ŁAtwo mówić ,że mało rozsądnie .Jak się grube pieniądze wydało na wakacje dla całej rodziny a dodatkowo lekarz mówi ,że będzie dobrze. Ciekawe,kto z was ,wydawszy pieniądze na bilet lotniczy dla całej , wielodzietnej rodziny zrezygnuje z wyjazdu w trosce o zdrowie współpasażerów samolotu. Mówię o chorobie typu angina , nie mam na myśli w rodzaju Ebola.
Monika73 sa ubezpieczenia dodatkowe, jeśli dopada choroba i jest papier od lekarza to jest zwrot. Jesli kogos stać na urlop to i stać na koszt ubezpieczenia ktore majątku nie kosztuje a du*e ratuje.
Siedzę na grupach podróżniczych. katarek czy kaszelek to naprawde pol biedy. Ludzie potrafią lecieć z ospa, różyczka i tego typu chorobami, bo nie wykupili od kosztów rezygnacji, bo nie wykupili dodatkowego ubezpieczenia. Bo po co płacić kilkadziesiąt zł dodatkowo. i co ich obchodzą inni ludzie w samolocie, restauracji, hotelu
Do tego trzeba tez wziąć pod uwagę ze na miejscu przy zmianie flory bakteryjnej z wody, żarcia itp moga wystąpić i biegunki i ogólne osłabienie. Chory organizm jest sam w sobie osłabiony, wiec dodatkowe atrakcje to i tak urlop z głowy.
Ja pisałam o tej anginie. Rozumiem ,że skoro był na antybiotyku - to innych już nie zarażał ? Bo nie rozumiem tych emocji . Jak wszyscy wiedzą ,co powinien zrobić taki rodzic. Jak się nie wykorzysta urlopu to potem już znowu do pracy trzeba wrócić , bez wyjazdu. Rozumiem ,że jak dziecko słania się na nogach taki wariant trzeba rozważyć ale mam wrażenie , że w tej nawalance łatwo stracić zdrowy rozsądek.
Monika73 ja myśle ze nikt tutaj nie traktuje byle pierdnięcia jako choroby śmiertelnej. I z tego byle pierdnięcia nie tobi dramatu i problemu. Kazdy zna siebie, swój organizm, kazdy rodzic tez wie jak rożne dolegliwości czy choroby/przeziębienie przechodzą jego dzieci. nikt tez nie twierdzi ze byle smark, chark czy pierd to z automatu izolacja od reszty swiata. tu chyba bardziej chodzi o podejście jakie tu jest prezentowane, mianowicie „ja z chorym pojadę/polece/będę wsrod ludzi bo moje juz nie zaraza, bo moje leczone. I uwazam ze to jest ok. Natomiast nie jest w porzadku ze w pobliżu chorego bedzie ktos, kto ma gila, kto charka, świszczy, pierdzi, kaszle bo jego stan mógłby osłabić juz osłabiony organizm mojego dziecka/mnie. ja ryzykować sprzedanie choroby moge, inni niech sie nie waza”
U nas w szkole zawsze na pierwszym ogólnoszkolnym zebraniu dla rodziców dyrektor mówi,żeby rodzice nie wysłali i nie przywozili chorych dzieci do szkoły ani podczas antybiotykoterapii i tłumaczy dlaczego. A ja się zawsze dziwiłam po co takie oczywiste rzeczy mówi i mówi...
@Ojejuju ja nie pamiętam co pisałam, czy to mit, czy nie, bo tego nie wiem do tej pory. Pamiętam, jak pisałam, że kiedyś byłam mocno niezadowolona, jak na spotkanie rodzinne przyjechał ktoś przywożąc dwoje dzieci na antybiotyku, kaszlące. Miałam wtedy małe dzieci i bardzo mi się to nie podobało. Może i takie dzieci nie zarażają, ale uważam, że świat się nie zawali jak przez kilka dni antybiotykoterapii jednak nie będzie się swoich dzieci dawało do dzieci zdrowych.
@Skatarzyna - jeśli to do mnie ,to pojechałam na wakacje z błogosławieństwem pediatry , do szkoły wtedy nie chodził . I wtedy już dobrze się czuł . A że świat czeka ,to wiem
Jeszcze mi lekarka wskazała ,jaki probiotyk nie wymaga przetrzymywania w lodówce .Ale uczciwie przyznaję - nic nie pytałam o zarażanie ,dlatego pytałam w tym wątku . Nie , żeby prowokować.
I jak dla mnie jedyny problem to ten , czy dziecko zaraża innych i jak duże jest to ryzyko. To ,że dziecku może się pogorszyć na wyjeżdzie każdy rozgarnięty rodzic wie i musi wrzucić w koszty. Na miejscu też zazwyczaj jakaś służba zdrowia istnieje. A tzw. zarazki są wszędzie , ryzyko tylko mniejsze lub większe.
