Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Klarcine doświadczenia na forum "Wielodzietni".

135

Komentarz

  • Gdybym czytał to, co ty, tobym był ignorantem w tej dziedzinie, na której się znam.

    Ale skoro się dopraszasz, to przedstaw nam tu teologiczne zasady interpretacji kanonów soboru trydenckiego.
  • @AgaMaria

    Już to kilkakrotnie tłumaczyłam - najczęściej używam formy 3 os. gdy piszę o swojej przeszłości, tak jak bym o kimś po prostu opowiadała.

    A czasami np. na taki wpis: "Klarcia miej nadzieje, ale nie głoś, że jesteś pewna, że juz jestes zbawiona." - odpowiadam: Klarcia ma nadzieję.....
    Uważam, że używając nicka można sobie pozwolić na zabawę, gdybym pisała, jako Renata, używałabym tylko 1 os.

  • Zgodnie z tym, co piszesz, nie ma czegoś takiego jak teologiczne zasady interpretacji kanonów soboru trydenckiego, skoro bliskim herezji jest twierdzić, że kanony te podlegają interpretacji.

    Załóżmy, że masz rację; nawet wtedy dyskutowany przypadek wymaga interpretacji, ze względu na tłumaczenie na język polski. Patrz: Quine'a niezdeterminowanie przekładu.

    O tym, że nie masz racji, świadczy wspólna deklaracja o usprawiedliwieniu, która nie tylko powtarza orzeczenia soborowe, ale je interpretuje, tj. dokonuje ich parafrazy.
  • Wspólna deklaracja o usprawiedliwieniu twoim zdaniem interpretuje nauczanie soboru? A może jeszcze spróbujesz określić, jaka jest kwalifikacja teologiczna wspólnej deklaracji?

    Nawet Klarcia przy całej swojej ignorancji wie, że jedynie Magisterium ma prawo autentycznej wykładni własnych orzeczeń. W przypadku kanonów soborowych one same stanowią wykładnię. Nad tym zagadnieniem pochylił się stosunkowo niedawno papież Paweł VI, wyjaśniając ci, że:

    Należy więc święcie przestrzegać sposobu mówienia, który Kościół
    ustalił wielowiekowym wysiłkiem nie bez pomocy Ducha Świętego i
    zatwierdził powagą Soborów, a który nieraz stał się hasłem i sztandarem
    prawowierności. Nikt niech nie ośmiela się zmieniać go według swego
    upodobania lub pod pretekstem nowości naukowych. Bo jakże można
    tolerować, aby używane przez Sobory Powszechne Formuły dogmatyczne o
    tajemnicach Trójcy Najświętszej i wcielenia oceniano jako nieprzydatne
    dla ludzi naszego wieku i w miejsce ich nierozważnie wprowadzono inne?
    Tak samo nie można tolerować, by ktokolwiek na własną rękę naruszał
    formuły, w których Sobór Trydencki podał do wierzenia Tajemnicę
    Eucharystyczną. Bo przecież te formuły, jak również i inne, których
    Kościół używa dla określenia dogmatów wiary, wyrażają pojęcia, które nie
    są związane z żadnym określonym typem kultury, ani z żadnym etapem
    rozwoju nauki ani z tą czy inną szkołą teologiczną. Owe formuły
    zawierają to, co umysł ludzki w swym powszechnym i koniecznym
    doświadczeniu dostrzega o rzeczach i co wyraża w stosownych i
    jednoznacznych
    słowach, zaczerpniętych z mowy potocznej lub ze
    słownictwa ściślej wypracowanego. Toteż są one przystosowane do ludzi
    każdego miejsca i czasu
    .

    Można je wprawdzie jaśniej i bardziej przystępnie wyłożyć - co jest z
    wielką korzyścią - zawsze jednak tylko w tym znaczeniu, w jakim zostały
    użyte,
    żeby w miarę rozwoju zrozumienia wiary sama prawda wiary
    pozostała niezmieniona. Albowiem wedle nauki Soboru Watykańskiego I, co
    do dogmatów "trzeba się trzymać zawsze tego znaczenia, jakie raz
    określiła święta matka Kościół i nigdy nie wolno od tego znaczenia
    odstępować pod pozorem i w imię głębszego zrozumienia"
    .

  • I jeszcze jedno, Anawim. Zdarza ci się tu nagminnie wchodzić w spory terminologiczne w dziedzinach, o których masz raczej blade pojęcie. Teraz nieudolnie próbujesz zwekslować wieloznaczność pojęcia "interpretacja", twierdząc, że problem może polegać na przekładzie z łaciny. Dla mnie to betka, jak śpiewał poeta, możemy analizować teksty łacińskie.
  • edytowano maja 2014
    Dzięki, WdRW. Wreszcie powiew normalności. Z tego, co widzę, Anawim nie rozumie czytanych teksów i to chyba jest główny problem. Może rzeczywiście lepiej cytować łacińskie oryginały. To przecież one są wiążące.
  • @In Spe Ciebie też tak zszokowały te nadzwyczaj ortodoksyjne słowa Pawła VI? Znaczy same słowa mnie nie szokują, ale to, kto je napisał.
  • Owe formuły 
    zawierają to, co umysł ludzki w swym powszechnym i koniecznym 
    doświadczeniu dostrzega o rzeczach i co wyraża w stosownych 
    jednoznacznych 
    słowach, zaczerpniętych z mowy potocznej lub ze 
    słownictwa ściślej wypracowanego. Toteż są one przystosowane do ludzi 
    każdego miejsca i czasu
    .
    ---
    Co innego będzie znaczyło powyższe, jeśli przyjąć, że znaczenie pojęć chwyta istotę rzeczy, a co innego, jeśli za znaczenie pojęć uznać sposób ich użycia w języku. Jak napisał Arystoteles w Hermeneutyce: Każda wypowiedź coś znaczy, ale nie jako narzędzie, lecz, jak powiedzieliśmy, na mocy umowy. Dziś ten pogląd, nie za Arystotelesem, lecz za II Wittgensteinem jest powszechnie przyjmowany.
    Papież Paweł VI przyjmuje fałszywe założenie, z którego może mu wynikać wszystko. Akurat wyniknął mu też fałsz, np. "są one przystosowane do ludzi każdego miejsca i czasu". Niestety, ale ludzie, którzy zostali wychowani w kulturach nieoperujących pewnymi pojęciami, nie są w stanie nauczyć się posługiwania naszymi pojęciami, w tym w szczególności pojęciami wykorzystanymi przez Magisterium. 

    Inaczej ujmując zagadnienie. Trzeba przynajmniej oddzielić konotację (znaczenia) od denotacji (oznaczania). Na tym polegli np. ci, którzy uznali za błąd w wierze twierdzenie jakoby Ziemia się poruszała. Dlaczego? Ponieważ swoją konotację dotyczącą Nieba, Piekła i Ziemi uznali za denotację.
    Przykład z CREDO (sic!). Znaczeniem sformułowania "Chrystus zstąpił do Piekieł" jest przemieszczenie się Chrystusa do otchłani, która znajduje się pod Ziemią. Hipoteza heliocentryczna jest niespójna z takim znaczeniem. Dlatego INACZEJ je rozumiało św. Oficjum w XVII wieku i inaczej my je rozumiemy. Gdzie tu miejsce na "znaczenie określone raz na zawsze"?

    Zmiana znaczenia nie musi pociągać za sobą odrzucenia desygnatów. Istnieje Niebo, Piekło i Otchłań Ojców, ale nie w tym znaczeniu, jakie było przyjmowane przed wiekami.
  • OK, mamy więc jasność. Myli się Vaticanum I, myli się Paweł VI. Nieomylny jest tylko Wittgenstein i jego prorok Anawim.
  • Nic takiego nie powiedziałem. Arystoteles i Wittgenstein z pewnością się pomylili, ten drugi nawet sam twierdził, że się pomylił.

    Lepiej mi powiedz, czy mogę przyjąć inne znaczenie Credo i wyznawać, że otchłań nie jest pod Ziemią?


  • edytowano maja 2014
    .
  • Nie przypominam sobie, by tematyka lokalizacyjna otchłani była przedmiotem jakichś definicji dogmatycznych

    Swoją drogą te twoje zabawne próby przypominają mi pewnego tradsa z Krakowa, dr. Piotra Koca, który całkiem niedawno udowadniał na FB, że współczesna nauka obaliła dogmat o grzechu pierworodnym. Tak więc różne się zdarzają w przyrodzie zjawiska...
  • edytowano maja 2014
    Ciesze się, że Cię bawię. Toż już Woroniecki mawiał, że humor, jako przypisany cnocie miłości jest ważniejszy od honoru.

    Nie pytałem się o to, czy tematyka lokalizacyjna otchłani była przedmiotem jakichś definicji dogmatycznych. Pytałem się, czy mogę przyjąć inne znaczenie dla definicji dogmatycznej "zstąpił do piekieł", niż przyjmowane przez tych, którzy tę definicję tworzyli oraz innych przez ponad 1000 lat, ze Świętym Oficjum sądzącym Galileusza włącznie?
  • Pytałem się, czy mogę przyjąć inne znaczenie dla definicji dogmatycznej "zstąpił do piekieł"

    --------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

    Otóż to właśnie nie jest definicja dogmatyczna, tylko symbol wiary. Poczytaj na temat kwalifikacji teologicznej.

