Proszę o modlitwę za @Dori. Biedna nie wierzy już, ze kiedykolwiek urodzi. Finish ciąży, już po terminie, ale małej Tosi się na świat zupełnie nie śpieszy. Więc proszę o wsparcie +++
+++ dzięki @Haku za wątek, myślę o naszej Dori codziennie, ale nie piszę do niej żeby jej jakoś nie drażnić, bo wyobrażam sobie, że pewnie cała rodzina sobie przypomniała, że przecież ma termin porodu i dlaczego jeszcze nie rodzi. Obstawiam Trzech Króli
+++ dzięki @Haku za wątek, myślę o naszej Dori codziennie, ale nie piszę do niej żeby jej jakoś nie drażnić, bo wyobrażam sobie, że pewnie cała rodzina sobie przypomniała, że przecież ma termin porodu i dlaczego jeszcze nie rodzi. Obstawiam Trzech Króli
Zachęcałam ją aby wybrała się do Ciebie z wizytą, gdyż na pewno nie będziesz pytać czy zaraz umrze
słusznie zachęcałaś. Sama ją chyba zachęcę, zachęcona Twym wpisem Jakby w tych Trzech Króli nie urodziła to mogę ją osobiście porwać z chałupy celem nakarmienia obiadem. @Dori, z pn zupa z buraczków i fasolka po bretońsku. Kto wie, kiedy znowu zjesz
@Haku wiesz co to zostaw ten wątek i dzwoń do brata, do mnie też dziś siostra nie zadzwoniła, a śmiać mi się chce, bo wczoraj dzwoniła i przedwczoraj i jeszcze mówiła, że na pewno zadzwoni .
I nawet dziś się z mamą śmiałyśmy, że jak Ona codziennie dzwoniła, to dziś na pewno zapomni, bo pomyśli, że już gadałyśmy haha.
Da radę - sama dwóch pierwszych chłopaków z dwa tygodnie po terminie rodziłam. Czyli w terminie. Rodzę wtedy, gdy już stracę nadzieję, że kiedykolwiek urodzę. Tym razem było tak samo:) Dori, głowa do góry. Każda ciąża kiedyś się kończy.
Da radę - sama dwóch pierwszych chłopaków z dwa tygodnie po terminie rodziłam. Czyli w terminie. Rodzę wtedy, gdy już stracę nadzieję, że kiedykolwiek urodzę. Tym razem było tak samo:) Dori, głowa do góry. Każda ciąża kiedyś się kończy.
Tja. Ja też ciąże pojedyncze nosiłam bardzo długo. Pamiętam ten stres oczekiwania. Miałam ochotę udusić każdego, kto pytał, kiedy urodzę...
Dziękuję za wsparcie i modlitwę. Wczoraj wieczorem miałam kryzys po którym nastąpił dziś przełom i jest już dobrze mimo, że nadal nie urodziłam.
Cały mój problem zaczął się od tego że termin z miesiączki miałam ustalony na 29.12 i taki też wpisany do karty ciąży. Mimo że ze wszystkich usg wynikało że dziecko jest młodsze i że termin mam bardziej na styczeń. Nie mniej jednak lekarz kazał mi się stawić w szpitalu w dniu terminu z miesiączki. Co też głupio zrobiłam bo zaczęła się niepotrzebnie nakręcać atmosfera. W szpitalu powiedzieli że bez względu na to jaki termin mi wychodzi z usg po 10 dniach od terminu z miesiączki kładą mnie na patologię ciąży... No i zaczęło się... spacery, szybkie marsze, schodzenie po schodach, mycie okien, kino, duże zakupy ... i wizyty w szpitalu co 2 dni (ktg, usg, badanie) i telefony rodziny i przyjaciół.... a tu naprawdę nic... kolejne badanie (szyjka zamknięta). Za każdym razem jak mówiliśmy rodzinie że jedziemy na kontrole to i tak wszyscy słyszeli że jedziemy rodzić i potem rozczarowanie wszystkich że wracamy do domu. szczytem było już jak moja mama zapłakana powiedziała żebyśmy się nie dali tak odsyłać i żebym się tam już w tym szpitalu położyła i nie wracała bo w rodzinie był taki przypadek że.... i tu jakaś drastyczna historia...
Załamana już faktem że nigdy nie urodzę pojechaliśmy dziś rano kolejny raz do szpitala i nastąpił przełom. Wreszcie trafiliśmy na lekarkę która popatrzyła trzeźwym okiem na to wszystko (policzyła sobie datę porodu z pierwszego usg, spojrzała na perfekcyjne ktg, łożysko i ilość płynu owodniowego z ostatnich kilku wizyt oraz przemyślała zdanie "moje cykle trwają raczej długo") i ustaliła że oficjalny termin mamy na 5 stycznia i tego się mamy trzymać. Przestała nas straszyć patologią ciąży. Powiedziała że to jest naprawdę bez sensu żebym przyjeżdżała co dwa dni skoro dopiero dziś mam termin i jestem okazem zdrowia a szyjka zaczęła być otwarta i miękka. Kazała nam przyjechać dopiero w czwartek i tym sposobem dała Tosi trochę więcej czasu żeby wyszła po dobroci bez sztucznego wywoływania i mojej wizyty na oddziale patologi ciąży.
