Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Rozwody

245

Komentarz

  • edytowano czerwiec 2023
    Bardzo możliwe, że zaangażowanie w praktyki religijne koreluje dodatnio z trwałością małżeństwa. Ale pamiętajmy, że korelacja nie mówi nam nic o przyczynowości. Może być tak, że chodzenie do kościoła sprawia, że małżeństwa są trwalsze, a może być i tak, że kochające się pary chętniej chodzą do kościoła.

    Jeśli chodzi o pracowników "Ordo Iuris", którzy zdradzili małżonków, to nie wynika z tego nic poza upadkiem konkretnych osób.
  • Kacha powiedział(a):
    asiao powiedział(a):
    Milosc to ciężka praca ..najtrudniejsza nad sobą ..a nie jakiś tam Boski magiczny pył 

    A życie z Bogiem, zgodnie z przykazaniami, szukanie kontaktu z Bogiem to według Ciebie magiczny pył? Sorry, ale to jest walka...
    Ja żyje z mężem 
    W Boga wierzę jakby co 

  • Kacha powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):
    Co tzn razem do kościoła? 
    Na tą same msze? 
    Czasem w rodzinach Wielo- o czym
    mozna było tu wyczytać, Rodos e chodziło osobno z dziećmi, osobno z mniejszymi, osobno ze starszymi itp. Czy tzn ze osobno chodzili? 

    Naprawdę uważacie, ze to jest powod rozpadu małżeństwa, nieuczestniczenie we mszy? 

    Ale kto pisze o tym, że przyczyną rozpadu jest nieuczestnictwo we Mszy? Te statystyki pokazują, że trwalsze są małżeństwa, w których małżonkowie regularnie praktykują - może poważniej podchodzą do tematu i uznają, że kryzys trzeba pokonać a nie kończyć małżeństwo. 
    Każde małżeństwo przeżywa kryzysy, kłóci się, ma okresy oschłości. I pytanie co się z tym robi - czy wracamy do siebie, nawet mimo jakiś neprzyjemnych uczuć, czy twierdzimy, że "coś się wypaliło", czy szukamy rozwiązania, przemadlamy temat, czy rzucamy się w ramiona kogoś innego. 
    Pytałam odnoście wpisów  Katki: 
    Dopiero przeczytałam  Myślę, ze to prawdopodobne. Chodzi dokładnie o sformułowanie "chodzących razem do kościoła". Jak się zastanawiam to wszystkie znajome mi małżeństwa, które brały rozwód po ślubie kościelnym, podobno wierzące, faktycznie nie chodziły razem do kościoła! Może kiedyś wcześniej albo od czasu do czasu 

    Z tych aktywnie uczestniczących wspólnie w Eucharystii nie znam ani jednego po rozwodzie.! Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam... także może coś w tym jest.

    Brzmi jakby wspólne chodzenie do Kościoła było przyczyna trwałości małżeństwa .
    Chodzisz do Kosciola z mężem? Tylko smierć was rozłączy 
    mnie chodzisz? Rozwód was czeka

    Ty piszesz: 
     trwalsze są małżeństwa, w których małżonkowie regularnie praktykują - może poważniej podchodzą do tematu i uznają, że kryzys trzeba pokonać a nie kończyć małżeństwo

    Naprawdę uważasz, ze tylko ci, którzy praktykują maja w sobie chęci naprawy związku, kiedy pojawiają się problemy? A cala reszta w moment się rozstaje? 

    Zawsze myślałam, ze ludzie musza chcieć SAMI naprawić, musza chcieć sami scalać coś, co się kruszyć z jakiegoś powodu zaczyna. 
    A tu się okazuje, ze wystaczy wspólna nasza, modlitwa. 
    Życie pd razu staje się prostsze. 

