Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Spór o NPR

12022242526

Komentarz

  • A wyznacznikiem "lepszej przyszłości" jest pewnie bycie świetnym w tym, co się robi - świetny lekarz i świetny piekarz, bycie świetnym to zawsze już coś na początek.
    chciałabym, żeby tak było. Chciałabym...
  • W ogóle chciałabym wierzyć w to, że gdzieś jeszcze daje się i zdobywa dobre, solidne wykształcenie... ale mówię, mam się za ofiarę współczesnego systemu szkolnictwa... gorzkich słów na niego nie szczędzę w związku z tym ;-)
    Chyba na każdych studiach trzeba uwzględniać wyniki z nowej matury? Albo po prostu zapłacić. Przedtem odsiew następował już podczas wyśrubowanych egz. wstępnych, najlepsze kierunki tak sobie dostosowywały egzaminy, żeby przez sito przeszli najlepsi. Niestety, masz rację, tytuły w tej chwili się całkowicie zdewaluowały.
  • @Ergo, to mój cytat, nie Maury ;-)
  • edytowano grudzień 2013
    Prawie nigdy nie zabieram głosu na tym, forum, czasem czytam. Weszłam w ten wątek i już nie dałam rady nie napisać..... O npr, planowaniu dzieci i studiach tychże dzieci.... 
    Ja pochodzę z warszawskiej rodziny wielodzietnej, gdzie bidenie było potwornie, już w 1 klasie liceum opiekowałam się dziecmi i sprzątałam.... koszmar. Nauka plus praca, żadnych imprez, żadnych wakacji. Skończyłam studia dzięki sobie, bo na siebie zarobiłam. Tak samo zresztą moje rodzeństwo. Wyszłam za mąż bardzo dobrze, mąż studiował w Stanach na jednej z najlepszych uczelni na świecie... I dzięki temu ma teraz w polsce dobre prace. I mam 2 dzieci, więcej ich mieć nie chcę, bo tak czuję się powołana i na tyle mnie stać aby je wychować. I moje dzieci nie mają kompuerów, tabletów, wakacji za granicą, markowych ciuchów, chodz na to mnie stać!!!!! Ale też ja m,am perspektywę, że jak będą chciały studiować za granicą, co jest wspaniałym doświadczeniem, to będzie mnie na to stać. Zapłacę za te studia, bo dla mnie ich wykształcenie oprócz wychowania na dobrego Polaka i dobrego katolika jest sprawą najważniejszą!!!!  I tu zabiorę głos w dyskusji, bardzo mi trudno zrozumieć rodziny z 3 lub 5 lub 8 dzieci gdzie naprawdę nie ma pieniędzy na te dzieci i nie mówię tu o kupieniu dla każdego tabletu. Mówię tu o biurku do nauki, o własnym łóżku!!!! Migdy nie zrozumiem takich rodziców, którzy po prostu "mają" kolejne dziecko,. bo tak wyszło, ale nie pomyślą o tej  5 w domu. Poza tym zapewniam Was że praca i nauka w wieku nastu lat, to nie jest najwspanialszy pomysł. Sama to przeszłam i wspominam jako koszmar. A wy tu tak lekko piszecie o pracy na studiach. Oczywiście że można, ale czasem trzeba żyć!!!!!!! I tu pewnie włożyłam w kij w mrowisko, bo to w końcu forum dla wielodzietnych. I pewnie nie powinnam zabierać głosu, bo wielodzietna nie jestem... Nie mniej jednak, ja już nie WYTYRZYMAŁAm!!!!!!!!
    Masz rację, dobrze piszesz.
    *
    Tak śledzę..i widzę, że przepychanki robicie kto ile, jaka przerwa pomiędzy kolejnym dzieckiem...zawody to jakieś, czy jak? Ble...
    *
    Jeden może studiować i się uczyć bo ma taka głowę nie inną, że nie musi stale z nosem w książce siedzieć. Inny musi korzystać z pomocy rodziców, bo by dobrze się uczyc musi poświecic dużo więcej z siebie. Życie.
  • edytowano grudzień 2013
    @Magdallena i ja też jestem z wielodzietnej rodziny, ciężko było jak cholera, rodzice dwoili się i troili, biurka swego nie miałam, nie wyjeżdżałam, na imprezy nie chodziłam i dużo by tak wymieniać... i jakoś źle nie wspominam dzieciństwa, młodości.  :-) Tyle, że ja ogólnie jestem z życia zadowolona, a są tacy co zawsze będą ględzić :P


