Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Powiedzcie, że to fejk. Czy można ufać Franciszkowi?

1910121415

Komentarz

  • Nie trzeba grzechów. Wystarczy zaniechanie.
  • Paprotka powiedział(a):
    Czy Gregorius to jakis kolega w pogladach Brawaria? Korzystanie z banku złe...to jakas nowość 
    To wwcale nie nowośc. od dośc dawna Kosciól uznaje lichwę jako grzech
  • W niniejszym wątku Anawim podniósł kwestię lichwy, która została przedstawiona jako przykład zmiany nauczania Kościoła, przy czym chodzi tutaj o lichwę w rozumieniu jakichkolwiek odsetek od pożyczek.
    Takie podejście do tematu jest jednakże nieporozumieniem.
    Wiele spraw pojawiało się w Kościele i na ich temat krążyły różne opinie. Bywało tak, że jedna z opinii na dany temat zdobywała przewagę, niemniej jednak do nieomylnego nauczania Kościoła należy jedynie to, co przez sam Kościół zostało jako takie określone. Kwestia lichwy natomiast, chociaż pojawiała się w nauczaniu soborów i w encyklice "Vix pervenit" Benedykta XIV, nie została nigdy zdefiniowana jako nieomylna. Przypomina to np. kwestię Niepokalanego Poczęcia NMP, która przez wieki była dyskutowana wśród teologów i w "Breviarium Fidei"  możemy znaleźć papieskie upomnienie, aby zwolennicy i przeciwnicy Niepokalanego Poczęcia nie nakładali na siebie nawzajem klątwy, dopóki Stolica Święta nie wyda ostatecznego rozstrzygnięcia. W Mszale od wieków odnajdujemy uroczystość Wniebowzięcia NMP, obchodzoną z oktawą, ale dogmat o Wniebowzięciu ogłoszono w 1950. Można było zatem, mimo że Kościół obchodził uroczyście to święto, nie wierzyć we Wniebowzięcie i pozostawać w Kościele, dopóki nie ogłoszono dogmatu. Zawzięty spór trwał również na temat nieomylności papieskiej do czasu ogłoszenia dogmatu tejże. Spór o odsetki trwał również w Kościele przez wieki (pobieranie odsetek dopuszczał m.in. Molina).
    O tym zaś, że nauczanie na temat lichwy nie było ostateczne, świadczy fakt, że około 1830 r. Święte Oficjum  i Święta Penitencjaria wypowiedziały się w duchu przyzwalającym na udzielanie rozgrzeszenia osobom korzystającym z oprocentowanych pożyczek. Zastrzeżono przy tym, że konieczne będzie poddanie się ostatecznemu orzeczeniu Kościoła, o ile takowe się pojawi. Do dzisiaj takie orzeczenie się nie pojawiło.
    A zatem nie ma tutaj żadnej zmiany, a jedynie uprawnione, odmienne podejście do tematu w różnych okresach - uprawnione, ponieważ kwestia ta nie posiada rozstrzygnięcia dogmatycznego.

    Załączam link do traktatu o lichwie z XIX w.

    http://fama2.us.es/fde/ocr/2006/tratadoDeLaUsura.pdf
  • To w czym problem? Istnieje nieomylne nauczanie o tym, że osoby pozostające w związkach niesakramentalnych podejmując współżycie popełniają grzech ciężki i nie mogą przystępować do Komunii Świętej? 

    Bo w odniesieniu do lichwy takie orzeczenie jest z Soboru Laterańskiego:

    XXV. Publicznego lichwiarza nie należy dopuszczać do wspólnoty ołtarza

    Prawie wszędzie przestępstwo lichwy zakorzeniło się tak bardzo, że wielu ludzi, porzuciwszy innego rodzaju zajęcia, uprawia lichwę, jakby to była rzecz dozwolona, bez zwrócenia najmniejszej uwagi na fakt, że została potępiona na kartach zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu. Dlatego postanawiamy, że publicznie znani lichwiarze nie będą dopuszczeni do wspólnoty ołtarza, a jeżeli przed śmiercią nie wyrzekną się tego grzechu, nie otrzymają chrześcijańskiego pogrzebu. Ponadto nikomu nie wolno przyjmować od nich ofiar. Kto zaś przyjmie albo udzieli takim chrześcijańskiego pochówku, musi pod przymusem oddać to, co otrzymał i będzie zawieszony w czynnościach swojego urzędu tak długo, dopóki nie zadośćuczyni stosownie do wyroku swego biskupa.