    Mogliby w sądach nakazać chodzić wspólnie na msze i pyk, papiery rozwodowej wycofane. 
  • U mnie tak samo. Wszyscy, którzy się rozwiedli, byli wcześniej małżeństwem.
    Podziękowali 3Ka.tka. Skatarzyna malagala
  • edytowano czerwiec 2023
    :D
  • Ja nie chodzę z mężem do Kościoła 
    On chodzi na inną Msze, ja na inną
     Jego Msza jest ponoć prawdziwa moja tak se
    Ciekawe co na to Bóg 
    Podziękowali 2Joannna Berenika
  • @hipolit czytaj ze  zrozumieniem. Nigdzie nie napisałam, ze chodzenie do kościoła ma wpływ na trwłosc małżeństwa. Cytat byl cytatem z linku = daną, którą podano. Stąd mógł byc taki wynik.  Nie wiem czy tak jest.
    Nie musisz się ze mną zgadzać. Nie atakuj. 
  • asiao powiedział(a):
    Ja nie chodzę z mężem do Kościoła 
    On chodzi na inną Msze, ja na inną
     Jego Msza jest ponoć prawdziwa moja tak se
    Ciekawe co na to Bóg 
    Przelicz drzewa do podziału majątku :D 
  • hipolit powiedział(a):
    Kacha powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):
    Co tzn razem do kościoła? 
    Na tą same msze? 
    Czasem w rodzinach Wielo- o czym
    mozna było tu wyczytać, Rodos e chodziło osobno z dziećmi, osobno z mniejszymi, osobno ze starszymi itp. Czy tzn ze osobno chodzili? 

    Naprawdę uważacie, ze to jest powod rozpadu małżeństwa, nieuczestniczenie we mszy? 

    Ale kto pisze o tym, że przyczyną rozpadu jest nieuczestnictwo we Mszy? Te statystyki pokazują, że trwalsze są małżeństwa, w których małżonkowie regularnie praktykują - może poważniej podchodzą do tematu i uznają, że kryzys trzeba pokonać a nie kończyć małżeństwo. 
    Każde małżeństwo przeżywa kryzysy, kłóci się, ma okresy oschłości. I pytanie co się z tym robi - czy wracamy do siebie, nawet mimo jakiś neprzyjemnych uczuć, czy twierdzimy, że "coś się wypaliło", czy szukamy rozwiązania, przemadlamy temat, czy rzucamy się w ramiona kogoś innego. 
    Pytałam odnoście wpisów  Katki: 
    Dopiero przeczytałam  Myślę, ze to prawdopodobne. Chodzi dokładnie o sformułowanie "chodzących razem do kościoła". Jak się zastanawiam to wszystkie znajome mi małżeństwa, które brały rozwód po ślubie kościelnym, podobno wierzące, faktycznie nie chodziły razem do kościoła! Może kiedyś wcześniej albo od czasu do czasu 

    Z tych aktywnie uczestniczących wspólnie w Eucharystii nie znam ani jednego po rozwodzie.! Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam... także może coś w tym jest.

    Brzmi jakby wspólne chodzenie do Kościoła było przyczyna trwałości małżeństwa .
    Chodzisz do Kosciola z mężem? Tylko smierć was rozłączy 
    mnie chodzisz? Rozwód was czeka

    Ty piszesz: 
     trwalsze są małżeństwa, w których małżonkowie regularnie praktykują - może poważniej podchodzą do tematu i uznają, że kryzys trzeba pokonać a nie kończyć małżeństwo

    Naprawdę uważasz, ze tylko ci, którzy praktykują maja w sobie chęci naprawy związku, kiedy pojawiają się problemy? A cala reszta w moment się rozstaje? 

    Zawsze myślałam, ze ludzie musza chcieć SAMI naprawić, musza chcieć sami scalać coś, co się kruszyć z jakiegoś powodu zaczyna. 
    A tu się okazuje, ze wystaczy wspólna nasza, modlitwa. 
    Życie pd razu staje się prostsze. 

    Mogliby w sądach nakazać chodzić wspólnie na msze i pyk, papiery rozwodowej wycofane. 
    Nie, nie uważam, że tylko ci, którzy praktykują mają chęci do naprawy związku. Nie napisałam tego. Ale założenie, że małżeństwo jest nierozerwalne pomaga przezwyciężyć kryzys. A wiele osób zawiera małżeństwo z myślą - jak będzie coś nie tak to się rozwiodę. 
    I tak, uważam właśnie tak - msza, modlitwa i życie staje się prostsze. Nie bezproblemowe ale prostsze. Pan Bóg daje siły do przezwyciężania wielkich trudności. 
  • Różnie bywa
    Czasem jedna osoba jest bardziej religijna i może być to irytujące i też prowadzić do kryzysu w związku 
  • Czepiacie się słówek - czy razem na mszę to musi być razem czy każde na inną godzinę, czy samo praktykowanie bez chęci naprawy związku to już wystarczy (choć trudno mi sobie wyobrazić serio wierzącego człowieka, który nie chce naprawiać małżeństwa). 
    Tak bardzo agresywny staje się narzucany medialnie obraz rodzin katolickich - zimnych i smutnych, krzywdzących dzieci, że nawet tutaj podwarza się cudze (w tym przypadku moje) doświadczenia o tym, że stała modlitwa zmienia małżeństwo, utrwala, dodaje sił do kochania, wypełniania obowiązków. 
    No bo przecież nie może być tak, że jak człowiek praktykuje modlitwę to jest szczęśliwszy i bardziej spełniony.
    A może by tak jednak spróbować?
  • Kacha powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):
    Kacha powiedział(a):
    hipolit powiedział(a):
    Co tzn razem do kościoła? 
    Na tą same msze? 
    Czasem w rodzinach Wielo- o czym
    mozna było tu wyczytać, Rodos e chodziło osobno z dziećmi, osobno z mniejszymi, osobno ze starszymi itp. Czy tzn ze osobno chodzili? 

