A jeszcze nikt o tym nie wspomniał, więc uczynię to teraz. Na pierwszy pokaz bikini nie chciała pójść żadna modelka, więc wynajęto w tym celu striptizerki. A tu wypowiedź amerykańskiego odpowiednika polskiego ks. Pawlukiewicza nt. bikini:
„(...) choć zasada czystości jest jednakowa dla wszystkich chrześcijan wszystkich epok, zasada właściwego postępowania jest zmienna. Dziewczyna na wyspach Pacyfiku, która prawie nic nie ma sobie i wiktoriańska dama w całości okryta ubraniami mogą być tak samo <skromne> czy też przyzwoite według standardów własnego społeczeństwa – a przy tym niezależnie od ubioru obie mogą być jednakowo czyste (lub jednakowo nieczyste)” - tak przed o zasadzie skromności w stroju, pisał, wybitny (choć nie pozbawiony wyraźnie heretyckich i modernistycznych inklinacji), apologeta chrześcijański, C. S. Lewis. Wydaje się, iż jego sposób rozumienia kanonów skromności, przeniknął myślenie ogromnej większości chrześcijan. Ilekroć bowiem przytacza się tradycyjnie katolickie zasady skromnego odziewania się, tylekroć słyszy się argumentację w stylu: "Nie można aplikować reguł, które tworzone były w czasach, gdy odsłanianie kostek u nóg stanowiło zgorszenie, do współczesności, w której odsłonięte pępki stają się kulturową normą. To co do nieczystości pobudzało dawniej, dziś nie czyni już żadnego wrażenia. Wszystko w dziedzinie skromności strojów, zależy od określonych czasów, kultury, a nawet warunków pogodowych, panujących na danym terenie geograficznym. Publiczne chodzenie nago w Europie i Ameryce Północnej jest nieskromne, ale już np. w Afryce będzie zgodne ze wstydliwością i skromnością, nie stanowiąc dla jej mieszkańców zagrożenia". Ten sposób myślenia, sukcesywnie przyzwala na coraz dalej posunięte odsłanianie i eksponowanie swego ciała. „Krótkie spódniczki, głębokie dekolty, odsłonięte brzuchy? - ach, nie bądźmy tacy purytańscy, kiedyś wszak kobieta nie mogła pokazać nawet kostek, a papieże zakazywali odsłaniania dekoltu na szerokość trzech palców, poza tym dobrze jest, gdy niewiasta wygląda kobieco. Bikini na plaży? W czym problem? Przecież nie będziemy cofać się do czasów, w których plaże rozdzielano, według płci. A poza tym, wszyscy tam są podobnie ubrani, co eliminuje (albo przynajmniej) ryzyko zgorszenia i pobudzenia do grzechu”. Ktoś mający choć trochę zdrowego rozsądku i historycznego rozeznania co do ewolucji pewnych kulturowych norm i zachowań, może łatwo przewidzieć dalszy rozwój tak relatywnie rozumianych kanonów skromności. Córki matek, które dziś – w zarysowany powyżej sposób – usprawiedliwiają bikini na plaży, w ten sam sposób będą tłumaczyć praktykowanie przez siebie w owych miejscach stroju „topless” (co zresztą już jest normą na zachodnich plażach i stopniowo zaczyna być akceptowane w Polsce), zaś w miejsce dzisiejszych minispódniczek i bluzek z dekoltami, które są normą w ciepłe dni na naszych ulicach, pojawi się pewnie coś w rodzaju ulicznego bikini. Jaki argument będzie w stanie to powstrzymać, jeśli założy się, iż nie ma żadnych uniwersalnych i obiektywnych zasad skromnego odziewania się? W tym artykule pragnę przedstawić argumenty na rzecz przeciwnej tezy, a mianowicie tego, iż istnieją uniwersalne i obiektywne kanony wstydliwego stroju, gestów i zachowania się, a więc nie wszystko w tej sferze można uzależniać od zmieniających się czasów, kultury czy warunków klimatycznych.
Części ciała „skromne i mniej skromne” Tradycyjni moraliści katoliccy zwykli rozróżniać pomiędzy tzw. skromnymi częściami ciała, do których zaliczali twarz oraz ręce oraz „mniej skromnymi” partiami ciała, którymi mają być piersi, brzuch, pośladki, łono oraz uda. Odsłanianie lub/i eksponowanie (np. poprzez obcisły krój stroju) owych „mniej skromnych części ciała, miało być (poza pewnymi nadzwyczajnymi i wyjątkowymi sytuacjami, typu wizyta u lekarza) moralnie naganne, niedozwolone i grzeszne. W ustanawianych przez siebie nakazach, przepisach i poleceniach dotyczących skromnego odziewania się, Kościół katolicki przez wieki, kierował się owym tradycyjnym rozróżnieniem. Tak więc, oprócz ogólnych wezwań do zachowania skromnego stroju, władze kościelne, nakazywały m.in.:
powstrzymywać się przed odwiedzaniem publicznych łaźni, gdyż przebywało się tam nago lub prawie nago, nieraz w mieszanym płciowo towarzystwie (by się o tym przekonać wystarczy bardziej uważnie przeczytać uchwały wczesnochrześcijańskiego synodu w Laodycei);
nauczać pogańskie ludy, iż mają porzucić zwyczaj chodzenia nago (czynił tak św. Pius V w dekrecie skierowanym do ówczesnych biskupów Brazylii;
zakrywać uda, kolana, brzuchy, pośladki, klatkę piersiową, ramiona, plecy (polecali tak m.in.: bł. Innocenty XI, biskupi Niemiec, Pius XI za pośrednictwem swego Wikariusza Generalnego)
wystrzegać mieszanych plaż i kąpielisk (vide: napomnienia kardynałów, biskupów, a nawet całych episkopatów Austrii, Niemiec czy Hiszpanii).
