Nie czytałaś dokładnie Wszystkie jesteśmy wyjątkowe, i wszystkie mają tyle dzieci , ile Bóg dla nich przewidział ( gadam jak katechista) Mnie siė wydaje, że to rozeznawanie woli Bożej jest przereklamowane trochę
Wszystkie małżeństwa sakramentalne mają być otwarte na życie To jest w Księdze Rodzaju I wszystkie mają przyjąć potomstwo, którym Ich Bóg odbarzy Nigdzie nie jest napisane, że wszystkim po równo, i nigdzie nie jest napisane, że wszyscy dostaną I widać to wśród otwartych małżeństw Sama zobacz, mam podobny staż macierzyński do Rosy, Ona 24 lata, ja 23 Ona urodziła 18 dzieci, ja 14 To jest takie proste Tylko My sobie komplikujemy życie
Arletta, ja wiem, że kobiety mają problemy zdrowotne, i wszystko dookoła
Ale Bóg powiedział, że nie złamie trzciny nadlamanej Więc co tu rozeznawać??
Nie dostajemy dzieci za karę, dostajemy , bo Bóg widzi , że damy radę, że patrzymy w Jego kierunku A to, że siė boimy , to bardzo ludzkie jest Ale to się Bogu oddawać powinno, ten strach , te obawy A nie rozeznawać, czy siė bardziej j boję, czy może mniej
Wiem o co Ci chodzi... czytam dokładnie, ale pisze o pokusie, którą każda z kobiet ma, by powiedzieć tylko Bogu NIE!
Powiedzieć Bogu: to ja wiem lepiej.
Do tego (co mnie urzeka ) Bóg czeka na każdą moją gotowość cierpliwie.
i jeszcze Woliński: podobno na pytanie o idealne dziecko oprócz tego, że "zajmuje się sobą lub śpi" często pada odpowiedź "nie odstaje od innych" to mnie chyba najbardziej zszokowało tzn nawet bardziej niż to, że ludzie wiedzy na temat tego jak mają żyć/wychowywać szukają u celebrytów i w serialach, bo tego mogłabym się spodziewać ale że ich dziecko ma nie odstawać - nie wyróżniać się? hmm...
Ja mam tylko piecioro, wiec nei ta skala "problemu", do tego z duza róznica wieku. I mam poczucie, ze czwarty syn jest jednak troche niedopilnowany
Ma problemy w szkole, a ja za bardzo mu odpuszczam, za malo gonie do lekcji itp. W sensie fizycznym te dzieci, które jeszcze tego chca maja chyba calkiem duzo kontaktu i wszystkie po kolei mialy - dlugie karmienie piersia, noszenie, spanie itp. Ale juz z nauka - bywa problematycznie - poniewaz trzech panów w szkolach radzi sobie calkiem dobrze, wiec jak teraz z czwartym jest orka na ugorze, to bywa ciezko - odzwyczailismy sie od koniecznosci nadzorowania czyjejś nauki. Jesli którys ma specjalne potrzeby - mieszkamy poza miastem, wiec np. trzeba ich czasem zawieźc na zawody albo do kolegi - staramy sie te sprawy złatwic - choc bywa to uciazliwe. Najstarszy mial zawody góra raz w miesiacu - kolejny ma co niedziele - gra mecze w lidze pilki recznej dla młodzików. Przy okazji jest to czas spedzany prawie 1 na 1 (bo mamy towarzystwo w postaci Marianny, która powoli uczy sie kibicowac (krzyczy Warszawianka i bije brawo W sumie bywa i tak, ze po calym dniu troche zalega sie przed TV i np. razem cos oglada - czy to sie liczy jako czas wspólny ?
