Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

To już wojna na Ukrainie.

1235754

Komentarz

  • Nieco informacji wcześniejszych, między innymi ta o spalonym samochodzie, transponderze (auto, jakie na zdjęciu nam Greg pokazał) :

    Ta jest z wtorku:

    "Wieczorem siły ukraińskiego MSW przystąpiły do szturmu na Majdan Niepodległości w Kijowie, gdzie znajduje się miasteczko namiotowe przeciwników rządu. Na demonstrantów ruszył transporter opancerzony, jednak został on podpalony przez demonstrantów. "

    http://www.tvn24.pl/wiadomosci-ze-swiata,2/krwawy-wtorek-na-ukrainie-berkut-atakuje-zabici-setki-rannych,399794.html


    Tak wyglądają funkcjonariusze jest Berkutu:

    image

    image

    ***

    To są siły z MSW:

    image



    Ogłoszono rozejm na tę noc, to Klarcia poszła spać.

    Przebudzenie było z tych przykrych bardziej.
    Ok. godz 8 rano oddziały Berkutu i "tituszek" zaatakowały demonstrantów, do protestujących strzelali też snajperzy - jest 35 osób zabitych, zginęli od precyzyjnego strzału w głowę. Są też liczni ranni.
    Siły MSW podpaliły budynek Konserwatorium.
    To wszystko dzieje się podczas wizyty przedstawicieli MSZ z Polski, Niemiec i Francji.
    Albo Janukowicz ma gdzieś Europejskich przywódców i opinię zachodniego świata, albo stracił kontrolę nad swoimi pretorianami.



  • albo strzela kto inny...
  • Powiedzmy szczerze, że to już daleko posunięta bezczelność. Wywołać w jakimś kraju zamach stanu i jeszcze oficjalnie przyjechać, by doglądać, jak się rozwija.
  • Maciek, to co promuje USA oraz cała UE to idee zaszczepione przez Rosję. Rosję która  - jak pisała s.Faustyna - rozsiała swoje błędy po całym świecie w 1917.  Nie łudżmy się że Rosja nagle obroni nas przed zgniłym zachodem. 
  • >Tymczasem w Syrii zginęło w poniedziałek 
    Rozmawiałem przez telefon wczoraj z angielką, moją nauczycielką angielskiego, mieszkającą na południu Francji. Tak słyszała, że są jakieś zamieszki... To co dla nas ważne, niekoniecznie ważne dla wszystkich

    >Na Ukrainie, źle się dzieje
    Tak, kwadratura koła. Nie wiadomo do czego to doprowadzi. Wiadomo natomiast do czego doprowadzi dyktatura Janukowicza (bo po tym będzie to musiała być dyktatura).

    Ukraińcy są bez wątpienia podzieleni, wczoraj to widziałem na ukraińskim czacie, pod transmisja na żywo. 





  • Tak, Prayboy, sowietom udało się tak zepsuć Zachód, że teraz Rosja zaczyna wydawać się oazą normalności. Widziałeś ten filmik?


  • edytowano lutego 2014
    tak, ale prawdopodobnie jest to ustawka
    jedni i drudzy to zboki
    okładanie kobiet batem kojarzy mi się z gabinetem sado - maso i trąci  barbarzyństwem

  • Tutaj też?


  • edytowano lutego 2014
    nie wiem ale środki należy stosować adekwatnie do sytuacji, okładanie kobiety batem i psikanie gazem po oczach za to że sobie podskakuje  w kącie koło ogrodzenia to przesada. 

    a kozak z nahajką jednoznacznie mi się kojarzy
    image
  • A tutaj też znajdziesz jakąś analogię?

    image
  • Maciek, ekstremiści zasłaniają ci normalnych ludzi
  • "a Rosja to niby co promuje?"

    Autorytaryzm oparty na tradycji. Także na chrześcijaństwie.


    Na tradycji, póki owa jest zgodna z linią rządzących. Jeśli cerkiew stanie w obronie tak czy inaczej krzywdzonych przez władzę, znajdą się papiery i na cerkiew.
  • @Prayboy ... femen nie zasługuje na miano kobiet
  • sam napisales Maciek, nie leczmy dżumy cholerą
  • No własnie. Dlatego pomoc Ukrainie należy ograniczyć do Polaków tam mieszkających. To i tak dużo.
  • nie wiem, nauczono mnie że kobiet się nie bije, ta akcja z batem to jest   zboczone i tyle. 
  • edytowano lutego 2014
    widziałem to... w pierwszym poście pisałem że będzie druga Jugosławia, to się właśnie spełnia przypominam sobie co podczas drugiej  wojny robiono ze złapanym snajperem
  • cóż - wojna

    AMBROSE BIERCE

    CHICKAMAUGA





    W słoneczne popołudnie mały chłopczyk wymknął się z surowego domu na polanie i nie zauważony przez nikogo zapuścił się w las. Cieszył się swobodą, podniecała go radość wyprawy w nieznane. Odezwał się w nim bowiem duch przodków, którzy od tysiącleci dokonywali wiekopomnych odkryć i podbojów, a na miejscu swoich zwycięstw wznosili obozy - miasta z ciosanego kamienia. Przemierzyli od kolebki swego narodu dwa kontynenty i przez wielkie morze przedostali się na trzeci, przekazując z pokolenia na pokolenie tradycję walki i panowania.

    Sześcioletni chłopczyk był synem ubogiego farmera. Ojciec jego w młodości walczył z nagimi dzikusami i pod sztandarem swego kraju dotarł aż do stolicy cywilizowanego ludu na dalekim południu. Nawet w wiejskiej ciszy nie zamarł w nim duch żołnierski. Ojciec kochał się w batalistycznych, ilustrowanych książkach, a synek był na tyle pojętny, że wystrugał sobie pałasz. Z orężem w dłoni, jak przystało na syna walecznego narodu, nacierał w lesie na nieprzyjaciela, fechtował się zażarcie, przybierając szermiercze pozy podpatrzone na ilustracjach. Wróg cofał się w popłochu i rozzuchwalony napastnik popełnił częsty na wojnie błąd - w pogoni za nieprzyjacielem zapędził się za daleko. Szeroki i bystry strumień zastąpił mu drogę, gdy tymczasem wróg z niepojętą łatwością umknął na drugi brzeg. Ale nieustraszony zwycięzca nie dał się zbić z tropu; duch rasy, która przemierzyła ocean, żył niewątpliwie w jego maleńkiej piersi. Skacząc po głazach przedostał się przez strumień, spadł na ariergardę nieprzyjaciela i wyciął ją w pień.

    Gdy już wygrał bitwę, roztropność wymagała, aby zawrócić do głównego obozu. Niestety, jak większość sławnych zdobywców i jak najsławniejszy z nich, nie potrafił "okiełznać wojennej żądzy ani pojąć, że nie wolno kusić losu ponad miarę."

    Oddalał się od strumienia i raptem natknął się oko w oko na nowego i potężniejszego wroga - strzygąc uszami na ścieżce zuchwale stał słupka królik! Chłopczyk krzyknął z przerażenia i na oślep rzucił się do ucieczki. Płakał wzywając nieartykułowanymi dźwiękami matkę, kaleczyły go ciernie i głogi. Serce trzepotało mu ze strachu, zadyszany i oślepiony łzami zabłąkał się w lesie. Błądził jeszcze ponad godzinę wśród zarośli i krzaków, wreszcie pokonany znużeniem położył się między dwoma głazami niedaleko strumienia, przytulił do siebie drewnianą szabelkę i pochlipując zasnął. Śpiewały nad nim wesoło ptaki leśnej skrzeczały wiewiórki harcujące po drzewach, gdzieś w oddali zadudnił dziwny grzmot. A na małej farmie biali i czarni ludzie w popłochu przeszukiwali zagrody i pola, matka rozpaczała za zaginionym dzieckiem.

    Upłynęło wiele godzin, zanim obudził go chłód. Malec bał się nocy, ale wypoczął sobie, więc już nie płakał. Zaczął przedzierać się przez zarośla i wydostał się wreszcie z gęstwiny. Ujrzał strumień i łagodny stok pagórka z rzadka porośnięty drzewami - wszystko zasnuwał już zmierzch. Z wody wstawały przezroczyste i upiorne opary, które odstraszyły malca - zamiast przedostać się przez strumień, zawrócił w stronę ciemnego boru. Raptem spostrzegł dziwnie poruszający się kształt. Wydało mu się, że to jakiś wielki zwierz - pies, świnia - nie umiał go nazwać, a może i niedźwiedź. Niedźwiedzia widział na obrazku, nie wiedział o nim nic złego i pragnął go kiedyś spotkać. Przyglądał mu się z ciekawością, ale nieporadne ruchy tego dziwnego zwierza powiedziały mu, że to nie jest niedźwiedź, i ogarnął go lęk. Stał z zapartym tchem, gdy tamten zbliżał się pomaleńku. Widząc, że nie ma długich groźnych uszu królika, malec zaczął nabierać odwagi, wyczuwał coś znajomego w kulawym, niezgrabnym chodzie. Zanim rozpoznał go ostatecznie, zauważył, że za tym pierwszym wloką się inni, że pełno ich wszędzie, że cały stok roi się od nich, a wszyscy pełzną do strumienia.

    Byli to ludzie. Posuwali się na czworakach, pełzli na rękach, wlokąc za sobą bezwładne nogi, szli na kolanach; usiłując wstać padali jak dłudzy na ziemię. Pojedynczo, parami, w małych grupach uparcie ciągnęli ku wodzie, padając, podnosząc się, zostając w tyle. Szły ich całe tuziny, całe setki, a coraz to nowe szeregi wynurzały się z czarnego boru. Zupełnie jak by sama ziemia ruszała się i pełzła do strumienia. Czasem któryś odpadł i leżał bez ruchu. Był martwy. Niektórzy robili dziwne gesty, wznosili i opuszczali ręce, chwytali się za głowę, składali dłonie jak przed ołtarzem.

