Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Finanse domowe

12224262728

Komentarz

  • A ja myślę o pójściu na studia katechetyczne:)
    Trwają 6 lat:) trochę mnie to zniechęca, bo nie wiem czy będę taka wytrwała.
    Po menopauzie praca jak znalazł:) akurat skończę studia:) o ile nie przerwę jakimś dzieciątkiem:)
    Zajęcia co sobotę, niedzielę wolne, jak Bóg przykazal.
    Podziękowali 1MartynaN
  • Ja mam kilkuletnie doświadczenie pracy w szkole w UK i tam zawód nauczyciela jest doceniany,  zarówno w społeczeństwie, jak i w wymiarze finansowym.
  • Pracuję w szkole i doceniam wszelkie udogodnienia, a szczególnie dni wolne, nie zgadzam się jednak z tym, że na co dzień mam tyle czasu dla siebie i rodziny. Pewnie wszystko zależy od konkretnej placówki, ale moja z ponad 1300 uczniami  wymaga od nas bardzo dużej dyspozycyjnosci. Pewnie, że można odmówić zajęć rozwijających w sobotę, albo zielonej szkoły przez weekend, ale wszyscy wiedzą, że nie będzie to dobrze widziane.

    Mnie w szkole przeszkadza brak zasad przyznawania nagród i brak zróżnicowania płac kadry pedagogicznej, a co za tym idzie fakt, że wszystko zależy od dyrekcji i jej tzw. widzimisię.

    Nie zachwycają mnie też rodzice, którzy pracują po 12 godzin i zostawiają dzieciaki w świetlicy od 6.30 do 18 a na rozmowę z nauczycielem przychodzą raz na pół roku tylko po to, aby zmusić go do wystawienia lepszej oceny i pouczyć, jak powinien nauczać (więcej podręcznika, mniej podręcznika, więcej projektów grupowych, precz z projektami itd.).
    no mam ferie i mi się ulało :(
  • kociara powiedział(a):
    Pracuję w szkole, z wyboru. Mogłam robić karierę gdzie indziej, ale szkoła i konkretny profil zawodowy to mój świadomy wybór.
    Ja nie dorobię, nigdy i nigdzie. Bo to, za co inni biorą konkretne pieniądze-ja robię za darmo :D. A propozycji otwarcia własnej praktyki mam wiele. No tak już mam. Bardzo często jestem proszona o porady i konsultacje przez inne placówki czy urzędników, służę pomocą wielu rodzinom i dzieciom spoza mojej placówki. Poza godzinami pracy.
    Nie pracuję tylko w wyznaczonych godzinach, pracuję także w weekendy, wakacje i ferie. Telefony odbieram nawet po 22 - ostatnio w pt rozmawiałam z zagranicznym rodzicem od północy przez 45 minut. Bo wiem, że jak nie o tej porze, to wcale.

    Przestałam sie szkolić w typowy sposób w momencie, kiedy po entym doskanalaniu dotarło do mnie, że to służy wyłącznie wyciąganiu kasy, a prowadzący tak naprawdę uczą się od nas, praktyków. Doszkalam się we własnym zakresie
    Dużo cenniejsze są dla mnie spotkania w gronie tych samych specjalistów, co ja, warsztaty, superwizje itp. Grupy robocze, zespoły interdyscyplinarne...
    często to ja szkolę, za darmo ofkorsik ;) 

    Niestety, coraz częsciej dociera do mnie, ze tak naprawdę nie chodzi o to, co robisz i ile robisz-ważne, by nie wychylać się poza ramki. Boleśnie odczułam to na własnej skórze, po kilku kontaktach z kuratorium. 
    I zawsze i tak ktoś uzna cię za nic nierobiącego palanta, który ma wolne wakacje (haha), ferie, swięta, 13tkę i pracuje 18 h (kolejne haha). Albo co gorsza - urzędasa, co to tylko niszczyć potrafi.

    Mam takie poczucie, że gdyby przeciętny rodzic wiedział, jak bardzo inwigilowany jest przez system, to by mu się odechciało cokolwiek wymagać od szkoły. Szkoła jest w tej chwili urzędem, absurdy prawne są gorsze niż za głębokiej komuny.

    Już kiedyś pisałam, ile zarabiam. Teraz mój dodatek motywacyjny wzrósł o jakieś 50 zł.

