Opieka nad dziećmi to obowiązek rodziców. Można ją sprawować osobiście lub opłacić kogoś. Wybór rodziny. Podejście, że to państwo ma finansować opiekę nad dzieckiem jest wg mnie przeciw rodzinie. Bo jak państwo przejmie obowiazki rodziców, to za tym pójdzie pozbawienie ich praw. Prawa i obowiązki to dwie strony jednej monety.
M_Monia to jakaś totalna utopia z tymi trzema opiekunkami na całą dobę. Tak może żyją jakieś pary gwiazd filmowych, rodziny królewskie itp. bo wśród ludzi takich po prostu dosyć zamożnych w Polsce też aż tak to nie funkcjonuje zazwyczaj.
Inna sprawa, że nie wiem, po co miałabym rodzić dzieci, żeby oddawać je na całodobowe wychowanie opiekunkom(?)
W pierwszym roku pracy miałam dwie Panie do dzieci Jedna do dwulatki, druga odbierała ze szkoły i przedszkola 2 synów i pilnowała do czasu mojego powrotu. Żadnych babć, cioć, sąsiadek i innych dziewczyn nie było i nie ma w mojej okolicy -to mit lub luksus.
@Karolinka to zależy jak żyjesz z ludźmi w okolicy i jaką masz rodzinę. Moja mama i ciocia akurat mogą się pokłócić o to, która z nich zajmie się małymi. Tyle, że mieszkają dość daleko i mama nadal pracuje, więc wiadomo, że ta opcja nie zawsze pasuje. Podobnie jak jeżeli masz masz bliską sąsiadkę/przyjaciółkę - można poprosić, by czasem dopilnowała gdy coś wypadnie - oczywiście nie na tej zasadzie, że to ma być norma. Opiekunki "płatnej" też szukaliśmy wśród znajomych - kogoś kogo dziecko już kojarzy i lubi - wybór padł na studentkę, córkę koleżanki, która w ten sposób mogla sobie okazjonalnie dorobić.
@Coralgol niestety " to zależy jak żyjesz z ludźmi w okolicy i jaką masz rodzinę. " to zbyt duże uproszczenie Poza tym ja piszę o regularnej opiece bo mama w pracy a nie o opiece z doskoku w razie potrzeby to jednak dwie różne sytuacje
Myślę że ogólna wycena praca jest bardzo korzystna, w ogóle powinno sie więcej o tym mówić żeby potem nie czytać od innych kobiet (bo to kobiety mają zwykle największy ból dupy) że:
Np. stwarzając możliwości, by kobiety, które wypadły z rynku pracy mogły podjąć zatrudnienie chociażby na część etatu, by zdobyły perspektywiczny zawód, by godziły pracę z wychowaniem.
Żadnego wpisu o tym że dotyczy to kobiet które by chciały, nie kobiety powinny godzić... Sorki @Coralgol może nie konkretnie do Ciebie ale taki mit panuje i ludzie go ciagle powtarzają, a mnie chole.a bierze jak czytam pod róznymi artykułam wynurzenia innych kobiet o tym że matka musi pracowac (nie ważne że mąż spokojnie utrzymuje rodzine) bo ja pracowałam\pracuje i wychowywałam\wychowuje. Bo jak w domu zajmuje sie dziecmi to jest postrzegana jako len, nierób itd... No nie moge przemóc tego poza tym zgadzam się z:
Opieka nad dziećmi to obowiązek rodziców. Można ją sprawować osobiście lub opłacić kogoś. Wybór rodziny. Podejście, że to państwo ma finansować opiekę nad dzieckiem jest wg mnie przeciw rodzinie. Bo jak państwo przejmie obowiazki rodziców, to za tym pójdzie pozbawienie ich praw. Prawa i obowiązki to dwie strony jednej monety.