    Sprawa Galileusza jest jednak trochę bardziej złożona, niż ją przedstawiają na portalu (pseudo)racjonalista. Teraz wyjeżdżam, ale w ciągu paru dni dam znać, gdzie możesz znaleźć rzetelne opracowania.
  • edytowano maja 2014
    Aż nazbyt dobrze znam sprawę Galileusza, również w opisie np. Messoriego, czyli (chyba) przedstawioną inaczej, niż na racjonaliście (nie wiem, jak tam przedstawiają). Fakt (niezależnie od narracji) jest taki, że wg Świętego Oficjum teza: Ziemia nie stanowi centrum świata, ani nie jest nieruchoma, lecz obraca się zarówno wokół samej siebie, jak i ruchem dobowym jest ocenzurowana w następujący sposób: Jednogłośnie stwierdzono, że teza ta podlega tej samej cenzurze filozoficznej, z punktu zaś widzenia teologii, jest co najmniej błędem w wierze.

    Powodem jest właśnie zmiana znaczenia pojęć takich jak niebo, piekło itd. Kard. Bellarmin (nb. związany z postępowaniem inkwizycyjnym przeciw Galileuszowi, choć jemu przyjazny) w swoim katechizmie tak to opisuje: 
    U. Dla zrozumienia Artykułu piątego, w którym powiedziano jest: Zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał; chcielibyśmy wiedzieć, co znaczy w tym miejscu piekło?
    N. Piekło jest to najniższe i najgłębsze miejsce na świecie, znajdujące się w środku ziemi: dlatego to, Pismo Święte w wielu miejscach przedstawia Niebo i piekło jako dwie ostateczności, jakby miejsce najwyższe przeciw najniższemu. Lecz w tej głębi ziemi, są cztery jakby otchłanie: jedna dla potępionych która jest najgłębiej, bo tak przystoi, ażeby pyszne szatany i naśladowcy ich pyszni ludzie, byli w miejscu najniższym i najbardziej oddalonym od Nieba. Druga otchłań nieco wyżej położona, przeznaczona jest dla dusz cierpiących kary Czyśćcowe. W trzeciej jeszcze wyżej leżącej, są dusze dzieci bez Chrztu pomarłych, które chociaż nie cierpią mąk piekielnych, jednak na wieki pozbawione są wiecznej szczęśliwości. W czwartej najwyższej otchłani, przebywały dusze Patriarchów, Proroków i innych Świętych, zmarłych przed przyjściem Chrystusowym: bo chociaż w duszach tych Świętych nie było nic do oczyszczania, wszakże nie mogły wejść do chwały błogosławionej, nim Chrystus przez Śmierć swoją otworzył drzwi do żywota wiecznego.


    FAKTEM jest, że znaczenia pojęć nieba, ziemi i piekła uległy zmianie. A są to pojęcia wykorzystywane w definicjach dogmatycznych, np. "Gdyby ktoś twierdził, że strach przed piekłem..." z soboru trydenckiego. Słowa papież Pawła VI są zatem niezgodne z rzeczywistością.

    Definicje dogmatyczne nie są jednoznaczne i nawet nie mogą takimi być, bo wykorzystują język naturalny. Natura języka uniemożliwia w ogóle nieewolucyjne rozumienie dogmatów. Pewnie świeci Ci się już lampka "cenzura św. Piusa X". A wystarczy jedynie odróżnić znaczenie i oznaczanie, miejsce w środku ziemi od desygnatu. 
    Jak się tego nie robi, to każde odkrycie naukowe stanowi potencjalne zagrożenie dla wiary. Można oczywiście ocenzurować naukę jako prowadzącą do herezji, ale w pewnym momencie fakty są zbyt wymowne. Wtedy pozostaje chyłkiem się wycofać, np. usuwając "O obrotach" z indeksu, potwierdzając tylko, że znaczenie uległo zmianie, a to, co dawniej było herezją lub błędem w wierze, dziś już nią nie jest. 

    Dzięki za dyskusję. Udanego wyjazdu.
  • edytowano maja 2014
    „Zawsze wierni” nr 99 (8/2007)

    Jazon Winschel

    Galileusz – czarny charakter czy ofiara?

    „Ja, Gallileo Galilei, Florentczyk, liczący lat 70 (…) mając przed oczyma i dotykając Świętych Ewangelii, przysięgam, że zawsze wierzyłem, wierzę i z Bożą pomocą wierzyć będę w przyszłości we wszystko, co utrzymuje, wyznaje i naucza święty, katolicki i apostolski Kościół”.

    Tak brzmią pierwsze słowa publicznego wyrzeczenia się błędów wobec Świętego Oficjum przez światowej sławy matematyka Galileusza. Miało to miejsce 22 czerwca 1633 r., Galileusz został skazany za publikację książki, na kartach której pisał, „że Słońce jest centrum wszechświata i nie porusza się od wschodu ku zachodowi oraz że Ziemia się porusza i że nie jest ona centrum wszechświata”. Czyniąc zadość pierwszej części wyroku i pragnąc uwolnić się od podejrzenia o herezję, Galileusz mówił dalej: „W szczerości serca i z niekłamaną wiarą wyrzekam się, przeklinam i odrzucam ze wstrętem wspomniane błędy i herezje oraz wszelki inny błąd, herezje i sekty sprzeciwiające się w jakikolwiek sposób Kościołowi świętemu. Przysięgam, że w przyszłości nigdy nie powiem ani nie będę twierdził, ustnie czy pisemnie, niczego, co mogłoby stworzyć okazję do podobnych podejrzeń wobec mojej osoby”.

    Jako dopełnienie formalnego wyrzeczenia się błędów Galileusz został uwięziony i zobowiązany do odmawiania siedmiu psalmów pokutnych co tydzień przez trzy lata.

    Wszystkie te fakty są powszechnie znane. Znamy je z dokumentów końcowego etapu prowadzonego przez Inkwizycję procesu Galileusza. W tym miejscu jednak rozpoczynają się kontrowersje, gdyż niewiele procesów było tak błędnie rozumianych, niewłaściwie interpretowanych i nadużywanych jak właśnie proces Galileusza. Zarówno historycy, jak i naukowcy opisywali stosunki między Galileuszem a Kościołem jako walkę nauki z wiarą, rozumu z autorytetem i przesądem. W naszej post-chrześcijańskiej epoce konflikt ów przeobraził się w spór między dobrem a złem, w którym znajdujący się w straszliwym kryzysie Kościół katolicki gra rolę czarnego charakteru.

    Lansowana powszechnie wersja wydarzeń przedstawia się następująco: Galileusz, wybitny uczony, udowodnił teorię Kopernika rozwiniętą w XVI wieku. Zgodnie z tą teorią Słońce jest centrum wszechświata, a wokół niego porusza się w cyklu rocznym Ziemia, obracająca się równocześnie wokół swej własnej osi. Kościół katolicki, przywiązany do modelu geocentrycznego, wedle którego Ziemia się nie porusza, potępił Galileusza jako heretyka. Był on później torturowany, straszony egzekucją, a ostatecznie uwięziony i zmuszony do wyrzeczenia się swych tez; na koniec odmówiono mu też katolickiego pochówku. Kościół, dając po raz kolejny dowód swego nieprzejednania i wrogości wobec nauki, odmawiał zgody na nauczanie heliocentryzmu aż do XIX wieku, kiedy to książka Galileusza Dialog dotyczący dwóch głównych systemów wszechświata została ostatecznie zdjęta z indeksu ksiąg zakazanych.

    Implikacje tego popularnego poglądu mają ogromne znaczenie z kilku powodów. Po pierwsze, patrząc na to z punktu widzenia apologetyki, jeśli Kościół naprawdę ogłosił uroczyście, że Ziemia nie krąży wokół Słońca, wówczas niemal z pewnością błądził. Oczywiście podważałoby to jego twierdzenie o własnej nieomylności, co z kolei obaliłoby twierdzenie o jego Boskim ustanowieniu. Gdybyśmy natomiast chcieli bronić twierdzenia Kościoła o jego wolności od błędu, prowadziłoby to do uznania istnienia wielu sprzecznych ze sobą prawd. Innymi słowy prowadziłoby to do przyzwolenia na twierdzenie, że wiara mówi nam jedno, a nauka coś przeciwnego. W ten sposób uznalibyśmy, że nauka i religia mogą pozostawać ze sobą w sprzeczności, ale niekoniecznie się wykluczają. Jednak również to jest nie do przyjęcia – ze względu na jedność prawdy. Kościół nie może uważać za prawdę tego, co jest sprzeczne z prawdą naukową. Albo jedna, albo druga teza musi być fałszywa, ponieważ Bóg jest źródłem wszelkiej prawdy – i nie może być sprzeczny sam ze sobą.

    Jednak – pozostawiając na boku kwestię nauki i religii – w jaki sposób ta interpretacja sprawy Galileusza wpływa na reputację Kościoła katolickiego? Czy naprawdę ten ostatni w sposób stronniczy skazał na uwięzienie człowieka po to tylko, by zapobiec uznaniu naukowo udowodnionej prawdy? Czy miał jakiś inny powód, poza samym pragnieniem dalszego propagowania własnych błędów? Co powinien odpowiedzieć katolik na zarzuty dotyczące tej sprawy?

    W niniejszym artykule przedstawimy odpowiedzi na te pytania i obiekcje poprzez: 1) podanie kontekstu historycznego, bez którego żadne wydarzenie tej rangi nie może być właściwie zrozumiane; 2) skorygowanie błędów rzeczowych i nieporozumień; 3) wyciągnięcie kilku wniosków i sugestii opartych o to, czego się dowiedzieliśmy.

