To też jest praca. I to trudna. Złożona z nudnych, powtarzalnych i niewidocznych czynności, których efekt utrzymuje się bardzo krótko zwłaszcza przy małych dzieciach. Plus do tego związana z odpowiedzialnością za dzieci, wychowywaniem ich i kontrolowaniem. Wymagającą wielu umiejętności min. dobrej organizacji czasu,
Sama pisałaś wcześniej, że kiedy byłaś w domu z dziećmi to robiłaś dużo dodatkowych rzeczy. Mąż będąc od 9 do 17 w pracy nie jest w stanie ich zrobić, więc jest pozbawiony tej możliwości rozwoju.
Ale je robiłam z dziećmi i przy dzieciach a nie sama. Albo wymagało to ode mnie takiej organizacji żeby znaleźć np kogoś kto mi popilnuje dziecka kiedy nie mogę go ze sobą zabrać.
Ja się zastawiam jak taki mężczyzna funkcjonuje gdy jego żona pracuje zawodowo. Wracają oboje o 17-18 i co? Wtedy on już nie musi odpoczywać? Wtedy ten mężczyzna, który nie był w stanie zająć się po pracy tylko dzieckiem, ma siły by do tego zajmowania sie dzieckiem dołożyć jeszcze kwestie organizacyjno domowe? Zadziwiające!
Etat to 8h. Mąż pracując 9-17 robi 1 etat. W tym czasie żona robi jeden etat w domu. Czemu on po swoim ma odpoczywać, a żona dalej pracować? Jak chcesz tak po równo to mąż nie powienien wracać do domu, tylko też dalej pracować.
Jak żona jest w domu, to na ten etat popołudniowy zostaje obojgu tylko opieka nad dzieckiem. Jak pracują oboje, to tych obowiązków jest więcej, bo nikt ich nie zrobił w czasie swojego 1 etatu.
@Beta - nie licz tylko godzinami, ale typem pracy. Mąż może pracować i 5h, ale być np. kontrolerem lotów i po takej pracy jest psychicznie dętka, że nawet telewizja śniadaniowa jest zbyt wymagająca intelektualnie. A może pracować jako portier 12h i sobie oglądać YT w pracy i być bardziej wypoczęty niż po 12h w domu. Tylko za 5h dziennie kontrolera lotu dostanie 30 tysięcy, a za 12h bycia portierem 3 tysiące. Taki sam wysiłek jako matka ponosisz wtedy, kiedy dziecko sobie ucina drzemkę, jak i wtedy, kiedy w histerii ciągnie Cię przez godzinę za nogawkę? Kiedy żona nie pracuje, to mąż musi znaleźć takie zajęcie, żeby jego pensja wynosiła pensję jego + potencjalną pensję żony, czyli może i pracować przez 8h, ale ma obowiązków tyle, co by miał za dwoje.
Dlatego to nie chodzi o podział 50 na 50. Tylko uwzględnienie, że czasami dzień w domu z dziećmi może być wyczerpujący i to żona potrzebuje odpoczynku i chwili spokoju.
Moj własny mąż uważał długi czas, że w domu to relaks i odpoczynek i czym można byc zmęczonym. Bo przecież drzemka małego, starsze w szkole I w przedszkolu. Ale jak sam zostawał, to dosłownie za chwilę miał dość. Bo mały marudzi, zwłaszcza jak nie ma nikogo do zabawy, ciężko przy nim cokolwiek zrobić. Ostatecznie stwierdził, że kobiety mają instynkt macierzyński, są wielozadaniowe więc ich to nie męczy, a mężczyźni są do innych zadań
@Beta - nie licz tylko godzinami, ale typem pracy.
Kiedy żona nie pracuje, to mąż musi znaleźć takie zajęcie, żeby jego pensja wynosiła pensję jego + potencjalną pensję żony, czyli może i pracować przez 8h, ale ma obowiązków tyle, co by miał za dwoje.
Jasne, ale może mieć spokojne 8h i też wystarczająca wypłatę. Poza tym, co rusz wymyślasz inne historie. Raz mężczyzna pracuje 8h i chce potem tylko odpoczywać i mieć czas na swój rozwój. Za chwilę podajesz przykład dętki, który na nic nie ma siły. I co? Idzie spać o tej 18? Poza tym jak zmęczony psychicznie, to niech weźmie wózek, rower i spędzi aktywnie fizycznie czas z dzieckiem.
Nie znam mężczyzn którzy nie chcą mieć lepiej płatnej, ciekawszej, stawiającej wyzwania pracy. I to nie brak pracy żony ich do tego zmusza, ale wlasna ambicja.