    Ba! Wiem, że choć byłam piątym dzieckiem to byłam dzieckiem oczekiwanym, a nie niechcianą wpadką. Może na tym budował się mój spokój i szczęście pomimo trudnych warunków i nieidealnych rodziców? :-)

    A teraz żyje mi się jak u Pana Boga za piecem, choć na pewno inni by zrzędzili będąc na moim miejscu :P No, ale ja zawsze zadowolona jestem i widzę świat przez różowe okulary. :-)
  • Prawie nigdy nie zabieram głosu na tym, forum, czasem czytam. Weszłam w ten wątek i już nie dałam rady nie napisać..... O npr, planowaniu dzieci i studiach tychże dzieci.... 
    Ja pochodzę z warszawskiej rodziny wielodzietnej, gdzie bidenie było potwornie, już w 1 klasie liceum opiekowałam się dziecmi i sprzątałam.... koszmar. Nauka plus praca, żadnych imprez, żadnych wakacji. Skończyłam studia dzięki sobie, bo na siebie zarobiłam. Tak samo zresztą moje rodzeństwo. Wyszłam za mąż bardzo dobrze, mąż studiował w Stanach na jednej z najlepszych uczelni na świecie... I dzięki temu ma teraz w polsce dobre prace. I mam 2 dzieci, więcej ich mieć nie chcę, bo tak czuję się powołana i na tyle mnie stać aby je wychować. I moje dzieci nie mają kompuerów, tabletów, wakacji za granicą, markowych ciuchów, chodz na to mnie stać!!!!! Ale też ja m,am perspektywę, że jak będą chciały studiować za granicą, co jest wspaniałym doświadczeniem, to będzie mnie na to stać. Zapłacę za te studia, bo dla mnie ich wykształcenie oprócz wychowania na dobrego Polaka i dobrego katolika jest sprawą najważniejszą!!!!  I tu zabiorę głos w dyskusji, bardzo mi trudno zrozumieć rodziny z 3 lub 5 lub 8 dzieci gdzie naprawdę nie ma pieniędzy na te dzieci i nie mówię tu o kupieniu dla każdego tabletu. Mówię tu o biurku do nauki, o własnym łóżku!!!! Migdy nie zrozumiem takich rodziców, którzy po prostu "mają" kolejne dziecko,. bo tak wyszło, ale nie pomyślą o tej  5 w domu. Poza tym zapewniam Was że praca i nauka w wieku nastu lat, to nie jest najwspanialszy pomysł. Sama to przeszłam i wspominam jako koszmar. A wy tu tak lekko piszecie o pracy na studiach. Oczywiście że można, ale czasem trzeba żyć!!!!!!! I tu pewnie włożyłam w kij w mrowisko, bo to w końcu forum dla wielodzietnych. I pewnie nie powinnam zabierać głosu, bo wielodzietna nie jestem... Nie mniej jednak, ja już nie WYTYRZYMAŁAm!!!!!!!!
    tyle goryczy...
    dorosłaś, więc może warto wybaczyć rodzicom ich rzeczywiste i wyimaginowane winy - i w końcu żyć na własny rachunek?