Podpisuje pod tym obiema rękami i nogami, mam dośc tego że z każdym plusem państwo ale tez społeczeństwo zaczyna się niejako wpierdzielać i w ogóle czuć upoważnione do ingerencji w moją rodzine. i @M_Monia mnogośc plusów które sponsorują wszyscy daje im do tego niejako prawo. Wymóg dodatkowych zajeć huk wie ilu sama wymuszasz (jako jedna z wielu) argumentując że kolejne plusy są potrzebne na dodatkowe lekcje korepetycje itd. A ja wole zostać w domu i sama pomagać dziecku w lekcjach niż wozić non stop to tu to tam i zamęczać je wyścigiem szczurów
W kwestii formalnej. Ja w stwierdzeniu : "stwarzając możliwości, (...) by godziły pracę z wychowaniem."
Nie widzę przymusu, raczej wybór właśnie, chociaż po innych wypowiedziach Coralgol ten model jest jej wyraźnie bliższy. Co do pozostania w domu z dziećmi to się zgadzam, że ten wybór jest stygmatyzowany. W drugą stronę bywa podobnie, np. gdy matka wraca do pracy mimo braku przymusu ekonomicznego. Często ludziom brakuje dystansu w spojrzeniu na czyjąś sytuację. I ich wizja jest jedyną słuszna.
@Agmar myślę, że te uwagi o konieczności pracy zawodowej kobiety wynikają z czego innego jednak niż pogardą i mówienie o lenistwie (tak to tylko jacyś bardzo młodzi, niedoświadczeni ludzie mogą postrzegać)
Mając swoje poglądy trzeba słuchać innych. Często wtedy swoje poglądy się nieco zmienia. Internet nie najlepszy jest jednak do tego.
To odpowiedź do mnie? W takim razie nie zrozumiałaś o co mi chodzi. Sytuacje różnych ludzi są na tyle złożone, że to nie jest tak że Ty masz rację, albo osoba z innymi argumentami ma rację i wtedy zmieniasz zdanie na takie jak jej. Nie znajdziesz systemowego rozwiązania skrojonego dla wszystkich.
Ja myślę, że taki wybór bywa stygmatyzowany wcale nie dlatego, że ktoś tymi kobietami pogardza...
Tego nie twierdzę. Raczej dlatego, że ktoś inny wie lepiej co jest najlepsze dla wszystkich.
No właśnie. A czasem te dobre rady wynikają z przykrych doświadczeń… myśle, ze młode kobiety nie maja pojęcia, ile ryzykują, rezygnując z rozwoju zawodowego. Można to ryzyko podjąć… można.
Ja myślę, że taki wybór bywa stygmatyzowany wcale nie dlatego, że ktoś tymi kobietami pogardza...
Tego nie twierdzę. Raczej dlatego, że ktoś inny wie lepiej co jest najlepsze dla wszystkich.
No właśnie. A czasem te dobre rady wynikają z przykrych doświadczeń… myśle, ze młode kobiety nie maja pojęcia, ile ryzykują, rezygnując z rozwoju zawodowego. Można to ryzyko podjąć… można.
Ja myślę, że taki wybór bywa stygmatyzowany wcale nie dlatego, że ktoś tymi kobietami pogardza...
Tego nie twierdzę. Raczej dlatego, że ktoś inny wie lepiej co jest najlepsze dla wszystkich.
No właśnie. A czasem te dobre rady wynikają z przykrych doświadczeń… myśle, ze młode kobiety nie maja pojęcia, ile ryzykują, rezygnując z rozwoju zawodowego. Można to ryzyko podjąć… można.
Ale to są czyjeś przykre doświadczenia... To tak jakby zaczęto pisać po większość artykułów że kobiety wychodzące za mąż są niemądre bo ja wyszłam i mnie mąż bił...
