Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

UWAGA!!! Małgorzata32 - modlitwa bardzo potrzebna

19293959798188

Komentarz

  • Małgosiu, dzięki za cudowną wiadomość na koniec tego dnia!
  • Małgosiu, cudowne wieści !!!!

  • Wchodzę tu zawsze z oczekiwaniem na Weronikowy cud i dzisiaj...!!!
    Małgosiu, modlimy się za Was codzień z dziećmi i sami... Tyle możemy pomóc...

  • +++ :-h
  • Cieszę się bardzo, Małgosiu!
    Nadal wytrwale +++
  • Małgosiu-piekna wiadomość!!
  • Wspaniale !!!
  • Cudownie :)
  • Bogu- Cześć i Chwała!!!
    Bardzo optymistyczne wieści Małgosiu!

    Trwamy!
    +++
  • świetnie!!!

    :D

    +++
  • Wspaniale ! 

    Ja każdego dnia wytrwale się modlę i ufam , że będzie dobrze. 

  • Dziś miałam dłuuugą rozmowę z lekarzem...
    Postępy rzeczywiście są. Oczywiście takie ruchy nie znaczą, że Ona będzie od razu chodziła...
    Ale stara się bardzo, spina się w sobie, próbuje, żeby pokonać własne ograniczenia.

    I to właśnie najbardziej mnie zadziwia! A jednocześnie najbardziej mnie zawstydza...

    Bo zwątpienie usiłuje się wedrzeć w najmniejszą choćby szczelinę mojego umysłu.



    Weronika bardzo przypomina mi teraz niemowlę, które z uporem i niemałą satysfakcją zdobywa nowe umiejętności.
    To jej naprawdę sprawia radość, że może pochwalić się tym, co już się udało!
  • edytowano marca 2012

    Jakie piękne wiadomości. Uściski dla niesamowicie dzielnej Weroniki. 

    Możemy się od niej wszyscy uczyć jak z uśmiechem i wytrwałością pokonywać przeciwności...

  • Chwała Panu!

    :-*  i  buziaczki dla dzielnej Weroniki...
  • Witam,
    jestem tu nowy, wszedłem na forum w zupełnie innym celu.
    My oczekujemy naszego 4 dzieciątka i ... na pierwszej stronie zobaczyłem wątek...
    Pani Małgorzato, ja nie potrafię nawet wyobrazić sobie co Pani czuje, jakie Wam towarzyszy cierpienie, ból, nie doświadczyłem takiego zdarzenia. 
    Przeczytałem wszystkie Pani zamieszczone posty, łzy same płyną, pomimo woli...
    Dziękuję za to świadectwo, to co mogę to niewiele- pomodlę się, 


  • edytowano marca 2012
    Poprawka - to bardzo wiele :)
  • Modlitwa Irku czyni cuda co widać nie raz na tym forum,więc nie jest to niewiele :)



    Dziś
    na polecenie Weronika zaczęła poruszać stopami. A właściwie palcami
    stóp. jeszcze bardzo słabo i z ogromnym wysiłkiem. Ale wyraźnie są to
    ruchy zamierzone.
     Osiągnięcie Weroniki jest wielkie,Bogu niech będzie chwała a Ty trwaj w nadziei !
    +++


  • Małgosiu cudowne wiadomości ,trwamy na modlitwie.
  • Malgosiu churaaaaaaa po woli bedzie dobrze a Werusia to Iskierka to nie podaje sie i wlaczy z swojmi slabosciami i cieszy nas to czekamy na takie wiadomosci .pozdrawjamy
  • Pamiętam codziennie +++
  • Bogu dzięki! Dzielna Weronika! Brawo!
    +++
  • Małgosiu,

    przepraszam, że tak o sobie, ale chcę Wam powiedzieć, że wiadomości od Was to jak zimny prysznic na całe użalanie się nad sobą i ogólnie ciepłe kluchy. Od razu stawiasz mnie do pionu! Jeśli Weronika może - to ja nie mogę???!!! Do roboty! Do modlitwy!

    +++

    Gorąco Was pozdrawiam

    :-h

    Szepnij czasem, jeśli możesz, jak daje sobie radę Ola, Julcia i reszta dzielnej rodziny

  • Małgosiu.. ja się zbyt nie odzywam, ale zawsze wchodzę na ten temat, żeby czytać co się u Was dzieje. Cieszę się, że Weronika robi postępy!!

    Jak tylko mogę to pamiętam w modlitwie+++
  • Tak. Do modlitwy!

    Kochani, ta modlitwa jest wciąż potrzebna!!!
    I nie chodzi mi o to, że jest potrzebna tylko Weronice. Jest jej potrzebna, to fakt. Ale jest potrzebna nam wszystkim.
    Wszystkim- bez wyjątku! W takim wymiarze ogólnym i wspólnotowym. W tej modlitwie siła.