    w mojej rodzinie byłyśmy tylko we dwie z siostrą, ale gdy ojciec odszedł zostawiwszy mamę samą ze wszystkimi wspólnymi kredytami itp. było baaardzooo biednie - a mimo to dobrze wspominam dzieciństwo

    moja mama tyrała często na dwa etaty, pamiętam nawet jak przez pewien czas pracowała dodatkowo wieczorami jako sprzątaczka w szkole - i chodziłyśmy tam z siostrą jej pomagać - żeby wcześniej skończyć i wrócić z nią do domu

    pracowałam od 14 roku życia w każde wakacje przez miesiąc, po maturze poszłam do pracy, na studia (wieczorowe - w przypadku mojego wydziału to były dzienne-płatne) poszłam pracując na etacie - a była to dość wymagająca praca, na studiach urodziłam dziecko

    i jakoś żyłam, mniej lub bardziej szczęśliwie - bez goryczy, może dlatego że ceniłam sobie samodzielność, zaradność

    nie miałam modnych ciuchów, raczej zazwyczaj znaszałam ubrania po starszej siostrze, czasem po kimś z rodziny - jak dostawałam coś nowego to było święto - ale nie wspominam tego źle, z goryczą

    w moim domu była miłość (chociaż bywało że tłukłyśmy się z siostrą) - i to wystarczało :)
  • Mnie chodzi o to (tak reasumując) że-- zresztą to tu widać:) że każdy z nas jest inny. Jeden bardziej obawia się przyszłość, lubi mieć coś wstępnie zaplanowane, bo taki ma charakter (co wcale nie znaczy że nie powierza się Bogu!), jednemu bardziej zależy na tym, innemu na czymś innym. Różnimy się, mamy inne podejście do życia. Mamy też inne podejście do kwestii planowania rodziny. Kościół daje tu małżonkom możliwość korzystania z NPR, i nie jest to grzech ani działanie sprzeczne z nauką Kościoła, o ile kierują się dobrymi pobudkami w tym i zawierzają to Bogu. I- moim zdaniem- ten fakt jako taki nie podlega dyskusji, bo zaprzeczając temu że małżonkowie mogą korzystać - okresowo z NPR zaprzeczalibyśmy temu co pisze Katechizm.
    Wspominaliście o wspólnotach. Każda wspólnota ma inny charyzmat. Domowy Kościół kwestię ilości dzieci pozostawia sumieniu małżonków, aczkolwiek zachęca do wielkoduszności:) i tak jak pisałam, w naszym regionie tych dzieci większośc rodzin ma nieco więcej niż przeciętne polskie rodziny (rekordziści 12-cioro, 3-4 jest powiedzmy takim standardem u większości). Większość tych par chce mieć więcej dzieci, i świadomie się na to decyduje. Nasz krąg jest "dzietny" ale może się wiązać też ze specyfiką parafii- to przedmieście i wszystkie małżeństwa mieszkają w domach, więc metraż trochę większy niż blokowy.
    Ja znam blisko trochę osób z neokatechumenatu, działa bardzo prężnie przy mojej byłej parafii, my byliśmy kilkakrotnie zapraszani tam- ale wybraliśmy DK z dwóch względów- mniejsze obciążenie czasowe jeśli chodzi o wyjścia poza domem (neo u nas spotykają się 2 x w tygodniu!!!!) i z tego względu że my jesteśmy bardzo przywiązani do swojej obecnej parafii, i to mi się podoba w DK że jest to ruch parafialny, a osoby z Neo często już na msze parafialne nie przychodzą, (przynajmniej u nas, może u was jest inaczej) itp. Dobrze że jest wybór i każdy znajdzie coś odpowiedniego jeśli chce. Natomiast tak jak pisałam wśród rodzin z neo które ja znam u nas, jest tylko jedna rodzina z dużą ilością dzieci (8) a pozostałe mają średnio mniej niż u nas w DK, więc wydaje mi się że ten nacisk na wielodzietność może nie w każdej wspólnocie neo jest taki jak ktoś wspominał?
  • ... małżonkowie mogą korzystać - okresowo z NPR...
    clou problemu