    Naprawdę uważacie, ze to jest powod rozpadu małżeństwa, nieuczestniczenie we mszy? 

    Ale kto pisze o tym, że przyczyną rozpadu jest nieuczestnictwo we Mszy? Te statystyki pokazują, że trwalsze są małżeństwa, w których małżonkowie regularnie praktykują - może poważniej podchodzą do tematu i uznają, że kryzys trzeba pokonać a nie kończyć małżeństwo. 
    Każde małżeństwo przeżywa kryzysy, kłóci się, ma okresy oschłości. I pytanie co się z tym robi - czy wracamy do siebie, nawet mimo jakiś neprzyjemnych uczuć, czy twierdzimy, że "coś się wypaliło", czy szukamy rozwiązania, przemadlamy temat, czy rzucamy się w ramiona kogoś innego. 
    Pytałam odnoście wpisów  Katki: 
    Dopiero przeczytałam  Myślę, ze to prawdopodobne. Chodzi dokładnie o sformułowanie "chodzących razem do kościoła". Jak się zastanawiam to wszystkie znajome mi małżeństwa, które brały rozwód po ślubie kościelnym, podobno wierzące, faktycznie nie chodziły razem do kościoła! Może kiedyś wcześniej albo od czasu do czasu 

    Z tych aktywnie uczestniczących wspólnie w Eucharystii nie znam ani jednego po rozwodzie.! Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałam... także może coś w tym jest.

    Brzmi jakby wspólne chodzenie do Kościoła było przyczyna trwałości małżeństwa .
    Chodzisz do Kosciola z mężem? Tylko smierć was rozłączy 
    mnie chodzisz? Rozwód was czeka

    Ty piszesz: 
     trwalsze są małżeństwa, w których małżonkowie regularnie praktykują - może poważniej podchodzą do tematu i uznają, że kryzys trzeba pokonać a nie kończyć małżeństwo

    Naprawdę uważasz, ze tylko ci, którzy praktykują maja w sobie chęci naprawy związku, kiedy pojawiają się problemy? A cala reszta w moment się rozstaje? 

    Zawsze myślałam, ze ludzie musza chcieć SAMI naprawić, musza chcieć sami scalać coś, co się kruszyć z jakiegoś powodu zaczyna. 
    A tu się okazuje, ze wystaczy wspólna nasza, modlitwa. 
    Życie pd razu staje się prostsze. 

    Mogliby w sądach nakazać chodzić wspólnie na msze i pyk, papiery rozwodowej wycofane. 
    Nie, nie uważam, że tylko ci, którzy praktykują mają chęci do naprawy związku. Nie napisałam tego. Ale założenie, że małżeństwo jest nierozerwalne pomaga przezwyciężyć kryzys. A wiele osób zawiera małżeństwo z myślą - jak będzie coś nie tak to się rozwiodę
    I tak, uważam właśnie tak - msza, modlitwa i życie staje się prostsze. Nie bezproblemowe ale prostsze. Pan Bóg daje siły do przezwyciężania wielkich trudności. 
    Wszyscy, którzy wchodzili w związek małżeński (ci, których znam oczywiście) wchodzi w niego z myślą, ze to związek do końca życia. Ze rozstanie będzie tylko z powodu śmierci jednego z nich. 
    Nie znam nawet żadnego konkubinatu, w ktorym
    Osoby wchodzące w związek, wchodzili w niego z takimi założeniami 
    absurdem jest tworzyć wspólnotę zakładając, se jak coś bezie nie tak, to się po prostu rozstaną. 

    Założenie, ze małżeństwo jest nierozerwalne, tworzy czasem patologie. Jedno z małżonków trwa przy drugim a drugie dla św spokoju, tkwi w tym ale na boku ma
    drugie życie. Albo oboje tkwią obok siebie jak obcy ludzie i taki wzorzec dziecim przekazują. 

