Małgorzato, ale pojechałaś. Kto uświadamia kilkulatki? Kto najpierw wprowadza zło i niemoralność? Wiadomo, że najpierw jest dobro i nie brudzi się złem dziecka. Ale jak 10-12 latek przyjdzie ze słowem homo czy gej i zapyta co to, to też nic? Zamiast krótkiego, jasnego przekazu, bez szczegółów? W ogóle to mam wrażenie, że rozmawiasz ze swoją wyobraźnią, a nie z realem. Dopowiadasz coś, czego nie ma i usiłujesz się z tym rozprawić. A sama kiedyś pisałaś, że krótko mówisz dzieciom, że to zboczenie.
ale kto tu napisał, że uświadamia dzieci w tym temacie?
chyba jak się dziecko spyta, co to znaczy: "ty pedale", albo co to jest parada gejów, to coś odpowiedzieć trzeba - im krócej tym lepiej - ale to co innego niż wdrażanie w temat z własnej inicjatywy - ryzyko zgorszenia.
A jak dziecko będzie się bało powiedzieć o swoim homo, to jest to jak najbardziej naturalny odruch. Jak się robi coś źle to się człowiek boi , bo gdzieś w środku wie, że to jest złe. Chyba jasne ??
Człowiek moze się tez bac powiedzieć rodzicom ze jest w związku z osoba o sporej różnicy wieku, z osoba z dziećmi z poprzedniego związku, z innego kręgu kulturowego, wyznania, czy czegokolwiek innego jesli wie ze w rodzinie nie będzie to akceptowane a nawet wyklęte. kiedyś całkiem powszechne było traktowanie mezaliansu jak skandalu obyczajowego, (zreszta kto teraz nawet używa słowa mezalians). Rzeczywiście strach w tych sytuacjach oznacza ze sa złem.
Ja pewnych rzeczy nie rozumiem. Wiadomo, że całe to lg+ jest dziełem odgórnym. Wiadomo że dzięki inżynierii społecznej wygląda na to jakby ten ruch miał duży zasięg. Bycie oszołomem też nie bardzo ma podstawy, bo na zachodzie widoczne są wyniki takich odgórnych działań od (przynajmniej) kilkunastu lat.
I nie chodzi tylko o lg+ i niszczenie małżeństw. Niszczenie Kościoła też
jest standardowe jak w np w Irlandii. Nawet przekazy z Nieba
(objawienia prywatne), nic nie pomagają.
I jeżeli napiszę, że celem takiego lg+ jest ukrycie prawdy o kobiecie i mężczyźnie, o ich indywidualnych cechach, a w konsekwencji rozbicie małżeństw, to odzew jest nikły. Czy nikt nie gra np w szachy, aby przewidzieć więcej niż jeden ruch do przodu?
@Malgorzata jest jeszcze pojęcie grzechu cudzego. Pamiętam jak kiedyś w Radecznicy trafiłam na takie kazanie jak zakonnik zrugal na ambonie mamusie co akceptują ten stan rzeczy i jeszcze tłumaczą że proszę księdza / ojca bo teraz takie czasy ...
Czasy tworzą ludzie. To chyba "państwo opiekuńcze", nauczyło ludzi być biernymi. Bardzo mało ludzi się wyłamuje - przecież są warunki ku temu. Dlaczego?
Znowu rozbija się o pojęcia - J2017 masz pojęcie o zgorszeniu jak pensjonarka z XIX w.np. "och jestem zgorszona bo ona ma dziecko przed ślubem" . A zgorszenie to właśnie jest to ze dzieci patrzą (czy dorośli ) i utrwala się to (jakaś sytuacja w stylu mieszkanie przed ślubem, czy gejostwo)w ich świadomości jako rzecz normalna mniej lub bardziej. To jest zgorszenie. Tym Większe jak robi coś zdeklarowany katolik.. to zgorszenie jest większe. I nie chodzi o to ze pensjonarka będzie głośniej krzyczeć" och jestem zgorszona" ale zgorszenie jest w sercu , w głowie i w tym drugim pokazuje ze - o katolik a tez mieszka z dziewczyna, albo o katolik a używa prezerwatyw .. i takie sytuacje są właśnie gorszące.. I to ze Ty nie czujesz się zgorszona to nie znaczy ze nie jesteś.
