Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Poporodowe zaburzenia psychiczne

123457

Komentarz

  • edytowano czerwiec 2013
    Ja po ostatnim porodzie byłam przygotowana psychicznie na kontakt z pipipip pielęgniarkami z patologii noworodków, bo zawsze muszę się z nimi na dłużej zaprzyjaźniać i nastawienie na kontakt za wczasu pomogło mi trochę 

    image

  • Ale wpływa ;p
    Przecież nie twierdzę, że nie.
  • edytowano czerwiec 2013
    Jeszcze jedno mi przyszło do głowy, nie chcę nikogo posądzać o złą wolę ale....Czy to nie jest tak, że w szpitalach personel medyczny być może świadomie być może nie, podcina skrzydła rodzacym i ściąga za nogi do tego piekiełka, żeby się odegrać za swoje nieszczęścia? Albo po to, żeby kobiety po pierwszym porodzie czy cesarce załamały się i powiedziały sobie - nigdy więcej, to ostatnie dziecko, zakładam spiralę albo zaopatrzę się w naprawdę skuteczne tabletki....
  • Jeszcze jedno mi przyszło do głowy, nie chcę nikogo posądzać o złą wolę ale....Czy to nie jest tak, że w szpitalach personel medyczny być może świadomie być może nie, podcina skrzydła rodzacym i ściąga za nogi do tego piekiełka, żeby się odegrać za swoje nieszczęścia? Albo po to, żeby kobiety po pierwszym porodzie czy cesarce załamały się i powiedziały sobie - nigdy więcej, to ostatnie dziecko, zakładam spiralę albo zaopatrzę się w naprawdę skuteczne tabletki....
    Tak, dokładnie o to chodzi. Zresztą widać to na każdych zajęciach ze studentami, kiedy uczą nas jak spławiać pacjentki i rodziny, jak dobrze wiązać węzły (na wypadek, jeżeli nie zgodzą się na wygodna dla nas pozycję), w jaki sposób z odległości podać oksytocynę...przykłady można by mnożyć. A wszystko to dlatego, że wisi nad nimi widmo zlikwidowania NFZ...not.

    Wydaje mi się, że głównym grzechem personelu medycznego na każdym oddziale oraz szczeblu jest brak rozmowy z pacjentem. Wytłumaczenie postępowania rozwiązuje część problemów- przynajmniej ma szansę. Zarzuca się rutynę i chamstwo, i o ile to drugie jest nie do wybaczenia, to pierwsze... widziałam wszystkiego razem 10 porodów (pewno niektóre z Pań tutaj obecnych więcej :)) i naprawdę- przy trzecim tego samego dnia nie było już myśli "cud życia OMG" tylko przetwarzanie wydarzeń. Szpital średni, ale ilekroć wchodziłam do pokojów do noworodki leżały w tych "bublach" albo były piastowane przez matki, przewaga była porodów naturalnych (może taki czas się trafił), na sali było spokojnie. Fakt, że rodziły w pozycji leżącej, czas chyba na jakieś ogólnopolskie warsztaty :)
    Z drugiej strony lista zażaleń lekarzy w stosunku do pacjentów też bywa długa...i często uzasadniona :)
  • edytowano czerwiec 2013


  • edytowano czerwiec 2013
    Inna beczka- ja nie twierdzę, że oddzielenie matki od dziecka nie przeszkadza w budowaniu więzi lub nie powoduje stresu ( przynajmniej u wielu osób), ale przez takie uparte narzucanie teorii o braku więzi emocjonalnych z powodu cc czy reanimacji matki lub dziecka, jeśli ktoś na górze, jakiś oszołom, spec od polityki społecznej się tym zbyt przejmioe to pozabierają dzieciaki wszystkim cesarkowym lub rodzicom wcześniaków itp. bo przecież podejrzenie braku więzi emocjonalnej jest powodem do interwencji w rodzinę i rozbicia jej- patrz. sprawa państwa Bajkowskich , gdzie przeci oddaniu im dzieci padł właśnie taki idiotyczny argument pt. brak więzi.



    podejrzenie problemu z więzią emocjonalną miedzy rodzicami a niemowlęciem jest powodem do podjęci aprób odbudowy tej więzi. nie zabiera sie dzieci z powodu braku wiezi, bo tejwiedzi w instytucji i tak nie mozna dac.

