Błąd. Chrzest się należy. Pozostałe niekoniecznie, bo w swoim czasie (klik)
Można odroczyć chrzest gdy są ątpliwości co do rodzicó. Każdą sytuacje nalezy rozpatrzyć osobiście. W przypadku Franciszka wątpliwe aby rozmawiał dz parą kiedy zamierzaja się pobrać.
Dzieci nie mają nic do cudzołóstwa rodziców. To, że są nie zmniejsza winy moralnej danego seksu pozamałżeńskiego. Cudzołóstwo pozostaje cudzołóstwem.
Pełna zgoda, z tym, że jak pokazuje Klarciny przypadek rozchodząc się, żeby nie żyć w grzechu można bardzo dzieci skrzywdzić. Dlatego też Kościół podchodzi z dużym miłosierdziem - ufając w miłosierdzie Boże - do związków niesakramentalnych.
Błąd. Chrzest się należy. Pozostałe niekoniecznie, bo w swoim czasie (klik)
Można odroczyć chrzest gdy są ątpliwości co do rodzicó. Każdą sytuacje nalezy rozpatrzyć osobiście. W przypadku Franciszka wątpliwe aby rozmawiał dz parą kiedy zamierzaja się pobrać.
Ja sądzę inaczej - jeżeli nie papież, to ktoś z Watykanu na pewno rozmawiał z tymi ludźmi i prawdopodobnie mamy tutaj przeszkodę kanoniczną do zawarcia sakramentu małżeństwa.
W tym małżeństwie nie działo się za dobrze, ale do patologii to jednak było jeszcze trochę. Samo nasze rozejście się nie wpłynęło negatywnie na dzieci, wręcz przeciwnie - ja przez długi czas miałam kontakt z rodziną (dzieci zostały z byłym) i było OK, do czasu .. gdy p. X się nie zakochał, wtedy oddał mi córkę (była z poprzedniego małżeństwa), a przy nim został syn. Ja cierpiałam na głęboką depresję, nie poradziłam sobie z opieką nad córeczką i ona powiedziała, że chce iść do adopcji. Z adopcji nic nie wyszło, miała już ok. 12 lat, nie potrafiła się przyjąć w "nowej rodzinie" i w końcu wylądowała w rodzinie zastępczej. Syn zaś nie chciał być z ojcem i poszedł do Jugendamt'u, żeby go zabrano do Domu Dziecka, miał wtedy 10 lat. Tak się skończyło potraktowanie serio nauczania Kościoła przez osoby niedojrzałe duchowo i nie mającej głębokiej wiary.
Jak już wspomniałam - Pan wyprostował kręte ścieżki naszego życia, w końcu zostałam uzdrowiona, wyszłam za mąż i odbudowały się pozytywne relacje z dziećmi.
Jednak księża już się nie odważyli na to, aby w przypadku ludzi ok. 30 mających dzieci kategorycznie się upierać. iż życie w związku niesakramentalnym jest śmiertelnym grzechem i prowadzi do potępienia.
Swoją drogą - szkoda, że wtedy nie znałam tutejszych moralizatorów, bo zabrałabym dzieci, wróciła do Polski i zaproponowała "pouczaczom", żeby się nami zaopiekowali.
Nie ma innego sposobu na pokonanie zła i grzechów, jak tylko miłością, która prowadzi do daru z własnego życia dla innych.
I taki właśnie jest Jezus, jak baranek. Co to oznacza dla Kościoła, dla nas dzisiaj, być uczniami Jezusa Baranka Bożego? Oznacza to zło zastępować niewinnością, siłę miłością, wyniosłość pokorą, prestiż służbą.
- Stawiajcie na wielkie ideały. Macie mieć serca bardziej skłonne do radości, niż pogrzebowych ceremonii – apelował Papież do młodzieży. Podczas niedzielnej (20.01.14) wizyty w salezjańskiej parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Rzymie
[...] - Ojcze Święty, jak możemy ci pomóc odnowić Kościół, aby był bardziej radosny i misyjny? Czego się od nas oczekuje? Co możemy zrobić?
Papież Franciszek: “Odnowić Kościół”: to trudne słowo. Starzy teologowie – starożytni, średniowieczni – mawiali, że Kościół zawsze powinien się odnawiać, reformować. To jest stałe zadanie. My wszyscy mamy go odnawiać. Ale o co chodzi? O pociągnięcie pędzlem z farbą, żeby był ładniejszy? Nie, nie, nie: o odnowienie go od środka. Jednak nie dam rady odnowić Kościoła, jeśli się w to nie zaangażuję. „Farbą jestem ja” – to sobie wszyscy musimy powiedzieć. Każdy z nas musi powiedzieć: „Jaką farbą upiększamy Kościół? – Ja jestem tą farbą. Co więc zrobię, żeby Kościół był wierniejszy swojej misji?” Co możemy zrobić, czego się od nas oczekuje? Młodym w Rio de Janeiro mówiłem: zróbcie raban. Wiecie, że świetnie potrafią to robić? Trzeba się ruszyć, ruszyć się. Kiedyś, wiele lat temu, zostałem zaproszony z konferencją przez grupę młodych, którzy chcieli odnowić Kościół. Nie mówili tego, ale byli pewni, że w ten sposób dadzą radę odnowić Kościół. Najpierw poprosili o Mszę. Tylko męskie grono, żadnych kobiet: one są “gorszej jakości”! Sami mężczyźni i tak myśleli... Wszyscy poważni... A na Mszy wszyscy ze złożonymi, wręcz sklejonymi rękami, sztywni. W pewnej chwili pomyślałem, że mam przed sobą posągi, a nie ludzi. A oni mówili: Nie, musimy robić tak a tak”… Mieli gotową receptę. Biedacy, wszyscy kiepsko skończyli. (śmiech, oklaski). Dlatego, poważne podejście do sprawy to nie gra w powagę. To oznacza radość, modlitwę, szukanie Pana, czytanie Słowa Bożego, także świętowanie. To jest chrześcijańska powaga. Człowiek młody, który się nie uśmiecha, który nie robi choć trochę rabanu, za wcześnie się zestarzał.