Chociaż, w ciągu wieków, różnie bywało z konsekwentnym trzymaniem się katolickich i chrześcijańskich społeczeństw wyżej nakreślonych zasad skromności w sposobie ubierania się, to z pewnością – generalnie rzecz biorąc – jeszcze do początku XX wieku, mody, jakie panowały w tym zakresie, uwzględniały dużą część spośród owych kanonów. Tak więc, nawet jeśli w pewnych wiekach, niewiasty pozwalały sobie na głębokie dekolty, to jednak zawsze nosiły przy tym długie suknie. Dopiero od jakichś ostatnich 80 – 90 lat, w obrębie naszej cywilizacji popularyzowane są niewieście stroje, które stopniowo, acz wytrwale niszczą poczucie wstydliwości w dosłownie wszystkich aspektach, odsłaniając lub eksponując (np. poprzez obcisły krój) wszystkie z części ciała, które tradycyjnie uważano za „mniej skromne”. Zazwyczaj, pierwszą reakcją na wskazane wyżej rozróżnienia pomiędzy „skromnymi” i „mniej skromnymi” partiami ciała są kpiny, śmiechy oraz próba ich relatywizowania (w stylu o którym już pisałem, a więc „Ach, kiedyś to nawet widok odsłoniętej łydki gorszył. Dziś są inne czasy”). Tymczasem jednak zdrowy rozsądek, naturalne wyczucie i znajomość ludzkiej natury podpowiadają nam, iż ów tradycyjny podział jest zasadniczo słuszny. Któż bowiem postawi znak równości pomiędzy patrzeniem komuś w oczy, a zerkaniem w dekolt, uściśnięciem dłoni, a złapaniem za udo czy pośladki, pocałunkiem w policzek, a cmoknięciem w brzuch??? Nikt poważny nie będzie twierdził czegoś podobnego, gdyż wszyscy wiemy albo przynajmniej wyczuwamy, iż pewne części ciała znacznie bardziej rozbudzają zmysłowość seksualną, aniżeli inne. Oczywiście, pewne szczegółowe, drobne elementy skromnego ubioru, mogą się, w zależności od różnych okoliczności zmieniać. Nie rzecz w tym, by utrzymywać, że np. rozporządzenie Piusa XI, w którym piętnowano dekolty większe niż „na szerokość dwóch palców mierząc od szyi” albo rękawy odsłaniające łokcie, obowiązują i dziś dokładnie w każdym punkcie, gdyż w sposób absolutny i niezmienny określają co jest nieskromnym, a co przyzwoitym ubiorem. Z pewnością śmiesznym byłoby uznanie za nieskromne publiczne pokazywanie się kobiet w sukni z rękawami sięgającymi połowy ramienia, dekoltem na szerokość trzech palców oraz lekko odsłaniającej kolana (a właśnie taką moralną ocenę implikowałoby ścisłe trzymanie się zasad wyznaczonych w tej mierze przez Piusa XI). Czy to jednak oznacza, że na podobnej zasadzie należy zrelatywizować moralną dezaprobatą dla dopasowanych do figury strojów, kostiumów bikini a nawet topless, krótkich spodenek, obcisłych sukienek, bluzek i spodni, głębokich dekoltów, rozcinanych spódnic, mini spódniczek, t-shirtów odsłaniających pępki i tym podobnych rodzajów odzienia??? Oczywiście, że nie. Nieskromność publicznego noszenia takich strojów zasadza się bowiem nie na pewnych zmiennych, bo uwarunkowanych kulturowo i historycznie szczegółowych przesłankach, ale wynika z samej natury naszego ciała i naszej seksualności. Po prostu Pan Bóg już tak stworzył nasze ciała, iż pewne ich rejony są znacznie bardziej „seksualne” od innych. I dlatego te „mniej skromne” części ciała, powinny być raczej zasłaniane przed widokiem innych, aniżeli odsłaniane i uwypuklane przez krój stroju. Każdy mężczyzna może też poświadczyć bliski związek zachodzący pomiędzy oglądaniem widoków nagości i pół-nagości, a grzechami nieczystości. Część mężczyzn ucieka od tego rodzaju widoków, a część chętnie z nimi obcuje, ale trudno byłoby znaleźć takich, którzy zaprzeczyliby, iż ich oglądanie inspiruje do pożądliwych spojrzeń, myśli i pragnień. Najzwyczajniej w świecie patrzenie na atrakcyjnie wyglądające niewiasty odziane w stroje typu minispódniczka czy bikini jest dla prawie wszystkich mężczyzn bardzo niebezpieczne. Tak było, jest i będzie. Nie jest to bowiem kwestia zmieniającej się kultury czy warunków klimatycznych, ale samej natury naszej seksualności. I nie chodzi tu bynajmniej o rzekome każdorazowe podniecenie seksualne, jakie miałoby się wiązać z patrzeniem na takie widoki. Można być wszak kuszonym do grzechów nieczystości bez odczuwania przy tym określonego rodzaju stanów fizjologicznych. 25-letni mężczyzna zatrzymujący swój wzrok dłużej na okładce CKM i Playboya najprawdopodobniej nie będzie wskutek tego odczuwał seksualnego podniecenia. Czy to jednak oznacza, że nie będzie w ten sposób kuszony do pożądliwych spojrzeń i myśli? Bynajmniej. Im dłużej będzie patrzył na okładki tych pism, tym łatwiej będzie mu zajrzeć do ich środka, by później później już podniecać się seksualnie obrazami tam umieszczonymi. Owszem, jak ktoś się uprze, może powoływać się na przypadki rozmaitych fetyszystów, których pociągają bardziej stopy aniżeli piersi, ale tego sposób rozumowania przypomina „argumentację” tych, którzy twierdzą, iż nie da się zdefiniować pornografii, powołując się na wypadek człowieka odczuwającego podniecenie seksualne za każdorazowym słuchaniem hymnu USA … Da się jednak zdefiniować uniwersalne i obiektywne kanony tego zaliczamy do pornografii, tak jak można to uczynić w stosunku do nieskromnego stroju. Wystarczy tylko trochę zdrowego rozsądku, naturalnego wyczucia, a mniej skupiania się na ekscentrycznych wyjątkach i dewiacjach. Skromna nagość cnotliwych Dzikusów?
Zwolennicy relatywistycznego podejścia do kanonów skromności twierdzą jednak, iż społeczności, w których, ze względu na panującą tam pogodę, zwyczajowo chodzi się półnago lub nago, potrafią strzec zasad czystości seksualnej. Mielibyśmy więc tu do czynienia ze „skromną nagością” ludów pierwotnych. Czy aby na pewno jest to jednak prawda? Można mieć ku temu duże wątpliwości. Nieco bardziej uważne spojrzenie na obyczajowość seksualną ludów i narodów, które od wieków praktykują publiczny negliż lub półnagość, przekonuje raczej do przeciwnej tezy. Niemal wszędzie, gdzie rozpowszechniony był lub jest ów zwyczaj, tam widać bardziej swobodne życie seksualne, a więc np. większą społeczną akceptację dla poligamii, nierządu czy cudzołóstwa. Dobitnym tego przykładem jest Afryka, gdzie w skutek opłakanego stanu moralności seksualnej, całe narody wymierają na AIDS. Nie jest to jednak dziwne, gdy zważymy, iż przeciętny afrykański mężczyzna w swym życiu potrafi utrzymywać kontakty z dziesiątkami, a nawet setkami kobiet. Do tego można jeszcze wspomnieć choćby o takich tradycyjnych – przynajmniej dla pewnych rejonów Afryki- praktykach jak: „wypożyczanie” gościom żon; molestowanie i gwałcenie dziewic, nieraz motywowane wiarą w to, iż kontakt seksualny z takową dziewczyną leczy AIDS. Dodajmy, że w rejonach Afryki, w których dominuje religia muzułmańska, a związku z czym niewiasty chodzą tam skromnie odziane, poziom występowania HIV i AIDS jest znacznie mniejszy niż tam, gdzie stroje są nieskromne i bezwstydne. Co więcej, wyższy poziom rozwiązłości seksualnej, można zaobserwować nawet w tych krajach, które od wieków są katolickie, ale w związku z ich geograficznym usytuowaniem przez większość czasu panuje tam ciepła pogoda, co z kolei prowokuje do śmielszego odsłaniania i eksponowania swego ciała. W Ameryce Łacińskiej zdecydowana większość dzieci pochodziła z nieprawego łoża (w XIX-wiecznym Ekwadorze takich dzieci było nawet 75 procent), istniało (i wciąż istnieje) szeroko rozwinięte przyzwolenie na cudzołóstwo w wykonaniu mężczyzn . W zastraszających rozmiarach szerzyła się tam prostytucja (np. w latach 50-tych XX wieku, w liczącym wówczas 520 tysięcy kolumbijskim mieście Cali istniało 2600 domów publicznych z 13 000 zatrudnionych tam prostytutek, co daje ok. 5 procent całej żeńskiej populacji tego miasta). Ideałem latynoskiego mężczyzny od dawna stanowi tzw. machos, a więc osobnik, który z założenia źle traktuje swą żonę (zdradza ją i bije), a wyznacznikiem prawdziwej męskości dla niego jest posiadanie licznych kochanek, wizyty w domach publicznych, itp. Powyższe, w dużej mierze, dotyczy też Włoch, czego jednym z przejawów był bardzo przyzwalająca postawa mieszkańców tego kraju wobec domniemanych wybryków seksualnych premiera Silvio Berlusconiego. Żadnych złudzeń
Skromność strojów nie jest zatem w całości uwarunkowana przez zmieniające się okoliczności kulturowe czy warunki klimatyczne. Istnieją pewne naturalne i zdroworozsądkowe kryteria, wedle których można określić obiektywne i uniwersalne kanony w tej dziedzinie. Tradycyjni moraliści katoliccy w miarę trafnie rozeznali je, dzieląc nasze ciała na jego „skromne” i „mniej skromne” części. Dlatego też prawdziwie skromny strój powinien zasłaniać i nie eksponować takich części ciała jak piersi, brzuch, uda, pośladki, łono czy plecy. I nie chodzi bynajmniej o to, by wszystkie niewiasty ubierały się w burki, hijaby czy też worki po kartoflach. Skromny strój może być połączone z dyskretnym podkreślaniem niewieściego piękna. Kto oglądał zdjęcia dziewcząt i kobiet z amerykańskiej rodziny Duggarów ten wie o czym piszę.
W zeszłym roku objeżdżałam turecką część Azji Mniejszej. Pasjonował mnie powrót młodych muzułmańskich kobiet do tradycyjnych strojów.