    Podziękowali 1OlaOdPawla
  • edytowano czerwiec 2017
    Anawim powiedział(a):
    To w czym problem? Istnieje nieomylne nauczanie o tym, że osoby pozostające w związkach niesakramentalnych podejmując współżycie popełniają grzech ciężki i nie mogą przystępować do Komunii Świętej? 

    Bo w odniesieniu do lichwy takie orzeczenie jest z Soboru Laterańskiego:

    XXV. Publicznego lichwiarza nie należy dopuszczać do wspólnoty ołtarza

    Prawie wszędzie przestępstwo lichwy zakorzeniło się tak bardzo, że wielu ludzi, porzuciwszy innego rodzaju zajęcia, uprawia lichwę, jakby to była rzecz dozwolona, bez zwrócenia najmniejszej uwagi na fakt, że została potępiona na kartach zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu. Dlatego postanawiamy, że publicznie znani lichwiarze nie będą dopuszczeni do wspólnoty ołtarza, a jeżeli przed śmiercią nie wyrzekną się tego grzechu, nie otrzymają chrześcijańskiego pogrzebu. Ponadto nikomu nie wolno przyjmować od nich ofiar. Kto zaś przyjmie albo udzieli takim chrześcijańskiego pochówku, musi pod przymusem oddać to, co otrzymał i będzie zawieszony w czynnościach swojego urzędu tak długo, dopóki nie zadośćuczyni stosownie do wyroku swego biskupa.

    To nie jest orzeczenie ostateczne.
    Gdyby było inaczej, Kościół nie mógłby w XIX wieku twierdzić, że nie można niepokoić spowiedników rozgrzeszających osoby pożyczające na procent, a przecież tak właśnie stwierdził.

    Natomiast gdyby współżycie płciowe bez sakramentu małżeństwa nie było grzechem śmiertelnym, to po co w ogóle byłby sakrament małżeństwa? Byłoby to zatem podważenie celowości istnienia tego sakramentu, o którym Kościół naucza od początku.
  • Sakrament Eucharystii:

    "Dlatego święty sobór przekazując zdrową i czystą naukę o czcigodnym i Bożym sakramencie Eucharystii - którą Kościół katolicki pouczony przez naszego Pana Jezusa Chrystusa i Jego apostołów oraz przez Ducha Świętego stale udzielającego mu wszelkiej prawdy zawsze zachowywał i przechowa aż do końca czasu - zakazuje wszystkim wierzącym, aby odtąd nie ważyli się o Najświętszym Sakramencie Eucharystii inaczej wierzyć, nauczać tub przepowiadać, niż wyjaśniono to i określono w obecnym dekrecie."

    "Rozdział 7

    Potrzebne przygotowanie do godnego przyjęcia Eucharystii

    [a] Jeśli nie przystoi, by do jakichkolwiek czynności świętych przystępować w sposób nie święty, to im bardziej chrześcijanin poznaje świętość i boskość tego niebiańskiego sakramentu, tym bardziej winien się strzec, by do jego przyjęcia nie przystępował bez wielkiego uszanowania i świętości, zwłaszcza że czytamy u Apostoła owe groźne słowa: „Kto pożywa i pije niegodnie, sąd sobie spożywa i pije, gdy nie zważa na Ciało Pańskie”. Dlatego chcącemu przyjąć Komunię należy przypomnieć jego nakaz: „Niech przeto człowiek bada siebie”, [b] Zwyczaj zaś kościelny uwydatnia, że takie «badanie» jest konieczne, aby nikt świadomy grzechu śmiertelnego, jak wiele by nie żałował, nie przystępował do świętej Eucharystii bez uprzedniej sakramentalnej spowiedzi, [c] Święty sobór zarządził, żeby wszyscy chrześcijanie - również kapłani z urzędu odprawiający [mszę świętą] - zawsze tego przestrzegali, chyba że zabraknie spowiednika. Gdyby kapłan w nagłej potrzebie odprawił bez uprzedniej spowiedzi, niech następnie jak najszybciej się wyspowiada."



