i tam żona prof. Dębskiego, Marzena też ciekawe rzeczy prawi. Twierdzi np., że z jej praktyki, aborcja jest o wiele większym dylematem dla kogoś, kto nie określa się wprost jako wierzący niż dla katolika i że częściej decydują się na nią katoliczki. Jeszcze ciekawostka odnośnie dzieci z zd. Podobno ma dużo pacjentek, które takie dzieci urodziły, ale nie zna ani jednej, która przy drugim dziecku z wadą genetyczną nie zdecydowałaby się na aborcję. Oj, biedna kobieta.
A prof. Dębski jest już świętej pamięci Może jednak zostawić jego osąd Panu Bogu. Wiele dzieci zabił, wiele uratował, dobro miesza się ze złem jak w bardzo wielu życiorysach. Ot, człowiek. Mam nadzieję, że maluchy, które pozbawił kiedyś życia, będą dla niego komitetem powitalnym w bramach nieba.
No ja akurat rozumiem taką wypowiedź dr Dębskiej jako przejaw uprzedzeń i próbę manipulacji. Zakłamani katolicy najczęściej zabijają. Prędzej niewierzący wychowa niż katolik. Zemściła się na Stop Aborcji i tyle warta taka retoryka.
"Nawet Debski mowil o hipokryzji jednego malzenstwa pro life. Glosno krzyczeli o prawach nienarodzonych dzieci a jak im sie poczelo chore to przyszli usunac."
Fajna historia, szkoda, że zmyślona. Mordercy się nie wierzy.
Niekoniecznie kłamał, pewnie zdarzają się takie przypadki. Z mojego doświadczenia wynika niestety, że dzieci z Zd są chyba najczęściej porzucanymi/ zostawianymi w szpitalu przez rodziców z tzw "normalnych rodzin. Tylko chodzi o skalę zjawiska i ocenę moralną. Inaczej jest to manipulowanie faktami, której dopuszczali się pp. Dębscy.
Mnie zawsze zastanawia ta statystyka pt. 1/4 kobiet ma na koncie aborcje. Skąd takie liczby? Wiadomo, ze raczej nikt publicznei sie jakoś mocno nie chwali, ale jednak takie informacje sie rozchodzą i są to naprawde pojedyńcze sytuacje. Antykoncepcja jak najbardziej, ale aborcja? Ciekawe, czy to w takim razie uwzględnia równeiz nasze babcie i mamy, gdzie zupełnei inne było podejscie do aborcji.
Moje babcie 5 i 2 wyczekanych (34l i44l miała babcia bo po wojnie) +1 martwe .. Męża babcie 5 i 3 .. wątpię żeby tu aborcje były. Ale ze Wogole się zdążały w tamtym pokoleniu to pewne
Mnie zastanawia na ile takie dane (typu 1/4 kobiet) uwzględniają, że jedna osoba miewa wiele aborcji, a większość wcale. Czy też obdzielają po równo każdą statystyczną kobietę? O ile w ogóle nie są kompletnie wyssane z palca, jak opowiadał Nathanson, w celu pokazania jakie to normalne i powszechne.
No ja akurat rozumiem taką wypowiedź dr Dębskiej jako przejaw uprzedzeń i próbę manipulacji. Zakłamani katolicy najczęściej zabijają. Prędzej niewierzący wychowa niż katolik. Zemściła się na Stop Aborcji i tyle warta taka retoryka.
Mnie najbardziej zastanawia, skąd ona wiedziała kto katolik, a kto ateista... Z lekarskiej rodziny pochodzę, ale nie słyszałam o praktyce pytania się o religię pacjenta. Zresztą, czy Was na jakiejkolwiek wizycie ktoś o to pytał? No bo rozumiem, że sama kobieta też się nie przyzna: "Dzień dobry, jestem katoliczką, przyszłam na aborcję"
@Malia, chodziło jej o to, że najpierw się zarzekają, że wierzące, a potem przychodzą w końcu na tę aborcję. Mówię, że pecha miała kobieta niesamowitego; spotkać tyle katoliczek gotowych na aborcję.
Nie chcę tutaj babci ośmieszać, ale ona wierzyła w różne rzeczy niekoniecznie potwierdzone przez naukę, mogła wierzyć, że ileś miesięcy jest gigantyczna blastula a potem się dopiero z tej masy komórek formuje dziecko.
Moja teściowa jest przekonana, że noworodki nie słyszą. Ludzie różne rzeczy "wiedzą".
@Skatarzyna w to akurat byłam skłonna uwierzyć przy moim pierwszym noworodku, który pierwszego dnia w domu darł się wniebogłosy kiedy tylko był odłączany od mlecznego zasilania. Nie było sposobu by go wytłumić. Aż nagle mąż zwątpiwszy, że potomek kiedykolwiek zaśnie zdecydowal sie wywiercić jakąś brakujacą dziurę w ścianie, włączył wiertarkę z udarem pneumatycznym i... cud! Dziecko zasnęło spokojnie jak aniołek. Naprawdę wtedy pomyślałam, że głuche i że badania szpitalne są do bani...
Nie dalej jak kilka lat temu odbylam rozmowe z moja rownolatka, osoba, która zdała w swym zyciu maturę. Poglądy: Kobieta powinna mieć wybór. Bo to jej ciało. Do kiedy? No tak, żeby dziecko jeszcze rąk i nóg nie miało Czyli do kiedy? Do końca trzeciego miesiąca...
