Od razu zastrzegam - mnie siekło, więc absolutnie nie stać mnie na obiektywizm. Najpierw fragment KU ZOBIEKTYWIZOWANIU:
"Układam ręczniki na półkach w komodzie. Rozmyślam o wszystkim, czego mogę w życiu nie zdążyć zrobić.
O tych wszystkich rzeczach, które mnie ominą.
Moje oczy nigdy nie ujrzą nefrytowozielonej rzeki Li w Chinach. Nigdy nie zobaczę chłopców o lśniących, czarnych włosach w trawiastych kapeluszach, jak stojąc na bambusowych tratwach, łowią ryby pospołu z kormoranami, a w tle z wolna mgła unosi się ponad formacje krasowe, odrealnione i ciemne. Nigdy nie wejdę na kenijskie wzgórza Loita Hills, żeby obserwować taniec gazeli (...). Nie będę też pływać w szafirowej wodzie którejś z grot Południowego Pacyfiku (...). I nie przeżyję swoich złotych lat, zdobywając szczyt szmaragdowego Machu Picchu.
Przesuwam dłonią po grubych frotowych ręcznikach. Jestem żoną rolnika. Matką szóstki dzieci, które uczę w domu. Żadne stopnie naukowe, tytuły, dyplomy nie wiszą na pomazanych dziecięcymi palcami ścianach. Czy są jakieś miejsca, które trzeba poznać, osiągnięcia, które trzeba zaliczyć, zanim człowiek naprawdę będzie gotów? Wiem, co na ten temat mówi teologia, lecz czy wie to także moja krew i serce?
Pamiętam, jak któregoś razu siedziałam u fryzjera. Kobieta za mną czytała, a ja w lustrze widziałam odbicie tytułu: 1000 miejsc, które musisz zobaczyć przed śmiercią. Tylko tyle? Czyżby rzeczywiście, fizycznie istniały jakieś miejsca, które muszę zobaczyć, zanim przestanę oddychać, na które muszę spojrzeć, zanim zacznę wdychać wieczność?
I po co? Żeby móc powiedzieć, że mam powody, by się nisko pokłonić? Żeby móc powiedzieć, że widziałam prawdziwe piękno? Że zdarzyło mi się oniemieć z zachwytu?
Czy tutaj tego nie ma? Czy nie mogę tego znaleźć tutaj?
Moje płuca wchłoną dziś ponad 11 000 litrów powietrza, a w nocy nad naszym gospodarstwem wzejdzie Sześciokąt Zimowy, plejada olśniewających, wspaniałych gwiazd (...). A ja przytulę chłopca, który urósł w moim ciele z maleńkiego ziarenka. (...) Bóg wypuści na świat lód ze swego łona, mróz z niebios, połączy gwiazdy Plejad, rozluźni więzy Oriona i raz jeszcze policzy włosy na mojej głowie (Hi 38, 31; Mt 10, 30).
A tu tego nie ma? Tego zachwytu? Dlaczego tyle czasu zajmują mi starania, by go dostrzec? (...).
Wydaje się, że mój wzrok pada wyłącznie na strzępy rozczarowania wszystkim wokół i mną samą.
Zamykam komodę z ręcznikami. Biorę do ręki szczotkę, żeby wyszorować ubikacje. Nie potrzeba mi więcej czasu, aby więcej zobaczyć, więcej posiąść, więcej osiągnąć. Bo zachwyt naprawdę może być i tutaj - pod warunkiem, że patrzy się oczyma, które widzą.
Przed oczyma przesuwa mi się twarz Jezusa (...) którego dni zostały policzone (...) który przyszedł mnie wyswobodzić z więzów strachu i winy, depresji i smutku. Kiedy wiedział, że zostało Mu mniej niż 12 godzin, co wtedy wydawało Mu się najważniejsze?
"Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie, połamał go i podał (...) (Łk 22, 19).
To. Mieszkam w tym domu, gotuję owsiankę, szoruję ubikacje, tygodniami jestem dzielna, wstając z łóżka i myśląc o tym. Zgłębiam to, tę pełnię życia, to bycie w pełni gotowym na koniec".
315 stron o wdzięczności i dziękczynieniu za każdą chwilę. I jak dla mnie - żadnej tandety, żadnego banału, żadnych ucieczek. Za to sporo cytatów z Pisma. Życie kobiety, która mówi w tej książce, jest piękne, choć wyrasta z nieludzkiego cierpienia i choroby. Piękne jest dzięki jej wdzięczności Bogu.
Tak po babsku - przegadana mocno. Dla mnie to nie wada, ale dla mojego męża - owszem ;o)
W każdym razie - polecam do podczytywania.
Ann Voskamp, Tysiąc darów. O sztuce codziennego szczęścia, Esprit, 2012.
Komentarz
sorry za OT
Ja rowniez zlustrowalam tego Ortberga. Jego protestantyzm akurat mi nie przeszkadza. Natomiast, nie ma tlumaczenia tej ksiazki na francuski, a moj maz tylko w jezyku Moliera czyta
Dlaczego najlepsze ksiazki sa po polsku lub angielsku, no dlaczego???