    szczególnie jeśli ów "okres" trwa od ślubu do menopauzy
  • edytowano grudzień 2013
    Myślę, że jest tu co najmniej kilka spraw do rozważenia.
    Po pierwsze - finanse. Bardzo trudno jest zawierzyć, że "jak Pan Bóg dał dzieci, to da i na dzieci". Widziałam wiele małżeństwa, które się rozpadły z powodu problemów finansowych. Trzeba tu wiele dobrej woli i zrozumienia, że przy większej ilości dzieci nasz ekonomiczny standard życia spadnie, być na to gotowym i to zaakceptować.
    Po drugie - siły. I tu znów - nie ma się co czarować, więcej dzieci to więcej wyzwań. Można znaleźć czas na wszystko, no pewnie, ale jest to dużo trudniejsze, niż w wypadku jednego czy dwójki dzieci. Nie mówię tu wyłącznie o praniu, prasowaniu, gotowaniu etc. ale także o czasie dla każdego dziecka, poświęconego na rozmowy czy zabawy.
    Po trzecie - opinia społeczna. Tu, jak wiadomo (także z wątku, w którym opisujecie reakcje na wielodzietność), nie jest dobrze. Wielodzietnośc kojarzy się (z niewiadomych dla mnie przyczyn) z patologią.
    Nad pierwszym pracowałam wiele lat i w tym roku otrzymałam łaskę - niezbywalną pewność, że mam "nie martwić się, co mam jeść, ani w co się przyodziać". Jest to łaska absolutnie cudowna - zyskałam taki spokój ducha, jak nigdy dotąd, choć obiektywna sytuacja jest tak zła, jak nigdy dotąd (za chwilę wyrzucą mnie z pracy).
    Nad drugim pracuję nadal.
    Nad trzecim nigdy nie musiałam pracować - to akurat, co inni sobie pomyślą mam w nosie (choć reakcje na nasze trzecie dziecko były ,delikatnie mówiąc, bardzo niemiłe - jest to kwestia środowiska zawodowego, w jakim się obracam).
    No więc na razie pełnej otwartości nie ma (raczej watykańska ruletka:) ale pracuję intensywnie nad tym. A tych z Was z pełną otwartością bardzo serdecznie pozdrawiam i troszeczkę zazdroszczę - spotkała Was wielka łaska.
  • Tak, tak, Monia, problem z tym, że religijność też się już źle kojarzy... przynajmniej w dużych miastach.
  • Na usprawiedliwienie @Magdalleny powiem tylko, że  dzieci z rodzin wielodzietnych, w których było ciężko finansowo, ale także, a może przede wszystkim, emocjonalnie, często nie chcą mieć więcej dzieci. Mam taką koleżankę, która ma 17 rodzeństwa i nie znam nikogo bardziej będącego tak przeciw wielodzietności niż ona, mimo że należy to katolickiej wspólnoty i jest bardzo religijna. Te doświadczenia dzieciństwa bywają naprawdę trudne, stąd też takie opinie, jak @Magdalleny
  • edytowano grudzień 2013
    Na usprawiedliwienie @Magdalleny powiem tylko, że  dzieci z rodzin wielodzietnych, w których było ciężko finansowo, ale także, a może przede wszystkim, emocjonalnie, często nie chcą mieć więcej dzieci. Mam taką koleżankę, która ma 17 rodzeństwa i nie znam nikogo bardziej będącego tak przeciw wielodzietności niż ona, mimo że należy to katolickiej wspólnoty i jest bardzo religijna. Te doświadczenia dzieciństwa bywają naprawdę trudne, stąd też takie opinie, jak @Magdalleny.