    Malec nie wszystko z tego zauważył; na to trzeba byłoby starszego obserwatora; widział tylko, że są to mężczyźni, a jednak raczkują jak niemowlęta, i nie bał się ich wcale, choć byli jakoś obco poubierani. Swobodnie poruszał się wśród nich, zaglądał im w twarze z dziecięcą ciekawością. Mieli blade i pstrokate oblicza, czerwone strużki i plamy na policzkach. Przypominali mu klowna, którego latem widział w cyrku, i patrząc na nich, śmiał się. A oni pełzli i pełzli, okaleczeni, skrwawieni, nie bacząc na jego śmiech. Dla malca było to wesołe widowisko. Czarni niewolnicy ojca dla zabawy chodzili nieraz na czworakach, a malec ujeżdżał ich "na niby" jak konie. Podbiegł z tyłu do jednego z pełzających i zwinnie wskoczył mu na plecy. Tamten zarył nosem w ziemię, wierzgnął nie gorzej niż narowisty źrebak i malec wyleciał z siodła. Tamten obejrzał się za siebie ukazując twarz pozbawioną dolnej szczęki - krwawą jamę, okoloną strzępkami skóry i kawałeczkami kości. Nienaturalnie sterczący nos, brak policzków i zaciekłe oczy nadawały mu wygląd wielkiego drapieżnego ptaka zbroczonego na piersi krwią swojej ofiary. Malec podniósł się z ziemi, ranny potrząsnął mu pięścią przed nosem. Chłopiec przestraszył się, uciekł za drzewo i zaczął poważniej patrzeć na to, co się dzieje. I tak niezdarna rzesza wlokła się powoli i boleściwie w ohydnej pantomimie - wędrowała zboczem pagórka jak chmara wielkich czarnych chrząszczy - bezszelestnie, w głębokiej absolutnej ciszy.

    Niesamowity krajobraz zaczął się rozjaśniać. Przez pasmo lasu za strumieniem przenikało dziwne, krwawe światło, konary drzew odcinały się na purpurowym tle jak czarna koronka. Łuna oświetliła cały pochód. Po połyskliwej trawie wlokły się za pełznącymi monstrualne cienie, przedrzeźniające każdy ich ruch. W czerwonym świetle wystąpiły tym wyraźniej krwawe rany, wybladłe twarze powlokły się rdzą, sprzączki i guziki mundurów rzucały krwiste błyski. Coraz wspanialsza łuna pociągnęła malca, pomaszerował zboczem wraz ze swą straszną kompanią. Wkrótce wyprzedził wszystkich. Z drewnianym pałaszem w dłoni wysunął się na czoło i uroczyście prowadził defiladę, dostosowując krok do swoich żołnierzy, bacząc, czy nie łamią szeregów. Zaiste, nie widziano jeszcze takiej armii z takim wodzem na czele.

    Straszliwy pochód powoli zbliżał się do strumienia pochyłym zboczem, na którym poniewierał się porzucony rynsztunek - zrolowane koce, ciężkie tornistry, zniszczone karabiny, słowem to, co zostawia za sobą cofająca się armia. Ale mały wódz nie kojarzył sobie tego z niczym. Dolinka, którą płynął strumień, była stratowana przez ludzi i konie, płaskie brzegi zamieniły się w grząskie błoto. Bardziej doświadczony obserwator zauważyłby, że ślady idą w obu kierunkach; ktoś przeszedł tędy dwukrotnie - w ataku i w odwrocie. Kilka godzin temu tysiące żołnierzy przemierzyły las, a wśród nich i ci straceńcy. Kiedy malec spał, szła tędy tyraliera za tyralierą, batalion za batalionem - omal go nie stratowali we śnie. Nie obudził go huk i gwar. Niemal o rzut kamieniem od miejsca, w którym zasnął, żołnierze stoczyli bitwę, a on spał nie słysząc ani palby karabinów, ani łoskotu armat, ani gromkich rozkazów i wrzawy. Przespał całą bitwę, z drewnianym pałaszem kurczowo zaciśniętym w ręce, jakby przez nieświadomą solidarność z walczącymi, ale tak niewrażliwy na wspaniały bój, jak ci, co padli na polu chwały.

    Nad słupem ognia za lasem unosiła się chmura dymu, blask pożaru odbijał się od niej i nasycił swoim kolorytem cały krajobraz. Nadwodne mgły mieniły się złociście, strumień połyskiwał szkarłatem, z wody wystawały czerwone głazy. Ale to była krew na kamieniach, splamili je ranni przedostając się po nich przez strumień. Chłopiec spieszył do pożaru, przeskoczył zwinnie po głazach i na drugim brzegu obejrzał się za swoją armią. Nadciągała właśnie nad strumień. Silniejsi rozłożyli się już plackiem na brzegu zanurzając twarze w potoku. Kilku leżących nad wodą wyglądało tak, jak by mieli same karki bez głów. Malec wytrzeszczył oczy ze zdumienia, nawet jego chłonna wyobraźnia nie potrafiła się pogodzić z przejawem podobnej żywotności. Byli to ci, którym po zaspokojeniu pragnienia nie starczyło sił, aby dźwignąć się znad wody, głowy powpadały im do strumienia, potopili się. Wódz objął wzrokiem całą swą kaleką armię, która jeszcze ściągała nad brzeg - bardzo wielu zostało po drodze. Dla zachęty pomachał im czapką i z uśmiechem wskazał wyciągniętym pałaszem łunę przewodnią - słup ognisty, ku któremu ich wiódł.

    Ufając wierności swoich żołnierzy minął oświetlony pożarem zagajnik, przedostał się przez ogrodzenie na pola i pobiegł podskakując, przekomarzając się z własnym cieniem, dopóki nie znalazł się w pobliżu gorejącego rumowiska. Pustka dokoła. Na całym polu nie widać było żywej duszy, ale chłopiec nie dbał o to wcale. Bawił go pożar. Naśladując igrające płomienie malec tańczył radośnie, chciał dorzucić do ognia wszystko, co tylko znalazł, ale żar trzymał go z daleka i nie udawało mu się trafić do celu. W rozpaczy cisnął w ogień swój pałasz - skapitulował przed potęgą żywiołu. Zakończył tym swą karierę wojskową.

    Kiedy zmieniał pozycję, uderzył go dziwnie znajomy wygląd stojących na uboczu zabudowań, jak gdyby kiedyś już mu się śniły. Przypatrywał się im w zdumieniu i raptem cała plantacja z otaczającym ją lasem okręciła się jak na śrubie. Jego mały świat wykonał pół obrotu; bieguny kompasu zmieniły się... W gorejącym budynku poznał swój dom!

    Chwilę stał zupełnie oszołomiony, a potem zaczął biec potykając się dokoła pogorzeliska. W blasku pożogi natknął się na kobiece zwłoki. Zabita leżała z rozrzuconymi rękami, w garściach zaciskając trawę. Miała potargany strój, bladą twarz, czarne kędziory zlepione krwią. Większa część czoła była zerwana, a z otworu wylewał się mózg, szarą spienioną masą pokrytą rojem szkarłatnych bąbelków - dzieło odłamka pocisku.

    Malec zaczął opętańczo wymachiwać rękami. Bełkotał coś niesamowitym głosem, który przypominał zarazem pisk małpy i bulgotanie indora - przeraźliwą, bezduszną, iście diabelską mowę. Chłopczyk był głuchoniemy.

    A potem stał bez ruchu, z drżącymi wargami, patrząc na szczątki u swoich stóp.



    Tłumaczył JERZY KRZYSZTOŃ
  • edytowano lutego 2014
    Nie wiem czy wiesz, że po sprofanowaniu przez FEMEN katedry Notre Dame paryska prokuratura postawiła zarzuty... ochronie, która wyprowadziła feministki. Feministki maja tam immunitet. Natomiast dla Pussy Riot podobne występy w cerkwi w Moskwie skończyły się kolonią karną.
  • edytowano lutego 2014
    wiem, oczywiści że wiem.

    przy okazji trochę historii o stosunkach pol-ukr. jeszcze sprzed wojny. Przepraszam ale tabelki się rozwalą w tekście. Nie da się zalinkować bo mam to w formie tekstowej na kompie. 

    końcówka ci się spodoba (wygrubiam)

    Lucyna Kulińska

    DZIAŁALNOŚĆ TERRORYSTYCZNA UKRAIŃSKICH ORGANIZACJI NACJONALISTYCZNYCH W POLSCE W OKRESIE MIĘDZYWOJENNYM



    Działalność terrorystyczną w II Rzeczypospolitej prowadziły przede wszystkim dwie nielegalne organizacje ukraińskie: Ukraińska Wojskowa Organizacja i Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów. Nie były to jedyne ugrupowania realizujące dywersję i sabotaż na polskim terytorium w latach 1918-1939. Robiły to również organizacje o proweniencji komunistycznej (w tym także ukraińskie), szczególnie w latach dwudziestych.

    Źródeł nacjonalistycznego ukraińskiego ruchu terrorystycznego szukać należy w wydarzeniach przełomowego okresu wielkiej wojny: walkach polsko-ukraińskich i polsko-bolszewickich w latach 1919-1920. Mimo mylących sformułowań zawartych w pismach pro-banderowskich, istotą powołania i działalności tych organizacji były wystąpienia antypolskie. Polem ich działań była przede wszystkim Małopolska Wschodnia, finansowo i logistycznie wspomagali ich wrodzy Polsce sąsiedzi: Niemcy, Litwini, Rosjanie, a w pewnych okresach także Czesi.

    Jakkolwiek ruch skrajnie nacjonalistyczny był wśród mniejszości ukraińskiej początkowo jednym z wielu prądów politycznych, z biegiem lat stał się wiodący. Prostymi, radykalnymi ideami opanował bowiem umysły ukraińskiej młodzieży, a nawet dzieci. Młodzi nie chcieli czekać i wypracowywać wolności w toku żmudnej "pracy organicznej", jak część starszego pokolenia Ukraińców. Efektów pragnęli natychmiast.

    Liczebność UWO i OUN jest trudna do ustalenia. Jeśli chodzi o UWO, była to organizacja kadrowa i tym samym liczba jej członków nie przekraczała nigdy kilkuset osób. W przypadku OUN szacunkowe dane na rok 1935 mówiły o 4,5-5 tys. osób. W przededniu wojny miało ich być, według źródeł ukraińskich, nawet 20 tys. Liczba ta wydaje się znacznie zawyżona, ponieważ członek OUN musiał być zaprzysiężony w bardzo złożonej procedurze. Czym innym była jednak liczba działaczy-aktywistów, a czym innym - współpracujących z nimi sympatyków; a OUN miała bardzo duże poparcie, liczone w dziesiątkach tysięcy osób.

