Mysle, ze wdziecznosc za to co sie ma to jedno, a marzenia, to co innego. I wszystko jedno, czy marzy sie o dalekich podrozach, czy o butach, albo jeszcze czym innym. Marzenia sa potrzebne, a po przeczytaniu tego fragmentu mam podobne odczucia jak Emilia.
Rozumiem ideę, ale tekst dołujący. Nie mogę być/zwiedzić/odwiedzić/zobaczyć - więc zracjonalizuję sobie, że to nie takie ważne. Że kibel ważniejszy, i ekscytacja puchowymi ręcznikami. Na mnie nie działa, ale dopuszczam założenie, że są kobiety, które w to wierzą, tak żyją i są szczęśliwe.
-------------------------- Sorry, ale te puchowe ręczniki to raczej pasują do kobiet, które chciałyby zwiedzić/odwiedzić/zobaczyć, kobiety, które szukają luksusu, przyjemności i płytkich wrażeń.
JA się zgadzam z Emilą i Maciejką, Nowy Testament zmienia nasze spojrzenia poprzez ukazanie, że najważniejsza miłość, jeśli robimy coś z prawdziwej miłości, to żaden kibel nie straszny, bo nam miłość daje przed oczy Boga i ukochane osoby, a jeśli w Bożych planach są dla nas podróże, to pragniemy ich w głębi naszego serca, ale zdrową, a nie zawistną tęsknotą, że ja tu kibel, a oni w górach.
A nie widzicie, że ta wyliczanka rzeczy, których nie zobaczy autorka, to właśnie lista jej marzeń? :-) którym wdzięczność za to, co ma, przywraca właściwe miejsce i rozmiary? Są i tyle. Nie żyje marzeniami, tylko tym, co daje jej Pan.
Pisma pseudo kobiece czasami wpędzą w dół największą optymistkę. Ciągła gonitwa za: idealnym facetem, gładką skórą, zawodowym sukcesem, kawą na tarasie, podróżą, mega orgazmem, chatką w górach, wilejką w Toskanii itepe itede. Mam w swoim środowisku osoby, które dużo podróżują i wcale nie emanują jakimś szczególnym szczęściem. Gniotą ich inne problemy. Człowiek zawsze czegoś szuka, co jest wyrazem tęsknoty za Bogiem.
Ale ona sie tych marzen pozbyla, zupelnie! "Nigdy nie pojade, nigdy nie zobacze,..." To naprawde dolujace...
o ja to sobie tak myślę - "jak Bóga da to pojadę i zobaczę, to i to i to" Dla Boga nie ma nic niemożliwego
ja mam podobne odczucia do Kingi - dzięki za tę książkę
i fakt, marzenia marzeniami, ja je mam i to jakie bogate ale to tu i teraz jest przede wszystkim na pierwszym miejscu i albo będę smędzić że tam i siam mnie nie ma, albo w tym przykładowym myciu kibla będę widzieć Boga.
ja jestem mega szczęśliwa tu gdzie jestem i wiem, że nie śpieszy mi się gdzie indziej, nie ciągnie mnie nigdzie, tu jest moja rzeczywistość w której spotykam Boga. i jakoś tam nic nie ma w tym fragmencie dla mnie dołującego
A ja nie jestem szczęśliwa, tu gdzie jestem. Konieczność, praca, przypadek rzucają człowieka w jakieś miejsce, gdzie człowiek się męczy, klimat dostosowany tylko dla tych, którzy tu się urodzili, gdzie w XXI wieku tak wiele jeszcze zależy od pogody... I do tego izolacja od innych ludzi, pozbawienie człowieka normalnego życia religijnego, gdzie z sakramentu spowiedzi można skorzystać 2 razy do roku, jak przyjedzie normalny kapłan lub jak się człowiek ruszy z tego zadupia. Oczywiście nie zimą, bo może pływać kilka dni po morzu i się nie dopłynie...
Znaleźć trzeba normalność, ekstremalne sytuacje i miejsca są dla nielicznych.
