Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Dla pań - jak z codzienności zbudować katedrę Bogu

edytowano lipiec 2012 w Polecamy

Od razu zastrzegam - mnie siekło, więc absolutnie nie stać mnie na obiektywizm. Najpierw fragment KU ZOBIEKTYWIZOWANIU:

"Układam ręczniki na półkach w komodzie. Rozmyślam o wszystkim, czego mogę w życiu nie zdążyć zrobić.
O tych wszystkich rzeczach, które mnie ominą.
Moje oczy nigdy nie ujrzą nefrytowozielonej rzeki Li w Chinach. Nigdy nie zobaczę chłopców o lśniących, czarnych włosach w trawiastych kapeluszach, jak stojąc na bambusowych tratwach, łowią ryby pospołu z kormoranami, a w tle z wolna mgła unosi się ponad formacje krasowe, odrealnione i ciemne. Nigdy nie wejdę na kenijskie wzgórza Loita Hills, żeby obserwować taniec gazeli (...). Nie będę też pływać w szafirowej wodzie którejś z grot Południowego Pacyfiku (...). I nie przeżyję swoich złotych lat, zdobywając szczyt szmaragdowego Machu Picchu.
Przesuwam dłonią po grubych frotowych ręcznikach. Jestem żoną rolnika. Matką szóstki dzieci, które uczę w domu. Żadne stopnie naukowe, tytuły, dyplomy nie wiszą na pomazanych dziecięcymi palcami ścianach. Czy są jakieś miejsca, które trzeba poznać, osiągnięcia, które trzeba zaliczyć, zanim człowiek naprawdę będzie gotów? Wiem, co na ten temat mówi teologia, lecz czy wie to także moja krew i serce?
Pamiętam, jak któregoś razu siedziałam u fryzjera. Kobieta za mną czytała, a ja w lustrze widziałam odbicie tytułu: 1000 miejsc, które musisz zobaczyć przed śmiercią. Tylko tyle? Czyżby rzeczywiście, fizycznie istniały jakieś miejsca, które muszę zobaczyć, zanim przestanę oddychać, na które muszę spojrzeć, zanim zacznę wdychać wieczność?
I po co? Żeby móc powiedzieć, że mam powody, by się nisko pokłonić? Żeby móc powiedzieć, że widziałam prawdziwe piękno? Że zdarzyło mi się oniemieć z zachwytu?
Czy tutaj tego nie ma? Czy nie mogę tego znaleźć tutaj?
Moje płuca wchłoną dziś ponad 11 000 litrów powietrza, a w nocy nad naszym gospodarstwem wzejdzie Sześciokąt Zimowy, plejada olśniewających, wspaniałych gwiazd (...). A ja przytulę chłopca, który urósł w moim ciele z maleńkiego ziarenka. (...) Bóg wypuści na świat lód ze swego łona, mróz z niebios, połączy gwiazdy Plejad, rozluźni więzy Oriona i raz jeszcze policzy włosy na mojej głowie (Hi 38, 31; Mt 10, 30).
A tu tego nie ma? Tego zachwytu? Dlaczego tyle czasu zajmują mi starania, by go dostrzec? (...).
Wydaje się, że mój wzrok pada wyłącznie na strzępy rozczarowania wszystkim wokół i mną samą.
Zamykam komodę z ręcznikami. Biorę do ręki szczotkę, żeby wyszorować ubikacje. Nie potrzeba mi więcej czasu, aby więcej zobaczyć, więcej posiąść, więcej osiągnąć. Bo zachwyt naprawdę może być i tutaj - pod warunkiem, że patrzy się oczyma, które widzą.
Przed oczyma przesuwa mi się twarz Jezusa (...) którego dni zostały policzone (...) który przyszedł mnie wyswobodzić z więzów strachu i winy, depresji i smutku. Kiedy wiedział, że zostało Mu mniej niż 12 godzin, co wtedy wydawało Mu się najważniejsze?
"Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie, połamał go i podał (...) (Łk 22, 19).
To. Mieszkam w tym domu, gotuję owsiankę, szoruję ubikacje, tygodniami jestem dzielna, wstając z łóżka i myśląc o tym. Zgłębiam to, tę pełnię życia, to bycie w pełni gotowym na koniec".