i jeszcze zachęta papieża Franciszka na zakończenie w/w spotkania:
"Dziękuję wam za to, co robicie: nie bójcie się. Idźcie naprzód. Mówiłeś o „pobrudzeniu rąk”: tak. Kto zawsze jest czysty, to dlatego, że nie idzie. Kto idzie – brudzi się z tej, czy drugiej strony; czy fizycznie, czy duchowo się pobrudzi. Nie bójcie się: Pan wszystkich nas oczyszcza. Idźmy naprzód!
Co to znaczy robic raban bylo widac na fotkach z Rio. A modlitwa ze zlozonymi rekami to nuda, no - sztywnota taka. Lepiej by sobie potanczyli i na gitarkach pograli, a jakby jeszcze na zabawe zaprosili paru protestantow i kilku islamistow, to w ogole miodzio.
> czyli w oczach papieża to źle że poprosili o Mszę świętą i jeszcze nabożnie z powagą w niej uczestniczyli lepiej niech robią raban (cokolwiek to miałoby znaczyć) --- strach się bać <
Nie o to chodzi. Jestem obeznana z takim głoszeniem, więc słowa papieża są dla mnie zrozumiałe.
W uczestnikach nie było widać Ducha, była tylko sztywna ceremonia. Gdyby choć było zaangażowanie duchowe, to oni nie byli by "sztywni", mogli by mieć złożone ręce, stać wyprostowani, ale doświadczenie SPOTKANIA było by widoczne w ich twarzach. Jest oczywistym, że do monentu ofiarowania zachowujemy powagę, bo uczestniczymy w oubecniającej się Ofierze, ale przecież później mamy już Zmartwychwstanie, czas Uwielbienia Boga, czas radości. Radość świętowania przy SPOTKANIU nie ma nic wspólnego z wesołkowatością.
"Biedacy, wszyscy kiepsko skończyli."
To akurat można rozumieć na dwa sposoby:
1. Nie doświadczyli obecności Pana w swoim życiu i pozostali czysto rytualnymi katolikami, rozmijającymi się z chrześcijaństwem.
2. Nawrócili się i zostali ewangelizatorami, w oczach "świata" wyglądając na dziwaków. Wtedy "kiepsko skończyli" jest metaforą.
Siostra Jadwiga Skudro opowiadała nam taką anegdotkę. Młoda dziewczyna zakochała się w ateiście, obawiała się małżeństwa, w którym już od początku będzie podział. Ksiądz doradził jej modlitwę - modliła się ona, modliła wspólnota. Po jakimś czasie spotyka się z tym księdzem: k- i co, pobraliście się? Dziewczyna ze smutkiem w oczach - niestety, chyba przemodliliśmy, poszedł do klasztoru.
***
"Stawiajcie na wielkie ideały. Macie mieć serca bardziej skłonne do radości, niż pogrzebowych ceremonii"
Trudno jest mi to ująć w słowa. Posłużę się przykładem z życia, to chociaż "neoni" zrozumieją. Pogrzeb kogoś ze wspólnoty neokatechumenalnej nie jest smutną uroczystością - tam jest obecna chrześcijańska rodość.
***
"Robić raban" - wyjść do "świata" i głosić tak, jak to czynili pierwsi chrześcijanie, wzór mamy w Listach Apostolskich.
rabanpot. «głośna awantura; też: rozgłos wokół jakiejś sprawy» słownik PWN. o co ten raban ma być - tego już nie wskazuje .... młodzi już robili raban, np. w 1968 - poszli naprzód i bardzo się pobrudzili czyżby brudu było jeszcze za mało ?
Dopiero teraz (już po napisaniu post'a) weszłam na zalinkowany tekst.
Papież mówi wyraźnie: "trwać w radości, nie pozwolić sobie ukraść nadziei" - osoba, w życiu której jest rzeczywiście obecny Chrystus, nie traci ducha nawet w najtrudniejszych doświadczeniach: kataklizm, śmierć najbliższej osoby; zawsze pokłada nadzieję w Bogu i wierzy, że Pan ze wszystkiego dobro wyprowadzi. Nie załamuje się, ufa, jest w jej sercu radość nawet wtedy, gdy w oczach są łzy. Przyświecają jej słowa: "wszystko mogę w Tym, Który mnie umacnia".
" Strzec nadziei w chwilach mrocznych, trudnych, nie jest łatwo. To nie jest proste."
“Ależ nie, nie patrz za bardzo w przyszłość, bierz teraz. Weź teraz. Teraz zadbaj o swoje szczęście. Dalej nie ma sensu iść. Jesteś zmęczony”.