W ostatnich latach wzrosła czterokrotnie ilość zakrytych kobiet w wielkich miastach, choć od czasów ojca narodu - Mustafy Kemala (Ataturka) nad świeckością państwa i nakazem odkrywania kobiecych głów w szkołach i na uczelniach czuwa wojsko.
Rozmawiałam z młodymi kobietami i licealistkami.
Chusty na głowach są "przeciw-ataturkowe". Wśród młodych kobiet jest wiele "turbaned feminists", których hasło przewodnie to "osobowość" , a nie seksualność".
Ta kobieta powiedziała mi: "To nasz wybór i styl życia! W życiu nie zrezygnowałabym z chusty. Dla mnie to sposób pokazania, kim jestem i w co wierzę. I nie chodzi tu tylko o religię, ale o sposób życia".
One głęboko gardzą roznegliżowanymi, zachodnimi kobietami.
Dokumentowałam też życie plażowe kobiet w Turcji, na plażach użytkowanych głównie przez rodziny tureckie. Większość kobiet jest całkowicie zakryta. Mają na sobie całe "konstrukcje" pod sukniami, uniemożliwiające przyklejenie się mokrego materiału do ciała.
Kobiety, których nie stać na plażowe kreacje, ubrane są normalnie, często w swetry. Dziewczynki również kąpią się w pełnym stroju.
Tu kobieta odziana była szczelnie łącznie z głową. Kiedy małżonek i synowie szli się kąpać, dodatkowo obsypywali mamusię piaskiem, aby się jej materia nie uniosła na wietrze.
Chodzi nam w szczególności o wstyd seksualny. Zewnętrzne jego przejawy wiążą się z ciałem - jest to w pewnej mierze po prostu wstyd ciała. W szczególny sposób przedmiotem wstydu są te części i organy ciała, które stanowią o jego seksualnej odrębności. Istnieje wśród ludzi prawie powszechna dążność do ich ukrywania przed okiem innych, zwłaszcza zaś przed okiem osób drugiej płci. Tym się tłumaczy w dużej mierze potrzeba unikania nagości ciała. Oczywiście, że działają tutaj również inne względy, zwłaszcza potrzeba samoobrony organizmu przed zimnem, co jest najściślej związane z klimatem. Tym znów tłumaczy się częściowa lub nawet całkowita nagość u ludów pierwotnych, żyjących w okolicach podzwrotnikowych. Wiele faktów z ich życia wskazuje na to, że nagość ciała nie utożsamia się w prosty i jednoznaczny sposób z bezwstydem. Tak, więc np. przejawem bezwstydu dla niektórych ludów pierwotnych jest - wręcz przeciwnie - zakrycie tych części ciała, które u innych bywają odsłonięte. Działa tu, więc z pewnością również przyzwyczajenie, nawyk zbiorowy, wytworzony na tle panujących warunków klimatycznych. Obnażanie ciała jest wówczas przede wszystkim prostą funkcją przystosowania organizmu do tych warunków, tak, że nie dostrzega się w nim bezpośrednio żadnej innej intencji; intencja taka natomiast może się łatwo kojarzyć z ukrywaniem tych części ciała, które stanowią o seksualnej odrębności kobiety i mężczyzny. Okazuje się, że strój może służyć nie tylko do ich ukrycia, ale również w jakiś sposób do ich uwydatnienia. Wstyd seksualny nie utożsamia się, więc w sposób prosty z samym stosowaniem stroju, tak jak bezwstyd nie utożsamia się z jego brakiem i z całkowitą lub częściową nagością ciała. To jest czynnik uboczny i warunkowy. Można najwyżej stwierdzić, że dążność do osłaniania ciała oraz tych jego części, które stanowią o odrębności płciowej kobiety i mężczyzny, idzie w parze ze wstydem seksualnym, ale istoty jego nie stanowi.
Wspomnieliśmy już mimochodem o sprawie stroju czy ubrania... Jest to jedna z tych spraw szczegółowych, wokół których narasta najczęściej problem wstydu i bezwstydu. Trudno znów wnikać w całą szczegółową specyfikę tego zagadnienia, w niuanse mody kobiecej czy męskiej. Problem wstydu i bezwstydu na pewno łączy się z tą sprawą, chociaż może nie w taki sposób, jak się na ogół mniema. Wiadomo, że strój może się w różny sposób przyczynić do uwydatnienia wartości sexus, dodajmy, jeszcze: w różny sposób przy różnych okazjach, jeśli nawet abstrahujemy od dyspozycji wrodzonych lub nabytych u danej jedenastki. Uwydatnienie wartości sexus Przez strój jest zresztą nieuniknione i bynajmniej nie musi się kłócić ze wstydem. Bezwstydne w stroju jest to, co wyraźnie przyczynia się do rozmyślnego przesłonięcia najbardziej istotnej wartości osoby przez wartości seksualne, co "musi" budzić taką reakcję, jakby osoba ta była tylko, możliwym sposobem użycia" ze względu na sexus, a nie "możliwym" przedmiotem miłości ze względu na swą wartość osobową.
Zasada jest prosta i oczywista, jej zastosowanie natomiast w, konkretnych wypadkach należy już do poszczególnych jednostek oraz do całych środowisk i społeczeństw. Sprawa stroju jest zawsze sprawą społeczną, jest, więc funkcją zdrowego (lub niezdrowego) obyczaju. Trzeba tylko podkreślić, że jakkolwiek względy natury estetycznej wydają się tutaj decydujące, to jednak nie są, one i nie mogą być wyłączne; obok nich i wraz z nimi istnieją względy natury etycznej. Niestety człowiek nie jest istotą tak doskonałą, aby widok ciała osoby, zwłaszcza osoby drugiej płci, budził w nim tylko bezinteresowne upodobanie i w ślad za tym proste umiłowanie tej osoby. W rzeczywistości budzi on również "pożądanie", czyli chęć użycia, skoncentrowaną na wartościach sexus z pominięciem istotnej wartości osoby. I z tym trzeba się liczyć.
Nie znaczy to jednak bynajmniej, ażeby bezwstyd ciała utożsamiał się po prostu i wyłącznie z jego całkowitą lub częściową nagością. Są okoliczności, w których nagość nie jest bezwstydna. Jeśli ktoś wykorzystuje ją wówczas jako okazję do potraktowania osoby w roli przedmiotu użycia (choćby w aktach wewnętrznych), to tylko on dopuszcza się bezwstydu (przeżycia), a nie ta osoba. Sama nagość ciała nie jest jeszcze równoznaczna z bezwstydem ciała; bezwstyd ten, zachodzi tylko wówczas, kiedy nagość spełnia negatywną funkcję w stosunku do wartości osoby, kiedy celem nagości jest budzenie pożądliwości ciała; przez co stawia się osobę w pozycji przedmiotu użycia. Dokonuje się wówczas jakby depersonalizacja poprzez seksualizację.
Brawario, przeczytaj sobie całe Miłość i odpowiedzialność. Może coś Ci pyknie w mózgu.
Czytałem już kiedyś te fragmenty. Z częścią z nich się zgadzam, część uważam za niejasne i wymagające poprawnej wykładni w tradycyjnym duchu, a z częścią cóż nie zgadzam się. I mam do tego pełne prawo, bo to jest dzieło teologa Karola Wojtyły, a nie encyklika bł. Jana Pawła II.
katarzynamarta Tak masz racje przy innych strojach bikini tu prezentowanej ZNACZNIE widać różnice bo zakrywają większą cześć ciala :-)) Ciekawe czy za 30 lat (o ile Pan Bóg zechce by świat jeszcze istniał|) bedziemy toczyły spor o to czy na plaży bedzie można opalać sie nago czy jeszcze trzeba bedzie przykryć to i owo listkami figowymi.No bo coż jeśli taka kultura i zwyczaje beda panowały.
Gielki, optymistka z Ciebie
30 lat!!!
Wystarczy, ze juz w TYM roku pojedziesz na wakacje na kilka europejskich plaz (i mam na mysli zwykle publiczne plaze, nie osobne oznakowane dla naturystow)
Uwaga, teraz tylko przedstawie scenke rodzajowa, sami sobie zdecydujcie czy idziemy w dobrym kierunku
Pracowalam kiedys na plazy na wybrzezu Morza Srodziemnego, razem z mezem. Mielismy w tej pracy bardzo duzo kontaktu z klientami.
