W 1943 roku kiedy wybuchły walki getta już nie było. Zostało zlikwidowane latem 1942 roku, kiedy to kolaboranci żydowscy zagnali ok. 200 tysięcy swoich rodaków do gazu. Potulnie, bez sprzeciwu, wykonali rozkazy NIemców.
Wiosną 1943 roku w restgetcie czyli obozie pracy powstałym na terenach dawnego getta mieszkało ok. 80 tysięcy niewolników żydowskich. "Powstanie" było gestem rozpaczy, wybychło o rok za późno. Ukazało jak na dłoni jak bezsensowną politykę kolaboracyjną prowadziły elity żydowskie (Judenraty) podczas okupacji.
18 maja 1944 roku żołnierze 2 Korpusu zatknęli polską flagę na ruinach klasztoru Monte Cassino.
"Bitwa rozegrała się w maju 1944 roku, a więc po tym, gdy Polska została sprzedana Sowietom w Teheranie, o czym Polacy doskonale wiedzieli. A także po lutowej mowie Churchilla w Izbie Gmin, w której brytyjski premier otwarcie powiedział, że nowa wschodnia granica Polski ustanowiona zostanie na Linii Curzona. W maju 1944 roku było więc jasne, że Polska przegrała II wojnę światową, a nasi sojusznicy nas zdradzili. Przelewanie krwi polskich żołnierzy nie miało już żadnego sensu.
Nad ranem 18 maja 1944 patrol 12 Pułku Ułanów Podolskich forsując pole minowe przedarł się w ruiny klasztoru. Nie znalazł już obrońców, bo ostatnia kompania ubezpieczająca odwrót sił głównych nie mając już szans na ucieczkę zeszła ze wzgórza na pozycje zajmowane przez Brytyjczyków, woląc niewolę u nich niż u Polaków. Ułani wzięli jednak do niewoli kilkunastu rannych i kilku sanitariuszy, których Niemcy zostawili nie mogąc ich ewakuować. Jednym z tych rannych był Polak z Pomorza, do czego jednak przyznał się dopiero po latach. Różne źródła podają, że kilkudziesięciu nawet Polaków walczyło w Wermachcie broniąc Monte Cassino. Antony Beevor opisując lądowanie w Normandii pisze, że w 1 Dywizji Pancernej gen.Maczka powołano lotne grupy do weryfikacji niemieckich jeńców. Tysiące z nich deklarowało bowiem Aliantom swoją polskość oraz chęć zaciągnięcia się do polskiej armii. Dla cierpiącej na braki kadrowe 1 Dywizji byli to rekruci na wagę złota. W 1945 1/3 składu osobowego dywizji stanowili rekruci z Wermachtu.
Niewiele jest takich nacji jak polska, której przedstawiciele strzelali do siebie nawzajem walcząc w dwóch wrogich armiach w II wojnie. Dziś wstępne deklaracje historyków szacują że do niemieckiej armii wcielono w sumie prawie 400 tys osób narodowości polskiej. To więcej niż łącznie walczyło Polaków w mundurach w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie i w LWP na Wschodzie.
10 lat temu głośna była sprawa miasteczka Siemiatycze, gdzie Rada Miasta powołała do istnienia ulicę Obrońców Monte Cassino. Urzędnicza pomyłka ku sromocie lokalnych polityków została nagłośniona, jednak winna tak naprawdę przywołać refleksję na temat zagmatwanej, polskiej historii. Wychodzi bowiem na to, że bohatersko atakowaliśmy Monte Cassino i jednocześnie, paradoksalnie tragicznie - równie dzielnie go broniliśmy. W dużej mierze ślepy los zdecydował których z weteranów nazywamy dziś bohaterami a których zdrajcami. Bez wątpienia musimy się uporać w naszej świadomości narodowej z "dziadkami w Wermachcie".
obrońca Lwowa, współautor Cudu nad Wisłą, w maju 1926 stanął po stronie legalnego rządu Rzeczypospolitej. następnie więziony przez "nowe władze" na Antokolu, potem:
"stan zdrowia generała pogorszył się; regularnie miał ataki wysokiej gorączki, na przełomie września i października 1928 ataki pojawiały się co kilka dni. Gen. Rozwadowski zmarł 18 października 1928 roku o godz 13.40, w lecznicy św. Józefa przy ul. Hożej w Warszawie. W ostatnich dniach życia towarzyszyli mu jego krewni i przyjaciele, m.in. były adiutant por. Marceli Kycia, gen. Władysław Sikorski, Maria Bobrzyńska oraz Emilia Jędrzejowiczowa. Ostatnią wolą generała było pochowanie go na Cmentarzu Obrońców Lwowa – wśród swoich żołnierzy. Nie brakowało domysłów i podejrzeń, co do przyczyn śmierci. Jednak władze zabroniły sekcji zwłok. Płk dr Bolesław Szarecki, który odbył konsylium z lekarzami badającymi zwłoki generała stwierdził, jako więcej niż pewne, otrucie. Podobnie uważał słynny chirurg lwowski, prof. Tadeusz Ostrowski, badający generała na krótko przed jego śmiercią. Zakaz przeprowadzenia sekcji zwłok nie pozwolił ustalić przyczyny zgonu. Sam generał twierdził, że gdy eskortowano go z Wilna, podano mu dziwnie smakujący posiłek. Podejrzewano, że w kanapkach znajdowało się włosie końskie, powodujące owrzodzenie jelit, lub zmielone szkło. Przeprowadzenie sekcji zwłok w dzisiejszych czasach jest niemożliwe, ponieważ okazało się, że grób gen. Rozwadowskiego we Lwowie jest pusty, miejsce spoczynku ciała generała jest nieznane.