    edit. rozwaliło mi cytaty - to na górze to prowincjuszki, na dole moje
  • Mój tekst się rozjechał.
  • zaraz go wykasuję.
  • Tak dużo napisałm i wszystko mi zjadło, moze nie miałam tak osobiście pisać, ech...
  • Podbiję sobie, bo właśnie się przygotowuję do konferencji na temat poporodowego zespołu stresu pourazowego, więc chętnie sobie przypomnę, co pisałyście w tym wątku. Gdyby któraś chciała dodać coś na temat PTSD po porodzie, to chętnie sobie poczytam. Szczególnie mnie interesuje, co Wam pomogło poradzić sobie z lękami i innymi przykrymi objawami. Zdaje się, że @Kerima i @E.milia wspominały, że zidentyfikowały u siebie tego typu problemy. Może ktoś jeszcze mógłby coś napisać? Mam mówić na ten temat do położnych. Chciałabym im przekazać możliwie dużo praktycznych informacji, dzięki którym będą w stanie najskuteczniej pomóc kobietom pozostającym pod ich opieką.
  • Oj, pomóżcie, zdopingujcie mnie, albo chociaż pomódlcie się o światło Ducha Świętego dla mnie! Powinnam dziś skończyć opracowywać materiały dla uczestniczek, a idzie mi to, jak krew z nosa umarłemu...
    Pomocy!
  • @Katarzyna, będzie dobrze!
    Pracę rozpocznij od nowenny do Ducha Świętego - z tego konkretnego dnia - jesteśmy przecież przed Zesłaniem. :) Albo choć jakiś Hymnem.
    http://sanctus.pl/index.php?podgrupa=262&doc=198

    k.
  • @Katarzyna to ja za Ciebie dziesiątkę
    tyle mogę
    mnie pomogła rozmową z Tobą -nie wiem czy pamiętasz - zafiksowałam się ,że skaleczyłam S.w paluszek przy obcinaniu paznokci i...
    pomogło mi ,że rozmawiałam z matką , osoba kompetentną i nie w lękach

    wpadałam w lęki po porodach, myśląc ,że jestem złą matką, że sobie nie poradzę
    zawsze pomagał mi głos kogoś kto mówił ,że matka wie najlepiej