@Agmar myślę, że te uwagi o konieczności pracy zawodowej kobiety wynikają z czego innego jednak niż pogardą i mówienie o lenistwie (tak to tylko jacyś bardzo młodzi, niedoświadczeni ludzie mogą postrzegać)
Czyli jest artykuł o tym że kobieta ma iles dzieci mąż super zarabia a ona się cieszy że może spokojnie zajmować dziećmi i domem a pod spodem mnóstwo komentarzy ja miałam 2.3.4.6 dzieci , ogarniam dom i pracowałam dodatkowo, rozumiem że jak dzieci są bardzo małe to czasem trzeba zostać w domu ale jak idą do przedszkola to pora do pracy - takich komentarzy jest coraz więcej. Ewentualnie w czasie teraźniejszym mam ileś dzieci ogarniam dom i pracuje, nie wyobrażam sobie jak można siedzieć tak bezproduktywnie w domu jak dzieci idą do przedszkola, albo lepiej nie wyobrażam sobie jak można niedokladac się do budżetu domowego. Bywają też sytuację gdzie ktoś pisze że dla niektórych praca to jednak nie ozliwosc bo dojazdy, koszt niań i wysokość płacy to się nie kalkuluje to już 30 innych życzliwych wyskakuje że da się można pracować z domu tylko nie każdemu się chce zorganizować itd
Serio jestem na FB już ładnych kilka lat, odkąd wprowadzono 500+ zarzutów do niepracujący h kobiet przybywa i to dość szybko
I jeszcze jedno, życie jest ryzykiem z pewnym skutki śmiertelnym. Nie przemawia do mnie narracja że pozostanie w domu i zostawienie finansów mężowi to jest ryzyko. Nie wiem jak w ogóle rozumieć słowo ryzyko w tym kontekście
Wiecie, co mnie uderzyło jakiś czas temu? Znajoma na wsi lat 80+, kochana kobieta, wychowała lata temu czwórkę dzieci. Brak pieluch jednorazowych, brak pralki, brak bieżącej wody w domu (nosila ze studni), brak pomocy ze strony kogokolwiek (mąż mówił - ja mam swoją robotę, ty swoją, matka sama miała gospodarstwo kilka wsi dalej, przyszła raz po porodzie córki pomoc na 2h). I dała radę. Podziwiam ją, naprawdę. A dzisiaj? Taka scenka z przychodni, sprzed czasów pandemicznych. Pierwsze szczepienie niemowlaka. Idzie mama, tata, i jeszcze babcia do pomocy. Mając tyle udogodnień dzisiejsze mamy narzekają, jak mają ciężko. A przecież to sytuacja nie do porównania do tej sprzed lat. Jeszcze biorąc pod uwagę, ze statystycznie kobiety kiedyś rodziły więcej dzieci. Dla mnie to jest nie do pojęcia.
Wiem już z czego może wynikać nieporozumienie między nami. Ja nie pisałam o tym, że uważam, że matka (zwłaszcza z kilkoma małymi dziećmi) ma pracować cały czas na pełny etat, od 8 do 17. Pomiędzy pracą cały czas na pełen etat, a całkowitym zaniechaniem działań zawodowych na wiele lat jest spora przestrzeń. Są zawody, gdzie pracuje się krócej lub w takich godzinach, że to nie koliduje z pracą męża, można szukać okazjonalnych zleceń albo pracować zdalnie. Wiem, że nie zawsze i nie w każdej branży jest to możliwe, ale czasem dużo daje nawet jakieś okazjonalne zlecenie.
@Agmar No niestety skądś te przekonania kobiet, ze wola byc niezależne itp wzięły. rozumiem, ze Cię to może wkurzać itp., ale rozwiązania prawne mamy jakie mamy. W tym świecie żyjemy. Kobieta jest odpowiedzialna za siebie, nawet w małżeństwie. chyba jan_u wspominał, ze te wyliczenia czasem są brane pod uwagę w sądzie itd - uważam, ze właśnie w tym kontekście mogą byc potrzebne w skali mikro. Ze kobieta, która wychowywała, zajmowała sie domem, robiła jednak coś.