    "11. Gdyby ktoś mówił, że sama wiara jest wystarczającym przygotowaniem do przyjęcia Najświętszego Sakramentu Eucharystii - niech będzie wyklęty. I aby tak wielkiego sakramentu nie przyjmowano niegodnie, to znaczy dla śmierci i ku potępieniu, tenże święty sobór postanawia i oświadcza, że ci, których sumienie obciąża grzech śmiertelny, jakkolwiek sądziliby, że żałują, powinni koniecznie - o ile mogą mieć spowiednika - odbyć wcześniej sakramentalną spowiedź. Gdyby zaś ktoś odważył się przeciwnie uczyć, głosić lub uparcie twierdzić, lub nawet bronić w publicznej debacie, tym samym zostaje ekskomunikowany."

    Sobór Trydencki


    O sakramencie pokuty:

    "4. Gdyby ktoś przeczył temu, że do całkowitego i pełnego odpuszczenia grzechów konieczne są trzy akty penitenta, które stanowią jakby materię sakramentu pokuty, a mianowicie skrucha, spowiedź i zadośćuczynienie, zwane trzema częściami pokuty; albo gdyby mówił, że istnieją tylko dwie części pokuty, a mianowicie udręki sumienia po rozpoznaniu grzechu oraz wiara wzięta z Ewangelii czy też z rozgrzeszenia, dzięki której ktoś wierzy, że odpuszczone są mu grzechy przez Chrystusa - niech będzie wyklęty."

    Sobór Trydencki

    O sakramencie małżeństwa:

    "2. Gdyby ktoś mówił, że chrześcijanie mogą mieć jednocześnie wiele żon i że żadne Boże prawo tego nie zakazuje - niech będzie wyklęty."

    "5. Gdyby ktoś mówił, że węzeł małżeński może być rozwiązany z powodu herezji, uciążliwości pożycia lub ciągłej nieobecności małżonka - niech będzie wyklęty."

    "7. Gdyby ktoś mówił, że Kościół jest w błędzie, gdy nauczał i naucza zgodnie z nauką Ewangelii i apostołów, iż z powodu cudzołóstwa jednego z małżonków węzeł małżeński nie może być rozwiązany, i żadna ze stron, nawet niewinna, która nie dała powodu do cudzołóstwa, nie może zawrzeć innego małżeństwa za życia swego małżonka, oraz że cudzołoży mąż, który opuściwszy cudzołożną żonę pojął inną, i żona, która opuściwszy cudzołożnego męża wyszła za innego - niech będzie wyklęty."
  • Joanna i Bronisław powiedział(a):

    To nie jest orzeczenie ostateczne.
    Gdyby było inaczej, Kościół nie mógłby w XIX wieku twierdzić, że nie można niepokoić spowiedników rozgrzeszających osoby pożyczające na procent, a przecież tak właśnie stwierdził.
    Jeśli taki argument miałby być wystarczający, to Amoris laetitio i milczące przyzwolenie Stolicy Apostolskiej na działania argentyńskiego biskupa stanowi równoważny argument, że jakiekolwiek nauczanie wcześniejsze w odniesieniu do Komunii dla osób współżyjących w ponownych związkach nie było ostateczne.

    Joanna i Bronisław powiedział(a):

    Natomiast gdyby współżycie płciowe bez sakramentu małżeństwa nie było grzechem śmiertelnym, to po co w ogóle byłby sakrament małżeństwa? Byłoby to zatem podważenie celowości istnienia tego sakramentu, o którym Kościół naucza od początku.
    Sakrament małżeństwa nie jest tylko po to, by usprawiedliwić współżycie. 