edit: Już kupiłem za złotówkę dostęp. No i właśnie co jest napisane:
Jednak jeśli widzimy, że z dzieckiem dzieje się coś złego, nie
pozostawajmy bierni. – Branie odpowiedzialności za dorosłe dziecko to
nie użalanie się czy biadolenie, nie bezsensowna krytyka, ale konkretne
kroki ku temu, aby zmienić to, co zmienić można. Takim konkretnym
krokiem może być szczera rozmowa, modlitwa, przeproszenie dziecka za
niewłaściwy przykład czy brak czasu w jakimś momencie życia dziecka.
Nikt nikogo nie uczy, jak być rodzicem, dlatego najważniejsze jest to,
żebyśmy przyjęli też fakt, że mogliśmy popełnić błędy w wychowaniu, i
pokornie uznać własną bezsilność wobec konkretnej sytuacji
Wszędzie to samo. Należy przeprosić. Za to że sytuacja przerosła nasze możliwości, i że dzieci musiały na to patrzeć, też należy przepraszać. Za lg+ też chyba trzeba przepraszać. Paranoja.
Mam teraz przykład z synem (17lat). Bierze się za trawkę, jak ja kiedyś za jogę. Przeanalizował za i przeciw i doszedł do wniosku, że to da mu dużo radości. Wcześniej miał przejścia z Kościołem i w końcu go odrzucił. Chciał dyskusji ze mną (o ganji) i dyskutowałem, podsyłałem materiały, dyskutowałem. W końcu powiedział że dziwi się, że są jakiekolwiek konkretne materiały negatywnie piszące o marihuanie. To tak mało, a sam tylko wiem ile wysiłku kosztowało mnie aby takie materiały mu podesłać - za trzecim razem dopiero to zaakceptował.
Nie wiem czy pali (mieszka obecnie w internacie), czy będzie palił. Wiem że to, że porzucił Kościół i zajął się trawką, wynika w prostej linii z tego jak wyglądało jego życie do tej pory. Być może jakbym był w jakiejś zdrowej, wspierającej się wspólnocie kościelnej, on nigdy by go nie porzucił. Jakby nie widział tego ogromu pracy i często naszej bezradności, nie szukałby jakiś cudownych środków. Nic dziwnego że chce żyć inaczej.
Ostatnio zauważam, że matki dorosłych dzieci opowiadają mi, że "partner mojej córki to", a "partnerka mojego syna tamto". Nie znam i nie mam szansy poznać tych osób, więc z takim samym skutkiem mogliby mówić "mąż córki", "narzeczona syna". I tak przecież nie zweryfikuję legalności związku. I szczerze to zaskakuje mnie brak żenady rodziców tych dorosłych dzieci, że tak bezceremonialnie obwieszczają światu, iż ich dzieci żyją w grzechu.
Ale to są wierzące i praktykujące osoby? Bo jesli tak to oczywiście traci to hipokryzja, ale jesli nie, to nie bardzo rozumiem w czym problem. Grzech to pojęcie ze słownika osób wierzących. A tak w ogole to ze mówią o partnerach swoich dzieci nie implikuje ze oni mieszkają razem czy uprawiają seks słowo partner oznacza związek.
To słowo partner dla mnie traci tym samym co konkubent..a nawet gorzej takie zwierzęce konotacje dla mnie ma.choc może to moje osobiste zafiksowanie . chyba ze w znaczeniu ze w biznesie czy projekcie czy tańcu .. to i do człowieka.. w życiu se nie wyobrażam mówić o chłopaku/ narzeczonym/ mężu corki czy kuzynki "partner" .. może jeszcze partner seksualny dla większej jasności ;-)
Wiara Nie jest uczuciem ale jest pewnością. Jest doświadczeniem. Przejścia ze śmierci do życia z Chrystusem. Jeśli ona takiego doświadczenia nie ma, jeśli może nie widzi u kogoś innego nawet, tego ze Bóg jest żywy i pomaga w naszym małym życiu , problemach , prowadzi je, odpowiada na modlitwy, to nie dziwie się ze odchodzi. Ja w tym wieku tez miałam kryzys podobny. Sama religijność to strata czasu zakazy nakazy, ryty staromodne.
