Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Kryzysy małżeńskie

1568101116

Komentarz

  • A ile wcześniej zaliczyła dwutysięczników? Bo z kimś niedoświadczonym takie wyprawy są odrobinę ryzykowne.
  • Ja tam uważam, ze nasze niezgodności, przepaście które nas dziela są bardzo twórcze. Zmuszamy sie wzajemnie do duuuuzych skoków, czy to duchowych czy innych. Obawiam sie, ze gdybyśmy byli bardzo zgodni to zasiedzielibysmy sie w wygodnych relacjach i nikt z nas tak wariacko nie pialby sie w gore.

    Oczywiście nie uważam, ze sprzeczka to idealne rozwiązanie. Nie mniej nie umiemy inaczej przy taaakich różnicach i przy burzliwych temperamentach. Natomiast duze roznice blogoslawie, bo są motorem napędowym.
  • edytowano maj 2015
    .
  • Zgodność nie oznacza braku różnic, nawet tych fundamentalnych. Podejrzewam, że im więcej się ze sobą rozmawia, tym mniej pojawia się kłótni. Nie chodzi przecież o milczenie, godzenie się na wszystko czy tłamszenie wszystkich problemów w sobie. Wszelkie wątpliwości i różnice muszą zostać wyartykułowane. Można metodą wodospadu wszystko na raz zrzucić, a można metodą strumyka konsekwentnie załatwiać wszystko na bieżąco. Obrzucanie się inwektywami pewnie niektórzy też lubią, ale dla mnie to jest abstrakcja i jako obserwujące dziecko byłbym raczej przerażony.
  • E no, klasyczna babska histeria, widzę się na tej ścianie w tej scenie.
    Khem.
  • @Turturek chyba nie przyjmujesz, że ludzie czasem mówią różnymi językami i te same słowa odbierają inaczej - np. słowo podły na Podlasiu oznacza niegrzeczny, niepoprawny, a w moim środowisku straszną świnię, skurwiela mówiąc dosadnie. I teraz współmałżonek użyje tego słowa bez specjalnie negatywnego zabarwienia, a dla drugiego będzie to obelga i już się zagotuje. Zanim nauczą się swych języków to krew zawrze nie raz i lata miną. Chyba, że są z podobnego środowiska/regionu.

    (takich słów/sformuowań jest mnóstwo, ale to akurat przyszło mi do głowy)

    Inna rzecz, czasem całe życie małżonkowie (albo jedno z nich) wypracowują w sobie umiejętność wsłuchania się w drugiego człowieka, umiejętność dialogu. Bo go matka z ojcem nie nauczyli siedząc non stop w pracy i tak naprawdę zaniedbując.

    Czasem jedno z małżonków nie ma potrzeby zmian, boi się zmian, boi się wyzwań i najchętniej by nic nie poprawiało, tylko żyło w tym, z czym już się oswoiło. A drugie? Wysoko podnosi poprzeczki, bo nauczone życia na maksa, pełną parą. I teraz to pierwsze buntuje się z powodu opuszczania znanych mu terenów, a drugie widzi że to jest rozwój, że z tego wypłynie dobro dla całej rodziny.

    Kolejna sprawa, dość częsta chyba. Trudno jest mężczyźnie dać się prowadzić żonie w niektórych sferach, a czasem jest to konieczne...
  • Ta górska ścianka to jak z jazdą samochodem. Mąż prowadzi, żona prosi by zwolnił. On tłumaczy, że jedzie bezpiecznie. Ona mu wierzy, ale serce jej wali jak młot i nijak nie ma na to wpływu. W końcu spanikowana podnosi głos by zwolnił. A on zwalnia tylko odrobinę, bo nie będzie się ślimaczył, bo ruch na drodze spowalnia itp. Więc ona, widząc że do niego nie dociera, zaczyna wykłucać się o swój komfort jazdy, bo realnie się boi. A on krzyczy (wkurzony totalnie), że to on jedzie a nie ona. :P
  • Ja rozumiem, ze klotnia moze sie zdarzyc, no nie jest to koniec swiata. Ale nie rozumiem, jak mozna bronic taki sposob komunikowania sie, a nawet uwazac za wlasciwy, kiedy wlasnie klotnia to jakies zaburzenie w komunikacji.
  • Jak dla mnie byloby to przekroczenie jakiejs bardzo waznej granicy, brak szacunku, gdyby maz zaczal na mnie pokrzykiwac.
  • Można się kłócić bez krzyków :) a tak serio, to na pewno w każdym związku kłótnie się zdarzają, a niepokoić może, kiedy stają się normą. @Turturek - coś sugerujesz z telenowelami? :)
  • A co bys zrobila gdyby on tak na ciebie krzyczal i krzyczal i nie reagowal na twoje prosby o spikojna rozmowe? I powtarzaloby sie to co dzien?
  • To do mnie pytanie @kitek?
  • Do Maciejki
  • @kitek nie wiem, a teoretyzowac tez nie chce. Kazdy pisze ze swojego doswiadczenia. Ja wiem, ze na pewno bym nie wyszla za klotliwego faceta. Bo to dla mnie niemeskie, kloca sie tylko baby. Facet nie musi wyklocac swojej pozycji, on ja ma i wie tez, ze jak ustapi, to nie bedzie to dla niego ujma na honorze.
  • Hmmm... Przed chwila sobie postawilam pytanie co to jest kłótnia, bo moze my inaczej ja definiujemy?