    Nie narzekam. Narzekam jedynie wówczas, gdy po raz kolejny "ktoś" wie więcej, niż ja sama - o mnie, o tym, co robię, jak robię, kim jestem, ile mam profitów i że znowu tylko o patologii. A. I jeszcze, że nic a nic nie wiem, bo tylko narzekam
    Z wszystkim się zgadzam co napisałaś, bo to fakt. Swój zawód wypełniasz wzorowo i wiele rzeczy robisz ponad plan zajmując się też wolontariatem. Jesteś człowiekiem aktywnym i chętnym do pomocy.
    Jest tylko jedna sprawa...nie masz na wychowaniu np. piątki dzieci. Myślę, że gdyby tak było, miejsce wolontariatu mogłabyś chcieć zastąpić "dorobieniem". Jeśli pracujesz i Ty i mąż...to macie dwie pensje dla siebie ( dla dwóch osób). A jak przychodzisz zmęczona do domu to nie musisz pomagać przy lekcjach swoim dzieciom i zaspakajać ich rozmaitych potrzeb. Odpada Tobie jeżdżenie po specjalistach, zwolnienia lekarskie z powodu chorych dzieci ( a nie z powodu własnej grypy) Rozumiesz więc różnicę.
    Ja nie mając dzieci pewnie bym pracowała. Po 20 latach małżeństwa z zawodem mojego męża ( szczególnie w lepszych latach), mogłabym uprawiać zawodowe hobby i pewnie zastanawiałabym się na co wydawać pieniądze...
    A w sytuacji obecnej nie pracuję na etacie, a z męża pensji ( owszem dość dobrej akurat ostatnimi laty) utrzymujemy jednak 9 osób :)  
    No ok teraz mamy jeszcze pińcetki - więc  w sumie mam pensję ;)  ale to dość świeża sprawa.

    Podziękowali 2Monira Odrobinka
  • @Laf2011 trafna uwaga z rodzicami. Z przerażeniem obserwowałam dzieci w wieku 3-4 lat w prywatnym przedszkolu przyprowadzane na 7 i odbierane o 18:( ale to prywatnej. Państwowa placówka, do której chodzi teraz córka nie zapewnia świetlicy aż tak długo i rodzice mają z tym spory problem.
    A z drugiej strony, mąż miewał świetlicę do zamknięcia szkoły (17:00) milion razy zdarzało się, że rodzice zwyczajnie spóźniali się po dzieci, nawet nie pofatygowali się o tel.do sekretariatu, że korek, lekarz, kataklizm. Nikt mojemu mężowi za te nadgodziny nie płacił, a niejednokrotnie byl przez to w domu dużo później. 

    Podziękowali 2beatak Laf2011
  • W panstwowym pkolu jest podobnie. Rodzice nawet postulowali wydłużenie do 17,30 :)
    Tez szkoda mi dzieci, które cały dzień kibluja w placówce.
    Ale w praktyce wielu rodzin to jest konieczność, znajomi pracują w korpo, jedno jedzie na 7, drugie niby na 8, ale żeby zdążyć do pracy i porozwozić towarzystwo, musza być w przedszkolu chwile po 7, odbiera mama, która kończy o 16 (w wielu korpo jest obowiązkowa przerwa obiadowa, nie wliczona do czasu pracy), wiec zanim dojedzie autobusem na nasze osiedle,jest spokojnie 17 albo i lepiej  :|

  • @sylwia1974  - :)

    Jedna uwaga: mi chcą za ten wolontariat płacić tylko ja nie umiem brać ;)