315 stron o wdzięczności i dziękczynieniu za każdą chwilę. I jak dla mnie - żadnej tandety, żadnego banału, żadnych ucieczek. Za to sporo cytatów z Pisma. Życie kobiety, która mówi w tej książce, jest piękne, choć wyrasta z nieludzkiego cierpienia i choroby. Piękne jest dzięki jej wdzięczności Bogu.
Tak po babsku - przegadana mocno. Dla mnie to nie wada, ale dla mojego męża - owszem ;o)
W każdym razie - polecam do podczytywania.

Ann Voskamp, Tysiąc darów. O sztuce codziennego szczęścia, Esprit, 2012.

«13456

Komentarz

  • I jeszcze okładka (może mi się uda ;o)
    image
  • zapowiada się fajnie ;) 

    ide poszukać na allegro 
  • Myślę, że gdy skończę czytać rozpoczętą własnie książkę @Pani Łyżeczki, w kategorii "afirmacja życia rodzinnego" nic już nie zrobi na mnie wrażenia. Płacze jak bóbr nad tą lekturą.
  • bardzo mądre:-)
  • Takiej ksiazki wlasnie mi trzeba, bo gdzies sie gubie ostatnio :( Wiec dzieki, Kingo! Szkoda tylko, ze nie umiem znalezc jakiegos sensownego odpowiednika dla ojcow gdyz moj maz zatraca sie w jakiejs beznadziei i widzi tylko czarne strony zycia rodzinnego. Do tego prawie wszyscy wokol tylko mu wspolczuja : "Masz czworo dzieci????? Wspolczuje, to niewolnictwo a nie zycie!" I tyle, budujace jak widzicie.

    sorry za OT
  • Ha, dla mężczyzn to może być dobra tego samego wydawnictwa książka Johna Ortberga Ja, którym chcę być. W poszukiwaniu Bożej wersji siebie. Ma tylko trójkę, ale pisze o męskim rozwoju, o pracy i rodzinie w świetle Boga mądrze i z... Jajem:-) zajrzyj na stronę wydawnictwa a mnie może uda się napisać coś więcej wieczorem.
  • Dzieki, Kinga, ide tam zajrzec.
  • Oboje autorzy to protestanci, nie znalazłam nic podejrzanego u nich, ale dobrze wiedzieć:-)
  • :)
    Ja rowniez zlustrowalam tego Ortberga. Jego protestantyzm akurat mi nie przeszkadza. Natomiast, nie ma tlumaczenia tej ksiazki na francuski, a moj maz tylko w jezyku Moliera czyta ;)

    Dlaczego najlepsze ksiazki sa po polsku lub angielsku, no dlaczego???
  • Ładne. Takie kobiece myśli..

    Tez sobie myślę często ilu pięknych miejsc już nie zobaczę...
    ale jeśli warto, może Pan pozwoli zerknąć na chwilkę, z tamtego świata>?
  • Ja też na to liczę, że z tamtego świata choć zerknę. Cieszę się, że nie jestem odosobniona ;)
  • Naprawdę myślicie, że będzie Wam się chciało patrzeć na coś innego niż Ten, Który Jest? Etam:-)
  • No taaak wiadomo... ale jak patrzę na piękne zdjęcia gór to muszę jakoś się pocieszyć...
  • Ta babka się tak zastrzega, że nie zobaczy tego czy tamtego, a życie jest takie nieprzewidywalne...kto wie, może będzie musiała pojechać jako opiekunka z dzieckiem lub wnukiem na jakieś zawody lub konkurs nad tę chińską rzekę lub gdzie indziej...

    ale ogólnie przesłanie jest ok - nie musieć konsumować wszystkiego

    choć w życiu jest miejsce na wszystko

    na równo poukładane ręczniki, na mycie ubikacji i na zachwyt górami albo tym, co za oknem - jeśli można się zachwycać - mamy szczęście, w mieście a za oknem są drzewa

    a niektórzy widzą góry w mieście

     

    <):)
  • W życiu niektórych jest, a u innych nie ma Ago Mario.

    Moja ciocia ma już dwie dziewiątki. Nigdy nie była dalej, niż w odległym o kilka km miasteczku.