    Kontekst osobisty. Galileusz jako człowiek

    Galileusz urodził się we włoskim mieście Piza w roku 1564. Choć fakt ten często traci się z oczu, został wychowany jako katolik i pozostał lojalnym katolikiem, wstępując nawet na rok, w wieku lat 14, do nowicjatu. Chociaż z powodów natury finansowej nie uzyskał stopnia uniwersyteckiego, wytrwale kontynuował studia matematyczne i techniczne na własną rękę. W wieku około 25 lat wynalazł wagę hydrostatyczną, napisał powszechnie wychwalaną rozprawę na temat „środka ciężkości ciał stałych” i zwrócił na siebie uwagę kilku wybitnych uczonych i duchownych, włączając w to znanego jezuickiego matematyka Krzysztofa Claviusa oraz Guidobaldo markiza del Monte, brata kardynała Franciszka Marii del Monte. Ponadto w roku 1589, w wieku lat 25, uzyskał stanowisko wykładowcy matematyki na uniwersytecie w Pizie. Trzy lata później Guidobaldo pomógł mu uzyskać posadę wykładowcy matematyki na uniwersytecie w Padwie, gdzie Galileusz pozostał przez kolejnych 17 lat. Następnie, poszukując większej wolności badań i mniejszych obowiązków związanych z nauczaniem, Galileusz przeniósł się do Florencji w Toskanii. W nadziei na zdobycie sobie tam pozycji, nadał nawet księżycom Jowisza nazwę „Gwiazdy Medyceuszy” (od Kosmy II Medyceusza, Wielkiego Księcia Toskanii) i zadedykował władcy Toskanii swą pierwszą książkę Gwiezdny posłaniec. Ostatecznie, w roku 1610, Kosma mianował go „Pierwszym Matematykiem uniwersytetu w Pizie oraz Pierwszym Matematykiem i Filozofem Wielkiego Księcia”. Galileusz piastował to stanowisko przez większą część swego konfliktu z władzami Kościoła.

    Konflikt między Galileuszem a Kościołem przypisywano przeważnie wrodzonemu konfliktowi między nauką a religią. Galileusz nazywany był nawet przez niektórych męczennikiem nauki. Jednak twierdzenia te są fałszywe. Ani nauka i religia nie są ze sobą sprzeczne – choć ich metody mogą się różnić (…) – ani Galileusz nie został potępiony z powodu głoszenia prawdy naukowej. W istocie główną przyczyną konfliktu nie była treść przesłania, ale osoba, która usiłowała je przekazać.

    Widzieliśmy do tej pory błyskawiczną karierę nadzwyczaj inteligentnego człowieka, nie widzieliśmy jednak samego człowieka. Osobowość Galileusza była źródłem wszelkiego rodzaju konfliktów. Jak pisze Artur Koestler: „Galileusz posiadał rzadki dar wzbudzania wrogości; nie sympatii pomieszanej z gniewem, jaką budził Tycho [Brahe], ale zimnej, bezlitosnej wrogości, jaką geniusz wzbogacony arogancją, pozbawiony cnoty pokory, budzi wśród miernot”. Był arogancki, szorstki, pyszny i prowokujący. Już na swym pierwszym stanowisku w Pizie zasłużył sobie na przydomek „Kłótnik”, ze względu na swój choleryczny i kłótliwy temperament. Poza kwestią dotyczącą heliocentryzmu, prowadził na uniwersytecie z różnym powodzeniem spory z tzw. arystetotelikami w kwestii fizyki i astronomii, z kolegami astronomami co do tego, kto odkrył dane ciała niebieskie, z innymi co do składu komet, a z pozostałymi na temat jaki mu się akurat nawinął. Nie chodzi tu jedynie o to, że angażował się w częste spory – tego można akurat oczekiwać od dociekliwej atmosfery późnego renesansu, lecz raczej o styl jego ataków. Galileusz był niezwykle błyskotliwy jako pisarz i mówca, w mistrzowski sposób panował nad publicznością. Jego pióro tryskało sarkazmem, nie chciał przyznać się do porażki nawet najbardziej oczywistej, zamiast tego atakował zażarcie tych, z którymi się nie zgadzał. Według Wilhelma i Ariela Durantów: „Na marginesie książki jezuity Antoniego Rocco, broniącej astronomii ptolemejskiej, Galileusz napisał: «Ignorant, osioł, głupiec, matoł … eunuch»”.

    J. L. Heilbron twierdzi, że „Galileusz rzeczywiście stanowił poważne zagrożenie dla Kościoła, ponieważ wiedział, jak pisać. Dowcipny, sarkastyczny, wnikliwy i posiadający głęboką wiedzę, zajmuje poczesne miejsce wśród stylistów włoskiej literatury”. I rzeczywiście, od czasu do czasu Galileusz posługiwał się językiem włoskim. Zamiast pisać po łacinie, w uniwersalnym języku uczonych – odwołując się do szerszego i mniej wyedukowanego audytorium – Galileusz pisał swe najbardziej kontrowersyjne dzieła po włosku. Był przystępnym polemistą, przyznającym zresztą otwarcie, że nie pisze dla pedantów. Tak więc, zamiast rozprawy naukowej pełnej figur i równań, tworzył pisma pełne dowcipów i inwektyw, wzbudzając namiętności tłumów. Mówiąc w skrócie, był niebezpiecznym człowiekiem niosącym nadzwyczaj drażliwe przesłanie.

    Kontekst historyczny. Akcja i reakcja

    Galileusz żył w erze zamętu. Urodził w czasie, gdy rewolucja protestancka, wstrząsająca i burząca Christianitas, weszła w swój wiek dojrzały. Zmarł w roku 1642, miesiąc po swych 78. urodzinach, na sześć lat przed zakończeniem wojny trzydziestoletniej, gdy Kościół powoli odbudowywał swoją pozycję. Były to ostanie lata renesansu i początek epoki, nazywanej niekiedy „erą rozumu”. Dla odkrywców, kupców i osadników otwierały się nowe światy (…) narody budowały imperia w egzotycznych krajach. Czasy te nazywane były „erą przygód”, gdyż przez przygodę rozumie się wydarzenia niepewne i ekscytujące. A takie właśnie były wydarzenia, które zniszczyły katolicki ład panujący w wiekach średnich.

    Jednak niepewność i ekscytacja okazały się niebezpieczne – powstałe zamieszanie niosło zagrożenie dla dusz. Renesans przyczynił się do postępu w wielu dziedzinach nauki i sztuki, jednak jego humanizm odwiódł wielu ludzi od ich rzeczywistego, wiecznego przeznaczenia. Rewolucja protestancka, rozpoczynająca się we wczesnych latach XVI wieku, nie tylko obaliła ugruntowany porządek społeczny, unicestwiła jedność wiary oraz doprowadziła do krwawych powstań i wojen, ale przywiodła też do zguby niezliczoną liczbę dusz. Kościół katolicki, którego misją była troska o ich zbawienie, został zmuszony do reakcji – i uczynił to w sposób godny podziwu. Wiek XVI był świadkiem wspaniałego Soboru Trydenckiego, który zdefiniował w sposób tak jasny wiele katolickich prawd oraz potępił błędy protestantyzmu, katolickiej reformacji, podczas której Kościół oczyścił swój własny dom; powstania zakonu jezuitów, najbardziej intelektualnego zgromadzenia tamtych czasów oraz niezłomnego obrońcy ortodoksji; kodyfikacji Mszy przez św. Piusa V; powstania licznych katechizmów; niezrównanego rozwoju apologetyki – której najważniejszym autorem był św. Robert Bellarmin i bardziej zdecydowanej obrony Pisma św., tak brutalnie atakowanego przez protestantów. W efekcie Kościół skoncentrował się bardziej na swym duchowym dziedzictwie. Gorliwiej bronił swych dogmatów, Ewangelii, swego boskiego autorytetu – czyli wszystkiego, co kwestionowali tzw. reformatorzy. Ponadto zachował instytucję Świętej Inkwizycji i ogłosił w roku 1559 indeks ksiąg zakazanych jako środek mający dopomóc doprowadzić do nieba możliwie największą liczbę dusz. Tak więc warunki dla promowania idei, które mogłyby pomniejszyć autorytet Kościoła czy gorszyć wiernych, były nader niesprzyjające.

    Kontekst kosmologiczny. Trzy systemy

    W takich to okolicznościach pojawił się Galileusz ze swym agresywnym stylem i włączył się do sporu pomiędzy trzema teoriami na temat wszechświata. Dwie z nich były geocentryczne, a trzecia heliocentryczna. W szczegółach żadna z nich nie była całkowicie prawdziwa, każda jednak zdawała się wyjaśniać to, co było widzialne gołym okiem. Każda obejmowała zawrotną liczbę epicykli, kręgów wewnątrz kręgów, koniecznych do pogodzenia teorii z tym, co było w sposób oczywisty dostrzegalne na niebie. Owe próby, mające na celu pogodzić to, co było oczywiste, z teorią, poprzez zgłaszanie rozmaitych spekulatywnych uzupełnień, nazywane było „zachowywaniem pozorów”. Była to metoda nieporęczna i skomplikowana, ale dzięki niej funkcjonowanie wszechświata było przewidywalne, nawet jeśli do końca go nie rozumiano.