    We Lwowie 25 września 1921 r. UWO dokonała zamachu na Naczelnika Państwa, Józefa Piłsudskiego *[Niektórzy autorzy podają mylną datę 25 XI 1921 r.]. Wykonawcą był Stefan Jarosław Fedak *[Stefan Fedak, syn znanego lwowskiego adwokata i dyrektora Towarzystwa Ubezpieczeń "Dnister" we Lwowie. Były członek UHA i chorąży Armii UNR, szwagier Konowalca (przez siostrę Olhę) i Melnyka (przez siostrę Sofię).]. Komendant przybył do miasta zawsze wiernego Rzeczypospolitej, aby udekorować je Krzyżem Virtuti Militari i uczestniczyć w otwarciu Targów Wschodnich. Zamach zakończył się niepowodzeniem, choć w jego wyniku został ranny towarzyszący Piłsudskiemu wojewoda lwowski, Kazimierz Grabowski.

    Przygnębiający był fakt, że do napaści doszło wkrótce po wystąpieniu Ignacego Paderewskiego, premiera i ministra spraw zagranicznych RP, dotyczącym polityki wobec mniejszości i poszanowania jej praw sejmowych: "[...] Bo nie masz człowieka, który by goręcej niż ja pragnął spokoju, pomyślności i szczęścia dla tej polskiej ziemi i dla wszystkich jej bez wyjątku dzieci. Tym tylko stale kierowany uczuciem, śmiem tutaj [...] wypowiedzieć pragnienie, ażeby w tej Czerwonej Rusi, którą dziś jeszcze Wschodnią Galicją nazywają, a której administracja nam została powierzona, abyśmy tam wprowadzili amnestię dla tych wszystkich, którzy w godziwy sposób przeciwko mam walczyli. Powinniśmy wymazać z pamięci wszystkie urazy i krzywdy, powinniśmy zapomnieć o przeżytych bólach i doznanych cierpieniach, powinniśmy zapomnieć, bośmy Polacy i chrześcijanie" - mówił premier.

    Większość Ukraińców posłuchała tego wezwania, jednak wielu z nich zginęło z rąk skrytobójców z UWO. Zabijano lub zastraszano "chruniów" - czyli wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób, choćby przez przyjmowanie stanowisk samorządowych, współpracowali z władzami. W ten scenariusz wpisało się zabójstwo prof. Sydora (Teodora) Twerdochliba, który pochodził z patriotycznej rodziny ukraińskiej. Był nauczycielem gimnazjalnym, utalentowanym pisarzem i tłumaczem języka polskiego, jednym z najwybitniejszych literatów ukraińskich. Zamachu terrorystycznego na jego życie dokonano 15 października 1922 r. na stacji kolejowej Sapieżanka, k. Kamionki Strumiłowej. Twórca ukraińskiego bloku wyborczego tzw. Chliborobów ośmielił się zaprotestować przeciw działalności nacjonalistycznych bojówek i kandydować do Sejmu. Zginął z rąk UWO za krzewienie idei zgodnego współżycia Polaków i Ukraińców. Z punktu widzenia zasad ukraińskiej organizacji terrorystycznej Twerdochlib był zdrajcą, którego należało zabić także dla zastraszenia innych. Zbrodnia ta wywarła ogromne wrażenie na młodych, żądnych czynu "bojowcach", stając się dla nich swoistym drogowskazem.

    Śledztwo po zabójstwie Twerdochliba umożliwiło odkrycie wielu tajemnic organizacji, co sparaliżowało na pewien czas jej działalność. Jednak przywódca UWO, Jewhen Konowalec, nie zrezygnował z działań terrorystycznych, zastępując jedynie ataki indywidualne masowymi. Okazję do rozpętania terroru stworzyły rozpisane na 5 listopada 1922 r. wybory do Sejmu i Senatu oraz wydany w związku z tym przez ukraińskiego "dyktatora" Jewhena Petruszewicza rozkaz ich zbojkotowania przez ludność ukraińską, na znak protestu przeciw "okupacji Galicji Wschodniej". Ukraińska Wojskowa Organizacja podjęła się roli wykonawcy tej proklamacji przez uniemożliwienie przeprowadzenia wyborów - co miało być wyrazem sprzeciwu wobec przynależności tego terytorium do państwa polskiego. W ten sposób chciano zwrócić uwagę zagranicy na konfl ikt, pokazując zarazem, że społeczeństwo ukraińskie nie akceptuje państwowości polskiej; a także sterroryzować tych Ukraińców (Rusinów), którzy godzili się na wzięcie udziału w wyborach do polskich ciał ustawodawczych. Akcja nazwana została w kronikach UWO "pierwszym częściowym wystąpieniem UWO".

    Pierwsze wystąpienie UWO

    Akcję tę realizowała w Galicji Wschodniej głównie nacjonalistyczna inteligencja ukraińska - księża greckokatoliccy, nauczyciele, przedstawiciele wolnych zawodów, studenci. Terroryści z UWO posługiwali się również wspomagającymi ich legalnymi ukraińskimi instytucjami - kulturalno-oświatowymi, pomocowymi i sportowymi - w których kierownicze stanowiska powierzano byłym oficerom Ukraińskiej Halickiej Armii, ludziom obeznanym z walką zbrojną i środkami technicznymi. Późniejsze śledztwa władz wykazały niezbicie, że w ukraińskich szkołach wciągano do pracy sabotażowej i wywiadowczej nawet dwunasto-czternastoletnich chłopców, rozbudzając w nich równocześnie nienawiść do Polaków. Sprawnie wykorzystywano propagandę i agitację wewnętrzną i zewnętrzną. Do pracy zaprzęgnięto wiele osób mających cokolwiek wspólnego z dziennikarstwem. Powołano również specjalne punkty propagandowo-agitacyjne i traktowano je na równi z referatami bojowymi. Masowo rozrzucano odezwy, szerzono hasła na wiecach. Wykorzystywano też ambony kościołów greckokatolickich i szkoły. Rozpowszechniano nieprawdziwe pogłoski i wzniecano fałszywe alarmy. Była to zresztą jedna z najskuteczniejszych metod akcji dywersyjnej. Stale szerzono plotki o wkraczaniu wojsk sowieckich z sowieckiej Ukrainy, brygady ukraińskiej z Czechosłowacji i mającym niebawem nastąpić antypolskim powstaniu. Wywoływało to panikę wśród polskiej społeczności, a nawet w kręgu władz, osłabiając skuteczność ich działań.

    Tych, którzy nie poddawali się antypolskiej propagandzie - zastraszano, ośmieszano, szkalowano, bojkotowano towarzysko, piętnowano publicznie w prasie, na wiecach, zjazdach, zebraniach. Do ludzi, którzy nie chcieli słuchać nacjonalistycznych organizacji (zarówno Polaków, jak i Ukraińców), wysyłano listy z pogróżkami i wyrokami śmierci, wreszcie dokonywano na nich napadów, mordując ich, nierzadko w okrutny sposób. Akcje bojówek cechowała wyjątkowa brutalność i bezwzględność.

    Podpalanie domów, dobytku, stert zboża (bez względu na panującą w kraju drożyznę), zamachy na pociągi osobowe przepełnione bezbronną ludnością cywilną (składającą się zresztą w 75 proc. z Ukraińców), świadczyły o niewłaściwym, wręcz zwyrodniałym pojmowaniu walki o niepodległość. Znamienne, że bojówki przeprowadziły znikomą liczbę zamachów na polskie wojsko i obiekty wojskowe. Oddziały dywersyjne nigdy też nie stanęły do walki twarzą w twarz. Zatrzymani bojówkarze wypierali się przynależności do organizacji i nie brali odpowiedzialności za swoje czyny. Aby wprowadzić w błąd śledczych, używali tajnych haseł, zmienianych po każdej dekonspiracji. Jak ustalono w dochodzeniach, przed akcjami terrorystycznymi członkowie bojówek przebierali się często w polskie mundury wojskowe. Przemycane z zagranicy materiały wybuchowe ukrywane były między książkami, których rozwożeniem wewnątrz kraju zajmowali się najczęściej chłopi, udający się wozami lub pociągami na targi. Ukrywali je w koszach, beczkach, plecakach z żywnością. Kolportaż nielegalnych druków, ulotek antypolskich itp. odbywał się najczęściej za pomocą przesyłek listowych, w kopertach opatrywanych pieczęciami greckokatolickich urzędów parafialnych, co przez dłuższy czas nie wzbudzało podejrzeń władz porządkowych.

    Wykonawcy zamachów posługiwali się wszystkimi dostępnymi środkami: od prymitywnych podpaleń za pomocą zapałek do preparatów chemicznych; od noża i pałki do najnowszych typów broni palnej przemycanej z zagranicy lub kupowanej w kraju. Dużo broni palnej, rewolwerów i karabinów ludność posiadała jeszcze z czasów wojny. Nowoczesne materiały wybuchowe pochodziły z zagranicznych, głównie niemieckich fabryk. W wielu wypadkach bandy uzbrajane były na obcych terytoriach i przekraczały granicę gotowe do dywersji. W ocenie polskich wojskowych zamachy nie były jednak przeprowadzane profesjonalnie. Wrzucanie z bliskiej odległości granatów ręcznych do budynków narażało na obrażenia własnych ludzi. Używanie lontów sznurowych domowego wyrobu, podkładanie nieuzbrojonych ładunków dynamitu i ekrazytu pod przejeżdżające pociągi, podpalanie stogów za pomocą zapałek, zakładanie wydajnych ładunków wybuchowych (jak lignosyt) bez należytego uszczelnienia - świadczyło o pewnej nieudolności i słabym wyszkoleniu.

    Przy użyciu lignosytu udało się terrorystom wysadzić jeden obiekt publiczny w Sądowej Wiszni (28 czerwca 1922 r.). Do niszczenia linii telefonicznych i telegraficznych używano pił ręcznych, zaś do przecinania drutów - specjalnych nożyc. Maszyny (głównie parowozy) uszkadzano specjalnym proszkiem, którym dysponowali terroryści - był to materiał ścierny o wysokiej twardości, tzw. karborundum (współcześnie: karborund). Dosypany do oleju smarującego powodował uszkodzenie silników, pomp wtryskowych, napędów, a nawet wybuchy kotłów parowych. Śledztwa wykazały też, że bojówki dysponowały preparatami chemicznymi, którymi planowano zabijać (truć) polskich urzędników administracyjnych i policyjnych. Były to m.in. cukierki nasycone cyjankiem potasu. Władzom nie udało się ustalić, czy i w stosunku do kogo próbowano ich używać.