    Kochani, ten wypadek i to cierpienie spowodowało, że wszystko nagle w naszym życiu się zmieniło. Można by powiedzieć- stanęło na głowie... Nigdy nic już nie będzie takie jak kiedyś, niezależnie od tego, jakia będzie przyszłość. Jest trudno. Bardzo trudno! Niewyobrażalnie trudno! Z dnia na dzień zawalił się cały świat. Z dnia nadzień nastąpiło przewartościowanie wszystkiego. Z dna nadzień stanęliśmy w obliczu wielu pytań bez odpowiedzi.
    I co również jest faktem nasza wiara została wystawiona na próbę. Moja  wiara została wystawiona na próbę...Czy wyjdę z tej próby zwycięsko? Mam nadzieję, że tak...
    Na razie Bóg prowadzi mnie przez ciemności. Totalne ciemności...Pewnie, jak już niektórzy zdążyli się zorientować z moich wpisów ostatnio przeżywam chwile wielkiego zwątpienia, zniechęcenia, zanegowania wszystkiego. Chwile totalnego buntu i odrzucenia. Chwile zamknięcia w skorupie bólu, żalu, pretensji do Boga, ludzi, świata. siebie samej...
    Zwyczajnie nie akceptuję rzeczywistości. Nie ma do końca we mnie zgody na to co się stało.
    W takich chwilach bardzo trudno powiedzieć Bogu "Bądź wola Twoja!"
    No bo jak to? Bóg przecież obiecał, że nas nie zostawi, że jak będzie trzeba uczyni choćby cud!
    Tymczasem cud się nie wydarza, choć tyle ludzi zgodnie o to proszą i z wiarą go wyczekują...
    A więc jak to? Bóg rzuca słowa na wiatr? 
    No bo jak to? Bóg obiecał, że włos nam z głowy nie spadnie, że aniołowie na rękach nas nosić będą, że wszystko będzie nam dodane, itd...itp...A tymczasem ten sam Bóg pozwala na cierpienie niewinnego dziecka.Coś tu jakby nie gra...
    No tak...Ale warunkiem wkroczenia Boga w nasze życie jest nasza wola, nasze "przyzwolenie". Warunkiem "powodzenia" jest nasza wiara , mniejsza choćby niż ziarnko gorczycy...
    A tu nagle łapię się na tym, że w obliczu takiej próby tej wiary brak, albo jest niewystarczająca. Odkrywam nagle, że tym brakiem wiary niejako "blokuję" Boga w jego działaniu. Nie daję Bogu szansy. Bo tak naprawdę to ja stawiam się w miejscu Boga i w swojej pysze pielęgnuję przeświadczenie, że mogę zrobić dużo, że mogę coś zadziałać, załatwić...Coś, co być może pomoże Weronice w dojściu do zdrowia. I tu...nagle rozbijam się o swoją bezradnośc!
    Nie mogę nic!
    Ale to jeszcze mnie nie przekonuje do końca.
    Jeszcze walczę, kombimuję, szarpię się...A przy tym ogromnie cierpię...
    Bo wali się po kolei wszystko. Na głowie mam już teraz nie tylko Weronikę, ale również problemy małżeńskie, wychowawcze, zdrowotne...Do tego poczucie wielkiej porażki i wyrzuty sumienia, że się w tym wszystkim nie odnalazłam, nie sprawdziłam.
    Żyć mi się nie chce. Codziennie rano budzę się z przekonaniem, że znów muszę stawić czoło problemom, które i tak są nie do rozwiązania...Wymiękam...Mam ochotę uciec, wypisać się z tej smutnej bajki...

    I kiedy już tak zupełnie upadam, nagle coś zaczyna się dziać u Weroniki...Zaczyna robić maleńkie postępy. Przy okazji dowiaduję się, że tego samego dnia, kiedy Weronika zaczyna poruszbyła palcami jedna znajoma- wcale nie żarliwa katoliczka- była u spowiedzi i u komunii św, ofiarujęc ją w intencji Weroniki. Bo zwyczajnie, tak po ludzku poruszyła ją wizja klectwa naszej córki. Przypadek?
    Ktoś inny wzruszony historią Weroniki zaczął się modlić...Kolejny przypadek?

    I kolejne doświadczenia- tym razem  własny problem "medyczny". Fakty, które  zaprzeczają logice, bo żaden lekarz nie wie, dlaczego tak jest...
    Bóg stawia mnie pod ścianą!!!

    Przypadkowe- nieprzypadkowe rozmowy... Przypadkowi- nieprzypadkowi ludzi na mojej drodze...
    Bardzo wiele się dzieje w ciągu ostatnich dni, nawet godzin...

    Dziś rano, po nieprzespanej nocy wstaję z ogromnym przeświadczenie, że muszę iśc do spowiedzi. Teraz! Natychmiast! Bo czuję, że ta walka jest ostateczna. Czuję, że jak tego nie zrobię dziś może być za późno...

    Udało  mi się! Z wielkim wysiłkiem zdobywam się na ten krok!
    Spowiedź, Msza święta, Komunia, Adoracja...

    Kochani, po co ja Wam to wszystko piszę? 
    Po to, żeby stanąć w prawdzie. Wielu z Was spostrzega mnie jedynie jako kobietę silną, dźwigającą mężnie ten krzyż. A to jest zwyczajne nieporozumienie. Owszem, dzwigam ten krzyż tylko dlatego, że nie mam innego wyjścia...Bo tak jak Szymon Cyrenejczyk zostałam do tego przymuszona. Krzyż jest ciężki, uwiera, rani, ale wciąż pozostaje na moich ramionach- i to jest fakt! Trzeba go nieść...

    Powiem szczerze, że pisząc to miałam trochę wątpliwości czy powinnam? Bo to bardzo osobiste przeżycia. Poza tym, skoro ja, która w oczach wielu jestem taaaka silna mam takie wątpliwości w wierze, to powinnam świecić i wskazywać drogę innym. A nie narzekać biadolić, zniechęcać do modlitwy...
    Ale jednocześnie czułam potrzebę, aby dać to świadectwo...

    Chwała Panu!




Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.