Ja też jestem szczęśliwa tu i teraz. Kibel szoruję z konieczności, zresztą rzadko bo jako artystyczna dusza nie do końca potrafię utrzymywać porządek. Ale już te starania żeby pamiętać o prasowaniu, zmywaniu i kibelku na przykład, to materiał do pracy nad sobą na następnych kilkadziesiąt lat. Za to dobrze gotuję i robię boskie ciasteczka, na które 3mieszczanki serdecznie zapraszam
Anyway - niezależnie od tego, mam ogromne marzenia. Chcę zobaczyć kiedyś wielki mur chiński i Alaskę, na liście marzeń jest też Syberia. Co więcej, parę lat temu miałam wybór - albo te wymarzone Chiny najpierw, a potem dzieci, albo bierzemy się za prokreację, a z podróżami poczekamy. No i czekamy I jeśli się nie uda, to nie będę rozpaczać, bo doceniam wszystko, co dostałam od Pana Boga. Ale nie boję się Go prosić o to, żebym mogła te moje marzenia zrealizować. I uściślając - nie śpimy na pieniądzach ale nauczyliśmy się podróżować małym kosztem - w ten sposób zobaczyliśmy kilka krajów, na razie europejskich. Kiedyś, kto wie - może polecimy dalej. Ja Panu Bogu powtarzam, że za kilka lat chcę odwiedzić znajomą w Nowym Yorku
Się rozpisałam, a chciałam tylko napisać, ze zgadzam się z tym, co napisała E.milia. Mam podobne odczucia - mimo że rozumem ideę książki i chylę czoła przed jej autorką. Ja tak nie potrafię - i w swojej bezczelności mam silne poczucie, że Pan Bóg to wie, akceptuje i taką mnie właśnie stworzył. Nie wszyscy dochodzą do świętości tą samą drogą.
Może fragment nie oddaje ducha całej książki, ale:
"Układam ręczniki na półkach w komodzie. Rozmyślam o wszystkim, czego mogę w życiu nie zdążyć zrobić. O tych wszystkich rzeczach, które mnie ominą."
"...A tu tego nie ma? Tego zachwytu? Dlaczego tyle czasu zajmują mi starania, by go dostrzec? (...). Wydaje się, że mój wzrok pada wyłącznie na strzępy rozczarowania wszystkim wokół i mną samą... "
Nie brzmi to jak słowa kobiety, która cieszy się tym co dostała od Boga. Brzmi raczej jak wołanie "Panie Boże pomóż, bo zaczynam wątpić". Takie moje subiektywne odczucie. I tylko po fragmencie, bo całości nie czytałam. No i może skierowana właśnie do tych zmagających się z jakimiś zwątpieniami. W końcu nie wszystkie słowa napisane z Jego inspiracji muszą być DO MNIE skierowane
Zamówiłam sobie tę książkę. Czy będzie o afirmacji codzienności, czy o wołaniu "Panie Boże pomóż, bo zaczynam wątpić" - i w jednym i w drugim będzie mi łatwo się odnaleźć.
Oj zmaga się, zmaga. Nawet nie wiecie jak. Ta pani nie fruwa nad ziemią, ekscytując się kiblem i ręcznikami. Czyta Pismo i próbuje połączyć to, co czyta z tym, jak żyje. I odkrywa, że Bóg pragnie dziękczynienia za wszystko. A już dlaczego i czy da się za wszystko, to doczyta, kto chce:-)
Ostatnio rozmawiałam ze znajomą, która ma podobne rozkminy Znajomi jeżdżą tam i tu, a ona nie ma urlopu i przynajmniej na razie nie zapowiada się na wyprawy. Ale doszła do tego, że przecież ona to wszystko zobaczy po śmierci! Te wszystkie wodospady, starówki, puszcze, rzeki, architekturę!
A swoją drogą, przypomniało mi się - kiedyś jak wchodziłam na Rynek w Krakowie po raz n-ty tego miesiąca, akurat wchodziła też wycieczka dzieci niepełnosprawnych, które jak tylko zobaczyły wieżę ratuszową i sukiennice, zaczęły otwierać buzie z zachwytu i głośno go wyrażać Bardzo przydało mi się takie odświeżenie spojrzenia.