Pokusa szepce: „Daj spokój z tą nadzieją! Wszystko jest takie... Bierz to, co ci teraz potrzebne, bo życie idzie dalej”
Przykład. Straciłeś(aś) ukochaną osobę - porzuciła cię, odeszła - popadasz w rozpacz, zamykasz się na otaczających cię ludzi, pogrążasz się w skrajnej depresji, zaczynasz o to obwiniać Boga. Myślisz: odszedł(odeszła), bo zbyt serio traktowałem(am) nauczanie Kościoła. Gdybym zgodził(a) się na większą bliskość - współżycie seksualne - to by było inaczej, dziś na pewno byli byśmy razem. Zaczynasz sam(a) dbać o swoje szczęście, natychmiast blisko związujesz się z kolejną napotkaną osobą, która cię zafascynowała. Ten związek również się nie sprawdza, ale ty brniesz dalej - stopniowo coraz bardziej rozmieniając się na drobne.
Mnie teraz akurat to przyszło do dłowy, ale na pewno jest więcej tego typu obrazów.
"nie kocham Boga, tak jak On powinien być kochany. Kocham Boga, tak jak mogę, jak umiem. Ale jestem pewny, że On mnie kocha bardziej i to mi sprawia przyjemność, to mi się podoba. Ta pewność: On mnie kocha. On pierwszy mnie ukochał, pierwszy na mnie czekał, On mi towarzyszy w drodze, idzie ze mną. On wie, co czuję: pokochał mnie jako pierwszy. Ale to też nie jest moje: to mówi Jan Apostoł. Co to znaczy miłość? Miłość to znaczy, że Bóg nas pierwszy umiłował. To jest miłość. A moja miłość do Boga, powiedziałbym, tkwi w możliwości. Próbuję pozwolić Mu, aby mnie kochał, nie zamykać drzwi. Choć, cóż, czasami je zamykam: kiedy jestem zmęczony, znużony… „Nie chcę o tym słyszeć” – to zamykanie drzwi. Próbuję właśnie nie zamykać drzwi na Jego miłość, która przychodzi. A przychodzi w wielorakich formach i na różne sposoby. On przychodzi."
Powyższe jest mi bardzo bliskie.
A poniższe jest kwintesencją :
"Więc kiedy czujesz, że dzieje się coś nowego, coś czego wcześniej nie było…, sprawa, którą Pan cię dotyka… słuchaj Go! Bo to Pan, który Cię wzywa! W tych dniach na Mszy czytaliśmy historię małego Samuela, chłopca w wieku 12-13-14 lat. Kiedy spał, słyszał, że go wołali. Myślał, że to może wołał go kapłan, któremu służył, który był w podeszłym wieku. On zdał sobie potem sprawę, że to był Pan. Pan woła poprzez okoliczności, przez wydarzenia, przez historie – puka do drzwi. Bądźcie czujni, gdy pukają do drzwi waszego serca. Wiecie, że Pan robi takie rzeczy? Trzeba być czujnym na to, co dociera do mojego serca."
" Gdy będziesz siedział w domu, to nigdy drogi nie znajdziesz. Musisz opuścić samego siebie i zacząć iść. Pan w drodze ci powie, gdzie cię chce mieć, gdzie chce, abyś był. Powie to. Ale zamknięty w domu – a mówiąc „w domu” mam na myśli: w twoim egoizmie, w twoich wygodach…; w tym nigdy swego powołania nie znajdziesz. Jakie tu będzie twoje powołanie? Powołanie egoizmu: praca dla samego siebie, dla własnej przyszłości, tylko dla siebie. To będzie powołaniem. A jak skończysz? Źle. Chcesz odnaleźć wolę Bożą, swoje miejsce w życiu? Rusz w drogę. Ktoś powie: „Ależ jest tyle niebezpieczeństw…” . Tak. W drodze można wiele razy zbłądzić. Wiele pomyłek czeka na tych, którzy w życiu idą. Ale gorsze są pomyłki pozostających w zamknięciu. Człowiek, który jest zamknięty, czy zamknięta wspólnota zaczyna chorować, choruje na zamknięcie. Wchodziliście kiedyś do pomieszczeń, co przez miesiące nie były otwierane? Kiedy je otwierasz czuć stęchlizną, zamknięciem… taka jest i dusza ludzi zamkniętych. Chorują. "
Tutaj (bez wycieczek osobistych) widzę niektóre osoby udzielające się na katolickich forach. Ja to nazywam - duchowo są w przedsionku piekła.
"Kto żyje Ewangelią idzie pod prąd? To prawda. To jest prawda. Dlatego, że propozycje, jakie dziś otrzymujesz, rodzą się z egoizmu, z konsumizmu, z hedonizmu... z wielu rzeczy. I jeżeli chcę żyć Ewangelią i robić to, co wy robicie (iść do ubogich, pomagać bliźnim) to owszem, to jest pójście pod prąd! Jezus szedł pod prąd: dlatego skończył tak jak skończył. To jest jasne? (...) Nie jesteśmy drużyną ani klubem piłkarskim, abyśmy robili nabór członków i stowarzyszonych… „Idziesz i ty? No, chodź z nami!”. Nie: niech przemówi Pan. Ja daję moje świadectwo, każdy z nas daje swoje świadectwo. „Ależ Ojcze, ja jestem grzesznikiem…” Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Jednak naprzód, dlatego, że Jezus jest z nami, On dla nas przyszedł. Jeśli ktoś z nas czuje się sprawiedliwy, to Jezus dla niego nie przyszedł."