Komentarz
dzięki @Haku za wątek, myślę o naszej Dori codziennie, ale nie piszę do niej żeby jej jakoś nie drażnić, bo wyobrażam sobie, że pewnie cała rodzina sobie przypomniała, że przecież ma termin porodu i dlaczego jeszcze nie rodzi.
Obstawiam Trzech Króli
Albo w poniedziałek, gdyż Tata ma wówczas kupę rzeczy do załatwienia
Jakby w tych Trzech Króli nie urodziła to mogę ją osobiście porwać z chałupy celem nakarmienia obiadem. @Dori, z pn zupa z buraczków i fasolka po bretońsku. Kto wie, kiedy znowu zjesz
edit: na życzenie mogę zmienić menu
5 stycznia dobra data, wiem co mówię
To samo jej powiedziałam!
Ale była i nic...
I schody zaliczyła i inne rzeczy.
Wierszyk:
Tosiu kochana, wychodź z brzuszka mamy,
bo jak nie wyjdziesz, to się pogniewamy!
Masz jutro urodziny?
4 też dobry, ale chyba Dori już dziś nie urodzi, wielka szkoda .
@Haku, bo Cię walnę z półobrotu. Przejrzyj se wątki, a potem przyjdź mnie przepraszać .
BTW mój TU - termin urodzenia przez moją mamę był koło 25 stycznia.
Twój wątek, do którego powoli zmierzam przypomina mi, ze dalej do brata nie zadzwoniłam.
@Haku wiesz co to zostaw ten wątek i dzwoń do brata, do mnie też dziś siostra nie zadzwoniła, a śmiać mi się chce, bo wczoraj dzwoniła i przedwczoraj i jeszcze mówiła, że na pewno zadzwoni .
I nawet dziś się z mamą śmiałyśmy, że jak Ona codziennie dzwoniła, to dziś na pewno zapomni, bo pomyśli, że już gadałyśmy haha.
ehhhhhhhhh to już rok
a pamiętam jak rok temu kładłam się spać i nic nie przeczuwałam, a o północy obudziły mnie odpływające wody
a tu leży teraz moja maleńka, kaszle i co chwile cycka woła
no ale fajna jest
Cały mój problem zaczął się od tego że termin z miesiączki miałam ustalony na 29.12 i taki też wpisany do karty ciąży. Mimo że ze wszystkich usg wynikało że dziecko jest młodsze i że termin mam bardziej na styczeń. Nie mniej jednak lekarz kazał mi się stawić w szpitalu w dniu terminu z miesiączki. Co też głupio zrobiłam bo zaczęła się niepotrzebnie nakręcać atmosfera. W szpitalu powiedzieli że bez względu na to jaki termin mi wychodzi z usg po 10 dniach od terminu z miesiączki kładą mnie na patologię ciąży... No i zaczęło się... spacery, szybkie marsze, schodzenie po schodach, mycie okien, kino, duże zakupy ... i wizyty w szpitalu co 2 dni (ktg, usg, badanie) i telefony rodziny i przyjaciół.... a tu naprawdę nic... kolejne badanie (szyjka zamknięta). Za każdym razem jak mówiliśmy rodzinie że jedziemy na kontrole to i tak wszyscy słyszeli że jedziemy rodzić i potem rozczarowanie wszystkich że wracamy do domu. szczytem było już jak moja mama zapłakana powiedziała żebyśmy się nie dali tak odsyłać i żebym się tam już w tym szpitalu położyła i nie wracała bo w rodzinie był taki przypadek że.... i tu jakaś drastyczna historia...
Załamana już faktem że nigdy nie urodzę pojechaliśmy dziś rano kolejny raz do szpitala i nastąpił przełom. Wreszcie trafiliśmy na lekarkę która popatrzyła trzeźwym okiem na to wszystko (policzyła sobie datę porodu z pierwszego usg, spojrzała na perfekcyjne ktg, łożysko i ilość płynu owodniowego z ostatnich kilku wizyt oraz przemyślała zdanie "moje cykle trwają raczej długo") i ustaliła że oficjalny termin mamy na 5 stycznia i tego się mamy trzymać. Przestała nas straszyć patologią ciąży. Powiedziała że to jest naprawdę bez sensu żebym przyjeżdżała co dwa dni skoro dopiero dziś mam termin i jestem okazem zdrowia a szyjka zaczęła być otwarta i miękka. Kazała nam przyjechać dopiero w czwartek i tym sposobem dała Tosi trochę więcej czasu żeby wyszła po dobroci bez sztucznego wywoływania i mojej wizyty na oddziale patologi ciąży.