Grzech dotyczy wyłącznie wierzących. Więc jaki sens ma powoływanie się na argumenty wiary w rozmowie z osobami,które nie są wierzące(nawet jeśli rodzice wychowywali lub starali się wychować w wierze)??? Czy Twój brat jest wierzący? Wychodzi na to,że nie. Więc po co te całe upominanie?
Grzech dotyczy wyłącznie wierzących. Więc jaki sens ma powoływanie się na argumenty wiary w rozmowie z osobami,które nie są wierzące(nawet jeśli rodzice wychowywali lub starali się wychować w wierze)??? Czy Twój brat jest wierzący? Wychodzi na to,że nie. Więc po co te całe upominanie?
jak zawsze, ponieważ, wg nas, ktoś robi coś źle i szkodzi sobie i innym
poza tym, chyba każdy argument "z grzechu" można przełożyć np, na "szkodliwość ewolucyjną"
Rodzice maja wpływ do pewnego momentu. Mogą nawet dokonywać wyborów za swoje dzieci. Ale potem przychodzi czas, kiedy już dzieciaki same dokonują swoich wyborów.
I jako rodzic uważam, ze należy uszanować wybór dziecka. Bo to jego wybór. Nasze wychowanie dzieci to tez poniekąd pomaganie i pozwalanie na podejmowanie przez nie decyzji i ponoszenie konsekwencji tych decyzji. Życia za dzieci nie przeżyjemy. Każdy z nas chce żyć po swojemu. Nie pozwalamy się wtrącać rodzicom - oj dużo tutaj, na forum, było wylewanego żalu na rodziców, ze nie tak postępują z wnukami (pozwalają na tv, słodycze), i z dorosłymi już dziecmi (nie cieszyli się z kolejnego wnuka).
wiec jak to jest w końcu?
Maja prawo się wtrącać?
Maja prawo żądać zerwania konkubinatu, szybkiego ozenku, maja prawo wtrącać się w liczbę potomstwa wysłanych dzieci, maja prawo po swojemu zajmować się wnukami?
Czy jednak nie maja prawa ingerować tak bardzo w życie swoich dzieci?
A może wybiórczo?
Powinni INNYCH ustawiać, w domach innych ludzi powinien być rygor, bo inni sieją zgorszenie, a nas samych zostawiać w spokoju, bo my przecież świecimy przykładem?
Grzech dotyczy wyłącznie wierzących. Więc jaki sens ma powoływanie się na argumenty wiary w rozmowie z osobami, które nie są wierzące(nawet jeśli rodzice wychowywali lub starali się wychować w wierze)??? Czy Twój brat jest wierzący? Wychodzi na to, że nie. Więc po co te całe upominanie?
Grzech jest takim samym nieszczęściem ludzi wierzących, co niewierzących. Zabiera człowiekowi wolność (niszczy wolną wolę), zaciemnia umysł (np kłamstwo), czyni zimnym manipulatorem (pycha, próżność). Niszczy głębokie relacje z drugim człowiekiem i Bogiem.
Co do upominania, to jest jak najbardziej potrzebne. Tylko że nie jest to takie proste, aby ta druga osoba wyciągnęła z nich korzyści. Tu trzeba by najpierw wyjść z patologicznych relacji opisanych przez Trójkąt Karpmana. Osoby z poczuciem winy/krzywdy trudno upomnieć, aby ich faktycznie ubogacić
Ja żyjącym w konkubinacie radziłabym na próbę pobyć w Kościele, pomodlić się razem, przemyśleć, czy chcą żyć jak małżeństwo sakramentalne (na przykład bez antykoncepcji). A potem dopiero ślub. Ślub to poważna deklaracja - naszą słabą rodzinę wieszamy na Bogu i zobowiązujemy się wytrwać w wierze razem.
Ja żyjącym w konkubinacie radziłabym na próbę pobyć w Kościele, pomodlić się razem, przemyśleć, czy chcą żyć jak małżeństwo sakramentalne (na przykład bez antykoncepcji). A potem dopiero ślub. Ślub to poważna deklaracja - naszą słabą rodzinę wieszamy na Bogu i zobowiązujemy się wytrwać w wierze razem.