@Agmar No niestety skądś te przekonania kobiet, ze wola byc niezależne itp wzięły. rozumiem, ze Cię to może wkurzać itp., ale rozwiązania prawne mamy jakie mamy. W tym świecie żyjemy. Kobieta jest odpowiedzialna za siebie, nawet w małżeństwie. chyba jan_u wspominał, ze te wyliczenia czasem są brane pod uwagę w sądzie itd - uważam, ze właśnie w tym kontekście mogą byc potrzebne w skali mikro. Ze kobieta, która wychowywała, zajmowała sie domem, robiła jednak coś.
Ale czy daje komuś prawo do oceny lub narzucania swojego modelu? NIE, ale kobiety sobie uzurpują to prawo. Mężczyźni w podobnej sytuacji (tzn gdy np sądy ignorują poniekąd ich prawa ojcowskie) nie ingerują w decyzję innych mężczyzn i ich nie oceniają i nie wciskają że oni coś...
Ja jestem przyzwyczajona do tego, że od wieku kilkunastu lat zawsze zarabiałam i miałam swoje pieniądze, po prostu jest to dla mnie naturalne i nie potrzebuję brać pieniędzy od kogoś, poza tym mam pewne talenty i chcę je rozwijać - gdybym była bardzo bogata pewnie też bym coś robiła w tym kierunku, może rezygnując z tej mniej przyjemnej, bardziej monotonnej części.
Mój mąż zarabia tyle, że mogłabym na pewno przez jakiś czas nie pracować, przy pewnym obniżeniu standardów życia. Ale też nie czułabym się dobrze nic nie robiąc w kierunku rozwoju pewnych umiejętności, czułabym, że zaniedbałam możliwości, które miałam. Kocham spędzać czas w domu z dziećmi, nawet gdy tak jak dzisiaj polega to na sprzątaniu łazienki, ale też mam bardzo wiele innych zainteresowań, sfer działania.
@Agmar No niestety skądś te przekonania kobiet, ze wola byc niezależne itp wzięły. rozumiem, ze Cię to może wkurzać itp., ale rozwiązania prawne mamy jakie mamy. W tym świecie żyjemy. Kobieta jest odpowiedzialna za siebie, nawet w małżeństwie. chyba jan_u wspominał, ze te wyliczenia czasem są brane pod uwagę w sądzie itd - uważam, ze właśnie w tym kontekście mogą byc potrzebne w skali mikro. Ze kobieta, która wychowywała, zajmowała sie domem, robiła jednak coś.
Ale czy daje komuś prawo do oceny lub narzucania swojego modelu? NIE, ale kobiety sobie uzurpują to prawo. Mężczyźni w podobnej sytuacji (tzn gdy np sądy ignorują poniekąd ich prawa ojcowskie) nie ingerują w decyzję innych mężczyzn i ich nie oceniają i nie wciskają że oni coś...
Czym innym jest jednak natarczywa krytyka modelu życia wybranego przez konkretną osobę, czym innym bardzo ogólne, teoretyczne rozważania np. na forach takich jak to, a jeszcze czym innym oczekiwanie, że ktoś inny będzie ponosił konsekwencje wybranego przeze mnie modelu życia.
Wiecie, co mnie uderzyło jakiś czas temu? Znajoma na wsi lat 80+, kochana kobieta, wychowała lata temu czwórkę dzieci. Brak pieluch jednorazowych, brak pralki, brak bieżącej wody w domu (nosila ze studni), brak pomocy ze strony kogokolwiek (mąż mówił - ja mam swoją robotę, ty swoją, matka sama miała gospodarstwo kilka wsi dalej, przyszła raz po porodzie córki pomoc na 2h). I dała radę. Podziwiam ją, naprawdę. A dzisiaj? Taka scenka z przychodni, sprzed czasów pandemicznych. Pierwsze szczepienie niemowlaka. Idzie mama, tata, i jeszcze babcia do pomocy. Mając tyle udogodnień dzisiejsze mamy narzekają, jak mają ciężko. A przecież to sytuacja nie do porównania do tej sprzed lat. Jeszcze biorąc pod uwagę, ze statystycznie kobiety kiedyś rodziły więcej dzieci. Dla mnie to jest nie do pojęcia.
