Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Kryzysy małżeńskie

18911131416

Komentarz

  • ja myślę że @Maurze chodzi nie o to że ona ma sobie kogoś znaleźć ale o to że po latach jego skakania w bok żona go przyjmuje i nie o to że latami jest sama ale o to że przez ten czas czeka na jego powrót. Będąc sama dochowuje wierności sakramentowi i jest w porządku ale czy nie traci szacunku względem siebie przyjmując wiarołomnego męża.

    Zanim przszłam na to forum też tak myślałam - jak można dać się potraktować jak stare wygodne kapcie, pozwolić traktować się jak szmatę a potem pozwolić wrócić. Teraz jednak wiem że można na to patrzeć zupełnie inaczej. Po pierwsze dochowanie wierności przysiędze małeńskiej to już powodu do szacunku względem siebie, a po drugie jeśli mamy na uwadze że moje życie nie musi być szczęśliwe bo jak tak chcę, że mogę być doświadczana w różny sposób i moje życie to praca na życie wieczne to przyjęcie zdradzającego męża jawi się zupełnie innym świetle. Ja przyznaję ze nie potrafię tak na to spojrzeć, nie potrafię przemóc własnego ego, ale już nie dziwię się innym kobietom i w sumie podziwiam je że znajdują na to siłę.
  • kitek bardzo pięknie to napisalas
  • Inna sprawą jest to czy wierząca strona, dochowująca wieroności ma obowiązek jako katolik przyjęcie zdradzającego czy też odmawiając przyjęcia go/jej pod swój dach i żyjąc do końca życia w samotności nie popełnia jakiegoś grzechu?
  • edytowano maj 2015
    @Maura, mysląc po światowemu, on sobie bezkarnie używa życia. Jednak w perspektywie zycia wiecznego, on jest w niebezpieczeństwie potępienia. Przyznam, że łatwiej mi przyjąć, że ktoś grzeszy, niż grzeszenie męża. Boję się wtedy, że gdyby umarł, nie miałabym spokoju, co się z nim stanie w wieczności. Nieraz aż serce staje, bo ty widzisz, co się dzieje, nie masz wglądu w serce, ale na oko to piekło mu się kłania. Kochasz go jednak i pragniesz nieba. ten lęk o tych, których kocham i którzy grzeszą jest potworny.

    Poza tym do tego przebaczenia dochodzi się stopniowo z łaską Bożą i w pewnym momencie można przebaczyć najgorsze. W ogóle myślę, że niemożliwe jest raczej spokojne przejście tego bez Boga.

    Teraz ty sobie pocierp - to jest kodeks Hamurabiego. Trzeba spojrzeć na Pana Jezusa na krzyżu, który nam przebacza wszystko. Poza tym Pan Jezus mówił, żeby być dobrym dla tych, którzy nam źle czynią, bo wtedy jakby węgle żarzące sypiemy na ich głowy.

