@Savia, nie wiem,,jakie są twoje metody i sukcesy. Natomiast jestem w stanie znaleźć pewne punkty wspólne pomiędzy tym co widzę, a tym o czym ona pisze. Co jeszcze nie znaczy, że teraz będę się zwracać do dzieci per śmieciu.
MartynaN widzisz, dla mnie metoda w sensie technicznym to za mało. Gest czy słowo może być to samo, a w kontekście wnosi co innego. To w uproszczeniu. Metoda wychowawcza technicznie może być ta sama, dopiero cel i wszelkie zabarwienia sprawiają, że jest ona dobra albo zła, budująca albo niszcząca. Podobnie z Chinką czy innymi przytaczanymi metodami. Nie da się ich omawiać na sucho, bez kontekstu i zabarwień.
Myślę, że gdyby metodę chińskiego wychowania okroić z terroru, chamstwa, nieuczciwości, pędu za samym sukcesem i innych niestosownych rzeczy, o których wspominaliśmy, a dodać wartości chrześcijańskie - to z chińskiego wychowania zostanie tyle co prawdziwego leku w syropie homeopatycznym.
BTW o sukcesach (czy bardziej efektach) wychowawczych można mówić dopiero jak się ma dorosłe i samodzielnie funkcjonujące dzieci. Wcześniej to duuuużo za wcześnie na realne bilanse.
Ale zaraz, piszesz, że ona opowiadała o tej sytuacji innym - jako o części swojej metody wychowawczej - czyli nie widziała niczego złego w nazwaniu swojej córki śmieciem!
Nie wiem, jak można nazywać nadwrażliwością negatywną reakcję na tego typu zachowanie, tego typu metody wychowawcze. ----------------- No nie widziała w tym wielkiego przestępstwa, ale nie mówiła tego, aby pomiatać swoim dzieckiem - skąd od razu takie podejrzenie?! Może chciała uzmysłowić dziecku jak niewłaściwie zachowało się w stosunku do niej, jako do matki? Może to normalne w kulturze chińskiej w takich sytuacjach? Matka chińska wspomniała, że tak kiedyś nazwał ją jej ojciec w podobnej sytuacji i odniosło skutek, a ona sam nie czuła się poniżona.
Savio, ale ja się tym nie zachwycam, ----- Dwukrotnie cytowałaś scenę śmieciową, nie zauważyłam by z oburzeniem, a raczej z pewną dozą fascynacji (?) a może jako przykład do naśladowania... Wybacz jeśli się mylę.
Podobnie z Chinką czy innymi przytaczanymi metodami. Nie da się ich omawiać na sucho, bez kontekstu i zabarwień. ------------- No właśnie Savia, sama o tym piszesz, że ważny jest kontekst i zabarwienie.
Interesuje mnie Wasza ocena zachowania tygrysicy w czasie, gdy młodsza córka zmniejsza intensywność ćwiczeń na skrzypach ze względu na tenis. Dziewczyna zaczyna trenować, matka nic nie wie o tenisie, więc się doucza. Lulu dowiaduje się o tym i mówi;
- Zostaw to, nie psuj mi tenisa, jak zepsułaś mi skrzypce. Dam sobie radę sama.
Matka cierpi, lecz obiecuje, że nie będzie ingerować. Robi to po kryjomu. Kontaktuje się z trenerem poprzez sms-y, które potem kasuje, by nie było o nich śladu. ----------------- To dla niej typowe. Wcale mnie nie dziwi.
Matka nadal chce mieć wpływ na córkę, przecież ona ma dopiero 12 lat. Ale córka uparciucha chce mieć poczucie własnej decyzyjności i wcale się jej nie dziwię, szczególnie w tym cielęcym wieku. Poza tym została już dość wymęczona przez matkę w temacie skrzypiec.
Powiedzieć do kogoś "szmato" nie mając na myśli pomiatania i poniżania? @Aniela, w naszej kulturze takie określenie w stosunku do kogoś ma właśnie taki jednoznaczny wydźwięk, więc się nie dziw, że tak to odbieram. Jeśli w kulturze chińskiej jest inaczej, to uważam to za barierę absolutnie nie do przeskoczenia. No po prostu nie wyobrażam sobie, że ktoś może tak powiedzieć do własnego dziecka i jeszcze potem uważać, że zrobił dobrze.
