Szczepienie na różyczkę jest ważne z 10 lat... przechorowanie uodparnia całkowicie... groźna tylko dla kobiet przy nadziei... zatem proponuje się mojemu dziecku szczepienie tylko dlatego by do 10 roku życia nie roznosiło choroby... potem jeszcze raz by już się nie zaraziło bo nie miało szansy wcześniej przechorowac... zatem moja propozycja by dzieci sobie przechorowały a jeżeli ktoś nie zdążył to niech się szczepi.
Ja tylko o tym że facet może i zajął ciekawe stanowisko ale pisząc że idea przechorowania jest niepoważna sugeruje sam że jest na etacie.
To ja też nieśmiało złamię zakaz wypowiadania się:
[cite] Taw:[/cite]
o akurat o kolesiu który tak bardzo stara się byc obiektywny... no sorki ale w czym problem by się starsi szczepili... lepiej chyba zaszczepic jedną "panią przedszkolankę" na różyczkę niż całe przedszkole.
Chodzi o odporność grupową. Szczepienie tylko dorosłych da mniej więcej taki efekt, jak nieszczepienie w ogóle nikogo, bo choroba będzie miała dostatecznie dużo nieszczepionych, żeby się swobodnie roznosić. Ciekawe, co by miała do powiedzenia przedszkolanka w ciąży opiekująca się kilkudziesięcioma niezaszczepionymi maluchami. W przeciwieństwie do obaw antyszczepionkowców, zespół Gregga nie jest urojony.
I jeszcze o tym, czy szczepionki przechodzą długoterminowe testy:
To są odpowiedzi na krążące po internecie wątpliwości dotyczące szczepień (czy były odpowiednio badane i czy są skuteczne) z odnośnikami do odpowiednich badań.
"Wyeliminowanie choroby jest możliwe jedynie przy masowych szczepieniach"
-> szczepienia nie chronia przed zachrowaniem, to po pierwsze
(powiedz znajomym/w przedszkolu, ze dziecko nie bylo np. na odre szczepione. Jesli wszystkie inne dzieci byly szczepione, to czego rodzice sie boja?)
-> masowe szczepienia, bez przemyslenia przynajmniej tego, czy dana choroba w ogole jeszcze wystepuje/jest szansa na zakazenie/ jest grozna (np. ospa) to takie wypedzanie jednej choroby druga (vide alergie, autyzm itd)
Chodzi o odporność grupową. Szczepienie tylko dorosłych da mniej więcej taki efekt, jak nieszczepienie w ogóle nikogo, bo choroba będzie miała dostatecznie dużo nieszczepionych, żeby się swobodnie roznosić.
No... da taki efekt że dziecku to nie szkodzi, a dorosły będzie już uodporniony.
Nie mówię tu o idei nieszczepienia ale jak widzę jest też idea szczepienia... natomiast zastanawiam się nad sensownością niektórych szczepień bo zwyczajnie argumentacja mi się kupy nie trzyma.
[cite] Ania D.:[/cite]Joanna Maria, wklejasz w jednym wątku różne rzeczy, trudno odróżnić co jest z artykułu, co z forum - bo wygląda to czasem na Twoje słowa. Rozdzielaj te rzeczy i dodawaj adresy stron, z których to pochodzi, bo całość jest nieczytelna.
Wybacz Aniu, masz rację, nie jest to wszystko idealnie sformatowane, nie jestem w tym biegła.
Mam dzieci, obowiązki domowe. Czytałam (wyszukiwałam artykuły, linki) i pisałam głównie nocami, niedosypiając.
Starałam się zrobić to jak najszybciej, w miarę poprawnie, żeby nie pisać tego miesiąc.
Mam nadzieję, że mimo wszystko komuś pomoże to w przemyśleniu tematu.
Nie pisałabym pewnie o tym, bo trochę szkoda mi czasu, no i śpioch jestem, ale zdenerwowałam się po tym, co zaszło u moich znajomych (jak pisałam na początku wątku), a nie wiadomo co będzie z ich maluszkiem dalej.