    Co do przytoczonych fragmentów, to żaden nie odnosi się konkretnie do szczegółowego zagadnienia. Można je interpretować szeroko i wąsko. 

    Bo ja tu wychodzę trochę na adwokata diabła w tej dyskusji. Chodzi mi o to, że widzę zagrożenie w luzowania praktyki Kościoła w tym zakresie. Ale jeszcze większe zagrożenie widzę w podważaniu autorytetu papieża i biskupów. 
  • Ze tak wtrącę tylko na marginesie, dzis w pracy nasłuchałam się trochę żalów koleżanki która narzekała że jej córka szykująca się do zamążpójścia musi tracić czas na "jakieś nauki przedmałzeńskie" zamiast załatwiać ważniejsze sprawy związane z weselem (młodzi i tak od kilku lat mieszkają ze sobą), kolega jej zawtórował że rzeczywiście bez sensu, bo "co księża mogą wiedzieć o tych sprawach, hehe" (kolega do kościoła regularnie chodzi, w tym roku do komunii poszło jego dziecko). A wy tu się spieracie czy grzechem jest trzymanie pieniędzy w banku i co Kościół twierdzil w XIX wieku...normalnie rzeczywistość równoległa.
  • Paprotka bo posoborowie to inna religia. Dyskusje na tym forum aż nadto to ukazują
  • edytowano czerwiec 2017
    Moim zdaniem już tylko przytoczone fragmenty jasno ukazują, że nauczanie nt. sakramentu małżeństwa miało, a zatem również ma, zupełnie inną rangę (jeżeli można mieć nałożnice bez grzechu śmiertelnego, to po co w ogóle małżeństwo? Potomstwo jest najważniejszym celem małżeństwa, a tylko wzajemna pomoc i uświęcanie nie wymaga sakramentu ani współżycia płciowego, odbywa się również np. w zakonach). Nie chodzi o atak na papieża, ale raczej o potężny dysonans i świadomość, że coś tu nie gra i że na naszych oczach odbywa się demontaż katolickiej nauki i jej dostosowanie do jakiejś innej nauki. Prawdopodobnie niepokój ten dotyczy ogromnej większości obecnych tutaj i jeszcze wierzących katolików, ale lepiej udawać głupiego i robić głupków z innych. Podstawowym zadaniem katolika jest bowiem obrona Prawdy i Bożego Prawa zgodnie z własnym sumieniem, nie zaś jakiegokolwiek ziemskiego czy podziemnego układu. Nie chodzi o przekomarzanie się i łapanie za słówka, ale o zbawienie lub potępienie wieczne. Z jedną tylko rzeczą mogę się zgodzić z łatwością: najważniejsza jest wiara i to jej brak leży u podstaw wszelkich problemów. Dlaczego ci, którzy jej nie mają, otrzymują i przyjmują kościelne godności? Tego to ja już nie wiem.
    Podziękowali 1MamaKredka
  • Mylisz się w tym, że nauczanie to ma zupełnie inną rangę.
    Temat lichwy był potępiony przez Ojców Kościoła, sobory, lokalne synody; praktyka Kościoła przez całe średniowiecze była niezmiernie surowa w tym zakresie (ekskomunika). W Piekle Dantego kochankowie są w drugim kręgu (grzechy zmysłowe), a lichwiarze w siódmym (grzechy przeciw naturze, razem z np. symonitami).