No i tak:
1. przez kilka sezonow takiej pracy nie udalo mi sie zobaczyc ANI RAZU stroju jednoczesciowego
2. bikini na sznureczkach to byla "oczywista oczywistosc" i po prostu standard
3. aaaale, zeby nie bylo nudno , standard z roku na rok byl coraz czesciej ubogacany:
- panie w samych stringach
- panowie w stringach
- golasy na zwyklej plazy
Jeszcze jak sobie ktos lezy na swoim reczniku, mozesz go jakos, hmmm, probowac unikac
Ale co mozesz zrobic, gdy musisz obsluzyc klientke odziana w skape majteczki i okulary sloneczne?
Jedna z "najlepszych" scenek, jak musielismy tak ubranej pani doradzic, czy dany naszyjnik dobrze na niej lezy
Naprawde trudno jest sie w takiej sytuacji skupic na naszyjniku - i nie musisz byc erotomanem, zeby Cie nagosc rozpraszala.
Bo wlasnie tak to widze - duze fragmenty odslonietego ciala po prostu rozpraszaja - abstrahujac od ekscytowania czy nie 16- czy wiecej latkow, od siania zgorszenia czy nie.
Bardzo ciezko sie rozmawia z kims bardzo skapo odzianym, czy to na plazy, czy poza nia. I wiem co mowie, naprawde, bo sporo na plazach roznych swoje przepracowalam.
Wiec na takim etapie jest bardziej posunieta na drodze do "nowoczesnosci" zachodnia Europa - tacysmy pewni, ze do tego nie dojdziemy???
PS.
Moje wnioski po przeczytaniu tej dyskusji:
1. Uderz w stol, a nozyce sie odezwa
2. Jak nie wiadomo, co napisac, najlepiej pojechac jakims, ekhem, dobrze przemyslanym argumentem personalnym
3. Malo osob zauwaza, ze Brawario - abstrahujac od tego, czy ma racje w danej dyskusji, czy nie, NIGDY NIKOGO nie atakuje personalnie i nikomu nic nie sugeruje, tylko odnosi sie do ZJAWISK ogolnych, trendow, kierunku, w jakim zmierza dana tendencja spoleczna. Na co najpowszechniejsza reakcja jest wziecie jego slow osobiscie do siebie i obrazenie sie
Policzmy do 10, wszyscy, a potem rozmawiajmy dalej
Osobiscie mysle, ze jest duzo osob noszacych bikini, ktore CHCA byc skromne, ktore MYSLA, ze sa skromne, ba, ktore nawet w sumie SA skromne POMIMO bardzo odslonietego ciala.
Ale jako zjawisko, to konkretne zjawisko, ktore sie pojawilo w naszej konkretnej kulturze, w konkretnych okolicznosciach, czy takie coraz mocniejsze odslanianie ciala prowadzi nas w dobra strone? I czy na pewno mozna to porownac do plemion z Amazonii, ktore byly nagie "od zawsze" i nie rozbieraja sie w ramach postepujacej kultury seksualizacji?
Zeby nie bylo, nie potepiam plazujacych rodzinek, nie uwazam, ze forumowiczki lubiace stroj dwuczesciowy celowo probuja siac zgorszenie lub nie chca wychowac swoich dzieci w skromnosci.
Ale patrze z szerszej perspektywy, staram sie zastanowic, w jakim kierunku to wszystko zmierza - a widze, ze zmierza gdzies dalej, i smiejcie sie, smiejcie, ale bikini to tylko szczebelek, co moglam sobie na zywo poobserwowac do przesytu.
Ja widze prowokacje Brawaria jako probe zmuszenia nas do refleksji - i to, ze porusza on takie tematy wlasnie tu, to znak, ze bardzo ceni tutejszych forowiczow, ze wie, ze ma tu szanse na dyskusje na poziomie (choc moze czasami jest zbytnim optymista w tej kwestii :P)
Wiecie... tak czytam tą dyskusję i tak się zastanawiam o co tu w ogóle chodzi? I wiem o co chodzi. Dla mnie temat jest zepchnięty głęboko i mało obecny w życiu bo po prostu na plażach nie bywam
I nie tylko z powodu golizny. Z wielu powodów oboje z mężem takich miejsc nie znosimy i nie bywamy. Ale... jak sobie pomyślę o sobie na plaży... Jak już raz na parę lat pojedziemy... Jak siedzę na plaży i się nie kąpię to jestem zawsze zasłonięta. Tzn mam dość mocno zabudowany strój i na to cienka koszula letnia, chusta... cokolwiek co mnie osłania. I jakoś nigdy nie zastanawiałam się nad ideologią. Dopiero jak mam wejść do wody (i tylko na ten czas) zdejmuję z siebie wierzchnie okrycie. Dlaczego? Bo po prostu czuję się goła. Nie chodzi mi o to żeby porównywać teraz czy bikini czy strój kąpielowy = bielizna. Jakoś nie bardzo mnie wyniki takich porównań obchodzą. Ja się w takim stroju czuję GOŁA. I o ile w samym takim poczuciu nie ma nic złego, o tyle jest to dla mnie okropnie nieprzyjemne, jeśli ma się na mnie gapić obcy facet siedzący obok. Ba! On nie musi nawet być obcy. Tak samo niezręcznie czułabym się przy wujku czy kuzynie. Odsłaniam całe moje ciało, wszystkie doskonałości i niedoskonałości. Wybaczcie... Taki zaszczyt jest tylko dla męża. TYLKO.
A co do mojego męża... On plaży i w ogóle przebywania na otwartym słońcu nienawidzi jeszcze bardziej niż ja
Ale pozostając w temacie stosunku do golizny plażowej... Gdybym się dowiedziałam że pod nikiem Brawario kryje się mój mąż - wcale bym się nie zdziwiła
cała ta dyskusja nie ma sensu...bo to nie forum dla fanów nudyzmu ani dla fanów bikini lub też fanów tańców zbyt śmiałych...To forum RODZIN WIELODZIETNYCH...
Nie rozumiem więc faceta co wciąż wkleja pierdoły na temat nagości i oczekuje naszych wypowiedzi...Czy ktoś z osób które bronią tez Brawaria ma problem z nagością na plaży??? Jak tak to sorki...
Ja nie mam żadnego problemu i dlatego wkurza mnie takie drażnienie jakie czyni Braw...
Powiem ze swojego doświadczenia ojca siódemki dzieci...Gdy człowiek nie prześpi wiele nocy z powodu chorób dzieci...gdy dzieciaki dadzą w kość tak że odechciewa się żyć...gdy problemy finansowe powodują siwienie głowy...to takie pierdoły jak tańce czy bikini nie mają żadnego znaczenia...
Braw takiego doświadczenia ci życzę...wtedy zrozumiesz że życie to żadna plaża...
@argento rozumiem o co chodzi Tobie czy Ance, bo tez w sumie nawet pracujac na tamtych plazach mielismy taki zapierdziel, ze ani ja, ani maz, juz tej nagosci w sumie nie widzielismy, nie liczac co po niektorych, hmmm, scenek.
Do wszystkiego mozna sie przyzwyczaic... i moze tez byc jak w tym - nie najwyzszych w sumie lotow - zarcie o ginekologu: co mysli jak wychodzi na ulice - "no, nareszcie twarze".
I wiem ze jak sie jedzie z rodzina na plaze, to pilnujac dzieci, zeby sie nie potopily, budujac zamki z piasku, itp. nie masz czasu gapic sie na innych
Ale cos w tym wszystkim jest, no nie oszukujmy sie, ma to wszystko jakis poczatek, jakis cel, kierunek, to zobojetnienie na nagosc, epatowanie nia bez mrugniecia okiem.
Ja sama w ktoryms momencie tez sie tak przyzwyczailam do tych dwuczesciowych standardow, ze wydawalo mi sie przez jakis czas normalne (tzn. stroj dwuczesciowy, niekoniecznie same majtki u pan itd.), ale teraz juz tak tego nie widze.
