u nas podobnie wyglądał dziecięcy pokój jak się dorwały do opakowania sudocremu.
U nas jest takie "ludowe" przysłowie - "Jeśli masz małe dzieci i one długo są cicho - sprawdź koniecznie, czy sudokrem znajduje się tam, gdzie go ostatnio położyłeś." U nas się sprawdza w 99%.
Używałam go tylko przy dwójce dzieci. Potem to alantan (o wiele tańszy i tak skóry nie wysusza) i tormentiol. Choć nie wiem czy bym chciała sofę po tormentiolu...
Ciekawe zjawisko, u mnie na razie jeden syn, ale jak zostaje sam w pokoju, to się grzeczniej bawi, niż jak ja Go widzę robiąc obiad, wtedy odwala nie raz takie akcje (jak zjazd na tylku z kanapy, czy skakanie po kanapie, rzucanie klockami), a jak w sam u siebie, to buduje, gada coś do siebie i luz .
u mnie jak jedno dziecko zostaje samo w pokoju to też się grzecznie bawi, ale jak jest trójka to zaraz coś "ciekawego wymyślą".
A wracając do tematu wątku to ja niestety jestem bałaganiarą, tzn lubię mieć ładnie poukładane ale robię to zrywami a potem moja szuflada zaczyna żyć własnym życiem. Nie znalazłam niestety na to recepty jak w sobie nawyk układania w szafach wyrobić. To chyba dla mnie praca na lata. A mój mąż ma wszystko równo w kosteczkę i tak cały czas...
@Aneczka08 :-* Dokładnie jak u mnie. Mamnapady "kosteczkowania" dwa razy lub trzy w roku! Międzyczasie... Luzik w szafie. Tzn u mnie. Nie u męża, ani u dzieci. Wiecznie wydaje mi się że ciasno w szafie. Choć regularnie ciuszki rozdaję siostrom albo koleżankom, nie ma niejsca. Chyba od wilgoci.
Skoro od zawsze sprzątałam tylko dlatego, ze lubie porządek i żeby był porządek - a sprzątania nienawidzę od dziecka..... Natomiast teraz kazdy porządek prędko znika po powrocie dzieci - to po co sprzątac??????
Kłopot mam z praniem. Nie wiem jak to zorganizować. Co z suchymi, czystymi ciuchami? U mnie, Górzy się górzy! Zastanawiam się czy dobrym sposobem byłoby mieć tyle koszyków ile domowników i do każdego wrzucać poskładane, a potem każdy domownik grzebie sobie w szafie? :-?
Isako, ja mam tyle koszyków ile pomieszczeń do dystrybucji poskładanych rzeczy. W pralni mam mało miejsca, to po wyjęciu z suszarki i płaskim rozłożeniu jedno na drugim, żeby sie nie pogniotło przenoszę do najbliższego pokoju gdzie mam odpowiedni blat do składania i wkładam do koszy
a ja jestem dziwna i uwielbiam odśnieżać. ostatnio byłam nieco chora i jak zobaczyłam wieczorem, że pada śnieg to pomyślałam z żalem "kurde, jutro sobie nie poodśnieżam" zamiast "kurde, jutro nie pójdę z dzieciarami na dwór."
bałagan lubię ogarniać, bo chlewu wokół siebie nie zniosę. tak więc chodząc po mieszkaniu cały czas coś zbieram, podnoszę, przestawiam i w ten sposób nie mam wieczorem zdemolowanego doszczętnie domu, którego nie miałabym siły sprzątać.
@Rogalikowa - tez tak mam, z tym sprzataniem drobiazgów na bieżąco. Ale wystarczy, że mnie nie ma w domu przez godzinkę, to po moim powrocie wszyscy zdumieni własnym bałaganem...no, sam sie jakos zrobił. @-)
U nas najlepiej sie sprawdza metoda pt. "ukryj bałagan". Systematycznie dorabiamy drzwiczki do otwartych półek, podsuwam dzieciom pudełka do obklejenia na przydasie i wyrzucam, wyrzucam, wyrzucam potajemnie zbędne graty. Bałagan u dzieci pewnie nadal jest, ale JA go nie widzę i nie psuje mi humoru. Jak osiaga stan krytyczny, dzieci same biorą się za porządki. A wieczorem obowiązkowo - odkurzacz! Dzieci zbierają z podłogi na wyścigi, bo postraszyłam, że nic z worka nie będziemy wyciagać!