    Kolejnym środkiem znajdującym się w posiadaniu terrorystów były substancje bakteriologiczne, głównie bakterie nosacizny, przechowywane w probówkach. Nosacizną planowano zarażać wojskowe konie. Według danych polskiego wywiadu, nie doszło do zastosowania tego środka. Ślady podobnych projektów pozostały jednak w raportach *[Odnaleziono dane na ten temat w raportach przesyłanych do Czechosłowacji.].

    Najbardziej rozpowszechnionym sposobem prowadzenia dywersji były jednak podpalenia. Do podpaleń zabudowań mieszkalnych, budynków gospodarskich, stert zboża, siana i słomy używano najczęściej prymitywnych środków zapalnych, takich jak: ropa naftowa i benzyna, rakiety z lontem czy knoty ze sznura nasycone benzyną i połączone z ładunkiem zrobionym z prochu. Były to środki łatwo dostępne - tym można tłumaczyć wyjątkowo dużą liczbę podpaleń. Do podpalania stodół czy gumien terroryści z UWO używali niekiedy innego, wyjątkowo niebezpiecznego środka chemicznego. Analizy wojskowych specjalistów dowiodły, że był to nowoczesny niemiecki środek bojowy, tzw. czasowy zapalnik z kwasem siarkowym. Przy jego umiejętnym zastosowaniu wzniecone pożary okazywały się nie do opanowania, a szkody ogromne.

    Łączność między ukraińskimi organizacjami nacjonalistycznymi wewnątrz kraju utrzymywano za pośrednictwem kurierów. Posługiwano się przy tym hasłami aktualnymi tylko przez miesiąc. W organizacjach bojowych porozumiewano się wyłącznie za pomocą rozkazów ustnych z wykorzystaniem umówionych znaków i pseudonimów. Odezwy, pogróżki i "wyroki śmierci" przesyłano zwykłą pocztą krajową. W ten sposób kolportowano też listy z nielegalną "bibułą".

    Władze wojskowe opracowały fragmentaryczne zestawienie dotyczące 301 wypadków, w okresie od stycznia 1922 do marca 1923 r.:

    1) spalonych folwarków i dworów - 94

    2) nieudanych podpaleń folwarków i dworów - 9

    3) spalonych zagród kolonistów - 54

    4) nieudanych podpaleń zagród kolonistów - 1

    5) zabitych żołnierzy, żandarmów i innych - 22

    6) zabitych własnych ludzi - 13

    7) nieudanych zamachów na życie - 11

    8) aktów sabotażu (zerwanie telefonów, wysadzenie mostów, zniszczenie państwowych budynków) - 60

    9) nieudanych aktów sabotażu - 8

    10) ograbionych dworów - 11

    11) potyczek z oddziałami - 18

    RAZEM: 301



    Dane policyjne za rok 1922 notują 203 akty terroru i dywersji:

    1) zamachów na osoby urzędowe - 7 (zabitych 5 osób)

    2) zamachów na osoby prywatne (Ukraińców) - 5 (zabitych 9 osób)

    3) podpaleń i rabunków - 129 (nieudanych 2)

    4) aktów sabotażu na obiekty państwowe - 27 (nieudanych 2)

    5) przecięć drutów telef. i telegraf. - 35

    RAZEM: 203



    Liczbowe zestawienie aktów terrorystycznych z uwzględnieniem chronologii według powyższego źródła

    Miesiąc

    Zamachy, napady

    Zniszczenie łączności

    Podpalenia

    Zarażenia

    Zatrucia

    Styczeń 1922

    1

    -

    -

    -

    -

    Luty

    -

    -

    1

    -

    -

    Marzec

    2

    -

    4

    -

    -

    Kwiecień

    2

    3

    -

    -

    -

    Maj

    5

    4

    4

    -

    -



    Miesiąc

    Zamachy, napady

    Zniszczenie łączności

    Podpalenia

    Zarażenia

    Zatrucia

    Czerwiec

    4

    -

    2

    -

    -

    Lipiec

    4

    5

    3

    -

    -

    Sierpień

    10

    2

    26

    1

    -

    Wrzesień

    22

    14

    80

    -

    -

    Październik

    31

    6

    19

    -

    -

    Listopad

    21

    -

    9

    -

    -

    Grudzień

    5

    1

    2

    -

    -

    Styczeń 1923

    5

    -

    1

    -

    -



    Dane dotyczące zamachów terrorystyczno-sabotażowych z okresu pierwszego wystąpienia UWO różnią się między sobą. Władysław Pobóg-Malinowski (według interpelacji w Sejmie posła Fedorowicza z 26 września 1922 r.), a za nim Sergiusz Mikulicz podają, że tylko w ciągu pierwszych siedmiu tygodni 1922 r. zarejestrowano 470 podpaleń. Z kolei autor anonimowej publikacji drukowanej w języku ukraińskim w USA Przegląd bojowej działalności na ukraińskich ziemiach, zajętych przez Polskę za 1922 rok pisze o 600 aktach terrorystycznych w Małopolsce Wschodniej. Mirosława Papierzyńska-Turek podaje liczbę 286 incydentów w roku 1922, zaś przytoczona przez Romana Wysockiego statystyka pochodząca z broszury wydanej w 1923 r. na kontynencie amerykańskim wylicza, że w roku 1922 UWO odpowiadała za 155 podpaleń, 22 zabójstwa policjantów i żołnierzy, 13 zabójstw Ukraińców współpracujących z Polakami, 11 nieudanych zamachów na życie, 68 aktów sabotażowych (udanych i nieudanych) oraz 11 napadów na dwory. Ponadto Wysocki przywołuje źródła ukraińskie, które mówią o ok. 2300 takich wypadkach w 1922 r.

    W jednej z przesłanych mi relacji znalazła się informacja o próbie masowego mordu ludności polskiej przez nacjonalistów ukraińskich na Wołyniu. Miało do niej dojść w Wielkanoc 1922 r. Plany zakładały wysadzenie w powietrze kościoła rzymskokatolickiego wraz ze zgromadzonymi na Mszy rezurekcyjnej wiernymi. Na szczęście zamiar udaremniono w przeddzień planowanej zbrodni. Nastąpiły aresztowania i proces w Sądzie Okręgowym w Łucku.

    Pierwsze masowe wystąpienie UWO uświadomiło władzom, z jak poważnym problemem mają do czynienia. Zarówno zdecydowana przewaga ludności ukraińskiej w wielu powiatach, jak i brak międzynarodowego uregulowania przynależności wschodnich terytoriów do Rzeczypospolitej były czynnikami sprzyjającymi irredencie. Poprzez "zbałkanizowanie" sytuacji w Galicji Wschodniej nacjonaliści ukraińscy chcieli zmusić mocarstwa zachodnie do rozstrzygnięcia po ich myśli kwestii przynależności prowincji. Wysiłek, by poróżnić oba narody, był naprawdę olbrzymi. Ten posiew nienawiści utrzymywał się w latach następnych. Odpowiedzialność za narastającą wrogość spada zarówno na szowinistów ukraińskich, jak i na ukraińską inteligencję - adwokatów, nauczycieli, księży - która w jednym przynajmniej powinna się orientować - w ówczesnym geopolitycznym położeniu Galicji Wschodniej i Wołynia. Wszyscy oni swymi wystąpieniami i działaniami poprowadzili ukraińską ludność chłopską na nieprzewidywalne drogi rewanżyzmu.

    Obraz przedstawianego problemu nie będzie pełny, jeśli pominiemy w tych wydarzeniach udział czynników zewnętrznych. Bez pomocy Niemiec, Czechosłowacji, Litwy i Rosji sowieckiej akcje antypolskie nigdy nie nabrałyby takiego rozmachu. Pomoc Czechosłowacji przejawiała się w utrzymywaniu na swoim terytorium obozów ukraińskich. Niemcy i Rosjanie wykorzystywali ukraiński ruch dywersyjny przede wszystkim do celów wywiadowczych. Wizyta szefa "Razwiedupr" w Charkowie i stwierdzone przypadki szpiegostwa na rzecz Czechosłowacji członków ukraińskiej organizacji "Płastun", świadczą o tym niezbicie.

    W trakcie dochodzeń wykazano znaczną pomoc finansową ukraińskich organizacji w USA w prowadzeniu dywersji i terroru. Pieniądze przesyłano legalnie, na adresy osób prywatnych. Już w roku 1921 polskie służby bezpieczeństwa wiedziały, że sumy te przeznaczano na potrzeby organizacji bojowych.

    Także bolszewickie instytucje wywiadowcze wspomagały akcję dywersyjną w Galicji Wschodniej (m.in. finansując działania sowieckich organizacji "Zakordot" i "Razwiedupr").

    Z całą pewnością wsparcia finansowego udzielał też wywiad czechosłowacki. W każdym razie fakt wykorzystania na początku lat dwudziestych dla celów wywiadowczych ukraińskich organizacji, w tym skautowskich, został udowodniony.

    Zainteresowanie wywiadu niemieckiego kwestią rozstrzygnięcia losów Galicji Wschodniej przekładało się także na znaczącą pomoc finansową, jakkolwiek w roku 1923 władzom polskim brakowało jeszcze na to dowodów (wykazały to dopiero przechwycone w latach trzydziestych dokumenty ukraińskie i niemieckie). Jednak już wówczas badający sprawę wojskowi przewidywali, że finansowanie przez sąsiadów antypolskiego wywiadu i sabotażu w latach następnych na pewno nie ustanie, przeciwnie - wzrośnie.

    Przeglądając dokumenty dotyczące pierwszego wystąpienia UWO, można zapytać: dlaczego przygotowana niemal perfekcyjnie pod względem organizacyjnym i wspomagana przez wrogów Polski akcja nie przyniosła spodziewanych rezultatów? Z perspektywy czasu wydaje się, że Ukraińcy za późno włączyli do działań mieszkańców wsi, a akcje terrorystyczne realizowano w zasadzie siłami ukraińskiej inteligencji. To niedopatrzenie zostało zauważone, przeanalizowane i w późniejszych planach UWO i OUN wyeliminowane. Na wieś ruszyły zastępy nacjonalistycznych agitatorów, którzy przez następne lata przekonywali chłopów ukraińskich, że źle i nieszczęśliwie żyje im się w państwie polskim. Dlatego terror nacjonalistów ukraińskich w czasie II wojny światowej był tak wszechogarniający - okrutne metody walki zostały na skalę masową zaszczepione podatnym na demagogię mieszkańcom wsi.