    Nie było żadnego sporu w ramach Kościoła i dopuszczalności różnych stanowisk. Pojawiały się pojedyczne głosy odmienne (które dziś sobie możemy cytować), ale faktem jest, że jak ktoś pożyczał pieniądze i dalej trwał w grzechu lub nie zwrócił odsetek, to nie mógł przystępować do Komunii Świętej. Porównanie do dyskutowania o Niepokalanym Poczęciu nie jest analogiczne.
    Dyskutowano za to próby obejścia tych zasad poprzez instrumenty finansowe, które miały sankcjonować pobieranie wynagrodzenia za pożyczkę (ubezpieczenie od ryzyka itp.), gdzie jedni mówili, że to jest sztuczne obejście zasad, a inni dozwalali (okres późnej scholastyki i scholastycy hiszpańscy). Echa tej dyskusji znajdują się jeszcze w Vix pervenit. Dziś możemy sobie zobaczyć te rozwiązania w islamskich finansach, gdzie dalej pobieranie odsetek jest zabronione.

    Tylko, że w międzyczasie praktyka życia swoje, a doktryna swoje. Zmiany społeczne doprowadziły do sytuacji, gdy pożyczanie pieniądza stało się czynnikiem istotnym dla rozwoju gospodarczego; pożyczanie stało się coraz częstsze i nie wiązało się z jakimiś negatywnymi skutkami do zaobserwowania. Nie zmienia to faktu, że pożyczanie było i jest okazją do wielu nadużyć. Ale zrezygnowano z doszukiwania się przyczyn zła pożyczania w naturze pieniądza.
    Podziękowali 1Brawario
  • edytowano czerwiec 2017
    Dziś podobnie się dzieje w odniesieniu do małżeństw; dyskutuje się obejście zasad, że małżeństwo jest nierozerwalne, a współżycie pozamałżeńskie jest zawsze grzechem ciężkim.

    POMIMO nauczania Kościoła ludzie się masowo rozwodzą i wchodzą w nowe związki, płodzą dzieci, i niektórzy zaczynają myśleć o nawróceniu. W sumieniu uznają, że rezygnacja ze współżycia powoduje negatywne skutki dla ich związku / rodziny; w sumieniu też uznają, że odejście od nieprawych dzieci jest grzechem.

    Różnica jest taka, że na Zachodzie mamy spore przyzwolenie w kręgach katolickich na liberalne traktowanie takich przypadków. U nas nie ma takiego przyzwolenia, co też zauważasz. Do tego żyjemy w świecie globalnej informacji. W XIX wieku nie było powszechnej wiedzy na ten temat, co latynoscy biskupi sądzili o wytycznych Świętego Oficjum czy Penitencjarii w kwestii pożyczania pieniędzy. Dziś szare katoliki dyskutują prywatne homilie papieskie.
    Podziękowali 2Odrobinka Brawario
  • edytowano czerwiec 2017
    Natomiast w pełni się zgadzam ze słowami: Podstawowym zadaniem katolika jest bowiem obrona Prawdy i Bożego Prawa zgodnie z własnym sumieniem, nie zaś jakiegokolwiek ziemskiego czy podziemnego układu. 

    Jeśli ktoś w sumieniu swoim uznaje, że to, co proponuje Kościół jest niegodziwe, to nie powinien tego robić. Działanie wbrew sumieniu jest zawsze grzechem, choćby sumienie było błędne lub zagmatwane.
  • Nie powiedziałbym, że ludzie rozwodzą się masowo pomimo nauczania Kościoła. Powiedziałbym, że dzieje się tak raczej na skutek zaniedbania i/lub zaniechania tegoż nauczania od lat kilkudziesięciu, ułatwienia stwierdzeń nieważności. W każdym razie nie można zmieniać zasad, dlatego że ktoś ich nie stosuje. Należy raczej starać się o to, aby je stosował. To jest przede wszystkim zadanie hierarchii.
  • Też uważam, że nie można zmieniać zasad, skoro ktoś ich nie stosuje. Szczególnie w dobie kryzysu. 
    Tutaj jest próba obejścia zasad w sytuacjach wyjątkowych. Nie mam pojęcia, czy owoce będą pozytywne, czy negatywne. Nie sądzę też, by dało się zbadać związki przyczynowo-skutkowe nawet ex post; kwestia jest zbyt złożona.

