@AgaMaria, Ta terapeutka, potrafi też pochwalić. I chwali często. Weronika ją bardzo lubi. A ten tekst wcale Jej nie załamał. Przeciwnie. Zmobilizował. Po powrocie zamknęła się w pokoju. I zgadnijcie, co robiła? ćwiczyła chodzenie! Po jakimś czasie mnie woła i śię chwali: Przeszłam ileś tam długości pokoju i tylko raz upadłam!
Weronika to typ strasznej indywidualistki. I uparta jest. Jej się do niczego nie przekona. Ona musi sama do pewnych wniosków dojść.
@maliwiju, hipoterapie Weronika ma. Wprawdzie ostatnio dość rzadko, ale ma. A pies? Cóż...marzenie wszystkich naszych dzieci. Ale póki co- nieosiągalne. Nie mamy warunków
A tak w ogóle, to przed nami ponad miesiąc przerwy w rehabilitacji. Całkowita przerwa. I nadzieja, że jak Weronika odpocznie, wyluzuje się, oderwie od tego wszystkiego, to siłą rzeczy jej forma może się poprawić. Tak było po zeszłorocznych wakacjach. Po powrocie rehabilitanci się dziwili: Jak to? Ona nie ćwiczyła, a w sumie jest "lepsza"? .
Mieliśmy dziś wizytę zaprzyjaźnionej lekarz rehabilitacji. Bardzo dokładnie skonsultowała Weronikę. I Jest zdecydowana poprawa. Napięcie mięśniowe mniejsze, ataksja się też powoli cofa. Oczywiście trwa bój o samodzielne chodzenie. Ale nie możemy go na siłę przyspieszać (choć taka pokusa istnieje), bo w momencie, kiedy W. Nie jest gotowa mieśniowo może to przynieść więcej szkody niż pożytku. Pokazała ćwiczenia, dała swoje zalecenia. A przede wszystkim zmotywowała Weronikę. I rozpaliła nadzieję...
Małgorzata32, pomimo, że od wypadku tyle czasu minęło, u nas w domu pamiętamy o Was w modlitwie. Tak sobie myślę, że cała ta sytuacja właśnie teraz jest trudna.. Weronika ocalała, jest z Wami, a trzeba nosić trudy lekarzy, rehabilitacji, trudności, po prostu niepełnosprawnego dziecka. Każdy krok Weroniki to radość, pamietamy +++
Za miesiąc minie trzy lata. Owszem, łatwo nie jest. Tak sobie myślę, że od trzech lat my nie mamy "normalnego" życia. Inne życie stało się normą...Lekarze, rehabilitanci, lokomaty, terapie... Powoli oswoiliśmy obcy dla nas świat. Świat ludzi niepełnosprawnych...Sprawnych inaczej... Ale po tym co przeszliśmy to teraz może już być tylko lepiej. @Aneta, masz rację. Każdy krok Weroniki cieszy. Cieszy nadzieja. A nade wszystko świadomość, że ten cały wysiłek nie idzie na marne...że przynosi owoce.
Jesteście dowodem, że i taki etap można zwycięsko przejść. Daliście radę! W niezwykłych okolicznościch. To dla mnie duże świadectwo i dodanie odwagi wielu, że można oswoić świat szpitali, terapeutów, rehabilitacji itp.
To nie tak! Koszty tego oswajania mimo wszystko są "duże". Wylanych łez, bezradności, złości, lęku, walenia głową w mu, kryzysów wszelkiego kalibru nikt nie policzy...
Myślę, że najbardziej pomogła nam w tym postawa samej Weroniki, jej walka, jej siła wewnętrzna. I jej wiara.
Ona nie przyjmuje innej opcji niż ta, że będzie całkowicie zdrowa. Ba...Ona twierdzi, że już jest zdrowa.
Latem byliśmy na rekolekcjach rodzinnych. Któregoś dnia w planie tych rekolekcji jest udzielany sakrament Namaszczenia Chorych. Przeddzień podjęłam rozmowę na ten temat, chcąc ją na niego przygotować... - Ale po co? zapytała zdziwiona - Jak to po co? Bo to sakrament...Bo wraz z nim otrzymujemy konkretne łaski...itd...itp... - ALE PO CO?- zapytała po raz kolejny, jakby nie słysząc mojej odpowiedzi. - Bo można go przyjmować wielokrotnie w chorobie...Bo może być dla chorego umocnieniem... - Ale przecież ja JUŻ jestem zdrowa. Przecież Pan mnie JUŻ uzdrowił! I z jeszcze większym naciskiem: NIE ROZUMIESZ TEGO???
