ja wiem? sa tez porody bardziej i mniej bolesne. ułozenie dziecka, zmeczenie matki, pewnie nawet umiejscowienie łozyska ma znaczenie.
No ja mówię o sytuacji, kiedy wszystko jest ok - ułożenie dziecka, łożyska , matka w dobrej formie, a odpływa tak, że nie da jej się pomóc, panikuje totalnie. Więc albo coś jednak jest nie tak, choć jeszcze o tym nie wiemy, albo nie czuje się w pelni swobodnie. Jakoś coraz mniej prawdopodobne wydaje mi się, że tak wiele zależy od tego mitycznego progu bólu. Od odporności na stres - już tak.
jakoś coraz mniej prawdopodobne wydaje mi się, że tak wiele zależy od tego mitycznego progu bólu. Od odporności na stres - już tak.
Dlaczego mitycznego? Ludzie się róznią pod wzgledem np potrzeb snu, seksualnych i próg bólu też mają rózny. To jest fakt. Ale wiadomo, że "głowa" ma największe znaczenie i wpływa na ciało.
Pamiętam taki histeryczny wrzask z sąsiedniej sali porodowej, brzmiał przerażająco, jakby kobietę ktoś kroił na kawałki. Przedtem z tą dziewczyną byłam chwilę na patologii i była maksymalnie przerażona i płakala przy każdym skurczu. I na tę porodówkę pojechała już całkiem spanikowana i bez szans na dogadanie się - już kiedy ja jej spokojnie coś próbowałam tłumaczyć, to widziałam, że w ogóle nie słucha. Ja zeszłam dwie godziny po niej, urodziłam, a ona ciągle krzyczała. I byłam zbudowana cierpliwością personeli, bo się ciągle odnosili uprzejmie i spokojnie, a już ja miałam ochotę iść ją kopnąć, bo mi przeszkadzała strasznie.
A to nie byłam ja??? chłopaków rodziłam po odejsciu wód, na sucho. I było masakrycznie, a przy tymbolało potwornie. Krzyczałam a jakże. Donosnie! Chociaż do porodu byłam nastawiona dobrze, nienastraszona. Przy córkach zakrzyknęłam raz zupełnie inaczej, mniej bolało.
@apolonia - z mojego doświadczenia wynika, że ten próg bólu jest, u jednej i tej samej osoby, bardzo ruchomy. Zależy od wielu czynników - fizjologicznych (np. zmęczenie), psychologicznych (np. dostrzeganie sensu w przeżywanym bólu, lęk), poznawczych (np. oczekiwania, co do tego jak bardzo powinno boleć) i społecznych (np. obserwujące osoby i relacje z nimi - zwykle bardziej się cierpi w obecności matki).
ja wiem? sa tez porody bardziej i mniej bolesne. ułozenie dziecka, zmeczenie matki, pewnie nawet umiejscowienie łozyska ma znaczenie.
No ja mówię o sytuacji, kiedy wszystko jest ok - ułożenie dziecka, łożyska , matka w dobrej formie, a odpływa tak, że nie da jej się pomóc, panikuje totalnie. Więc albo coś jednak jest nie tak, choć jeszcze o tym nie wiemy, albo nie czuje się w pelni swobodnie. Jakoś coraz mniej prawdopodobne wydaje mi się, że tak wiele zależy od tego mitycznego progu bólu. Od odporności na stres - już tak.
ja moze tak: wierze w próg bólu ale wioerze ze nie ma przełozenia - ze jak bardzo bolą mnie zęby u dentysty, albo bardzo mocno odczuwam bóle miesiączkowe to nie znaczy ze kazdy ból bede czuc silniej niz reszta populacji, bo kazdy ból jest troche inny i nie ma tak ze cz łowiek ma generalnie próg bólu obnizony i wszystkikie bóle tegop swiata czuje mocniej
O to to... Chodzi mi o to, żeby nie przeceniać jakiegoś czynnika wrodzonego, na który nie mamy wpływu... Wierzę, że zapewnienie odpowiednich warunków i przygotowanie, także emocjonalne, mają większe znaczenie.
