@Beta jednak znudzenie dobrą żoną, to jaka jej wina? Ma się zmienić w inną , nową kobietę co parę lat? Powód zawsze jest, ale niekoniecznie wina współmałżonka jest.
Chyba nie chodzi o znudzenie zona, znużenie całością.
Kiedy pojawiają się dzieci, i stawia się je zawsze przed małżonkiem, to się ludzie od siebie oddalają.
Często kobiety chcą uchodzić za takie Zosie Samosie- bo one najlepiej się zaopiekują dzieckiem, najsmaczniej ugotują, najlepiej posprzątają. Mąż ma tylko nie przeszkadzać. Sypialnia jest przejęta przez dzieci. Małżonek idzie spać na kanapę i staje się mężem dochodzącym. Dzieci dorastają w czasie kiedy małżonkowie się oddalają. I jak zaczynaja wyfruwać z domu, to nie ma już tego spoiwa, które jeszce scalało rodzine. Nie ma o czym rozmawiać, nie ma bliskości, i tum w pożycie dawno poszło się paść.
@Beta jednak znudzenie dobrą żoną, to jaka jej wina? Ma się zmienić w inną , nową kobietę co parę lat? Powód zawsze jest, ale niekoniecznie wina współmałżonka jest.
Chyba nie chodzi o znudzenie zona, znużenie całością.
Kiedy pojawiają się dzieci, i stawia się je zawsze przed małżonkiem, to się ludzie od siebie oddalają.
Często kobiety chcą uchodzić za takie Zosie Samosie- bo one najlepiej się zaopiekują dzieckiem, najsmaczniej ugotują, najlepiej posprzątają. Mąż ma tylko nie przeszkadzać. Sypialnia jest przejęta przez dzieci. Małżonek idzie spać na kanapę i staje się mężem dochodzącym. Dzieci dorastają w czasie kiedy małżonkowie się oddalają. I jak zaczynaja wyfruwać z domu, to nie ma już tego spoiwa, które jeszce scalało rodzine. Nie ma o czym rozmawiać, nie ma bliskości, i tum w pożycie dawno poszło się paść.
Moja znajoma nawiązała romans z żonatym facetem (przedstawial sie jako singiel), który przyjeżdżał w delegacje. Potem nagle przepadł jak kamień w wodę. Okazało się, że miał żonę, w zagrożonej ciąży... No biedny był przecież, miał żonę, a jakby nie miał... Czyli, że powód był...
@Beta jednak znudzenie dobrą żoną, to jaka jej wina? Ma się zmienić w inną , nową kobietę co parę lat? Powód zawsze jest, ale niekoniecznie wina współmałżonka jest.
Chyba nie chodzi o znudzenie zona, znużenie całością.
Kiedy pojawiają się dzieci, i stawia się je zawsze przed małżonkiem, to się ludzie od siebie oddalają.
Często kobiety chcą uchodzić za takie Zosie Samosie- bo one najlepiej się zaopiekują dzieckiem, najsmaczniej ugotują, najlepiej posprzątają. Mąż ma tylko nie przeszkadzać. Sypialnia jest przejęta przez dzieci. Małżonek idzie spać na kanapę i staje się mężem dochodzącym. Dzieci dorastają w czasie kiedy małżonkowie się oddalają. I jak zaczynaja wyfruwać z domu, to nie ma już tego spoiwa, które jeszce scalało rodzine. Nie ma o czym rozmawiać, nie ma bliskości, i tum w pożycie dawno poszło się paść.
Czyli jak zwykle wina kobiety.
W takim wypadku uważam, ze tak. na jej własna prośbę.
Faceci walczą do czasu.
Nikt z nas nie lubi słuchać, ze cokolwiek zrobi, robi to źle.
To tez dotyczy się dzieci. Wiele mam zamiast uczyć, wili zrobić za dzieci, do szybciej, bo dokładniej.
Moja znajoma nawiązała romans z żonatym facetem (przedstawial sie jako singiel), który przyjeżdżał w delegacje. Potem nagle przepadł jak kamień w wodę. Okazało się, że miał żonę, w zagrożonej ciąży... No biedny był przecież, miał żonę, a jakby nie miał... Czyli, że powód był...
Facet okalał się - delikatnie mówiąc, patałachem.
Pognałabym dziada szybko. i nie obwinialabym się nawet przez sekundę
Na nudę dobry jest sposób zabawić się, np. wyjść do winiarni i wypić karafkę wina nie butelkowanego z siarczynami. Albo pojechać w nieznaną sobie część Polski na dwa dni.
Dlaczego sielanka ma być siedzeniem przed telewizorem, ja miałam na myśli właśnie żonę i męża, którzy razem wyjeżdżają, wychodzą, dbają o siebie nawzajem, nie stawiają dzieci na pierwszym miejscu. Niestety i taki mąż, albo żona, mogą zakochać się w nowej osobie, bo jest nowa, to może być jedyny powód. Strzała amora czasami trafia i wtedy albo się ulega, albo nie. Oby nikt z nas nie stanął przed taką próbą.
Ten efekt jest bo jest. Ani go specjalnie nie ucinam, ani zbytnio się o niego nie martwię. Jest to część cielesnej natury człowieka. I nie wyobrażam sobie, aby jakikolwiek facet, który ma w swoim sercu małżonkę jako wartość i/lub swoje dzieci również, mógłby mu ulec.
No chyba że uległ jakiejś ideologii wrogiej kobietom. Typu że kobieta lubi być zdradzana, albo że jest bezdusznym przedmiotem kierującym się najniższymi instynktami. Często są one powiązane z twierdzeniem że kobiet nie da się zrozumieć. Bo są takie ideologie i bardzo w modzie obecnie.
nie wierzę w teorie o ucinaniu. Przez kilkadziesiąt lat życia wspólnego na horyzoncie pojawi się niejedna osoba, w której się zakocha. To raczej zdrowe. Już gorzej być kimś, kto ostatni raz był zakochany 30 lat temu. Serio to taka "próba"? Normalna część życia.