Na poczatku zgodzilam sie z Wanda, bo takie jest dzisiejsze myslenie, a pozniej popatrzylam na swoje dziecinstwo. Ja, trzecia w kolejce, nie przypominam sobie zebym kiedykolwiek lepila z mama cos z plasteliny, wycinala, czy robila inne cuda. Od tego bylo rodzenstwo, z rodzicami inaczej spedzalo sie czas. I nie czulam sie nigdy z tego powodu niedopieszczona. Mysle, ze podobne wspomnienia ma wielu ludzi wychowanych jeszcze 20 lat temu: dzieci chodzily banda po okolicy, od domu, do domu, akurat tam, gdzie cos ciekawego sie dzialo. Ciekawego, czyli: sasiad kosil trawe i mozna bylo sprobowac, inny przycinal dzewo, albo ktos przerabial gore owocow. Nie bylo czasu osobnego na rozmowe i zabawe, a osobnego na prace. To sie przenikalo. Najwazniejsze rozmowy, wspominiki rodzinne, opowiadania odbywaly sie przy pracach kuchennych. Ale faktem tez jest, ze dzis jest to prawie niemozliwe. Bo kto pusci dzisiaj samo kilkuletnie dziecko na lazenie po sasiedztwie? Strach i trwoga. I relacje z sasiadami to juz nie to. I siedza te dzieci koniec koncem pozamykane w blokach, kazdy w swoim mieszkaniu, nudza sie jak mopsy i wtedy rzeczywiscie rodzic musi bawic sie w animatora. Jesli potrafi, a nie siedzi pol dnia przed tv, a pozostale pol w pracy.
@Maciejka dużo w tym racji. Sama pamiętam jak szwedalam się po okolicy z kolezenstwem. Tylko, ze ja mialam problem, bo byłam piątym dzieckiem, ale po 7-letniej przerwie. W domu nie miałam towarzystwa bo szóste dziecie nie chciało się począć.
Gdy patrzę na nasze dzieci to stwierdzam, ze im się absolutnie w domu nie nudzi. Stanowią gromadę, ktora caly czas coś tworzy. Albo w pełnym zestawie, albo rozbija się na małe grupki. Ewidentnie nie jestem im potrzebna do zabaw, no...w większości.
Jeszcze co do animacji dzieci przez rodzicow cos dodam, bo mi sie przypomnialo. Pewien tfu, tfu psycholog (nazwiska juz nie pamietam) twierdzil, ze to wcale takie dobre nie jest. To jeden z elementow wyrzucania dzieci z naszego zycia. Tworzy sie dwa odrebne swiaty: jeden to swiat doroslych z praca, spotkaniami, rozrywkami, drugi to swiat dzieci w przedszkolach, szkolach, jakis zajeciach pozalekcyjnych. Te swiaty jakos sie nie przenikaja, dzieci nie widza pracujacych rodzicow, maja wszystko w wersji mini i na niby. I czuja sie po prostu niepotrzebne. Wiedze to po moim synu, ktory z radoscia na jesien grabi z nami liscie, wycina krzaki, a nie wylepia z mamusia jeza z plasteliny. On moze pokazac, ze tez cos potrafi, jest przydatny, troche poczuc sie jak tata.Widzi sens tej pracy i radosc z niej. Bo taki plastelinowy jez, to srednio przydaje sie w domu, a uporzadkowany ogrod na zime ma jednak swoja wartosc.
No właśnie media trochę naciągają ten wspólny czas z dzieckiem. I człowiek jak nie ulepi czegoś wtedy z dzieckiem to juz wyrzuty sumienia.. A tu wystarczy np wspólnie umyć okna. I pogadać przy tym, pośmiać sie. To jest czas wspólnie spędzony. Pożytecznie na dodatek
@Malgorzata byłam na wykładzie Pawła, wróciłam i zostałam na końcu sali. Wyszłam jak się zaczęły pytania. Bardzo mi się podobał, choć w sumie nie wiem, czy bardziej było śmieszno czy straszno. Dużo lekcji mam jeszcze do odrobienia... czy zdążę?