Zastanawiam się, skąd ten pęd do oceny Amy. "Jak oceniacie...?" Co to da, ze się ja oceni? Robi dobrze czy zle? To jest tak inna kultura, ze teksty typu "śmieć" mogą być zupełnie inaczej odbierane, wiec w ogóle ciężko to ocenić. Mysle, ze wszyscy się zgadzają, ze cywilizacja chrzescijanska w kwestii wychowania jest mile do przodu względem chińskiej. I nikt chińskiej matki chyba nie chce naśladować?
szmatę mozna wyprać i wysuszyć oraz uzyć ponownie, śmieć ma tylko jedna drogę, mój ojciec był ojcem stosującym "chińskie" metody, rzygam już tym wątkiem!
Ja odbieram te książkę jako dość szczery zapis procesu wychowawczego, a nie podręcznik wychowania. Matka jest człowiekiem, córki, mąż tez są ludźmi. Te relacje, walka są dla mnie ciekawe. Uważam, ze nie jest to opis jakiegoś wielkiego rodzinnego dramatu. Zycie.
Ja odbieram te książkę jako dość szczery zapis procesu wychowawczego, a nie podręcznik wychowania. Matka jest człowiekiem, córki, mąż tez są ludźmi. Te relacje, walka są dla mnie ciekawe. Uważam, ze nie jest to opis jakiegoś wielkiego rodzinnego dramatu. Zycie. ------------------ Ja również. Dla mnie to nawet przykład, że pomimo tej zaciętości tygrysicy rodzina jest raczej szczęśliwa.
Zastanawiam się, skąd ten pęd do oceny Amy. "Jak oceniacie...?" Co to da, ze się ja oceni? Robi dobrze czy zle? -------------- Może po to, aby ocenić oceniającego?
Mnie podobało się podejście Amy do tzw. impres szkolnych:
Sophia przypomniała mi właśnie o organizowanym przez szóstą klasę Festiwalu Średniowiecznym. Nienawidzę festiwali oraz inicjatyw będących specjalnością szkół prywatnych, które odciągają dzieci od książek i w imię uprzyjemniania nauki zaprzęgają do roboty rodziców.
Mnie takie imprezy (w Polsce są także w szkołach publicznych) przypiliły do podjęcia edukacji domowej. Miałam ich dość, gdy starsze dzieci chodziły do szkół.
Jestem niewiele dalej niz wczoraj, ale, ze watek sie rozwija, to i dopisze sie. Wątek z psem mnie poruszyl, bo o ile na nauce gry na instrumentach nie znam sie wcale, to jednak wlasnie takiego psa mialam (sprawdziłam, to rzeczywiscie byl samojed, co albo świadczy o autorce, że jak do tej pory nie użyla wlasciwej nazwy rasy, albo o tlumaczu, co stawia pod znakiem zapytania pewne inne rzeczy, jak np. przeliczanie systemu ocen na polski czy tez tlumacznie tego zapalnego śmiecia. Wiem, ze dla Was moze to nie miec znaczenia, ale kupienie akurat takiego psa, bez WCZESNIEJSZEGO zorientowania sie, co to za rasa- wybaczcie, jest po prostu plytkie, jesli nie zwyczajnie glupie. Ktos tu kupuje psa, bo jest faktycznie śliczny, zwlaszcza szczeniak - biala kulka z czarnym noskiem. Mysmy byli teoretycznie przygotowani, a i tak przynajmniej na początku nas to przeroslo (ale to inna historia, dolozyła sie jeszcze moja zagrozona ciąża). Co do metod wychowawczych - jeszcze nie doszlam do tego, w jakim celu bylo to wszystko, ale z tego co zrozumialam, wcale celem nie bylo ,żeby dzieci zostaly zawodowymi muzykami - i żadne chyba w koncu nie zostalo? (jesli zostaly, to napiszcie). W jednym miejscu bylo napisane, że dostajac sie do tych prestiżowych miejsc, nauczycieli, byly jednymi z mlodszych. tylko czy w efekcie ci, ktorzy majac talent rozwijali sie ten rok, dwa wolniej rzeczywiscie w wieku dojrzalszym byli gorsi? odnosili mniejsze sukcesy? Rozumiecie o co mi chodzi? mam nieodparte wrażenie, ze ile w przypadku starszej corki, ktora ze swojej natury byla ulegla i wspolpracujaca metoda moze i byla akceptowalna, to przy mlodszej okazala sie calkiem nie trafiona. A moze inne podejscie, nie wiem jakie zreszta, pozwolilo by jej odnieść sukces z tymi skrzypcami, bo chyba talent tez miala bardzo duzy. I rozumiem poniekąd, ze matk anie mogla jej odpuścic , bo "zdemoralizowalo" by to starsza corke. Kazdy majac ponad jedno dziecko musi byc elastyczny - to co swietnie sprawdzi sie przy jednym u drugiego może wcale nie dzialac a trzeciego wrecz popchnać w zlym kierunku. A tu jest jedna metoda i tyle....