To Ty A ci żyjący w konkubinacie doradziłby Tobie "na chwilę" wyjść z Kościoła,przestać się modlić i rozpatrywać świat przez pryzmat wiary...
Ja żyjącym w konkubinacie radziłabym na próbę pobyć w Kościele, pomodlić się razem, przemyśleć, czy chcą żyć jak małżeństwo sakramentalne (na przykład bez antykoncepcji). A potem dopiero ślub. Ślub to poważna deklaracja - naszą słabą rodzinę wieszamy na Bogu i zobowiązujemy się wytrwać w wierze razem.
To Ty A ci żyjący w konkubinacie doradziłby Tobie "na chwilę" wyjść z Kościoła,przestać się modlić i rozpatrywać świat przez pryzmat wiary...
Ale ja nie chce wychodzić z Kościoła. Jak ktoś nie chce żyć w Kościele to niech nie bierze w nim ślubu. Brać ślub w Kościele gdy się nie chce tu być to głupota.
Grzech dotyczy wyłącznie wierzących. Więc jaki sens ma powoływanie się na argumenty wiary w rozmowie z osobami, które nie są wierzące(nawet jeśli rodzice wychowywali lub starali się wychować w wierze)??? Czy Twój brat jest wierzący? Wychodzi na to, że nie. Więc po co te całe upominanie?
Grzech jest takim samym nieszczęściem ludzi wierzących, co niewierzących. Zabiera człowiekowi wolność (niszczy wolną wolę), zaciemnia umysł (np kłamstwo), czyni zimnym manipulatorem (pycha, próżność). Niszczy głębokie relacje z drugim człowiekiem i Bogiem.
Co do upominania, to jest jak najbardziej potrzebne. Tylko że nie jest to takie proste, aby ta druga osoba wyciągnęła z nich korzyści. Tu trzeba by najpierw wyjść z patologicznych relacji opisanych przez Trójkąt Karpmana. Osoby z poczuciem winy/krzywdy trudno upomnieć, aby ich faktycznie ubogacić
Nadal jest to twierdzenie wynikające z wiary. I jest to pojęcie wyłącznie w oparciu o prawdy wiary a nie reguł rządzących światem. I pełne pychy właśnie. Bo przekonanie o własnej nieomylności i błądzeniu innych to wlanie jest pycha
Ja żyjącym w konkubinacie radziłabym na próbę pobyć w Kościele, pomodlić się razem, przemyśleć, czy chcą żyć jak małżeństwo sakramentalne (na przykład bez antykoncepcji). A potem dopiero ślub. Ślub to poważna deklaracja - naszą słabą rodzinę wieszamy na Bogu i zobowiązujemy się wytrwać w wierze razem.
To Ty A ci żyjący w konkubinacie doradziłby Tobie "na chwilę" wyjść z Kościoła,przestać się modlić i rozpatrywać świat przez pryzmat wiary...
Ale ja nie chce wychodzić z Kościoła. Jak ktoś nie chce żyć w Kościele to niech nie bierze w nim ślubu. Brać ślub w Kościele gdy się nie chce tu być to głupota.
No i ci, którzy nie chcą go brać i są na tyle silni, żeby nie dać wejść rodzicom na głowę, żyją właśnie w konkubinacie albo biora tylko cywilny.
Slub kościelny biora albo naprawdę wierzący, albo ci, którzy robią to dla spokoju rodziców i zdrowia babci.
I tych drugich obawiam się jest więcej.
Wiec to nie konkubinat jest zakłamany tak naprawdę a tylko ci, którzy biora slub bo inni maja takie wymagania wobec nich
Grzech dotyczy wyłącznie wierzących. Więc jaki sens ma powoływanie się na argumenty wiary w rozmowie z osobami, które nie są wierzące(nawet jeśli rodzice wychowywali lub starali się wychować w wierze)??? Czy Twój brat jest wierzący? Wychodzi na to, że nie. Więc po co te całe upominanie?
Grzech jest takim samym nieszczęściem ludzi wierzących, co niewierzących. Zabiera człowiekowi wolność (niszczy wolną wolę), zaciemnia umysł (np kłamstwo), czyni zimnym manipulatorem (pycha, próżność). Niszczy głębokie relacje z drugim człowiekiem i Bogiem.