Myśmy byli w tym roku na kilkudniowym wyjeździe - pojechaliśmy w niedzielę, w poniedziałek jedno z dzieci zaczeło źle się czuć, dostało gorączki z zapalenia gardła no i dochorowało przez kolejne dni - głownie polegiwał w pokoju, nei pojechał ze mną i resztą na basen, ale na szczęście już przy zwiedzaniu Malborka czuł sie dobrze. Ze wzgledu na własne samopoczucie głownie siedział w pokoju, ale np. na posiłki jednak schodził. Nikt z nas nic od niego nie złapał, ale takiej sytuacji to juz wogóle nie można było przewidzieć. Przypomniałam sobie, ze kiedyś mielismy też sytuację z anginą - tzn. jedno z dzieci dosłownie przed samym planowanym wyjazdem zachorowało, też zreszta były to wakacje z rekolekcjami, dostał antybiotyk, pojechalismy po konsultacji z lekarka dwa dni później niż mieliśmy, oczywiście z naszym dzieckiem juz było ok, bo 500 km samochodem z gorączką itp. odpadało. Nikt nic nie złapał, ani nasi, ani inni, a i tak jeszcze mieliśmy koło 10 dni wakacji.
Ja dziecko z ospą (plus inne bez ospy) zabrałam pociągiem na wakacje, gdzie było inne małe dziecko, bo nie zauważyłam, ze to ospa. Wszyscy orzekliśmy, że babcia, u której córka noc wcześniej nocowała, dała jej jakiś słodyczy-sama-chemia i córka wysypki dostała plus mleko i kakao: alergia gotowa. Jak tamto małe dziecko ospy dostało, gdzie byliśmy, to pewnie jego babcia klęła na czym świat stoi... A że to ospa, to dopiero poznałam, jak kolejne zachorowało. Wtedy już izolowaliśmy, ale wrócić do domu musielismy w końcu...
@Tola - umiem czytać . Chodzi mi o twoją motywację tego , że z ospą byś się nie ruszała. Powołujesz się na zdrowie własnego dziecka a nie to , że można kogoś zarazić.
Ale już się wycofuję z tej dyskusji , ma wrażenie , że emocje wzięły u niektórych górę. A ja bym np. chętnie poczytała innych wielodzietnych , jak sobie radzą z chorobami dzieci tuz przed wyjazdem albo w czasie wyjazdu.
@Tola Tak na szybko, koszt za os/tydz 1000zl rodzina 7 osobowa razem koszt 7000 zł/rodzina srednio koszt takiego ubezpieczenia -całość, to ok 200 zł. To koszt ubezpieczenia, ktory obejmuje zwrot nie tylko w skutek choroby ale i np. utraty pracy, śmierci najbliższego czlonka rodziny itp To chyba nie jest zbyt wygórowany koszt. ja wiem ze do tego tez trzeba doliczyć koszt ubezpieczenia dodatkowego ( a przynajmniej warto!) Ale ten „wsadzony pieniądz” moze nieraz uratować przed wydatkiem zdecydowanie większym. Taki przykład z brzegu. dziecko rozchorowało sie na miejscu. Lekarz hotelowy wystawił rachunek na 600 euro. gdyby rodzic zadzwonił pod infolinie ubezpieczyciela koszt wyniósł by 0zl wychodze z założenia, ze jeśli kogos stać na wakacje to stać i na te „kilka zł” na ubezpieczenie.
Głównie, to niewiele wyjeżdżamy i niewiele chorujemy. A jak kto chory, to tym bardziej nie wyjeżdża. W ten weekend mieliśmy zaplanowany ze znajomymi rodzinami wyjazd na zwiedzanie kościołów w Płocku, Tumie i Czerwińsku i w końcu pojechał tylko mąż z częścią dzieci, a ja zostałam w domu smarkająca z najmłodszą, co jeszcze po bostonce nie doszła do siebie i z najstarszym, co jęczał, że go boli brzuch. W czasie wyjazdu poważna choroba przytrafiła nam się raz - syn wtedy roczny trafił do szpitala z powodu drgawek gorączkowych i dostał antybiotyk (jedyny antybiotyk, jaki którekolwiek z moich dzieci przyjmowało). Ze szpitala wyszliśmy na własne żądanie, ale skróciliśmy wyjazd i wróciliśmy do domu. Ja sobie nie wyobrażam podróżowania z poważnie chorym dzieckiem. Zagrożenie i dla dziecka i dla otoczenia i żadna przyjemność dla reszty rodziny, a szczególnie dla mnie.
Tyle, że z jednej strony moje dzieci sa jednak dosc odporne, z drugiej niespecjalnie przejmuję sie katrami i lekkim pokasływaniem, a z trzeciej - kazde chodzac do placówek zbiorowego przechowywania dzieci w ciągu dnia miało od kilku miesiecy do roku ciągnących sie infekcji na początku. U nas sprawdziło sie, że swoje odchorowywali i potem juz nie łapali tak infekcji (oprócz szczególnych typu ospa). Czyli x5 - 5 lat problemów z praca zwiazanych z przystosowywaniem sie kolejnych dzieci do placówek. Może napisze kontrowersyjnie, ale może w niektórych przypadkach dzieci z naprawde niską odpornością nie nalezy pchac dzieci do żłobka czy przedszkola? Tak samo nie rozumiem przykładu z dzieckiem któremu przekłada sie przez cztery lata operacje na serce - raz, czy dwa - może sie zdarzyc, ale kolejny? Nie można urządzić "izolacji" przed planowanym terminem zabiegu? Albo to dziecko ma tak słabą opornosć, że łapie infekcje dosłownie z powietrza i przynoszenie chorób z placówek nie ma tu duzo do rzeczy.