Mama siostra i ja robiłyśmy bardzo dużo plastycznych współnych wytworów - mama do tej pory lubi robić np ptaszki z wydmuszek na choinkę, dziergać czy wyszywać
Ja lubię trochę, siostra wcale.
I wolę sama, niż z dziećmi, za to Zosia bardzo chętnie animuje rodzeństwo i razem sobie coś malują, lepią składają.
@Savia u mnie w domu, jak juz ogarniala mnie nuda wystarczylo wyjsc ze swojego pokoju i isc do kuchni. Zawsze istnialo niebezpieczenstwo, ze zostanie sie wciagnietym w obieranie marchewki , ale jednak wizja rozmow, smiechow, posluchania co u innych sie zdarzylo w czasie dnia byla silniejsza. I to byla ta radosc, ze jestesmy razem, kazdy cos powie, dorzuci, a nie, ze zamykam sie sama z mama w pokoju i wycinam cos z papieru.
My większość dnia jesteśmy razem - wszyscy - rodzice + dzieci (robimy różne rzeczy razem, czasem oni z nami, czasem my z nimi, żadnej okazji prawie nie przepuszczą, jak po siano, to stadem, jak na pocztę - stadem... - nawet jak dzieciaki gdzieś jadą ( a jadą tfu codziennie) to i tak jest to czas w mniejszej części jednak osobno - i co? - i tak im mało, i tak przychodzą się wałkonić gromadnie, jak jest tylko okazja
U mnie chlopcy cos slabi w pracach recznych, ale Marianna wlasnie niedawno odkryla nozyczki - teraz przerabia brudki z biura (papier z jednej strony zadrukowany czyms z błedami) na ścinki
mam taka mala niszczarke do papieru, szkoda, ze przy okazji ścinki sa wszędzie
Jukaa, zgoda. Tylko popatrz co ludziom wtloczono do glow: tylko malowanie jezykow jest ok, jest "czasem jakosciowym". I jak widac po watku, wielu ludzi daje sie na to zlapac, ma jakies poczucie winy, ze nie lubia prac recznych. Z innej strony, moze ludzie nie maja pomyslu na to jak mozna spedzic czas z dzieckiem, bo sami sa z domu nauczeni, ze wspolny czas spedza sie przed tv. I takim rodzicom naprawde moga byc potrzebne ksiazki pt " 101 zabaw z dzieckiem"
To, co ważne - to małżeństwo rodziców. Dzieci najbardziej potrzebują, by rodzice się kochali.
A teraz często te nasze dzieci jak złote cielce traktujemy - myślimy, że najważniejsze, byśmy dzieci kochali. A to nieprawda. Rodzice mają się kochać i tej miłości potrzebują dzieci.
taaaa przy pierwszym dziecku siedziałam w necie i szukałam pomysłów na "zabawy z 2latkiem" .. A że z twórczością u mnie kiepsko.. to takie czasami na siłę było. Ale chciałam coś twórczego i rozwojowego z dzieckiem robić. A nie czas trwonić. I tu jeszcze koleżanki "a moje to już... " a moje umie to..a zaśpiewaj cioci, a zatańcz cioci... a kto napisał lokomotywę? ..... itd. itd....
Teraz jest fajnie Dzieci bawią się razem. Nawet 6miesięcznemu wystarcza obecność bawiących się braci A ja w międzyczasie coś zaśpiewam, potańczymy. Coś zbuduję żeby ich zachęcić do zabawy. Bez nadęcia.
Nie mam już wyrzutów sumienia że nie uczę ich liczyć, rozpoznawać kolorów Wszystko dzieje się przy okazji.
Musiałam urodzić troje dzieci żeby do tego dojść Ciekawe czego się nauczę za kolejne 3 dzieci
O rany! Chyba pierwszy raz od mojej bytności na forum, jest jakiś temat o dzieciach, a ja nie bardzo rozumiem, o co Wam chodzi? Jakie jeżyki? Jaka animacja dziecięcych zabaw? Ludzie! Naprawdę wierzycie, że to jest dzieciom niezbędne do zdrowego rozwoju???