==============
Narzucające się analogie tej i innych historii z tamtych czasów z pewnymi wydarzeniami sprzed i w ciągu ostatnich czterech lat sprawiają, że trudno się nadziwić, jak można krytykować władze RP w kontekście Smoleńska i jednocześnie czcić pomajowych puczystów.
gen. Rozwadowski nie był współtwórcą Cudu nad Wisłą tylko głównym strategiem tej bitwy. To jemu a nie masonofilowi i agentowi prusko-austriackiemu powinna Polska i Polacy wznosić pomniki i nadawać ulicom jego nazwisko.
Nie jestem wyznawcą marszałka, ale czy gdyby bitwa została przegrana, ktoś pamiętałby o Rozwadowskim? Nikt. Przegrana przypisana zostałaby JP. Więc i wiktorię jednak przypisać trzeba jemu.
W wydanych przed wojną dziełach zbiorowych Marszałka w ogóle jest straszna posucha dotycząca przełomowego okresu: 6.8.1920 - 20.8.1920. Nie ma tam ani listu wręczonego w dn. 12 sierpnia Witosowi zawierającego zrzeczenie się wszystkich funkcji państwowych, z którym to listem premier Witos miał prawo zrobić co chciał, ale Witos go po prostu schował. Nie ma tam także wspomnianego wyżej listu do Rozwadowskiego z dn. 15 sierpnia pisanego w Puławach.
Te braki, które wynikały bądź z braku dostępu do dokumentów przez opracowujących, bądź z chęci ukrycia rzeczywistych działań ukochanego Marszałka przyczyniły się do ogromnego wzrostu czarnej legendy, której echa słychać do dziś. W 1987 roku, p. J. Engelgard stawia tezę, że Piłsudski panicznie bojąc się, aby nie wyszedł na jaw fakt, że przed Bitwą Warszawską przestał dowodzić - po dojściu do władzy w skutek zamachu majowego w 1926 r. internuje gen. Rozwadowskiego i najprawdopodobniej każe go otruć. Rzekomo, bowiem jedynie Rozwadowski znał "całą prawdę" o Bitwie Warszawskiej.
Czy Piłsudski się załamał? ("Załamania" Marszałka to ukochana teza A. Garlickiego) Zapewne dobrego humoru podczas przygotowań do bitwy nie miał, ale koronnym argumentem załamania jest dla "czarnych legendzistów" list do Witosa, w którym zrzeka się funkcji państwowych. (Przypomnijmy, że był to okres, w którym na gwałt szukano porozumienia z bolszewikami, nie wierząc, że da się ich pobić.) A w liście Piłsudskiego czytamy m. in. "Byłem i jestem stronnikiem wojny z bolszewikami a outrance (do ostatka p.m.), dlatego, że nie widzę najzupełniej żadnej gwarancji, aby te czy inne umowy czy traktaty były przez nich dotrzymywane."
To nie brzmi jakoś źle. Tak nie pisze człowiek "kompletnie załamany". To jest deklaracja człowieka, który ma inną wizję działań niż rząd, który pragnie pertraktować. Witos to zrozumiał i list schował nie robiąc zeń użytku.
Niektórzy oczerniacze jeszcze dodają do tego wszystkiego twierdzenie, że po załamaniu, Piłsudski uciekł pod Kraków do kochanki. Nie jest tajemnicą, że Piłsudski wziął ślub z Aleksandrą Szczerbińską w dn. 25 października 1921 r. Nie jest również tajemnicą, choć w okresie międzywojennym nie było to specjalnie eksponowane, że udając się do Puław, do wojsk koncentrujących się nad Wieprzem nadłożył dobre 150 km. aby zobaczyć się z panią Aleksandrą, która wówczas przebywała pod Krakowem. Trzeba mieć zaiste nerwy jak postronki, aby podjąć takie przedsięwzięcie, biorąc pod uwagę ówczesny stan dróg, możliwości techniczne automobili, oraz niebezpieczeństwo ewentualnych grup dywersyjnych.