    Podziękowali 1sylwia1974
  • edytowano styczeń 2018
    U mnie jest fajna świetlica. Klasy po 16 osób,  kadra taką se ale przynajmniej mili i się starają. Moje w świetlicy są trzy razy w tygodniu, bo odbieram je hurtowo o 14:35. Bardzo lubią. 
    Teraz mnie jeszcze molestuja o obiady szkolne na Kdr mam po 3,50 więc czekam aż mi wyrobią i chyba zapiszę. 
    Ostatnio policzyłam że wydaję na jedzenie plus higieniczne rzeczy dla siebie i piątki jakieś 300-350 zł tygodniowo. Jak ten limit mi się utrzyma to będzie bardzo ok. Nie robię tabelki tygodniowej tylko patrzę co mi zostaje z poprzedniego dnia i dokupuje tylko potrzebne rzeczy. Dużo robię sama. Bułki i drożdżówki im piekę. Dużo sera jemy białego i warzyw. Groch fasola kapusta... Moje dzieci bardzo lubią. I kaszę lubią wszystkie. Mięso że trzy razy w tygodniu. Do biedry mam daleko więc raczej lokalnie kupuję. Często pierogi robię rozmaite. Bazarek mi otwierają na wiosnę w Wiązowna, więc do warzyw będzie dobry dostęp. Teraz mnie zżera opał i inne takie wokół domu bo tu dużo do zrobienia jest a ja nie fachowiec.
  • Mnie się podoba system Predikaty. Że dwa subkonta a nawet trzy. Jedno na rachunki, drugie na wydatki domowe a trzecie dla męża na jego potrzeby prywatne. Wtedy się porządek robi. I nie trzeba się martwić że  z głównego coś znika niewiadomo dlaczego a potem się okazuje że mąż na coś wydał. 
  • Kociara, to weź dla kogoś,  mało potrzebujących? 
    Podziękowali 1ewaklara
  • Odrobinka powiedział(a):
    Mnie się podoba system Predikaty. Że dwa subkonta a nawet trzy. Jedno na rachunki, drugie na wydatki domowe a trzecie dla męża na jego potrzeby prywatne. Wtedy się porządek robi. I nie trzeba się martwić że  z głównego coś znika niewiadomo dlaczego a potem się okazuje że mąż na coś wydał. 
    Ja musze zalozyc konto na opal, zeby samo sie przelewalo po 200 zl miesiecznie, bo w lecie wiadomo milo a potem przychodzi październik i cala pensja idzie na opał.
    Podziękowali 1Felicyta
  • kociara powiedział(a):
    @sylwia1974  - :)

    Jedna uwaga: mi chcą za ten wolontariat płacić tylko ja nie umiem brać ;)


    No i dobrze :) Dobrze, że są takie osoby jak Ty
    Ale nie bierzesz, bo nie jesteś finansowo zmuszona...Wielu nie może sobie zwyczajnie pozwolić na wolontariat...choć by chciało...
  • Nie zgodzę się z tym tak całkowicie Sylwia
    znam takich, co sytuacja zmuszałaby, a jednak...nie biorą, uznając, że inni mają gorzej
    Takie zamknięte koło
  • edytowano styczeń 2018
    sylwia1974 powiedział(a):

    No i dobrze :) Dobrze, że są takie osoby jak Ty
    Ale nie bierzesz, bo nie jesteś finansowo zmuszona...Wielu nie może sobie zwyczajnie pozwolić na wolontariat...choć by chciało...
    Sylwia, ja piszę o tym tylko dlatego, że są osoby, które po prostu wykonują swoje obowiązki z zaangażowaniem (albo i bez ;)  ) a nadobowiązki społecznie -z róznych powodów. Nie każdy ma potrzebę szukania dodatkowego grosza wszędzie, gdzie sie da, za wszystko, co się da, choć obiektywnie mógłby parę groszy mieć i na pewno zrobiłby z tego dobry użytek.

    Edit: to w nawiązaniu do wcześniejszych postów dotyczących budowania w dzieciach potrzeby bycia kreatywnym, zaradnym, ambitnym itp:
    Nalezy też po prostu uznać, bez zbędnych dywagacji, że w każdej populacji zawsze będzie pewien promil ludzi całkowicie niezdolnych do robienia kariery, rozwijania się, dokształcania, szukania coraz bardziej ambitnych zadań. Bez wzgledu na wysiłki, jakie włożą rodzice w ich "programowanie", motywowanie ich, wdrażanie do samodzielności i kreatywności. I nie ma w tym wypadku mowy o lenistwie, rozwydrzeniu, rozpasaniu, rozpieszczeniu itp.
    Po prostu pewni ludzie mogą co najwyżej pracować przy prostych i nieskomplikowanych logistycznie zadaniach.  Odbębnic swoje 8 h przy przysłowiowej taśmie, zakończyć robotę, ubrać się i do domu
  • Czy Ty jesteś, @kociara, pedagogiem szkolnym?
    Pamiętam, że gdy sama chodziłam do szkoły, pedagog szkolny był taką osobą, która w sumie nie wiadomo od czego jest.
    Za to w szkole mojej córki pedagog jest niezwykle zaangażowana w swoją pracę. Można  do niej przyjść z różnymi problemami i liczyć na realną pomoc. Przyznam, że jestem tym wręcz zaszokowana, jak wiele wsparcia można otrzymać od kogoś takiego. I wdzięczna.
    I to jest dla mnie też przykład pracy, w której dzięki swojemu zaangażowaniu czyni się czyjeś życie lepszym. Pracy będącej czyimś źródłem utrzymania, ale też pasją i misją. Ktoś stawiający na pierwszym miejscu zarobek, kombinujący gdzie by tu dorobić, nie wykonywałby tej pracy dobrze. 
       