[cite] Katarzyna:[/cite]
A jaki minimalny odsetek społeczeństwa musi być zaszczepiony (uodporniony szczepionką), żeby można było mówić o odporności grupowej?
[cite] Dorota76:[/cite]Niestety nie tylko wyzywają od oszołomów
wzywają sanepid.
I to tylko dlatego że odmawiałam jednego szczepienia na odrę, a potem na odrę świnkę różyczkę. Dzieciaki i tak musiałam zaszczepić , ale rok starsi byli i silniejsi. A najmłodsza jest ukryta przed Służbą zdrowia.
Ja byłam na tyle zdeterminowana, że powiedziałam sobie, że dobrowolnie nie pozwolę zaszczepić moich dzieci. Najwyżej doprowadzą je siłą.
Panie w sanepidzie pocieszyły mnie, że nie zdarzyło się to jeszcze, aby policja brała siłą na szczepienia.
Byłam gotowa bronić się w sądzie - dostaliśmy pisemko z Sanepidu grożące nam skierowaniem sprawy do sądu.
Ostatecznie byłam gotowa wyjechać na drugi koniec Polski, aby uniknąć szczepień, bądź z kraju.
Ale dawniej pewnie było trudniej niż dziś uniknąć szczepień, kiedy to jest większa świadomość na temat szkodliwości szczepionek.
Jeśli masz problem, to może spróbuj uzyskać odroczenie, a potem kolejne... od alergologa, jeśli mają ten problem. Ja tak początkowo zrobiłam.
Chociaż wydaje się, że obecnie nie ma obowiązku szczepienia po wejściu w życie nowej ustawy i Sanepidy grożą karami bezpodstawnie.
Nie miałam teraz czasu, aby poszukać informacji na ten temat, ale pewnie na forum www.szczepienia.org.pl
będzie dużo informacji.
Niestety panie w przychodni twierdziły że nie jest widzą podstaw do skierowania dzieci do alergologa i według nich nie jest to podstawa do nieszczepienia. No jasne bo w obecnej sytuacji kiedy to co drugie dziecko ma alergię to co drugie dziecko miałoby podstawy do nieszczepienia i lobby szczepionkowe by zbankrutowało .
@ Maciejka
chodzi też o to żeby nie napychać kabzy producentom szczepionek.
[cite] AB:[/cite]
Dobra, ale nie bardzo rozumiem...
Przechorowanie różyczki daje odpornośc. Szczepienie daje odpornośc okresową. Nie byłoby logiczniejszym aby nie szczepione dzieci ją przechorowały,a np. w 16 roku życia obowiązkowe byłoby badanie poziomu przeciwciał i doszczepianie tych dziewcząt, które miałyby ich zbyt niski poziom????
Nie umiem odpowiedzieć merytorycznie na to pytanie. Podejrzewam, że słaba strona takiego modelu to że zaszczepiona dziewczynka po jakimś czasie straci odporność. I to straci ją mniej więcej w wieku, kiedy średnio pierwszy raz zachodzi się w ciążę. Żeby jej dziecko było bezpieczne, trzeba by szczepić okresowo dorosłe kobiety. A i wtedy przy zakażeniu (np. zaszczepionej przedszkolanki przez chorego malucha) jest spore ryzyko zespołu Gregga (choć w dużo łagodniejszej formie).
Szczepienie dzieci jest po prostu łatwiejsze. To znaczy nie twierdzę, że ktoś usiadł, rozpisał, przeanalizował wszystkie możliwe scenariusze szczepień i wybrał najlepszy. Obecny może nie jest najlepszy, jest po prostu wystarczająco dobry
Tak, ale nie zakażają się dzięki temu, że praktycznie żadne dzieci dookoła nie chorują. Czyli te szczepione małe dzieci chronią dorosłych i ich nienarodzone dzieci.
@Taw: od ludzi bez odporności:
(1) niezaszczepionych,
(2) tych, u których minęło ochronne działanie szczepionki,
(3) tych, u których szczepionka nie wykształciła odporności (skuteczność nie jest stuprocentowa).