Ja częściowo wytłumaczę. 1. Dzieci nie pilnowało się 24h/doba. Jak miałam 10 lat (1984) zostawałam nianią 3 dzieci w domu (4, 3, pare miesięcy), ciocia pracowała na polu kilkaset m od domu. W razie draki wołałam, ale tak 2 godz dawałam rade sama. Jak ciocia przychodziła z pola i dzieciaki z nią były, to ja myłam gary (zgłaszałam się na ochotnika, lubiłam pomagać, ciocia i wujek mnie chwalili, doceniali, czekoladą nagrodzili, wolałam to niż być w domu z babcią i rodzeństwem i pracę w polu). Traumy chyba nie mam 2. Rodzice do lekcji nie zaglądali, na zajęcia nie wozili, nikt mnie ani rodzeństwa (było nas troje, 2h pola z warzywami, oboje rodzice pracowali zawodowo) nie budził, nikt nie robił mi kanapek do szkoły (rodzice wychodzili z domu przed nami), itd. 3. Do szkoły chodziliśmy sami, prowadząc od przedszkola młodsze rodzeństwo/sąsiedztwo. 4. W młodszej podstawówce przebierało się jakoś raz na tydzień - pranie też raz na tydzień, parę godzin we frani. Ale do szkoły był fartuszek, po przyjściu do domu natychmiast przebierało się w "domowe". Oba zestawy w sobotę wieczór do prania. 5. Sprzątaliśmy sami -początkowo tylko swój pokój (mieliśmy jeden na troje), potem każdy dostał coś jeszcze w przydział. W sobotę sprzątanie wieczorem, bo od 7,30 w polu ("dzień wolny" rodziców).
Generalnie: samodzielniej, pracowiciej, skromniej, wszyscy podobnie, nikogo nie dziwiło, nikt się nie czepiał. Mniej samochodów (bezpieczniej), więcej rowerów i piechoty (zdrowiej). Swoje dzieci staram się wychowywać podobnie, ale to już tak nie działa - porównują się (innym to mama robi/daje), inni się czepiają (a dlaczego dzieci samopas? nie pilnujesz, a jak się coś stanie?), nie mam dla nich tyle roboty...
Kobiety na wsi kiedyś miały bardzo ciężko, rodziły wiele dzieci, co przy słabym dostępie do lekarzy i często niewystarczającym zywieniu, powodowało, ze żyły krócej i często w wieku 40 lat byly styrane i wyglądały już jak staruszki. Nie miały specjalnie wyboru... Nie bylo dostępu do edukacji i możliwości awansu społecznego były bardzo ograniczone. Niektóre jechały do miasta na służbę, ale to też był bardzo ciężki kawałek chleba... To chyba dobrze, że dzis tak nie jest. Za to mamy inne problemy i inne wyzwania. Sama obserwuje, choć wychowałam się w mieście, jak bardzo zmieniły się zasady. Nawet takie drobiazgi. Mysmy od 1 klasy sami wracali ze szkoły, dzisiaj jest obowiązek odbierania dziecka przez osobę pelnoletnia... jako 7 latka, chodziłam z siostrą w wózku na spacery, dzis pewnie już by się zainteresował mops
Bez przesady. Moje dzieci wracają same od 1 klasy. To że rodzice podwożą/ odbierają dzieci to ich wybór a nie jakiś obowiązek.
Jest coś takiego jak statut szkoły. U nas jest więc jest to obowiązek,a nie wybór. Odebrać mogą oprócz rodziców, inne osoby pełnoletnie upowazniine przez rodziców.