     Mój ojciec miał 7 rodzeństwa i przyjażnia się wszyscy do dzis bardzo. Tylko z tej 8 tylko jedna osoba ma 3 dzieci, jedna 1 a reszta po 2. A wszystkim powodzi się dosyć dobrze. Po prostu mimo wielu zalet wielodzietnosci chcą swoim dzieciom zapewnić coś czego im brakowąło w dzieciństwie. I akurat taka postawa potwierdza się u wszystkich moich znajomych z wielodzietnych domów.
  • A ja nie chcę zapewnić dzieciom wszystkich rzeczy których mnie brakowało w dzieciństwie. Uważam że nie da się zapewnić wszystkiego i nie o to chodzi w wychowaniu.
    Po co się skupiać na brakach. Nie rozumiem. Postawa Magdalleny jest wg mnie bardzo niedojrzała, pełna pretensji. Ja mam tylko jedną siostrę i też nie miałam wszystkiego przede wszystkim dlatego że miałam zabieganą mamę która uważała że dzieciom trzeba wszystko zapewnić, i wszystko w moim domu kręciło się wokół wykształcenia. Nie dam dzieciom odczuć takiego nacisku jak ja miałam że trzeba skończyć studia. Będą chciały to będą studiować. Nie to nie, nawet jesli okażą się zdolne. Skończenie studiów nie ma wiele wspólnego z rozwojem talentów. Przynajmniej mało kiedy ma.
  • Tez mam takie wrazenie, ze najbardziej zaniepokojeni kolejna ciaza, lub deklaracja checi posiadania duzej rodziny sa ludzie, ktorych zupelnie to nie dotyczy: pani w sklepie, sasiadka, jakas dalsza rodzina, kolezanki.
  • Ale ja zupełnie nie twierdzę, że wielodzietność zawsze wygląda tak, jak opisała @Magdallena. Ona może tak wyglądać. I nie o biedę materialną najczęściej tu chodzi. Nie chodzi także o "niewylewność uczuciową", o której pisze @Ojejuju, bo ona nie ma nic wspólnego z niedostatkami emocjonalnymi takich rodzin. Chcę tylko powiedzieć, że jeśli ktoś miał ciężkie dzieciństwo (moja koleżanka mająca 17 rodzeństwa miała, i miała je być może @Magdallena), to taki ktoś w sposób zupełnie naturalny, choć nieprawidłowy, łączy swoje doświadczenia z wielodzietnością w ogóle, a nie z wielodzietnością konkretną - w swoim domu. To działa w zresztą w obie strony. Znam masę jedynaków z chłodnych, pozbawionych prawdziwej miłości domów, którzy nienawidzą jedynactwa, bo uznają je za główny powód swojego nieszczęśliwego dzieciństwa. I tacy jedynacy mają zawsze więcej dzieci. No i oczywiście to nie rozwiązuje żadnych problemów, bo one nie leżą ani w jedynactwie ani w wielodzietności.
  • To prawda, że dla kazdego, co innego jest trudne i co innego przeraża
    dla mnie osobiście krokiem milowym bylo przekroczeie tych pretensji o przeszlosc, która juz do mnie nie nalezy
    uzalanie sie nad sobą jest dla mnie bardzo niszczace i to jest najwieksza bieda dzieci - niezadowolona matka

    dziś w Ziarnie byli Joszko Broda z żoną i 9 dzieci
    ujęło mnie piekno i prostota tej rodziny
    i zadowolona żona -matka, która sama pochodzi z rodziny wielodzietnej
  • @apolonia to samo mówiła ostatnio moja teściowa:) Sama z rodziny wielodzietnej, że chciała dzieciom zapewnić lepsze życie. Mówiła bez żalu, nawet ze śmiechem, że trzeba było jak najszybciej zdobyć zawód i iść do pracy, bo kto by tam dzieci utrzymywał do 25 lat. Miała przy tym duży szacunek do rodziców, że mimo wszystko, wychowali i starali się jak najlepiej. 
  • ja pierdziu...
    3:-O
  • edytowano grudzień 2013
    Na usprawiedliwienie @Magdalleny powiem tylko, że  dzieci z rodzin wielodzietnych, w których było ciężko finansowo, ale także, a może przede wszystkim, emocjonalnie, często nie chcą mieć więcej dzieci. Mam taką koleżankę, która ma 17 rodzeństwa i nie znam nikogo bardziej będącego tak przeciw wielodzietności niż ona, mimo że należy to katolickiej wspólnoty i jest bardzo religijna. Te doświadczenia dzieciństwa bywają naprawdę trudne, stąd też takie opinie, jak @Magdalleny
    Podejrzewam mocno, że są to sprawy nieuzdrowione zwyczajnie przez Bożą miłość. Niepogodzenie się z historią własnego życia... Przykre to bardzo...