Pomyślałam, że nie rozumiem... Wielu z nas nie rozumie...
Znowu ja... I znowu o Weronice... Wiem, że dla niektórych może być nudne. Ale wiem również, że W. ma tu swoich "fanów", którzy codziennie nam kibicują, niezależnie od upływu czasu...
Byłyśmy wczoraj w Centrum Zdrowia Dziecka. Gościnie. Bardzo często przejeżdżamy koło tego szpitala jadąc na lokomat lub wracając z niego. Weronika wielokrotnie prosiła abyśmy zajechały. Zawsze ją zbywałam. Bo wciąż emocjonalnie jest dla mnie trudna konfrontacja z tamtymi wspomnieniami. Ja chyba podświadomie i mimowolnie chciałabym wymazać je z pamięci. Bo złapałam się na tym, że pomimo iż Weronika spędziuła tam kilka miesięcy ja np miałam problem z przypomnieniem sobie drogi z dotarciem na oddział, gdzie leżała. Ale jakoś dotarłyśmy. Weronika zszokowała wszystkich. Nie tylko swoim stanem fizycznym, ale też doskonałą pamięcią. Pamięta wszystko- każdą pielęgniarkę pamięta po imieniu, lekarzy po nazwisku. Pamięta wszystkie opiekunki, nauczycielki, rehabilitantów. Okazało się, że niektórzy już tam nie pracują, a ona ich wspomina. Odwiedziłyśmy też panią logopedę, panią od terapii zajęciowej...Niektórzy naprawdę zbierali szczękę z podłogi i nie mogli uwierzyć, że to ta sama dziewczynka. Dopiero skojarzywszy fakty - uwierzyli. Oczywiście dla personelu te nasze odwiedziny to takie pozytywne świadectwo...I motywujące... Gdzieś w rozmowie padły słowa "-Proszę, co robi wytrwała rehabilitacja!" Na to Weronika zdementowała: "-To Pan Jezus". Krótko. Ale dało ludziom do myślenia...Jej wiara naprawdę powala. Dzieli się toż wiarą. Każdą z tych spotkanych tam osób pytała: "Wierzysz w Boga?"
Oczywiście podzieliła się swoimi planami- że za dwa lata idzie na pielgrzymkę, że za trzy lata wystąpi w programie "Mam talent", że kiedyś będzie wykonywać taki zawód...
Naprawdę miła wizyta. Tak sobie myślę, jak to jest z tą jej pamięcią. Przecież ona trafiła do CZD będąc jeszcze w śpiączce. Przecież jeszcze po kilku miesiącach od wyjścia miała problemy z przypomnieniem sobie czy nauczeniem się czegokolwiek...Byliśmy przerażeni... Zastanawiam się, co jeszcze kryje się w zakamarkach jej pamięci? Wciąż utrzymuję, że nie pamięta tego okresu, kiedy była w głębokiej śpiączce. Odruchowo zmienia temat... Może rzeczywiście nie pamięta. A może jeszcze nie jest gotowa o tym mówić?
W każdym razie wciąż pozostaje dla nas zagadką. Za niespełna miesiąc minie trzy lata od tego traumatycznego wydarzenia. Dużo czasu. Wciąż wspomnienia są trudne. Ale codziennie dziękuję Bogu za to, że nas tak przez to wszystko przeprowadził. Dziękuję za Weronikę.
Wiem, że ludzie lubią czytać, słuchać piękne świadectwa... U nas tak kolorowo nie było. Nadal jest trudno...
Było mnóstwo bólu, zwątpienia, buntu... Była rozpacz... Były okresy "nocy" Było mnóstwo kryzysów, zranień... Cała rodzina jest w nie w jakiś sposób uwikłana.
Na szczęście z nich wychodzimy. Nieco pokaleczeni, poobijani, ale z wiarą, że niezależnie, co nas spotka za następnym zakrętem, to Bóg nad tym czuwa.
Chyba prze te wszystkie trudy, kryzysy, codzienny ciężar, świadectwo Weroniki ma dla mnie większą moc. Jest jakby "prawdziwsze", bardziej ludzkie. Jest w nim ludzkie zmaganie się ze sobą, ciągła praca i walka. To bardzo motywuje. A jednocześnie wyraźnie w tym wszystkim towarzyszy Wam łaska.