Fakty jednak niedwuznacznie wskazują, że jeszcze 12 sierpnia był w Warszawie, a 13 sierpnia dotarł do Puław i rozpoczął objazd oddziałów. Wielu ludzi formułuje tezę, że "kontruderzenie przeprowadzone przez Piłsudskiego znad Wieprza nie miało dla przebiegu bitwy większego znaczenia, a decydującą zasługę należy przypisać 5 armii gen. Sikorskiego."
Powołamy w tej sprawie dwóch świadków: M. Tuchaczewskiego i W. Sikorskiego. Aby zrozumieć opis Tuchaczewskiego należy zorientować się w jakich pasach nacierały wielkie jednostki sowieckie. Na południu, ocierając się lewym skrzydłem o Wieprz szła Grupa Mozyrska, następnie XVI armia wprost na Warszawę, dalej na północ III Armia na Modlin, potem XV na Nowe Miasto - Płońsk. Wreszcie na samej północy Armia IV. Ta miała największe sukcesy terytorialne. Dotarła do Płocka i Włocławka. Nasza V Armia gen. Sikorskiego działała na północ od Modlina. Tuchaczewski pisze o niej, że: "Polakom nie tylko (udało się) zatrzymać ofensywę armii III i XV, ale jeszcze krok za krokiem wypierać ich oddziały w kierunku wschodnim."
Gorzej ocenia sytuację gen. Sikorski. Pisze on pod datą 16 sierpnia - czyli w dniu, w którym wyszła, rzekomo już zbyteczna, ofensywa znad Wieprza - "5 armii pozbawionej po wyczerpaniu wszystkich odwodów świeżych sił, ugrupowanej w tym momencie z konieczności w głąb, zabrakło tchu. Dowódca frontu nie mógł również poprzeć swoich trafnych dyrektyw żadnym argumentem siły." (W. Sikorski - Nad Wisłą i Wkrą; str.: 156).
O uderzeniu znad Wieprza prowadzonym osobiście przez Piłsudskiego Tuchaczewski pisze: "Oddziały Grupy Mozyrskiej zostały łatwo rozbite, rozprószone i rozpoczęły bezładny odwrót. Armia XVI zaczęła odczuwać uderzenia flankowe. Przeciwnik, który od nas się nauczył śmiałości nacierał tu ze wściekłą szybkością, (która) z góry skazywała IV armię prawie na pewną zgubę. Jedyna nadzieja mogła być jeszcze w tym, że przeciwnik dla organizacji tyłów zatrzyma się choć na jakiś czas, lub zwolni tempo swojej ofensywy. Ale tego przeciwnik nie zrobił... odrzucając oddziały armii XVI w nieładzie i bijąc po kolei we flankę armii III i XV. 22 sierpnia przeciwnik dochodzi na linię Ostrołęka, Łomża, Białystok. Oddziały armii XV i III wytężają wszystkie siły, aby zatrzymać natarcie przeciwnika i pozwolić armii IV przejść wąskim korytarzem między Narwią, a granicą wschodnio-pruską, ale to zadanie okazuje się być niewykonalnym." To świadectwo dowódcy pokonanej armii jest chyba przekonywające. W końcu chyba zauważył nie tylko to, że go biją, ale i to skąd wyruszyły wojska, które go pobiły i jaki manewr zadał mu klęskę.
Chyba rozstrzygającym jest kierunek ucieczki. Otóż cała fala pierzchających spod Warszawy bolszewików włącznie z Grupą Mozyrską przemieszczała się w kierunku na Białystok i Sejny czyli na północny wschód. Znaczy to, że uciekali spod Warszawy przed kimś, kto był na południe od stolicy czyli w okolicy Puław.
Warto jeszcze chyba podyskutować czy Bitwa Warszawska rzeczywiście zniosła zupełnie zagrożenie ze strony sowieckiej. Jeśli wierzyć Tuchaczewskiemu - to nie. Jego wojska po panicznym odwrocie zatrzymały się na linii Niemna i jak pisze ich dowódca "praca zawrzała na nowo. Uzupełnienia zostały wlane do istniejących nadal kadr i po mniej więcej 2-3 tygodniach siły frontu były przywrócone... Nastrój w wojsku był dobry. Przegrana operacja wywoływała w nim pragnienia nowej ofensywy. Mieliśmy wszystkie warunki, żeby znowu zwrócić szczęście na naszą stronę... Polacy przeszli pierwsi do ofensywy i odwrót nasz stał się nieunikniony." Zanim jednak nastąpił ten "nieunikniony odwrót" została stoczona w dniach od 20 do 28 września tzw. Bitwa Niemeńska, która dopiero odebrała bolszewikom ochotę do nowego uderzenia i doprowadziła do rezygnacji z dalszych działań zbrojnych i do podpisania zawieszenia broni, a następnie traktatu pokojowego. Walki wrześniowe na wszystkich frontach są jeszcze zacięte. Dość powiedzieć, że straty bezpowrotne w wojsku polskim (polegli) stanowią aż 65% strat sierpniowych i stoją na drugim miejscu w całej, toczącej się przez półtora roku wojnie. (A. Ostoja-Owsiany - rok 1920; str. 68.)
