Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

dlaczego nie warto mieszkać razem przed ślubem

135

Komentarz

  • Dawniej brak antykoncepcji zdecydowanie sprzyjał czekaniu. Teraz już nie ma tego nacisku, więc jest jak jest i nie ma się co oszukiwać. Grzech stał się społecznie akceptowany, więc i wytłumaczenie niezaangażowanym katolikom, że to jest złe, będzie bardzo trudne. Ale próbować można.
  • Pewnie wiele dzieci poczętych bez sakramentu małżeństwa wbrew Twojej @SzklanaSowa opinii było planowane i chciane. Do tego są kochane.
    Nie wątpię, że były chciane i są kochane. Ale decydowanie się na współżycie i na dziecko bez małżeństwa, to coś czego nie rozumiem. Dziecku najlepiej jest w rodzinie, więc dlaczego planować, że mu się tego nie da?
    >Mnie naprawdę ciężka emocjonalnie wydaje się być świadomość takiego dziecka, że poczęło się przed ślubem. Mi też starszy brat zawsze wypominał, że on z miłości, a ja z przypadku ;) Jakoś się tym nie przejmowałem, Nie sądzę, by dzieci się teraz przejmowały, że są sprzed ślubu. Przynajmniej nie zauważam u tego u osób, które znam. jeżeli dziecko jest kochane, to to są rzeczy nieistotne.
    Są ludzie mniej i bardziej wrażliwi. Są też nadwrażliwi. Nie wiadomo jak w okresie dojrzewania wpłynie na dziecko świadomość, że być może rodzice są razem tylko dlatego, że ono się poczęło. Ja znam ludzi, którzy mieli pewne poczucie winy gdy rodzice się kłócili. Wprost mówili, że ta para nigdy nie powinna wziąć ślubu, ale przez niego/nią musieli.
    W dzisiejszych czasach dzieci urodzone dawno po ślubie i to kościelnym też słyszą , że były nieplanowane...Czasem od rodziców czasem od osób postronnych.
    Dla mnie po prostu "nieplanowe w małżeństwie" to stwierdzenie sprzeczne logicznie.
  • edytowano listopada 2013
    @PawelK, @katarzynamarta, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
    Osobista sytuacja rodzinna bardzo wpływa na postrzeganie rzeczywistosci i odroznianie dobra od zla.
    Dlatego dla dobra wlasnych dzieci, obecnych i przyszlych, dla prawidlowego uksztaltowania ich sumien, warto dbac o zdrowe malzenstwo i rodzine. Nawet, jesli z jakichs wzgledow sami nie do konca mamy sumienia odpowiednio wrazliwe.
  • No własnie...Chrzescijanin nie ma lekko i nigdy nie miał...czasami musi się zmagac z taką rzeczywistością, która go przerasta..
    Mam przyjaciółkę  (dzis ma 35lat) która zdecydowanie twierdzi że załuje ze rodzice się nie rozwiedli, bo w jej domu było piekło..uciekła z domu mając 17 lat bo nie mogla zniesc wiecznych awantur..
    Znam szczęsliwe małżenstwa którym nieplanowana ciąża pozwolila pomoc w podjęciu decyzji o slubie..i niestety znam tez takie ktore na slub zdecydowaly się miedzy innymi dlatego ze chciały juz w koncu móc legalnie współzyc..i ..coz..srednio im sie uklada  o ile są dalej razem
    Znam kobiete ktora męczy sie od lat z męzem alkoholikiem...Jest wrakiem czlowieka..ale robi to z miłosci do Chrystusa...z wiernosci malzenskiej...Bo tak trzeba, bo slubowała...Tylko otoczenie zamiast umacniac się w wierze przez jej swiadectwo w duzej mierze puka się w głowę..nawet CI wierzący...

    Nie mi sądzic te wszystkie przypadki..