@Wanda - różyczkę bardzo często przechodzi się bezobjawowo lub skąpoobjawowo i bywa niezdiagnozowana (to naprawdę nie jest ciężka choroba!). Jeśli 20 lat po szczepieniu masz wysokie miano przeciwciał, to najprawdopodobniej przechorowałaś różyczkę przed szczepieniem.
No więc poszliśmy do lekarza i nie zaszczepiliśmy, bo..... mały dostał dziwnej wysypki pogorączkowej (trzydniówka?). Mam problem odroczony.
Maciejko, nie wydaje mi się, aby lekarz był gotowy poświadczyć nieprawdę w dokumentacji medycznej. Nie wiem, w jakim kraju mieszkasz, ale w Polsce myślę, że prędzej napisałby odroczenie czy wpisywałby przeciwskazanie niż fikcyjne szczepienie.
Zresztą nie raz ciągaliśmy się po neurologach, alergologach, by dostać odroczenie i wszyscy pisali - brak przeciwskazań do szczepień. To tylko gra na zwłokę.
To ja napiszę trochę od siebie ;)
Powodem wprowadzenia pewnych szczepień jest nie obawa przed samą chorobą, ale strach przed poważnymi powikłaniami. Tak jest ze szczepionką przeciw różyczce. W tym wypadku sama choroba jest całkowicie łagodna, bardzo często przechorowanie jest bezobjawowe. Problem pojawia się dopiero gdy zarazi się kobieta w ciąży. Wtedy mamy do czynienia z różyczką wrodzoną u płodu, co często prowadzi do ciężkiej niepełnosprawności dziecka (poważne wady sera, słuchu, wzroku). Szczepienie tylko kobiet przed wiekiem rozrodczym było by świetnym rozwiązaniem, o ile dało by się sprawnie do nich dotrzeć i w dużym procencie zaszczepić. Niestety nie jest to możliwe zwłaszcza w naszym kraju gdzie na bezpłatną, bezbolesną cytologię zgłasza się kilka procent kobiet, a co dopiero było by gdyby zapraszano na szczepienie, które zawsze może wywołać pewne powikłania? Jak myślicie jaka by była zgłaszalność na takie szczepienie i jak wiele było by później dzieci z wrodzoną różyczką? Łatwiejszym i pewniejszym w skutkach rozwiązaniem jest w tym wypadku zabezpieczenie ciężarnych przed zakażeniem poprzez zmniejszenie populacji chorujących na różyczkę dzieci. To prawda że nie jest to rozwiązanie idealne, ale tak naprawdę chyba jedyne możliwe...
Jeszcze jedno: szczepienie tylko kobiet w wieku rozrodczym z bardziej narażonych grup zawodowych( przedszkolanki, lekarki, pielęgniarki itd.) przy nie szczepieniu dzieci nie jest rozwiązaniem ze względu na to, że jednak nie tylko te â?žnarażoneâ? kobiety miały by kontakt z potencjalnie chorym dzieckiem. Chodzi mi tu o kontakty rodzinne, przyjacielskie, zawodowe. Scenariusz: jesteś w ciąży ( nie zaszczepiona bo:.. nie jesteś z grupy ryzyka, nie wiedziałaś że trzeba itd. itp.) odwiedzasz znajomych, których dziecko ma katarek, może kilka prawie niewidocznych krostek, chorujesz, rodzisz chore dziecko... a później żal do całego świata medycznego że nie zadbał, nie pomógł, nie próbował skutecznie zabezpieczyć przed chorobą dziecka... wiem że może przesadzam, ale ...
Nie jestem zwolennikiem tak wczesnych szczepień jak mamy w polskim kalendarzu, ani większości dodatkowych szczepionek, ani namiętnemu reklamowaniu ich przez pediatrów. Jednak gdyby ludzie całkowicie lekceważyli szczepienia od chwili ich wprowadzenia to nadal po świecie szalała by ospa prawdziwa, a polio zabijało by i okaleczało dzieci...