Komentarz
a nawet najbardziej destrukcyjną
Można ją sprawować osobiście lub opłacić kogoś. Wybór rodziny.
Podejście, że to państwo ma finansować opiekę nad dzieckiem jest wg mnie przeciw rodzinie. Bo jak państwo przejmie obowiazki rodziców, to za tym pójdzie pozbawienie ich praw. Prawa i obowiązki to dwie strony jednej monety.
Jedna do dwulatki, druga odbierała ze szkoły i przedszkola 2 synów i pilnowała do czasu mojego powrotu.
Żadnych babć, cioć, sąsiadek i innych dziewczyn nie było i nie ma w mojej okolicy -to mit lub luksus.
" to zależy jak żyjesz z ludźmi w okolicy i jaką masz rodzinę. " to zbyt duże uproszczenie
Poza tym ja piszę o regularnej opiece bo mama w pracy a nie o opiece z doskoku w razie potrzeby
to jednak dwie różne sytuacje
Żadnego wpisu o tym że dotyczy to kobiet które by chciały, nie kobiety powinny godzić... Sorki @Coralgol może nie konkretnie do Ciebie ale taki mit panuje i ludzie go ciagle powtarzają, a mnie chole.a bierze jak czytam pod róznymi artykułam wynurzenia innych kobiet o tym że matka musi pracowac (nie ważne że mąż spokojnie utrzymuje rodzine) bo ja pracowałam\pracuje i wychowywałam\wychowuje. Bo jak w domu zajmuje sie dziecmi to jest postrzegana jako len, nierób itd... No nie moge przemóc tego
poza tym zgadzam się z:
Podpisuje pod tym obiema rękami i nogami, mam dośc tego że z każdym plusem państwo ale tez społeczeństwo zaczyna się niejako wpierdzielać i w ogóle czuć upoważnione do ingerencji w moją rodzine. i @M_Monia mnogośc plusów które sponsorują wszyscy daje im do tego niejako prawo. Wymóg dodatkowych zajeć huk wie ilu sama wymuszasz (jako jedna z wielu) argumentując że kolejne plusy są potrzebne na dodatkowe lekcje korepetycje itd. A ja wole zostać w domu i sama pomagać dziecku w lekcjach niż wozić non stop to tu to tam i zamęczać je wyścigiem szczurów
"stwarzając możliwości, (...) by godziły pracę z wychowaniem."
Co do pozostania w domu z dziećmi to się zgadzam, że ten wybór jest stygmatyzowany. W drugą stronę bywa podobnie, np. gdy matka wraca do pracy mimo braku przymusu ekonomicznego. Często ludziom brakuje dystansu w spojrzeniu na czyjąś sytuację. I ich wizja jest jedyną słuszna.
Czyli jest artykuł o tym że kobieta ma iles dzieci mąż super zarabia a ona się cieszy że może spokojnie zajmować dziećmi i domem a pod spodem mnóstwo komentarzy ja miałam 2.3.4.6 dzieci , ogarniam dom i pracowałam dodatkowo, rozumiem że jak dzieci są bardzo małe to czasem trzeba zostać w domu ale jak idą do przedszkola to pora do pracy - takich komentarzy jest coraz więcej. Ewentualnie w czasie teraźniejszym mam ileś dzieci ogarniam dom i pracuje, nie wyobrażam sobie jak można siedzieć tak bezproduktywnie w domu jak dzieci idą do przedszkola, albo lepiej nie wyobrażam sobie jak można niedokladac się do budżetu domowego.