    Sędzią jest pan Bóg - On jedynie ma prawo osądzać (bo zna serce) i niech On troszczy się o karę.
  • Maura, jeszcze rok temu napisalabym tak samo, teraz, patrzac na przypadek przyjaciol jestem zupelnie odmiennego zdania. On do niej “wrocil“, bo ona czekala, byla, nie jatrzyla, nie robila wyrzutow, chociaz sprawe stawiala jasno. Gdyby go wywalila z domu, zerwala kontakty, onpewnie jeszcze bardziej poglebil sie w szukaniu pocieszenia gdzie indziej. Okazja czyni zlodzieja, tak jakby. A pokuta? To chyba on sam musi do tego dorosnac.
    Jeszcze patrzac od strony wiary, to to tak dokladnie bylo, jak w przypowiesci o synu marnotrawnym. Ojciec wybiega naprzeciw syna, obejmuje, cieszy sie, a nie najpierw chlodno przyjmuje i daje kazanie, jak to zle tenze syn postapil.
    Ale wiem, ze taka postawa jest cholernie trudna, tym bardziej podziwiam ta kobiete.
  • No nieźle... Nieprzeniknione są pomysły dzieci. /:)
  • Jak dzieci przygotować? Jak są świadkami kłótni to muszą też być świadkami godzenia się. Wtedy uczą się, że kłótnia nie jest dramatem, końcem relacji. Uczą się też co z nią zrobić.
  • @Ojejuju, ale tak od narzeczeństwa się odgradzał, czy zaraz po ślubie czy może kilka lat później? Może ja jakiś dziwny jestem, ale jak nie ma problemów to też rozmawiam i potem to wchodzi w krew.
  • Ja też miałem kilka miesięcy kiedy firma stałą na skraju bankructwa, ale przez to że dużo wcześniej rozmawialiśmy, potrafiłem i to omówić. Obydwoje szukaliśmy najróżniejszych rozwiązań. To nie może wyglądać tak, że przez lata jest wszystko w porządku zatem po co strzępić język, a nagle przygniatają problemy i tym bardziej się zamykamy. Odwrotnie, opowiadamy sobie co w pracy zdarzyło się fajnego, jakie problemy wystąpiły, co nas niepokoi u dzieci, jakiego fajnego wydarzenia byliśmy świadkiem itd. Wtedy kryzysy są łatwiejsze do zidentyfikowania, bo analizują dwie osoby i nie wpadamy w nie aż tak głęboko.
  • Turturek sa osoby ktorym z natury łatwiej rozmawiać, dość łatwo nazywac co widza, co czuja, z czym sie spotykają. Ale są takie dla których to wielka trudność i w momencie kryzysu dodatkowo ta trudność sie potęguje.
  • Maura - z ludzkiej perspektywy to zawsze będzie głupstwo i naiwność - to przyjęcie małżonka.
    Ale w perspektywie wiary, kiedy walczymy o każdą duszę ("Na 100 dusz interesuje nas 100") - a tym bardziej o duszę naszego współmałżonka - jego powrót to także szansa na życie wieczne. Warunki tegoż są jasne: być w stanie łaski uświęcającej w chwili śmierci (czyli: przyjęcie małżonka nie jest konieczne, ale tenże musi odstąpić od grzechu i przystąpić do sakramentu spowiedzi, tu: 5 warunków do spełnienia, by była ważna - zadośćuczynienie jest jednym z nich!).
    Odpuszczenie grzechu - to jedno, skutki grzechu - to drugie.
    Czyli - jeśli osoba, która zdradziła odstąpi od grzechu to i tak skutki grzechu są odczuwalne, także w tej wiecznej perspektywie - po to jest czyściec.

    A przypowieść o synu marnotrawnym to nie tylko historia ojca i synów. To przede wszystkim nauka, że mamy postępować jak Pan Bóg (figura ojca) - czyli wybaczać 77 razy (czyli zawsze), i... - tu można wstawić wiele przypowieści z NT, czy przytoczyć słowa o życiu i osobie Jezusa Chrystusa.

    Łatwo nie jest. Ale gramy o najwyższą stawkę - dla nas i naszych bliskich.
    k
  • Maura, nie jest łatwo przebaczyć. Żona zanim przyjmie takiego męża naprawdę musi bardzo pracować nad swoją duszą, charakterem. To nie jest tak, że przyjmie i nie jest to tylko sprawa sakramentu.
    Slubowałam, że zrobię wszystko. Warto sobie zadawać pytanie, czy zrobiłam wszystko. Nie przebacza się z powodu sakramentu, ale dlatego, że się kogoś kocha.
    Sakrament pomaga przejść przez najtrudniejsze sytuacje, jeżeli człowiek z jego mocy korzysta. @Kowalka odpowiedziała na te wątpliwość.
  • Maura, sama napisałaś, że są gotowe. To musiało potrwać. Kryzys mógł służyć ich rozwojowi duchowemu.
    Można usiąść i wściekać się, a można przejść ponad sobą i postarac się przebaczyć, zwyciężyć siebie. Takie jest małżenstwo.
  • Syn marnotrawny został przyjęty przez ojca ale swoją połowę majątku przepił i chyba go już nie odzyska bo ojciść przecież drugiemu synowi nie zabierze. Nawet w historię o najwspanialszym przebaczeniu są wpisane konsekwencje.
  • @Maura ciężko mi sobie wyobrazić, że człowiek, któremu zostaje przebaczona zdrada, nie ponosi konsekwnecji. Przecież jego współmałżonek, bez względu na to, czy przyjął go od razu czy po pół roku, ma ograniczone zaufanie, dystans, często żal i pretensje... Przecież taki człowiek nie "wskakuje" z powrotem na miejsce, które zajmował przed zdradą. A może chodzi Ci o to, żeby nie próbować chronić strony zdradzającej przed tymi konsekwencjami?
    to mówienie o konsekwencjach bardziej mi pasuje w przypadku wychowywania dzieci
  • Dla mnie taki powrót ma sens tylko wtedy gdy zdradzający ma prawdziwą skruchę i wolę naprawy swoich czynów.
    Można wybaczyć, ale przecież nie zapomnieć, trudno mi sobie wyobrazić dalsze wspólne życie. Zwłaszcza, że ciężko mieć szacunek do wiarołomnego partnera ale i do siebie po takich przejściach...
  • edytowano maj 2015
    Wielu ludzi bierze ślub w kościele bo tradycja, i piękniej wygląda kościół niż odrapany budynek urzędu. Foty ładniejsze.