Okreslenie partner jest dość oficjalne ale tez nie jakieś tragiczne. Ja akurat preferowałam inne. I chyba najbardziej świętoszkowaty człowiek nie wchodzi z marszu w relacje małżeńska czy narzeczeńska. Tu wychodzi niestety ubogi zakres słownictwa w języku polskim mówić "mój chłopak, dziewczyna" gdy się jest Np po 40-tce tez może być głupio. Sympatia? Przyszły narzeczony?
Okreslenie partner jest dość oficjalne ale tez nie jakieś tragiczne. Ja akurat preferowałam inne. I chyba najbardziej świętoszkowaty człowiek nie wchodzi z marszu w relacje małżeńska czy narzeczeńska.
Za świętoszkowatą zupełnie się nie uważam, ale zaręczona byłam w miesiąc po zawarciu znajomości, ślub osiem miesięcy później (dziewięć od poznania). Zdrowa, przed każdą adopcją dokładnie przebadana psychologicznie Nie rozwiedliśmy się i nie zamierzamy.
No to dość szybkie tempo, ale nawrt nawet przez ten miesiąc nie byliście dla siebie narzeczonymi, tylko...? I Większość osób jednak tak szybko się nie zaręcza wiec ten okres gdy trzeba się jakos nazwać jest dłuższy określenie konkubent jest oczywiście negatywnie nacechowane i trudno się o to oburzać, zreszta nieraz ze znajomymi żartowaliśmy ze kojarzy się z kronika policyjna narzeczony, narzeczona brzmi lepiej? Dla Ciebie Polly może tak, ale zmartwię Cię, z dużym prawdopodobieństwiem ci narzeczeni dalej są dla siebie konkubentami
@Paprotka, wcześniej byliśmy świeżo upieczonymi znajomymi
Moja koleżanka przez 2 lata miała przyjaciela i bardzo mocno protestowała, gdy ktoś nazywał go jej "chłopakiem", po prostu nie życzyła sobie takiego określenia, potem już został narzeczonym. No egzotyka, wiem, ale jakże budująca.
I naprawdę mam wrażenie, że większości z nas nie chodzi tu wyłącznie o nazewnictwo.
Sąsiad mojego brata mówił, że mieszka z nibyżoną. Ja Krzysztofowi na wstępie znajomości rzeklam, że ma się szybko oświadczyć, bo na "chlopaka" jest za stary, a narzeczony brzmi lepiej niż, hehe, kochaś
TAK @J2017 13 lat to jeszcze tak niewiele! nie zniechęcaj się, nie poddawaj! to czas na porządną katechezę dla Twojej córki! jeszcze masz na nią wpływ
ps. też mam w domu uparciuszkę, ma 12 lat, trzeba dużo argumentów
Moja córka jedna powiedziała swojemu ówczesnemu chłopakowi, że ma dwa lata na decyzję o ślubie, a jak nie , to nie ma sensu się angażować .