  • Można być szczęśliwym spędzając całe życie w swojej wiosce i nieszczęśliwym zjeździwszy cały świat. Nie o to chyba chodzi w życiu...
  • Poznalam kiedys starszego Wlocha- w Bolonii-byl podroznikiem,Mialam sporo zleceń z radia,ale to bardzo nieszczęśliwy człowiek,nie wiem czy jeszcze żyje, był chyba wszędzie i pokazywał mi mnóstwo zdjęć,interesująca postać,ale bardzo samotna.Mial sporo nieruchomosci,chyba z 4 byle zony i syna ,który zerwał z nim kontakt...To spotkanie dało mi wiele do myślenia.On z tych podrozy przywiózł doświadczenie,ze Boga nie ma, nie potrafił wytłumaczyć sobie cierpienia jakie zobaczył, a i miał wiele złych doświadczeń z misjonarzami.
  • Przesłanie piękne, czegoś takiego mi potrzeba :)
    Z drugiej strony - jestem niespokojnym duchem, który kocha podróżować (nieważne czy na koniec świata, czy niedaleko, po prostu lubię być w ruchu). Mam nadzieję, że uda mi się zwyczajną codzienność i wychowanie dzieci pogodzić z moją pasją. Mam nadzieję, że to nie musi być w opozycji do siebie, że można mieć jedno i drugie - pewnie nie na takiej samej zasadzie, jakby się z podróżowania uczyniło najważniejszy cel w życiu, ale jednak.
    (Panie Boże, mam nadzieję, że też to czytasz :) )
  • edytowano lipiec 2012
    Ta książka nie jest o podróżowaniu - tak ciężko nie okaleczyć jej treści, cytując tylko jedną dwie strony... To, co napisała Katarzyna, jest bardzo bliskie temu, co próbuje wyrazić książka.
    Ona jest o wdzięczności, czyli o życiu tak bardzo zanurzonym w ufności Bogu, w Jego miłość tu i teraz, że człowiek wyzbywa się wszelkich oczekiwań. Tak bardzo zaspokaja go - i przerasta! - to, co otrzymuje... Podróżowanie to tylko jeden z tysiąca przykładów w tej książce, mocno banalny zresztą w kontekście przytaczanych słów Pisma. Są inne, cięższego kalibru - jak i za co dziękować w cierpieniu, wobec śmierci, kataklizmów, choroby dzieci, upadku finansowego rodziny... strachu o jutro, o siebie, o najbliższych... czy w ogóle się da dziękować i ufać.

  • Bardzo dużo podróżowałam, po Europie, ale niemal całej. I w pewnym momencie zauważyłam, że nie zachwycają mnie nowe miejsca, katedry, przyroda, ... straciłam radość z podróży. Na szczęście radość wróciła, ale głónie z tego, że mogę w pewne  miejsca pojechac z rodziną, poopowiadać dzieciom o kulturze, coś im zasiać w sercu i głowie. No, ale teraz np. nie ruszam się z ogródka (nie licząc lekarza i kościoła) i też jestem szczęśliwa, jak siedzę pod brzózką i patrzę na ten sam widok trawnika... a mały na huśtawce zasypia. Jak prasuję mam ten sam widok na trawnik... ;)
  • jak mowi Cejrowski: na Europe szkoda czasu, mozna na starosc juz z balkonikiem pojezdzic. W kazdym miescie to samo: kawalek starowki, kosciol/ katedra, kilka muzeow. Mnie to juz nudzi, wole jechac w dzicz i walczyc o przetrwanie ;)
  • nie miałam na myśli starówek, ale miejsca kameralne, zresztą zaczęłam w wieku i czasie, w którym i po Europie było trudno jeździć. Ale mimo wszystko wolę właśnie Europę, czuję jakąś więź mentalną, korzenie cywilizacyjne. Z całą sympatią dla WC, którego oglądamy i czytamy rodzinnie, mnie tam dzicz osobiście w ogóle nie pociąga. A największą walkę o przetrwanie to człowiek i tak stacza we własnym domu.
  • Walka o przetrwanie to mogą być Bieszczady, Beskid Niski, Beskidy na przykład zimą...to moze być długa wyrypa przez las...

    walka o przetrwanie to i zatłoczony tramwaj, i rozgrzany przystanek tramwajowy i zacinający deszcz ze śniegiem zimą, i niesprzątane biuro, i dostanie się do lekarza z nfzu czasami

    to wszystko są przykłady walki o przetrwanie, dla której nie trzeba daleko jeździć