    Ale na szczęscie znam tez wiele pięknych Rodzin, par, które w narzeczeństwie walczyly w czystosci o swoje powolanie do malzenstwa, rozeznawały, które od wielu lat trwają przy sobie, dają zycie dzieciom i są świadectwem dla innych :) 

  • Wydaje mi się, że nie jest łątwo walczyć o czystość, o wierność, ale droga do nieba nie jest i nie powinna być łatwa. Bóg dobrze wie o tym i daje siłę, by pokonywać wszelkie trudności. Gdzie jest powiedziane, że ma być tylko łatwo i wygodnie? Małżonkowie mają być dla siebie drogą do nieba, do świętości.
  • edytowano listopada 2013
    Dla mnie po prostu "nieplanowe w małżeństwie" to stwierdzenie sprzeczne logicznie.


    Dla mnie też, tak samo jak pożycie bez ślubu i stwierdzenie- jesteśmy ze sobą póki się kochamy a jak się miłość skończy to się rozstaniemy bez łażenia po sądach.
    Jaka to miłość przepraszam ? Ale ludziom nie wytłumaczysz....
  • A może raczej chodzi o to, żeby sprawdzić, czy to miłość, czy zauroczenie?
  • Ostatnio byliśmy u kolegi, którego młodsza, 21-letnia siostra spotyka się z rozwodnikiem 34-letnim. Rodzina załamana, razem nie mieszkają, ale dziewczyna coraz bardziej antykościelna. Ale kochający brat nadal wierzy, że nie współżyją. 
    Nie, nie, tylko się głaszczą - mówi z ironią teściowa. 
  • edytowano listopada 2013
    A może raczej chodzi o to, żeby sprawdzić, czy to miłość, czy zauroczenie?
    Tego się nie da stwierdzić mieszkając razem. Tak samo się wypali jak małżeństwo po iluś latach, kiedy mąż /konkubent zaczyna tak samo wkurzać jakby był bratem, który śmieci w domu, rozżuca śmierdzące skarpetki, czepia się , że obiad nie taki jak akurat on ma widzimisię, nie bierze pod uwagę, że niestety obiad taki za jaką cenę kupione produkty :P. Zauroczenie się kończy. Ale małżeństwo zawsze ma szansę i zobowiązuje aby chcieć być razem POMIMO niezgodności. Natomiast konkubinaty najczęściej się kończą, zreszta w tym celu są, żeby łatwiej było się rozejść, bez formalności.
  • współżycie, niezależnie od starania sie uniknięcia, moze doprowadzić do poczęcia. (...) tworzy bardzo duże wewnętrzne zobowiązanie, ogranicza zatem wolność wyboru
    Właśnie - mówiąc krótko, to skutkuje wysokim ryzykiem podjęcia bardzo ważnej decyzji (o małżeństwie) z niewłaściwych powodów.

    A jak ktoś nie pojmuje nauki Kościoła, to bym dodał prosty argument, że przyszłe dzieci mają prawo do przyzwoitej matki - i będzie im przykro, jeżeli kiedyś się dowiedzą, że ich matka przed ślubem się puszczała...



    A co z ojcem? On jak współżył to już nie piszczalski.

    Znam mnóstwo przypadków gdzie ludzie mieszkali razem, a potem przyszło realne nawrócenie....
  • Nie sądzę aby dzieci urodzone poza małżeństwem czuły się gorsze, jest to  zjawisko dziś bardzo powszechne, ponadto wychowane w rodzinach laickich nie mają  odniesienia do takich wartości. 
    Z drugiej strony zastanawiam się czy wart zachęcać osoby ochrzczone, ale w zasadzie nie wierzące do zawierania związków sakramentalnych. Wydaje mi się, że powinna to być odpowiedzialna i konsekwentna decyzja samych małżonków. W innym przypadku jest to tylko rodzinny show nic więcej
  • A co z ojcem? On jak współżył to już nie piszczalski.

    Właśnie. Dlaczego nikt się nie czepia o brak cnoty u chłopaka ?
  • Moze nie nikt, ale pewien typ ludzi ....
  • Moim zdaniem, tylko mężczyzna,który sam dochował czystości przedmałżeńskiej, może wymagać tego od dziewczyny.

     

  • Moim zdaniem, tylko mężczyzna,który sam dochował czystości przedmałżeńskiej, może wymagać tego od dziewczyny.

