Pochwalę się, bo jeszcze tego chyba nie robiłam (o zgrozo!0, że ja widziałam na własne oczy, jak Weronika chodzi bez żadnej pomocy. I to nie był sen. Przeszła cały pokój!
Prwadę jest, że jest NIESAMOWITA. Często zastanawiam się, jak Ona to robi. Podczas, gdy ja mam dość Ona zupełnie się nie skarży. A przecież musi jej być ciężko...
Niedawno wróciłam ze szkoły, w tórej towarzyszyłam jej od rana. Szybki obiad. A teraz kawa i chwila odpoczynku. Bo jestem autentycznie skonana. Tak mnie ta szkoła zmeczyła... A Ona? Ona ze szkoły pojechała na rehalilitację ( mąz ją przejął) i wyciska z siebie siódme poty...Daje radę.
Nie wiem jak ona to robi?
Może kluczem jest jej wiara. Wiara w to, że będzie dobrze. Może kluczem jest ogromna wewnętrzna siła i motywacja?
Kilka dmi temu słyszałam, jak opowiadała komuś, że właśnie wróciła z "lokomatu"
- Wiesz, lokomat jest bardzo głupi. Najgorszy...Nie cierpię go!...Ale wiesz, on mi bardzo pomaga.
Prawdą jest, że robi postępy. Czasami wręcz mam wrażenie, że ludzie widzą ją/ chcą ją widzieć jedynie przez pryzmat tych postępów. A przecież ona wciąz jest osobą niepełnosprawną. Prawdą jest, że do samodzielniego chodzenia droga jesze dluuuuga.
Tak więc możemy postrzegać człowieka przez pryzmat jego postępów, sukcesów albo też porażek, ograniczeń...Wszystko zależy od perspektywy patrzenia. Ciekawe jaką perspektywę patrzenia na własne doświadczenia ma sama Weronika???
Przepraszam za chaos...Ale temat Weroniki cały czas wywołuje we mnie mocne emocje. Nie tylko dlatego, że jest moim dzieckiem...
Mam stosunkowo małe "doświadczenie" w byciu rodzicem takiego dziecka. I jakże często nie ogarniam rzeczywistości. I jakże często też wracają pytania o sens tego wszystkiego.
Dziś takie pytanie też padło- nie jako pretensja. Raczej jako temat refleksji- dlaczego dzieci muszą cierpieć, ginąć w wypadkach, odchodzić przedwcześnie... W rozmowie z inną "doświadczoną" matką.
Może to właśnie o to chodzi, żeby nie rozumieć, nie ogarniać...Zeby zostawić to boksowanie się z życiem...Z codziennościa, która często nie jest po naszej myśli.
Może o to tylko chodzi, żeby być. A ogarnięcie wszystkiego zostawić komu innemu. temu, który jest WSZECHMOCNY.
Dziś w przedszkolu zagadał mnie nieznany mężczyzna:
-Gratuluję pani córki.
- Której?- w pierwszej chwili nie załapałam o co chodzi...
- Tej która tak dzielnie walczy! Śledzę historię na bieżąco. Czytam wielodzietnych, choć nie jestem zalogowany...
Czasami zastanawiam się, dlaczego historia Weroniki tak bardzo prusza ludzi. Przecież tak naprawde to historia biednego, skrzywdzonego przez los dziecka. Historia jakich wiele- bo świat jest pełen ludzkich nieszczęść. A jednak mam wrażenie, że Weronika pomimo swojego kalectwa jest kimś "niezwykłym".
Może dlatego, że po tym co przeszła jest dowodem na to, że cuda się zdarzają...Może jest przykładem, na dowiedzenie skuteczności modlitwy? Nie wiem...
A może jest kimś, kto nosi w sobie niezwykłą siłę, płynącą w wewnątrz, jakiej nam wszstkim brakuje...
No i wiarę...jak ziarnko gorczycy
A może...jest taka jaka jest, bo bierze życie takim jakie jest. I akceptuje je...
Pochwalę się, bo jeszcze tego chyba nie robiłam (o zgrozo!0, że ja widziałam na własne oczy, jak Weronika chodzi bez żadnej pomocy. I to nie był sen. Przeszła cały pokój!
Żeby Weronika mogła pozostać w szkole. Aby znalazł się sposób na rozwiązanie problemu formalnego.
Bylas w Wydziale Oswiaty? Albo w Kuratorium?
Pytam, bo mialam kiedys przeszkody formalne w przepisach i wizyta w Kuratorium Oświaty zniosla wszystkie przeszkody formalne Po prostu spytalam dlaczego nie moga tego zrobic i odpowiedzieli ze "Kuratorium sie doczepi", wtedy spytalam kto konkretnie sie tym tam zajmuje, to ja chetnie sie przejde i porozmawiam. I poszlam. A tam z sercem podeszli i zadzwonili do placowki a potem mnie przyjeli jakbym conajmniej "plecy miala".
Gdy studiowałam pedagogikę specjalną, to na uczelni często bywały ogłoszenia, że wolontariusz potrzebny, w ten sposób studenci często odbywali praktyki.
Swoją drogą niemoc urzędnicza i pedagogiczna poraża. Tak jakby Wychowawca nie mógłby zrobić dyżurów notatkowych dla całej klasy, aby rotacyjnie pomagali. Dawniej, jak ktoś np. złamał rękę, to cała klasa wspólnie uzupełniała mu zeszyty, aby przepisywania nie miał za dużo. Pamiętam jak w pryw. LO SS Niepokalanek zachorowałąm na dłużej. Wszyscy stanęli na głowie, abym nadrobiła materiał, poomagali mi w różnych pracach i naukę kontynuowałam. A może warto pomyśleć o szkole zakonnej - w Warszawie mają szkoły podstawowe - i tam poszukać zrozumienia bez angażowania zewnętrznego wolontariusza?
Kurcze, ja nie rozumiem , po co skryba w dobie ksero.
Jako nastolatka jeździłam na konkursy muzyczne, potrafiłam mesiąc w 7 i 8 klasie nie chodzić do podstawówki i jakoś notatki na pewno nie były problemem.
Małgosiu, gdyby tylko stał się maleńki cud finansowy w moim życiu, zgłosiłabym się do Was jako wolontariuszka :x A o cuda finansowe chyba łatwiej niż "urzędnicze"
Komentarz
Daje radość. Dla mnie to na przykład TO...
Nie ustawania na tan nowy rok!