" kiedy ktoś zaczyna myśleć o swoim życiu i jakoś je układać, to odnajduje rany: trudne, ukryte… One są. Nie u wszystkich, ale u niektórych są. Nie bójcie się nazywać swoich ran. To robi się w dialogu: w dialogu z kimś, kto ci pomoże, z ojcem duchowym, z duchową siostrą, z kimś świeckim, starszym, który może ci pomóc i jest dość roztropny, by dobrze ci doradzić. Ale nazywajcie swoje rany, swoje siniaki, określcie je: „Tego nabawiłem się po tym uderzeniu, tamtego po innym…” Dlatego, że serce, dusza wszystko rejestrują i zamykają się, aby uniknąć kolejnych ciosów. Rany leczy się w sposób jasny, ale najpierw trzeba je nazwać: z czułością, z akceptacją miłości. To jest droga. W ten sposób mogę kochać i szukać kogoś bardziej zranionego niż ja. Bo wszyscy mamy rany. I powinniśmy pozwalać, aby życie, aby Pan, aby bracia i siostry, by wspólnota je leczyli. To otwiera serce i dzięki temu nie boimy się iść naprzód. "
„Chcę, żebyście wyszli na ulice” – powiedział papież. Wiśta wio, łatwo powiedzieć… Jak ma przełamać wstyd pokolenie, które od pacholęcia faszerowane było piosenką „Panie Jezu, zabierzemy Cię do domu, Panie Jezu, nie oddamy Cię nikomu”?
Pamiętam, jak szedłem kiedyś na nocną Drogę Krzyżową, która ruszyła ulicami Krakowa i szła aż do Kalwarii Zebrzydowskiej. Szedłem na samym początku. Dostałem duży brzozowy krzyż. Ruszyliśmy, gdy nagle z naprzeciwka wyszedł facet, z którym… robiłem na co dzień biznesy. Palił papierosa, był lekko zawiany. Myślałem, że spalę się ze wstydu. Miałem nadzieję, że zapadnę się pod ziemię. Marzyłem o jednym: o tym, by mnie nie zauważył. Był pijany i pewnie mnie nie dostrzegł. Nigdy nie poruszał tego tematu. O wiele prostsze niż wychodzenie na ulice jest mówienie świadectwa do ludzi, którzy cię zaprosili. Nawet w więzieniu. Stoisz za pulpitem, słuchacze skupiają na tobie wzrok. Uliczne ewangelizacje nauczyły mnie jednego: musisz otworzyć się na nieprzewidywalność. Spotkaliśmy się nawet z agresją. "
Podczas ewangelizacji można się pobrudzić również duchowo. Nie chodzi o to, że popadniemy w grzech, ale często są trudne spotkania, z kimś kto jest na dnie ludzkiej egzystencji. Spotkanie z taką osobą bardzo dołuje psychicznie - możesz czuć się bezradny, zagubiony, bezsilny; możesz czuć, iż mówienie o miłości Boga brzmi jak pusty frazes; może tak być, że po tym spotkaniu jeszcze długo nie będziesz mógł się pozbierać.
Zastanawiałam się - kto mógłby być dobrym przykładem "robienia rabanu" i "pobrudzenia się"?
Bez wątpienia Kiko - gdy mieszkał pośród wyrzutków społecznych, ale i później też.
I jeszcze coś. Adalbert - wybierz Ty się kiedyś na ewangelizację, choćby jako osoba towarzysząca, to zrozumiesz co papież miał na myśli mówiąc o poranieniu i pobrudzeniu.
During today’s (20.01) meeting Francis confided that he also felt “suffering” and invited those among them who were Christians who read the Bible and those of them who were Muslims and read the Koran to share their suffering and faith because there is one single God, one same God.
„Biskupi nie są wybierani tylko po to, by kierować pewną organizacją, która nazywa się Kościołem partykularnym. Są namaszczeni. Otrzymali namaszczenie i Duch Pański jest z nimi. Owszem, my biskupi wszyscy jesteśmy grzesznikami, wszyscy! Ale wszyscy jesteśmy namaszczeni – mówił Ojciec Święty. - Wszyscy chcemy być każdego dnia coraz bardziej świętymi i wiernymi temu namaszczeniu. A tym właśnie, co buduje Kościół, co daje Kościołowi jedność, jest osoba biskupa. I to w imię Jezusa Chrystusa. Dlatego, że biskup został namaszczony, a nie dlatego, że głosowała na niego większość. Dlatego, że jest namaszczony. I w tym namaszczeniu leży siła Kościoła partykularnego. A również księża mają udział w tym namaszczeniu”.
Namaszczenie zbliża biskupów i kapłanów do Chrystusa, daje im radość i moc, by kierować ludem i nieść mu pomoc, służyć mu
„Natomiast nie można zrozumieć Kościoła i to nie tylko zrozumieć go, ale w ogóle wytłumaczyć, jak mógłby on iść naprzód tylko siłami ludzkimi. Jakaś diecezja idzie do przodu, bo ma święty lud, ma wiele rzeczy, ale ma też namaszczonego, który ją prowadzi, pomaga jej wzrastać – mówił Ojciec Święty. - Jakaś parafia idzie do przodu, bo ma dużo organizacji, wiele rzeczy, ale ma też kapłana, namaszczonego, który ją prowadzi. Znamy z historii tylko ich niewielką część. Ale iluż świętych biskupów, iluż świętych księży oddało swe życie służbie diecezji czy parafii! Iluż ludzi otrzymało moc wiary, moc miłości, nadzieję od tych anonimowych proboszczów, których nie znamy! Jest ich tak wielu!”.