Nie cierpię robienia z kobiety jakiegoś tworu kobieco-dziecięcego. Wychowywanie dziecka to nie pomoc żonie, ale realizacja Twojego zadania jako ojca! Gdyby żona była w domu, to by stała się ojcem?
Mąż nie pomaga zajmować się dziećmi tylko je wychowuje. Jak go to przerasta to powinien się zastanowić nad sobą. Dalej piszesz @AyEm z perspektywy posiadania małego dziecka, które wymaga opieki 24 h na dobę. Moje dzieci spokojnie mogę zostawić same w domu, nawet na cały dzień. Kiedy były małe wszędzie ze mną jeździły. Nie wiedziałam też że wyjście np dwa razy w tygodniu na powiedzmy trzy godziny i w co drugi weekend wieczorem daje trzeci etat i brak możliwości rozwoju dla męża bo musi się zaopiekować własnymi dziećmi. Doprawdy obciążenie na maca. Mój mąż zdarzało się że pracował na wyjazdach i wracał do domu w piątek po południu. I nie miał nic przeciwko spędzaniu czasu wolnego z dziećmi, wręcz przeciwnie, cieszył się że za nim tęsknią i chcą z nim spędzać czas. Pewnie że jak się ma maluchy to czasu na udzielanie się jest niewiele. Ale dzieci dość szybko rosną i odpowiedni czas przychodzi.
Generalnie życie to jest nieustanny zapierdol a nie relaksik przy drinku z palemką. Ciszę i sw spokój znajdziesz na cmentarzu. No ja teraz aktualnie mam ciszę bo dzieci poszły na rolki z koleżankami. Ale muszę się brać za obiad.
Mój mąż zawsze mówi, że dzięki temu, że ja jestem z dziećmi, lepiej mu się pracuje, ma luz w kwestii zwolnień chorobowych na dzieci i nagłych akcji, nie musi odprowadzać dzieci do przedszkola i szkoły, dzięki temu jest bardziej wydajny w pracy, może elastycznie wybrać sobie godziny pracy, np. 5/6-14, być dyspozycyjny w razie nagłej potrzeby, dzięki temu z pewnością więcej zarabia i bierze udział w bardziej prestiżowych projektach. Nie wiem, czy to różnica pokoleniowa i staromodne podejście... Napatrzyłam się na pracujące matki w starszych pokoleniach, robiące karierę i tylko godzące pracę z rodziną. Wspaniale, że mamy możliwość wyboru. Niedawno jakiś poseł zgłosił interpelację, żeby matki uczące dzieci w ED dostały emeryturę (pomysł pani Izy Budajczak, matki- prekursorki ED w Polsce). Ciekawa była odpowiedź- w skrócie- nikt nie broni samej się ubezpieczyć.
Granica pomiędzy odwagą a brawurą jest dość cienka - jak w każdym aspekcie życia. Dla Ciebie trzęsiportek, dla kogoś innego człowiek analizujący wiele opcji.
ale przy rozmnażaniu ma specjalnie wyjścia, albo podejmujesz ryzyko i masz szansę, ewolucyjnie, wygrać albo przegrywasz na starcie
wszyscy jesteśmy potomkami tysięcy pokoleń, które to wyzwanie podjęły
Kiedyś może na szefie robiło wrażenie, że się jest ojcem.
Nie chodzi o to, by mężczyzna miał pracę, bo pracodawca się nad nim lituje, że jest ojcem i go zatrudnia, nie zwalnia. Ważne by mieć kwalifikacje, ambicje, by bez trudu znaleźć inne zajęcie. Znajomy wielodzietny starcił pracę, otworzył działalność i lepiej na tym wychodzi niż na etacie. Ale to trzeba chcieć, a nie narzekać, że to męczące.
Sporo też zależy od tego jak żona podchodzi do dzieci, bo jeśli tylko wyczekuje aż mąż wróci z pracy, żeby się ,,pozbyć" dzieci i oddać pod opiekę ojcu, to tworzy się w głowie takie wrażenie, że przez cały dzień przeżywała w domu straszne męki z tymi dzieciakami.
Ona budowała więź z dzieckiem od rana, to jak mąż wraca, to przychodzi jego pora na bycie ojcem. To jest proste, nie ma potrzeby wymyślać jakichś teorii.
