[cite] Taw:[/cite]hehe bo Wy się w Polsce po melinach szlajacie, a za granicą to ę ą kieliszek wina do obiadu... ja tam nawalonych wszędzie wytropie, czy to będzie Francja, Włochy, Grecja czy Egipt
no widzisz Taw, ja tego nie napisalam, tylko ludzie, ktorzy twierdza, ze nie znaja ludzi pijacych rozsadnie, a kazdy kto pije to albo jest juz alkoholikiem, albo nim bedzie.
Maciejka zacznij czytać ze zrozumieniem proszę :-)
[cite] Maciejka:[/cite]ostatnio pilam z zakonnica, od wtorku z zakonnikiem zaczynamy :cool:
U nas zakonnice byly na ognisku ,do picia byl grzaniec w termosach dla dorosłych a dla dzieci czekolada gorąca,one piły biedne ten grzaniec-do dziś pamiętam te tance w habitach.
[cite] Bridget:[/cite]Też ostanio słyszałam jak taki mały ok 3lat-tatus a piwa zapomniałeś,tatuś:shamed:
Cicho synku tatus przestał pic.
No trzylatki różne rzeczy mówią. Łucja kiedyś uparła się w sklepie by Taw'owa kupiła mi piwo. Przypuszczam że usłyszła gdzieś że któryś tato pije piwo... no i ona chciała też dla taty.
[cite] Bridget:[/cite]Też ostanio słyszałam jak taki mały ok 3lat-tatus a piwa zapomniałeś,tatuś:shamed:
Cicho synku tatus przestał pic.
No trzylatki różne rzeczy mówią. Łucja kiedyś uparła się w sklepie by Taw'owa kupiła mi piwo. Przypuszczam że usłyszła gdzieś że któryś tato pije piwo... no i ona chciała też dla taty.
Miałam identyczną sytuację z moją Anią.:bigsmile:
Ja się śmiałam, panie w sklepie - :shocked:
[cite] Tomira:[/cite]Byłam w sklepie a tam synek lat może 12 "Tato mogę wziąć sobie Karmi?" Zgadnijcie co na to tatuś :bigsmile:
No dobra napiszę : Tatuś kupił synkowi piwo i sobie też zresztą.
Nie wiem jak inne dzieci ale mój syn raczej by szok przeżył gdybyśmy piwo włożyli do koszyka, kiedyś kupiłam takie dla mnie to go pół sklepu słyszało, sprawdzał czy na 100% bezalkoholowe.
Moje dzieci szoku nie przeżywają na widok piwa w koszyku. Nie uważam że przeżywanie szoku na widok jakiegokolwiek alkoholu w koszyku rodzica w sklepie jest czymś normalnym. BTW ile lat ma twój syn?
edit: kosmetyka:)
[cite] Spioch:[/cite]Tomira, czy Twój syn patrzy na każdego kupującego jakikolwiek alkohol jak na alkoholika?
Nie do końca... jeżeli ktoś nie ma zwyczaju picia do obiadu lamki wina ani siadania przed TV z puszką piwa to na alkohol dzieci reagują dosc osobliwie...
Dotyczy to też innych rzeczy. Kiedys Taw'owa zazartowała na pytanie Łucji:
-Gdzie jest tato?
-poszedł zapalic papierosa
Łucja w świech i mówi.
-Pany palą piepierosa.
-A tato nie jest Panem?
-Nie. Tato to tato.
Z innej branży, zasłyszane od mojej osobistej ciotki do kilkuletniej kuzynki:
Mamo, co to jest prostytutka?
Prostytutka? Musiałaś dziecko coś źle usłyszeć, nie prostytutka, tylko prosta tutka. Po prostu prosta trąbka.
Moje dzieci nie komentują Raczej tego, co kto ma w koszyku. Zresztą nie kupuje alkoholu, robiąc zakupy spożywcze. Wiedzą, że rodzice czasem piją wino, ale ani się tym nie ekscytują, ani tez nie mają pomysłów, że chciałaby spróbować.
Odnoszę wrażenie, że wszyscy forumowi abstynenci utożsamiają każdą pijącą osobę z alkoholikiem, nie wyobrażają sobie, że można na imprezie wypić wiecej niż 1 kieliszek, czy nawet coś mocniejszego i nie uchlać się do nieprzytomności (piszę oczywiście o spotkaniach w gronie samych dorosłych).
Jakaś ta dyskusja bezsensowne mi sie wydaje. Jedni o piciu z umiarem, o smakowaniu alkoholu, czy nawet czasem jakimś drinknięciu, a drudzy o zataczaniu, chlaniu, czerwonych mordach itp...