Ale teraz, jak juz na plazy nie pracuje, jesli mam na jakas pojechac, to tylko tak odludna, ze najblizsi plazowicze sa z pol kilometra dalej, wiec problem mnie jakos bardzo nie dotyczy
1. Brawario upomina osoby, które ubierają się raczej skromnie.
Przyklad poprosze. Cytat, w ktorym Brawario bezposrednio upomina dana osobe. Bo ja widze, ze mowi o zjawiskach, ale nigdy nie atakuje personalnie nikogo.
@Pustynna - myślę, że te co mają bikini by kusić, w większości po prostu wyginą - jaki i inni z tych szczebelków
A dalaczego mają wyginąć (np. Małgorzata)? Poza tym kobiety zakładają bikini bo tak im jest wygodniej, bo się ładnie opalą a nie po to aby podniecać facetów.....złość mnie bierze
I fajne są takie dywagacje - łapie się na tym, że nawet jak się absolutnie zgadzam, sam tok dyskusji i poziom abstrakcji skłania mnie do irracjonalnych zachowań
@Elunia nie twierdzę, że Małgorzata lub ktokolwiek, ma obowiązek czytać to co pisze Brawario lub ktokolwiek lub że dana osoba może się dzięki czytaniu czegokolwiek nauczyć z tego czego nie wie
moim zdaniem jak się komentuje czyjś artykuł, to należy go przeczytać w całości
Przeczytałam to co napisał Brawario i dla mnie jedynym zdaniem do którego bym się mogła doczepić było właśnie to ostatnie zdanie, normalnie uważam, że strzelił sobie nim w stopę, a raczej w artykuł - podobnie jak Małgorzacie nie podobają mi się stroje tych dziewczyn i nie stawiałabym ich za atrakcyjny wzór do naśladowania. Pomimo tego zakończenia, artykuł jako całość uważam za udany i zgadzam się z jego tezą. Krytykowanie ostatniego zdania uznałabym za czepialstwo, niepotrzebne "rozmywanie problemu" dlatego zastanowiło mnie czy rzeczywiście M. przeczytała całość, że zechciała skomentować akurat tylko to. Przecież jest tam o wiele więcej do komentowania jakby ktoś chciał naprawdę podyskutować a nie tylko kogoś wyśmiać.
Wiesz, ja mam zboczenie zawodowe - kocham literki. Zawsze czytam wszystko co mi się pod oczy nawinie i uważam, że ostatnie zdanie wcale nie jest kontrowersyjne, znam sporo kobiet tak się ubierających. Kwestia gustu. Dla mnie beznadziejne jest to: "Część mężczyzn ucieka od tego rodzaju widoków, a część chętnie z nimi obcuje, ale trudno byłoby znaleźć takich, którzy zaprzeczyliby, iż ich oglądanie inspiruje do pożądliwych spojrzeń, myśli i pragnień. Najzwyczajniej w świecie patrzenie na atrakcyjnie wyglądające niewiasty odziane w stroje typu minispódniczka czy bikini jest dla prawie wszystkich mężczyzn bardzo niebezpieczne. Tak było, jest i będzie. Nie jest to bowiem kwestia zmieniającej się kultury czy warunków klimatycznych, ale samej natury naszej seksualności. I nie chodzi tu bynajmniej o rzekome każdorazowe podniecenie seksualne, jakie miałoby się wiązać z patrzeniem na takie widoki. Można być wszak kuszonym do grzechów nieczystości bez odczuwania przy tym określonego rodzaju stanów fizjologicznych. 25-letni mężczyzna zatrzymujący swój wzrok dłużej na okładce CKM i Playboya najprawdopodobniej nie będzie wskutek tego odczuwał seksualnego podniecenia. Czy to jednak oznacza, że nie będzie w ten sposób kuszony do pożądliwych spojrzeń i myśli? Bynajmniej. Im dłużej będzie patrzył na okładki tych pism, tym łatwiej będzie mu zajrzeć do ich środka, by później później już podniecać się seksualnie obrazami tam umieszczonymi."
Znalezione na http://salwowski.msza.net/pub/odpowiedz-na-rozne-zarzuty-watpliwosci-i-kontrowersje.html Nawet w odniesieniu do „pozamałżeńskich” tańców damsko-męskich (dalej „tańce d-m”) nie twierdzę, iż są one, ze swej istoty (a więc w sposób absolutny, bezwarunkowy i całkowicie nieodwracalny) złe, występne i grzeszne. Innymi słowy, nie uważam, jakoby dokładnie każdy taniec d-m dokonujący się poza granicami małżeństwa był zawsze zły i moralnie niedopuszczalny. Podobnie jak nie sądzę, iż zawsze złe i zakazane są takie rzeczy jak: wspólne mieszkanie mieszanych płciowo par przed ślubem czy też nocowanie takichże par pod jednym namiotem (gdyż nie zawsze musi temu towarzyszyć intencja seksualnego współżycia); wizytowanie sex schopów (albowiem nie musi to oznaczać w każdym wypadku zamiaru napawania swego wzroku obrzydliwościami tam wystawianymi); patrzenie na atrakcyjne nagie ciała płci przeciwnej (nie zawsze bowiem musi towarzyszyć temu pożądliwość); wszelkie formy niewolnictwa (nie wszyscy bowiem z panów traktowali swych niewolników w sposób okrutny, podły i wstrętny).Teraz to ja już zgłupiałam.Takie to bikini złe, a tu Brawario sam przyznaje, że patrzenie nawet na NAGIE ciała płci przeciwnej nie jest w sumie złe.Czyli można jednak patrzeć na kobietę w bikini ( skoro można i nagą ) nie mają od raz zbereźnych, pożądliwych myśli.
Proszę czytać to w szerszym kontekście. Piszę tam, że patrzenie na nagie ciała płci przeciwnej nie jest "per se" czyli samo w sobie, zawsze i wszędzie, niezależnie od jakichkolwiek okoliczności, złe i grzeszne. I to jest prawda, wszak w innym wypadku praca ginekologa byłaby godna absolutnego potępienia. Nie zmienia to jednak tego, iż takie patrzenie jest zazwyczaj wybitnie niebezpieczne. I dlatego w normalnym porządku rzeczy, gdy nie ma ku temu naprawdę ważnej przyczyny, powinno się czegoś takiego unikać. To działa oczywiście w obie strony: powinno się unikać (w normalnym i zwyczajnym porządku rzeczy) tak patrzenia, jak i wystawiania swej nagości na pokaz.
No właśnie o tym chyba tu mowa.
Jeśli nie mam potrzeby! to się nie rozbieram.
Jeśli chcę pójść na plażę poopalać się to muszę siłą rzeczy się rozebrać!
Nie opalę się w ubraniu!!!
Nie latam i nie widziałam żeby inni też, rozebrana po mieście, po sklepach, po urzędach itp.
Inaczej się ubiorę na rozmowę w urzędzie, inaczej na zabawę sylwestrową, wesele inaczej też na imprezę z plenerze, ognisko, grilla
Bikini tudzież inny kostium kapielowy zakładam kiedy idę na plażę, basen do aquaparku.
Kiedy nie wybieram się w powyższe miejsca, mój strój kąpielowy spoczywa w szufladzie!
A ja chodzę ubrana NORMALNIE, odpowiednio do pogody!
sama jestem bardzo zdziwiona porównaniem noszenia bikini tudzież krótszych gaci, odsłaniających kawałek uda i innych tego typu typowo letnich ubrań do cywilizacji śmierci.
kto porównał do cywilizacji śmierci? chyba Olesia, i sama napisała, że upraszcza, nie pamiętam dokładnie, ale chyba wytłumaczyła potem, o co jej chodziło - o przesuwanie granic
kto porównał do porno? pierwsza wspomniała Katia ja jej wpis zrozumiałam jako odpowiedź na argument, że zasłonięte czasem podnieca bardziej niż odsłonięte - gdyby tak było to w pismach typu CKM panie byłyby bardziej zasłonięte niż odsłonięte, a tak nie jest
Mnie już zaczyna śmieszyć ta cała dyskusja, serio.
Każdego lata ( a pogodę w PL mamy jaką mamy ), kiedy tylko pogoda pozwoli, tłumy ludzi wyleguje się na plażach, każdego dnia w innych zakątkach naszego globu ( pomijając naprawdę zimne miejsca ) ludzie robią to samo.