    Ta sama klotnie odbierze inaczej zywiolowy Wloch i stonowany Fin.
  • Moze z dialogiem jest jak z seksem? Jedni krzyczą inni maja nieme kino? ;-)
  • @Macieka to wcale nie ma nic wspolnego z klotliwoscia i nie mam pojecia jak Ci tobwytlumaczyc.
  • @Maciejka ciągle powtarzasz że to kłótliwośc, że chodzi o to że "moje musi być na wierzchu" - wcale tak nie jest, i @Savia próbowała Ci to wytłumaczyć. Skoro spieram się z mężem jak ma być ubrane dziecko to nie dlatego że muszę postawić na swoim i już, ale dlatego że widzę realne zagrożenie zdrowia tego dziecka. Może Ty byś się zgodziła na grubszą kurtkę, ale @Savia miała doświadczenie z omdlewaniem i nie chce tego fundowac dziecku. I wcale nie chodzi o to że jej musi być na wierzchu. I tego chyba Ty nie rozumiesz.
  • edytowano maj 2015
    @Savia oczywiście że przyjmuję. Przecież napisałem, że pewnie niektórzy nawet to lubią. Ludzie różne rzeczy lubią. Ale czasem ich preferencje potem mają wpływ na relacje ich dzieci z otoczeniem. Warto o tym też pomyśleć.

    Edit: fakt, z dialogiem jest jak z seksem, niektórzy lubią też wtedy rzucać grubymi słowami. Tylko dobrze by było jakby dzieci tego nie słyszały.
  • No skoro dochodzilo do omdlewania (?) to chyba maz o tym wie????
  • Dokladnie. Napisałam i wykasowalam, bo nie chce zbyt dużo pisac o moim (kochanym) malzonku. Kitek zdążyła przeczytać i Oki.

    Dla mnie jedna warstwa ciuchów wiecej jest koszmarem i zagrożeniem. Dla mojego M jedna warstwa mniej jest koszmarem i zagrożenie. I tu nie ma złotego środka.
  • Savua, ale tu nie chodzi o to, co dla Ciebie, albo malzonka jest dramatem, ale co dziecko dobrze znosi. Tak ciezko to wyczuc?
  • Maciejka, moje dzieci nie mdleją od nadmiaru ciuchów, ale z powodu zaduchu, goraca itp. W związku z czym, podobnie jak ja, wyksztalcily w sobie potrzebę odczuwania chlodu. Co czasem jest nie do pojrcia dla innych. Ba, niejednokrotnie odbierane jest jak głupi szpan malolatow - t-shirt w lutym. Ja to rozumiem, ale inni sa jak św.Tomasz - jak nie dotkna, sami nie przezyja to nie uwierzą. A przeciez św.Tomaszowi na pewno tlumaczono ze Chrystus zmartwychwstal. A on uparty byl? Nie... Po prostu niezdolny do dania wiary.
  • jedno z rodziców czuje że dziecku będzie lepiej w cienkiej kurtce a drugie czuje ze w grubszej. Każde chce dobrze dla dziecka. Jak dziecko małe to nie da sie go zapytać. I dokładnie o to chodzi, a nie o kłótliwość.
  • No dobrze, ale jesli jednak realnie, to lżej ubrane dziecko, zanim sie zahartuje, to bedzie mialo tego gila do pasa? Ale z tego gila jednak nic dalej (w sensie zapalenie płuc i inne atrakcje) nie wynika? przykładowa matka przeforsuje, a potem bedzie wysłuchiwac, ze dziecko przeziebione. A na dłuższa metę jednak przegrzewanie (jak na mój gust) jest błednym podejsciem.
  • Maciejka, łatwo wyczuć. Ba, nawet dziecko nie chce założyć. Tylko, ze odbierane jest to jako fanaberia, których u dzieci jest wystarczająco dużo i które trzeba temperowac.

    Latwo to widac w przypadku babć jak sa o czym przekonane. I wynika to z troski. Tyle, ze babci mozna zakazać (co często niesie fochy i spazmy) a malzonkowi? Da sie wypracować, ale to trwa latami, bo czym skorupka za młodu nasiaknie...
  • I żeby nie bylo, ze ja super hiper, a mój M nie. Jestem pewna, ze jest mnostwo spraw, z którymi on walczy u mnie (i ma racje), a ja nawet nie jestem w stanie zacytować, bo nie rozumiem problemu, bo jestem zamknieta.
  • @Ula ale my tutaj nie rozmawiamy o tym czy lepiej jest ubierać dziecko lżej czy cieplej ale o tym że jest to kwestia która może poróżnić rodziców i że oboje chcą dla tego dziecka dobrze. I że spory nie wynikają z kłótliowści ale z różnych ocen sytuacji.
  • Z niemowlakiem jeszcze moze byc problem, chociaz ja takiego nie mialam, bo po dziecku widac. Ale z takim, co to juz do szkoly chodzi, czyli potrafi powiedziec, czy mu zimno, czy cieplo, z ktorym mialas okazje kilka lat zobaczyc, ze go tshirt w lutym nie zabije? No sorry, ale to typowe “moje jest mojsze“.
  • Ja uwazam tak, a jesli fakty mowia co innego, to tym gorzej dla faktow, mniej wiecej ;)
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.