    Podziękowali 1beatak
  • Od stycznia prowadze budzet i wychodzi mi ze na zywnosc wydajemy na tydzien 300 zl na 4 osobowa rodzine. Oprocz tego osobna rubryka na jedzenie na miescie i obiady meza w pracy. Wydaje mi sie to niewiele ale mam tez zawsze jakies zapasy produktow takich jak kasze, makarony, mąki, jakas kukurydze w puszczce itp. Nie wiem jak na ten cel moglabym wydawac mniej. A zywnosc to najmniejszy wydatek, najwiecej idzie na rachunki, odziez i rozrywki. W szoku jestem ze @Odrobinka miescisz sie w 350 zl na 6 osob tygodniowo na zywnosc i chemie.


  • jukaa powiedział(a):
    Monira powiedział(a):
    Ja też.  Pracowałam na 1,5 etatu w szkole i to był luksus. Serio. Zawsze gorsza mnie zrzedzenia nauczycieli. W sumie na miejsce każdego z nich jest wielu chętnych zazwyczaj. O czym to świadczy?  
    Moja mama, nauczycielka na emeryturze, mówi to samo ;)
    Może właśnie dlatego ze na emeryturze.
    Wiele się zmieniło w szkolnictwie. Na gorsze
    Podziękowali 4Dorotak Laf2011 apolonia Engi
  • Przez chwilę spisywałam wydatki, 500 zł tygodniowo na żywność i chemię na 4 osoby, bez ekstrawagancji, ale dobre mięso i wędliny, czasem jakiś lepszy ser. 
  • I nie liczę w tym planów weekendowych typu goście, dobra kolacja, jakieś wyjście.  
    Podziękowali 1sylwia1974
  • Az normalnie z ciekawości sprawdze ile my wydajemy tylko to ciezko policzyc bo spizarnia pelna. Jak jadę do sklepu to kupuje od razu 10 kg mąki, jak zamawiam kasze to też dużo. Ziemniaki mam kupione jesienią itd. Ale policze;)
  • @Apolonia nic nie poradzę ale od miesiąca mieszkam w Polsce i rozpisuję swoje wydatki. I tyle mi wychodzi. Nie wliczam w to rzeczy typu ubrania, buty i przybory szkolne. Więcej wychodzi jak mój mąż i najstarsza córka są w Polsce. Nie mam też na razie żadnych właściwie zapasów. Worków na śmieci nie kupuję wyrzucam w reklamówkach z biedry albo tych które kupuje w sklepie za 20 groszy. Może mi po prostu niewiele trzeba. Mięso jemy, wędliny też ale wędliny kupuję 25 dag co trzeci dzień i tyle samo sera żółtego i wystarcza. Dużo pieczemy bułek,  ciastek. Sporo nabiału mi schodzi. Prania mi wychodzi dwa razy w tygodniu po dwie pralki. Proszki do prania kupiłam w zeszłym miesiącu przed świętami i są ledwo napoczete. Płynów do mycia podłóg nie używam. Zainwestowalam w myjke parową. Zmywarka chodzi raz dziennie. Szampon kupuję raz w miesiącu i mydło w płynie i normalne w kostce. I tabletki do zmywarki. Pasty do zębów nam idzie jedna tubka w miesiącu. Nabiał staram się kupować swojski. Jak będzie lato to i warzywa zamierzam mieć własne, może w kury zainwestuję, tylko muszę kurnik mieć bo tu lisy chodzą,  może w króliki. Opłat mi wychodzi z wynajmem około 2700 w miesiącu. Tu jest duża zniżka na wodę na KDR. Nie mam samochodu więc na razie odpada paliwo i ubezpieczenie. Jedynie opał mnie zżera w tej chwili i niefrasobliwosc mojej wynajmującej, bo mi zrobiła problem dając mi w umowie niedziałające konto do wpłat i teraz jej muszę zapłacić za dwa i pół miesiąca, bo mój mąż zdążył wydać to co wróciło na nasze konto. Nawet jak mąż wróci to według obliczeń wystarczy nam 7000 miesięcznie żeby na luzie przeżyć i z 1500 odłożyć miesięczne. 
  • Mam własne ziemniaki i teraz tak liczyć je jak kupcze czy nie ? 
    Przecież same nie urosły bo podatek rolny musiałam zapłacić nasienie kupić pielęgnacja kosztuje ochrona przed szkodnikami to też czas i pieniądze paliwo do obróbki gleby , obornik trzeba rozwiezc itd wykopanie też kosztuje,