Dziś mija trzy lata od naszego wypadku. Dziś szczególnie prosimy o modlitwę w intencji Weroniki i całej naszej rodziny za wstawiennictwem patronki dnia- MB Loretańskiej. Uzdrowienie chorych módl się za nami!
Komentarz
Ta terapeutka, potrafi też pochwalić. I chwali często. Weronika ją bardzo lubi.
A ten tekst wcale Jej nie załamał.
Przeciwnie. Zmobilizował.
Po powrocie zamknęła się w pokoju. I zgadnijcie, co robiła? ćwiczyła chodzenie!
Po jakimś czasie mnie woła i śię chwali: Przeszłam ileś tam długości pokoju i tylko raz upadłam!
Weronika to typ strasznej indywidualistki. I uparta jest. Jej się do niczego nie przekona. Ona musi sama do pewnych wniosków dojść.
@maliwiju, hipoterapie Weronika ma. Wprawdzie ostatnio dość rzadko, ale ma.
A pies? Cóż...marzenie wszystkich naszych dzieci. Ale póki co- nieosiągalne. Nie mamy warunków
A tak w ogóle, to przed nami ponad miesiąc przerwy w rehabilitacji. Całkowita przerwa.
I nadzieja, że jak Weronika odpocznie, wyluzuje się, oderwie od tego wszystkiego, to siłą rzeczy jej forma może się poprawić. Tak było po zeszłorocznych wakacjach. Po powrocie rehabilitanci się dziwili: Jak to? Ona nie ćwiczyła, a w sumie jest "lepsza"?
.
Mieliśmy dziś wizytę zaprzyjaźnionej lekarz rehabilitacji. Bardzo dokładnie skonsultowała Weronikę. I Jest zdecydowana poprawa. Napięcie mięśniowe mniejsze, ataksja się też powoli cofa. Oczywiście trwa bój o samodzielne chodzenie. Ale nie możemy go na siłę przyspieszać (choć taka pokusa istnieje), bo w momencie, kiedy W. Nie jest gotowa mieśniowo może to przynieść więcej szkody niż pożytku. Pokazała ćwiczenia, dała swoje zalecenia. A przede wszystkim zmotywowała Weronikę.
I rozpaliła nadzieję...
Ale praca nadal na lata.
No proszę
jednak
+++
A Weronika już snuje kolejne plany na przyszłość...
Dziś postanowiła, że za dwa lata pójdzie na pieszą pielgrzymkę.
-Bo przecież muszę podziękować Panu Bogu...
Owszem, łatwo nie jest.
Tak sobie myślę, że od trzech lat my nie mamy "normalnego" życia. Inne życie stało się normą...Lekarze, rehabilitanci, lokomaty, terapie...
Powoli oswoiliśmy obcy dla nas świat. Świat ludzi niepełnosprawnych...Sprawnych inaczej...
Ale po tym co przeszliśmy to teraz może już być tylko lepiej.
@Aneta, masz rację. Każdy krok Weroniki cieszy. Cieszy nadzieja. A nade wszystko świadomość, że ten cały wysiłek nie idzie na marne...że przynosi owoce.
Koszty tego oswajania mimo wszystko są "duże". Wylanych łez, bezradności, złości, lęku, walenia głową w mu, kryzysów wszelkiego kalibru nikt nie policzy...
Myślę, że najbardziej pomogła nam w tym postawa samej Weroniki, jej walka, jej siła wewnętrzna. I jej wiara.
Ona nie przyjmuje innej opcji niż ta, że będzie całkowicie zdrowa.
Ba...Ona twierdzi, że już jest zdrowa.
Latem byliśmy na rekolekcjach rodzinnych. Któregoś dnia w planie tych rekolekcji jest udzielany sakrament Namaszczenia Chorych. Przeddzień podjęłam rozmowę na ten temat, chcąc ją na niego przygotować...
- Ale po co? zapytała zdziwiona
- Jak to po co? Bo to sakrament...Bo wraz z nim otrzymujemy konkretne łaski...itd...itp...
- ALE PO CO?- zapytała po raz kolejny, jakby nie słysząc mojej odpowiedzi.
- Bo można go przyjmować wielokrotnie w chorobie...Bo może być dla chorego umocnieniem...
- Ale przecież ja JUŻ jestem zdrowa. Przecież Pan mnie JUŻ uzdrowił! I z jeszcze większym naciskiem: NIE ROZUMIESZ TEGO???