    Moje stanowisko już się wyczerpało w tej dyskusji i sprowadza się do tego, że ja w sumieniu przedkładam wierność hierachii nad moje rozumienie tekstów doktrynalnych. Skutek przesadnej liczby lektur o działaniu umysłu, teoriach znaczenia itd. Dzięki za dyskusję.
    Podziękowali 2Berenika maliwiju
  • Do wrót dobijają się już masowo kolejne kwestie, w których ludzie masowo nie postępują zgodnie z nauczaniem Kościoła:
    - antykoncepcja,
    - pornografia,
    - eutanazja,
    - aborcja, zwłaszcza dyskretna aborcja chemiczna,
    - homoseksualizm i inne zboczenia seksualne

    i pewnie nie tylko te.

    Jeżeli jacyś ludzie Kościoła uznają, że te grzechy nie są grzechami, czym właściwie będzie się różnić moralne nauczanie Kościoła od podejścia światowego - niuansami, odcieniami? Tym, że jakieś grzeszne zachowanie będzie przez świat akceptowane entuzjastycznie, a przez otumanionych katolików mniej entuzjastycznie?
  • Anawim powiedział(a):
    Natomiast w pełni się zgadzam ze słowami: Podstawowym zadaniem katolika jest bowiem obrona Prawdy i Bożego Prawa zgodnie z własnym sumieniem, nie zaś jakiegokolwiek ziemskiego czy podziemnego układu. 

    Jeśli ktoś w sumieniu swoim uznaje, że to, co proponuje Kościół jest niegodziwe, to nie powinien tego robić. Działanie wbrew sumieniu jest zawsze grzechem, choćby sumienie było błędne lub zagmatwane.
    Niemniej jednak, po śmierci odpowiemy za formację sumienia. Sumienie jest sędzią, nie zaś prawodawcą.
  • Wielu ludzi kradnie w supermarketach, mimo że zabrania tego Kościół i prawo świeckie. Czy to znaczy, że należy pozwolić na kradzieże w supermarketach? Ponownie powraca pytanie, dlaczego przez palce należałoby patrzeć na uporczywe naruszanie szóstego przykazania? Co z pozostałymi? Czyżby jedni grzesznicy mieli zostać jakoś uprzywilejowani? Pojawiają się również pytania o jednorazowe naruszenia tego przykazania? Jeżeli ktoś, kto porzuca żonę i dzieci i żyje w nowym związku bez ślubu, nie popełnia grzechu śmiertelnego, to czy popełnia grzech śmiertelny ktoś, kto zdradza żonę jeden raz? A inne grzechy przeciwko czystości? A przecież w przypadku szóstego przykazania materia jest zawsze uważana za poważną.

    Martwi mnie bardzo elastyczność niektórych sumień. Niewiele miesięcy temu byli tutaj tacy, którzy gotowi byli rozszarpać tych, którzy mówili, że ludzie Kościoła mogą zaakceptować cudzołóstwo. Dzisiaj sami z miedzianym czołem je akceptują i mówią: tak jest O.K.