Moim zdaniem warto więc do tematów szczepień podejść rozsądnie, szukać dobrych lekarzy, poczytać i zdobyć rzetelną wiedzę o chorobach i szczepieniach i wtedy indywidualnie podejmować decyzję o szczepieniu własnych dzieci...
Wśród rodziców dzieci autystycznych popularne jest takie rozwiązanie: Podsuwają lekarzowi do podpisu oświadczenie, że gwarantuje, że nie będzie powikłań poszczepiennych: autyzmu, alergii, itd. Żaden lekarz tego nie podpisze.
Ja nie szczepię dzieci od co najmniej pięciu lat, odkąd trochę otworzyły mi się oczy. Ale nie umiałabym powiedzieć, że zupełnie jestem przeciw szczepieniom. Z całą pewnością jestem przeciw szczepieniom w takiej formie, z jaką mamy do czynienia obecnie. Że szczepi się dzieci hurtowo, bez indywidualnego podejścia i że na skutek lobby koncernów farmaceutycznych już nie wiadomo, co jest realnym zagrożeniem, a co jest sztucznie podsycane.
Mój środkowy syn urodził się z niedotlenieniem, dostał 6 punktów po porodzie, a zrobiono mu w szpitalu wszystkie szczepienia, jakie się robi. Myślę, że skutki odczuwamy do dziś. Po MMII budził się w nocy płacząc i piszcząc i nikt, ani nic nie było w stanie go uspokoić. Nie pomagało rozbudzanie (bo to może zły sen?), ani utulenie (nie pozwalał się dotykać!!!) i mogliśmy tylko bezradni patrzeć i czekać, aż się uspokoi. Dziś wiem, z forum rodziców dzieci autystycznych, że to objawy uszkodzenia układu nerwowego. Wtedy pediatra twierdziła, że to objawy niedojrzałości układu nerwowego. Bogu dziękuję, że mój syn nie jest dzieckiem autystycznym, a "tylko" ma tiki, alergie, przerost candidy.
Znalazłam sposób na to, by moi synowie byli "niewidoczni" dla ludzi od szczepień, więc mamy spokój. Żałuję, że nie miałam wcześniej tej wiedzy, którą mam teraz, a ponadto, chcąc być troskliwą mamusią, płaciłam za dodatkowe szczepienie MMII (wtedy nie było obowiązkowe). Ale, jak już napisałam, jestem wdzięczna Bogu, że Staś jest fantastycznym, bardzo zdolnym chłopakiem.
Można się też nie zgodzić na MMII z powodów etycznych (hodowla komórek z abortowanych płodów) i żądać oddzielnych szczepionek (które są niestety w Polsce nie do dostania, trzeba by je sprowadzać z zagranicy)
w przypadku rozyczki, dla dobra ogolu lepiej by bylo w ogole nie szczepic.
Im wczesniej dzieci przechodza rozyczke, tym lzej i maja zapewniona ochrone do konca zycia. Mozliwe powiklania po przebytej rozyczce wystepuja rzadko i nie sa (w porownaniu do innych chorob) straszne (przewaznie problemy ze stawami).
Jesli szczepi sie dzieci, te nieszczepione maja coraz mniejsza szanse zachorowac w wieku dzieciecym, a szczepione po kilku latach (w statystykach 5-7 lat) traca odpornosc. No i jeszcze szczepionka tez moze prowadzic do powiklan.
Komentarz
Ja tylko o tym że facet może i zajął ciekawe stanowisko ale pisząc że idea przechorowania jest niepoważna sugeruje sam że jest na etacie.
Chodzi o odporność grupową. Szczepienie tylko dorosłych da mniej więcej taki efekt, jak nieszczepienie w ogóle nikogo, bo choroba będzie miała dostatecznie dużo nieszczepionych, żeby się swobodnie roznosić. Ciekawe, co by miała do powiedzenia przedszkolanka w ciąży opiekująca się kilkudziesięcioma niezaszczepionymi maluchami. W przeciwieństwie do obaw antyszczepionkowców, zespół Gregga nie jest urojony.