Zdecydowanie niedaleko pada jabłko od jabłoni
@J2017 a w jakie wspólnoty była zaangażowana Twoja starsza córka? Ja mam takie doświadczenie ja wierząca (na tyle na ile potrafię) i siostra ateistką, obie tak samo wychowywane ale...no właśnie ja szkoła podstawowa gdzie siostry zakonne się wysilaly - do tej pory pamiętam te wszystkie ich akcje, zachęty, opowiadania potem gimnazjum i liceum katolickie - w szkole nacisk na wiarę, modlitwa codziennie na pierwszej lekcji (czy kto wierzący czy nie każdy praktykował bo lekcja krócej trwała dzięki temu), przy szkole kościół - jakoś taki nawyk mieliśmy że wstępowaliśmy i tu też jakoś tak wszyscy bo często grupa szliśmy, w między czasie różne głupoty robiłam ale zawsze w pobliżu Kościoła (ludzi), moja siostra podstawówka chwilę z tymi siostrami a potem dalej gimnazjum zwykle, liceum profilowane w szkole raczej chłopięcej i koledzy którzy Kościół raczej omijali i byli zachwyceni zespołami które raczej prezentują przeciwny nurt - wciągnęło ja i tak zostało. Moim skromnym zdaniem otoczenie ma jednak bardzo duży wpływ na to w którą stronę pójdziemy zwłaszcza jeśli rodzice wychowują nas na bezwolnych, posłusznych i nie umiejących/bojących się sprzeciwić
@Paprotka, wcześniej byliśmy świeżo upieczonymi znajomymi
Moja koleżanka przez 2 lata miała przyjaciela i bardzo mocno protestowała, gdy ktoś nazywał go jej "chłopakiem", po prostu nie życzyła sobie takiego określenia, potem już został narzeczonym. No egzotyka, wiem, ale jakże budująca.
I naprawdę mam wrażenie, że większości z nas nie chodzi tu wyłącznie o nazewnictwo.
Dla mnie owszem egzotyka, bo przyjaciół mam kilku - obu płci A w związkach preferuje monogamie owszem dobrze ze chłopak, narzeczony, mąż, jest także przyjacielem, ale gdyby ktoś tak przedstawił swoją hmmm druga polowe, nie przyszłoby mi na myśl ze łączy ich coś więcej niż przyjaźń
Skąd pomysł ze osoby które określają się partner, czy nawet konkubent nie planują ślubu? Zwyczaje są teraz takie, ze większość osób które biorą ślub mieszkają wcześniej razem tak ze większość ma zaliczony etap bycia konkubentem
Nie wiem czy są na ten temat jakieś statystki, ale chyba przeważnie od rozpoczęcia związku do zaręczyn mija co najmniej pół roku, wokół mnie widze ze było to przeważnie rok-trzy lata. Zanim można oficjalnie tytułować się narzeczonymi trzeba sobie jakieś określenie wybrać
Komentarz
Szanuję manierę, co do meritum wielka zgodność.
chyba jak się dziecko spyta, co to znaczy: "ty pedale", albo co to jest parada gejów,
to coś odpowiedzieć trzeba - im krócej tym lepiej - ale to co innego niż wdrażanie w temat z własnej inicjatywy - ryzyko zgorszenia.
edit. pisałyśmy równocześnie
I nie chodzi tylko o lg+ i niszczenie małżeństw. Niszczenie Kościoła też jest standardowe jak w np w Irlandii. Nawet przekazy z Nieba (objawienia prywatne), nic nie pomagają.
I jeżeli napiszę, że celem takiego lg+ jest ukrycie prawdy o kobiecie i mężczyźnie, o ich indywidualnych cechach, a w konsekwencji rozbicie małżeństw, to odzew jest nikły. Czy nikt nie gra np w szachy, aby przewidzieć więcej niż jeden ruch do przodu?
https://www.gosc.pl/doc/5847945.Gdy-dziecko-idzie-zla-droga
Jednak jeśli widzimy, że z dzieckiem dzieje się coś złego, nie pozostawajmy bierni. – Branie odpowiedzialności za dorosłe dziecko to nie użalanie się czy biadolenie, nie bezsensowna krytyka, ale konkretne kroki ku temu, aby zmienić to, co zmienić można. Takim konkretnym krokiem może być szczera rozmowa, modlitwa, przeproszenie dziecka za niewłaściwy przykład czy brak czasu w jakimś momencie życia dziecka. Nikt nikogo nie uczy, jak być rodzicem, dlatego najważniejsze jest to, żebyśmy przyjęli też fakt, że mogliśmy popełnić błędy w wychowaniu, i pokornie uznać własną bezsilność wobec konkretnej sytuacji
Wszędzie to samo. Należy przeprosić. Za to że sytuacja przerosła nasze możliwości, i że dzieci musiały na to patrzeć, też należy przepraszać. Za lg+ też chyba trzeba przepraszać. Paranoja.