Zeby nie było, znam ludzi niezbyt fajnie upijających się, pijących przy dzieciach i ogólnie ekscytujących się alkoholem, zawsze wtedy wyraźnie mówię, co sądzę o takich klimatach, kiedyś dowiedziałam się, że to hipokryzja, bo przecież jak nie ma dzieci to piję. Ja jednak widzę ogromną różnicę. Tak samo na nartach, nie wypiję już teraz na stoku ani kropli, co nie znaczy, że wieczorem tez odmowie.
Pić trzeba umieć, wiedzieć z kim, gdzie i ile. No i niezależnie od wszystkiego, rano wstać uśmiechem na ustach w pełnej gotowości bojowej:).
[cite] Anka:[/cite]
Odnoszę wrażenie, że wszyscy forumowi abstynenci utożsamiają każdą pijącą osobę z alkoholikiem, nie wyobrażają sobie, że można na imprezie wypić wiecej niż 1 kieliszek, czy nawet coś mocniejszego i nie uchlać się do nieprzytomności (piszę oczywiście o spotkaniach w gronie samych dorosłych).
Nie wszyscy, nie wszyscy Uważam, że alkohol jest dla ludzi, a, że ja nie piję, to tylko i wyłącznie mój wybór. Nikogo nie namawiam do naśladownictwa, nikogo też nie oceniam po ilości wypitego alkoholu. Uważam jedynie, że osoba niepijąca, wśród reszty pijących, może być czytelnym znakiem, że można żyć bez alkoholu. Ważne jest też, by ta niepijąca osoba nie wywyższała się i nie uważała siebie za lepszą, bo wtedy wychodzi tylko anty-świadectwo.
Odnoszę wrażenie, że wszyscy forumowi abstynenci utożsamiają każdą pijącą osobę z alkoholikiem, nie wyobrażają sobie, że można na imprezie wypić wiecej niż 1 kieliszek, czy nawet coś mocniejszego i nie uchlać się do nieprzytomności (piszę oczywiście o spotkaniach w gronie samych dorosłych).
Jakaś ta dyskusja bezsensowne mi sie wydaje. Jedni o piciu z umiarem, o smakowaniu alkoholu, czy nawet czasem jakimś drinknięciu, a drudzy o zataczaniu, chlaniu, czerwonych mordach itp...
Ja odnoszę inne wrażenie i nie oceniam pijących z umiarem, niech sobie piją. Na zdrowie!
Rzeczywiście, przy takim ocenianiu abstynentów ( w sumie to nie rozumiem z jakiej paki!) to dyskusja jest bezsensowna
Może tytułem uzupełnienia - czym jest Krucjata Wyzwolenia Człowieka.
Jest podjęciem zobowiązania, że nie będzie się spożywało, ale również kupowało alkoholu, jak i częstowało nim.
Została powołana przez ks.Franciszka Blachnickiego, jako wezwanie-odpowiedź na wszechobecne w kraju pijaństwo. Jest dobrowolną ofiarą podjętą z miłości do Boga i ludzi, i ma stać się drogą do wyzwolenia mających problem alkoholowy.
Nie chodzi tutaj o zwalczanie alkoholu jako takiego, ale przeciwstawienie się zwyczajowi powszechnego picia alkoholu. Tak bowiem jest, że zdecydowana większość Polaków nie wyobraża sobie imprezy bez choćby zwyczajowej lampki. Mamy więc "podlewane chrzciny", I Komunię dziecka, wesele, itd.
Wiele spraw załatwia się przy pomocy przysłowiowej butelki.
Krucjata w swoim założeniu ma stać się środkiem ku przywróceniu trzeźwości w kraju, a szczególnie ma na celu wychować młodzież w zdrowych obyczajach.
Więcej na ten temat można poczytać pod podanym niżej linkiem:
Z doświadczenia wiem, że trudnością jest nie tyle trwała abstynencja, ile właśnie pójście pod prąd ogólnych obyczajów.
Dla mnie Krzyżem były np. sytuacje, gdy ktoś mi w czymś pomógł, a na moje pytanie - jak mogę się odwdzięczyć? Słyszałam - postawisz flaszkę lub - kupisz dobre piwo. Nie mogłam kupić i? Coraz mniej było chętnych do pomocy.