Warto podać kilka nazwisk dowódców w tej bitwie. Całością dowodził Piłsudski. Miał pod sobą dwie armie: 2 – Śmigłego Rydza i 4 – Leonarda Skierskiego. W skład tych armii wchodziły m.in. 3 dywizja górska gen. Andrzeja Galicy, Dywizja Ochotnicza płk Adama Koca, dywizja litewsko-białoruska gen Żeligowskiego i inne jednostki. (do znalezienia w Internecie) Znaczy to, że Piłsudski dysponował w tym czasie tak liczną kadrą dowódczą, że wymienił – w stosunku do bitwy warszawskiej niemal cały skład (z wyjątkiem Śmigłego) – i też mu chłopcy bitwę wygrali – decydującą zresztą.
W okresie od 11 listopada 1918, a zapewne i wcześniej każdemu krokowi Piłsudskiego towarzyszyła plotka i oszczerstwo. Kiedy w 1919 r. odbierał bolszewikom Wilno najpierw sejm starał mu się w tym przeszkodzić, a endecja groziła rewolucją, gdyby zrealizował swoje plany, po zwycięstwie natomiast i odezwie "do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego" zaczęto pisać, że jest zdrajcą sprawy narodowej i że szykuje tron wielkoksiążęcy dla swojej "żydóweczki". Kiedy bolszewicy podchodzili pod Warszawę w Poznaniu rozgłaszano plotki, że uciekł z miliardami, danymi mu przez bolszewików. Podczas wyborów do sejmu Litwy Środkowej, kiedy Piłsudski - ze względów politycznych zarządził rozszerzenie terytorium wyborczego na część ziem wschodnich już inkorporowanych do Polski rzucano mu w twarz słowa: sprzedawczyk, targowiczanin, a prasa endecka pisała "precz z Belwederem, precz ze sprzedawczykami." Prasa nawet podawała, że ukradł komuś żółte buty. Wolność prasy była w owym czasie niezmierna i bodaj tylko raz w czerwcu 1922 r. został skonfiskowany numer "Rzeczypospolitej" za artykuł St. Strońskiego, w którym autor napisał, że mentalność Piłsudskiego jest "niezmiernie daleka od poziomu i właściwego nastroju tego wysokiego urzędu, który mu powierzono." Wreszcie przyszedł czas wyborów prezydenckich i Piłsudski mimo poparcia, które dawało mu niemal pewność wyboru w dn. 4 grudnia 1922 odmawia kandydowania. Ma dosyć. Prezydentem zostaje Gabriel Narutowicz, który 16 grudnia 22 roku kilka dni po wyborze ginie w zamachu z ręki Eligiusza Niewiadomskiego. W pół roku później Marszałek odchodzi również z wojska. Odchodząc stwierdza, że nie potrafiłby bronić ludzi moralnie odpowiedzialnych za śmierć Narutowicza.
Przeczytałem cały artykuł. Teza główna streszcza się w zdaniu " Piłsudski, kiedy tylko mógł rozdmuchiwał w narodzie jego podmiotowość, jak żar spod popiołu. Czyniąc to grał często przeciwko sobie, samemu tworząc elementy czarnej legendy. Wygląda, jakby robił wszystko, aby utrudnić życie swoim apologetom.' Autor nie mogąc dostarczyć dowodów na nieprawdziwość niektórych faktów stwierdza, stawia karkołomną tezę, że wszystkiemu jest winien geniusz moralny marszałka. Oczernia wszystkich przeciwników Piłsudskiego, którzy jakoby w każdej możliwej sytuacji działali na niekorzyść Polski, na ogół przez głupotę i brak wyobraźni. Tylko Wódz wszystko przewidział i na wszystkim się znał. Tylko dlaczego nie przewidział skutków swojej niefrasobliwości co do budowania legendy?
Artykuł, tak nieobiektywny, że aż kłuje w oczy. Próba obarczenia prezydenta Wojciechowskiego co najmniej współodpowiedzialnością za zamach majowy, bo jakoby żołnierze rządowi pierwsi otworzyli ogień, to już kuriozum. A cóż to zmienia? Prawo złamał Piłsudski spiskując i wyprowadzając wojsko. I żadne zaklęcia tego nie zmienią. Współdziałał wówczas z komunistami i socjalistami. Po zamachu Polską rządzili masoni, i to nie jest jakaś wielka tajemnica. Głównym wrogiem politycznym dla Piłsudskiego była narodowo-katolicka prawica. To są fakty. Wedle autora wszystkie wątpliwości rozstrzygane są zawsze na korzyść marszałka. Ciekawa metoda! Ale czego się nie robi dla wodza.
Gdyby zastosować podobną metodę dla oceny rządów miłościwie nam panującego Donalda Tuska to wyszłoby, że rządzi nami geniusz i wizjoner a wszyscy jego przeciwnicy to ludzie mali i zawistni. Tylko on nas prowadzi ku Europie szczęśliwości.