    albo babcia na wieść o tym że nie będzie kościelnego (młodzi niewierzący, szopki nie chcą robić) co drugi dzień dostaje zawału (bo co ludzie powiedzą) z wyzywaniem pogotowia i tak długo szantażuje młodych swoim rychłym zgonem aż dla świętego spokoju dają na zapowiedzi - osobiście znam takie dwa przypadki.
  • a może babcia dostaje co drugi dzień zawału, bo martwi się o życie wieczne młodych (pewnie ochrzczonych i bierzmowanych), a nie o to, co jedna z drugą sąsiadką o tym myślą.
  • osobiście znałam obie babcie - jedną nawet bardzo blisko i za każdym razem padał argument "co ludzie powiedzą".
  • poza tym czy sakrament zawarty dla świętego spokoju babci, bez szczerej spowiedzi, bez żadnego zaangażowania religijnego jest wogóle ważny?
  • edytowano maj 2015
    na pewno znasz tę babcie lepiej niż ja :) moja uwaga była dość ogólna
    swoją drogą kiedyś ten argument "co ludzie powiedzą" bardzo mi się nie podobał. Dzisiaj się zastanawiam, czy to nie jest czasem bardziej "moja rodzina sieje zgorszenie"
    e:literówka
  • zwykle jednak tym samym babciom nie przeszkadza sianie zgorszenia przez wspólne mieszkanie przed ślubem, braku uczestnictwa w niedzielnej mszy itd. Ale ślub to co innego, każdy widzi że go nie było.
  • nie wiem, jak jest zwykle
  • sakrament jest wazny poki nie stwierdzi sie niewaznosci
    ksieza wiedza, ze ludzie mieszkaja razem, a mimo to pozwalaja na slub. ja nie wiem, dlaczego, ale probuje tu zobaczyc dzialanie Ducha św., dobra wole i troske o dusze. Ostatecznie to oni mają w tych kwestiach podejmować decyzje, a nie ja
    a co siedzi w sumieniach ludzi... I dlaczego tak naprawdę chcą wziąć ślub kościelny, to myślę, że oni sami nawet często nie wiedzą.
  • Wg mnie w ślubie najważniejsze jest to, czy podejmowany jest z intencją:
    "razem na zawsze i by mieć dzieci".
    Jeśli para mieszkająca razem ma taką właśnie intencję, to doskonale, że decydują się na ślub kościelny - zapraszają do swojego związku Pana Boga, umożliwiają sobie życie w łasce, regulują zwoje życie wg Prawa Bożego.
    To że mieszkają razem w dużym stopniu wynika z ich słabości, ze złego ustawienia priorytetów (Bóg nie jest na pierwszym miejscu) itd. itp., ale to nie znaczy, że już na zawsze mają być skazani na takie życie bez Boga.
  • otwierdzilyscie moja poczatkowa teorie, ze to zwyczajne pogodzenie sie z wlasna sytuacja. Osoba ktora wyznaje przekonanie ze nie moze ulozyc sobie na nowo zycia z kims innym, wie ze nie ma wyjscia i jedyne co jej zostalo to przekonanie malzonka do powrotu. I dla osiagniecia tego celu poswieci wszystkie swoje sily.
    -------
    Maura, śledząc dyskusję zupełnie inaczej ją zrozumiałam.

    Ja tu nie widzę by celem było zwabienie do siebie współmałżonka, bo samotność dokucza. Celem jest świętość. Swoja i drugiej połówki. A czy razem czy osobno, odebrałam, że to drugorzędna sprawa, bo i tak realne decyzje nie są proste i pewnie przez wiele lat nie chce się powrotu. Ale świętości się pragnie.
  • to ja ponowię swoje pytanie:

    czy wierząca strona, dochowująca wieroności ma obowiązek jako katolik przyjęcie zdradzającego czy też odmawiając przyjęcia go/jej pod swój dach i żyjąc do końca życia w samotności nie popełnia jakiegoś grzechu?
  • @kitek tu moim zdaniem nie ma prostych odpowiedzi. Każda sytuacja jest inna.
  • O. Szustak na jednej z konferencji mówił o miłości bezwarunkowej. Tak jak Bóg przyjmuje nas bez względu co nabroiliśmy, tak i my kochamy drugą osobę bez względu na wszystko. Taki ideał miłości. Oczywiście życie pisze różne scenariusze, ale skoro podążamy do świętości, powinniśmy też dążyć do bezwarunkowej miłości.
  • kitek wg mnie nie ma obowiązku przyjąć. Ważne tylko by intencje byly czyste: istnieje opor czy niechęć, a nie np. zemsta na nim.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.