Nie mam prawa, o ile swoich racji nie rozpowszechniasz i mam jako taką pewność, że moje dzieci w tym momencie nie siedzą w przedszkolu z dziećmi z anginą lub rota.
Pisząc o Panu Bogu wchodzisz na grząski grunt, bo dziwne, że cudze dzieci Bóg chroni przed zarażeniem się od Twoich, ale Waszej rodziny nie uchroni przed biedą, jeśli pomyślisz o innych.
Współczuję paniom w przedszkolu i w szkole, którym się przyprowadza chore dzieci, z punktu widzenia "pani" to jest tak wkurzające, że ręce opadają. Współczuję rodzicom, którzy czują się przymuszeni posłać do placówki dziecko w takim stanie, bo ja mam sobie jak poradzić, ale kto wie, co będzie kiedyś.
Ale jak to rozwiązać? Ni mum pojęcia.
@Nika76 ja Ciebie naprawdę bardzo lubię i staram się zrozumieć, ale pierwszy błąd popełniłaś jak swoją graniczną sytuację przerobiłaś na ogólną zasadę, chodźmy wszyscy chorzy wszędzie, a odporność tylko wzrasta, tak właśnie radziłaś. To tak jakby ktoś kradł, bo inaczej dzieci umrą mu z głodu, i namawiał innych do kradzieży, bo przecież dzięki temu dzieciom jest lepiej.
@Zuzapola powiedziała: swoją graniczną sytuację przerobiłaś na ogólną zasadę, chodźmy wszyscy chorzy wszędzie, a odporność tylko wzrasta, tak właśnie radziłaś.
Chyba każdy rodzic widzi, kiedy dziecko jest nieswoje, a kiedy ma tylko gila. I to jest najgorsze, że nie dba się nie samo, bo jak pokładające się dziecko będzie się czuć w dużej grupie, gdy potrzebuje spokoju? Niestety, zwłaszcza samotna matka utrzymująca rodzinę nie ma prostego wyjścia. Jestem za zdecydowaną reakcją nauczycieli w przedszkolu. U nas zawsze było tak, że do dziecka z gorączką wzywano kogoś, by je odebrał, na pewno nikt nie pozwalał na to, żeby siedziało długo w przedszkolu.
Nie kazdy rodzic odbiera telefon z przedszkola. Niestety. Dziecko wymiotujace siedzi w szatni kilka godzin, żeby nie zarażać innych, a mama przez kilka godzin nie słyszy dzwoniacego telefonu (z autopsji). Nie jednorazowa akcja.
@Nika76 to są twoje słowa: "Jak mam gnic w domu i osądzać innych że jeżdżą chorzy to ja już wolę jeździć bez względu na stan zdrowia i modlić się o cud.
Poza tym im więcej siedziałam w domu tym częściej chorowalismy. Doszło do tego ze miesiącami nigdzie nie chodziliśmy. Jak wypięłam d.. na stereotypy to odporność nam zaczęła wzrastać."
Zauważ, że nie pisałaś o pracy, ale o gniciu w domu i potrzebie wyjazdów, i tak to zrozumiałam, że jak chodzisz z chorymi dziećmi, to odporność wzrasta. Ja bym raczej polecała spacery na świeżym powietrzu, odporność wzrośnie i mała szansa, że się kogoś zarazi. Modlenia się o cud w kontekście narażania innych na chorobę nie skomentuję już.
No właśnie o tym piszę Nika, że radzisz innej osobie, w innej sytuacji , co brzmi dziwnie i nie zauważasz co innych poruszyło w tym wszystkim. To jest co innego wysłać niedoleczone dziecko do przedszkola , bo praca i mus i sytuacja graniczna, a co innego, bo potrzebuję wyjechać i gniję już w domu. W obu sytuacjach jest to sprawa nieciekawa, ale to są dwa różne problemy.
Kiedyś nie rozumiałam oburzenia opiekunek w żłobku, gdy odbierałam swoje dziecko z gorączką, która pojawiała mu się po południu (dzień wcześniej i rano dziecko było zupełnie zdrowe) - zrozumiałam całą sytuację dopiero po jakimś czasie. One po prostu miały sporo takich przypadków, gdy dziecko rano było przyprowadzane bez gorączki ( choć dzień wcześniej rodzice je z gorączką odbierali), bo dostało lek przeciwgorączkowy, a po tych kilku godzinach, gdy lek przestawał działać, temperatura rosła i wszystko wychodziło na jaw. I one każde dziecko, które zagorączkowało po południu o to samo podejrzewały. Jakoś w głowie mi się nie mieściło, że tak można robić, a jednak...
Yyy... osądzać można działania (w tym porady), które ktoś beztrosko serwuje na ogólnym forum. I to robię. Oceniam je i krytykuję. Uważam, że są złe, szkodliwe i głupie.
@mysikrolica nie każdy ma pracę która mu umożliwia odbieranie prywatych telefonow.
Teraz sobie siedzę z wami ale za godzinę już nie podniosę słuchawki nawet jakby sam Bóg dzwonił
nika, pisałam o mamie, która przez kilka godzin nie odbiera telefonu z przedszkola i nie oddawania. Przecież wiadomo, ze przedszkolanki nie dzwonią po kilka razy, żeby powiedzieć, ze dziecko nie zjadła śniadania, tylko ewidentnie coś jest nie tak. Sama telefony od tych przedszkolanek miałam tylko, gdy moje dziecko dostało nagle gorączki.
Rozumiem, ze mozna nie moc odebrac telefonu, w kazdej pracy. No ale w ciągu 3 godzin można chyba znaleźć 2 minuty zeby dodzwonić co się dzieje?
Komentarz
Wy dbacie o swój interes i o ludzi co do ktorych uważacie że trzeba im pomagać i ja też.
Pisząc o Panu Bogu wchodzisz na grząski grunt, bo dziwne, że cudze dzieci Bóg chroni przed zarażeniem się od Twoich, ale Waszej rodziny nie uchroni przed biedą, jeśli pomyślisz o innych.
No i
Do kolejki nr 1 dochodzi druga osoba
Do kolejki 6 też
Obawiam się że nieporozumienie zaszło
Już są 3
Teraz sobie siedzę z wami ale za godzinę już nie podniosę słuchawki nawet jakby sam Bóg dzwonił
"Jak mam gnic w domu i osądzać innych że jeżdżą chorzy to ja już wolę jeździć bez względu na stan zdrowia i modlić się o cud.
Poza tym im więcej siedziałam w domu tym częściej chorowalismy. Doszło do tego ze miesiącami nigdzie nie chodziliśmy.
Jak wypięłam d.. na stereotypy to odporność nam zaczęła wzrastać."
Zauważ, że nie pisałaś o pracy, ale o gniciu w domu i potrzebie wyjazdów, i tak to zrozumiałam, że jak chodzisz z chorymi dziećmi, to odporność wzrasta. Ja bym raczej polecała spacery na świeżym powietrzu, odporność wzrośnie i mała szansa, że się kogoś zarazi. Modlenia się o cud w kontekście narażania innych na chorobę nie skomentuję już.
Racja.
Mogę dostać np udaru
Ale wiesz - np. w czasie "baletu" między klientem a miskami z farbą - nie ma czasu na odbieranie telefonu który dzwoni często z różnych powodów
Może się komuś przyda:
https://pediatria.mp.pl/lista/112440,powrot-dzieci-do-przedszkola-po-przebytych-chorobach-zakaznych
Również w innych sytuacjach kiedy jest to możliwe - również.
Ale nie zawsze