    Pogląd najbardziej starożytny, który utrzymywał się przez stulecia, był mieszaniną obserwacji i spekulacji Arystotelesa i Ptolemeusza. Owa teoria, znana jako ptolemejski model wszechświata, zyskała wielkie uznanie, zwłaszcza w pierwszej połowie drugiego tysiąclecia, kiedy to Arystoteles panował niepodzielnie wśród filozofów i teologów. Spuścizna Arystotelesa została przywrócona światu zachodniemu w wieku XIII przez wybitnego uczonego i teologa św. Alberta Wielkiego. Jednak o ile Albert poszukiwał dowodów i kiedy to było konieczne, korygował twierdzenia Arystotelesa, późniejsi uczeni mieli skłonność do trzymania się ślepo opinii „Filozofa”. A w tym przypadku, wedle twierdzenia Arystotelesa, przyjętego przez Ptolemeusza, wszechświat wraz ze wszystkimi ciałami niebieskimi poruszał się po orbitach doskonale kolistych wokół trwającej w bezruchu Ziemi. Ludzie przyjęli ten model nie kierując się jedynie autorytetem Arystotelesa. Jak pisze Jan Brodrick:

    „[Teoria ta] była w zasadniczy sposób zgodna z ich codziennymi obserwacjami. Ziemia z pewnością wydawała się nie poruszać i każdy, kto siedział do późna w nocy, mógł na własne oczy zobaczyć majestatyczny ruch ciał niebieskich. Pismo św., objawione słowo Boga, wydawało się potwierdzać tę koncepcję, chociaż natchnieni autorzy nigdy nie czytali Arystotelesa. Ojcowie Kościoła nie wierzyli w teorię geocentryczną na tyle silnie, by uważać ją za oczywistą. Ptolemejska adaptacja systemu Arystotelesa rzeczywiście dość dobrze tłumaczyła zachowanie się ciał niebieskich, w oparciu o nią można było przewidywać zaćmienia Słońca i z dużą dokładnością prowadzić nawigację morską na podstawie ruchu gwiazd”.

    Tak więc geocentryczny model wszechświata, który zasadniczo nie był kwestionowany przez XVIII stuleci, wydawał się zadowalający nie tylko na poziomie filozoficznym i teologicznym, ale również praktycznym – czyli był zgodny ze zdrowym rozsądkiem.

    Kanonik Mikołaj Kopernik widział to inaczej. W oparciu o pisma licznych autorów starożytnych oraz własne obserwacje, a zwłaszcza rozprawy kard. Mikołaja z Kuzy i innych XV-wiecznych uczonych, opracował wszechstronną teorię, wedle której centrum wszechświata miało stanowić Słońce. Kopernikański model wszechświata znalazł najpełniejszy wyraz w jego dziele De revolutionibus orbium coelestium, opublikowanym w roku 1543, kiedy Kopernik leżał już na łożu śmierci. Model ten znany był w kręgach naukowych, nauczany jako teoria na uniwersytetach i niektórzy w niego wierzyli, generalnie jednak nie budził zainteresowania przez niemal 50 lat. Sama książka „była i jest najgorzej sprzedającą się książką wszechczasów”. Podczas gdy ogólna idea heliocentryzmu cieszyła się poważaniem, system kopernikański był bardziej jeszcze skomplikowany niż ona, obejmował więcej epicykli, a wszystko to zawarte zostało w książce niemal tak niestrawnej jak niepoczytnej. Równocześnie teoria przedstawiona przez Kopernika była tak słaba, że obawiał się on jej opublikować z obawy przez publicznym upokorzeniem. Pomimo tego, teoria heliocentryczna począwszy od początku XVII wieku zaczęła gwałtownie zyskiwać zwolenników.

    Ostatnim z rywalizujących systemów była teoria opracowana przez Tycho Brahe. Tycho, który był prawdopodobnie najwybitniejszym, najbardziej wytrwałym i dokładnym obserwatorem ciał niebieskich, odrzucał system ptolemejski, ponieważ nie mógł pogodzić go z wybuchem supernowej w roku 1572 i pojawieniem się wielkiej komety w 1577. Odrzucał również teorię kopernikańską – z powodu braku dowodów potwierdzających jej prawdziwość i ponieważ sprzeciwiała się ona Pismu św. W tym ostatnim poprzedzał prekursorów luteranizmu, Marcina Lutra i Filipa Melanchtona. Aby wypełnić próżnię, sugerował model, w którym Słońce i księżyc krążyłyby wokół Ziemi, podczas gdy planety obracałyby się wokół Słońca w epicyklach. Ponieważ pojawiła się na scenie jako ostatnia, teoria ta zyskała lepsze przyjęcie, zwłaszcza wśród astronomów jezuickich, ponieważ wydawało im się, że w obliczu nowych odkryć stary system ptolemejski jest nie do obrony.

    Dominacja Galileusza

    W roku 1608 Holender Jan Lippershey wynalazł teleskop. Rok później Galileusz rozpoczął prace nad własnym i około roku 1609 jego „lunetka” powiększała obserwowane przedmioty tysiąc razy. Spokój się skończył – wybuchła burza. Nagle niebo zaczęło wyglądać zupełnie inaczej i pojawiły się nowe argumenty w debacie astronomicznej. Nowe obserwacje były zabójcze dla koncepcji arystotelejsko-ptolemejskiej. Wbrew tej teorii, Galileusz zaobserwował, że powierzchnia księżyca nie jest idealnie okrągła i gładka, ale „pełna nieregularności, nierówna, z wypukłościami (…) urozmaicona wszędzie wyniosłymi górami i głębokimi dolinami”, wyciągając z tego wniosek, że tworzy go ta sama materia, co Ziemię. Zauważył cztery księżyce, krążące wokół Saturna zamiast Ziemi, oraz fazy Wenus, których brak był traktowany dotychczas jako kwestia sporna w teorii kopernikańskiej. W rok po publikacji tych odkryć zaobserwował razem z innymi plamy na Słońcu, wskazujące na to, że materia tej gwiazdy ulega przemianie, co znowu sprzeczne było z modelem Arystotelesa. W sumie dowody empiryczne dostarczone przez teleskop wyraźnie przemawiały przeciw teorii ptolemejskiej, która dominowała i cieszyła się szacunkiem przez tyle wieków.

    Galileusz opublikował wyniki swoich pierwszych obserwacji w małej książce Gwiezdny posłaniec, wydanej w roku 1610. Miała ona zaledwie 24 strony, a jej przesłanie było niezwykle przystępne, w konsekwencji czego cały nakład został błyskawicznie wykupiony. Skutek był dramatyczny. Spór kosmologiczny szerzył się jak pożar. Galileusz był „wychwalany jako najwybitniejszy astronom swoich czasów”. Pomimo, że była to z całą pewnością przesada, dobrze oddawało panującą atmosferę. W tym samym czasie ks. Krzysztof Klawiusz, niezwykle szanowany główny matematyk i astronom jezuickiego Collegio Romano, którego Galileusz spotkał rok wcześniej, napisał do niego, że astronomowie Collegio potwierdzają jego odkrycia. (Klawiusz zmarł zaledwie rok później, przekonany częściowo, że odkrycia dokonane za pomocą teleskopu spowodowały, iż system ptolemejski stał się nie do obrony.) Galileusz wyruszył więc do Rzymu, spodziewając się, że przekona zwierzchników Kościoła o przewadze systemu kopernikańskiego. Jezuici, wielu wybitnych prałatów i kardynałów, a nawet papież Paweł V, który udzielił mu długiej audiencji, powitali go entuzjastycznie. Został przyjęty do nowo powstałej Accademia dei Lincei, której głównym celem było „zwalczanie arystotelizmu wszelkimi dostępnymi sposobami”. Pisząc: „Wszyscy okazują mi cudowną życzliwość, zwłaszcza ojcowie jezuici”, powrócił w tryumfie do Florencji.

    Problemy

    Galileusz przystąpił teraz do pracy nad ugruntowaniem przekonania, że koncepcja heliocentryczna nie jest jedynie teorią, ale udowodnionym faktem. Jednak podczas gdy jego pewność siebie wzrosła, pojawiły się pierwsze pomruki niezadowolenia. Pierwsze potępienie przez Inkwizycję heliocentryzmu nastąpiło już pięć lat później.