Wskakują w bikini, inne "opalacze" i korzystają z możliwości plażowania.
Kąpieliska miejskie zapełniają się spragnionymi wypoczynku, opalania, kąpieli ludźmi - młodzież, dorośli, rodziny z dziećmi.
Nigdy, ale naprawdę nigdy nie spotkałam się z taką ostrą reakcją, że takie zachowania - paradowanie w "opalaczach"w miejscach notabene do tego przeznaczonych ( plaża ) jest niewłaściwe dla ludzi, że jest to złe, nie tylko dla samych "paradujących w opalaczach" ale też tych, którzy tak naprawdę nie lubią plażowania
Komentarz
A tu wypowiedź amerykańskiego odpowiednika polskiego ks. Pawlukiewicza nt. bikini:
http://salwowski.msza.net/pub/czy-istnieja-uniwersalne-i-obiektywne-kanony-skromnosci.html
Czy istnieją uniwersalne i obiektywne kanony skromności?
17.04.2012
„(...) choć
Części ciała „skromne i mniej skromne”zasada czystości jest jednakowa dla wszystkich chrześcijan wszystkich
epok, zasada właściwego postępowania jest zmienna. Dziewczyna na wyspach
Pacyfiku, która prawie nic nie ma sobie i wiktoriańska dama w całości
okryta ubraniami mogą być tak samo <skromne> czy też przyzwoite
według standardów własnego społeczeństwa – a przy tym niezależnie od
ubioru obie mogą być jednakowo czyste (lub jednakowo nieczyste)” -
tak przed o zasadzie skromności w stroju, pisał, wybitny (choć nie
pozbawiony wyraźnie heretyckich i modernistycznych inklinacji),
apologeta chrześcijański, C. S. Lewis. Wydaje się, iż jego sposób
rozumienia kanonów skromności, przeniknął myślenie ogromnej większości
chrześcijan. Ilekroć bowiem przytacza się tradycyjnie katolickie zasady
skromnego odziewania się, tylekroć słyszy się argumentację w stylu: "Nie
można aplikować reguł, które tworzone były w czasach, gdy odsłanianie
kostek u nóg stanowiło zgorszenie, do współczesności, w której
odsłonięte pępki stają się kulturową normą. To co do nieczystości
pobudzało dawniej, dziś nie czyni już żadnego wrażenia. Wszystko w
dziedzinie skromności strojów, zależy od określonych czasów, kultury, a
nawet warunków pogodowych, panujących na danym terenie geograficznym.
Publiczne chodzenie nago w Europie i Ameryce Północnej jest nieskromne,
ale już np. w Afryce będzie zgodne ze wstydliwością i skromnością, nie
stanowiąc dla jej mieszkańców zagrożenia". Ten sposób myślenia, sukcesywnie przyzwala na coraz dalej posunięte odsłanianie i eksponowanie swego ciała. „Krótkie
spódniczki, głębokie dekolty, odsłonięte brzuchy? - ach, nie bądźmy
tacy purytańscy, kiedyś wszak kobieta nie mogła pokazać nawet kostek, a
papieże zakazywali odsłaniania dekoltu na szerokość trzech palców, poza
tym dobrze jest, gdy niewiasta wygląda kobieco. Bikini na plaży? W czym
problem? Przecież nie będziemy cofać się do czasów, w których plaże
rozdzielano, według płci. A poza tym, wszyscy tam są podobnie ubrani, co
eliminuje (albo przynajmniej) ryzyko zgorszenia i pobudzenia do
grzechu”. Ktoś mający choć trochę zdrowego rozsądku i historycznego
rozeznania co do ewolucji pewnych kulturowych norm i zachowań, może
łatwo przewidzieć dalszy rozwój tak relatywnie rozumianych kanonów
skromności. Córki matek, które dziś – w zarysowany powyżej sposób –
usprawiedliwiają bikini na plaży, w ten sam sposób będą tłumaczyć
praktykowanie przez siebie w owych miejscach stroju „topless” (co
zresztą już jest normą na zachodnich plażach i stopniowo zaczyna być
akceptowane w Polsce), zaś w miejsce dzisiejszych minispódniczek i
bluzek z dekoltami, które są normą w ciepłe dni na naszych ulicach,
pojawi się pewnie coś w rodzaju ulicznego bikini. Jaki argument będzie w
stanie to powstrzymać, jeśli założy się, iż nie ma żadnych
uniwersalnych i obiektywnych zasad skromnego odziewania się? W tym
artykule pragnę przedstawić argumenty na rzecz przeciwnej tezy, a
mianowicie tego, iż istnieją uniwersalne i obiektywne kanony wstydliwego
stroju, gestów i zachowania się, a więc nie wszystko w tej sferze można
uzależniać od zmieniających się czasów, kultury czy warunków
klimatycznych.
Tradycyjni moraliści katoliccy zwykli rozróżniać pomiędzy tzw.
skromnymi częściami ciała, do których zaliczali twarz oraz ręce oraz
„mniej skromnymi” partiami ciała, którymi mają być piersi, brzuch,
pośladki, łono oraz uda. Odsłanianie lub/i eksponowanie (np. poprzez
obcisły krój stroju) owych „mniej skromnych części ciała, miało być
(poza pewnymi nadzwyczajnymi i wyjątkowymi sytuacjami, typu wizyta u
lekarza) moralnie naganne, niedozwolone i grzeszne. W ustanawianych
przez siebie nakazach, przepisach i poleceniach dotyczących skromnego
odziewania się, Kościół katolicki przez wieki, kierował się owym
tradycyjnym rozróżnieniem. Tak więc, oprócz ogólnych wezwań do
zachowania skromnego stroju, władze kościelne, nakazywały m.in.:
- zakrywać uda, kolana, brzuchy, pośladki, klatkę piersiową, ramiona, plecy (polecali tak m.in.: bł. Innocenty XI, biskupi Niemiec, Pius XI za pośrednictwem swego Wikariusza Generalnego)
Chociaż, w ciągu wieków, różnie bywało z konsekwentnym trzymaniem siępowstrzymywać się przed odwiedzaniem publicznych łaźni, gdyż
przebywało się tam nago lub prawie nago, nieraz w mieszanym płciowo
towarzystwie (by się o tym przekonać wystarczy bardziej uważnie
przeczytać uchwały wczesnochrześcijańskiego synodu w Laodycei);
nauczać pogańskie ludy, iż mają porzucić zwyczaj chodzenia nago
(czynił tak św. Pius V w dekrecie skierowanym do ówczesnych biskupów
Brazylii;
wystrzegać mieszanych plaż i kąpielisk (vide: napomnienia kardynałów,
biskupów, a nawet całych episkopatów Austrii, Niemiec czy Hiszpanii).