Mam teraz przykład z synem (17lat). Bierze się za trawkę, jak ja kiedyś za jogę. Przeanalizował za i przeciw i doszedł do wniosku, że to da mu dużo radości. Wcześniej miał przejścia z Kościołem i w końcu go odrzucił. Chciał dyskusji ze mną (o ganji) i dyskutowałem, podsyłałem materiały, dyskutowałem. W końcu powiedział że dziwi się, że są jakiekolwiek konkretne materiały negatywnie piszące o marihuanie. To tak mało, a sam tylko wiem ile wysiłku kosztowało mnie aby takie materiały mu podesłać - za trzecim razem dopiero to zaakceptował.
Nie wiem czy pali (mieszka obecnie w internacie), czy będzie palił. Wiem że to, że porzucił Kościół i zajął się trawką, wynika w prostej linii z tego jak wyglądało jego życie do tej pory. Być może jakbym był w jakiejś zdrowej, wspierającej się wspólnocie kościelnej, on nigdy by go nie porzucił. Jakby nie widział tego ogromu pracy i często naszej bezradności, nie szukałby jakiś cudownych środków. Nic dziwnego że chce żyć inaczej.
- partner w sensie współpracownik, czy w sensie konkubent?
określenie konkubent jest oczywiście negatywnie nacechowane i trudno się o to oburzać, zreszta nieraz ze znajomymi żartowaliśmy ze kojarzy się z kronika policyjna
narzeczony, narzeczona brzmi lepiej? Dla Ciebie Polly może tak, ale zmartwię Cię, z dużym prawdopodobieństwiem ci narzeczeni dalej są dla siebie konkubentami
Ja Krzysztofowi na wstępie znajomości rzeklam, że ma się szybko oświadczyć, bo na "chlopaka" jest za stary, a narzeczony brzmi lepiej niż, hehe, kochaś
13 lat to jeszcze tak niewiele! nie zniechęcaj się, nie poddawaj!
to czas na porządną katechezę dla Twojej córki! jeszcze masz na nią wpływ
ps. też mam w domu uparciuszkę, ma 12 lat, trzeba dużo argumentów
@J2017 a w jakie wspólnoty była zaangażowana Twoja starsza córka? Ja mam takie doświadczenie ja wierząca (na tyle na ile potrafię) i siostra ateistką, obie tak samo wychowywane ale...no właśnie ja szkoła podstawowa gdzie siostry zakonne się wysilaly - do tej pory pamiętam te wszystkie ich akcje, zachęty, opowiadania potem gimnazjum i liceum katolickie - w szkole nacisk na wiarę, modlitwa codziennie na pierwszej lekcji (czy kto wierzący czy nie każdy praktykował bo lekcja krócej trwała dzięki temu), przy szkole kościół - jakoś taki nawyk mieliśmy że wstępowaliśmy i tu też jakoś tak wszyscy bo często grupa szliśmy, w między czasie różne głupoty robiłam ale zawsze w pobliżu Kościoła (ludzi), moja siostra podstawówka chwilę z tymi siostrami a potem dalej gimnazjum zwykle, liceum profilowane w szkole raczej chłopięcej i koledzy którzy Kościół raczej omijali i byli zachwyceni zespołami które raczej prezentują przeciwny nurt - wciągnęło ja i tak zostało. Moim skromnym zdaniem otoczenie ma jednak bardzo duży wpływ na to w którą stronę pójdziemy zwłaszcza jeśli rodzice wychowują nas na bezwolnych, posłusznych i nie umiejących/bojących się sprzeciwić
A w związkach preferuje monogamie
owszem dobrze ze chłopak, narzeczony, mąż, jest także przyjacielem, ale gdyby ktoś tak przedstawił swoją hmmm druga polowe, nie przyszłoby mi na myśl ze łączy ich coś więcej niż przyjaźń
Skąd pomysł ze osoby które określają się partner, czy nawet konkubent nie planują ślubu?
Zwyczaje są teraz takie, ze większość osób które biorą ślub mieszkają wcześniej razem
tak ze większość ma zaliczony etap bycia konkubentem