O. Federico Lombardi, rzecznik prasowy Watykanu mocno skrytykował umieszczenie wizerunku Ojca Świętego na okładce magazynu „The Rolling Stone”. Pismu zarzucił "powierzchowne dziennikarstwo".
***
Trudno obwiniać papieża za to, iż wiele środowisk koniunkturalnie wykorzystuje jego wizerunek.
Komentarz
Dlatego też Kościół podchodzi z dużym miłosierdziem - ufając w miłosierdzie Boże - do związków niesakramentalnych.
W tym małżeństwie nie działo się za dobrze, ale do patologii to jednak było jeszcze trochę.
Samo nasze rozejście się nie wpłynęło negatywnie na dzieci, wręcz przeciwnie - ja przez długi czas miałam kontakt z rodziną (dzieci zostały z byłym) i było OK, do czasu .. gdy p. X się nie zakochał, wtedy oddał mi córkę (była z poprzedniego małżeństwa), a przy nim został syn.
Ja cierpiałam na głęboką depresję, nie poradziłam sobie z opieką nad córeczką i ona powiedziała, że chce iść do adopcji. Z adopcji nic nie wyszło, miała już ok. 12 lat, nie potrafiła się przyjąć w "nowej rodzinie" i w końcu wylądowała w rodzinie zastępczej.
Syn zaś nie chciał być z ojcem i poszedł do Jugendamt'u, żeby go zabrano do Domu Dziecka, miał wtedy 10 lat.
Tak się skończyło potraktowanie serio nauczania Kościoła przez osoby niedojrzałe duchowo i nie mającej głębokiej wiary.
Jak już wspomniałam - Pan wyprostował kręte ścieżki naszego życia, w końcu zostałam uzdrowiona, wyszłam za mąż i odbudowały się pozytywne relacje z dziećmi.
Jednak księża już się nie odważyli na to, aby w przypadku ludzi ok. 30 mających dzieci kategorycznie się upierać. iż życie w związku niesakramentalnym jest śmiertelnym grzechem i prowadzi do potępienia.
Swoją drogą - szkoda, że wtedy nie znałam tutejszych moralizatorów, bo zabrałabym dzieci, wróciła do Polski i zaproponowała "pouczaczom", żeby się nami zaopiekowali.
Nie ma innego sposobu na pokonanie zła i grzechów, jak tylko miłością, która prowadzi do daru z własnego życia dla innych.
I taki właśnie jest Jezus, jak baranek. Co to oznacza dla Kościoła, dla nas dzisiaj, być uczniami Jezusa Baranka Bożego? Oznacza to zło zastępować niewinnością, siłę miłością, wyniosłość pokorą, prestiż służbą.
http://www.fronda.pl/a/franciszek-chrzescijanin-musi-byc-jak-baranek,33702.html
-
Stawiajcie na wielkie ideały. Macie mieć serca bardziej skłonne do
radości, niż pogrzebowych ceremonii – apelował Papież do młodzieży.
Podczas niedzielnej (20.01.14) wizyty w salezjańskiej parafii Najświętszego Serca
Pana Jezusa w Rzymie
[...]
-
Ojcze Święty, jak możemy ci pomóc odnowić Kościół, aby był bardziej
radosny i misyjny? Czego się od nas oczekuje? Co możemy zrobić?
Papież Franciszek:
“Odnowić Kościół”: to trudne słowo. Starzy teologowie – starożytni,
średniowieczni – mawiali, że Kościół zawsze powinien się odnawiać,
reformować. To jest stałe zadanie. My wszyscy mamy go odnawiać. Ale o co
chodzi? O pociągnięcie pędzlem z farbą, żeby był ładniejszy? Nie, nie,
nie: o odnowienie go od środka. Jednak nie dam rady odnowić Kościoła,
jeśli się w to nie zaangażuję. „Farbą jestem ja” – to sobie wszyscy
musimy powiedzieć. Każdy z nas musi powiedzieć: „Jaką farbą upiększamy
Kościół? – Ja jestem tą farbą. Co więc zrobię, żeby Kościół był
wierniejszy swojej misji?” Co możemy zrobić, czego się od nas oczekuje?
Młodym w Rio de Janeiro mówiłem: zróbcie raban. Wiecie, że świetnie
potrafią to robić? Trzeba się ruszyć, ruszyć się. Kiedyś, wiele lat
temu, zostałem zaproszony z konferencją przez grupę młodych, którzy
chcieli odnowić Kościół. Nie mówili tego, ale byli pewni, że w ten
sposób dadzą radę odnowić Kościół. Najpierw poprosili o Mszę. Tylko
męskie grono, żadnych kobiet: one są “gorszej jakości”! Sami mężczyźni i
tak myśleli... Wszyscy poważni... A na Mszy wszyscy ze złożonymi, wręcz
sklejonymi rękami, sztywni. W pewnej chwili pomyślałem, że mam przed
sobą posągi, a nie ludzi. A oni mówili: Nie, musimy robić tak a tak”…
Mieli gotową receptę. Biedacy, wszyscy kiepsko skończyli. (śmiech,
oklaski). Dlatego, poważne podejście do sprawy to nie gra w powagę.
