– Mamy znakomitych fachowców, jednych z najlepszych w Europie. W Polsce operuje się wszystkie wady serca u dzieci. Operujemy też dzieci, których nie operuje się na świecie. To jest jeden z naszych największych sukcesów. Polscy kardiochirurdzy mają dokładnie takie same możliwości sprzętowe, diagnostyczne i terapeutyczne, jak europejscy kardiochirurdzy dziecięcy. Mamy rejestr operacji kardiochirurgicznych na absolutnie światowym poziomie. Winduje nas to do czołówki europejskiej – mówi naTemat Jarosław Pinkas wiceminister zdrowia.
Tłumaczy, że wszystkie te operacje wykonywane w Niemczech, na które zbiera się pieniądze są z powodzeniem cały czas wykonywane w kilku ośrodkach w Polsce. Dokładnie takimi samymi metodami jak za granicą.
– Jednak te polskie ośrodki nie stosują żadnych technik marketingowych. Niestety, na Zachodzie zrobiono z nas kraj do akwizycji. Stworzono nieuczciwą konkurencję rozpowszechniając informacje, że nasze ośrodki są gorsze, mają słabsze wyniki – zauważa wiceminister.
Rzeczywiście. Pod każdym artykułem, w którym podawane są dobre wyniki polskich kardiochirurgów dziecięcych pojawia się wiele wpisów, które mówią o tym, jak to polska kardiochirurgia jest słaba, że tylko jeden specjalista jest najlepszy i to właśnie do niego, za granicę należy wysyłać dzieci.
– Rodzice, którzy mają dostęp do portali społecznościowych, niestety, mówię niestety, bo one nie są wiarygodnym źródłem informacji, są poddawani zwyczajnym technikom marketingowym stosowanym przez zachodnie kliniki, które w ten sposób pozyskują pacjentów, płacących im gigantyczne pieniądze. W Polsce za takie pieniądze można zoperować znacznie większą liczbę dzieci. Mamy wystarczającą liczbę ośrodków kardiochirurgii dziecięcej. Operacje przeprowadzane są na bieżąco – wyjaśnia minister Pinkas.
Komentarz
Zostawił po sobie jednak zespół, który faktycznie potrafi cuda, często goszczę ludzi, którzy przyjeżdżają do Prokocimia, bo tylko tu dają im nadzieję.
Ten człowiek ma tak silną reputację i ocenę, także moralną, że nie sądzę by potrzebował operować beznadziejne przypadki,
Prawda może być inna, nie tak sensacyjna jak piszą w artykule. 20 lat temu drogi tych lekarzy się rozeszły, a każdy z tych ośrodków w tym czasie mógł wypracować swoje rozwiązania.
I czasem to co tutaj jest niemożliwe, możliwe jest w Niemczech. I odwrotnie.
Znowu klarcia na podstawie swej wszechwiedzy internetowej...zna najlepiej stan faktyczny i to co w praktyce mogą rodzice chorych dzieci w Polsce
Sama dorzucałam się do zbiórki na kilkoro dzieci, u nas pozostawionych bez działań medycznych z uwagi na szalenie skomplikowane wady serca, dziś szczęśliwie po operacjach. I na jedną, gdzie po udanej operacji dziewczyna zmarła.
Myślę, że problemem nie są lekarze bo tych faktycznie mamy świetnych, ile protokoły leczenia. Nie tylko w przypadku chorób serca ale i układu ruchu ( stąd tyle zbiórek na leczenie u dr Palleya, bo u nas mogą zaproponować tylko amputacje).
Podobnie z protokołami leczenia np nowotworow mózgu czy neuroblastoma.
Kwestia badań guza i koktajlu leków często opóźnia i leczenie i dobór terapii
Dodatkowa otoczka, nie tylko sam lekarz operator.
Oczywiście, pojedyncze przypadki pojedynczych pacjentów, z jakimi dzięki mediom społecznościowym można się zapoznać często zaprzeczają temu, że w polskiej służbie zdrowia jest źle.
A jednak, jak weźmie się pod uwagę wszechobecny bałagan, procedury, jakim podlegają lekarze i personel a jakie wymyśla NFZ, problemy kadrowe (brak personelu pomocniczego, pielęgniarskiego), warunki lokalowe.... Strach ogromny, by ciebie i bliskich nie spotkało nic złego, co by wymagało interwencji
Polska...