Z Krucjatę zetknęłam się przed ponad dwudziestu laty, gdy z ówczesnym mężem spędzałam pierwszego Sylwestra w ośrodku. Kupiliśmy super szampana, nie sekta, a właśnie dosyć drogiego szampana. Godz.24:00, wnosimy trunek rozlany do szklaneczek - kieliszków w ośrodku nie było, dowiedzieliśmy się o tym dosłownie w ostatniej chwili - ilość symboliczna, bo butelka jedna, a gości kilkunastu, i..
Jeden z księży mówi: "dziękuję, nie piję", kolejny to samo, i następny, i tak każda osoba obecna na imprezie. Szczęka mi opadła, pytam: "ludzie, co się dzieje?"
"Nic szczególnego, mamy podpisaną Krucjatę. Innym razem wytłumaczymy wam co to jest takiego".
Gdy wylewałam napitek do zlewu, to się zwyczajnie popłakałam.
To było naprawdę smaczne wino, i kosztowne, jak na nasze możliwości finansowe.
Od tego czasu przez dobrych kilka lat, miałam każdą imprezę bez alkoholu - nawet wtedy, gdy jeszcze nie podjęłam zobowiązania Krucjaty, ale wszystkie imieniny, święta, I Komunię św. mojej córki, były wyprawiane w ośrodku.
Gdy się związałam z Myszatym już było bardziej "świecko", serce jego podbiłam wódeczką własnej produkcji - Porterówka - powiedział, że to najfajniejsza rzecz, jaką wniosłam w posagu.
Nasz ślub i wesele były w domu Diakonii Stałej, w Katowicach, więc siłą rzeczy nawet nie było jednego toastu. Niedługo potem podpisałam Krucjatę i Myszaty niejako przy okazji został abstynentem, bo przecież sam pił nie będzie.
Porozmawiałam sobie właśnie z księdzem formacji przedsoborowej.
Jest całkiem możliwe, że wśród księży tradsów (czynnych) nie ma alkoholików.
Dawniej nie znano alkoholizmu jako jednostki chorobowej, określano to krótko - pijaństwo. Jeżeli jakiś ksiądz miał problemy z alkoholem i sobie z tym sam nie poradził, był odsuwany od posługi kapłańskiej.
Komentarz
A Ty, Tomira, jak zrozumialas?
Cicho synku tatus przestał pic.
Miałam identyczną sytuację z moją Anią.:bigsmile:
Ja się śmiałam, panie w sklepie - :shocked:
Nie wiem jak inne dzieci ale mój syn raczej by szok przeżył gdybyśmy piwo włożyli do koszyka, kiedyś kupiłam takie dla mnie to go pół sklepu słyszało, sprawdzał czy na 100% bezalkoholowe.
edit: kosmetyka:)
Dotyczy to też innych rzeczy. Kiedys Taw'owa zazartowała na pytanie Łucji:
-Gdzie jest tato?
-poszedł zapalic papierosa
Łucja w świech i mówi.
-Pany palą piepierosa.
-A tato nie jest Panem?
-Nie. Tato to tato.
- Mamo.... Co to jest??
.... mamo, co to jest????
- Prezerwatywa
- A co to prezerwatywa???
- ..... W aucie Ci powiem.......
- A czemu dopiero w aucie????
:cb:
Potem mi dziękował, że w sklepie mu nie tłumaczyłam, bo pytań mnóstwo miał
:ap:
Mamo, co to jest prostytutka?
Prostytutka? Musiałaś dziecko coś źle usłyszeć, nie prostytutka, tylko prosta tutka. Po prostu prosta trąbka.
Odnoszę wrażenie, że wszyscy forumowi abstynenci utożsamiają każdą pijącą osobę z alkoholikiem, nie wyobrażają sobie, że można na imprezie wypić wiecej niż 1 kieliszek, czy nawet coś mocniejszego i nie uchlać się do nieprzytomności (piszę oczywiście o spotkaniach w gronie samych dorosłych).
Jakaś ta dyskusja bezsensowne mi sie wydaje. Jedni o piciu z umiarem, o smakowaniu alkoholu, czy nawet czasem jakimś drinknięciu, a drudzy o zataczaniu, chlaniu, czerwonych mordach itp...
Zeby nie było, znam ludzi niezbyt fajnie upijających się, pijących przy dzieciach i ogólnie ekscytujących się alkoholem, zawsze wtedy wyraźnie mówię, co sądzę o takich klimatach, kiedyś dowiedziałam się, że to hipokryzja, bo przecież jak nie ma dzieci to piję. Ja jednak widzę ogromną różnicę. Tak samo na nartach, nie wypiję już teraz na stoku ani kropli, co nie znaczy, że wieczorem tez odmowie.