I jeszcze o tym, czy szczepionki przechodzą długoterminowe testy:
http://migg.wordpress.com/2011/05/16/dziewiec-odpowiedzi/
[url=http://miskidomleka.wordpress.com/2011/05/17/dziewiec-odpowiedzi-â??-tlumaczenie/]http://miskidomleka.wordpress.com/2011/05/17/dziewiec-odpowiedzi-â??-tlumaczenie/[/url]
To są odpowiedzi na krążące po internecie wątpliwości dotyczące szczepień (czy były odpowiednio badane i czy są skuteczne) z odnośnikami do odpowiednich badań.
-> szczepienia nie chronia przed zachrowaniem, to po pierwsze
(powiedz znajomym/w przedszkolu, ze dziecko nie bylo np. na odre szczepione. Jesli wszystkie inne dzieci byly szczepione, to czego rodzice sie boja?)
-> masowe szczepienia, bez przemyslenia przynajmniej tego, czy dana choroba w ogole jeszcze wystepuje/jest szansa na zakazenie/ jest grozna (np. ospa) to takie wypedzanie jednej choroby druga (vide alergie, autyzm itd)
No... da taki efekt że dziecku to nie szkodzi, a dorosły będzie już uodporniony.
Wybacz Aniu, masz rację, nie jest to wszystko idealnie sformatowane, nie jestem w tym biegła.
Mam dzieci, obowiązki domowe. Czytałam (wyszukiwałam artykuły, linki) i pisałam głównie nocami, niedosypiając.
Starałam się zrobić to jak najszybciej, w miarę poprawnie, żeby nie pisać tego miesiąc.
Mam nadzieję, że mimo wszystko komuś pomoże to w przemyśleniu tematu.
Nie pisałabym pewnie o tym, bo trochę szkoda mi czasu, no i śpioch jestem, ale zdenerwowałam się po tym, co zaszło u moich znajomych (jak pisałam na początku wątku), a nie wiadomo co będzie z ich maluszkiem dalej.
To zależy od skuteczności szczepionki i tego, jak rozprzestrzenia się choroba. Tutaj sporo informacji http://en.wikipedia.org/wiki/Herd_immunity
W Polsce to (na razie) nie problem, ludzi nieszczepiących jest bardzo mało. Za to w USA mieli już śmiertelne ofiary krztuśca.
Jakby tak wyglądał świat bez szczepionek, nie wiedzielibyśmy, co to zespół Gregga.
Ja byłam na tyle zdeterminowana, że powiedziałam sobie, że dobrowolnie nie pozwolę zaszczepić moich dzieci. Najwyżej doprowadzą je siłą.
Panie w sanepidzie pocieszyły mnie, że nie zdarzyło się to jeszcze, aby policja brała siłą na szczepienia.
Byłam gotowa bronić się w sądzie - dostaliśmy pisemko z Sanepidu grożące nam skierowaniem sprawy do sądu.
Ostatecznie byłam gotowa wyjechać na drugi koniec Polski, aby uniknąć szczepień, bądź z kraju.
Ale dawniej pewnie było trudniej niż dziś uniknąć szczepień, kiedy to jest większa świadomość na temat szkodliwości szczepionek.
Jeśli masz problem, to może spróbuj uzyskać odroczenie, a potem kolejne... od alergologa, jeśli mają ten problem. Ja tak początkowo zrobiłam.
Chociaż wydaje się, że obecnie nie ma obowiązku szczepienia po wejściu w życie nowej ustawy i Sanepidy grożą karami bezpodstawnie.
Nie miałam teraz czasu, aby poszukać informacji na ten temat, ale pewnie na forum www.szczepienia.org.pl
będzie dużo informacji.