W ogóle pojęcie zgodności charakterów jest dla mnie niejasne: im dłużej zna się kogoś, tym wyraźniej widać nieusuwalne różnice między ludźmi. Można je zaakceptować lub obrazić się na rzeczywistość.
@Berenika Czasami te różnice są naprawdę duże i lepiej jest się rozstać przed slubem, jeśli to bardzo uwiera. Nie mówię już nawet o związkach na sile, gdzie widać, ze para się nie zgrywa, kłóci i chce się siebie jak najszybciej pozbyć.
Raczej chodzi o to, by dbać o bliskość w związku, o siebie samego i siebie nawzajem, o to żeby iskrzyło, a nie żeby wszystkie kolejne dni działy się z automatu, rutynowym rytmem, zdominowane rodzinnymi "obowiązkami". Z tego powodu niesamowicie ważne jest to, by potrafić znaleźć i celebrować czas dla siebie, rozmowę, seks, mieć wspólne pasje.
Raczej chodzi o to, by dbać o bliskość w związku, o siebie samego i siebie nawzajem, o to żeby iskrzyło, a nie żeby wszystkie kolejne dni działy się z automatu, rutynowym rytmem, zdominowane rodzinnymi "obowiązkami". Z tego powodu niesamowicie ważne jest to, by potrafić znaleźć i celebrować czas dla siebie, rozmowę, seks, mieć wspólne pasje.
Do pewnego czasu to działa. Jednak nie ma co ukrywać, że jeśli kobieta jest przy 40 - 50 to choćby nie wiem co robiła to nie ,,roziskrzy”faceta w podobnym wieku tak jak 20paro latka - biologia. I nic tu nie pomogą rojenia o pewnych siebie kobietach, które są jak wino i wiedzą czego chcą. Na takim etapie (poza kwestiami „opłacalności” i ryzyka związanego ze zdradą) kluczowa moim zdaniem jest zwykła lojalność w związku. Najbardziej fundamentalne moralne nastawienie.
Raczej chodzi o to, by dbać o bliskość w związku, o siebie samego i siebie nawzajem, o to żeby iskrzyło, a nie żeby wszystkie kolejne dni działy się z automatu, rutynowym rytmem, zdominowane rodzinnymi "obowiązkami". Z tego powodu niesamowicie ważne jest to, by potrafić znaleźć i celebrować czas dla siebie, rozmowę, seks, mieć wspólne pasje.
Do pewnego czasu to działa. Jednak nie ma co ukrywać, że jeśli kobieta jest przy 40 - 50 to choćby nie wiem co robiła to nie ,,roziskrzy”faceta w podobnym wieku tak jak 20paro latka - biologia. I nic tu nie pomogą rojenia o pewnych siebie kobietach, które są jak wino i wiedzą czego chcą. Na takim etapie (poza kwestiami „opłacalności” i ryzyka związanego ze zdradą) kluczowa moim zdaniem jest zwykła lojalność w związku. Najbardziej fundamentalne moralne nastawienie.
Ale dlaczego że względu na tylko lojalność? Sprowadzanie miłości do seksualnej iskry jest potwornym spłyceniem miłości. Motyle w brzuchu, popęd - to są rzeczy przyjemne, ale krótkotrwałe. Po latach małżeństwa może już nie być tych rzeczy ale są lepsze - poczucie bliskości, intymnej więzi, czułości itp.
Iskry są i znikają. Można w małżeństwie poczekać na kolejną, nie trzeba szukać poza. I w ogóle dlaczego to kobieta ma roziskrzać mężczyznę? Co za niesprawiedliwy stereotyp!
Do pewnego czasu to działa. Jednak nie ma co ukrywać, że jeśli kobieta jest przy 40 - 50 to choćby nie wiem co robiła to nie ,,roziskrzy”faceta w podobnym wieku tak jak 20paro latka - biologia.
Oboje z żoną jesteśmy po 50 i nadal mnie "roziskrza"
Komentarz
Szczerze to marzy mi się taka sielanka i nie mogę sobie tego wyobrazić, w jaki sposób może się coś takiego znudzić
Okazało się, że miał żonę, w zagrożonej ciąży...
No biedny był przecież, miał żonę, a jakby nie miał...
Czyli, że powód był...
na jej własna prośbę.
i nie obwinialabym się nawet przez sekundę
Dlatego mi nie grozi. Nie lubię sprzątać.
Ten efekt jest bo jest. Ani go specjalnie nie ucinam, ani zbytnio się o niego nie martwię. Jest to część cielesnej natury człowieka. I nie wyobrażam sobie, aby jakikolwiek facet, który ma w swoim sercu małżonkę jako wartość i/lub swoje dzieci również, mógłby mu ulec.
No chyba że uległ jakiejś ideologii wrogiej kobietom. Typu że kobieta lubi być zdradzana, albo że jest bezdusznym przedmiotem kierującym się najniższymi instynktami. Często są one powiązane z twierdzeniem że kobiet nie da się zrozumieć. Bo są takie ideologie i bardzo w modzie obecnie.
Serio to taka "próba"? Normalna część życia.
Raczej chodzi o to, by dbać o bliskość w związku, o siebie samego i siebie nawzajem, o to żeby iskrzyło, a nie żeby wszystkie kolejne dni działy się z automatu, rutynowym rytmem, zdominowane rodzinnymi "obowiązkami". Z tego powodu niesamowicie ważne jest to, by potrafić znaleźć i celebrować czas dla siebie, rozmowę, seks, mieć wspólne pasje.