  • Ja się czuję zachęcona, ładnie piszesz Kingo. Czytałam właśnie korespondencję Bł Zelii Martin, może trochę inny język, ale chyba podobny przekaz... budujące.
  • Rozumiem ideę, ale tekst dołujący. Nie mogę być/zwiedzić/odwiedzić/zobaczyć - więc zracjonalizuję sobie, że to nie takie ważne. Że kibel ważniejszy, i ekscytacja puchowymi ręcznikami. Na mnie nie działa, ale dopuszczam założenie, że są kobiety, które w to wierzą, tak żyją i są szczęśliwe. 
  • Jeśli wierzysz, że miejsce, w którym jesteś, jest od Boga, jesteś szczęśliwa i spokojna. Jeśli nie jesteś, to to albo nie wierzysz, albo jesteś pyszna, wciąż żądając czegoś rzekomo lepszego niż przewidział dla Ciebie Bóg. Świat jest pełen szałowych ofert, ale sztuką jest wycisnąć z tego, co masz, wszystko co tylko można. To nie jest o delektowaniu się myciem kibla, tylko o docenianiu tego, co mam. Spłycasz, Emila.
  • Ja lubię mój kibel. Ten najładniejszy jeszcze nie działa, ale i tak mi się podoba. 4. mam, to jeden może nie działać (jeszcze). ;)
  • A ja mam podobne odczucia co E.milia po przeczytaniu tego fragmentu- dołujący.

    A chyba nigdy nie byłam szczęśliwsza niż teraz siedząc w domu z moim synkiem. Nigdzie nie jeżdżę (chyba, że do rodziców) na imprezy nie chadzam, nie robię kariery naukowo-zawodowej. Jestem sobie kurą domową i nie potrzebuję uwznioślania domowych obowiązków, żeby poczuć się szczęśliwa i wdzięczna Bogu za to, że jestem tu gdzie jestem, za dobrego męża i za to, że mogę w 100% poświęcić się dziecku.
  • No ja ten obecny kibel też lubię, wciąż jeszcze mnie zaskakuje, że go mam:)

    E.milia, jeszcze dopiszę dla pełnego obrazu, bo Twoje wnioski są usprawiedliwione w jakimś stopniu - wrzuciłam niewielki wyimek z książki. Może robić takie wrażenie. Więc szybko piszę (wiedziałam, że tak będzie; że dzieci wyć będą, pranie skiśnie w pralce, pies obsika dom, a ja będę znowu w monitor wlepiona).
    Czytam tę książkę z Pismem pod ręką i doczytuję wokół cytatów, które ona przytacza. Żeby pokazać, jak szybko człowiek ślepnie na dobro Boga, autorka często przywołuje Księgę Wyjścia. Pamiętacie, jak często lud zaczyna wybrzydzać? A to nie tak miało być, ileż można tak nas przeganiać, a to tego nie ma, a to tamtego. Chwila od cudu, a ci znowu focha strzelają. I wczoraj czytam 33 rozdz Wj.
    I tam są dwie ważne informacje.
    Kiedy Bóg zgadza się przejść tuż obok Mojżesza, jego samego wciska w szczelinę skalną i mówi, że w ten sposób ocala Mu życie. "Będziesz mógł zobaczyć Mnie od tyłu, jak już przejdę". I autorka pisze, że w ciemności stara się pamiętać, że to może ta szczelina w skale, że może Bóg jest właśnie tak blisko, że aż Go nie widać. I że działanie Boga, Jego łaskę, dostrzec da się zwykle już PO fakcie. I dlatego ważne jest, by rozpamiętywać swoje przeszłe życie, zapamiętywać znaki.
    Ale czytając ten rozdział, znalazłam coś jeszcze. Bóg do swojego ludu mówi: moja łaska będzie z wami, ale Ja nie pójdę pośród was, bo jesteście ludem o twardym karku i mógłbym was przez to wszystkich pozabijać.

    Mocne, co? Więc ten kibel jest dobrym miejscem, żeby pomyśleć, czy jakbym nie wysztywniała tak karku nad nim, myśląc o Hawajach, to może byłaby ze mną nie tylko łaska, ale i sam Bóg? Że wystarczy pieśń uwielbienia tam, gdzie chciałoby się złorzeczyć, a Bóg staje pośród nas. To nie jest racjonalizowanie. To jest mądrość kosztująca wiele wysiłku i samozaparcia, żeby ją w pełni osiągnąć.

    No i pies się zlał.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.