Pęd do oceny Amy bierze się stąd, że ona napisała książkę o swojej rodzinie i swoich metodach wychowawczych, sugerując, że to najlepsze możliwe metody wychowawcze. ------------- W świecie, którym żyła na pewno najlepsze. O niebo lepsze niż dawanie dziecku wyboru, chuchanie, nadskakiwanie i latanie do psychologów.
Jaka manipulacja, jakie poniżanie? ---- No cóż, najwyraźniej te metody są Ci bliskie i czytając nie zauważasz. Tak jak klamstw dla idei tez nie widziałaś. :-??
@ori w życiu tak na to nie spojrzałem w kwestii wychowania; już abstrahując od klapsów, ale generalnie - na dziecko; ba, dawno tak nie patrzyłem w ogóle na ludzi. Bardzo inspirujące.
Ale co Wy się tak rzucacie; uważacie, że ktoś, kto tak traktuje swoje dzieci, źle je wychowa? Rozwijając w nim poczucie, że jest świątynią Ducha Świętego?
@Berenika Amy sama przyznaje, że jej metody w przypadku Lulu się nie sprawdziły. I nawet pisze, że "metoda chińska, kiedy działa, jest najlepsza. A jak nie działa?" przyznaje się do porażki sugestia, że te metody są najlepsze, jest na początku. Moim zdaniem książka pokazuje pewien proces, rozwój w byciu matką. W ogóle taki ogólny problem, jak wychowywać, czy stosować metody stosowane wcześniej na mnie? I nie wiem, co to znaczy, że "prosi się o ocenę" co za różnica, o co się prosi obca osoba? Zastanawiam się.
@jukaa nie odniosłam wrażenia, że ona sobie buduje pomnik z niepowodzeń. Raczej widzę, że ten pomnik co rusz się zawala, zmienia kształt, przeobraża się... A dlaczego go buduje? Nie wiem, moze widzi swoje porażki? Moze ta ksiazka to forma terapii? Podsumowania, co się dzieje w jej życiu? Piszesz, że nie zamierzasz powielać. I to mnie dziwi, że ktoś w ogóle stawia sobie takie pytanie, czy powielać te metody. Przecież ona jest Chinką, jej mąż Żydem, i mieszkają w Stanach. I nie są chrzescijanami.
Może ta książka jest bardziej dla niedoświadczonych matek, jak ja. Bo pokazuje jakąś prawdziwą historię, bez zbyt wielu ozdobników. Może jak ktoś jest już matką od kilkunastu lat, ma doświadczenie oraz sukcesy i porażki na koncie, inaczej to odbiera. Ja wiele z zaleceń/zasad (np. dziecko ma być 2 lata do przodu z matematyki) odiberam z lekkim przymrużeniem oka. Ona w którymś momencie pisze, że jej Sophia była właśnie o 2 lata do przodu z matmy. I wpisuje to jako zasade na poczatku książki. Patrzę na nią z zewnątrz, bo ona obnaża swoje ograniczenia. Bezwiednie? Celowo? Serio nie rozumie, o co chodzi, kiedy zarzuca Jedowi, ze nie wiąże żadnych nadziei z Coco, a ten się zaczyna śmiać? Nie wiem. Udaje glupsza niż jest? Nie wiem, serio. Dobrze mi się czyta, ze wady, schizy i klotnie nie wykluczają, ze przekaze się dziecku to, co się chce. Lulu się buntuje. Ale kiedy matki nie ma, daje z siebie 110% na korcie. Ona zrobiła w jakimś sensie upgrade tego, co chciała przekazać Amy. Przerobila to w sobie, zaadaptowala to do siebie.
Mam wątpliwości, czy rzeczywiście celem wychowania jest zrobienie cudownego dziecka, widzę jeszcze co najmniej 1 główny motyw.
Ona napisła jeszcze z jedna przynajmniej kontrowersyjną ksiazke - dlaczego niektóre nacje odnosza sukces w USA a inne nie. Oczywiscie sukces odnosza Chinczycy i Zydzi (miedzy innymi).
Bohaterka przeżywa przemianę wewnętrzną pod wpływem choroby ukochanej siostry, która uświadamia jej, co w życiu ważne. Córka uciera jej nosa, pokazując ze najważniejsza jest pasja. Jednocześnie nie odrzucając jednak wartości rodzinnych-Ameryka.