@Rogalikowa - tez tak mam, z tym sprzataniem drobiazgów na bieżąco. Ale wystarczy, że mnie nie ma w domu przez godzinkę, to po moim powrocie wszyscy zdumieni własnym bałaganem...no, sam sie jakos zrobił. @-)
o to to! jak wychodzę z domu na chwilę i mąż zostaje z dziećmi to po powrocie nie poznaję mieszkania. totalna demolka. ja bym specjalnie czegos takiego nie umiała zrobić!
i jeszcze przygotowywanie jedzenia. to co potrzebuję mam na blacie, jak skończę użwać od razu chowam, na bieżąco w miare możłiwości zmyję. i tak jak skończę gotować to kuchnia jest już od razu ogarnięta. jak mój mąż gotuje to kuchnia po wszystkim nadaje się do remontu. nie mówiąc juz o zasadzie "ja gotuję, ja zmywam, mój mąż gotuje, ja zmywam" ~X(
Kupcie sobie kota! po pól roku juz PRAWIE zawsze sprzataja z blatu....inaczej koty rozwłócza po mieszkaniu i roboty jest 2 razy wiecej... ;D
niestety, niestety koty lubię ale mam uczulenie i jak by mi kto kota do domu przyniósł to mnie od razu na OIOM. no nic, będę cierpiec w milczeniu, hehe!
To może psa? Za darmo i prosto z dobrych rąk naszej forumowiczki
Muszę powiedzieć, że na mnie mój Brunek miał bdb wpływ, w sensie sprzątania. Jak do mnie trafił, różne rzeczy walały się po podłodze... bo spadły... albo nie było ich gdzie położyć ) A po paru zjedzonych WAŻNYCH RZECZACH... znalazło się miejsce wyżej
Komentarz
U nas się sprawdza w 99%.
Używałam go tylko przy dwójce dzieci. Potem to alantan (o wiele tańszy i tak skóry nie wysusza) i tormentiol. Choć nie wiem czy bym chciała sofę po tormentiolu...
teraz używam linomagu chyba że coś poważniejszego się dzieje to sudo.
A faktycznie jak dzieci za długo są cicho to trzeba sprawdzić;-)
A wracając do tematu wątku to ja niestety jestem bałaganiarą, tzn lubię mieć ładnie poukładane ale robię to zrywami a potem moja szuflada zaczyna żyć własnym życiem. Nie znalazłam niestety na to recepty jak w sobie nawyk układania w szafach wyrobić. To chyba dla mnie praca na lata.
A mój mąż ma wszystko równo w kosteczkę i tak cały czas...
:-*
Dokładnie jak u mnie. Mamnapady "kosteczkowania" dwa razy lub trzy w roku! Międzyczasie... Luzik w szafie. Tzn u mnie. Nie u męża, ani u dzieci.
Wiecznie wydaje mi się że ciasno w szafie. Choć regularnie ciuszki rozdaję siostrom albo koleżankom, nie ma niejsca. Chyba od wilgoci.
:-?
)
)
Toż to jakaś mania! Raz na tydzień nie wystarczy? :-B
)
bałagan lubię ogarniać, bo chlewu wokół siebie nie zniosę. tak więc chodząc po mieszkaniu cały czas coś zbieram, podnoszę, przestawiam i w ten sposób nie mam wieczorem zdemolowanego doszczętnie domu, którego nie miałabym siły sprzątać.
i jeszcze przygotowywanie jedzenia. to co potrzebuję mam na blacie, jak skończę użwać od razu chowam, na bieżąco w miare możłiwości zmyję. i tak jak skończę gotować to kuchnia jest już od razu ogarnięta. jak mój mąż gotuje to kuchnia po wszystkim nadaje się do remontu. nie mówiąc juz o zasadzie "ja gotuję, ja zmywam, mój mąż gotuje, ja zmywam"
~X(
Muszę powiedzieć, że na mnie mój Brunek miał bdb wpływ, w sensie sprzątania. Jak do mnie trafił, różne rzeczy walały się po podłodze... bo spadły... albo nie było ich gdzie położyć ) A po paru zjedzonych WAŻNYCH RZECZACH... znalazło się miejsce wyżej