To oznacza radość, modlitwę, szukanie Pana, czytanie Słowa Bożego,
także świętowanie. To jest chrześcijańska powaga. Człowiek młody, który
się nie uśmiecha, który nie robi choć trochę rabanu, za wcześnie się
zestarzał.
Tekst pochodzi ze strony http://pl.radiovaticana.va/news/2014/01/21/papie%C5%BC_franciszek:_wol%C4%99_ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82_po_przej%C5%9Bciach,_ni%C5%BC_chory_z_zamkni%C4%99cia/pol-765881
strony Radia Watykańskiego
---------------------------------
czyli w oczach papieża to źle że poprosili o Mszę świętą i jeszcze nabożnie z powagą w niej uczestniczyli
lepiej niech robią raban (cokolwiek to miałoby znaczyć)
--- strach się bać
"Dziękuję
wam za to, co robicie: nie bójcie się. Idźcie naprzód. Mówiłeś o
„pobrudzeniu rąk”: tak. Kto zawsze jest czysty, to dlatego, że nie
idzie. Kto idzie – brudzi się z tej, czy drugiej strony; czy fizycznie,
czy duchowo się pobrudzi. Nie bójcie się: Pan wszystkich nas oczyszcza.
Idźmy naprzód!
Tekst pochodzi ze strony http://pl.radiovaticana.va/news/2014/01/21/papie%C5%BC_franciszek:_wol%C4%99_ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82_po_przej%C5%9Bciach,_ni%C5%BC_chory_z_zamkni%C4%99cia/pol-765881
--------------------------
przedziwna zachęta - do "pobrudzenia się" ..... przecież tu mowa nie o fizycznym brudzie ale wyraźnie o grzechu. Więc jak to ? Do przodu tylko ? A ofiary tego brudu, może zranione kobiety, mężczyźni, albo poczęte za szybko bez zastanowienia dzieci ? albo pobrudzenie duszy błędem innych religii albo demonami innych sekt ?
czy to nie jest niebezpieczne ? i nawet zgubne tak mówić do młodych jeszcze nieukształtowanych młodych ludzi ?
przywyczajony jestem do Pawłowego wezwania: "strońcie od wszystkiego co ma choćby pozór zła"
> czyli w oczach papieża to źle że poprosili o Mszę świętą i jeszcze nabożnie z powagą w niej uczestniczyli
lepiej niech robią raban (cokolwiek to miałoby znaczyć)
--- strach się bać <
Nie o to chodzi.
Jestem obeznana z takim głoszeniem, więc słowa papieża są dla mnie zrozumiałe.
W uczestnikach nie było widać Ducha, była tylko sztywna ceremonia. Gdyby choć było zaangażowanie duchowe, to oni nie byli by "sztywni", mogli by mieć złożone ręce, stać wyprostowani, ale doświadczenie SPOTKANIA było by widoczne w ich twarzach.
Jest oczywistym, że do monentu ofiarowania zachowujemy powagę, bo uczestniczymy w oubecniającej się Ofierze, ale przecież później mamy już Zmartwychwstanie, czas Uwielbienia Boga, czas radości.
Radość świętowania przy SPOTKANIU nie ma nic wspólnego z wesołkowatością.
"Biedacy, wszyscy kiepsko skończyli."
To akurat można rozumieć na dwa sposoby:
1. Nie doświadczyli obecności Pana w swoim życiu i pozostali czysto rytualnymi katolikami, rozmijającymi się z chrześcijaństwem.
2. Nawrócili się i zostali ewangelizatorami, w oczach "świata" wyglądając na dziwaków. Wtedy "kiepsko skończyli" jest metaforą.
Siostra Jadwiga Skudro opowiadała nam taką anegdotkę.
Młoda dziewczyna zakochała się w ateiście, obawiała się małżeństwa, w którym już od początku będzie podział. Ksiądz doradził jej modlitwę - modliła się ona, modliła wspólnota. Po jakimś czasie spotyka się z tym księdzem:
k- i co, pobraliście się?
Dziewczyna ze smutkiem w oczach - niestety, chyba przemodliliśmy, poszedł do klasztoru.
***
"Stawiajcie na wielkie ideały. Macie mieć serca bardziej skłonne do radości, niż pogrzebowych ceremonii"
Trudno jest mi to ująć w słowa. Posłużę się przykładem z życia, to chociaż "neoni" zrozumieją.
Pogrzeb kogoś ze wspólnoty neokatechumenalnej nie jest smutną uroczystością - tam jest obecna chrześcijańska rodość.
***
"Robić raban" - wyjść do "świata" i głosić tak, jak to czynili pierwsi chrześcijanie, wzór mamy w Listach Apostolskich.
o co ten raban ma być - tego już nie wskazuje ....
młodzi już robili raban, np. w 1968 - poszli naprzód i bardzo się pobrudzili
czyżby brudu było jeszcze za mało ?