     


    Ale ze z nią dochowal czy ze w ogole? A ona z nim czy też ze wogole? :))
  • No, najlepiej jakby razem z nią dochował, uprzednio dochowawszy w ogóle, i ona takoż.

     ;-)

  • Mało to historycznych zwyczajów ze za żonę cnotliwa i czysta ale wcześniej to cos tam sobie pokonsumowal
  • Tak, ja też takich znałam.

    Żałosne...

  • Z punktu widzenie socjobiologii takie podejście jest zrozumiałe. Moralnie - oczywiście naganne.
  • Raczej: egoistyczne.
  • edytowano listopada 2013

    Moim zdaniem, tylko mężczyzna,który sam dochował czystości przedmałżeńskiej, może wymagać tego od dziewczyny.

     


    Ale ze z nią dochowal czy ze w ogole? A ona z nim czy też ze wogole? :))
    W ogóle.
    Tylko, że dziewczyny też mają dziwną mentalność. Jak byłam w liceum ( wieki temu rzecz jasna) rozmawiałyśmy sobie z koleżankami jakie mamy wymagania co do chłopaków. Ja oczywiście zanim poznałam mojego księcia z bajki, mówiłam, że wcale nie mam wymagań bo nie potrzebuję faceta...ale w końcu wygadałam się, że jeśli już to ma być chrześcijaninem, ma być dobry, w miarę inteligentny, ładny, niewiele starszy od mnie i niezdemoralizowany ( czyli prawiczek). Na to usłyszałam:
    - czy ty jesteś normalna ? Weź się Gośka nie rozśmieszaj ludzi. Po co ci niedoświadczony , to byście w ogóle nie wiedzieli co robić, pewnie jakiś brzydal albo pedał.
    :-O
    Wg. wielu dziewczyn mężczyzna ich marzeń miał być inteligentny nieprzeciętnie, ustawiony, obrotny, wykształcony, zamożny, przystojny no i doświadczony seksualnie.
  • edytowano listopada 2013
    Mało to historycznych zwyczajów ze za żonę cnotliwa i czysta ale wcześniej to cos tam sobie pokonsumowal
    Wiem, że zostanę posądzona i oberwę jak kiedyś za ,, pogardzanie ludźmi" ale jak dziewczyna jest dziewicą ma prawo wymagać od chłopaka tego samego, w końcu dlaczego ona powierzając mu swoje całe życie ma jeszcze zostać obarczona jakimś świństwem w postaci np. kiły ? Nie mówie juz o wypracowanych może jej nieodpowiadających jego złych nawykach, liczeniu się z notorycznym zdradzaniem, wyskokami do agencji towarzyskiej gdy będzie miała zły dzień.
  • >Tego się nie da stwierdzić mieszkając razem. Tak samo się wypali jak małżeństwo po iluś latach, kiedy mąż /konkubent zaczyna tak samo wkurzać jakby był bratem, który śmieci w domu, rozżuca śmierdzące skarpetki, czepia się , że obiad nie taki jak akurat on ma widzimisię, nie bierze pod uwagę, że niestety obiad taki za jaką cenę kupione produkty . Zauroczenie się kończy. Ale małżeństwo zawsze ma szansę i zobowiązuje aby chcieć być razem POMIMO niezgodności. Natomiast konkubinaty najczęściej się kończą, zreszta w tym celu są, żeby łatwiej było się rozejść, bez formalności.

    Nie da się z tym nie zgodzić. Przypuszczam, że gdyby nie małżeństwo i dziecko, to po roku mieszkania razem byśmy się rozstali wraz z pierwszym kryzysem. Małżeństwo jest jak sinusoida, ale mam wrażenie, że po każdym dołku jesteśmy mocniejsi, mądrzejsi a miłość silniejsza. 
    To faktycznie powód za niemieszkaniem razem. Ale z drugiej strony, może między nami była jednak faktycznie miłość, a co by było gdyby to był tylko zauroczenie? A może tak naprawdę różnica między miłością, a zauroczeniem jest żadna, a chodzi tylko o bagatelizowanie uczucia gdy się nie uda i wtedy nazywamy to zauroczeniem...?