    Nie finanse i nie pieniądze decydują o wolności i jakości życia!!!
  • Tam gdzie jest ubogo emocjonalnie dorosłe dzieci w ogóle nie chcą miec dzieci. moja kuzynka z rodziny 2+3 nie chce zadnych dzieci, głosuje na Ruch Palikota i jest skrajną feministką opluwającą kościół. Zdaje sie, ze to pewnie przez bardzo ostrego ojca i zimną do niej uczuciowo matkę. Skrzywdzili ją w szczególności tata.
    Dziwne, bo ponoć szczęśliwi rodzice to szczęśliwe dziecko...
  • Ale dziwne, że niechęć do powielania (prawdziwych czy wymyślonych) błędów rodziców musi zaraz oznaczać mniej dzieci. Matka mojej koleżanki ma kilkoro rodzeństwa i najgorzej wspomina to, że matka przerzucała na nią obowiązki. Ale to nie przeszkodziło jej mieć pięcioro dzieci, po prostu starała się nie obciążać ich ponad ich możliwości.
  • ja też jestem z rodziny wielodzietnej z dobrymi wspomnieniami, i chciałam mieć więcej dzieci. Pan Bóg dał, oby się zdrowo urodziły. Ja z kolei znam ciekawe przykłady "odwrotne". Mam w rodzinie jedynaczkę- matkę 5 dzieci. Z tego co wiem, wszystkie dzieci jak najbardziej planowane i bardzo oczekiwane. Jej marzeniem była rodzina wielodzietna. Mam też bliskiego przyjaciela, jedynaka. Oni wprawdzie mają dwoje dzieci, ale niestety dwoje zmarło, i ta dwójka która jest okupiona jest ciążą bardzo powikłaną, przeleżaną plackiem od 4 miesiąca, a jednak tak bardzo chcieli mieć przynajmniej więcej niż jedno, on za nic nie chciał żeby synek był jedynakiem.
    Piszecie że wielodzietność wielu osobom kojarzy się z patologią, z rodziną na zasiłkach, bezrobotną itp. U mnie w mieście może ta "atmosfera" nie jest jeszcze taka zła - tak jak pisałam, nieco większe rodziny spotyka się tu częściej niż gdzie indziej, ale wiem że im większe miasto, czy inne regiony Polski bywa własnie tak jak piszecie. I tu bardzo cenne jest świadectwo rodzin które temu w pełni zaprzeczają!
    Są blisko nas rodziny wykształcone, dobrze sytuowane, angażujące się w różne działalności- i wielodzietne. Ja zawsze mówię, że gdyby każda rodzina, która może i ma środki żeby wychować 1-2 więcej dzieci niż ma miała te dzieci to byśmy nie wymarli jako naród......
  • Ania77 - przy kazdym dziecku wielu ludzi mnie pyta z przerażeniem czy planowane
    dziwne to dla mnie pytanie
    a najbardziej od ludzi, których spotykam w Kosciele
    uruchamia to we mnie strach przed przyszłością, myślę może my jestesmy nierozsadni itp.
    A potem patrzę w przeszlosc, jak Bóg sie nami opiekowal i widzę moje dzieci kazde inne
    jedno się cieszy że wszystkiego, inne ma pretensje o wszystko... :)