Ta babka się tak zastrzega, że nie zobaczy tego czy tamtego, a życie jest takie nieprzewidywalne...kto wie, może będzie musiała pojechać jako opiekunka z dzieckiem lub wnukiem na jakieś zawody lub konkurs nad tę chińską rzekę lub gdzie indziej...
ale ogólnie przesłanie jest ok - nie musieć konsumować wszystkiego
choć w życiu jest miejsce na wszystko
na równo poukładane ręczniki, na mycie ubikacji i na zachwyt górami albo tym, co za oknem - jeśli można się zachwycać - mamy szczęście, w mieście a za oknem są drzewa
a niektórzy widzą góry w mieście
W życiu niektórych jest, a u innych nie ma Ago Mario.
Moja ciocia ma już dwie dziewiątki. Nigdy nie była dalej, niż w odległym o kilka km miasteczku.
Z drugiej strony - jestem niespokojnym duchem, który kocha podróżować (nieważne czy na koniec świata, czy niedaleko, po prostu lubię być w ruchu). Mam nadzieję, że uda mi się zwyczajną codzienność i wychowanie dzieci pogodzić z moją pasją. Mam nadzieję, że to nie musi być w opozycji do siebie, że można mieć jedno i drugie - pewnie nie na takiej samej zasadzie, jakby się z podróżowania uczyniło najważniejszy cel w życiu, ale jednak.
(Panie Boże, mam nadzieję, że też to czytasz )
Ona jest o wdzięczności, czyli o życiu tak bardzo zanurzonym w ufności Bogu, w Jego miłość tu i teraz, że człowiek wyzbywa się wszelkich oczekiwań. Tak bardzo zaspokaja go - i przerasta! - to, co otrzymuje... Podróżowanie to tylko jeden z tysiąca przykładów w tej książce, mocno banalny zresztą w kontekście przytaczanych słów Pisma. Są inne, cięższego kalibru - jak i za co dziękować w cierpieniu, wobec śmierci, kataklizmów, choroby dzieci, upadku finansowego rodziny... strachu o jutro, o siebie, o najbliższych... czy w ogóle się da dziękować i ufać.
Walka o przetrwanie to mogą być Bieszczady, Beskid Niski, Beskidy na przykład zimą...to moze być długa wyrypa przez las...
walka o przetrwanie to i zatłoczony tramwaj, i rozgrzany przystanek tramwajowy i zacinający deszcz ze śniegiem zimą, i niesprzątane biuro, i dostanie się do lekarza z nfzu czasami
to wszystko są przykłady walki o przetrwanie, dla której nie trzeba daleko jeździć
E.milia, jeszcze dopiszę dla pełnego obrazu, bo Twoje wnioski są usprawiedliwione w jakimś stopniu - wrzuciłam niewielki wyimek z książki. Może robić takie wrażenie. Więc szybko piszę (wiedziałam, że tak będzie; że dzieci wyć będą, pranie skiśnie w pralce, pies obsika dom, a ja będę znowu w monitor wlepiona).
Czytam tę książkę z Pismem pod ręką i doczytuję wokół cytatów, które ona przytacza. Żeby pokazać, jak szybko człowiek ślepnie na dobro Boga, autorka często przywołuje Księgę Wyjścia. Pamiętacie, jak często lud zaczyna wybrzydzać? A to nie tak miało być, ileż można tak nas przeganiać, a to tego nie ma, a to tamtego. Chwila od cudu, a ci znowu focha strzelają. I wczoraj czytam 33 rozdz Wj.
I tam są dwie ważne informacje.
Kiedy Bóg zgadza się przejść tuż obok Mojżesza, jego samego wciska w szczelinę skalną i mówi, że w ten sposób ocala Mu życie. "Będziesz mógł zobaczyć Mnie od tyłu, jak już przejdę". I autorka pisze, że w ciemności stara się pamiętać, że to może ta szczelina w skale, że może Bóg jest właśnie tak blisko, że aż Go nie widać. I że działanie Boga, Jego łaskę, dostrzec da się zwykle już PO fakcie. I dlatego ważne jest, by rozpamiętywać swoje przeszłe życie, zapamiętywać znaki.
Ale czytając ten rozdział, znalazłam coś jeszcze. Bóg do swojego ludu mówi: moja łaska będzie z wami, ale Ja nie pójdę pośród was, bo jesteście ludem o twardym karku i mógłbym was przez to wszystkich pozabijać.
Mocne, co? Więc ten kibel jest dobrym miejscem, żeby pomyśleć, czy jakbym nie wysztywniała tak karku nad nim, myśląc o Hawajach, to może byłaby ze mną nie tylko łaska, ale i sam Bóg? Że wystarczy pieśń uwielbienia tam, gdzie chciałoby się złorzeczyć, a Bóg staje pośród nas. To nie jest racjonalizowanie. To jest mądrość kosztująca wiele wysiłku i samozaparcia, żeby ją w pełni osiągnąć.
No i pies się zlał.