@ Maciejka
chodzi też o to żeby nie napychać kabzy producentom szczepionek.
i obowiazkowe szczepienia to jedno z nich
Nie umiem odpowiedzieć merytorycznie na to pytanie. Podejrzewam, że słaba strona takiego modelu to że zaszczepiona dziewczynka po jakimś czasie straci odporność. I to straci ją mniej więcej w wieku, kiedy średnio pierwszy raz zachodzi się w ciążę. Żeby jej dziecko było bezpieczne, trzeba by szczepić okresowo dorosłe kobiety. A i wtedy przy zakażeniu (np. zaszczepionej przedszkolanki przez chorego malucha) jest spore ryzyko zespołu Gregga (choć w dużo łagodniejszej formie).
Szczepienie dzieci jest po prostu łatwiejsze. To znaczy nie twierdzę, że ktoś usiadł, rozpisał, przeanalizował wszystkie możliwe scenariusze szczepień i wybrał najlepszy. Obecny może nie jest najlepszy, jest po prostu wystarczająco dobry
(1) niezaszczepionych,
(2) tych, u których minęło ochronne działanie szczepionki,
(3) tych, u których szczepionka nie wykształciła odporności (skuteczność nie jest stuprocentowa).
Albo czy nie przeszłaś różyczki po szczepieniu?
no wlasnie, szczepionki wcale nie chronia w 100%,
ale jak sie zachoruje, to przewaznie przebieg choroby jest lagodniejszy
moze byl tak lagodny, ze nie zauwazylas? Albo myslalas, ze to co innego?
Maciejko, nie wydaje mi się, aby lekarz był gotowy poświadczyć nieprawdę w dokumentacji medycznej. Nie wiem, w jakim kraju mieszkasz, ale w Polsce myślę, że prędzej napisałby odroczenie czy wpisywałby przeciwskazanie niż fikcyjne szczepienie.
Zresztą nie raz ciągaliśmy się po neurologach, alergologach, by dostać odroczenie i wszyscy pisali - brak przeciwskazań do szczepień. To tylko gra na zwłokę.
coby wlasnie latami sie nie denerwowac
znajomi tak robili i maja spokoj,
a lekarz tez nie powinien sie bac,
bo w zasadzie jest to nie do wykrycia czy szczepil, czy nie
Powodem wprowadzenia pewnych szczepień jest nie obawa przed samą chorobą, ale strach przed poważnymi powikłaniami. Tak jest ze szczepionką przeciw różyczce. W tym wypadku sama choroba jest całkowicie łagodna, bardzo często przechorowanie jest bezobjawowe. Problem pojawia się dopiero gdy zarazi się kobieta w ciąży. Wtedy mamy do czynienia z różyczką wrodzoną u płodu, co często prowadzi do ciężkiej niepełnosprawności dziecka (poważne wady sera, słuchu, wzroku). Szczepienie tylko kobiet przed wiekiem rozrodczym było by świetnym rozwiązaniem, o ile dało by się sprawnie do nich dotrzeć i w dużym procencie zaszczepić. Niestety nie jest to możliwe zwłaszcza w naszym kraju gdzie na bezpłatną, bezbolesną cytologię zgłasza się kilka procent kobiet, a co dopiero było by gdyby zapraszano na szczepienie, które zawsze może wywołać pewne powikłania? Jak myślicie jaka by była zgłaszalność na takie szczepienie i jak wiele było by później dzieci z wrodzoną różyczką? Łatwiejszym i pewniejszym w skutkach rozwiązaniem jest w tym wypadku zabezpieczenie ciężarnych przed zakażeniem poprzez zmniejszenie populacji chorujących na różyczkę dzieci. To prawda że nie jest to rozwiązanie idealne, ale tak naprawdę chyba jedyne możliwe...