Komentarz
sa ubezpieczenia dodatkowe, jeśli dopada choroba i jest papier od lekarza to jest zwrot.
Jesli kogos stać na urlop to i stać na koszt ubezpieczenia ktore majątku nie kosztuje a du*e ratuje.
katarek czy kaszelek to naprawde pol biedy. Ludzie potrafią lecieć z ospa, różyczka i tego typu chorobami, bo nie wykupili od kosztów rezygnacji, bo nie wykupili dodatkowego ubezpieczenia. Bo po co płacić kilkadziesiąt zł dodatkowo.
i co ich obchodzą inni ludzie w samolocie, restauracji, hotelu
ja myśle ze nikt tutaj nie traktuje byle pierdnięcia jako choroby śmiertelnej.
I z tego byle pierdnięcia nie tobi dramatu i problemu.
Kazdy zna siebie, swój organizm, kazdy rodzic tez wie jak rożne dolegliwości czy choroby/przeziębienie przechodzą jego dzieci.
nikt tez nie twierdzi ze byle smark, chark czy pierd to z automatu izolacja od reszty swiata.
tu chyba bardziej chodzi o podejście jakie tu jest prezentowane,
mianowicie „ja z chorym pojadę/polece/będę wsrod ludzi bo moje juz nie zaraza, bo moje leczone.
I uwazam ze to jest ok. Natomiast nie jest w porzadku ze w pobliżu chorego bedzie ktos, kto ma gila, kto charka, świszczy, pierdzi, kaszle bo jego stan mógłby osłabić juz osłabiony organizm mojego dziecka/mnie.
ja ryzykować sprzedanie choroby moge, inni niech sie nie waza”
MASPANC
A ja się zawsze dziwiłam po co takie oczywiste rzeczy mówi i mówi...
Jak tamto małe dziecko ospy dostało, gdzie byliśmy, to pewnie jego babcia klęła na czym świat stoi...
A że to ospa, to dopiero poznałam, jak kolejne zachorowało. Wtedy już izolowaliśmy, ale wrócić do domu musielismy w końcu...
Tak na szybko,
koszt za os/tydz 1000zl
rodzina 7 osobowa
razem koszt 7000 zł/rodzina
srednio koszt takiego ubezpieczenia -całość, to ok 200 zł.
To koszt ubezpieczenia, ktory obejmuje zwrot nie tylko w skutek choroby ale i np. utraty pracy, śmierci najbliższego czlonka rodziny itp
To chyba nie jest zbyt wygórowany koszt.
ja wiem ze do tego tez trzeba doliczyć koszt ubezpieczenia dodatkowego ( a przynajmniej warto!) Ale ten „wsadzony pieniądz” moze nieraz uratować przed wydatkiem zdecydowanie większym.
Taki przykład z brzegu.
dziecko rozchorowało sie na miejscu.
Lekarz hotelowy wystawił rachunek na 600 euro.
gdyby rodzic zadzwonił pod infolinie ubezpieczyciela koszt wyniósł by 0zl
wychodze z założenia, ze jeśli kogos stać na wakacje to stać i na te „kilka zł” na ubezpieczenie.
W czasie wyjazdu poważna choroba przytrafiła nam się raz - syn wtedy roczny trafił do szpitala z powodu drgawek gorączkowych i dostał antybiotyk (jedyny antybiotyk, jaki którekolwiek z moich dzieci przyjmowało). Ze szpitala wyszliśmy na własne żądanie, ale skróciliśmy wyjazd i wróciliśmy do domu.
Ja sobie nie wyobrażam podróżowania z poważnie chorym dzieckiem. Zagrożenie i dla dziecka i dla otoczenia i żadna przyjemność dla reszty rodziny, a szczególnie dla mnie.
Czyli x5 - 5 lat problemów z praca zwiazanych z przystosowywaniem sie kolejnych dzieci do placówek. Może napisze kontrowersyjnie, ale może w niektórych przypadkach dzieci z naprawde niską odpornością nie nalezy pchac dzieci do żłobka czy przedszkola? Tak samo nie rozumiem przykładu z dzieckiem któremu przekłada sie przez cztery lata operacje na serce - raz, czy dwa - może sie zdarzyc, ale kolejny? Nie można urządzić "izolacji" przed planowanym terminem zabiegu? Albo to dziecko ma tak słabą opornosć, że łapie infekcje dosłownie z powietrza i przynoszenie chorób z placówek nie ma tu duzo do rzeczy.