Dla mnie do poziomu absurdu jest sprowadzony wysilek wkladany w rozwoj dziecka. Niestety rozwoj jednostronny. Nie wiem jak w rzeczywistosci ale w ksiazce nikt z tej rodziny nie ma czasu nas nic innego poza praca i cwiczeniami. Znamienne jest to ze nie posiadaja przyjaciol. Dla mnie, poza wybitnymi kednostkamk ludzie potrzebuja relacji z innymi. To co dzieci pisza w mowach pogrzebowych po smierci babci wlasnke wskazuje jak pragnely normalnego kontaktu. Dla mnie to co robi ta kobieta uposledza te dzieci. Tylko to pod warunkiem ze traktuje sie powaznie to co pisze. Ja nie traktuje, za duzo sukcesow ma ta Pani na kpncie zeby nie wiedziala co robi Ed. Ort
W tv byl krociutki program o dzieciach, m.in. w Chinach. Dzieci siedzą w szkole caly dzien, do pozna. Od pon do soboty. Wieczorem maja chwile by poczatowac ze znajomymi, bo spotkać się nie mogą. W niedziele spotykają sie z kolezenstwem by... odrabiać lekcje lub na korepetycjach.
I ciekawostka, w Chinach zablokowane jest fb, yt. Maja swój portal dopuszczony przez państwo.
@Savia ale we wszystkich domach? Wszystkie dzieci? Czy to jest charakterystyczne tylko dla jakiejś grupy społecznej. Ja znam tylko 2 Chińczyków, pobrali się w tajemnicy przed rodzicami po 2 tygodniach znajomości. Moze co w tym jest, ze ich krótko trzymają...
@malagala nie wiem, to nie byl film o chińskich warstwach społecznych, lecz porównawczy - dzieci w różnych zakątkach świata. Silą rzeczy wersja okrojona.
Przeczytałam całość i co do książki mam wrażenia bardzo podobne do @MartynaN . Napisane to nie wiadomo po co naprawdę, ubrane w formę pod publiczkę, by wywołać emocje, zainteresowanie i rozgłos. Jednym słowem by mieć kolejną rzecz do postawienia na półce obok innych sukcesów. Nie wierzę by ta historia była przedstawiona całkiem szczerze przez autorkę. Jeśli chodzi o metody wychowawcze bardzo bym chciała mieć choć trochę chińską matkę. Co mi z tego jak na jakimś etapie w byłam w czymś najlepsza w szkole, ba po egzaminach gimnazjalnych niby najlepsza ze wszystkiego. Tylko nikogo to nie obchodziło, nikt nie wskazał mi kierunku, nie pomógł, a sama byłam za głupia na mądre wybory Dużo bym oddała za chińską matkę wtedy i teraz z perspektywy czasu...
@Agnieszka88 gdybym miała chinska matkę to pewnie bym karierę robiła, a ze rodzice mnie edukacyjnie olali to "siedze" w domu, mam fajna rodzinę i gromadkę dzieci :-) Nie ma tego złego... a nawet jest lepiej niz by moglo byc ;-)
Autorka pisze z dużą dozą autoironii i humoru, lekko się czyta. Książka łączy kilka ciekawych spostrzeżeń i metod oraz takich których nigdy nie zastosowałabym wobec dziecka. Dobrze tez pokazuje jak przymusem i morderczymi treningami można obrzydzić pasję (przykład młodszej córki). W sumie mam bardzo mieszane uczucia. Ciekawa jestem dalszych opinii.
"Dobrze tez pokazuje jak przymusem i morderczymi treningami można obrzydzić pasję (przykład młodszej córki)." ---------------- Młodsza nie miała pasji. Gdyby miała pasję, nie potrzebny byłby przymus ze strony matki.
Ciekawe spojrzenie z drugiej strony. 22-letnia dzisiaj studentka Harvardu Lulu, buntownicza córka matki tygrysicy nie wie jeszcze co będzie robić w przyszłości, ale wie na pewno, że chce być matką - tygrysicą:
Komentarz
hm, coraz częściej udaje mi się powstrzymać przed zamieszczeniem wpisu
-------------
W świecie, którym żyła na pewno najlepsze. O niebo lepsze niż dawanie dziecku wyboru, chuchanie, nadskakiwanie i latanie do psychologów.
Starannie omijasz cel strategiczny.
Techniki są kwestią wyboru, kultury, w której była wychowana itp.
Ale cel strategiczny.
Kogo ona chce wychować? Mówi o tym na pierwszych stronach. Cudowne dziecko. Po co? By błyszczeć. Dla poklasku. Dla medalu.
Nie dla Boga - to zrozumiałe, bo jest niewierząca. Nie dla ludzi, bo inni są tylko jako tło zdarzeń.