Pomyślałam, że nie rozumiem...
Wielu z nas nie rozumie...
Ale czy to nie wiara góry przenosi?
Przed kilkoma tysiącami osób.
I znowu o Weronice...
Wiem, że dla niektórych może być nudne.
Ale wiem również, że W. ma tu swoich "fanów", którzy codziennie nam kibicują, niezależnie od upływu czasu...
Byłyśmy wczoraj w Centrum Zdrowia Dziecka. Gościnie. Bardzo często przejeżdżamy koło tego szpitala jadąc na lokomat lub wracając z niego. Weronika wielokrotnie prosiła abyśmy zajechały. Zawsze ją zbywałam. Bo wciąż emocjonalnie jest dla mnie trudna konfrontacja z tamtymi wspomnieniami. Ja chyba podświadomie i mimowolnie chciałabym wymazać je z pamięci. Bo złapałam się na tym, że pomimo iż Weronika spędziuła tam kilka miesięcy ja np miałam problem z przypomnieniem sobie drogi z dotarciem na oddział, gdzie leżała.
Ale jakoś dotarłyśmy.
Weronika zszokowała wszystkich. Nie tylko swoim stanem fizycznym, ale też doskonałą pamięcią. Pamięta wszystko- każdą pielęgniarkę pamięta po imieniu, lekarzy po nazwisku. Pamięta wszystkie opiekunki, nauczycielki, rehabilitantów. Okazało się, że niektórzy już tam nie pracują, a ona ich wspomina.
Odwiedziłyśmy też panią logopedę, panią od terapii zajęciowej...Niektórzy naprawdę zbierali szczękę z podłogi i nie mogli uwierzyć, że to ta sama dziewczynka. Dopiero skojarzywszy fakty - uwierzyli.
Oczywiście dla personelu te nasze odwiedziny to takie pozytywne świadectwo...I motywujące...
Gdzieś w rozmowie padły słowa
"-Proszę, co robi wytrwała rehabilitacja!"
Na to Weronika zdementowała:
"-To Pan Jezus".
Krótko. Ale dało ludziom do myślenia...Jej wiara naprawdę powala.
Dzieli się toż wiarą. Każdą z tych spotkanych tam osób pytała: "Wierzysz w Boga?"
Oczywiście podzieliła się swoimi planami- że za dwa lata idzie na pielgrzymkę, że za trzy lata wystąpi w programie "Mam talent", że kiedyś będzie wykonywać taki zawód...
Naprawdę miła wizyta.
Tak sobie myślę, jak to jest z tą jej pamięcią. Przecież ona trafiła do CZD będąc jeszcze w śpiączce.
Przecież jeszcze po kilku miesiącach od wyjścia miała problemy z przypomnieniem sobie czy nauczeniem się czegokolwiek...Byliśmy przerażeni...
Zastanawiam się, co jeszcze kryje się w zakamarkach jej pamięci?
Wciąż utrzymuję, że nie pamięta tego okresu, kiedy była w głębokiej śpiączce. Odruchowo zmienia temat...
Może rzeczywiście nie pamięta. A może jeszcze nie jest gotowa o tym mówić?
W każdym razie wciąż pozostaje dla nas zagadką.
Za niespełna miesiąc minie trzy lata od tego traumatycznego wydarzenia. Dużo czasu. Wciąż wspomnienia są trudne.
Ale codziennie dziękuję Bogu za to, że nas tak przez to wszystko przeprowadził.
Dziękuję za Weronikę.
A Wam niezmiennie za wsparcie.
Wiele przeszliśmy, to fakt...
Wiem, że ludzie lubią czytać, słuchać piękne świadectwa...
U nas tak kolorowo nie było. Nadal jest trudno...
Było mnóstwo bólu, zwątpienia, buntu...
Była rozpacz...
Były okresy "nocy"
Było mnóstwo kryzysów, zranień...
Cała rodzina jest w nie w jakiś sposób uwikłana.
Na szczęście z nich wychodzimy. Nieco pokaleczeni, poobijani, ale z wiarą, że niezależnie, co nas spotka za następnym zakrętem, to Bóg nad tym czuwa.
+
Dziś mija trzy lata od naszego wypadku. Dziś szczególnie prosimy o modlitwę w intencji Weroniki i całej naszej rodziny za wstawiennictwem patronki dnia- MB Loretańskiej. Uzdrowienie chorych módl się za nami!