    Włoski astronom napotkał na poważne trudności: 1) po pierwsze i najważniejsze, ani wówczas, ani kiedykolwiek nie udowodnił swej teorii. Przedstawił jedynie liczne argumenty, z których wszystkie posiadały jednak słabe punkty. Równocześnie odmówił, być może powodowany pychą, zaakceptowania czy nawet uwzględnienia koncepcji Jana Keplera, że orbity planet są eliptyczne. Gdyby to uczynił, jego argumenty byłyby znacznie łatwiejsze do przyjęcia, gdyż zyskałyby to, czego brakowało innym modelom: prostotę. Jednak, pomimo różnych mankamentów, książka wyraźnie ukazywała słabości systemu ptolemejskiego; 2) Galileusz nigdy nie poświęcił wystarczającej uwagi systemowi Tycho. Mógłby całkowicie obalić system Arystotelesa i Ptolemeusza, ale ponieważ ten ostatni nie był jedyną geocentryczną możliwością nie można było z tego wyciągnąć logicznego wniosku, że heliocentryzm musi być prawdziwy. Jednak to właśnie uczynił Galileusz, jak gdyby Tycho i jego system nigdy nie istnieli. Równocześnie wielu jezuitów zwróciło się ku koncepcji Tycho, ponieważ (podobnie jak heliocentryzm) można ją było pogodzić z różnymi nowymi odkryciami dokonanymi za pomocą teleskopu, nie stwarzała jednak problemów z interpretacją Pisma św.; 3) trzecim problemem, na jaki napotkał Galileusz, był prosty fakt, że jego teoria wydawała się otwarcie sprzeciwiać ustępom Pisma św., jak np. Joz 10, 12–13, gdzie Jozue nakazuje słońcu pozostać nad doliną Ajalon. Fragmenty takie pojawiały się w Piśmie św., nie dość tego – Ojcowie Kościoła brali je dosłownie. W rezultacie starożytne nauczanie Kościoła wydawało się pozostawać w sprzeczności z heliocentryzmem; 4) ostatnim problemem był charakter samego Galileusza. Opowiadając się za heliocentryzmem, wkroczył na potencjalnie niebezpieczny grunt. Kopernik i inni uniknęli problemów, traktując heliocentryzm jako niesprawdzoną teorię. Przedstawiając go jako fakt, Galileusz przeniósł walkę na całkowicie nowy poziom. (…)

    Pierwsze starcie

    Przed rokiem 1625 Galileusz całe lata otwarcie nauczał teorii Kopernika jako prawdziwej. Pokonał wielu przeciwników w debacie matematycznej, jednak w międzyczasie istota sporu przesunęła się z terenu matematyki i astronomii do teologii. Stało się tak, ponieważ Galileusz upierał się, że system kopernikański jest prawdziwy, że nie jest jedynie hipotezą, lecz faktem. Posługiwanie się heliocentryzmem jako hipotezą pomocną w przewidywaniu zdarzeń astronomicznych i zachowywanie pozorów to jedno, jednak sugerowanie, że jest on prawdziwy – wbrew autorytetowi Pisma św. – to coś zupełnie innego.

    W nieuchronny sposób wspomniane zastrzeżenia oparte na Piśmie św. zaczęły być podnoszone zarówno przez duchownych, jak i świeckich, z których największą rolę odegrała Wielka Księżna Toskanii Krystyna. W roku 1613, podczas obiadu, na którym rozmowa zeszła na najbardziej palący problem tych czasów, zadawała ona pytania o pewne szczegóły systemu kopernikańskiego i wyraziła powszechne zastrzeżenia oparte na Piśmie św. wobec ucznia Galileusza, benedyktyńskiego mnicha Benedykta Castellego. Castelli opowiedział o tym Galileuszowi, a ten z kolei wypuścił się na niebezpieczne wody teologii. Pośpiesznie napisał i rozpowszechnił List do Castellego. To właśnie stało się początkiem jego upadku. W Liście tym Galileusz zajął jasne stanowisko, że Biblia niekiedy mówi o wydarzeniach używając popularnych określeń, nawet jeśli język ten nie jest technicznie adekwatny (w ten sposób mówmy, że słońce wschodzi i zachodzi, nawet jeśli wiemy, że to ruch ziemi powoduje pozorny ruch słońca). Pismo św. nie miało być wedle niego podręcznikiem matematyki, nie powinno więc być autorytetem w tej dziedzinie, kiedy obserwacje zdawały się mu przeczyć. (…)

    Po około roku krążenia Listu do Castellego sprawa trafiła na ambony, a wkrótce i dalej. Dominikanin o. Tomasz Caccini zaatakował bezlitośnie matematykę, matematyków i teorię kopernikańską, używając jako motta do kazania słów „Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie patrząc w niebo?”. W imieniu dominikanów z klasztoru św. Marka we Florencji wystąpił o. Mikołaj Lorini, który przesłał List kardynałowi Pawłowi Sfrondato, jednemu z Inkwizytorów Generalnych, który z kolei przekazał go Świętemu Oficjum. W dołączonym piśmie o. Lorini wyraził opinię zakonników, że List obraża Pismo św. i Ojców Kościoła, św. Tomasza z Akwinu i filozofię Arystotelesa, „która oddała tak wielkie usługi teologii scholastycznej”. Ponadto mnisi zwracali uwagę, że zgoda na indywidualną interpretację Pisma wbrew nauczaniu Ojców zapoczątkowała rewolucję protestancką i została potępiona przez Sobór Trydencki (1545–1563).

    Co jednak ciekawe, w obu tych przypadkach wyższe władze Kościoła wydały decyzje na korzyść Galileusza. O. Ludwik Marafii, Generalny Kaznodzieja zakonu dominikanów, przeprosił Galileusza za atak przeprowadzony przez o. Cacciniego, który określił jako „idiotyczny”. Inkwizytor wyznaczony do przeczytania Listu do Castellego określił go jako ortodoksyjny.

    Jednak w chwili wydania tych werdyktów Galileusz pracował już nad poprawioną wersją Listu. W okresie pomiędzy wydaniem obu wersji ostrzegany był przez przyjaciół (włączając późniejszego papieża Urbana VIII, kard. Mateusza Barberiniego), by powstrzymał się od przedstawiania swej teorii jako faktu, by przestał bawić się w teologa i wypowiadał się jedynie jako matematyk. Zlekceważył jednak te rady, rozzuchwalony publikacją przez karmelitę Pawła Antoniego Foscariniego książki, w której zakonnik ten twierdził, że pogodził system kopernikański z Pismem św. Kard. św. Robert Bellarmin, przeglądnąwszy książkę Foscariniego i odnosząc się zarówno do jej autora, jak i do Galileusza, stwierdził, że muszą oni traktować tę kwestię jako teorię i że Pismo nie może być reinterpretowane aż do momentu „prawdziwego wykazania, że Słońce jest centrum wszechświata, a Ziemia znajduje się w trzeciej sferze oraz że Słońce nie krąży wokół ziemi”. Nawet w tym przypadku, mówił Bellarmin, byłoby konieczne postępować z wielką ostrożnością w reinterpretacji trudnych ustępów. Stawką jest w końcu zbawienie dusz. Ton wypowiedzi Bellarmina, przemawiającego, jak wszyscy wiemy, w imieniu Kościoła, był rozsądny i stonowany. Kardynał dopuszczał, by geocentryzm nie był traktowany jako artykuł wiary, pozostając otwarty na możliwość, że być może okaże się fałszywy. Z drugiej strony stwierdzał wyraźnie, że kwestii tej nie należy traktować zbyt lekko i że jeśli heliocentryzm okazałby się prawdziwy w oparciu o dowody, powinno się prezentować go ostrożnie i delikatnie.

    Jednak lekkomyślny Galileusz nie chciał żadnych kompromisów. Wierzył, że Kopernik miał rację, nie potrafił jednak tego udowodnić. Pragnął, by również inni w to uwierzyli, nie potrafił jednak ich przekonać. Nie uznawał też systemu Tychona, jedynej koncepcji będącej alternatywą całkowicie logiczną. W swoim Liście do Wielkiej Księżnej Krystyny, będącym zrewidowaną wersją Listu do Castellego, zlekceważył wszystkie apele do zachowania umiaru. Po powtórzeniu wszystkich swoich kontrowersyjnych tez (m.in. odnośnie do reinterpretacji Pisma św. i twierdzenia o prawdziwości teorii kopernikańskiej) posunął się do sugerowania, że jego teoria musi być przyjęta jako prawdziwa, chyba że teologowie ją obalą. Innymi słowy, Biblia musi zostać reinterpretowana, chyba że teologowie obalą teorię heliocentryczną. W ten sposób Galileusz przerzucił obowiązek przeprowadzenia dowodu na teologów.

    Było to śmiałe posunięcie i zarazem bardzo ryzykowna decyzja. Pomimo jawnie buntowniczego charakteru tych żądań, Galileusz zakończył obietnicą podporządkowania się Kościołowi i jego decyzji w kwestiach dotyczących religii. Dodawał jednak: „Nie czuję się zobowiązany wierzyć, że ten sam Bóg, który obdarzył nas rozsądkiem, rozumem i intelektem, pragnie odmówić nam prawa do posługiwania się nimi”.

    W grudniu roku 1615, wbrew radom wielu przyjaciół w kurii oraz Roberta Bellarmina, Galileusz przekazał swoją sprawę Rzymowi. Szerzyły się pogłoski, że kopernikanizm ma zostać zakazany przez władze Kościoła. Aby zablokować tę decyzję i oczyścić swoje imię, Galileusz podjął rękawicę. Oskarżany o herezję i bluźnierstwo, bronił swojej sprawy wobec każdego przedstawiciela władzy kościelnej, który go słuchał. W lutym 1616 roku, w porywie namiętności doprowadził do wrzenia ogłaszając, że znajduje się w posiadaniu dowodu udowadniający raz na zawsze teorię kopernikańską. Doszedł do wniosku, że najwyższy czas przekonać do swoich idei papieża. Za pośrednictwem młodego (22 lata) kard. Orsiniego zaprezentował Pawłowi V swoją teorię mówiącą, że przypływy powodowane są przez ruch obrotowy i krążenie Ziemi wokół Słońca. Popełnił jednak błąd. Papieża nie przekonał, zaniepokoił natomiast nasilaniem się kontrowersji. Przymuszony rozwojem wydarzeń, Paweł VI wezwał doradców teologicznych Świętego Oficjum i poprosił ich o opinię odnośnie do najbardziej palącego problemu tych dni.