Pić trzeba umieć, wiedzieć z kim, gdzie i ile. No i niezależnie od wszystkiego, rano wstać uśmiechem na ustach w pełnej gotowości bojowej:).
Jakaś ta dyskusja bezsensowne mi sie wydaje. Jedni o piciu z umiarem, o smakowaniu alkoholu, czy nawet czasem jakimś drinknięciu, a drudzy o zataczaniu, chlaniu, czerwonych mordach itp...
Ja odnoszę inne wrażenie i nie oceniam pijących z umiarem, niech sobie piją. Na zdrowie!
Rzeczywiście, przy takim ocenianiu abstynentów ( w sumie to nie rozumiem z jakiej paki!) to dyskusja jest bezsensowna
Jest podjęciem zobowiązania, że nie będzie się spożywało, ale również kupowało alkoholu, jak i częstowało nim.
Została powołana przez ks.Franciszka Blachnickiego, jako wezwanie-odpowiedź na wszechobecne w kraju pijaństwo. Jest dobrowolną ofiarą podjętą z miłości do Boga i ludzi, i ma stać się drogą do wyzwolenia mających problem alkoholowy.
Nie chodzi tutaj o zwalczanie alkoholu jako takiego, ale przeciwstawienie się zwyczajowi powszechnego picia alkoholu. Tak bowiem jest, że zdecydowana większość Polaków nie wyobraża sobie imprezy bez choćby zwyczajowej lampki. Mamy więc "podlewane chrzciny", I Komunię dziecka, wesele, itd.
Wiele spraw załatwia się przy pomocy przysłowiowej butelki.
Krucjata w swoim założeniu ma stać się środkiem ku przywróceniu trzeźwości w kraju, a szczególnie ma na celu wychować młodzież w zdrowych obyczajach.
Więcej na ten temat można poczytać pod podanym niżej linkiem:
http://www.kwc.oaza.pl/dokument.php?id=20
Dla mnie Krzyżem były np. sytuacje, gdy ktoś mi w czymś pomógł, a na moje pytanie - jak mogę się odwdzięczyć? Słyszałam - postawisz flaszkę lub - kupisz dobre piwo. Nie mogłam kupić i? Coraz mniej było chętnych do pomocy.
Z Krucjatę zetknęłam się przed ponad dwudziestu laty, gdy z ówczesnym mężem spędzałam pierwszego Sylwestra w ośrodku. Kupiliśmy super szampana, nie sekta, a właśnie dosyć drogiego szampana. Godz.24:00, wnosimy trunek rozlany do szklaneczek - kieliszków w ośrodku nie było, dowiedzieliśmy się o tym dosłownie w ostatniej chwili - ilość symboliczna, bo butelka jedna, a gości kilkunastu, i..
Jeden z księży mówi: "dziękuję, nie piję", kolejny to samo, i następny, i tak każda osoba obecna na imprezie. Szczęka mi opadła, pytam: "ludzie, co się dzieje?"
"Nic szczególnego, mamy podpisaną Krucjatę. Innym razem wytłumaczymy wam co to jest takiego".
Gdy wylewałam napitek do zlewu, to się zwyczajnie popłakałam.
To było naprawdę smaczne wino, i kosztowne, jak na nasze możliwości finansowe.
Od tego czasu przez dobrych kilka lat, miałam każdą imprezę bez alkoholu - nawet wtedy, gdy jeszcze nie podjęłam zobowiązania Krucjaty, ale wszystkie imieniny, święta, I Komunię św. mojej córki, były wyprawiane w ośrodku.
Gdy się związałam z Myszatym już było bardziej "świecko", serce jego podbiłam wódeczką własnej produkcji - Porterówka - powiedział, że to najfajniejsza rzecz, jaką wniosłam w posagu.
Nasz ślub i wesele były w domu Diakonii Stałej, w Katowicach, więc siłą rzeczy nawet nie było jednego toastu. Niedługo potem podpisałam Krucjatę i Myszaty niejako przy okazji został abstynentem, bo przecież sam pił nie będzie.
Jest całkiem możliwe, że wśród księży tradsów (czynnych) nie ma alkoholików.
Dawniej nie znano alkoholizmu jako jednostki chorobowej, określano to krótko - pijaństwo. Jeżeli jakiś ksiądz miał problemy z alkoholem i sobie z tym sam nie poradził, był odsuwany od posługi kapłańskiej.
http://gosc.pl/doc/922782.DDA-to-nie-przeklenstwo