Ale Ty jakąś alternatywę dla jeżyków pokazujesz, a ja tak bardzo nie rozumiem, że nawet alternatywy nie dostrzegam. Po prostu, problem jeżyków jest mi kompletnie nieznany i nie wywołuje u mnie żadnych skojarzeń, ani pro, ani kontra.
O rany! Chyba pierwszy raz od mojej bytności na forum, jest jakiś temat o dzieciach, a ja nie bardzo rozumiem, o co Wam chodzi? Jakie jeżyki? Jaka animacja dziecięcych zabaw? Ludzie! Naprawdę wierzycie, że to jest dzieciom niezbędne do zdrowego rozwoju???
Śmiej się, śmiej, kurde. Do od około 8-9mca do półtora życia pierworodnej tak miałam, całą radość macierzyństwa mi to zeżarło w owym czasie. No bo wiesz, skoro siedzisz w domu z dzieckiem, to coś MUSISZ z nim robić, a robienie zupy na obiad normalnej oznacza, że nie jesteś dobrą matką, bo robisz coś innego a dziecko się obok Ciebie pałęta, zaniedbane i samotne. Właściwym postępowaniem jest robienie zupki z klocków i kasztanków, i gotowanie jej na zabawkowej kuchence, gdyż albowiem to oznacza, że troszczysz się o swoje dziecko i poświęcasz mu czas... Dzięki Bogu rozum mi wrócił, ale tak - można tak...
Komentarz
Nie czytałaś dokładnie
Wszystkie jesteśmy wyjątkowe, i wszystkie mają tyle dzieci , ile Bóg dla nich przewidział ( gadam jak katechista)
Mnie siė wydaje, że to rozeznawanie woli Bożej jest przereklamowane trochę
Wszystkie małżeństwa sakramentalne mają być otwarte na życie
To jest w Księdze Rodzaju
I wszystkie mają przyjąć potomstwo, którym Ich Bóg odbarzy
Nigdzie nie jest napisane, że wszystkim po równo, i nigdzie nie jest napisane, że wszyscy dostaną
I widać to wśród otwartych małżeństw
Sama zobacz, mam podobny staż macierzyński do Rosy, Ona 24 lata, ja 23
Ona urodziła 18 dzieci, ja 14
To jest takie proste
Tylko My sobie komplikujemy życie
Arletta, ja wiem, że kobiety mają problemy zdrowotne, i wszystko dookoła
Ale Bóg powiedział, że nie złamie trzciny nadlamanej
Więc co tu rozeznawać??
Nie dostajemy dzieci za karę, dostajemy , bo Bóg widzi , że damy radę, że patrzymy w Jego kierunku
A to, że siė boimy , to bardzo ludzkie jest
Ale to się Bogu oddawać powinno, ten strach , te obawy
A nie rozeznawać, czy siė bardziej j boję, czy może mniej
Wiem o co Ci chodzi... czytam dokładnie, ale pisze o pokusie, którą każda z kobiet ma, by powiedzieć tylko Bogu NIE!
podobno na pytanie o idealne dziecko oprócz tego, że "zajmuje się sobą lub śpi" często pada odpowiedź "nie odstaje od innych"
to mnie chyba najbardziej zszokowało
tzn nawet bardziej niż to, że ludzie wiedzy na temat tego jak mają żyć/wychowywać szukają u celebrytów i w serialach, bo tego mogłabym się spodziewać
ale że ich dziecko ma nie odstawać - nie wyróżniać się?
hmm...