Szczerze mówiąc, to rządy PO i sanacji są tak bliźniaczo podobne, że naprawdę nie ogarniam, jak można tego nie dostrzec.
W 1926 legalna polska władza ustąpiła, bo wojna domowa oznaczała groźbę utraty dopiero co odzyskanej niepodległości. Ale Piłsudski nie wahał się podjąć takiego ryzyka. Podobnie jak 6 lat wcześniej idąc na Kijów.
@Gregorius - takie źródło znalazłem. Jeżeli masz inne, ale nie poprzestające na haśle, ze Piłsudski to agent, tchórz i dziwkarz lecz powołujące się na jakieś źródła (jak np. tutaj m.in. na Tuchaczewskiego) czy pokazujący jaka była treść listu - chętnie poczytam. Bo nie mam wyrobionego zdania, a o marszałku czytałem niewiele.
1926 mi się nie podoba.
>Szczerze mówiąc, to rządy PO i sanacji są tak bliźniaczo podobne, że naprawdę nie ogarniam, jak można tego nie dostrzec.
Wydaje mi się, że jednak zamordyzm był wtedy większy. Nie jeden bohater skończył nie wesoło.
Natomiast gospodarczo jednak wolałbym marszałka, Polska rosła w siłę (przemysł).
23 maja 1786 umiera w sprytnie sprowokowanej przez Francuzów potyczce Maurycy Beniowski, obwołany przez mieszkańców Madagaskaru królem. Próbował z Madagaskaru uczynić część wolnej Polski.
@PawelK - po zniszczeniach wojennych ciężko było nie doganiać przynajmniej poziomu z roku 1913, za PRL też następowała industrializacja.
Polska zaczęła naprawdę się rozwijać po 1935 r. Do gospodarki marszałek się niespecjalnie mieszał, więc wystarczyło by umarł i dało się odetchnąć. Do wojska i polityki się mieszał, więc zostaliśmy z Beckiem i Rydzem.
Komentarz
Wszyscy pamiętamy, zrobiłem osobny wątek
Odzyskanie Wilna.
Wbrew pozorom dużo rozsądniejsza decyzja, niż Powstanie Warszawskie
W 1943 roku kiedy wybuchły walki getta już nie było. Zostało zlikwidowane latem 1942 roku, kiedy to kolaboranci żydowscy zagnali ok. 200 tysięcy swoich rodaków do gazu. Potulnie, bez sprzeciwu, wykonali rozkazy NIemców.
Wiosną 1943 roku w restgetcie czyli obozie pracy powstałym na terenach dawnego getta mieszkało ok. 80 tysięcy niewolników żydowskich. "Powstanie" było gestem rozpaczy, wybychło o rok za późno. Ukazało jak na dłoni jak bezsensowną politykę kolaboracyjną prowadziły elity żydowskie (Judenraty) podczas okupacji.
Mieli wybór. Pozwolić się wyrżnąć do końca jak barany, albo chwycić za broń. Dla przyszłości narodu to spora różnica.
Prawidłowo.
Brygada Świętokrzyska Narodowych Sił Zbrojnych wyzwoliła obóz koncentracyjny w Holeszowie
panowie nasi
piszcie tu częściej
Meta przy polskim cmentarzu wojennym.
"Bitwa rozegrała się w maju 1944 roku, a
więc po tym, gdy Polska została sprzedana Sowietom w Teheranie, o czym
Polacy doskonale wiedzieli. A także po lutowej mowie Churchilla w Izbie
Gmin, w której brytyjski premier otwarcie powiedział, że nowa wschodnia
granica Polski ustanowiona zostanie na Linii Curzona. W maju 1944 roku
było więc jasne, że Polska przegrała II wojnę światową, a nasi
sojusznicy nas zdradzili. Przelewanie krwi polskich żołnierzy nie miało
już żadnego sensu.
Read more: http://www.pch24.pl/przegrana-bitwa-pod-monte-cassino,22956,i.html#ixzz326I2wCc6
Niewiele jest takich nacji jak polska, której przedstawiciele strzelali do siebie nawzajem walcząc w dwóch wrogich armiach w II wojnie. Dziś wstępne deklaracje historyków szacują że do niemieckiej armii wcielono w sumie prawie 400 tys osób narodowości polskiej. To więcej niż łącznie walczyło Polaków w mundurach w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie i w LWP na Wschodzie.
10 lat temu głośna była sprawa miasteczka Siemiatycze, gdzie Rada Miasta powołała do istnienia ulicę Obrońców Monte Cassino. Urzędnicza pomyłka ku sromocie lokalnych polityków została nagłośniona, jednak winna tak naprawdę przywołać refleksję na temat zagmatwanej, polskiej historii.