    Jeden z głównych problemów polega na tym, że "Amoris Laetitia" zmienia zupełnie paradygmat postrzegania grzechu. Zamiast układu zero-jedynkowego pozwalającego określić w każdym przypadku, czy coś jest grzechem czy nim nie jest, chociaż oczywiście, grzech mógł być powszedni lub śmiertelny w zależności od okoliczności, wprowadza rodzaj ciągłej skali, gdzie granica pozostaje bardzo rozmyta, przynajmniej jeśli chodzi o szóste przykazanie. Wykorzystuje się przy tym zupełnie opacznie m.in. naukę Św. Tomasza z Akwinu, a także dokumenty II Soboru Watykańskiego. Grzech traktowany jest jak cnota, to znaczy, zamiast ostrej granicy mamy stopniowalność: można być pracowitym i można być bardziej pracowitym. Można robić coś nie do końca dobrze, ale coś innego robić lepiej i trudno jest określić, gdzie jest granica między dobrem a złem. Wychodzi zatem, że skoro wszyscy są grzesznikami, to skoro Jan powiedział coś nieprzyjemnego żonie, nie może się czepiać Piotra, który zostawił żonę z rocznym dzieckiem dla swojej sekretarki. I jeden, i drugi są grzesznikami. A może nawet Piotr jest lepszy od Jana, bo zrobił to, co zrobił, z pięknego uczucia, zaś Jan był po prostu agresywny. Przy takim rozumowaniu dochodzi się do absurdu, kiedy właściwie nic już nie wiadomo. Kościół zaś ma wyraźnie wskazywać drogę, nie zaś kołować biednego grzesznika.
    Podziękowali 1Rogalikowa
  • Oczywiście że formacja w Kościele leży. Nawet jeśli naucznie Kościoła jest niezmienne. Przeciętny człowiek uczy się na lekcjach religii a później jest zostawiony sam sobie i albo szuka jakiejś wspólnoty, ewentualnie trafia na świadomego swej roli księdza. Wiara jest obecnie dość mocno zinfantylizowana. I nie ma niczego wspólnego z wymaganiem od siebie czegokolwiek.
    Podziękowali 1Wela
  • A z ciekawości, czy wcześniejsze nauczanie o lichwie zostało w jakiś sposób odwołane, czy teraz nie obowiązuje bo tak wyszło?
  • Ja to widzę w taki sposób, że Kościół zaostrza swoje zasady tam, gdzie może je wyegzekwować i luzuje tam, gdzie nie może. Widocznie wychodzi się z założenia, że większa będzie radość w Niebie gdy ktoś przestrzega 10% norm, niż gdy popadnie w całkowitą apostazję. Biorąc pod uwagę nauczanie Ewangelii o nadłamanej trzcinie, nie jest to błędna strategia.
  • OlaOdPawla powiedział(a):
    A z ciekawości, czy wcześniejsze nauczanie o lichwie zostało w jakiś sposób odwołane, czy teraz nie obowiązuje bo tak wyszło?

    Tak, jak pisał JiB: odpowiednie dykasterie watykańskie przy jednostkowych zapytaniach zmieniły front uznając, że dotychczasowe rozstrzygnięcia nie były ostateczne i do czasu takiego orzeczenia radziły nie nękać biednych bankowców. 
    Faktycznie jest to ukryta zmiana, bo 85 lat wcześniej powstała jednoznaczna encyklika w tej materii, nb. napisana przez papieża, który wprowadził urząd obrońcy węzła małżeńskiego (legenda głosi, że to po tym, jak jeden polski magnat otrzymał 4 raz z rzędu orzeczenie o nieważności ;) ale kiedyś próbowałem to zweryfikować i raczej wychodzi z tego, że to church legend takie).

    Być może podobny los czeka antykoncepcję; co za problem ogłosić, że nauczanie  w tej kwestii nigdy nie było ostateczne? Minie 85 lat od Humanae Vitae albo i mniej i v'oila. Aczkolwiek tak jak pisałem; dziś nie ma możliwości robienia takich rewolt po cichu w ramach "dubiów". Kto w połowie XIX wieku mógł przeczytać traktat o lichwie z cytatami z odpowiedzi Penitecjarii sprzed 30 lat? Dziś byle katolik dowiaduje się o upublicznionych listach kardynałów / ogląda fotki z argentyńskich kościołów tego samego dnia.
  • Przystępnie napisany artykuł; autor bardzo celnie podkreśla kluczowe problemy. 
    https://www.nbportal.pl/wiedza/artykuly/historia-mysli-ekonomicznej/kosciol_katolicki_o_pozyczkach
  • "Wychodzi na to, że kto będzie się uwazal za przeciętnego - słabego w wytrwaniu w surowych zasadach- katolika, powinien emigrować do słabszej klasy khę państwa."