Co do upominania, to jest jak najbardziej potrzebne. Tylko że nie jest to takie proste, aby ta druga osoba wyciągnęła z nich korzyści. Tu trzeba by najpierw wyjść z patologicznych relacji opisanych przez Trójkąt Karpmana. Osoby z poczuciem winy/krzywdy trudno upomnieć, aby ich faktycznie ubogacić
Grzech dotyczy ludzi wierzących.
Niszczy relacje z Bogiem.
A relacje z drugim człowiekiem i to jakie one są, nie są zależny od wiary bądź niewiary.
Strasznie upraszczasz.
Jakby tak było, to ludzie wierzący byliby kryształowi. A tak nie jest. Niestety
Tacy Ludzie chcą być w Kościele. Często też są praktykujący. Modlą się. Nie powinno ich się wyrzucać. A oprócz tego mają założona spirale i żyją w konkubinacie. Katolicy to grzesznicy i wszyscy nimi jesteśmy
Serio?
Byleby chodzić do kościoła, modlić i wszytko ok.
Wtedy można i w konkubinacie i ze spiralą i kondomem?
Alez tego jest na prawdę dużo. Teraz Kasia Cichopek podobno pragnie unieważnienia małżeństwa z Marcinem, bo boli ja życie bez sakranentow. To już nie ważne że kiedyś patrzyła w niego jak w obrazek ( było aż widać jak iskrzy w tańcu z gwiazdami) dziś już go nie kocha.
I tacy są ludzie. Tacy czy inni. Potrzebna im wiara ale nie chcą wszystkiego z niej brać. Jedni ślubu, drudzy wierności, trzeci nie chcą dzieci itd.
Fajnie. Tak wybiórczo. jak z tym napominaniem przez rodziców. Raz można a raz nie. Monia, jakbyś Ty reklamowała kościół, to byłby tłumy, większe jak w markecie. Choć to branie tego z czym nam dobrze, to bardzo marketowe jest
Czym innym jest grzeszyć a czym innym mówić, że grzech to nie grzech. Kościół jest pełen grzeszników. Każdy upada, każdy ma wątpliwości. Dla każdego jest miejsce w Kościele. Ale sakramenty to poważna sprawa, warto nie obciążać swojej duszy niegodnym ich przyjmowaniem. Jeśli ktoś żyje w konkubinacie, chodzi do Kościoła i nie przystępuje do Komunii to jest w porządku wobec Boga. Jak ktoś nie jest w stanie wyobrazić sobie swojej rodziny bez antykoncepcji to biorąc ślub kpi sobie z tego sakramentu.
Nie fajnie. Tylko stwierdzam fakt jacy są ludzie. I absolutnie wśród nich są też praktykujący, to modlący się konkubenci, rozwodnicy itd.
I uważasz ze życie w zakłamaniu, grzechu jest ok, bo to życie związane z kościołem a jak ktoś uczciwie nie chce żyć w kłamstwie, to jest złem chodzącym bo gorszy innych.
No fajnie. Konkubinat gorszy a zakłamany wierny już nie
Ale w Kościele dużo hipokrytow. Meloni żyje w konkubinacie a tak mocno wierzy
A. I to ma być co? Usprawiedliwienie? Stwierdzenie faktu,za którym nic dalej nie idzie? Nie konkubinat jest zły tylko właśnie takie relatywizowanie wiary czy przynależności do KK
A tu widzę większość rzeczy może "uchodzić" bo oranyrany w KK pełno hipokrytow . No po prostu pięknie.
A ponoć mowa ma być prosta. Tak tak
Nie nie
A nie,może trochę tak ale jutro już nie. Bo to zależy,bo sytuacje są różne. No litosci
Po co obcych ustawić w jakiś sposób, na swoją modlę?
Czemu wymagać czegoś od wszystkich?
Przecież Ty sama wymagasz od wszystkich żyjących w konkubinacie żeby koniecznie slub brali. Ze maja mieć dzieci więcej, bo to wręcz (Twoim zdaniem) obowiązek wobec ojczyzny
Po co?