    Do najskuteczniejszych form akcji dywersyjnej można zaliczyć palenie folwarków, terror i zabójstwa kandydatów na wysokie stanowiska państwowe. Zastraszanie posłów w przededniu listopadowych wyborów do Sejmu i Senatu w 1922 r. okazało się także przynoszącym efekty sposobem perswazji wobec ludności. W Galicji Wschodniej sterroryzowana społeczność ukraińska wybrała zaledwie pięciu posłów-Ukraińców, których zresztą władze musiały stale chronić. Terror ukraiński w znacznym stopniu osłabił też polską akcję kolonizacyjną. O skrajnym zastraszaniu ludności świadczył fakt, że większość ukraińskich rekrutów, jakkolwiek zdecydowanych iść do wojska, nie stawiało się do poboru dobrowolnie, lecz czekało w domu na przymusowe wcielenie. Tłumaczyli się strachem przed represjami ukraińskich terrorystów. Nie ulega wątpliwości, że akcja dywersyjno-terrorystyczna wpłynęła na wzrost uświadomienia narodowego ogółu społeczeństwa ukraińskiego i wzrost jego politycznego zaangażowania. Dotyczyło to także ukraińskich poborowych. Otrzymywali oni od organizacji nacjonalistycznych specjalne instrukcje (w tym wywiadowcze), ale posuwali się też do dezercji, sabotażu i symulowania chorób.

    A zatem, w pierwszym okresie zmagań z terroryzmem ukraińskim, mimo zlikwidowania organizacji bojowych w Galicji, irredenta, inspirowana z zewnątrz, trwała nadal w konspiracji. Ukraińska Wojskowa Organizacja, a raczej jej krajowe Naczelne Kolegium - było rozbite, jednak istniała Ukraińska Krajowa Rada Studencka skupiająca młodzież przygotowującą się do kolejnych wystąpień. Już wówczas wojskowi ostrzegali, że brak nadzoru nad organizacjami podziemnymi, brak spójnego planu przeciw akcji, rozbieżność poczynań różnych ministerstw i rządów, mogą stać się w przyszłości przyczyną bolesnych doświadczeń dla państwa polskiego.

    Niestety, przewidywania sztabowców spełniły się w całej rozciągłości, mimo sukcesu Polski, jakim była decyzja Rady Ambasadorów z 15 marca 1923 r., uznająca ostatecznie jej suwerenność na ziemiach byłej Galicji Wschodniej - teraz Małopolski Wschodniej.

    Kontynuacja akcji terrorystycznych

    W latach następnych zamachy nie ustawały. Ofiarami terroru indywidualnego padali przedstawiciele najwyższych władz państwowych. Członek UWO, Teofil Olszański, syn księdza greckokatolickiego z Chyrowa, dokonał 5 kwietnia 1924 r. zamachu na prezydenta RP, Stanisława Wojciechowskiego, który przybył do Lwowa na otwarcie Targów Wschodnich. Rzucona w prezydenta prymitywnie wykonana bomba jednak nie wybuchła. Planowano również zamach na ministra oświaty (Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego), Stanisława Grabskiego. Poza zamachami indywidualnymi dochodziło do napadów na poczty, kasy, banki (a nawet na zwykłych listonoszy), rozbojów i innych aktów bandyckich, eufemistycznie określanych jako "akcje ekspropriacyjne". Dokonywała ich specjalna, powołana do tego "lotna brygada".

    Oto wykaz napadów rabunkowych zorganizowanych w tym okresie przez UWO:

    - 12 czerwca 1924 r. napad na ambulans pocztowy pod Dunajowem;

    - 24 lipca 1924 r. napad na ambulans pocztowy pod Bohorodczanami;

    - 30 maja 1924 r. i 28 listopada 1925 r. napady na ambulanse pocztowe pod Kałuszem;

    - 28 marca 1925 r. napad na Pocztę Główną we Lwowie;

    - 18 lipca 1925 r. włamanie do kasy Wydziału Powiatowego w Dolinie i zamordowanie posterunkowego Gromadki;

    - 10 maja 1926 r. napad na Urząd Pocztowy w Śremie, woj. poznańskie.

    Napady te uderzały przede wszystkim w zwykłych obywateli, w tym w Ukraińców. Poza pieniędzmi (zresztą nie były to znaczące kwoty) przyniosły one organizatorom i wykonawcom niewiele zaszczytów, a wiele nieszczęść.

    W akcje wciągano nierzadko prostych parobków i uczniów szkół gimnazjalnych, żerując na ich naiwnym patriotyzmie. Młodzież ukraińska "postrzegała UWO i jej komendanta w kryteriach bohatera romantycznego. Konowalec jawił jej się jako postać owiana nimbem mityczności". W marcu 1929 r. członkowie UWO, Jarosław Lubowycz i Roman Mycyk, wraz ze studentką Stefanią Kordubą usiłowali dokonać rozboju na listonoszu we Lwowie. Napad nie udał się. Listonosz był wprawdzie sam i nieuzbrojony, ale Lubowycz został śmiertelnie postrzelony przez widzącego całe zdarzenie policjanta. Znamienne, że pamięć tego "bojowca poległego w walce z polskim najeźdźcą" czczono każdego roku.

    Poza atakami - mającymi na celu pozyskiwanie pieniędzy - i zabójstwami policjantów czy przedstawicieli administracji, bojówki dokonywały innych terrorystycznych mordów politycznych, także na pobratymcach. Na przykład 30 lipca 1924 r. zamordowano w Przemyślu prof. Sofrona Matwijasa, a 6 kwietnia 1925 r. podjęto próbę zamachu na dyrektora gimnazjum ukraińskiego w Przemyślu Mychajła Hrycaka.

    Członkowie UWO zamordowali 19 października 1926 r. kuratora Okręgu Szkolnego Lwowskiego, Stanisława Sobińskiego *[Niektórzy autorzy podają mylnie datę tego zamachu - 19 IX 1926 r.]. Obarczono go odpowiedzialnością za przekształcenie szkół ukraińskich i polskich w dwujęzyczne - polsko-ruskie. Nie on, a minister Grabski odpowiadał za tę decyzję oraz za reformę szkolnictwa. Była to więc zbrodnia bezzasadna, popełniona dla rozgłosu. Wydaje się, że Sobiński padł ofiarą postępującej w Małopolsce Wschodniej stabilizacji. Wszystko wskazuje na to, że mordu dokonał Roman Szuchewycz, dzisiejszy "bohater Ukrainy", z pomocą studenta Politechniki Gdańskiej, Bohdana Pidhajnego. Zamach ten wydaje się modelowym przykładem realizacji jednej z zasad Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty: "Nie zawahasz się popełnić największego przestępstwa, jeśli tego wymagać będzie dobro sprawy" oraz doncowowskiej idei "twórczej przemocy".

    Zbrojne napady na ambulanse i urzędy pocztowe, zastraszanie oraz zabójstwa Polaków i Ukraińców nie wyczerpywały możliwości ukraińskich nacjonalistów. W rozlicznych procesach sądowych wyszło na jaw, że członkowie UWO prowadzili szeroko zakrojoną pracę szpiegowską na rzecz Niemiec i Litwy, a nawet Rosji sowieckiej, czyniąc z tego procederu główne źródło dochodów organizacji. Konowalec starał się odpierać te zarzuty na łamach "Surmy" - jednak faktom trudno było zaprzeczyć. Po skandalu, jakim było ujawnienie działalności szpiegowskiej Olgi Besarabowej, 21 lipca 1926 r. odkryto równocześnie w Krakowie, Przemyślu i Lwowie kolejną aferę szpiegowską, tym razem na rzecz Rosji sowieckiej. Jej głównymi "bohaterami" byli: Dmytro Wołoszczak i Włodzimiera Pipczyńska. Kiedy na pograniczu nasze wojska ponosiły straty w walkach z dywersją sowiecką, w Małopolsce Wschodniej bojówkarze UWO prowadzili swoją wojnę z Polską, współpracując bez oporów z komunistami.

    Jesień 1928 r., z racji przypadających rocznic dziesięciolecia polskiej państwowości, ale i dziesięciolecia istnienia ZUNR, stała się dla Ukraińców kolejnym wezwaniem do próby sił na Kresach. Zaangażowano wówczas cały ukraiński aparat agitacyjny. Założono komitety obchodów 1 listopada, wydawano i kolportowano ulotki. Do Polaków kierowano pogróżki. W społeczeństwie polskim narastało poczucie zagrożenia. Prawdziwą plagą stały się znowu podpalenia, w wyniku których wniwecz szło chłopskie mienie i często wiekowy dorobek polskich właścicieli. Wyglądało to na początek większej akcji antypolskiej.

    W tej atmosferze nadszedł 1 listopada, ogłoszony przez nacjonalistów ukraińskim świętem narodowym - dniem obchodów powstania ukraińskiego, walk z Polakami i "oswobodzenia Lwowa". We Lwowie członkowie UWO rozpoczęli akcję 31 października. W nocy, na Persenkówce, dwoje z nich usiłowało wysadzić pomnik Obrońców Lwowa. Ostrzelali i ciężko zranili patrolującego okolicę policjanta. Tej samej nocy zbezcześcili odchodami płyty pomnika Orląt Lwowskich znajdującego się wówczas na Politechnice Lwowskiej. Na kopcu Unii Lubelskiej i na Uniwersytecie wywiesili ukraińskie flagi. Nazajutrz, 1 listopada, członkowie UWO przeprowadzili zbrojną manifestację na ulicach miasta. Rozruchy zakończyła akcja policji wspomaganej przez mieszkańców. Wypadki lwowskie odbiły się głośnym echem, wywołując w pierwszej chwili przestrach zarówno u Polaków, jak i Ukraińców oraz wyczekiwanie kolejnych starć. Jednak napływające na prowincję wiadomości o energicznej interwencji władz i żywiołowej reakcji społeczeństwa polskiego przyniosły uspokojenie nastrojów, zadowolenie Polaków i przygnębienie wśród sympatyków lwowskiej akcji. Ze Lwowa zaczęli wracać "bojowcy". Często ranni, z widocznymi opatrunkami, chowali się po strychach w obawie przed aresztowaniem.

    Nie oznaczało to jednak zakończenia działań agresywnych. Nagminnie niszczono znaki graniczne, tablice i godła polskie. Od czwartego kwartału 1928 r. narastała fala umyślnych podpaleń polskiego mienia. We wszystkich prawie przypadkach technika podpaleń oraz okoliczności towarzyszące pożarom świadczyły o akcji sabotażowej prowadzonej przez organizację, względnie jednostki wywrotowe. Wykrywalność podpaleń nie była duża i większość sprawców pozostawała bezkarna.

    Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, która powstała w 1929 r., stała się polityczną nadbudówką UWO. Ukraińska Wojskowa Organizacja nie zrezygnowała jednak ze swej odrębności, przede wszystkim zachowując własne, skrupulatnie strzeżone ośrodki finansowania (pochodzące ze szpiegostwa), kontakty taktyczno-polityczne i struktury bojowe. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów natomiast znacznie rozszerzyła zakres działania, powołując w swe szeregi nawet młodszą młodzież. Według uchwalonego na kongresie założycielskim statutu, członkami OUN mogli być Ukraińcy i Ukrainki, poczynając już od ósmego roku życia.

    Konowalec stanął na czele obu organizacji. Skutki nieustannie prowadzonej wśród młodych Ukraińców agitacji UWO i OUN przekładały się na brutalne czyny - m.in. wrzucenie przez "junaków" z OUN granatu do sali "Sokoła" w Borysławiu, w której odbywały się obrady *[W maju 1930 r. odbył się proces uczestników zamachu.]. Członkowie UWO dokonali 7 września równocześnie trzech zamachów bombowych we Lwowie *[Śledztwo wykazało, że aresztowanie sprawców zamachu uniemożliwiło im wykonanie kolejnego planowanego ataku (dla zdobycia pieniędzy) w pow. drohobyckim.]. Pierwsza z napełnionych dynamitem bomb zniszczyła budynek, w którym właśnie organizowano targi - dwóch urzędników odniosło rany. Drugą bombę zdetonowano w przechowalni bagażu na dworcu kolejowym, a trzecią - niedaleko pawilonu wystawy w parku Stryjskim.

    Usiłowano też przy tej okazji dokonać zamachu na ówczesnego ministra przemysłu i handlu, Eugeniusza Kwiatkowskiego, oraz na wojewodę lwowskiego, hr. Wojciecha Gołuchowskiego *[Trybuny Targów spalone przez bojówkę OUN w lipcu 1930 r. po zamachu zostały odbudowane.]. Członkowie UWO, podobnie jak nacjonaliści ukraińscy w Rosji sowieckiej, nie cofali się przed brutalnym mordowaniem swych ukraińskich przeciwników. W 1929 r. przyznali się na łamach "Surmy" do otrucia Mikołaja Wełyczkowskiego, redaktora czasopisma "Selanyn", pozytywnie nastawionego do Polski. Złudzenia władz zaczęły się rozwiewać.

    Drugie wystąpienie UWO

    Na początku lat trzydziestych doszło do kolejnej wielkiej antypolskiej akcji terrorystyczno-sabotażowej, nazwanej przez ukraińskich nacjonalistów "drugim wystąpieniem UWO". Istnieje silny związek między drugim wystąpieniem UWO a antypolską akcją niemiecką prowadzoną w tym czasie w Europie. Jest też faktem, że za każdym razem, gdy dochodziło do przesileń międzynarodowych, ukrywające się pod parasolem ochronnym Niemiec UWO-OUN były przez nie skutecznie wykorzystywane, by szkodzić Polsce. Sama organizacja nie stanowiłaby dla Polski zagrożenia. Jednak wszechstronna pomoc - logistyczna, szkoleniowa, finansowa, poparcie rządów i sfer wojskowych Niemiec, Litwy, Czechosłowacji, a nawet w pewnych okresach Rosji sowieckiej - czyniła działalność ukraińskich nacjonalistów szkodliwą, a nawet niebezpieczną dla integralności terytorium i funkcjonowania państwa. W trakcie akcji terrorystyczno-sabotażowej od początku lat trzydziestych podpalano polskie gospodarstwa chłopskie i ziemiańskie, palono stogi ze zbożem, ścinano słupy telegraficzne, rabowano urzędy skarbowe i pocztowe. Organizatorzy dążyli do sprowokowania reakcji władz, czyli represji, aby móc ogłosić światu, że sprawa ukraińska wcale nie jest zamknięta, a Polska nie radzi sobie z problemem. Chciano przekonać międzynarodowe środowiska polityczne, że współistnienie Polaków i Ukraińców w ramach jednego państwa jest niemożliwe. Warto zauważyć, że do podgrzania nastrojów przyczyniło się zubożenie społeczeństwa wskutek światowego kryzysu ekonomicznego. Kryzys dotknął nie tylko Ukraińców, jak twierdzili nacjonaliści, ale na równi z nimi wszystkich obywateli. W takiej sytuacji pchnięcie młodych Ukraińców do palenia zbiorów i zagród ubogich polskich chłopów było czynem wyjątkowo odrażającym.

    Władze dość długo zwlekały z reakcją. Początkowo próbowano przeciwdziałać jedynie przez lokalne rozporządzenia. Nasilono wywiad wewnętrzny, nakazano wystawiać warty nocne, legitymowano obcych, dokonywano rewizji, wprowadzono nawet przyspieszony tryb postępowania w sprawach o niszczenie mienia i obciążano gminy odpowiedzialnością finansową za straty materialne. Nie tylko nie przyniosło to skutku, ale sprowokowało nacjonalistów ukraińskich do jeszcze większej agresji. Zaczęli ostrzeliwać z broni palnej warty strzegące dobytku, łamać zarządzenia. Zaistniała też poważna obawa przed odwetem ze strony zdesperowanej i prześladowanej ludności polskiej.

    Państwo znalazło się w sytuacji bez wyjścia. Brak reakcji na zorganizowaną działalność terrorystyczno-przestępczą mógł doprowadzić - zgodnie z nadziejami szowinistów - do wojny domowej. Rozpoczęcie kontrakcji było dla rządu i dla Piłsudskiego niewątpliwie decyzją dramatyczną. On sam bowiem, jak i jego otoczenie, nieodmiennie sprzyjali Ukraińcom. Jednak każdy kraj ma suwerenne prawo, które stosuje się w celu przywrócenia porządku wewnętrznego, obrony prześladowanych obywateli i integralności granic. Rozumieli to przedstawiciele Ligi Narodów, odrzucając ukraińskie skargi.

    W pierwszych 191 aktach sabotażowych skarb państwa ucierpiał tylko w 19 wypadkach (zrywanie linii telegraficznych, przecięcie drutów sygnałowych itp.), w pozostałych zaś 172 zniszczeniu uległ dorobek cywilnej ludności polskiej. Tu i ówdzie akcja podpalaczy zwracała się przeciw Żydom osiadłym na roli lub zajmującym się handlem. W tym ostatnim wypadku właściwym celem było wyeliminowanie przedstawicieli tej społeczności jako konkurencji, aby ułatwić prowadzenie interesów miejscowym ukraińskim kooperatywom. Dokonywano też napadów rabunkowych: 30 lipca 1930 r. na wóz pocztowy pod Bóbrką; nazajutrz na wóz pocztowy koło Birczy - zginął posterunkowy, a woźnica został ranny. Tego samego dnia zaatakowano wóz pocztowy pod Peczeniżynem - zabito posterunkowego i raniono woźnicę; 28 października napadnięto na wóz pocztowy pod Bełzem; odnotowano też napady na żydowski Bank Ludowy w Borysławiu (sprawcami byli m.in. Wasyl Biłas i Dmytro Danyłyszyn), na Urząd Pocztowy w Truskawcu i na mieszkanie Kreppla w Truskawcu (z udziałem wspomnianego Biłasa). Wypadki małopolskie usiłowała wykorzystać także strona sowiecka, zainteresowana odwróceniem uwagi polityków europejskich od swych ludobójczych poczynań na Ukrainie. Dlatego do sabotaży i podpaleń dokonywanych przez skrajnych nacjonalistów przyłączali się komuniści, choć nie było to zjawisko masowe.

    W tym czasie obie organizacje, UWO i OUN, dążyły do sterroryzowania miejscowej ludności polskiej i likwidacji polskich osad na Kresach, odstraszenia Polaków od nabywania tam ziemi, ponownego zaognienia stosunków polsko-ukraińskich, które powoli ulegały poprawie. To właśnie owa normalizacja najbardziej niepokoiła ukraińskich separatystów, a akcje terrorystyczne wydawały się najlepszym sposobem budzenia niechęci i legitymizacji UWO-OUN.

    W świetle zachowanej dokumentacji oficjalny bilans akcji terrorystyczno-sabotażowej w poszczególnych województwach Małopolski Wschodniej w okresie lipiec-wrzesień 1930 r. wyglądał następująco:



    Liczba akcji terrorystycznych w wybranych miesiącach 1930 r. w Małopolsce Wschodniej

    Województwo

    Miesiące

    Razem

    Obiekty prywatne

    Mienie państwowe



    VII

    VIII

    IX

    X

    XI







    Lwowskie

    3

    21

    31

    9

    3

    67

    10

    57

    Stanisławowskie

    2

    8

    14

    5

    5

    34

    5

    29

    Tarnopolskie

    1

    25

    56

    8

    -

    90

    4

    86

    RAZEM

    6

    54

    101

    22

    8

    191

    19

    172

    Źródło: CA MSWiA, O działalności ukraińskich partii politycznych i organizacji społecznych na ziemiach polskich w latach 1920-1940, K-674, Sprawozdanie z Życia Mniejszości Narodowych (Opracowania Wydziału Narodowościowego MSW), 1927-1937, IV kw. 1930, s. 32.



    Zamachy terrorystyczne osiągnęły największe natężenie we wrześniu 1930 r. Po przeprowadzeniu akcji zabezpieczenia liczba podpaleń zmniejszyła się ze 101 we wrześniu do 22 w październiku i 8 w listopadzie. Należy zaznaczyć, że sabotaże nie objęły całej Małopolski Wschodniej, lecz tylko niektóre jej powiaty. Najbardziej dawały znać o sobie w tych miejscowościach, w których istniały silne organizacje ukraińskie, stowarzyszenia sportowe lub kulturalne, realizujące program nacjonalistyczny: "Proświta", "Łuh", "Sokił" i "Płast", a także ukraińskie szkoły, co dowodzi, że od nich wychodziła inicjatywa zbrodniczych działań. Wielce wymowne jest zestawienie zawodów osób zatrzymanych w związku z podpaleniami - aż 360 z nich było uczniami szkół średnich, 220 studentami, a 20 nauczycielami. Zatrzymano 1739 osób, z których zwolniono po przesłuchaniu 596, a sądom przekazano 1143.