Pęd do oceny Amy bierze się stąd, że ona napisała książkę o swojej rodzinie i swoich metodach wychowawczych, sugerując, że to najlepsze możliwe metody wychowawcze.
@Ula, ja też nie rozumiem, dlaczego najważniejsze było w tym wszystkim tempo.
Czym dalej czytam, tym bardziej mam wrażenie, że autorka wręcz przejaskrawia swój absolutny brak krytycyzmu dla własnych metod i działań, jednocześnie między wierszami uwydatniając ich błędność. Przymilajac się do widza, robi z siebie glupszą, niż jest, w myśl zasady "byle mówili".
Jestem za polowa ksiazki i mam podobne wrazenie, Pani maluje obraz osoby glupszej niz jest, zachwyconej swoim chinskim dziecinstwe co rusz jednak wstawiajac lzawa wstawke jak to ciszyc sie zycie nie potrafi...
Moim zdaniem jest duuuuza różnica między wymaganiami, nawet surowoscia, a manipulacja i ponizaniem. Przeczytam do końca, może mnie przekona, na razie lipa Ale napisana tak dobrze, że dla samej formy warto czytać, no i dla poznania tych różnic kulturowych ------------ @Juka Jaka manipulacja, jakie poniżanie? Dla Ciebie to nawet klapsy godzą w godność człowieka.
Zobacz, Chinka raz w życiu wykorzystała jedno wyzwisko (może tłumaczyła córce, że zachwuje się jak śmieć, tego nie wiemy, wiemy, że użyła słowa "śmieć") i podziałało na wieki, jak przypuszczam, skoro wspomina o tym w książce.
Ciebie to ja w życiu do niczego nie przekonam i naprawdę nie mam aż takich ambicji.
Czytam i to co do mnie dociera to to że wiele zachowań wg różnych propagatorow powodujących traumy wcale ich nie przynosi. To nie znaczy że zaraz będę stosować metody Amy Chua.
Czym dalej czytam, tym bardziej mam wrażenie, że autorka wręcz przejaskrawia swój absolutny brak krytycyzmu dla własnych metod i działań, jednocześnie między wierszami uwydatniając ich błędność. Przymilajac się do widza, robi z siebie glupszą, niż jest, w myśl zasady "byle mówili". ------------ Czyli ten wątek to wyraźne spełnienie jej marzeń.
Komentarz
Myślę, że gdyby metodę chińskiego wychowania okroić z terroru, chamstwa, nieuczciwości, pędu za samym sukcesem i innych niestosownych rzeczy, o których wspominaliśmy, a dodać wartości chrześcijańskie - to z chińskiego wychowania zostanie tyle co prawdziwego leku w syropie homeopatycznym.
Nie wiem, jak można nazywać nadwrażliwością negatywną reakcję na tego typu zachowanie, tego typu metody wychowawcze.
-----------------
No nie widziała w tym wielkiego przestępstwa, ale nie mówiła tego, aby pomiatać swoim dzieckiem - skąd od razu takie podejrzenie?! Może chciała uzmysłowić dziecku jak niewłaściwie zachowało się w stosunku do niej, jako do matki? Może to normalne w kulturze chińskiej w takich sytuacjach? Matka chińska wspomniała, że tak kiedyś nazwał ją jej ojciec w podobnej sytuacji i odniosło skutek, a ona sam nie czuła się poniżona.