    Święte Oficjum podjęło decyzję 23 lutego 1616 roku. Jedenastu konsultantów jednomyślnie zadekretowało, że teza, iż Ziemia krąży wokół Słońca, jest niemądra, absurdalna i „formalnie heretycka”. Kiedy jednak oficjalny dekret został ogłoszony przez Kongregację Indeksu, termin „herezja” nie pojawił się w nim. Sam Galileusz nie został w dekrecie wymieniony z nazwiska, jednak książka Kopernika umieszczona została na indeksie do czasu wprowadzenia poprawek, a książka Foscariniego została zakazana bezwarunkowo. Dziewięć jej wersów wskazujących, że heliocentryzm jest jedynie teorią, czyniło książkę Kopernika dopuszczalną i została ona usunięta z indeksu po czterech latach. Foscarini potraktowany został bardziej surowo, ponieważ usiłował pogodzić Pismo św. z heliocentryzmem. Jak to stwierdził sam Galileusz: „Zakazali oni jedynie takich książek, które dowodziły zgodności [teorii kopernikańskiej] z Biblią”. Ponieważ Galileusz publikował mało tekstów, które traktowały wprost o heliocentryzmie, uniknął potępienia. Jednak zgodnie z dyrektywą papieża kard. Bellarmin nakazał mu nie nauczać ani bronić systemu kopernikańskiego jako prawdziwego. Galileusz, jak dobry katolik, chętnie pogodził się ze swoim losem. Kiedy jego krytycy posługiwali się argumentem, że odwołał swoją teorię, zażądał on i otrzymał od kardynała list, obalający ich twierdzenia. Równocześnie Paweł V zapewnił go osobiście, że ignoruje on wszelkie plotki i kalumnie szerzone wobec osoby matematyka.

    W rezultacie rzeczy wyglądały zasadniczo jak przed wybuchem kontrowersji. Heliocentryzm mógł być nadal wykorzystywany jako matematyczna metoda zachowywania pozorów, ale musiał być traktowany jedynie jako teoria. Różnica polegała na tym, że sprawa przedstawiona została Inkwizycji i obecnie zajmowanie innego stanowiska traktowane byłoby jako kwestionowanie jej decyzji. Odpowiedzialność za podporządkowanie się jej spoczywała zwłaszcza na barkach Galileusza, ponieważ kard. Bellarmin zwracał się w sposób szczególny do niego. Skoro emocje opadły, wielu odetchnęło z ulgą.
    A jednak Ziemia się kręci! Wydaje się, że ludzie, którzy nienawidzą Kościoła, mieli rację. Mit okazał się prawdą. Kościół oficjalnie potępił prawdziwe twierdzenie. Czy jednak naprawdę? Otóż nie. Decyzja Inkwizycji nie tylko nie stanowiła oficjalnego, nieodwołalnego stanowiska Kościoła – również kiedy została ona przedstawiona papieżowi, zaaprobował on ją jedynie w sposób nie angażujący nieomylności. Przytoczmy tu słowa Hilarego Belloca: „[Potępienie] nadeszło ze strony zwykłego organu dyscyplinarnego Kościoła katolickiego, nie posiadającego władzy ostatecznego określania elementu doktryny. Mylenie tego z definiowaniem przez Kościół doktryny byłoby podobne do przypisywania sądowi Nowego Jorku prawa do wprowadzania poprawki do Konstytucji. (…) Nie była to definicja wiążąca chrześcijan i nie mogła być taką w tak technicznej kwestii”.

    Czy Inkwizycja popełniła błąd, ogłaszając heliocentryzm tezą heretycką? Tak. Czy Kościół zbłądził? Absolutnie nie. W rzeczywistości dowodem działania Ducha Świętego jest fakt, że Kościół nie popełnił w tym czasie błędu, udzielając decyzji Świętego Oficjum swej nieomylnej aprobaty.

    Drugie starcie

    Na krótki czas wszystko ucichło. Jednak nie na długo. W roku 1618 na niebie pojawiły się trzy komety, wywołując spór pomiędzy Galileuszem a jezuitami. Rok ten widział również początek wojny trzydziestoletniej. Te dwa wydarzenia poważnie zaważyły na drugim starciu Galileusza z Kościołem.
    Pojawienie się komet doprowadziło do ostrej wymiany pism pomiędzy Galileuszem a jezuickimi astronomami i matematykami odnośnie do natury komet. Chociaż każda ze stron przy argumentacji uciekała się do osobistych wycieczek, „przesycone cynizmem ustępy” Galileusza spowodowały, że wielu jego głównych sprzymierzeńców wśród jezuitów go opuściło. Tych, co przy nim pozostali, zgorszył odrzuceniem wszelkiego autorytetu poza obserwacjami, rozumem i doświadczeniem. Coraz bardziej stawało się jasne, że całkowicie redefiniuje on relacje pomiędzy Pismem św. i filozofią, i to w wysoce nieortodoksyjny sposób. Głównym przyczynkiem Galileusza do tej debaty była rozprawa opublikowana pod nazwiskiem jego ucznia Mariana Guiducciego i książka zatytułowana Il Saggiatore.

    Została ona wydana w roku 1623 w atmosferze euforii, gdyż wydawało się wówczas, że szala przechyla się na korzyść Galileusza. Sama książka dedykowana była nowemu papieżowi i nosiła na frontyspisie herb papieski. A nowym papieżem, wybranym na konklawe 6 sierpnia 1623 roku był nie kto inny, jak Urban VIII, czyli Mateusz Barberini, długoletni przyjaciel i zwolennik Galileusza. Barberini był przeciwny decyzji z roku 1616 i w 1620 napisał nawet wiersz na cześć Galileusza. Jego podziw i uznanie dla matematyka znalazł wyraz w rozmowach z przyjaciółmi Galileusza w Rzymie i sześciu prywatnych audiencjach, udzielonych astronomowi w roku 1624. Papież obsypał Galileusza prezentami, w tym złotymi i srebrnymi medalami, oraz wyznaczył pensję dla jego syna. Wychwalał Galileusza do tego stopnia, że nazywał go swoim „ukochanym synem”. Chociaż nie mógł uzyskać od papieża odwołania decyzji z roku 1616, Galileusz wyjeżdżał z Rzymu z wrażeniem, że ma zgodę na pisanie o heliocentryzmie tak długo, jak długo będzie przyznawać, że nie jest on jedyną możliwością. Szczęśliwa passa trwała, w roku 1626 Benedykt Castelli został mianowany matematykiem papieskim, a inny uczeń Galileusza, Mikołaj Riccardi, został wyniesiony do godności Mistrza Pałacu [papieskiego], stając się przez to głównym cenzorem w Rzymie. W tym samym czasie badanie przez Święte Oficjum Il Saggiatore, a przez inne władze kościelne w roku 1625 Listu do Angoli, wypadły na korzyść Galileusza, co wydawało się wskazywać, że spór kopernikański może zostać spokojnie wznowiony. Pośród wszystkich tych wydarzeń przyjaciele Galileusza naciskali na niego, by napisał książkę, ugruntowującą raz na zawsze system kopernikański jako prawdziwy.

    W lutym 1632 roku rozentuzjazmowanym czytelnikom został przedstawiony Dialog dotyczący dwóch głównych systemów wszechświata. Było to ostateczne posunięcie Galileusza, mające ugruntować pozycję systemu kopernikańskiego – za pełną aprobatą ks. Riccardiego. By stworzyć wrażenie podporządkowania się nałożonym na niego ograniczeniom, Galileusz dołączył przedmowę i zakończenie, które wydawały się wskazywać, że spór pozostał nierozstrzygnięty. W stentorowym jednak stylu, pozostała treść Dialogu wyraża odwrotną i prawdziwą intencję autora. Książka została napisana jako sokratejski dialog prowadzony przez cztery dni między trzema osobami. Salviati odzwierciedlał poglądy Galileusza, Simplicio był rzecznikiem kosmologii ptolemejsko-arystotelejskiej, a Sagredo pozostawał zasadniczo bezstronny. (Co charakterystyczne, nikt nie reprezentował systemu Tychona i został on po raz kolejny całkowicie zlekceważony. Zignorowanie poważnej geocentrycznej koncepcji Tychona wydaje się potwierdzać tezę, że Galileusz usiłował przedstawić heliocentryzm jako fakt.) Podczas wspomnianej dyskusji Salviati w błyskotliwy sposób atakuje model ptolemejski. Simplicio jest głupkiem. A jednak w usta owego głupka „z niewiarygodną nieroztropnością” włożył Galileusz słowa Urbana VIII. Poprzez bardzo skomplikowane argumenty Salviatiego Galileusz – w sposób umyślny lub nie – wykpiwał nie sam tylko geocentryzmu, ale i osobę papieża.

    Urban poczuł się zdradzony. Rozpieszczał, wychwalał i komplementował człowieka jedynie po to, by ten odpłacił mu zdradą. To jednak nie wszystko. W czasie publikacji Dialogu siły protestanckie dowodzone przez Gustawa Adolfa odnosiły kolejne zwycięstwa i pustoszyły katolickie kraje podczas trwającej wciąż wojny trzydziestoletniej. Papież wspierał kardynała Richelieu, który udzielił wsparcia Adolfowi. Dla niektórych ludzi wsparcie udzielone przez papieża heretykom wydawało się oczywiste. Możliwe jest, jak argumentują niektórzy, że postrzegał on sprawę Galileusza jako okazję do udowodnienia, że podejrzenia te były fałszywe. W tym samym czasie grupa jezuitów – astronomów, którzy zostali wyszydzeni w Dialogu – naciskała na wydanie zakazu rozpowszechniania tej książki, argumentując, że jej publikacja jest jaskrawym dowodem na nieposłuszeństwo wobec dekretu Inkwizycji z 1616 roku.