katolickich i chrześcijańskich społeczeństw wyżej nakreślonych zasad
skromności w sposobie ubierania się, to z pewnością – generalnie rzecz
biorąc – jeszcze do początku XX wieku, mody, jakie panowały w tym
zakresie, uwzględniały dużą część spośród owych kanonów. Tak więc, nawet
jeśli w pewnych wiekach, niewiasty pozwalały sobie na głębokie dekolty,
to jednak zawsze nosiły przy tym długie suknie. Dopiero od jakichś
ostatnich 80 – 90 lat, w obrębie naszej cywilizacji popularyzowane są
niewieście stroje, które stopniowo, acz wytrwale niszczą poczucie
wstydliwości w dosłownie wszystkich aspektach, odsłaniając lub
eksponując (np. poprzez obcisły krój) wszystkie z części ciała, które
tradycyjnie uważano za „mniej skromne”. Zazwyczaj, pierwszą
reakcją na wskazane wyżej rozróżnienia pomiędzy „skromnymi” i „mniej
skromnymi” partiami ciała są kpiny, śmiechy oraz próba ich
relatywizowania (w stylu o którym już pisałem, a więc „Ach, kiedyś to nawet widok odsłoniętej łydki gorszył. Dziś są inne czasy”). Tymczasem jednak zdrowy rozsądek, naturalne wyczucie i znajomość ludzkiej natury podpowiadają
nam, iż ów tradycyjny podział jest zasadniczo słuszny. Któż bowiem
postawi znak równości pomiędzy patrzeniem komuś w oczy, a zerkaniem w
dekolt, uściśnięciem dłoni, a złapaniem za udo czy pośladki, pocałunkiem
w policzek, a cmoknięciem w brzuch??? Nikt poważny nie będzie twierdził
czegoś podobnego, gdyż wszyscy wiemy albo przynajmniej wyczuwamy, iż
pewne części ciała znacznie bardziej rozbudzają zmysłowość seksualną,
aniżeli inne. Oczywiście, pewne szczegółowe, drobne elementy skromnego
ubioru, mogą się, w zależności od różnych okoliczności zmieniać. Nie
rzecz w tym, by utrzymywać, że np. rozporządzenie Piusa XI, w którym
piętnowano dekolty większe niż „na szerokość dwóch palców mierząc od szyi”
albo rękawy odsłaniające łokcie, obowiązują i dziś dokładnie w każdym
punkcie, gdyż w sposób absolutny i niezmienny określają co jest
nieskromnym, a co przyzwoitym ubiorem. Z pewnością śmiesznym byłoby
uznanie za nieskromne publiczne pokazywanie się kobiet w sukni z
rękawami sięgającymi połowy ramienia, dekoltem na szerokość trzech
palców oraz lekko odsłaniającej kolana (a właśnie taką moralną ocenę
implikowałoby ścisłe trzymanie się zasad wyznaczonych w tej mierze przez
Piusa XI). Czy to jednak oznacza, że na podobnej zasadzie należy
zrelatywizować moralną dezaprobatą dla dopasowanych do figury strojów,
kostiumów bikini a nawet topless, krótkich spodenek, obcisłych sukienek,
bluzek i spodni, głębokich dekoltów, rozcinanych spódnic, mini
spódniczek, t-shirtów odsłaniających pępki i tym podobnych rodzajów
odzienia??? Oczywiście, że nie. Nieskromność publicznego noszenia takich
strojów zasadza się bowiem nie na pewnych zmiennych, bo uwarunkowanych
kulturowo i historycznie szczegółowych przesłankach, ale wynika z samej
natury naszego ciała i naszej seksualności. Po prostu Pan Bóg już tak
stworzył nasze ciała, iż pewne ich rejony są znacznie bardziej
„seksualne” od innych. I dlatego te „mniej skromne” części ciała,
powinny być raczej zasłaniane przed widokiem innych, aniżeli odsłaniane i
uwypuklane przez krój stroju. Każdy mężczyzna może też
poświadczyć bliski związek zachodzący pomiędzy oglądaniem widoków
nagości i pół-nagości, a grzechami nieczystości. Część mężczyzn ucieka
od tego rodzaju widoków, a część chętnie z nimi obcuje, ale trudno
byłoby znaleźć takich, którzy zaprzeczyliby, iż ich oglądanie inspiruje
do pożądliwych spojrzeń, myśli i pragnień. Najzwyczajniej w świecie
patrzenie na atrakcyjnie wyglądające niewiasty odziane w stroje typu
minispódniczka czy bikini jest dla prawie wszystkich mężczyzn bardzo
niebezpieczne. Tak było, jest i będzie. Nie jest to bowiem kwestia
zmieniającej się kultury czy warunków klimatycznych, ale samej natury
naszej seksualności. I nie chodzi tu bynajmniej o rzekome każdorazowe
podniecenie seksualne, jakie miałoby się wiązać z patrzeniem na takie
widoki. Można być wszak kuszonym do grzechów nieczystości bez odczuwania
przy tym określonego rodzaju stanów fizjologicznych. 25-letni mężczyzna
zatrzymujący swój wzrok dłużej na okładce CKM i Playboya
najprawdopodobniej nie będzie wskutek tego odczuwał seksualnego
podniecenia. Czy to jednak oznacza, że nie będzie w ten sposób kuszony
do pożądliwych spojrzeń i myśli? Bynajmniej. Im dłużej będzie patrzył na
okładki tych pism, tym łatwiej będzie mu zajrzeć do ich środka, by
później później już podniecać się seksualnie obrazami tam umieszczonymi.
Owszem, jak ktoś się uprze, może powoływać się na
przypadki rozmaitych fetyszystów, których pociągają bardziej stopy
aniżeli piersi, ale tego sposób rozumowania przypomina „argumentację”
tych, którzy twierdzą, iż nie da się zdefiniować pornografii, powołując
się na wypadek człowieka odczuwającego podniecenie seksualne za
każdorazowym słuchaniem hymnu USA … Da się jednak zdefiniować
uniwersalne i obiektywne kanony tego zaliczamy do pornografii, tak jak
można to uczynić w stosunku do nieskromnego stroju. Wystarczy tylko
trochę zdrowego rozsądku, naturalnego wyczucia, a mniej skupiania się na
ekscentrycznych wyjątkach i dewiacjach.
Skromna nagość cnotliwych Dzikusów?
Zwolennicy relatywistycznego podejścia do kanonów skromności twierdzą
jednak, iż społeczności, w których, ze względu na panującą tam pogodę,
zwyczajowo chodzi się półnago lub nago, potrafią strzec zasad czystości
seksualnej. Mielibyśmy więc tu do czynienia ze „skromną nagością” ludów
pierwotnych. Czy aby na pewno jest to jednak prawda? Można mieć ku temu
duże wątpliwości. Nieco bardziej uważne spojrzenie na obyczajowość
seksualną ludów i narodów, które od wieków praktykują publiczny negliż
lub półnagość, przekonuje raczej do przeciwnej tezy. Niemal wszędzie,
gdzie rozpowszechniony był lub jest ów zwyczaj, tam widać bardziej
swobodne życie seksualne, a więc np. większą społeczną akceptację dla
poligamii, nierządu czy cudzołóstwa. Dobitnym tego przykładem jest
Afryka, gdzie w skutek opłakanego stanu moralności seksualnej, całe
narody wymierają na AIDS. Nie jest to jednak dziwne, gdy zważymy, iż
przeciętny afrykański mężczyzna w swym życiu potrafi utrzymywać kontakty
z dziesiątkami, a nawet setkami kobiet. Do tego można jeszcze wspomnieć
choćby o takich tradycyjnych – przynajmniej dla pewnych rejonów Afryki-
praktykach jak: „wypożyczanie” gościom żon; molestowanie i gwałcenie
dziewic, nieraz motywowane wiarą w to, iż kontakt seksualny z takową
dziewczyną leczy AIDS. Dodajmy, że w rejonach Afryki, w których dominuje
religia muzułmańska, a związku z czym niewiasty chodzą tam skromnie
odziane, poziom występowania HIV i AIDS jest znacznie mniejszy niż tam,
gdzie stroje są nieskromne i bezwstydne. Co więcej, wyższy
poziom rozwiązłości seksualnej, można zaobserwować nawet w tych
krajach, które od wieków są katolickie, ale w związku z ich
geograficznym usytuowaniem przez większość czasu panuje tam ciepła
pogoda, co z kolei prowokuje do śmielszego odsłaniania i eksponowania
swego ciała. W Ameryce Łacińskiej zdecydowana większość dzieci
pochodziła z nieprawego łoża (w XIX-wiecznym Ekwadorze takich dzieci
było nawet 75 procent), istniało (i wciąż istnieje) szeroko rozwinięte
przyzwolenie na cudzołóstwo w wykonaniu mężczyzn . W zastraszających
rozmiarach szerzyła się tam prostytucja (np. w latach 50-tych XX wieku, w
liczącym wówczas 520 tysięcy kolumbijskim mieście Cali istniało 2600
domów publicznych z 13 000 zatrudnionych tam prostytutek, co daje ok. 5
procent całej żeńskiej populacji tego miasta). Ideałem latynoskiego
mężczyzny od dawna stanowi tzw. machos, a więc osobnik, który z
założenia źle traktuje swą żonę (zdradza ją i bije), a wyznacznikiem
prawdziwej męskości dla niego jest posiadanie licznych kochanek, wizyty w
domach publicznych, itp. Powyższe, w dużej mierze, dotyczy też Włoch,
czego jednym z przejawów był bardzo przyzwalająca postawa mieszkańców
tego kraju wobec domniemanych wybryków seksualnych premiera Silvio
Berlusconiego.