Papież mówi wyraźnie: "trwać w radości, nie pozwolić sobie ukraść nadziei" - osoba, w życiu której jest rzeczywiście obecny Chrystus, nie traci ducha nawet w najtrudniejszych doświadczeniach: kataklizm, śmierć najbliższej osoby; zawsze pokłada nadzieję w Bogu i wierzy, że Pan ze wszystkiego dobro wyprowadzi. Nie załamuje się, ufa, jest w jej sercu radość nawet wtedy, gdy w oczach są łzy.
Przyświecają jej słowa: "wszystko mogę w Tym, Który mnie umacnia".
" Strzec nadziei w chwilach mrocznych, trudnych, nie jest łatwo. To nie jest proste."
“Ależ nie, nie patrz za bardzo w przyszłość, bierz teraz. Weź teraz. Teraz zadbaj o swoje szczęście. Dalej nie ma sensu iść. Jesteś zmęczony”.
Pokusa szepce: „Daj spokój z tą nadzieją! Wszystko jest takie... Bierz to, co ci teraz potrzebne, bo życie idzie dalej”
Przykład.
Straciłeś(aś) ukochaną osobę - porzuciła cię, odeszła - popadasz w rozpacz, zamykasz się na otaczających cię ludzi, pogrążasz się w skrajnej depresji, zaczynasz o to obwiniać Boga. Myślisz: odszedł(odeszła), bo zbyt serio traktowałem(am) nauczanie Kościoła. Gdybym zgodził(a) się na większą bliskość - współżycie seksualne - to by było inaczej, dziś na pewno byli byśmy razem. Zaczynasz sam(a) dbać o swoje szczęście, natychmiast blisko związujesz się z kolejną napotkaną osobą, która cię zafascynowała. Ten związek również się nie sprawdza, ale ty brniesz dalej - stopniowo coraz bardziej rozmieniając się na drobne.
Mnie teraz akurat to przyszło do dłowy, ale na pewno jest więcej tego typu obrazów.
"nie kocham Boga, tak jak On powinien być kochany. Kocham Boga, tak jak mogę, jak umiem. Ale jestem pewny, że On mnie kocha bardziej i to mi sprawia przyjemność, to mi się podoba. Ta pewność: On mnie kocha. On pierwszy mnie ukochał, pierwszy na mnie czekał, On mi towarzyszy w drodze, idzie ze mną. On wie, co czuję: pokochał mnie jako pierwszy. Ale to też nie jest moje: to mówi Jan Apostoł. Co to znaczy miłość? Miłość to znaczy, że Bóg nas pierwszy umiłował. To jest miłość. A moja miłość do Boga, powiedziałbym, tkwi w możliwości. Próbuję pozwolić Mu, aby mnie kochał, nie zamykać drzwi. Choć, cóż, czasami je zamykam: kiedy jestem zmęczony, znużony… „Nie chcę o tym słyszeć” – to zamykanie drzwi. Próbuję właśnie nie zamykać drzwi na Jego miłość, która przychodzi. A przychodzi w wielorakich formach i na różne sposoby. On przychodzi."
Powyższe jest mi bardzo bliskie.
A poniższe jest kwintesencją :
"Więc kiedy czujesz, że dzieje się coś nowego, coś czego wcześniej nie było…, sprawa, którą Pan cię dotyka… słuchaj Go! Bo to Pan, który Cię wzywa! W tych dniach na Mszy czytaliśmy historię małego Samuela, chłopca w wieku 12-13-14 lat. Kiedy spał, słyszał, że go wołali. Myślał, że to może wołał go kapłan, któremu służył, który był w podeszłym wieku. On zdał sobie potem sprawę, że to był Pan. Pan woła poprzez okoliczności, przez wydarzenia, przez historie – puka do drzwi. Bądźcie czujni, gdy pukają do drzwi waszego serca. Wiecie, że Pan robi takie rzeczy? Trzeba być czujnym na to, co dociera do mojego serca."
Tutaj (bez wycieczek osobistych) widzę niektóre osoby udzielające się na katolickich forach.
Ja to nazywam - duchowo są w przedsionku piekła.
(...) Nie jesteśmy drużyną ani klubem piłkarskim, abyśmy robili nabór członków i stowarzyszonych… „Idziesz i ty? No, chodź z nami!”. Nie: niech przemówi Pan. Ja daję moje świadectwo, każdy z nas daje swoje świadectwo. „Ależ Ojcze, ja jestem grzesznikiem…” Wszyscy jesteśmy grzesznikami. Jednak naprzód, dlatego, że Jezus jest z nami, On dla nas przyszedł. Jeśli ktoś z nas czuje się sprawiedliwy, to Jezus dla niego nie przyszedł."
W ten sposób mogę kochać i szukać kogoś bardziej zranionego niż ja. Bo wszyscy mamy rany. I powinniśmy pozwalać, aby życie, aby Pan, aby bracia i siostry, by wspólnota je leczyli. To otwiera serce i dzięki temu nie boimy się iść naprzód. "
Ty albo jesteś uprzedzony osobiście do tego pontyfikatu, albo masz duchowe klapki, albo jedno i drugie.
Nie o taki rabanan chodzi Franciszkowi.
Jak o Nim mówić?
Na stacji benzynowej, na plaży, przy muzyce techno czy w kościele. Podobno Chrystusa da się głosić właściwie wszędzie.
http://kosciol.wiara.pl/doc/1668384.Jak-o-Nim-mowic
***
Na ulice!