Egoizm, egocentryzm itp.
---
przeskakujesz ze skrajności w skrajność.
----
No cóż, najwyraźniej te metody są Ci bliskie i czytając nie zauważasz. Tak jak klamstw dla idei tez nie widziałaś. :-??
w życiu tak na to nie spojrzałem w kwestii wychowania; już abstrahując od klapsów, ale generalnie - na dziecko; ba, dawno tak nie patrzyłem w ogóle na ludzi. Bardzo inspirujące.
I nawet pisze, że "metoda chińska, kiedy działa, jest najlepsza. A jak nie działa?"
przyznaje się do porażki
sugestia, że te metody są najlepsze, jest na początku. Moim zdaniem książka pokazuje pewien proces, rozwój w byciu matką. W ogóle taki ogólny problem, jak wychowywać, czy stosować metody stosowane wcześniej na mnie?
I nie wiem, co to znaczy, że "prosi się o ocenę"
co za różnica, o co się prosi obca osoba? Zastanawiam się.
@jukaa
nie odniosłam wrażenia, że ona sobie buduje pomnik z niepowodzeń. Raczej widzę, że ten pomnik co rusz się zawala, zmienia kształt, przeobraża się... A dlaczego go buduje? Nie wiem, moze widzi swoje porażki? Moze ta ksiazka to forma terapii? Podsumowania, co się dzieje w jej życiu?
Piszesz, że nie zamierzasz powielać. I to mnie dziwi, że ktoś w ogóle stawia sobie takie pytanie, czy powielać te metody. Przecież ona jest Chinką, jej mąż Żydem, i mieszkają w Stanach. I nie są chrzescijanami.
Może ta książka jest bardziej dla niedoświadczonych matek, jak ja. Bo pokazuje jakąś prawdziwą historię, bez zbyt wielu ozdobników. Może jak ktoś jest już matką od kilkunastu lat, ma doświadczenie oraz sukcesy i porażki na koncie, inaczej to odbiera. Ja wiele z zaleceń/zasad (np. dziecko ma być 2 lata do przodu z matematyki) odiberam z lekkim przymrużeniem oka. Ona w którymś momencie pisze, że jej Sophia była właśnie o 2 lata do przodu z matmy. I wpisuje to jako zasade na poczatku książki.
Patrzę na nią z zewnątrz, bo ona obnaża swoje ograniczenia. Bezwiednie? Celowo? Serio nie rozumie, o co chodzi, kiedy zarzuca Jedowi, ze nie wiąże żadnych nadziei z Coco, a ten się zaczyna śmiać? Nie wiem. Udaje glupsza niż jest? Nie wiem, serio.
Dobrze mi się czyta, ze wady, schizy i klotnie nie wykluczają, ze przekaze się dziecku to, co się chce. Lulu się buntuje. Ale kiedy matki nie ma, daje z siebie 110% na korcie. Ona zrobiła w jakimś sensie upgrade tego, co chciała przekazać Amy. Przerobila to w sobie, zaadaptowala to do siebie.
Mam wątpliwości, czy rzeczywiście celem wychowania jest zrobienie cudownego dziecka, widzę jeszcze co najmniej 1 główny motyw.
Czysto Hollywood-słabo :P
Ed. Ort
I ciekawostka, w Chinach zablokowane jest fb, yt. Maja swój portal dopuszczony przez państwo.
Ja znam tylko 2 Chińczyków, pobrali się w tajemnicy przed rodzicami po 2 tygodniach znajomości. Moze co w tym jest, ze ich krótko trzymają...
Autorka pisze z dużą dozą autoironii i humoru, lekko się czyta. Książka łączy kilka ciekawych spostrzeżeń i metod oraz takich których nigdy nie zastosowałabym wobec dziecka. Dobrze tez pokazuje jak przymusem i morderczymi treningami można obrzydzić pasję (przykład młodszej córki). W sumie mam bardzo mieszane uczucia. Ciekawa jestem dalszych opinii.
----------------
Młodsza nie miała pasji. Gdyby miała pasję, nie potrzebny byłby przymus ze strony matki.
Ciekawe spojrzenie z drugiej strony. 22-letnia dzisiaj studentka Harvardu Lulu, buntownicza córka matki tygrysicy nie wie jeszcze co będzie
robić w przyszłości, ale wie na pewno, że chce być matką - tygrysicą:
https://nypost.com/2018/03/28/i-was-raised-by-tiger-mom-and-it-worked/amp/?utm_campaign=iosapp&utm_source=facebook_app&__twitter_impression=true