Jeszcze jedno: szczepienie tylko kobiet w wieku rozrodczym z bardziej narażonych grup zawodowych( przedszkolanki, lekarki, pielęgniarki itd.) przy nie szczepieniu dzieci nie jest rozwiązaniem ze względu na to, że jednak nie tylko te â?žnarażoneâ? kobiety miały by kontakt z potencjalnie chorym dzieckiem. Chodzi mi tu o kontakty rodzinne, przyjacielskie, zawodowe. Scenariusz: jesteś w ciąży ( nie zaszczepiona bo:.. nie jesteś z grupy ryzyka, nie wiedziałaś że trzeba itd. itp.) odwiedzasz znajomych, których dziecko ma katarek, może kilka prawie niewidocznych krostek, chorujesz, rodzisz chore dziecko... a później żal do całego świata medycznego że nie zadbał, nie pomógł, nie próbował skutecznie zabezpieczyć przed chorobą dziecka... wiem że może przesadzam, ale ...
Nie jestem zwolennikiem tak wczesnych szczepień jak mamy w polskim kalendarzu, ani większości dodatkowych szczepionek, ani namiętnemu reklamowaniu ich przez pediatrów. Jednak gdyby ludzie całkowicie lekceważyli szczepienia od chwili ich wprowadzenia to nadal po świecie szalała by ospa prawdziwa, a polio zabijało by i okaleczało dzieci...
Moim zdaniem warto więc do tematów szczepień podejść rozsądnie, szukać dobrych lekarzy, poczytać i zdobyć rzetelną wiedzę o chorobach i szczepieniach i wtedy indywidualnie podejmować decyzję o szczepieniu własnych dzieci...
Mam nadzieję, że nie namieszałam...
Ja nie szczepię dzieci od co najmniej pięciu lat, odkąd trochę otworzyły mi się oczy. Ale nie umiałabym powiedzieć, że zupełnie jestem przeciw szczepieniom. Z całą pewnością jestem przeciw szczepieniom w takiej formie, z jaką mamy do czynienia obecnie. Że szczepi się dzieci hurtowo, bez indywidualnego podejścia i że na skutek lobby koncernów farmaceutycznych już nie wiadomo, co jest realnym zagrożeniem, a co jest sztucznie podsycane.
Mój środkowy syn urodził się z niedotlenieniem, dostał 6 punktów po porodzie, a zrobiono mu w szpitalu wszystkie szczepienia, jakie się robi. Myślę, że skutki odczuwamy do dziś. Po MMII budził się w nocy płacząc i piszcząc i nikt, ani nic nie było w stanie go uspokoić. Nie pomagało rozbudzanie (bo to może zły sen?), ani utulenie (nie pozwalał się dotykać!!!) i mogliśmy tylko bezradni patrzeć i czekać, aż się uspokoi. Dziś wiem, z forum rodziców dzieci autystycznych, że to objawy uszkodzenia układu nerwowego. Wtedy pediatra twierdziła, że to objawy niedojrzałości układu nerwowego. Bogu dziękuję, że mój syn nie jest dzieckiem autystycznym, a "tylko" ma tiki, alergie, przerost candidy.
Znalazłam sposób na to, by moi synowie byli "niewidoczni" dla ludzi od szczepień, więc mamy spokój. Żałuję, że nie miałam wcześniej tej wiedzy, którą mam teraz, a ponadto, chcąc być troskliwą mamusią, płaciłam za dodatkowe szczepienie MMII (wtedy nie było obowiązkowe). Ale, jak już napisałam, jestem wdzięczna Bogu, że Staś jest fantastycznym, bardzo zdolnym chłopakiem.
Można się też nie zgodzić na MMII z powodów etycznych (hodowla komórek z abortowanych płodów) i żądać oddzielnych szczepionek (które są niestety w Polsce nie do dostania, trzeba by je sprowadzać z zagranicy)
Im wczesniej dzieci przechodza rozyczke, tym lzej i maja zapewniona ochrone do konca zycia. Mozliwe powiklania po przebytej rozyczce wystepuja rzadko i nie sa (w porownaniu do innych chorob) straszne (przewaznie problemy ze stawami).
Jesli szczepi sie dzieci, te nieszczepione maja coraz mniejsza szanse zachorowac w wieku dzieciecym, a szczepione po kilku latach (w statystykach 5-7 lat) traca odpornosc. No i jeszcze szczepionka tez moze prowadzic do powiklan.