-----
Dwukrotnie cytowałaś scenę śmieciową, nie zauważyłam by z oburzeniem, a raczej z pewną dozą fascynacji (?) a może jako przykład do naśladowania... Wybacz jeśli się mylę.
---------------------
Wybaczam!
-------------
No właśnie Savia, sama o tym piszesz, że ważny jest kontekst i zabarwienie.
- Zostaw to, nie psuj mi tenisa, jak zepsułaś mi skrzypce. Dam sobie radę sama.
Matka cierpi, lecz obiecuje, że nie będzie ingerować. Robi to po kryjomu. Kontaktuje się z trenerem poprzez sms-y, które potem kasuje, by nie było o nich śladu.
-----------------
To dla niej typowe. Wcale mnie nie dziwi.
Matka nadal chce mieć wpływ na córkę, przecież ona ma dopiero 12 lat. Ale córka uparciucha chce mieć poczucie własnej decyzyjności i wcale się jej nie dziwię, szczególnie w tym cielęcym wieku. Poza tym została już dość wymęczona przez matkę w temacie skrzypiec.
No po prostu nie wyobrażam sobie, że ktoś może tak powiedzieć do własnego dziecka i jeszcze potem uważać, że zrobił dobrze.
Mysle, ze wszyscy się zgadzają, ze cywilizacja chrzescijanska w kwestii wychowania jest mile do przodu względem chińskiej. I nikt chińskiej matki chyba nie chce naśladować?
Matka jest człowiekiem, córki, mąż tez są ludźmi. Te relacje, walka są dla mnie ciekawe.
Uważam, ze nie jest to opis jakiegoś wielkiego rodzinnego dramatu. Zycie.
e: ona raz w życiu wykorzystała jedno wyzwisko i podziałało na wieki, jak przypuszczam, skoro wspomina o tym w książce
Matka jest człowiekiem, córki, mąż tez są ludźmi. Te relacje, walka są dla mnie ciekawe.
Uważam, ze nie jest to opis jakiegoś wielkiego rodzinnego dramatu. Zycie.
------------------
Ja również. Dla mnie to nawet przykład, że pomimo tej zaciętości tygrysicy rodzina jest raczej szczęśliwa.
--------------
Może po to, aby ocenić oceniającego?
Sophia przypomniała mi właśnie o organizowanym przez szóstą klasę Festiwalu Średniowiecznym. Nienawidzę festiwali oraz inicjatyw będących specjalnością szkół prywatnych, które odciągają dzieci od książek i w imię uprzyjemniania nauki zaprzęgają do roboty rodziców.
Mnie takie imprezy (w Polsce są także w szkołach publicznych) przypiliły do podjęcia edukacji domowej. Miałam ich dość, gdy starsze dzieci chodziły do szkół.
Pęd do oceny Amy bierze się stąd, że ona napisała książkę o swojej rodzinie i swoich metodach wychowawczych, sugerując, że to najlepsze możliwe metody wychowawcze.
Tym samym prosi się o ocenę.
Czym dalej czytam, tym bardziej mam wrażenie, że autorka wręcz przejaskrawia swój absolutny brak krytycyzmu dla własnych metod i działań, jednocześnie między wierszami uwydatniając ich błędność. Przymilajac się do widza, robi z siebie glupszą, niż jest, w myśl zasady "byle mówili".
Przyjemnie się słucha.Jeden z utworów Lulu. to na marginesie zamieszczę, bo warto
Przeczytam do końca, może mnie przekona, na razie lipa
Ale napisana tak dobrze, że dla samej formy warto czytać, no i dla poznania tych różnic kulturowych
------------
@Juka
Jaka manipulacja, jakie poniżanie? Dla Ciebie to nawet klapsy godzą w godność człowieka.
Zobacz, Chinka raz w życiu wykorzystała jedno wyzwisko (może tłumaczyła córce, że zachwuje się jak śmieć, tego nie wiemy, wiemy, że użyła słowa "śmieć") i podziałało na wieki, jak przypuszczam, skoro wspomina o tym w książce.
Ciebie to ja w życiu do niczego nie przekonam i naprawdę nie mam aż takich ambicji.
To nie znaczy że zaraz będę stosować metody Amy Chua.
------------
Czyli ten wątek to wyraźne spełnienie jej marzeń.