    Zestawienie broni i materiałów wybuchowych ujawnione w okresie od 1 VII do 31 XI 1930 r. na terenie trzech województw Małopolski Wschodniej

    Województwo

    Karabiny

    Strzelby

    Rewolwery

    Bagnety

    Sztylety

    Szable

    Kastety

    Mat. wybuch. i proch strzel.

    Granaty ręczne

    Naboje

    Pociski art. i petardy

    Lonty

    Nożyce do drutu

    szt.

    szt.

    szt.

    szt.

    szt.

    szt.

    szt.

    kg

    szt.

    szt.

    szt.

    m.

    szt.

    Lwowskie

    737

    115

    269

    127

    12

    22

    16

    47,30

    11

    744

    10



    5

    Stanisławowskie

    145

    106

    176

    97

    27

    11

    5

    47,95

    7

    1821

    104



    34

    Tarnopolskie

    405

    71

    121

    174

    7

    14

    6

    4,55

    13

    292

    23



    17

    RAZEM

    1287

    292

    566

    398

    46

    47

    27

    99,80

    31

    2857

    137

    4

    56

    Źródło: CA MSWiA, O działalności ukraińskich partii politycznych i organizacji społecznych na ziemiach polskich w latach 1920-1940, K-674, Sprawozdanie z życia mniejszości narodowych (Opracowania Wydziału Narodowościowego MSW), 1927-1937, IV kw. 1930, s. 36.



    Od początku 1931 r. MSW otrzymywało informacje o przygotowywanych zamachach, które miały być rewanżem za akcję zabezpieczenia we wrześniu 1930 r. Zagęszczenie takich komunikatów wiązało się z kolejnymi sesjami Ligi Narodów: styczniową, wiosenną i jesienną 1931 r. oraz styczniową 1932 r. Planowano zamachy na wojewodę wołyńskiego Henryka Józewskiego; min. Augusta Zaleskiego; min. Felicjana Sławoja Składkowskiego; wicepremiera Bronisława Pierackiego, trzech wojewodów małopolskich, w tym lwowskiego - dr. Bronisława Nakoniecznikowa; kuratora szkolnego Stanisława Gadomskiego; wojewódzkiego komendanta policji ze Lwowa Bielewicza; szefa Dowództwa Okręgu KOP VI i komendanta Grafowskiego; na posłów Piotra Pewnego i Michała Baczyńskiego i wielu innych. Zamordowanie 29 sierpnia 1931 r. dyrektora departamentu wschodniego MSZ, posła Tadeusza Hołówki, wpisywało się w te plany.

    Popełniona na głównym orędowniku porozumienia między Polakami i Ukraińcami zbrodnia była wynikiem obawy szowinistów, że może dojść do pojednania. Wszak nie pojednanie stanowiło cel nacjonalistów z UWO i OUN, a eskalowanie bezkompromisowej walki z Polską.

    Planowane były kolejne zamachy na listonoszy i ambulanse pocztowe, po dokonaniu których sprawcy mieli uchodzić do Czechosłowacji i wstępować tam do "Legionu Rewolucjonistów Ukrainy". Szczególnie spektakularny był pomysł prowokacji antypolskiej - wysadzania pociągów międzynarodowych w tzw. korytarzu pomorskim, celem sprowokowania Niemiec do ataku.

    Tragiczny w skutkach okazał się zrealizowany 30 listopada 1932 r. napad na Urząd Pocztowy w Gródku Jagiellońskim. W czasie tego napadu dwóch terrorystów zginęło od kul, trzech zaś schwytano w pościgu. Zamiast spodziewanych 500 tys., zrabowano jedynie 3 tys. zł. Napad rozpoczął się w godzinach popołudniowych. Napastnicy (10-11 osób) wtargnęli do biur Urzędu Pocztowego i Urzędu Skarbowego, mieszczących się w budynku Sądu Grodzkiego. Obezwładnili strzałami personel i klientów, zrabowali 3232,15 zł i rzucili się do ucieczki. Od kul bandytów zginął policjant, a rannych zostało dziewięć osób, z których jedna zmarła następnego dnia *[Podczas procesu świadkiem oskarżenia był członek OUN, gimnazjalista Mykoła Motyka, który okazał się konfidentem policyjnym. Stąd zarzucano policji, że metodą jej działania jest "deprawacja młodych dusz, której przerażającym symbolem stał się Motyka"].

    Jeden z aresztowanych po zabójstwie Pierackiego członków UWO-OUN, Roman Myhal, zeznał w śledztwie, że z rozkazu Stepana Bandery wyjechał do Łucka, by przeprowadzić wywiad bojowy z myślą o zamachu na wojewodę Józewskiego. Do zamachu tego jednak nie doszło.

    W tym samym roku, 28 września miała miejsce próba zabójstwa kuratora okręgowego Okręgu Szkolnego we Lwowie, Stanisława Gadomskiego. W zamachu tym został zabity agent policyjny Tendaj.

    Na rozkaz Bandery dokonano też zamachu na konsula sowieckiego we Lwowie. Zamiast konsula sprawca zamordował przez pomyłkę dyrektora kancelarii konsulatu, Aleksieja Maiłowa, a trzecim strzałem ranił poważnie woźnego Iwana Dżugaja.

    W pierwszej połowie 1933 r. we Lwowie przeprowadzono nieudany zamach na życie aspiranta policji z wydziału ukraińskiego, Jerzego Ciesielczuka. Wykonawcą był Stefan Nycz, student Politechniki Gdańskiej.

    Szowiniści ukraińscy prowadzili także akcje skierowane przeciw polskiej szkole. Były one wyjątkowo bezwzględne i destrukcyjne, podejmowano je regularnie, aż do wybuchu wojny, na początku każdego roku szkolnego, ze szczególnym nasileniem w latach 1933 i 1936. Członkowie OUN bezpośrednio lub z pomocą rodziców angażowali w nią ukraińskie dzieci. Celem było wydalenie polskich nauczycieli i zniesienie nauki języka polskiego w szkołach państwowych. Niszczono szkolne obiekty, polskie symbole na szkołach, bito i zastraszano polskich nauczycieli, niszczono ich prywatne mienie, bito też i poniżano polskie dzieci.

    Rok 1934 rozpoczął się kolejną serią zabójstw i zamachów dokonanych przez ukraińskich nacjonalistów, zarówno w Małopolsce Wschodniej, jak i w innych rejonach kraju. Tylko w pierwszej połowie 1934 r. w województwach Małopolski Wschodniej terroryści zabili dziewięć osób, a wiele ranili. Z rozkazu Bandery został zastrzelony absolwent gimnazjum Jakub Baczyński - posądzony przez OUN o współpracę z policją. Ponadto przygotowywano zamach na komisarza więziennego Kossobudzkiego, a nawet samego Myhala, "bojowca" OUN. Takie były "zasługi" nowego dwudziestopięcioletniego prowidnyka - Bandery i jego młodych podkomendnych.

    Terror indywidualny realizowany na taką skalę był w tym okresie w Europie działaniem bez precedensu. Zasadę tę zmienił ukraiński integralny nacjonalizm i bolszewizm, a na zachodzie hitleryzm.

    Największe wrażenie na Polakach zrobiło jednak zabójstwo Bronisława Pierackiego, ministra spraw wewnętrznych. Pieracki był politykiem młodym - miał zaledwie 39 lat. Zawsze dążył do współpracy z mniejszościami narodowymi. Wprowadził w życie liberalną ustawę samorządową, która pozwoliła Ukraińcom przejąć wiele samorządów i przeznaczać lokalne fundusze na rzecz społeczności ukraińskiej, często nawet z oczywistą krzywdą polskiej ludności. Pieracki, drugi po Hołówce rzecznik daleko idących ustępstw wobec Ukraińców, stracił życie, ponieważ dążył do porozumienia. Do zamachu doszło 15 czerwca 1934 r., o godz. 15.40, w Warszawie, w "Klubie Towarzyskim" przy ul. Foksal 3. Pieracki został postrzelony z rewolweru i po niespełna dwóch godzinach zmarł na skutek odniesionych ran. Zamach powiódł się m.in. z powodu poważnych zaniedbań w ochronie osobistej, nie tylko samego Pierackiego, ale i całego lokalu klubowego, w którym spotykała się elita polskich władz. Winę za to ponosił zresztą sam Pieracki, który nie tylko nie korzystał z ochrony osobistej (nawet w czasie poprzedzającej zamach wizyty w Małopolsce Wschodniej), ale zlikwidował ze względów oszczędnościowych wiele posterunków policyjnych służących ochronie osobistości (w tym również niedaleko ul. Foksal).

    Szybko ustalono, że sprawcą był członek OUN, Grzegorz Maciejko "Olszewski". Sprawca wprawdzie uniknął kary, ale doszło do bezprecedensowych aresztowań wśród członków krajowych struktur organizacji. Okolicznościom tego mordu została poświęcona niewielka monografia Władysława Żeleńskiego *[W. Żeleński, Zabójstwo ministra Pierackiego, Warszawa 1995.]. Tamże i w artykułach Żeleńskiego - oskarżyciela w procesie, do którego doszło po zamachu, a także w samym akcie oskarżenia - znajdziemy podstawowe i najbardziej wiarygodne dane na ten temat. Dodatkowe informacje znaleźć można w publikacjach Kazimierza Rudnickiego i Jerzego Luksemburga oraz ówczesnej prasie, która chętnie opisywała zarówno zamach, jak i proces.

    Mimo aresztowań przywódców niedługo trzeba było czekać na nową zbrodnię OUN. Członek organizacji Michał Car, posługujący się fałszywym nazwiskiem Paweł Sawczuk, zastrzelił 25 lipca 1934 r. dyrektora gimnazjum z ukraińskim językiem wykładowym, Iwana Babija. Pomawiany przez młodych nacjonalistów o lojalność względem państwa, dyrektor Babij był już wcześniej dwukrotnie napadnięty i pobity. Zamordowanie ukraińskiego patrioty, byłego oficera Ukraińskiej Halickiej Armii, jednego z wybitniejszych działaczy ukraińskich, wywołało poruszenie wśród samych Ukraińców.