  • ja ci powiem lepszy numer. Obok mnie mieszkają tacy sąsiedzi, bardzo bogaci i bardzo się izolujący , rodzice jednego dziecka. Nie utrzymują z nami kontaktu poza zdawkowym "dzień dobry". Czyli można powiedzieć, że się nie znamy, tylko z widzenia. Ona nigdy ze mną nie rozmawiała. Ale w pracy (przypadkiem znam jej znajomą, to nieduże miasto) wszystkim opowiedziała sensację że "my wpadliśmy" (!!) I jak można (!!) Hehe. No i udawała współczucie jaka to ja biedna jestem. Nie wie że z bliźniakami! (a może wie, ona wszystko wie).
    Jak mnie ktoś pyta czy planowane (wam powiem że tak, ciąża jak najbardziej planowana, wyczekiwana,  miała być conajmniej rok wcześniej, ale miałam problem zdrowotny ginekologiczny) to na głupie pytanie głupio odpowiadam- mówię że tak, to po prawej było bardzo planowane ale z tym po lewej to sobie normalnie wpadłam! Ludzie sie zwykle zamykają :)
    A sama takiego pytania nie zadałam nigdy w życiu i uważam że jest idiotyczne!
  • Ja na pytania dotyczące planowanych dzieci zawsze odpowiadam że zadnego nie musieliśmy planować. Gratis dostaliśmy.
  • jeszcze z anegdotek:) Mój mąż podsłyszał dwie starsze panie mówiące o mnie. I usłyszał "ona jest w ciąży, tylko właśnie nie wiem czy z trzecim czy z czwartym bo jedni mówią tak inni tak" A druga na to "biedactwo" :) (to że naraz z trzecim i czwartym nie przyszło im oczywiście do głowy!)
  • Hehe no to jak jesteśmy pzr anegdotkach. Żona kiedyś przy nadziei była u dentysty no i się zgadało że to 5 dziecko. Na tego dentystę trafił ktoś ze znajomych i ten opowiada, że miał taką młodą dziewczynę, co to z piątym, studentkę, a zabezpieczyć się nie potrafiła, a przcież ciąże mają taki negatywny wpływ na zdrowie postarzają itp....
  • edytowano grudzień 2013
    Ja na pytania dotyczące planowanych dzieci zawsze odpowiadam że zadnego nie musieliśmy planować. Gratis dostaliśmy.
    Dobry tekst, kupuję!  :-bd
    Dobry, dobry, ale dla inteligentnych. :D
    Ten co pyta - nie załapie. :P
  • Nie mogę się powstrzymać jak już weszliśmy w temat....
    Wbrew pozorom, pomimo że te 30 lat wstecz rodziny były zwykle trochę liczniejsze, wcale kobiety nie unikały złośliwych uwag , kpin itp.
    Rok 1976. Aborcja na życzenie wykonywana masowo, są takie co mają dwie aborcje w jednym roku.
    Kobieta w 4 ciąży słyszy w pracy "to co ona głupia? nie wie co zrobić? Czwarte dziecko chce rodzić?"
    Młoda dziewczyna z  małego miasteczka, niezamężna studentka w ciąży. Każdy kogo spotyka doradza aborcję. Patrzą na nią jak na ufo że chce urodzić.
    Ta pierwsza urodziła mnie.
    Ta druga- mojego męża i brata bliźniaka. Tak się złożyło, że nigdy nie miała już więcej dzieci..... te są jedyne. Teraz cieszy się zżytą rodziną i niedługo szóstką wnuków....
  • oczywiście. Moja mama zawsze miała na to odpowiedź- "do ciebie na obiad moich dzieci nie wysyłam, sama ich wyżywię póki co". Sama jestem "nieplanowanym" dzieckiem- i co z tego?  Ani gorsza, ani mniej kochana przez rodziców. Rodzice mieszkali wtedy w małym mieszkaniu, ok 45 m2, dwa pokoiki, ja byłam czwarta. Budowali dom i za rok- dwa mieli się wprowadzić. To jasne że wtedy nie planowali dziecka, najwyżej po przeprowadzce. No i co z tego?
    Jak mój Bartuś miał coś ponad rok pojechaliśmy na wakacje. I tam spóźniła mi się @. Pomyślałam, że może ciąża, a byliśmy w lesie nad jeziorami, nie miałam gdzie kupić testu. No więc przyzwyczajałam się do myśli że pewnie będzie następny maluch, miałam zdawać wielki egzamin w pracy, zaczęliśmy budowę. Ale ani przez chwilę się nie zamartwiałam , myślałam tylko - jeśli jest, damy radę. Dostałam @ wracając do domu. Byłam odrobinę chyba zawiedziona.
    ;)
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.