  • Czy religijność jest do zbawienia koniecznie potrzebna i czym tak naprawdę jest?


    Podziękowali 1beatak
  • Może być uprzykrzaniem życia całej rodzinie..
    Podziękowali 2beatak Skatarzyna
  • Skatarzyna powiedział(a):
    Czy religijność jest do zbawienia koniecznie potrzebna i czym tak naprawdę jest?


    Słowo religijność ma współcześnie zabarwienie pejoratywne, choć uważam, że niesłusznie. Czym jest ta religijność - czy człowiek, który modli się pompejanką uprzykrza wszystkim życie, czy matka, która chodzi codziennie na mszę zaniedbuje emocjonalnie dzieci, czy 10 minut kontemplacji dziennie to już religijność neurotyczna? A jak wszystko razem to już na pewno fanatyzm? 
  • Ja chyba nie jestem religijna
    Staram się być pobożna.
    Podziękowali 1Skatarzyna
  • Ja też nie wiem czy jestem religijna. Staram się modlić i żyć w łasce uświęcającej.
  • asiao powiedział(a):
    Ja nie chodzę z mężem do Kościoła 
    On chodzi na inną Msze, ja na inną
     Jego Msza jest ponoć prawdziwa moja tak se
    Ciekawe co na to Bóg 
    Okaże się po śmierci. To już niedługo. ;)
  • Szczerze mnie nie wzruszają te statystyki. Kto się rozwodzi częściej, kto rzadziej. Z pewnością pierwszym warunkiem  rozwodu jest ślub. Co jest warunkiem ślubu kościelnego. W sensie formalnym nie jest to wiara, bo wielu niewierzących te śluby bierze. Co to za pojęcie "chodzący do kościoła"? Albo "uczestniczący w mszy świętej"? W sensie kto jest w stanie ocenić poziom uczestnictwa obecnych w kościele? I co wynika ze statystyki dla mnie i mojej rodziny?

    Podziękowali 2Ka.tka. Skatarzyna
  • Na jakimś etapie życia gorszyło mnie niezmiernie, że kapłan, który trzymał w rękach Ciało Pańskie może tak po prostu odejść. A czasem tymi samymi rękami dopuścić się nieprawości, która woła o pomstę do Nieba. A jednak. Człowiek ma wolną wolę i wybiera, czasem na swoją zgubę.
  • Ja i mąż chodzimy zwykle na jedną mszę i bardzo to sobie cenimy. 
  • Masz rację. Ostatecznie każdy powinien się emocjonować własnym małżeństwem i tym co więzi z małżonkiem służy a co nie. 
  • Ja chodzę do kościoła, mój mąż nie chodzi. Przed ślubem ustaliliśmy, że rozwodu nie będzie i tego się trzymamy dbając na co dzień o nasze małżeństwo i nie dopuszczając, by coś między nami się psuło. 
  • Zdradzacz nie chce ratować. I nie chce walczyć. 
  • beatak powiedział(a):
    Zdradzacz nie chce ratować. I nie chce walczyć. 
    Chyba, że akurat chce. 
    Też się zdarza.
  • Skatarzyna powiedział(a):
    beatak powiedział(a):
    Zdradzacz nie chce ratować. I nie chce walczyć. 
    Chyba, że akurat chce. 
    Też się zdarza.
    Tak, szkoda że niezmiernie rzadko.
  • Ważniejsze by walczyć zawczasu, a nie dopiero jak odbije. Dużo pewniejsze w zakresie skuteczności. Wyobrażacie sobie, że w małżeństwie, w którym mąż dba, by żona była szczęśliwa, żona dba, by mąż był szczęśliwy któremuś odbiło i poszło w romans? 
  • Beta powiedział(a):
    Ważniejsze by walczyć zawczasu, a nie dopiero jak odbije. Dużo pewniejsze w zakresie skuteczności. Wyobrażacie sobie, że w małżeństwie, w którym mąż dba, by żona była szczęśliwa, żona dba, by mąż był szczęśliwy któremuś odbiło i poszło w romans? 
    Jak najbardziej. Serio, z przykrością stwierdzam, że : 1) po pierwsze wystarczy okazja, 2) nieco alkoholu. 
  • @beatak okazja+nieco alkoholu wystarcza, by wejść w romans gdy jest się szczęśliwym w małżeństwie i gdy trwa się świadomie w postawie troski o małżonka? Jakoś wątpię. 
    Podziękowali 1hipolit
  • Ciekawe skąd się bierze to "niedopasowanie charakterów"? 
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.