    W roku 1632 rozpowszechnianie książki zostało wstrzymane. Komisja powołana przez Urbana wysunęła we wrześniu tego roku wobec Galileusza trzy główne zarzuty, a kilka tygodni później został on wezwany do Rzymu. Prawdopodobnie najpoważniejszym, bo najoczywistszym oskarżeniem było, że Galileusz ignorował zakaz z 1616 roku, który nakazywał mu „nie twierdzić, nauczać czy bronić [jego kopernikańskich przekonań] w jakikolwiek sposób, ustnie czy pisemnie”. Zakaz ten był sprzeczny z wydaną w tym samym czasie dyrektywą kard. Bellarmina oraz zezwoleniem udzielonym przez Pawła V i Urbana VIII. Bez wątpienia zarzut ten zaskoczył Urbana tak samo, jak Galileusza. Słowa te znalazły się jednak w aktach, chociaż nie podpisanych, datowanych na dzień po instrukcji kard. Bellarmina, upominających Galileusza w słowach przytoczonych wyżej. Galileusz bezdyskusyjnie naruszył je, gdyż zgodnie z zakazem nie wolno mu było traktować systemu kopernikańskiego nawet jako teorii, a tym bardziej faktu. Czy jednak zakaz ten był autentyczny? Galileusz nic o nim nie wiedział, kard. Bellarmin już nie żył i nie mógł się do sprawy ustosunkować, nikt inny nie potrafił na ten temat nic powiedzieć. Przez kolejne 15 lat dekret ten był źródłem gwałtownego sporu w kontrowersji dotyczącej Galileusza. Jedni traktowali go jako fałszerstwo, inni mówili o spisku, jeszcze inni przychylali się do obu tych tez. Mówiono też o pomyłce, którą kard. Bellarmin miał w późniejszym czasie poprawić. Jakkolwiek wygląda prawda, dokument ten jest bardzo podejrzany (…). Niemniej jednak doprowadził on do procesu Galileusza.

    Ociągając się tak długo, jak to tylko było możliwe, Galileusz przybył do Rzymu w lutym 1633 roku. Został ostatecznie skierowany do pałacu Świętego Officjum, gdzie otrzymał pięciopokojowe mieszkanie oraz służącego, pozwolono też „majordomusowi troszczyć się o jego strawę i wino”. Warunki te daleko odbiegały od obskurnej celi, o której mówiły antykościelne mity. W rzeczywistości miesiąc później, podczas procesu, Galileuszowi pozwolono opuścić tę kwaterę i zamieszkać w ambasadzie Toskanii w Rzymie.

    Proces rozpoczął się 12 kwietnia 1633 roku, kiedy to miało miejsce pierwsze przesłuchanie oskarżonego. Ostatnie z czterech przesłuchań odbyło się dwa miesiące później, 21 czerwca 1633 roku. Podczas procesu Galileusz przedstawił na swoją obronę świadectwo kard. Bellarmine, wedle którego nie wymagano od niego odwoływania żadnego ze swych przekonań. Przyznał jedynie, że zabroniono mu traktowania systemu kopernikańskiego jako udowodnionego faktu i stwierdził, że nic mu nie wiadomo o dokumencie z 26 lutego 1616 i ściślejszych restrykcjach, jakie miał on nakładać. Po pierwsze odrzucił oskarżenie, że w Dialogu przedstawił argumenty w przeważającej części na korzyść systemu kopernikańskiego, później jednak, wobec oczywistych faktów, wycofał się z tego twierdzenia i zaproponował, że opublikuje ponownie swą książkę z dodatkiem, w którym rozłoży argumenty bardziej równomiernie. W trakcie procesu stanowczo odmawiał przyznania, że on sam wyznaje system heliocentryczny, twierdząc, że zaniechał tego od czasu dekretu z 5 marca 1616. Inkwizytorzy wiedzieli, że kłamał i byli w posiadaniu długiej listy cytatów dowodzących tego. Z polecenia papieża i po wielokrotnym umożliwieniu Galileuszowi wyjawienia jego prawdziwego stanowiska, ostatniego dnia procesu zagrożono mu torturami, jeśli nie przedstawi swych prawdziwych przekonań. Galileusz zdecydowanie odmówił, stwierdzając, że od czasu dekretu z 1616 roku „z umysłu mojego znikły wszelkie wątpliwości, wyznawałem odtąd i nadal wyznaję opinię Ptolemeusza – że Ziemia pozostaje w bezruchu, a porusza się Słońce – jako absolutnie prawdziwą i bezdyskusyjną”. Zamiast skonfrontować tę wypowiedź z cytatami z jego pism, inkwizytorzy kazali Galileusza wyprowadzić. Proces dobiegł końca, wynik był jasny, pozostało jeszcze ogłoszenie wyroku.

    22 czerwca Święte Oficjum wydało werdykt: „Ogłaszamy, wyrokujemy i deklarujemy, że ty, wspomniany Galileusz (…) stawiłeś się przed sądem tego Świętego Oficjum wobec licznych podejrzeń o herezję, tj. o wiarę i wyznawanie – co jest błędne i sprzeczne z Pismem św. – że Słońce jest centrum wszechświata i nie porusza się ze wschodu na zachód oraz że Ziemia porusza się i nie jest centrum wszechświata; i że opinia ta może być wyznawana i broniona jako prawdopodobna po tym, jak została ogłoszona i zadeklarowana jako sprzeczna z Pismem św. (…) zarządzamy, by książka Dialog Galileo Galilei została zakazana przez publiczne obwieszczenie. (…) Skazujemy cię na formalne uwięzienie w więzieniu Świętego Oficjum na czas przez nas określony oraz dla zbawczej pokuty dołączamy obowiązek trzyletniego odmawiania co tydzień siedmiu psalmów pokutnych”.

    Tylko siedmiu z dziesięciu kardynałów-sędziów podpisało się pod wyrokiem. Powód braku trzech podpisów nie jest jasny, prawdopodobne jest jednak, że przynajmniej kard. Franciszek Barberini (bratanek papieża) odmówił, ponieważ w jego odczuciu wyrok był zbyt surowy. Galileusz dokonał formalnego wyrzeczenia się błędów w sposób przytoczony na początku artykułu. Zanim to jednak uczynił, usunął z formuły wzmiankę o przebiegłości ze swej strony odnośnie do imprimatur i co ważniejsze, stwierdzenie wskazujące na to, że nie był on dobrym katolikiem.

    Wkrótce po zamknięciu procesu wyrok został zmieniony. Córka Galileusza, karmelitanka, odmawiała zamiast niego psalmy pokutne. Tydzień po procesie Galileusz został oddany pod pieczę arcybiskupa Sieny, swego przyjaciela, który wprowadził go do swojego pałacu i korzystał z jego posług. Pod koniec roku astronom powrócił do swej wiejskiej posiadłości nieopodal Florencji. Cały czas przyjmował gości i kontynuował pracę – pomimo utraty wzroku – pisząc i publikując w roku 1638 swe arcydzieło: Dyskusję dotyczącą dwóch nowych nauk. 8 stycznia 1642 zmarł, opatrzony sakramentami, na łonie Kościoła, który tak gorąco kochał.

    Wnioski

    Pod koniec lat 1970., wkrótce po swym wstąpieniu na tron św. Piotra, Jan Paweł II ustanowił komisję dla ponownego zbadania sprawy Galileusza. Kiedy wyniki ich badań zostały ostatecznie zatwierdzone przez papieża w roku 1992, rozgoryczeni zwolennicy obu obozów dowiedzieli się, że ponieważ wydaje się, iż Galileusz był traktowany w sposób nadmiernie surowy, wina spoczywa zarówno na nim samym, jak i na władzach Kościoła. Nie wchodząc tu w szczegóły sprawy wydaje się, że ta ogólna konkluzja jest słuszna. Jeśli weźmiemy pod uwagę całość wydarzeń oraz ich kontekst, dochodzimy do następujących wniosków.
    Galileusz był nadzwyczaj niezręcznym głosicielem drażliwego przesłania, przekazanego w najbardziej katastrofalny sposób, w najgorszym po temu momencie. Ze względu na katastrofalne skutki rewolucji protestanckiej (…) Kościół zmuszony był do rygorystycznego strzeżenia ortodoksji. W tej sytuacji Galileusz, wikłając się w teologiczne spekulacje sprzeczne ze stanowiskiem Kościoła, doprowadził do niepotrzebnego starcia, które naraziło na szwank wiarę katolików. Nie miał prawa wkraczać na grunt teologii, zwłaszcza głosząc teorię, której nie potrafił udowodnić. W interesie zbawienia dusz i w celu uciszenia potencjalnie burzliwej kontrowersji, w roku 1616 do sprawy wkroczyła Inkwizycja, pragnąc powstrzymać go od wygłaszania podobnych tez. Święte Oficjum nie potępiło twierdzenia, które było udowodnione, a domagało się jedynie, by traktowane było w sposób właściwy, czyli jako hipoteza. Galileusz zgodził się na te warunki, jednak publikacją Dialogu jednoznacznie przekroczył ten zakaz. Jednocześnie styl jego polemik zraził jego najbardziej wpływowych zwolenników, czyli Urbana VIII i głównych astronomów jezuickich z Collegio Romano, usuwając w ten sposób wszelkie przeszkody dla wkroczenia Inkwizycji. Jego proces z roku 1633 był procesem dyscyplinarnym, który potępił go za nieposłuszeństwo zarządzeniom z roku 1616, co było całkowitą prawdą.