    Poza wymienionymi akcjami w dokumentach polskich służb specjalnych odnaleźć można informacje o zabiciu w roku 1934 trzech policjantów, dwóch strażników gminnych i kilku Ukraińców uznanych przez szowinistów za konfidentów. Dwukrotnie do zamachów użyto bomb. Wywiad wojskowy donosił, że egzekutywa OUN poleciła przeprowadzenie spisu oficerów i podoficerów byłej armii ukraińskiej. Polecono również wykonać zestawienie funkcjonariuszy policji z podaniem imienia i nazwiska, stopnia i rodzaju posiadanej broni oraz numeru na czapce. Rejestr miał objąć także członków Związku Strzeleckiego. W czasie II wojny światowej na podstawie takich list mordowano wspólnie z oboma okupantami polską inteligencję w wielu miastach kresowych, również uczonych lwowskich. Także funkcjonariusze NKWD korzystali z nich przy organizowaniu zsyłek członków polskich organizacji patriotycznych. To jeden z niezaprzeczalnych dowodów zamierzeń nacjonalistów ukraińskich w stosunku do Polaków już w roku 1934. Były to plany eksterminacyjne.

    Polecono (jako szczególnie ważne zadanie) sporządzić ewidencję Ukraińców posiadających karty mobilizacyjne, w celu przygotowania fałszywych kart mobilizacyjnych dla nich, z przydziałami do określonych miejscowości, mających stanowić punkty koncentracji Ukraińców. Punkty te w razie mobilizacji miałyby stać się ośrodkami ewentualnego powstania przeciwko Polsce.

    Bezpośrednio przed wybuchem wojny sytuacja w Małopolsce Wschodniej nie zmieniła się. Nadal palono stogi, napadano na wójtów i policjantów. We Lwowie dochodziło do napadów na polskich studentów.

    Od początku 1939 r. członkowie OUN prowadzili przygotowania do zbrojnego powstania antypolskiego. Gromadzono broń i materiały wybuchowe, nadawano meldunki z radiostacji, prowadzono akcje szpiegowskie. Część - z przeszkolonych wojskowo przez Abwehrę do działań dywersyjnych - nacjonalistów ukraińskich połączyła się z ochotnikami z Siczy Karpackiej i została przeformowana w dwa bataliony dywizjonu ukraińskiego. Dywersanci zostali skierowani na tereny Małopolski Wschodniej, aby tam w czasie najazdu Niemiec hitlerowskich realizować zbrojną dywersję. Wywiad niemiecki zakładał bowiem, że w Małopolsce Wschodniej Polacy, ze względu na połączenie z Rumunią, mogą się bronić najdłużej.

    W tym czasie na użytek Niemców nacjonaliści ukraińscy sporządzali bądź aktualizowali listy osób "podejrzanych politycznie", tj. działaczy państwowych, komunistów, profesorów, nauczycieli, lekarzy, a nawet gajowych. Przygotowywano wykazy placówek KOP, urzędów, posterunków policji i innych instytucji, którymi interesowali się Niemcy, a wszystko po to, aby najeźdźcom ułatwić szybkie zajęcie terenów. Dywersanci z OUN zrywali przewody telefoniczne i rozkręcali szyny kolejowe, m.in. na trasach Bóbrka - Chlebowice - Podmonasterz i Bóbrka - Wybranówka - Obrynice, a na stacji Podmonasterz k. Tamopola zniszczyli urządzenia kolejowe, aby utrudnić transport wojsk na zachód.

    Na Kresach w okresie międzywojennym doszło do zderzenia dwóch wizji: polskiej - nawiązującej po półtorawiekowej niewoli do kształtu dawnej Rzeczypospolitej i ukraińskiej koncepcji budowy samodzielnej "wielkiej Ukrainy" na "wszystkich etnicznych ziemiach ukraińskich", które obejmować miały teren na zachodzie sięgający po Lublin i Kraków, a na wschodzie po Kubań i Kaukaz. Znalezienie sprawiedliwego, satysfakcjonującego obie strony kompromisu okazało się utopią.

    Druga Rzeczpospolita, państwo w działaniach swych władz chwiejne i niekonsekwentne, wahające się przed użyciem ostrych środków, została pokonana przez ugrupowania, które w swej skrajnej bezwzględności czerpanej z ideologii Doncowa i Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty nie zawahały się utorować sobie drogi do władzy nad Ukraińcami - ich duszą i sercami, zgodnie z panującymi wówczas w Europie trendami *[OUN w okresie międzywojennym była członkiem międzynarodówki faszystowskiej o nazwie Zjazd Zagranicznych Narodowych Socjalistów z siedzibą w Stuttgarcie, której z ramienia NSDAP patronował J. Göbbels.].

    "Nie ma zbrodniczych narodów, są tylko zbrodnicze ideologie" - powtarzał ukraiński historyk Wiktor Poliszczuk, broniąc rodaków przed hańbą wynikającą z terrorystycznych czynów UWO-OUN i UPA. Dla niego, ale i dla wielu innych Ukraińców nie ulega wątpliwości, że ta okrutna i niebezpieczna ideologia powinna zostać potępiona i usunięta zarówno z teorii, jak i praktyki życia politycznego dzisiejszej Europy.
  • Piszą w sieci, że siły MSW w Kijowie dostały zgodę na użycie broni palnej do działań ofensywnych. Jeżeli demonstrantom życie miłe, powinni czym prędzej się stamtąd wynosić.
  • ależ czym w takim razie strzelają od kilku dni? i skąd kule w głowach ofiar?

    zobaczymy czy za parę minut wprowadzą stan wojenny, jak piszą po raz kolejny. A może to wszystko jest po to ustawione aby oderwać Krym (Flota Czarnomorska)
  • Jest też taki scenariusz:

    W miejscu współczesnej Ukrainy powstanie:
    - Ukraina wschodnia i Krym (obwody charkowski, ługański, doniecki, dniepropietrowski, zaporoski), które wejdą w skład Rosji;
    - Ukraina środkowa (obwody czernihowski, sumski, żytomierski, kijowski, połtawski, winnicki, czerkaski, kirowogradzki, mikołajowski, odeski, chmielnicki, czerniowiecki), mająca wejść do "Unii Rosyjskiej", której powstanie włoscy dziennikarze również przewidują;
    - Ukraina zachodnia (obwody równieński, lwowski, tarnopolski, iwano-frankowski i zakarpacki) która ma zachować neutralność. Włoscy analitycy twierdzą również, że Wołyń przyłączy się do Białorusi.
  • edytowano lutego 2014
    dzielenie skóry na niedźwiedziu... 

    muszę powiedzieć że młody Wildstein to odważny człowiek, wdał się w ojca. Bobołowicz też odważny.

    Krótki, nieprzyjemny świst. I już. Człowiek obok mnie się osuwa bez przytomności, może bez życia, nie wiem. Nie rusza się. Snajperzy nie celują w pierwszą linię frontu. Strzelają żeby terroryzować. W drugą, trzecią linie, w służby pomocnicze. Wtedy w dziennikarzy nie strzelali. Miałem szczęście – pisze korespondent „Gazety Polskiej Codziennie” w Kijowie Dawid Wildstein.
     
    Hotel Ukraina odcięty z powodu ostrzału. Strzelali nawet do nas, dziennikarzy. Udało się schować w budynku.
     
    Jakaś ratowniczka usiłuje ratować rannego. To chyba jej znajomy. Płacze i nie chce się dać odciągnąć. W końcu reszta sanitariuszy siłą ją odpycha. Patrzy na swojego znajomego przez chwilę a potem pomaga rzucić jego zwłoki w kąt. Noszy jest za mało, a pracy dużo.
     
    W hotelu Ukraina szpital. Co chwila, tak mi się wydaje, ktoś przy nas umiera.
     
    Na Instytuckiej wciąż leżą ludzie. Ratownicy nie są w stanie do nich dojść bo są ostrzeliwani.
     
    Ludzie wciąż padają. Ofiar jest bardzo wiele. Stoimy z Pawłem na rogu barykad Instytuckiej. Medyk krzyczy, że strzelają też z karabinów. Wnoszą człowieka z porwaną szyją.
     
    Uciekamy. Nad nami potężny, spalony budynek prospiłek, który wciąż dymi. Mijamy babcie z drewnianą pałą.
     
    Niewiele zapowiadało ten koszmar. Nagle, podczas pozycyjnych walk, Berkut zaczął się wycofywać. Bojownicy ruszyli za nim. Ja byłem przy instytuckiej, Paweł Bobołowicz bardziej na prawo. W pewnym momencie przy nim wybuchł skład koktajli mołotowa. A potem się zaczęło. Strzały wszędzie. Zaplanowana rzeź.
     
    Majdan wziął w niewolę kilku żołnierzy wojsk wewnętrznych. W przeciwieństwie do Berkutu – nie torturuje ich, ale się nimi opiekuje i opatruje rany.
     
    Strategicznie to wycofanie się Berkutu może mieć tylko jeden sens. Albo pułapka by rozstrzelać jak najwięcej ludzi. Albo wstęp do wkroczenia wojsk.
  • A ja się pytam - jaki faktycznie jest cel stojących i nic nie robiących ludzi na Majdanie? Bo fajnie, stoją, oddychają, ale prócz tego nic tam nie widzę. 
  • Niemiecka lepsza? ;)
  • a nie wiem co tam Niemcy mówią...

    WIldstein na fejsie pisze:

    O 15 ma być stan wyjątkowy. Zerwanie łączności. Do czasu będziemy nadawać. Ofiar coraz więcej. Wiatrowycz deklaruje - "nie oddamy Kijowa!". Do demonstrantów strzelają kulami rozrywającym się w ciele. Majdanowcy są już dużo bardziej ostrożni. Byliśmy z Paweł Bobołowicz i Wojciech Mucha na Hruszewskiego. Ulica idąca w górę do sektora rządowego pusta, jakby zapraszała. Pozostawiono nawet autobusy Berkutu, z otwartymi drzwiami. Rozmawiający ze mną obrońca nie ma wątpliwości - "to pastka (pułapka), nie idziemy tam. Czekamy na ich atak". 

    Wiele głosów mówi o wojsku przechodzącym na stronę demonstrantów. Pytałem się o to Andrzeja, jednej z ważniejszych postaci na Majdanie. Stał akurat przy trupach swoich ludzi.
    ""Słyszałem, że przechodzą wojska na naszą stronę. To nasza jedyna szansa. Czy wiem, że przechodzą? Nie. Ja mam taką nadzieję".

    Cóż, czy jesteś wierzący czy nie, Majdanowi pozostała tylko nadzieja i modlitwa.
  • Jest i trzecia opcja. Można wrócić do domu i skończyć zabawę w wojnę.

    Swoją drogą Wildstein apelujący o modlitwę, aby jakiś kraj mógł przyłączyć się do Unii... To prawdziwe kuriozum.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.