Też się nad tym progiem bólu zastanawiam... U dentysty nie otwieram ust bez znieczulenia, natomiast ostatnią cesarkę zniosłam bez zająknienia, po czym wstałam i byłam na pełnym chodzie 12 godzin później... A moja lekarka opowiadała, że jedna z jej pacjentek miała operację ginekologiczną, po której cierpiała dwa tygodnie i nie mogła się z łóżka podnieść, a następnie po cięciu wstała następnego dnia i śmigała z uśmiechem na ustach. Bo jednak nawet po cesarce t poporodowe endorfiny działają, i motywacja inna...
Pamiętam taki histeryczny wrzask z sąsiedniej sali porodowej, brzmiał przerażająco, jakby kobietę ktoś kroił na kawałki. Przedtem z tą dziewczyną byłam chwilę na patologii i była maksymalnie przerażona i płakala przy każdym skurczu. I na tę porodówkę pojechała już całkiem spanikowana i bez szans na dogadanie się - już kiedy ja jej spokojnie coś próbowałam tłumaczyć, to widziałam, że w ogóle nie słucha. Ja zeszłam dwie godziny po niej, urodziłam, a ona ciągle krzyczała. I byłam zbudowana cierpliwością personeli, bo się ciągle odnosili uprzejmie i spokojnie, a już ja miałam ochotę iść ją kopnąć, bo mi przeszkadzała strasznie.
Powinni jeszcze wyciszać te sale porodowe... Ja podczas dwóch pierwszych porodów się powstrzymywałam i mimo potwornego bólu nie krzyczałam, żeby nie drażnić otoczenia, bo się właśnie nasłuchałam jak to niunie wrzeszczą zamiast rodzić, potem doczytałam, że niektóry krzyk pomaga i riozluźnia szyjkę i przy ostatnim porodzie dałam sobie wreszcie na luz, aż się w klinice wszyscy obecni zlecieli, a że poród był najtrudniejszy to i krzyk się przydał. Przynajmniej mnie się potem słuchali co sobie życzę w sprawie dziecka, bo jak bym im znowu krzyknęła %-( Pierwszy raz nie było ważne co kto sobie o mnie pomyśli, tylko ja i moje dziecko.
Jak przy trzecim nie darłam się, jedynie jęczałam, tak przy ostanim darłam się okropnie... I ten poród przekonał mnie, że ja nie urodzę tak jak na tych filmach jest - spokojnie, pojęczy kobieta, postęka, ale ma pełną kontrolę, nie ucieka przed bólem, ale jakoś go wykorzystuje... Ja z bólem walczę, buntuję się, chcę po swojemu, nie zgadzam się poddać naturze... Nie umiem. I co z tego, ze w domu, jak mi nie wychodzi?
Kerima... dzięki za twoje słowa, ja śpiewnie krzyczę (dość głośno) na każdym porodzie, od "jakiegoś" czasu, ale to jest moja pieśń wojownika, nawet tego nie kontroluję, to ma mnie doprowadzić do końca. Dla mnie ten cichy film , a raczej cichy poród jest taki nierealny. I jeszcze nie lubię obserwatorów podczas rodzenia. Ot jak się ocenia przez pryzmat doświadczeń.
Komentarz
Jakoś coraz mniej prawdopodobne wydaje mi się, że tak wiele zależy od tego mitycznego progu bólu. Od odporności na stres - już tak.
chłopaków rodziłam po odejsciu wód, na sucho. I było masakrycznie, a przy tymbolało potwornie. Krzyczałam a jakże. Donosnie! Chociaż do porodu byłam nastawiona dobrze, nienastraszona. Przy córkach zakrzyknęłam raz zupełnie inaczej, mniej bolało.
http://www.cecijane.net/shes-a-girl-just-like-me/