Ja się tylko podzieliłam ciekawym - moim zdaniem - artykułem. Nie twierdzę, że tak jest w praktyce, jak tam napisano.
Wierzę, że polscy lekarze nie są wcale gorsi od niemieckich, a nawet zakładam, iż przeciwnie.
W Niemczech na dobrą opiekę lekarską i operowanie przez lekarzy najwyższej klasy mają szanse tylko osoby posiadające prywatne ubezpieczenia. "Pospólstwo" jest oddawane w ręce lekarzy rezydentów, którzy praktycznie uczy się fachu na pacjentach.
Wiem na 100 proc. że do prof. Malca dostaje się mało które niemieckie dziecko ubezpieczone w powszechnej kasie chorych. Dzieci z Polski płacą pełną stawkę, więc mają większe szanse na życie.
Ja natomiast wiem, że w Polsce chirurdzy dokonują cudów, np. przyszywając obcięte palce, ręce czy nogi; natomiast w Niemczech jedynie wyrównuje się dany członek pod protezę. Moja przyjaciółka doświadczyła tego osobiście, gdy maszyna urwała jej kawałek palca. Została błyskawicznie dowieziona razem z palcem do kliniki wypadkowej. Tam ją trzymano kilka godzin na korytarzu, a gdy wzięto na OP, to jedynie wyrównano brzegi i zszyto ranę.
Koledze maszyna zmiażdżyła stopę - trafił do pobliskiego szpitala, a tam amputowano mu nogę do połowy łydki. Gdy wylądował w klinice wypadkowej, to po zagojeniu rany i próbie dobrania protezy okazało się, że kikut jest źle obcięty. Zaproponowano mu więc.. poprawkę, dopasowanie kikuta do protezy.
Tak, że tego.
Dopowiem jeszcze, że na Myszatym widziałam, jak wygląda tutaj leczenie nowotworów i jaka jest możliwość znalezienia lekarza specjalisty, który będzie prowadził pacjenta dalej.
Myszatym w szpitalu opiekowali się początkujący lekarze, odpowiednik polskiego rezydenta.
Dopisek: u nas i chirurga dziecięcego nie ma w przychodni...
Raczej nie dotyczy to chirurgii kardiologicznej dziecięcej. Żaden z rodziców nie wspominał o takim problemie. Decyzję wynikały tylko z decyzji i możliwości medycznych.
Jednak w tym artykule - przeczytałaś całość, czy tylko to, co wrzuciłam? Chodzi tutaj o dostęp do operacji ratujących życie dziecka, a nie ogólną opiekę u specjalistów.
"Czytamy też o ogromnych kolejkach i dzieciach umierających w oczekiwaniu na zabieg. Oczywiście, żeby nie umrzeć, trzeba pojechać do Niemiec… Już taki szczegół, że trzeba na to zebrać od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych oczywiście nie jest ważny. Tu ponoć dobro i życie dziecka jest najważniejsze.
– Z informacji przekazanych przez świadczeniodawców wynika, że kolejki oczekujących na operacje wad serca występują tylko u części świadczeniodawców, jednak nie są one długie – wyjaśnia naTemat Magdalena Szefernaker z Biura Komunikacji Społecznej NFZ.
Z tego co czytam, wynika, że możliwości medyczne nie są gorsze, aniżeli w innych krajach.
"Sprawa wysyłania dzieci z wadami serca na leczenie kardiochirurgiczne za granicę nie jest nowa. Toczy się od wielu lat. Polscy kardiochirurdzy czują się już bezsilni.
Tłumaczą, że jedyne co im pozostało to prezentacja wyników leczenia. Liczą na to, że rodzice chorych dzieci nareszcie uwierzą, że w Niemczech czy innych krajach lekarze nie leczą lepiej lub inaczej. Niektórzy z polskich specjalistów mówią wręcz, że czują się zaszczuci przez tych, którzy pozyskują pacjentów dla zagranicznych klinik.
– To wszystko jest nieuczciwe. My operujemy tymi samymi metodami. Za granicą nie ma cudotwórców. Te działania to gigantyczne nadużycie. Bardzo cenię sobie wszelką działalność charytatywną, bo żadne państwo nie poradzi sobie ze wszystkim. Istnieją oczywiście szczególne jednostkowe przypadki, w różnych dziedzinach medycyny, z którymi polscy lekarze nie są w stanie sobie poradzić. I to jest właśnie przestrzeń, gdzie bardzo potrzebne są te działania charytatywne.