    Często piszecie że z własnego ogrodu to za darmo ale przecież nasiona woda kompost obornik to wydatek tak samo prąd gaz do przygotowania przetworów 
    Podziękowali 1Katia
  • Tak samo nie mam auta czyli nie mam opłat za auto
    Ale płacę za bilety żeby dostać się do miasta 
    Muszę nająć kogoś z autem na większe zakupy ,czy jak trzeba pojechać do lekarza bo np delikwent nie da rady dostać się na stację te kilka km za podwiezienie 3 km pan bierze 10 zł  do miast od 1zl do 2 zł za km przejechany , 
  • Tak. Ja już tu jestem miesiąc. Na razie się rozdzielilismy. Mąż pewnie rok jeszcze zostanie, bo musi podomykać sprawy różne. Najstarsza chce do końca szkoły czyli całe 3,5 roku zostać. Pełnoletnia będzie w czerwcu więc pewnie da radę a póki nie ma 18 to ma pozwolenie przy mężu. W sumie finansowo tak samo tam z szostką na utrzymaniu jak i tu. Z tym że tu łatwiej bo tutaj mam jakieś perspektywy na pracę a tam miałam trudności żeby na kasie w Lidlu pracować. Koszty życia w Szwajcarii przerastają możliwości zarobku mojego męża. On pracuje w firmie która płaci niewiele a socjal mnie nie interesuje jako forma dochodu. A zmieniać pracy nie chciał bo już pewną pozycję sobie zbudował. 
  • @Nowa pewnie masz rację. Tylko ja nie rolnik. Podatku nie płacę. Nie nawożę obornikiem. Jak będą kury to kurzenice wystarczą. Ja nie potrzebuję dużo. Zazwyczaj sobie sadzę pomidory, fasolę, cukinię, dynię, jakąś marchew i zioła, parę krzaczkow porzeczek, agrestu i borówki amerykańskiej. Hoduje na własne potrzeby i póki co mogę, nikt mnie tu nie kontroluje. 
    Nie wiem jak jest teraz, ale moja babcia zostawiala sobie sadzeniaki i to się wkopywało do ziemi. Cały zagon ziemniaków miała ale nie handlowała tylko na własne potrzeby. Tak samo pomidory i ogórki wujek uprawiał na własne potrzeby. Podobnie było z kurami i królikami. Nie była rolnikiem choć ziemi rolnej miała sporo. Dzierzawila innym rolnikom za grosze i za to dostawala jeszcze ziarno dla kur na zimę i obornik do nawożenia. Pewnie teraz tak się nie da przez pieprzoną Unię. 
  • Ja nie najmuje. Biorę dzieci albo zostawiam pod opieką wymienną z innymi koleżankami albo mam Panią do dzieci co bierze 10 zł za godzinę. Do przystanku mam 15 minut na piechotę,  czasem też zamawiam z dowozem zakupy. Jak dzieci w szkole to w ogóle bez problemu bo z dwójką maluchów wszędzie dojdę. Sąsiedzi są bardzo życzliwi i mnie podwożą za Free. Tak samo mi dzieci do szkoły wożą ze swoimi. Jeszcze się nie zdarzyło żebym gdzieś szła i ktoś z sąsiadów się nie zatrzymał i nie podwiózł w tym lesie. Nie wiem może ja takie pozytywne wrażenie na ludziach robię, bo przecież ani im w dupe nie włażę tylko rozmawiam z nimi często bo ich lubię. 
  • U nas wychodzi ok. 800 -900 zł/mc za żywność i chemia - 2 dorosłych, 2 dzieci.
    Ogródek i kury mamy, spiżarka pełna.

  • @uJa, wy zawsze mało, oszczędnie i dobrze. Jesteś moim wzorem. U nas się normują wydatki żywność + chemia i pampersy na poziomie 1100-1200zl miesięcznie.2+4. Dobija mnie dwoje dzieci w pampersach i dwa rota w ciągu miesiąca :P 
  • 9 osób to w naszym wypadku ok 100zł dziennie bez szału, ale na takim przyzwoitym poziomie jakościowym jeśli chodzi o jedzenie i chemię. Na czymś zaoszczędzę to coś i tak wystrzeli, np raz leki, raz coś innego. 
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.