    i ja programowo nie rozmawiałam z babciami , ciociami - rozwijającymi wizję , ze nie wykarmię, że nie dam rady, że jest mi ciężko
    tyle to ja wiedziałam sama :)
  • @matka6 - o paluszku nie pamiętam, ale cieszę się, że rozmowa ze mną pomogła.
  • Ja lęków nie miałam, ale miałam wsparcie już "przedporodowe" w postaci mojej siostry (wtedy- z dwójką dzieci), mojej mamy (konkretny, zadaniowych charakter, dobrze ustawiająca priorytety - też te "okołodzieckowe"). No i lekarzy dwojga profesji - miałam kogo zapytać w obszarach zdrowotnych dziecka, własnych, opieki nad noworodkiem - w każdej chwili. To był ogromny komfort psychiczny.
    Na pewno problemem jest to, o czym nie raz na forum było - że nie ma już "międzypokoleniowej", naturalnej wymiany dobrych informacji.
    Ja bym położne zachęcała do tworzenia takich poporodowych "grup wsparcia" - żeby w jakiś sposób albo trzymać kontakt z położnicami, albo kojarzyć je z mamami doświadczonymi, albo odsyłać na sensowne forum :). (nie wiem, jak by to mogło wyglądać, ale np. taki wolontariat na porodówce, żeby tam jakiś mały "dyżur" miała mama wielodzietna- jak siedziałam po porodzie 10 dni w szpitalu, to było dużo fajnych okazji do porozmawiania z "młodymi" mamami. Z niektórymi kontakt mam do dziś.)
  • @kowalka taka okazja sa gimnastyki poporodowe (czy to sie w Polsce praktykuje?). Fajne to bylo, bo spotykalam sie z mamami, z ktorymi wczesniej chodzilam na gimnastyki przedporodowe, wiec jakos sie znalysmy, kazdy opowiadal swoja historie, pozniej wiele znajomosci z tego powstalo.
  • Ja mysle ze czesto niestety depresje traktuje sie lekko lekcewazaco. Sama slyszalam komentarz do mlodej mamy ze jakby miala wiecej roboty to by nie uzalala sie nad soba....Wsrod starszego pokolenie panuje czesto poglad ze matki maja teraz tak wygodnie ze im odbija i lubia pouzalac sie nad soba. Jakby depresja poporodowa byla rodzajem fanaberii....ale ja mam specyficzne srodowisko wiec nie wiem na ile przeklada sie to na przekonania wiekszosci ;)
  • Katarzyna,przed 23 wysle priw,bo jade
  • Ja dwukrotnie przechodziłam bejbiblusa, zaczynało się w 3 dobie kończyło po ok 2-3 tyg. Po pierwszym porodzie byłam przytłoczona tą odpowiedzialnością i że stałam się mamą, nagła zmiana planów w trakcie porodu co do szpitala, żal do położnej przypadkowo spotkanej która bardziej myślała o sobie niż o mnie... Przeszło ale to okropny stan, potęgujące było poczucie że jestem tak smutna i zdołowana zamiast się cieszyć. Dopiero pod koniec babyblusa dowiedziałam się o nim.
    Po drugim porodzie pojawił się tak samo, mimo że położna cudowna. Ale tu pomagała mi świadomość i wiedza, co to jest, kiedy minie mniej więcej i że to naturalne. Nie miałam już poczucia winy za te emocje i uczucia. Najgorzej wspominam noc gdy byłam sama na sali szpitalnej,a mała ze mną ale pod lampą i chwila gdy wróciłam do domu z poczuciem że wszystko się nieodwracalnie zmienia. Starałam się bardziej wyjść do ludzi od razu, co mi pomagało i funkcjonować jak najbardziej podobnie do okresu sprzed porodu . Dzięki temu wszystkiemu stan ten był mniej nasilony i trwał trochę krócej.
  • miałam odpał, że Zosi zafundowano MDP - poród był długi, trudny w w zasadzie wszystkomający z zakresu czego nie powinien mieć "zwykły poród dołem".
    Uparcie widziałam wszystkie objawy o których uczyłam się w ciągu 3. roku studiów (Zosię urodziłam po ostatnim egzaminie) - pomogła mi doświadczona starsza pani pediatra, a najbardziej to, że moja babcia zmarła i brat jechał na pogrzeb, wracając zabrał mnie do G. a tam w towarzystwie bliskich mi ludzi jakos sobie poradziłam ze stanami depresyjnymi, a nawet z czasem nauczyłam się młoda karmić i nie bać sie pokochać :)
    w owym czasie mieliśmy dość trudny sposób porozumiewania sią z mężem, tzn, nie rozumieliśmy się wzajemnie wcale - on cały dzień w pracy (a nawet w trzech) a ja sama z Zosią, rycząca, niejedząca i WSZYSTKO NIE TAK!
    za to po tygodniu od porodu byłam szczuplejsza niz przed ciążą, taki miałam jadłowstręt!
  • Jaki fajny temat, szkoda, że wcześniej nie znalazłam!
    Po porodzie miałam straszną depresję, albo baby bluesa (nie potrafię zdiagnozować). I to było na prawdę straszne... i koszmarne. Nawet nie wiedziałam, że taki nacisk ze strony otoczenia na poród sn może mieć na to wpływ, w moim środowisku był ogromny, więc może to też jakoś zadziałało.
    Strasznie przytłaczające jest to, że ludzie nie zdają sobie sprawy jakie to ciężkie i przykre doświadczenie. Po cc usłyszałam wiele ciężkich słów, na temat mojego porodu, a jak potem próbowałam tłumaczyć, że to nie na miejscu to słyszałam tylko, usprawiedliwienie od danej osoby, że ktoś nie wiedział, że miałam "zryty beret" (chodziło o mój baby blues/depresje)...
    A co pomagało? Wspomnienia o tym, że to były cudowne chwile kiedy rodziła się córeczka i rozmowa z osobami, które miały podobne doświadczenia. Z rzeczy praktycznych (też zasłyszanych od osób po przejściach), to ciągłe słuchanie radia i otwarcie wszystkich drzwi w domu... (też działało chociaż może brzmi dziwnie).
    Przede wszystkim zaś wsparcie bliskich (telefony, odwiedziny, "dobre słowo").
    No i mieliśmy wspaniałą położną, zainteresowaną tym co się u nas dzieje, niekrytykującą... ale wiem to dobre dla kogoś kto ma jedno dziecko - tak jak ja:)
  • Zaciekawilas mnie tym radiem i otwartymi drzwiami,rozwiniesz temat?
  • Chodzi o to, że miałam ogromne poczucie samotności i irracjonalnego strachu (na początku bałam się nawet wyjść sama do kuchni, mąż musiał siedzieć ze mną), no i bliska mi osoba (znająca problem) poleciała takie rozwiązanie, puszczać radio żeby ciągle ktoś coś mówił, co zabija poczucie samotności i otwarte drzwi do wszystkich pokoi ze względu na ten strach, chyba czysto psychologiczne zagranie - człowiek mniej boi się tego co jest za drzwiami bo one są otwarte.
  • Dzieki. Ciekawy patent,brzmi rozsadnie.
  • My mieszkaliśmy w mieszkaniu gdzie kiedyś syn zranił śmiertelnie ojca w pijackiej bójce, i okropnie źle się tam czułam z noworodkiem. Praktycznie sama całymi dniami, dopóki mąż nie przychodził z pracy, pies z kulawą nogą nie zajrzał, bo byłam obca w tym mieście i nikogo nie znałam.
  • @katarzyna - a będziesz mówić tylko o związku tych zaburzeń ze stresem pourazowym? U mnie taki baby blues był i po planowym cięciu, i po sn (mniejszy, ale jednak), w żadnym z tych przypadków sam poród nie był traumatyczny, wspominam porody pozytywnie. Ewidentnie hormony tutaj działają.
  • Baby blues jest uwarunkowany hormonalnie. Na jego wystąpienie i nasilenie doświadczenia okołoporodowe mają niewielki wpływ.
  • czy deepresja poporodoa może bardziej dotyczyć dziecka starszego ?????
  • Depresja poporodowa dotyczy matki, a nie dziecka.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.