Granica pomiędzy odwagą a brawurą jest dość cienka - jak w każdym aspekcie życia. Dla Ciebie trzęsiportek, dla kogoś innego człowiek analizujący wiele opcji.
ale przy rozmnażaniu ma specjalnie wyjścia, albo podejmujesz ryzyko i masz szansę, ewolucyjnie, wygrać albo przegrywasz na starcie
wszyscy jesteśmy potomkami tysięcy pokoleń, które to wyzwanie podjęły
Ewolucja to są wieki i średnio mnie to interesuje. Mnie interesuje, żeby mieć na rachunek do zapłacenia w przyszłym miesiącu, a nie czy gatunek przetrwa czy nie.
przecież to o Tobie, czy przetrwasz w potomstwie
bez podjęcia tej próby, życie ma wymiar samobójstwa z odroczonym terminem
@Pioszo54 - aż tak daleko w przyszłość nie wybiegam. Interesuje mnie dożyć we względnym dostatku śmierci i aby ten dostatek pomnożyło następne pokolenie. Reszta się jakoś sama ułoży.
lepszym gwarantem powodzenia potomstwa, jest rodzeństwo i jego dobre wychowanie
@Beta - nie mówię o budowaniu więzi tylko o sytuacji, że mąż przychodzi do domu, a żona go wita w drzwiach z dzieckiem na ręku i stwierdzeniem - ,,zabierz go ode mnie wreszcie!".
Też często czekałam tylko aż mąż wróci i mnie uwolni od dziecka. Po całym dniu miałam dość. Mój mąż rozumiał i przejmował dziecko.
@Beta - ale jak to? Przecież podobno dzieci się wychowują same, więc po czym byłaś zmęczona?
Gdzie to znalazłeś?
W innym wątku na tym forum, że jak się ma kilka dzieci to się bawią ze sobą, nie ma praktycznie żadnego wysiłku ze strony rodzica za bardzo itd. Jak są małe to tylko trzeba na pampersy zarobić, a potem jedno od drugiego się wszystkiego uczy. Było mocne zdziwienie Forumowiczów, że ja się bawię ze swoim dzieckiem. Plus porady, że jakbym miał więcej dzieci to bym więcej odpoczywał z żoną.
Znów nie rozumiesz. To, że się dzieci razem bawią załatwia sprawę bawienia się z dziećmi. Pięciolatek wychowa dwulatka? Yyy, serio? Że wiele nauczy? Nie wątpię. Obserwuję na co dzień. Dorosłego nie zastąpi.
We wczesnej podstawówce negowałam potrzebę istnienia nauczycielek 1-3. Po co szkoła, skoro ja umiem czytać i liczyć mogę nauczyć Basię. Siostrę trzy lata młodszą.
@Beta - ale jak to? Przecież podobno dzieci się wychowują same, więc po czym byłaś zmęczona?
Gdzie to znalazłeś?
W innym wątku na tym forum, że jak się ma kilka dzieci to się bawią ze sobą, nie ma praktycznie żadnego wysiłku ze strony rodzica za bardzo itd. Jak są małe to tylko trzeba na pampersy zarobić, a potem jedno od drugiego się wszystkiego uczy. Było mocne zdziwienie Forumowiczów, że ja się bawię ze swoim dzieckiem. Plus porady, że jakbym miał więcej dzieci to bym więcej odpoczywał z żoną.
Znów nie rozumiesz. To, że się dzieci razem bawią załatwia sprawę bawienia się z dziećmi. Pięciolatek wychowa dwulatka? Yyy, serio? Że wiele nauczy? Nie wątpię. Obserwuję na co dzień. Dorosłego nie zastąpi.
We wczesnej podstawówce negowałam potrzebę istnienia nauczycielek 1-3. Po co szkoła, skoro ja umiem czytać i liczyć mogę nauczyć Basię. Siostrę trzy lata młodszą.
Znów pan wkręcasz!
swoją drogą, to wnuczka (3) dostała takiego szwungu do nauki czytania, jak jej starszy brat (czytający już prawie normalnie) poszedł do zerówki, ze, podobno, nadążyć za nią nie można
@Pioszo54 - aż tak daleko w przyszłość nie wybiegam. Interesuje mnie dożyć we względnym dostatku śmierci i aby ten dostatek pomnożyło następne pokolenie. Reszta się jakoś sama ułoży.
lepszym gwarantem powodzenia potomstwa, jest rodzeństwo i jego dobre wychowanie
Raczej wykształcenie dzieci i wyposażenie ich w pewien pakiet na łatwiejszy start. Nie potrafię wskazać ani jednego aspektu w dorosłym życiu do czego mi jest potrzebne rodzeństwo - w żaden sposób nie wpływa na moje codzienne życie.