    Z drugiej strony Galileusz miał słuszność broniąc heliocentryzmu. Ponadto niektóre z jego teologicznych wywodów znalazły wsparcie w encyklikach ostatnich dwóch stuleci. Na przykład Providentissimus Deus Leona XIII i Humani generis Piusa XII zawierają ustępy, które mogłyby zostać wyjęte z Listu do księżnej Krystyny. Jak zauważył Fryderyk Copleston: „Galileusz poczynił kilka rozsądnych uwag co do interpretacji Pisma św., których prawdziwość jest dziś uznawana, a które mogły zostać wnikliwiej zbadane przez teologów zaangażowanych w kontrowersję. Jednak błąd nie leżał absolutnie tylko po jednej ze stron. Odnośnie do statusu teorii naukowych osąd kard. Bellarmina był rozsądniejszy niż stanowisko Galileusza, mimo że Galileusz był wybitnym naukowcem, a kardynał nie”.

    Na dłuższą metę wydaje się więc, że Galileusz zwyciężył zarówno na gruncie teologicznym, jak naukowym. Gdyby był mniej wojowniczy i bardziej cierpliwy w swych żądaniach uznania przez Kościół czegoś, czego jeszcze nie udowodniono, i miał większe zrozumienie dla rozważnych decyzji jego władz, które miały na względzie znacznie ważniejsze dobro, być może ujrzałby szczęśliwy finał całej sprawy. Zamiast tego sprowokował własny upadek.

    W obronie Galileusza przytacza się niekiedy argument, że niektórzy przedstawiciele duchowieństwa zachowywali się podczas procesu w sposób naganny. Powodowany zranioną dumą Urban VIII z pewnością przesadził, kiedy nazywał sprawę Galileusza najgorszym skandalem w historii Kościoła. Czy było to prawdą podczas trwającej wojny trzydziestoletniej, gwałtownych postępów rewolucji protestanckiej, schizmy zachodniej i nadużyć ery renesansu?

    Jak jednak rzutuje cała ta sprawa na kwestię nieomylności Kościoła? Jak widzieliśmy, Kościół nie stwierdził nigdy nieomylnie, że geocentryzm jest prawdziwy, a heliocentryzm fałszywy. (…) Papież nigdy nie zatwierdził decyzji Świętego Oficjum, angażując swą nieomylność. (…)

    Co zaś do stosunku pomiędzy Kościołem katolickim a nauką, epizod ten nie może być traktowany jako dowód jakiegokolwiek antagonizmu. Jak widzieliśmy, Galileusz nie został potępiony za spekulacje naukowe, ale za nieposłuszeństwo. W wyniku przedstawiania systemu heliocentrycznego jako faktu (zamiast jedynie hipotezy) został określony jako podejrzany o herezję, ale nie jako heretyk. Różnica pomiędzy tymi dwoma terminami jest ogromna. (…) A katolicy mogli studiować heliocentryzm tak przed potępieniem Galileusza, jak i po ogłoszeniu wyroku przez Święte Oficjum. I, jak zauważa Artur Koestler, już pod koniec XVII wieku jezuici nauczali astronomii kopernikańskiej na swych wschodnich terenach misyjnych. Można by tu zapytać z przekąsem, czy stało się tak dzięki wystąpieniu Galileusza, czy pomimo niego…

    Tekst za „The Angelus” z października 2003 r. Tłumaczył Tomasz Maszczyk.
  • Jeżeli chodzi o znaczenia -- definicje dogmatyczne są formułowane w języku łacińskim, który jest językiem martwym wystarczająco długo, by nie dotyczył go dryf znaczeniowy charakterystyczny dla języków żywych.
  • Dzięki za tekst.

    Jest dla mnie jasne, że decyzje w sprawie Galileusza nie miały charakteru nieomylnego. Nie rozumiem tylko, po co angażować autorytet Kościoła do określania prawdziwości lub fałszywości twierdzeń naukowych. Artykuł akceptuje przesłankę sporu z XVII wieku jako ciągle obowiązującą - Galileusz głosił NIEUDOWODNIONE teorie. Świadczy to o braku zrozumienia dla metodologii nauki (filozofii nauki). W nauce się nic nie udowadnia; wnioskowanie ma charakter p->q; jeśli prawo ciążenia to jabłko spada na ziemię. Spadające jabłko niczego tutaj nie dowodzi, bo (p->q)->(q->p lub ~p). Dowód to mamy w logice/matematyce, a nie w naukach przyrodniczych. Nauka nas jedynie (i aż!) zbliża do rzeczywistości.

    Co do zmiany znaczenia. Mi nie chodzi o dryf znaczeniowy związany z ewolucją języka. W łacinie znaczeniem piekła jest dalej, jak chciał kard. Bellarmin, miejsce w środku ziemi, tylko wyrażone łacińskimi słowami? 

    Zadam konkretne pytanie. Czy znaczenia słowa piekło, użytego w definicji dogmatycznej, uległo zmianie?
  • W jakiej definicji dogmatycznej?
  • Obojętnie jakiej. 
    Gdyby ktoś mówił, że strach przed piekłem, z powodu którego uciekamy się do miłosierdzia Bożego żałując za grzechy lub powstrzymujemy się od grzeszenia, jest grzechem lub grzeszników czyni gorszymi - niech będzie wyklęty.

    Przytoczyłem Ci znaczenie, jakie temu pojęciu nadawał kard. Bellarmin - najniższe i najdalej oddalone miejsce od Nieba. 
  • Obojętnie jakiej. 
    Gdyby ktoś mówił, że strach przed piekłem, z powodu którego uciekamy się do miłosierdzia Bożego żałując za grzechy lub powstrzymujemy się od grzeszenia, jest grzechem lub grzeszników czyni gorszymi - niech będzie wyklęty.

    Przytoczyłem Ci znaczenie, jakie temu pojęciu nadawał kard. Bellarmin - najniższe i najdalej oddalone miejsce od Nieba. 
  • Zarówno Islam jak i Hinduizm zakładają, że kobiety są istotami niższymi, gorszymi od mężczyzn. To też może być przyczyną prześladowania ich w krajach o tych wyznaniach.
  • edytowano maja 2014
    „Wartość kobiety polega na jej zdolnościach rozrodczych i możliwości wykorzystania do prac domowych” (św. Tomasz z Akwinu, mędrzec Kościoła, 1225-1275)


    „Kobieta winna zasłaniać oblicze, bowiem nie zostało ono stworzone na obraz Boga.” (Ambroży, mędrzec Kościoła, 339-397)


    „Kiedy widzisz kobietę, pamiętaj, to diabeł! Ona jest swoistym piekłem!” (Papież Pius II, 1405-1464)


    „Kobiety są błędem natury... z tym ich nadmiarem wilgoci i ich temperaturą ciała świadczącą o cielesnym i duchowym upośledzeniu... są rodzajem kalekiego, chybionego, nieudanego mężczyzny... Pełnym urzeczywistnieniem rodzaju ludzkiego jest mężczyzna.” (św. Tomasz z Akwinu)


    Po co wytykac innym ze u nich kobieta to istota gorszego sortu
    ;)

  • Nie no Tomasz to z całym szacunkiem ale pisał to chyba przed nawróceniem...kobieta jest dziełem bożym, i to z tych przed grzechem powstałych...kult maryjny, liczne święte i doktor kościoła, to wszystko dużo wyżej stawia kobietę w katolicyzmie niż w tamtych religiach. Buddyzm np. jest bardziej równouprawniony. A w ogóle to miało być w innym wątku, to z ekscytacji , mąż mi nowe żelazko kupił ;).
  • Czyli rozumiem, że swobodnie łączysz ze sobą pojęcie piekła z katechizmu kard. Bellarmina i treść dogmatu, a wtedy wychodzi ci, że piekła nie ma?

    Jakie znaczenie dla wzmiankowanego dogmatu ma to, gdzie dokładnie znajduje się piekło?

    Pomijam już dosyć oczywisty fakt, że nauka jak na razie nie stwierdziła, iż piekło nie znajduje się tam, gdzie je umieszczał Robert Bellarmin.
  • @Hipolit -- zawsze mnie zastanawia, jakie jest dokładne źródło tych cytatów, zwłaszcza ze św. Tomasza. Chętnie je rozważę w szerszym kontekście, ale to już w innym wątku, gdyż tematem tego wątku nie są poglądy Akwinaty w sprawach fizjologii, tylko (niestety, ach, niestety) poglądy Klarci nt. forum.
  • To przeze mnie ten off top bo mi się wątki pomyliły z powodu prasowania nowym żelazkiem...Ale jak najbardziej jestem za wątkiem osobnym gdzie można by było analizować "dziwne" teksty świętych.
  • A swoją drogą w obliczu "naukowych" teorii gender wiedza przyrodnicza św. Tomasza jawi się jako może nieco naiwna, lecz przede wszystkim zgodna z ówczesnymi danymi naukowymi, czego nie można powiedzieć o gender studies.
  • Ja myślę, że niskie mniemanie o kobiecym intelekcie brało się stąd, że będąc ciągle w ciąży, połogu, stanach poporodowych, niedożywione,  obarczone ciężką fizyczną pracą i bez wykształcenia wcześniejszego, mogły rzeczywiście robić wrażenie ograniczonych umysłowo. Ja przynajmniej takie mam mniemanie o sobie gdy dziecko i ja nie śpimy ileś miesięcy.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.