Wychodzi bowiem na to, że bohatersko atakowaliśmy Monte Cassino i jednocześnie, paradoksalnie tragicznie - równie dzielnie go broniliśmy. W dużej mierze ślepy los zdecydował których z weteranów nazywamy dziś bohaterami a których zdrajcami. Bez wątpienia musimy się uporać w naszej świadomości narodowej z "dziadkami w Wermachcie".
...Tadeusz Rozwadowski
obrońca Lwowa, współautor Cudu nad Wisłą, w maju 1926 stanął po stronie legalnego rządu Rzeczypospolitej. następnie więziony przez "nowe władze" na Antokolu, potem:
"stan zdrowia generała pogorszył się; regularnie miał ataki wysokiej gorączki, na przełomie września i października 1928 ataki pojawiały się co kilka dni. Gen. Rozwadowski zmarł 18 października 1928 roku o godz 13.40, w lecznicy św. Józefa przy ul. Hożej w Warszawie. W ostatnich dniach życia towarzyszyli mu jego krewni i przyjaciele, m.in. były adiutant por. Marceli Kycia, gen. Władysław Sikorski, Maria Bobrzyńska oraz Emilia Jędrzejowiczowa. Ostatnią wolą generała było pochowanie go na Cmentarzu Obrońców Lwowa – wśród swoich żołnierzy. Nie brakowało domysłów i podejrzeń, co do przyczyn śmierci. Jednak władze zabroniły sekcji zwłok. Płk dr Bolesław Szarecki, który odbył konsylium z lekarzami badającymi zwłoki generała stwierdził, jako więcej niż pewne, otrucie. Podobnie uważał słynny chirurg lwowski, prof. Tadeusz Ostrowski, badający generała na krótko przed jego śmiercią. Zakaz przeprowadzenia sekcji zwłok nie pozwolił ustalić przyczyny zgonu. Sam generał twierdził, że gdy eskortowano go z Wilna, podano mu dziwnie smakujący posiłek. Podejrzewano, że w kanapkach znajdowało się włosie końskie, powodujące owrzodzenie jelit, lub zmielone szkło. Przeprowadzenie sekcji zwłok w dzisiejszych czasach jest niemożliwe, ponieważ okazało się, że grób gen. Rozwadowskiego we Lwowie jest pusty, miejsce spoczynku ciała generała jest nieznane.
==============
Narzucające się analogie tej i innych historii z tamtych czasów z pewnymi wydarzeniami sprzed i w ciągu ostatnich czterech lat sprawiają, że trudno się nadziwić, jak można krytykować władze RP w kontekście Smoleńska i jednocześnie czcić pomajowych puczystów.
Dziękuję.
W wydanych przed wojną dziełach zbiorowych Marszałka w ogóle jest straszna posucha dotycząca przełomowego okresu: 6.8.1920 - 20.8.1920. Nie ma tam ani listu wręczonego w dn. 12 sierpnia Witosowi zawierającego zrzeczenie się wszystkich funkcji państwowych, z którym to listem premier Witos miał prawo zrobić co chciał, ale Witos go po prostu schował. Nie ma tam także wspomnianego wyżej listu do Rozwadowskiego z dn. 15 sierpnia pisanego w Puławach.
Te braki, które wynikały bądź z braku dostępu do dokumentów przez opracowujących, bądź z chęci ukrycia rzeczywistych działań ukochanego Marszałka przyczyniły się do ogromnego wzrostu czarnej legendy, której echa słychać do dziś. W 1987 roku, p. J. Engelgard stawia tezę, że Piłsudski panicznie bojąc się, aby nie wyszedł na jaw fakt, że przed Bitwą Warszawską przestał dowodzić - po dojściu do władzy w skutek zamachu majowego w 1926 r. internuje gen. Rozwadowskiego i najprawdopodobniej każe go otruć. Rzekomo, bowiem jedynie Rozwadowski znał "całą prawdę" o Bitwie Warszawskiej.
Czy Piłsudski się załamał? ("Załamania" Marszałka to ukochana teza A. Garlickiego) Zapewne dobrego humoru podczas przygotowań do bitwy nie miał, ale koronnym argumentem załamania jest dla "czarnych legendzistów" list do Witosa, w którym zrzeka się funkcji państwowych.
(Przypomnijmy, że był to okres, w którym na gwałt szukano porozumienia z bolszewikami, nie wierząc, że da się ich pobić.) A w liście Piłsudskiego czytamy m. in. "Byłem i jestem stronnikiem wojny z bolszewikami a outrance (do ostatka p.m.), dlatego, że nie widzę najzupełniej żadnej gwarancji, aby te czy inne umowy czy traktaty były przez nich dotrzymywane."
To nie brzmi jakoś źle. Tak nie pisze człowiek "kompletnie załamany". To jest deklaracja człowieka, który ma inną wizję działań niż rząd, który pragnie pertraktować. Witos to zrozumiał i list schował nie robiąc zeń użytku.