I dlatego Wam też to funduję: Dziewczyny! Prowadzicie dom jako jego "Szefowe"...? ŁAŁ, ale to jest super! Nawet nie wiecie jak ja do tego już tęsknię!
Właściwie odpowiedzią na pytanie zadane w temacie jest życie św. Tereski - robić wszystko na chwałę Bożą, prasować dla Pana, układać ręczniki dla Pana, wc czyścić dla Pana...
Aga, ja bylam wrakiem człowieka chorym na wscieklizne...
Zacznij dzien od Mszy, albo wez sobie wode swiecona do domu i zaczynaj od jakiejsc konkretnej modlitwy, np. dziesiatek rozanca, litanie czy coś..... Oddac dzien Bogu i czlowiek sie robi inny.
ja się modlę za wstawiennictwem św Marty a ostatnio Dory del Hoyo Alonso. W ogóle do Ducha Świętego zeby się za mną wstawial bo trudną mam tą codzienność ostatnimi laty. Dziękuję Bogu że tak mnie szlifuje, widocznie musi, ale proszę Boga o trochę lżej bo dużo mnie kosztuje taki brak własnego miejsca. Ja bym bardzo chciała móc się zajmować porządkami, ręcznikami, dziećmi bez tej ciągłej tymczasowości i pytania samej siebie : po co skoro za miesiąc tydzień, pół roku już nie będzie mnie w tym mieszkaniu, mieście, kraju... a jeszcze patrząc na marne efekty tych moich zmagań i słuchając komentarzy na temat moich niedociągnięć od bliskich mi osób po prostu wszystko mi opada...
Aga, ja bylam wrakiem człowieka chorym na wscieklizne...
Zacznij dzien od Mszy, albo wez sobie wode swiecona do domu i zaczynaj od jakiejsc konkretnej modlitwy, np. dziesiatek rozanca, litanie czy coś..... Oddac dzien Bogu i czlowiek sie robi inny.
Cala ciemnosc znikła. TO JEST CUD.
----------------------------------------
Właśnie to teraz czuję, taki wrak człowieka chorego na wściekliznę, źle sypiam, mam "wory pod oczami", w dzien nie mogę odespać, nie jestem w stanie, serce mi wali i jednocześnie zarzucam leki na uspokojenie i piję mnóstwo kawy, wykończę się! Dziś już zrobiłam wielki krok ku lepszemu, ogromny, a jutro już postanowione poranny Kierunek Kościół. Gorzej będzie w tygodniu, bo wypad z wyra o 6:15 będę zaliczać, ale muszę to zrobić.
Ja tam Moj "klasztor codzienności " kocham,mogę pewne rzeczy urozmaicac, szukam nowych rozwiązań,pewnie za jakiś czas wrócę do pracy zawodowej jak Mlody podrosnie(chyba,ze Pan Bog mnie bardzo zaskoczy),ale na teraz czasem kursy czy poradnia czy zajęcie sie czyimś dzieckiem mi wystarczy.Wiecej zainwestuje w specjalistyczny angielski od września,mam nowe plany na hobby z córka i Bede po urlopie to realizować.Ale ta codzienność czasem przytłacza a czasem daje radość- mi pomaga w tym rozwazanie o św.Rodzinie-tam było zaufanie do Boga i ciężka,codzienna praca.Wazne tez by umieć te codzienność urozmaicac-a to nowe miejsce ma spacer z dziećmi,nowy sklep, zabawa ,kolacja pięknie przygotowana,nowa modlitwa rodzinna itd.Bo w rutynie można sie zatracic.Dla mnie liturgia godzin wyznacza pewien stały rytm, spowiedź,niedzielna i czasem w ciagu tygodnia msza św.
Właśnie mi bardziej pasuje na 8 rano, ale mąż by wtedy za późno wychodził do pracy, więc pozostaje 6:30. Też mam blisko wystarczy, że wstanę o 6:15, ubiorę się, i wychodząc o 6:25 będę na czas w Kościele .