Z opcji, że brat uczy siostrę, brat brata czy odwrotnie korZystamy od lat. Jednak uważam rolę nas, rodziców, za bardzo istotną. Ostatnio słyszałam jak najstarsza córka do jednego z młodszych braci mówiła, że ten mówi mamą.
Do najmłodszych braci Miki, dwunastolatek, poważnym tonem: a jak ja wyjadę na dwa dni, to...
Komentarz
Jaki 3 etat?
Tylko uwzględnienie, że czasami dzień w domu z dziećmi może być wyczerpujący i to żona potrzebuje odpoczynku i chwili spokoju.
Ale jak sam zostawał, to dosłownie za chwilę miał dość. Bo mały marudzi, zwłaszcza jak nie ma nikogo do zabawy, ciężko przy nim cokolwiek zrobić.
Ostatecznie stwierdził, że kobiety mają instynkt macierzyński, są wielozadaniowe więc ich to nie męczy, a mężczyźni są do innych zadań
Jasne, ale może mieć spokojne 8h i też wystarczająca wypłatę. Poza tym, co rusz wymyślasz inne historie. Raz mężczyzna pracuje 8h i chce potem tylko odpoczywać i mieć czas na swój rozwój. Za chwilę podajesz przykład dętki, który na nic nie ma siły. I co? Idzie spać o tej 18?
Poza tym jak zmęczony psychicznie, to niech weźmie wózek, rower i spędzi aktywnie fizycznie czas z dzieckiem.
Gdyby żona była w domu, to by stała się ojcem?
Nie wiedziałam też że wyjście np dwa razy w tygodniu na powiedzmy trzy godziny i w co drugi weekend wieczorem daje trzeci etat i brak możliwości rozwoju dla męża bo musi się zaopiekować własnymi dziećmi. Doprawdy obciążenie na maca.
Mój mąż zdarzało się że pracował na wyjazdach i wracał do domu w piątek po południu. I nie miał nic przeciwko spędzaniu czasu wolnego z dziećmi, wręcz przeciwnie, cieszył się że za nim tęsknią i chcą z nim spędzać czas.
Pewnie że jak się ma maluchy to czasu na udzielanie się jest niewiele. Ale dzieci dość szybko rosną i odpowiedni czas przychodzi.
No ja teraz aktualnie mam ciszę bo dzieci poszły na rolki z koleżankami. Ale muszę się brać za obiad.
Nie wiem, czy to różnica pokoleniowa i staromodne podejście... Napatrzyłam się na pracujące matki w starszych pokoleniach, robiące karierę i tylko godzące pracę z rodziną. Wspaniale, że mamy możliwość wyboru.
Niedawno jakiś poseł zgłosił interpelację, żeby matki uczące dzieci w ED dostały emeryturę (pomysł pani Izy Budajczak, matki- prekursorki ED w Polsce). Ciekawa była odpowiedź- w skrócie- nikt nie broni samej się ubezpieczyć.
Tylko co to za życie, być trzęsiportkiem?
albo podejmujesz ryzyko i masz szansę, ewolucyjnie, wygrać
albo przegrywasz na starcie
wszyscy jesteśmy potomkami tysięcy pokoleń, które to wyzwanie podjęły
Ona budowała więź z dzieckiem od rana, to jak mąż wraca, to przychodzi jego pora na bycie ojcem. To jest proste, nie ma potrzeby wymyślać jakichś teorii.
bez podjęcia tej próby, życie ma wymiar samobójstwa z odroczonym terminem
lepszym gwarantem powodzenia potomstwa, jest rodzeństwo i jego dobre wychowanie
Dobrze mi ten wątek robi na więź małżeńską.
To, że się dzieci razem bawią załatwia sprawę bawienia się z dziećmi.
Pięciolatek wychowa dwulatka?
Yyy, serio? Że wiele nauczy? Nie wątpię. Obserwuję na co dzień.
Dorosłego nie zastąpi.
We wczesnej podstawówce negowałam potrzebę istnienia nauczycielek 1-3.
Po co szkoła, skoro ja umiem czytać i liczyć mogę nauczyć Basię.
Siostrę trzy lata młodszą.
Znów pan wkręcasz!
Jednak uważam rolę nas, rodziców, za bardzo istotną.
Ostatnio słyszałam jak najstarsza córka do jednego z młodszych braci mówiła, że ten mówi mamą.
Do najmłodszych braci Miki, dwunastolatek, poważnym tonem: a jak ja wyjadę na dwa dni, to...