    Ja jestem bardzo słaby, ale emigrować nie zamierzam.
  • Maciek_bs powiedział(a):
    Ja to widzę w taki sposób, że Kościół zaostrza swoje zasady tam, gdzie może je wyegzekwować i luzuje tam, gdzie nie może. Widocznie wychodzi się z założenia, że większa będzie radość w Niebie gdy ktoś przestrzega 10% norm, niż gdy popadnie w całkowitą apostazję. Biorąc pod uwagę nauczanie Ewangelii o nadłamanej trzcinie, nie jest to błędna strategia.
    Bóg nigdy nie nakłada obowiązków, których człowiek nie dałby rady spełnić przy pomocy łaski Bożej. Gdzie większy grzech, tam większa łaska. Takie myślenie to po prostu rzucenie ręcznika i eleganckie powiedzenie: "Róbta co chceta".

    A oto do czego podobne myślenie doprowadziło Kościół w Holandii:

    http://www.e-wpis.pl/pl/w-holandii-dzieci-ucza-sie-glownie-o-islamie-i-hinduizmie
    Podziękowali 1Katia
  • Odrobinka powiedział(a):
    Oczywiście że formacja w Kościele leży. Nawet jeśli naucznie Kościoła jest niezmienne. Przeciętny człowiek uczy się na lekcjach religii a później jest zostawiony sam sobie i albo szuka jakiejś wspólnoty, ewentualnie trafia na świadomego swej roli księdza. Wiara jest obecnie dość mocno zinfantylizowana. I nie ma niczego wspólnego z wymaganiem od siebie czegokolwiek.
    Co to znaczy "zostawiony sam sobie"? Potem jest dorosły i trzymania za rączkę nie wymaga.
    Nie mam nic przeciwko wspólnotom,  ale nie są do zbawienia koniecznie potrzebne.
    Podziękowali 1Aga85
  • "Człowiek jest sobą poprzez wewnętrzną prawdę. Jest to prawda sumienia, odbita w czynach. W tej prawdzie każdy człowiek jest zadany samemu sobie. Każde z tych przykazań, które wymienia z przekonaniem młody rozmówca Chrystusa, każda zasada moralności jest szczególnym punktem, od którego rozchodzą się drogi ludzkiego postępowania, a przede wszystkim drogi sumień. Człowiek idzie za prawdą tutaj wyrażoną, którą równocześnie dyktuje mu sumienie, albo też postępuje wbrew tej prawdzie. W tym miejscu zaczyna się istotny dramat, tak dawny jak człowiek. W punkcie, który ukazuje Boże przykazanie, człowiek wybiera pomiędzy dobrem a złem. W pierwszym wypadku - rośnie jako człowiek, staje się bardziej tym, kim ma być. W drugim wypadku - człowiek się degraduje. Grzech pomniejsza człowieka. (...)

    Zagrożeniem jest klimat relatywizmu. Zagrożeniem jest rozchwianie zasad i prawd, na których buduje się godność i rozwój człowieka. Zagrożeniem jest sączenie opinii i poglądów, które temu rozchwianiu służą. (...)

    Ta moc, która płynie z Chrystusa, która zawiera się w Ewangelii, jest potrzebna, aby od siebie wymagać, by postępowaniem waszym nie kierowała chęć zaspokojenia własnych pragnień za wszelką cenę, ale poczucie powinności: spełniam to, co jest słuszne, co jest moim powołaniem, co jest moim zadaniem. Powiedziałem przed czterema laty na Jasnej Górze: "Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali" (18 VI 1983 r.). Wbrew wszystkim mirażom ułatwionego życia musicie od siebie wymagać. To znaczy właśnie "więcej być". (...)

    Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje "Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które musi podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można "zdezerterować".

    Wreszcie - jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba "utrzymać" i "obronić", tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić - dla siebie i dla innych.

    Biskup Kozal, męczennik z Dachau, powiedział: "Od przegranej orężnej bardziej przeraża upadek ducha u ludzi. Wątpiący staje się mimo woli sojusznikiem wroga" (ks. Wojciech Frątczak, Biskup Michał Kozal, w: Chrześcijanie, t. 12)."

    Św. Jan Paweł II, 12 czerwca 1987 r.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.