Komentarz
Sorry, ale te puchowe ręczniki to raczej pasują do kobiet, które chciałyby zwiedzić/odwiedzić/zobaczyć, kobiety, które szukają luksusu, przyjemności i płytkich wrażeń.
Nowy Testament zmienia nasze spojrzenia poprzez ukazanie, że najważniejsza miłość, jeśli robimy coś z prawdziwej miłości, to żaden kibel nie straszny, bo nam miłość daje przed oczy Boga i ukochane osoby, a jeśli w Bożych planach są dla nas podróże, to pragniemy ich w głębi naszego serca, ale zdrową, a nie zawistną tęsknotą, że ja tu kibel, a oni w górach.
Mam w swoim środowisku osoby, które dużo podróżują i wcale nie emanują jakimś szczególnym szczęściem. Gniotą ich inne problemy.
Człowiek zawsze czegoś szuka, co jest wyrazem tęsknoty za Bogiem.
Dla Boga nie ma nic niemożliwego
ja mam podobne odczucia do Kingi - dzięki za tę książkę
i fakt, marzenia marzeniami, ja je mam i to jakie bogate
ale to tu i teraz jest przede wszystkim na pierwszym miejscu i albo będę smędzić że tam i siam mnie nie ma, albo w tym przykładowym myciu kibla będę widzieć Boga.
ja jestem mega szczęśliwa tu gdzie jestem i wiem, że nie śpieszy mi się gdzie indziej, nie ciągnie mnie nigdzie, tu jest moja rzeczywistość w której spotykam Boga.
i jakoś tam nic nie ma w tym fragmencie dla mnie dołującego
Anyway - niezależnie od tego, mam ogromne marzenia. Chcę zobaczyć kiedyś wielki mur chiński i Alaskę, na liście marzeń jest też Syberia. Co więcej, parę lat temu miałam wybór - albo te wymarzone Chiny najpierw, a potem dzieci, albo bierzemy się za prokreację, a z podróżami poczekamy.
No i czekamy I jeśli się nie uda, to nie będę rozpaczać, bo doceniam wszystko, co dostałam od Pana Boga. Ale nie boję się Go prosić o to, żebym mogła te moje marzenia zrealizować.
I uściślając - nie śpimy na pieniądzach ale nauczyliśmy się podróżować małym kosztem - w ten sposób zobaczyliśmy kilka krajów, na razie europejskich. Kiedyś, kto wie - może polecimy dalej. Ja Panu Bogu powtarzam, że za kilka lat chcę odwiedzić znajomą w Nowym Yorku
Się rozpisałam, a chciałam tylko napisać, ze zgadzam się z tym, co napisała E.milia. Mam podobne odczucia - mimo że rozumem ideę książki i chylę czoła przed jej autorką. Ja tak nie potrafię - i w swojej bezczelności mam silne poczucie, że Pan Bóg to wie, akceptuje i taką mnie właśnie stworzył. Nie wszyscy dochodzą do świętości tą samą drogą.
Wydaje się, że mój wzrok pada wyłącznie na strzępy rozczarowania wszystkim wokół i mną samą... "
Zamówiłam sobie tę książkę. Czy będzie o afirmacji codzienności, czy o wołaniu "Panie Boże pomóż, bo zaczynam wątpić" - i w jednym i w drugim będzie mi łatwo się odnaleźć.
----------------------------------------
Właśnie to teraz czuję, taki wrak człowieka chorego na wściekliznę, źle sypiam, mam "wory pod oczami", w dzien nie mogę odespać, nie jestem w stanie, serce mi wali i jednocześnie zarzucam leki na uspokojenie i piję mnóstwo kawy, wykończę się! Dziś już zrobiłam wielki krok ku lepszemu, ogromny, a jutro już postanowione poranny Kierunek Kościół. Gorzej będzie w tygodniu, bo wypad z wyra o 6:15 będę zaliczać, ale muszę to zrobić.