Bywają też sytuację gdzie ktoś pisze że dla niektórych praca to jednak nie ozliwosc bo dojazdy, koszt niań i wysokość płacy to się nie kalkuluje to już 30 innych życzliwych wyskakuje że da się można pracować z domu tylko nie każdemu się chce zorganizować itd
I jeszcze jedno, życie jest ryzykiem z pewnym skutki śmiertelnym. Nie przemawia do mnie narracja że pozostanie w domu i zostawienie finansów mężowi to jest ryzyko. Nie wiem jak w ogóle rozumieć słowo ryzyko w tym kontekście
A dzisiaj? Taka scenka z przychodni, sprzed czasów pandemicznych. Pierwsze szczepienie niemowlaka. Idzie mama, tata, i jeszcze babcia do pomocy. Mając tyle udogodnień dzisiejsze mamy narzekają, jak mają ciężko. A przecież to sytuacja nie do porównania do tej sprzed lat. Jeszcze biorąc pod uwagę, ze statystycznie kobiety kiedyś rodziły więcej dzieci. Dla mnie to jest nie do pojęcia.
rozumiem, ze Cię to może wkurzać itp., ale rozwiązania prawne mamy jakie mamy. W tym świecie żyjemy. Kobieta jest odpowiedzialna za siebie, nawet w małżeństwie.
chyba jan_u wspominał, ze te wyliczenia czasem są brane pod uwagę w sądzie itd - uważam, ze właśnie w tym kontekście mogą byc potrzebne w skali mikro. Ze kobieta, która wychowywała, zajmowała sie domem, robiła jednak coś.
1. Dzieci nie pilnowało się 24h/doba. Jak miałam 10 lat (1984) zostawałam nianią 3 dzieci w domu (4, 3, pare miesięcy), ciocia pracowała na polu kilkaset m od domu. W razie draki wołałam, ale tak 2 godz dawałam rade sama. Jak ciocia przychodziła z pola i dzieciaki z nią były, to ja myłam gary (zgłaszałam się na ochotnika, lubiłam pomagać, ciocia i wujek mnie chwalili, doceniali, czekoladą nagrodzili, wolałam to niż być w domu z babcią i rodzeństwem i pracę w polu). Traumy chyba nie mam
2. Rodzice do lekcji nie zaglądali, na zajęcia nie wozili, nikt mnie ani rodzeństwa (było nas troje, 2h pola z warzywami, oboje rodzice pracowali zawodowo) nie budził, nikt nie robił mi kanapek do szkoły (rodzice wychodzili z domu przed nami), itd.
3. Do szkoły chodziliśmy sami, prowadząc od przedszkola młodsze rodzeństwo/sąsiedztwo.
4. W młodszej podstawówce przebierało się jakoś raz na tydzień - pranie też raz na tydzień, parę godzin we frani. Ale do szkoły był fartuszek, po przyjściu do domu natychmiast przebierało się w "domowe". Oba zestawy w sobotę wieczór do prania.
5. Sprzątaliśmy sami -początkowo tylko swój pokój (mieliśmy jeden na troje), potem każdy dostał coś jeszcze w przydział. W sobotę sprzątanie wieczorem, bo od 7,30 w polu ("dzień wolny" rodziców).
Generalnie: samodzielniej, pracowiciej, skromniej, wszyscy podobnie, nikogo nie dziwiło, nikt się nie czepiał. Mniej samochodów (bezpieczniej), więcej rowerów i piechoty (zdrowiej).
Swoje dzieci staram się wychowywać podobnie, ale to już tak nie działa - porównują się (innym to mama robi/daje), inni się czepiają (a dlaczego dzieci samopas? nie pilnujesz, a jak się coś stanie?), nie mam dla nich tyle roboty...
To chyba dobrze, że dzis tak nie jest. Za to mamy inne problemy i inne wyzwania. Sama obserwuje, choć wychowałam się w mieście, jak bardzo zmieniły się zasady. Nawet takie drobiazgi. Mysmy od 1 klasy sami wracali ze szkoły, dzisiaj jest obowiązek odbierania dziecka przez osobę pelnoletnia... jako 7 latka, chodziłam z siostrą w wózku na spacery, dzis pewnie już by się zainteresował mops
U nas jest więc jest to obowiązek,a nie wybór. Odebrać mogą oprócz rodziców, inne osoby pełnoletnie upowazniine przez rodziców.