W Niemczech nie ma możliwości prowadzenia zbiórek prywatnych.
Co więcej, po przeanalizowaniu sytuacji i wypowiedziach rodziców w kilku przypadkach okazało się, że to tak jak z radiem erewan. Bo propagandowo polscy lekarze oferowali dokladniutko to samo co zachód a w praktyce całkiem coś innego.
Niby to samo a jednak niekoniecznie.
Bo i protokół leczenia inny, i poziom ingerencji w organizm itp itd kwestia uszkodzeń ciała itp.
Choćby z chorobami układu ruchu, o których wspomniałam.
Serio,
Bo jesteś "trochę przeciw ale w sumie to za".
Rodzice dlatego zbierają na leczenie zagraniczne, ponieważ polskie protokoły są albo zbyt przestarzale albo do bani opracowane albo z efektywnością różnie. I właśnieajac podane informacje nt tego, co polska medycyna ma do zaoferowania dziękują i próbują się dostać na leczenie zagraniczne.
Problemem też jest to, że w danym momencie danego schorzenia operacja nie jest ratującą życie i czas się wydłuża poprzez rozmaite procedury oraz przesunięcia aż do takiego pogorszenia, że potem to JUŻ JEST operacja ratującąla życie, a inne procedury wykluczają operacje, bo albo będzie częściowa albo zbyt duże obciążenie skutkującą ryzykiem śmierci przy operacji. I taka Kołomyja się tworzy
Jak już pisałam, sytuacji tyle, ile dzieci.
Znam nieco tematykę guzów mózgu i neurablastoma.
I np sława prof Mueller nie leczy Byleby leczyć a kasa spływa. Jak nie widzi szans kończy się leczenie i dziecko wraca do domu na zawsze.
Kolejny wątek roz..ny przez mundrusie,bo myslui, że jak przeczyta artykuł z 2016 r to już qwa zna temat i znowu wie lepiej, jak my tu u siebie mamy.
Znowu sama z sobą dysktujesz i odpowiadasz sobie na swoje pytania.
Gdzis ty wyczytała, że ojejuju napisała to, co uważasz za obrażenie.
Nie ko. Serio. Poziom mojej cierpliwości spada do zera.
Jedna wie lepiej, choć uja wie, co tu się dzieje.
Druga sama sobie dowolnie interpretuje cudze qypiwidzi i z nimi dyskutuje.
Czytałaś ten artykuł?
Ja jestem skłonna wierzyć, że w tym przypadku działa zwyczajnie marketing.
Niestety, nie mam możliwości sprawdzić czy prawdą jest to, że: "na operacje wad serca i aorty piersiowej w krążeniu pozaustrojowym czas oczekiwania dla osób zakwalifikowanych do kategorii medycznej „przypadek pilny” u większości świadczeniodawców wynosi do 7 dni, a dla osób zakwalifikowanych do kategorii medycznej „przypadek stabilny” u połowy świadczeniodawców czas oczekiwania nie przekracza 2 tygodni.
Jestem skłonna dać temu wiarę:
"Dzieci jeżdżą na operacje serca do Monachium. Operuje tam profesor Edward Malec. W ubiegłym roku, po ostrym konflikcie z kolegami, wyjechał z uniwersyteckiego szpitala dziecięcego w Krakowie-Prokocimiu. – Sytuacja była tak napięta, że zagrażała szpitalowi – mówi Maciej Kowalczyk, dyrektor placówki.
***
Zwróciłam uwagę, że pobyt rodzica dziecka w klinice był b. tani - 45 Euro.
Ja w roku 2016 będąc osobą towarzyszącą u Myszatego musiałam zapłacić prawie 100 Euro.
To jest prawie dokładnie to samo.
Mamy taki system opieki zdrowotnej,który budzi fałszywe przekonanie, że pacjent ma wszystko za darmo tylko musi poczekać. A to czekanie to właśnie z powodów finansowych.
Ja się dziwię ze kogoś to w ogóle dziwi i że tego nie rozumie.
Albo, że te same osoby, które narzekają na opłaty na zachodzie dziwą się, że pomimo tego, że w Polsce jest "za darmo", to zbierają kaae na operacje czy leczenie.
Jest jedynie jedna różnica. W Polsce nikt nie powie oficjalnie, że ok zapłacisz - masz, bo przecież mamy od komuny bezpłatna służbę zdrowia.
Zachód jest mniej litościwy
A kwoty naprawdę są ogromne, to fakt.