Żadnych złudzeń
Skromność strojów nie jest zatem w całości uwarunkowana przez
zmieniające się okoliczności kulturowe czy warunki klimatyczne. Istnieją
pewne naturalne i zdroworozsądkowe kryteria, wedle których można
określić obiektywne i uniwersalne kanony w tej dziedzinie. Tradycyjni
moraliści katoliccy w miarę trafnie rozeznali je, dzieląc nasze ciała na
jego „skromne” i „mniej skromne” części. Dlatego też prawdziwie skromny
strój powinien zasłaniać i nie eksponować takich części ciała jak
piersi, brzuch, uda, pośladki, łono czy plecy. I nie chodzi bynajmniej o
to, by wszystkie niewiasty ubierały się w burki, hijaby czy też worki
po kartoflach. Skromny strój może być połączone z dyskretnym
podkreślaniem niewieściego piękna. Kto oglądał zdjęcia dziewcząt i
kobiet z amerykańskiej rodziny Duggarów ten wie o czym piszę.
Wspomnieliśmy już mimochodem o sprawie stroju czy ubrania... Jest to jedna z tych spraw szczegółowych, wokół których narasta najczęściej problem wstydu i bezwstydu. Trudno znów wnikać w całą szczegółową specyfikę tego zagadnienia, w niuanse mody kobiecej czy męskiej. Problem wstydu i bezwstydu na pewno łączy się z tą sprawą, chociaż może nie w taki sposób, jak się na ogół mniema. Wiadomo, że strój może się w różny sposób przyczynić do uwydatnienia wartości sexus, dodajmy, jeszcze: w różny sposób przy różnych okazjach, jeśli nawet abstrahujemy od dyspozycji wrodzonych lub nabytych u danej jedenastki. Uwydatnienie wartości sexus Przez strój jest zresztą nieuniknione i bynajmniej nie musi się kłócić ze wstydem. Bezwstydne w stroju jest to, co wyraźnie przyczynia się do rozmyślnego przesłonięcia najbardziej istotnej wartości osoby przez wartości seksualne, co "musi" budzić taką reakcję, jakby osoba ta była tylko, możliwym sposobem użycia" ze względu na sexus, a nie "możliwym" przedmiotem miłości ze względu na swą wartość osobową.
Zasada jest prosta i oczywista, jej zastosowanie natomiast w, konkretnych wypadkach należy już do poszczególnych jednostek oraz do całych środowisk i społeczeństw. Sprawa stroju jest zawsze sprawą społeczną, jest, więc funkcją zdrowego (lub niezdrowego) obyczaju. Trzeba tylko podkreślić, że jakkolwiek względy natury estetycznej wydają się tutaj decydujące, to jednak nie są, one i nie mogą być wyłączne; obok nich i wraz z nimi istnieją względy natury etycznej. Niestety człowiek nie jest istotą tak doskonałą, aby widok ciała osoby, zwłaszcza osoby drugiej płci, budził w nim tylko bezinteresowne upodobanie i w ślad za tym proste umiłowanie tej osoby. W rzeczywistości budzi on również "pożądanie", czyli chęć użycia, skoncentrowaną na wartościach sexus z pominięciem istotnej wartości osoby. I z tym trzeba się liczyć.
I wiem o co chodzi. Dla mnie temat jest zepchnięty głęboko i mało obecny w życiu bo po prostu na plażach nie bywam
I nie tylko z powodu golizny. Z wielu powodów oboje z mężem takich miejsc nie znosimy i nie bywamy.
Ale... jak sobie pomyślę o sobie na plaży... Jak już raz na parę lat pojedziemy...
Jak siedzę na plaży i się nie kąpię to jestem zawsze zasłonięta. Tzn mam dość mocno zabudowany strój i na to cienka koszula letnia, chusta... cokolwiek co mnie osłania. I jakoś nigdy nie zastanawiałam się nad ideologią.
Dopiero jak mam wejść do wody (i tylko na ten czas) zdejmuję z siebie wierzchnie okrycie. Dlaczego?
Bo po prostu czuję się goła.
Nie chodzi mi o to żeby porównywać teraz czy bikini czy strój kąpielowy = bielizna.
Jakoś nie bardzo mnie wyniki takich porównań obchodzą. Ja się w takim stroju czuję GOŁA.
I o ile w samym takim poczuciu nie ma nic złego, o tyle jest to dla mnie okropnie nieprzyjemne, jeśli ma się na mnie gapić obcy facet siedzący obok.
Ba! On nie musi nawet być obcy. Tak samo niezręcznie czułabym się przy wujku czy kuzynie.
Odsłaniam całe moje ciało, wszystkie doskonałości i niedoskonałości.
Wybaczcie... Taki zaszczyt jest tylko dla męża. TYLKO.
A co do mojego męża... On plaży i w ogóle przebywania na otwartym słońcu nienawidzi jeszcze bardziej niż ja
Ale pozostając w temacie stosunku do golizny plażowej... Gdybym się dowiedziałam że pod nikiem Brawario kryje się mój mąż - wcale bym się nie zdziwiła
Nie rozumiem więc faceta co wciąż wkleja pierdoły na temat nagości i oczekuje naszych wypowiedzi...Czy ktoś z osób które bronią tez Brawaria ma problem z nagością na plaży??? Jak tak to sorki...
Ja nie mam żadnego problemu i dlatego wkurza mnie takie drażnienie jakie czyni Braw...
Powiem ze swojego doświadczenia ojca siódemki dzieci...Gdy człowiek nie prześpi wiele nocy z powodu chorób dzieci...gdy dzieciaki dadzą w kość tak że odechciewa się żyć...gdy problemy finansowe powodują siwienie głowy...to takie pierdoły jak tańce czy bikini nie mają żadnego znaczenia...
Braw takiego doświadczenia ci życzę...wtedy zrozumiesz że życie to żadna plaża...
co do tych gołych cyklistek...
pomijając już aspekt moralny i zwyczajnie estetyczny całej tej hecy, jak można gołym tyłkiem na rowerze wysiedzieć??? Masakra
:-&nie twierdzę, że Małgorzata lub ktokolwiek, ma obowiązek czytać to co pisze Brawario lub ktokolwiek
lub że dana osoba może się dzięki czytaniu czegokolwiek nauczyć z tego czego nie wie
moim zdaniem jak się komentuje czyjś artykuł, to należy go przeczytać w całości
Przeczytałam to co napisał Brawario i dla mnie jedynym zdaniem do którego bym się mogła doczepić było właśnie to ostatnie zdanie, normalnie uważam, że strzelił sobie nim w stopę, a raczej w artykuł - podobnie jak Małgorzacie nie podobają mi się stroje tych dziewczyn i nie stawiałabym ich za atrakcyjny wzór do naśladowania. Pomimo tego zakończenia, artykuł jako całość uważam za udany i zgadzam się z jego tezą. Krytykowanie ostatniego zdania uznałabym za czepialstwo, niepotrzebne "rozmywanie problemu" dlatego zastanowiło mnie czy rzeczywiście M. przeczytała całość, że zechciała skomentować akurat tylko to. Przecież jest tam o wiele więcej do komentowania jakby ktoś chciał naprawdę podyskutować a nie tylko kogoś wyśmiać.
a Ty masz problem, problemem tym jest naiwność
chyba Olesia, i sama napisała, że upraszcza,
nie pamiętam dokładnie, ale chyba wytłumaczyła potem, o co jej chodziło - o przesuwanie granic
kto porównał do porno?
pierwsza wspomniała Katia
ja jej wpis zrozumiałam jako odpowiedź na argument, że zasłonięte czasem podnieca bardziej niż odsłonięte
- gdyby tak było to w pismach typu CKM panie byłyby bardziej zasłonięte niż odsłonięte, a tak nie jest
--------------------------------------------------
to jak nazwać Twój problem???
Piszesz żeby nie obśmiewać a co robisz???
Największy problem ma Brawario bo nie ma żony i gromadki dzieci więc zajmuje się problemami z sufitu...
Ja nie twierdze że gość nie ma racji...tylko adres pomylił...