  • edytowano listopada 2013
    Między Miłością a zauroczeniem istnieje kolosalna różnica. Miłość to świadomy wybór i trwanie w nim, pewne zobowiązanie, podczas kiedy zauroczenie to hormony, fascynacja, coś nie do końca zależnego od nas. Pięknie pisał o Miłości św. Paweł.
  • jednak dość często miłość i zauroczenie przeplatają się, ba, nawet po latach małżeństwa pojawiają się fale zauroczenia gdy relacje odzywają.

    Tak czy inaczej...  jak nie jesteśmy pewni czy to tylko zauroczenie nie pchamy się ani w małżeństwo ani we wspólne mieszkanie. Czekamy i rozeznajemy. Proste to.

  • Racjonalnie biorąc, z grzechu cudzołożenia można się wyspowiadać.
    A o grzechach przeciw Duchowi Świętemu to kiedyś słyszałeś?
  • Nie rozumiem tego zamieszkania razem, bo nie rozumiem jak można rzeczowo traktować człowieka (ja w ideologii gender). Wypróbować mozna mebel, samochód, ale człowieka?
    To egoizm w czystej postaci, że ja odejdę, mo mi się nie podoba.
    Poza tym, czy to dojrzała postawa, kiedy wyobrażamy sobie , że po latach, miesiącach próby, czy bez próby kiedyś nasz związek będzie idealny? Nigdy nie będzie, aż do śmierci, bo nie da się przeżyć życia bez rozczarowań, bez problemów, nigdy nie możemy dowiedzieć się, jak się my sami zmienimy, nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć swoich reakcji w sytuacjach skarajnych. 
    Dlatego miłość to decyzja, jak tu już wcześniej pisano, to decyzja wytrwania, chęc zestarzenia się z tą drugą osobą, bycia pomimo wszystko razem.

    Pan Bóg zawarł z nami przymierze. I pozostaje wiernie przy nas pomimo świństw, które Mu robimy, pomimo naszej niewierności. Nie było Przymierza na próbę. Więc albo ślub, albo ...

    Słuchałam ostatnio rekolekcji, w której ksiądz opowiadał, jak wybrali się autostopem do Rzymu - dwóch zakonników i kilka par narzeczonych. Ot, tak próba, czy umieją, potrafią żyć dla drugiego. Po tej wyprawie były pary, które się rozeszły, ale były i takie, któe podjęły decyzję o ślubie. Może warto pdjąć jakieś trudne wyzwanie zamiast mieszkać przed ślubem.
  • edytowano listopada 2013
    M_Monia, ale czasami ta przyjemność dla jednego albo dla dwojga kończy się, delikatnie mówiąc, nieprzyjemnie. Czy naprawdę można skazywać kogoś na krzywdę? Wiem, że nie ma takiego założenia, ale nie można nie brać tego pod uwagę.
  • Dokładnie. Ja tego nie rozumiem a już z argumentacją wypróbowania się to w ogóle. Bo dopóki trwa próba to ludzie się spinają i nie są prawdziwi. I tak naprawdę nigdy nie mam gwarancji, że znam kogoś na 100%. Do siebie takiej pewności nie mam i nie wiem jak się zachowam we wszystkich możliwych wypadkach, a mam poznać drugą osobę próbując udawać życie małżeńskie. Życie małżeńskie na próbę nie jest prawdziwym życiem małżeńskim. Czy to ze współżyciem czy bez. Jest po prostu bezsensowną stratą czasu.
    @M-Monia nie porównywałabym życia z kimś przed ślubem do posiadania kilku partnerów, zwłaszcza w przypadku kobiety. Z autopsji Ci powiem że to nie jest przyjemne, tylko uzależniające i cały czas żyjesz wtedy nadzieją, że ktoś cię będzie chciał na więcej niż chwilę. To straszne i smutne życie. A najgorsze jest to że trudno się zatrzymać i nie bardzo się umie nawiązywać nieseksualne stosunki z normalnymi mężczyznami, co bardzo ogranicza możliwości zatrzymania się w tej ślepocie i pędzie za miłością.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.