Dajmy żyć innym jak chcą, przecież sami nie chcemy żeby inni układali nam życie.
W Polsce nie ma większości katolików. W Polsce większość stanowią ci,których ochrzczono A to są dwie różne sprawy I znaczna części taka,jak pisałaś. Niby katolik ale żyją,jak mu wygodnie. I teraz zestaw sobie tych,którzy nie deklarują się jako katolicy ale żyją niemal bez grzechu (w rozumieniu katolików) w porównaniu z tymi "katolikami" w konkubinatach,z dziećmi na boku,z antykoncepcja itp.
A to jeszcze do nie dania żyć komuś jak chce to dalej droga. Każdy ma wolna wole. Jeden może powiedzieć a drugi może tego nie posłuchać. Tylko chodzi o to żeby nikomu nie zabierać jego wolnej woli.
Ale wymaganie od innych, żeby żyli jak my tego chcemy to wlanie odbieranie im ich wolnej woli
Komentarz
Więc jaki sens ma powoływanie się na argumenty wiary w rozmowie z osobami,które nie są wierzące(nawet jeśli rodzice wychowywali lub starali się wychować w wierze)???
Czy Twój brat jest wierzący?
Wychodzi na to,że nie. Więc po co te całe upominanie?
poza tym, chyba każdy argument "z grzechu" można przełożyć np, na "szkodliwość ewolucyjną"
Każdy z nas chce żyć po swojemu. Nie pozwalamy się wtrącać rodzicom - oj dużo tutaj, na forum, było wylewanego żalu na rodziców, ze nie tak postępują z wnukami (pozwalają na tv, słodycze), i z dorosłymi już dziecmi (nie cieszyli się z kolejnego wnuka).
wiec jak to jest w końcu?
Grzech jest takim samym nieszczęściem ludzi wierzących, co niewierzących. Zabiera człowiekowi wolność (niszczy wolną wolę), zaciemnia umysł (np kłamstwo), czyni zimnym manipulatorem (pycha, próżność). Niszczy głębokie relacje z drugim człowiekiem i Bogiem.
Co do upominania, to jest jak najbardziej potrzebne. Tylko że nie jest to takie proste, aby ta druga osoba wyciągnęła z nich korzyści. Tu trzeba by najpierw wyjść z patologicznych relacji opisanych przez Trójkąt Karpmana. Osoby z poczuciem winy/krzywdy trudno upomnieć, aby ich faktycznie ubogacić
A ci żyjący w konkubinacie doradziłby Tobie "na chwilę" wyjść z Kościoła,przestać się modlić i rozpatrywać świat przez pryzmat wiary...
I jest to pojęcie wyłącznie w oparciu o prawdy wiary a nie reguł rządzących światem.
I pełne pychy właśnie. Bo przekonanie o własnej nieomylności i błądzeniu innych to wlanie jest pycha
Deklaracja to jedno czyny to drugie.
Może pora nazwać rzecz po imieniu.
jak z tym napominaniem przez rodziców. Raz można a raz nie.
Monia, jakbyś Ty reklamowała kościół, to byłby tłumy, większe jak w markecie. Choć to branie tego z czym nam dobrze, to bardzo marketowe jest
a jak ktoś uczciwie nie chce żyć w kłamstwie, to jest złem chodzącym bo gorszy innych.
ale jak widać niektórym łatwiej zaakceptować czyjeś życie w kłamstwie niż te uczciwe
Stwierdzenie faktu,za którym nic dalej nie idzie?
Nie konkubinat jest zły tylko właśnie takie relatywizowanie wiary czy przynależności do KK
No po prostu pięknie.
A ponoć mowa ma być prosta. Tak tak
No litosci
W Polsce większość stanowią ci,których ochrzczono
A to są dwie różne sprawy
I znaczna części taka,jak pisałaś. Niby katolik ale żyją,jak mu wygodnie.
I teraz zestaw sobie tych,którzy nie deklarują się jako katolicy ale żyją niemal bez grzechu (w rozumieniu katolików) w porównaniu z tymi "katolikami" w konkubinatach,z dziećmi na boku,z antykoncepcja itp.
to dotyczy osób wierzących!