Mysle, ze podobne wspomnienia ma wielu ludzi wychowanych jeszcze 20 lat temu: dzieci chodzily banda po okolicy, od domu, do domu, akurat tam, gdzie cos ciekawego sie dzialo. Ciekawego, czyli: sasiad kosil trawe i mozna bylo sprobowac, inny przycinal dzewo, albo ktos przerabial gore owocow. Nie bylo czasu osobnego na rozmowe i zabawe, a osobnego na prace. To sie przenikalo. Najwazniejsze rozmowy, wspominiki rodzinne, opowiadania odbywaly sie przy pracach kuchennych.
Ale faktem tez jest, ze dzis jest to prawie niemozliwe. Bo kto pusci dzisiaj samo kilkuletnie dziecko na lazenie po sasiedztwie? Strach i trwoga. I relacje z sasiadami to juz nie to. I siedza te dzieci koniec koncem pozamykane w blokach, kazdy w swoim mieszkaniu, nudza sie jak mopsy i wtedy rzeczywiscie rodzic musi bawic sie w animatora. Jesli potrafi, a nie siedzi pol dnia przed tv, a pozostale pol w pracy.
@Maciejka dużo w tym racji. Sama pamiętam jak szwedalam się po okolicy z kolezenstwem. Tylko, ze ja mialam problem, bo byłam piątym dzieckiem, ale po 7-letniej przerwie. W domu nie miałam towarzystwa bo szóste dziecie nie chciało się począć.
Gdy patrzę na nasze dzieci to stwierdzam, ze im się absolutnie w domu nie nudzi. Stanowią gromadę, ktora caly czas coś tworzy. Albo w pełnym zestawie, albo rozbija się na małe grupki. Ewidentnie nie jestem im potrzebna do zabaw, no...w większości.
Wiedze to po moim synu, ktory z radoscia na jesien grabi z nami liscie, wycina krzaki, a nie wylepia z mamusia jeza z plasteliny. On moze pokazac, ze tez cos potrafi, jest przydatny, troche poczuc sie jak tata.Widzi sens tej pracy i radosc z niej. Bo taki plastelinowy jez, to srednio przydaje sie w domu, a uporzadkowany ogrod na zime ma jednak swoja wartosc.
Dużo lekcji mam jeszcze do odrobienia... czy zdążę?
Z innej strony, moze ludzie nie maja pomyslu na to jak mozna spedzic czas z dzieckiem, bo sami sa z domu nauczeni, ze wspolny czas spedza sie przed tv. I takim rodzicom naprawde moga byc potrzebne ksiazki pt " 101 zabaw z dzieckiem"
Małgorzata jak zwykle trafiła w sedno
To, co ważne - to małżeństwo rodziców.
Dzieci najbardziej potrzebują, by rodzice się kochali.
A teraz często te nasze dzieci jak złote cielce traktujemy - myślimy, że najważniejsze, byśmy dzieci kochali. A to nieprawda. Rodzice mają się kochać i tej miłości potrzebują dzieci.
Piszcie jeszcze, mądrze piszecie
taaaa przy pierwszym dziecku siedziałam w necie i szukałam pomysłów na "zabawy z 2latkiem" .. A że z twórczością u mnie kiepsko.. to takie czasami na siłę było. Ale chciałam coś twórczego i rozwojowego z dzieckiem robić. A nie czas trwonić. I tu jeszcze koleżanki "a moje to już... " a moje umie to..a zaśpiewaj cioci, a zatańcz cioci... a kto napisał lokomotywę? ..... itd. itd....
Teraz jest fajnie Dzieci bawią się razem. Nawet 6miesięcznemu wystarcza obecność bawiących się braci
A ja w międzyczasie coś zaśpiewam, potańczymy. Coś zbuduję żeby ich zachęcić do zabawy. Bez nadęcia.
Nie mam już wyrzutów sumienia że nie uczę ich liczyć, rozpoznawać kolorów Wszystko dzieje się przy okazji.
Musiałam urodzić troje dzieci żeby do tego dojść Ciekawe czego się nauczę za kolejne 3 dzieci