Niektórzy oczerniacze jeszcze dodają do tego wszystkiego twierdzenie, że po załamaniu, Piłsudski uciekł pod Kraków do kochanki. Nie jest tajemnicą, że Piłsudski wziął ślub z Aleksandrą Szczerbińską w dn. 25 października 1921 r. Nie jest również tajemnicą, choć w okresie międzywojennym nie było to specjalnie eksponowane, że udając się do Puław, do wojsk koncentrujących się nad Wieprzem nadłożył dobre 150 km. aby zobaczyć się z panią Aleksandrą, która wówczas przebywała pod Krakowem. Trzeba mieć zaiste nerwy jak postronki, aby podjąć takie przedsięwzięcie, biorąc pod uwagę ówczesny stan dróg, możliwości techniczne automobili, oraz niebezpieczeństwo ewentualnych grup dywersyjnych.
Fakty jednak niedwuznacznie wskazują, że jeszcze 12 sierpnia był w Warszawie, a 13 sierpnia dotarł do Puław i rozpoczął objazd oddziałów.
Wielu ludzi formułuje tezę, że "kontruderzenie przeprowadzone przez Piłsudskiego znad Wieprza nie miało dla przebiegu bitwy większego znaczenia, a decydującą zasługę należy przypisać 5 armii gen. Sikorskiego."
Powołamy w tej sprawie dwóch świadków: M. Tuchaczewskiego i W. Sikorskiego.
Aby zrozumieć opis Tuchaczewskiego należy zorientować się w jakich pasach nacierały wielkie jednostki sowieckie. Na południu, ocierając się lewym skrzydłem o Wieprz szła Grupa Mozyrska, następnie XVI armia wprost na Warszawę, dalej na północ III Armia na Modlin, potem XV na Nowe Miasto - Płońsk. Wreszcie na samej północy Armia IV. Ta miała największe sukcesy terytorialne. Dotarła do Płocka i Włocławka.
Nasza V Armia gen. Sikorskiego działała na północ od Modlina. Tuchaczewski pisze o niej, że: "Polakom nie tylko (udało się) zatrzymać ofensywę armii III i XV, ale jeszcze krok za krokiem wypierać ich oddziały w kierunku wschodnim."
Gorzej ocenia sytuację gen. Sikorski. Pisze on pod datą 16 sierpnia - czyli w dniu, w którym wyszła, rzekomo już zbyteczna, ofensywa znad Wieprza - "5 armii pozbawionej po wyczerpaniu wszystkich odwodów świeżych sił, ugrupowanej w tym momencie z konieczności w głąb, zabrakło tchu. Dowódca frontu nie mógł również poprzeć swoich trafnych dyrektyw żadnym argumentem siły." (W. Sikorski - Nad Wisłą i Wkrą; str.: 156).
O uderzeniu znad Wieprza prowadzonym osobiście przez Piłsudskiego Tuchaczewski pisze:
"Oddziały Grupy Mozyrskiej zostały łatwo rozbite, rozprószone i rozpoczęły bezładny odwrót. Armia XVI zaczęła odczuwać uderzenia flankowe. Przeciwnik, który od nas się nauczył śmiałości nacierał tu ze wściekłą szybkością, (która) z góry skazywała IV armię prawie na pewną zgubę. Jedyna nadzieja mogła być jeszcze w tym, że przeciwnik dla organizacji tyłów zatrzyma się choć na jakiś czas, lub zwolni tempo swojej ofensywy. Ale tego przeciwnik nie zrobił... odrzucając oddziały armii XVI w nieładzie i bijąc po kolei we flankę armii III i XV. 22 sierpnia przeciwnik dochodzi na linię Ostrołęka, Łomża, Białystok. Oddziały armii XV i III wytężają wszystkie siły, aby zatrzymać natarcie przeciwnika i pozwolić armii IV przejść wąskim korytarzem między Narwią, a granicą wschodnio-pruską, ale to zadanie okazuje się być niewykonalnym."
To świadectwo dowódcy pokonanej armii jest chyba przekonywające. W końcu chyba zauważył nie tylko to, że go biją, ale i to skąd wyruszyły wojska, które go pobiły i jaki manewr zadał mu klęskę.
Chyba rozstrzygającym jest kierunek ucieczki. Otóż cała fala pierzchających spod Warszawy bolszewików włącznie z Grupą Mozyrską przemieszczała się w kierunku na Białystok i Sejny czyli na północny wschód. Znaczy to, że uciekali spod Warszawy przed kimś, kto był na południe od stolicy czyli w okolicy Puław.
Warto jeszcze chyba podyskutować czy Bitwa Warszawska rzeczywiście zniosła zupełnie zagrożenie ze strony sowieckiej. Jeśli wierzyć Tuchaczewskiemu - to nie. Jego wojska po panicznym odwrocie zatrzymały się na linii Niemna i jak pisze ich dowódca "praca zawrzała na nowo. Uzupełnienia zostały wlane do istniejących nadal kadr i po mniej więcej 2-3 tygodniach siły frontu były przywrócone... Nastrój w wojsku był dobry. Przegrana operacja wywoływała w nim pragnienia nowej ofensywy. Mieliśmy wszystkie warunki, żeby znowu zwrócić szczęście na naszą stronę... Polacy przeszli pierwsi do ofensywy i odwrót nasz stał się nieunikniony."