Także ja bym tak tej powszechnej świadomości pewna nie była...
Sala kinowa mała, miasto specyficzne, towarzystwo na sali 50+ A największe zgorszenie na sali wywołała informacja końcowa filmu , że Abbey z mężem czekają na ósme dziecko.
Fala zgorszenia przeszła po sali.
Zastanawiam się w jaki sposób miałaby się manifestować się taka fala zgorszenia. I to jeszcze z gradacją, że to akurat powód największego zgorszenia? Bo że pani z panem obok coś małomądrze skomentowali to sobie wyobrażam, ale przechodzącą powszechną falę nie bardzo. Ale może to u nas jakieś zamknięte ludzie są i nie mają takiej ekspresji uczuć powszechnie widocznej. Edit: o widzę, że @makodorzyk dokładnie te same wątpliwości ma. Czyli jednak pewnie problem mało ekspresywnej północy.
Mnie w całym filmie tak najbardziej poruszyła informacja jak wielki wpływ na spadek aborcji miała obecność modlących się. Tak jak @Malgorzata uważam że to dla nas katolików najwazniejsza informacja.
Mnie film jakiś bardzo nie poruszył, a tego się spodziewałam po takim temacie i zwrocie postawy. Trochę mi zabrakło emocji w tym filmie, trochę w nim jest tak jakby to było oczywiste, że ot tak się przechodzi na drugą stronę płotu.
Nastawiona byłam na jazdę emocjonalną, więc jestem rozczarowana taką trochę równością od strony emocji w filmie. Na jednej płaszczyźnie emocji zrobiony jak dla mnie.
Gdyby był bardziej, @Małgorzata, to by była nagonka, że na uczuciach tylko gra i wywiera presję emocjonalną. A tak glownie fakty przemawiają.
Mąż mówi że troszkę zabrakło mu w filmie pokazania szerzej procederów biznesu aborcyjnego, np. naglosnionej nie tak dawno sprawy nielegalnej sprzedaży organow abortowanych dzieci. Mnie sie wydaje, że po pierwsze nie da sie chyba wszystkiego upchnac w jednym filmie, po drugie jesli film miał byc wierną historią Abby i jest przede wszystkim jej świadectwem, to byc moze ze nie zetknela sie z tym procederem osobiście wiec nie jest ta kwestia poruszona.
@mader, dokładnie taką samą rozmowę z mężem odbyliśmy. Z tym, że może nie to, że się nie zetknęła, ale o tym chyba nie pisała. Film miał być wiernym odzwierciedleniem jej relacji w książce. To jakby dalszy etap do nagłośnienia ale nie wszystko na siłę w jednym. I tak PP się wścieka. Dla mnie te ogromne niebieskie beczki były bardzo wymowne pod tym względem.
Ale pewnie nie każdy widz zdaje sobie sprawę ze "współpracy" PP z koncernami czy laboratoriami.
Znajoma pyta czy 12,5 latek może, mi się wydaje że to za wcześnie chyba.
Mojej córce (wtedy 12 l.) w szkole pokazano film "Niemy krzyk" - wtedy jeszcze lewacy nie dominowali. To było dobre i wydało doskonałe owoce. Gdy zaszła głupio w ciążę, związek rozpadł się w 12 tyg. ciąży, to bardzo łatwo było ją przekonać żeby urodziła. Doskonale wiedziała bowiem, czym jest eufemistycznie nazywana aborcja. A chodziło wtedy nie tylko o perspektywą samotnego wychowywania dziecka (syn nigdy ojca nie widział, nie ma nawet jego zdjęcia), ale i o zagrożenie jej życia. Małego trzeba było wyjąć w 8 miesiącu życia płodowego. Gdyby takie filmy propagowano na początku lat 70, nie dokonałabym aborcji.
Komentarz
Tylko chodzi o skalę zjawiska i ocenę moralną. Inaczej jest to manipulowanie faktami, której dopuszczali się pp. Dębscy.
Poglądy: Kobieta powinna mieć wybór. Bo to jej ciało.
Do kiedy?
No tak, żeby dziecko jeszcze rąk i nóg nie miało
Czyli do kiedy?
Do końca trzeciego miesiąca...
Także ja bym tak tej powszechnej świadomości pewna nie była...
*zamieszane, wymowa śląska jest oczywiście specyficzna, pisownia nie oddaje tego
Edit: o widzę, że @makodorzyk dokładnie te same wątpliwości ma. Czyli jednak pewnie problem mało ekspresywnej północy.
Tak jak @Malgorzata uważam że to dla nas katolików najwazniejsza informacja.
Mojej córce (wtedy 12 l.) w szkole pokazano film "Niemy krzyk" - wtedy jeszcze lewacy nie dominowali.
To było dobre i wydało doskonałe owoce. Gdy zaszła głupio w ciążę, związek rozpadł się w 12 tyg. ciąży, to bardzo łatwo było ją przekonać żeby urodziła. Doskonale wiedziała bowiem, czym jest eufemistycznie nazywana aborcja.
A chodziło wtedy nie tylko o perspektywą samotnego wychowywania dziecka (syn nigdy ojca nie widział, nie ma nawet jego zdjęcia), ale i o zagrożenie jej życia. Małego trzeba było wyjąć w 8 miesiącu życia płodowego.
Gdyby takie filmy propagowano na początku lat 70, nie dokonałabym aborcji.