„Chcę, żebyście wyszli na ulice” – powiedział papież. Wiśta wio, łatwo powiedzieć… Jak ma przełamać wstyd pokolenie, które od pacholęcia faszerowane było piosenką „Panie Jezu, zabierzemy Cię do domu, Panie Jezu, nie oddamy Cię nikomu”?
Pamiętam, jak szedłem kiedyś na nocną Drogę Krzyżową, która ruszyła ulicami Krakowa i szła aż do Kalwarii Zebrzydowskiej. Szedłem na samym początku. Dostałem duży brzozowy krzyż. Ruszyliśmy, gdy nagle z naprzeciwka wyszedł facet, z którym… robiłem na co dzień biznesy. Palił papierosa, był lekko zawiany. Myślałem, że spalę się ze wstydu. Miałem nadzieję, że zapadnę się pod ziemię. Marzyłem o jednym: o tym, by mnie nie zauważył. Był pijany i pewnie mnie nie dostrzegł. Nigdy nie poruszał tego tematu. O wiele prostsze niż wychodzenie na ulice jest mówienie świadectwa do ludzi, którzy cię zaprosili. Nawet w więzieniu. Stoisz za pulpitem, słuchacze skupiają na tobie wzrok. Uliczne ewangelizacje nauczyły mnie jednego: musisz otworzyć się na nieprzewidywalność. Spotkaliśmy się nawet z agresją. "
http://kosciol.wiara.pl/doc/1674889.Na-ulice
Ewangelizacja na plażach
http://gosc.pl/doc/884244.Ewangelizacja-na-plazach
--------------------------------------------------
Podczas ewangelizacji można się pobrudzić również duchowo. Nie chodzi o to, że popadniemy w grzech, ale często są trudne spotkania, z kimś kto jest na dnie ludzkiej egzystencji. Spotkanie z taką osobą bardzo dołuje psychicznie - możesz czuć się bezradny, zagubiony, bezsilny; możesz czuć, iż mówienie o miłości Boga brzmi jak pusty frazes; może tak być, że po tym spotkaniu jeszcze długo nie będziesz mógł się pozbierać.
Zastanawiałam się - kto mógłby być dobrym przykładem "robienia rabanu" i "pobrudzenia się"?
Bez wątpienia Kiko - gdy mieszkał pośród wyrzutków społecznych, ale i później też.
Adalbert - wybierz Ty się kiedyś na ewangelizację, choćby jako osoba towarzysząca, to zrozumiesz co papież miał na myśli mówiąc o poranieniu i pobrudzeniu.
During today’s (20.01) meeting Francis confided that he also
felt “suffering” and invited those among them who were Christians who
read the Bible and those of them who were Muslims and read the Koran to
share their suffering and faith because there is one single God, one
same God.
http://vaticaninsider.lastampa.it/en/news/detail/articolo/francesco-francisco-francis-31406/
http://www.fronda.pl/a/papiez-mocno-o-tym-ile-zawdzieczamy-ksiezom-i-biskupom,33933.html
„Biskupi nie są wybierani tylko po to, by kierować pewną organizacją, która nazywa się Kościołem partykularnym. Są namaszczeni. Otrzymali namaszczenie i Duch Pański jest z nimi. Owszem, my biskupi wszyscy jesteśmy grzesznikami, wszyscy! Ale wszyscy jesteśmy namaszczeni – mówił Ojciec Święty. - Wszyscy chcemy być każdego dnia coraz bardziej świętymi i wiernymi temu namaszczeniu. A tym właśnie, co buduje Kościół, co daje Kościołowi jedność, jest osoba biskupa. I to w imię Jezusa Chrystusa. Dlatego, że biskup został namaszczony, a nie dlatego, że głosowała na niego większość. Dlatego, że jest namaszczony. I w tym namaszczeniu leży siła Kościoła partykularnego. A również księża mają udział w tym namaszczeniu”.
Namaszczenie zbliża biskupów i kapłanów do Chrystusa, daje im radość i moc, by kierować ludem i nieść mu pomoc, służyć mu
„Natomiast nie można zrozumieć Kościoła i to nie tylko zrozumieć go, ale w ogóle wytłumaczyć, jak mógłby on iść naprzód tylko siłami ludzkimi. Jakaś diecezja idzie do przodu, bo ma święty lud, ma wiele rzeczy, ale ma też namaszczonego, który ją prowadzi, pomaga jej wzrastać – mówił Ojciec Święty. - Jakaś parafia idzie do przodu, bo ma dużo organizacji, wiele rzeczy, ale ma też kapłana, namaszczonego, który ją prowadzi. Znamy z historii tylko ich niewielką część. Ale iluż świętych biskupów, iluż świętych księży oddało swe życie służbie diecezji czy parafii! Iluż ludzi otrzymało moc wiary, moc miłości, nadzieję od tych anonimowych proboszczów, których nie znamy! Jest ich tak wielu!”.
http://www.fronda.pl/a/watykan-ostro-o-okladce-the-rolling-stone-powierzchowne-dziennikarstwo,34018.html
O. Federico Lombardi, rzecznik prasowy Watykanu mocno skrytykował umieszczenie wizerunku Ojca Świętego na okładce magazynu „The Rolling Stone”. Pismu zarzucił "powierzchowne dziennikarstwo".
***
Trudno obwiniać papieża za to, iż wiele środowisk koniunkturalnie wykorzystuje jego wizerunek.