maliwiju Pamiętam, jak wracaliśmy z konsultacji z naszym W(też epileptykiem), którego historia choroby świadczyła o oglądaniu człowieka- roślinki. Doktor był zdumiony naszym chłopcem i dał wielką nadzieję, cieszyliśmy się jak wariaci, opierając sie zdecydowanie na człowieku. W drodze powrotnej W. dostał potężny atak.
Ale nadzieja była i odebrana została tak szybko. To zdarzenie spowodowało już tylko jednoznaczny zwrot w kierunku wołania o bożą pomoc.
Od 2 lat nieustannie sie modle od półtora roku codziennie różaniec odmawiam, zmienłam moje życie codziennie walczę żeby nie stracić nadzieji i teraz też sie pozbieram bo co innego mogę. Ale czuję się oszukana.
@maliwiju- wypróbowani w ogniu- to o was, nie poddawaj się, być może Jerzyk już taki pozostanie na zawsze, ale czy będziecie go mniej kochać? Trafił do najlepszej rodziny, jakiej mógł, Bóg się nie pomylił. Zapewniam o modlitwie+++
Aniu! Bardzo mocno z Wami jestem! Nie wyobrażam sobie, jak się dziś poczułaś, ale kiedy próbuję, to mam oczy w mokrym miejscu. WIERZĘ jednak, że będzie CUD! kochana, musi być przecież!
Nie uważam że Bóg się pomylił, dużo dobrego się wydarzyło w tym czasie, ale myślę że realizuje swój Boski plan, nie zważając na moje prośby i o to mam żal.
Dziękuję wam z wsparcie. Trudno to wszystko ogarnąć , no ale ruszam dalej.
Tak sobie pomyślałam, że Maryja też ciągle miała nadzieję po ludzku że bedzie dobrze, i co chwilę się sypało.
Po zwiastowaniu na pewno się bała, poszła do św Elżbiety ,po jej słowach powitania się cieszyła się, potem jeszcze Józef z nią został , była spokojna, myślała że teraz to już się wszystko ułoży. Ale musieli iść do Betlejem, urodziła tak jak urodziła, ale zaczęli przychodzić pastuszkowie, a potem królowie z darami. Cieszyła się, że wszystko już bedzie ok, a tu muszą uciekać bo jej zabić dziecko chcą. Potem żyli sobie spokojnie, i Jezus się zgubił, no ale Go znaleźli to myślała teraz będzie super. Za jakiś czas umarł jej Józef. Jezus zaczął głosić ewangelię, były cuda , miała nadzieję znowu że teraz już bedzie dobrze , i zabili jej syna, a ona dalej ufała. Zmartwychwstał, wielka radość, ale znowu musiała uwierzyć, bo idzie do domu Ojca a ona zostaje. Została z apostołami, którzy się bali, wcale nie byli silni do czasu kiedy Duch Święty zstąpił. Ciszyła się ufała i dziękowała Bogu za to co się dzieje, ale pewnie dochodziły do niej informacje o tym że apostołów mordują i tak do końca życia, można powiedzieć że po ludzku jej się sypało, pomimo że była matką Syna Bożego, że anioł jej powiedział że jest błogosławiona, na pewno jak każdy człowiek chciała żeby było łatwo , ale nie było a ona trwała. I my powinniśmy ją naśladować.
Komentarz
maliwiju
Pamiętam, jak wracaliśmy z konsultacji z naszym W(też epileptykiem), którego historia choroby świadczyła o oglądaniu człowieka- roślinki. Doktor był zdumiony naszym chłopcem i dał wielką nadzieję, cieszyliśmy się jak wariaci, opierając sie zdecydowanie na człowieku. W drodze powrotnej W. dostał potężny atak.
Ale nadzieja była i odebrana została tak szybko.
To zdarzenie spowodowało już tylko jednoznaczny zwrot w kierunku wołania o bożą pomoc.
Rozumiem dlatego Twoje zwątpienia maliwiju.
K