Zanim jednak nastąpił ten "nieunikniony odwrót" została stoczona w dniach od 20 do 28 września tzw. Bitwa Niemeńska, która dopiero odebrała bolszewikom ochotę do nowego uderzenia i doprowadziła do rezygnacji z dalszych działań zbrojnych i do podpisania zawieszenia broni, a następnie traktatu pokojowego. Walki wrześniowe na wszystkich frontach są jeszcze zacięte. Dość powiedzieć, że straty bezpowrotne w wojsku polskim (polegli) stanowią aż 65% strat sierpniowych i stoją na drugim miejscu w całej, toczącej się przez półtora roku wojnie. (A. Ostoja-Owsiany - rok 1920; str. 68.)
Warto podać kilka nazwisk dowódców w tej bitwie.
Całością dowodził Piłsudski. Miał pod sobą dwie armie: 2 – Śmigłego Rydza i 4 – Leonarda Skierskiego. W skład tych armii wchodziły m.in. 3 dywizja górska gen. Andrzeja Galicy, Dywizja Ochotnicza płk Adama Koca, dywizja litewsko-białoruska gen Żeligowskiego i inne jednostki. (do znalezienia w Internecie)
Znaczy to, że Piłsudski dysponował w tym czasie tak liczną kadrą dowódczą, że wymienił – w stosunku do bitwy warszawskiej niemal cały skład (z wyjątkiem Śmigłego) – i też mu chłopcy bitwę wygrali – decydującą zresztą.
W okresie od 11 listopada 1918, a zapewne i wcześniej każdemu krokowi Piłsudskiego towarzyszyła plotka i oszczerstwo. Kiedy w 1919 r. odbierał bolszewikom Wilno najpierw sejm starał mu się w tym przeszkodzić, a endecja groziła rewolucją, gdyby zrealizował swoje plany, po zwycięstwie natomiast i odezwie "do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego" zaczęto pisać, że jest zdrajcą sprawy narodowej i że szykuje tron wielkoksiążęcy dla swojej "żydóweczki". Kiedy bolszewicy podchodzili pod Warszawę w Poznaniu rozgłaszano plotki, że uciekł z miliardami, danymi mu przez bolszewików. Podczas wyborów do sejmu Litwy Środkowej, kiedy Piłsudski - ze względów politycznych zarządził rozszerzenie terytorium wyborczego na część ziem wschodnich już inkorporowanych do Polski rzucano mu w twarz słowa: sprzedawczyk, targowiczanin, a prasa endecka pisała "precz z Belwederem, precz ze sprzedawczykami." Prasa nawet podawała, że ukradł komuś żółte buty.
Wolność prasy była w owym czasie niezmierna i bodaj tylko raz w czerwcu 1922 r. został skonfiskowany numer "Rzeczypospolitej" za artykuł St. Strońskiego, w którym autor napisał, że mentalność Piłsudskiego jest "niezmiernie daleka od poziomu i właściwego nastroju tego wysokiego urzędu, który mu powierzono."
Wreszcie przyszedł czas wyborów prezydenckich i Piłsudski mimo poparcia, które dawało mu niemal pewność wyboru w dn. 4 grudnia 1922 odmawia kandydowania. Ma dosyć.
Prezydentem zostaje Gabriel Narutowicz, który 16 grudnia 22 roku kilka dni po wyborze ginie w zamachu z ręki Eligiusza Niewiadomskiego.
W pół roku później Marszałek odchodzi również z wojska. Odchodząc stwierdza, że nie potrafiłby bronić ludzi moralnie odpowiedzialnych za śmierć Narutowicza.
http://niepoprawni.pl/blog/290/pilsudski
podmiotowość, jak żar spod popiołu. Czyniąc to grał często przeciwko
sobie, samemu tworząc elementy czarnej legendy. Wygląda, jakby robił
wszystko, aby utrudnić życie swoim apologetom.'
Autor nie mogąc dostarczyć dowodów na nieprawdziwość niektórych faktów stwierdza, stawia karkołomną tezę, że wszystkiemu jest winien geniusz moralny marszałka. Oczernia wszystkich przeciwników Piłsudskiego, którzy jakoby w każdej możliwej sytuacji działali na niekorzyść Polski, na ogół przez głupotę i brak wyobraźni. Tylko Wódz wszystko przewidział i na wszystkim się znał. Tylko dlaczego nie przewidział skutków swojej niefrasobliwości co do budowania legendy?
Artykuł, tak nieobiektywny, że aż kłuje w oczy. Próba obarczenia prezydenta Wojciechowskiego co najmniej współodpowiedzialnością za zamach majowy, bo jakoby żołnierze rządowi pierwsi otworzyli ogień, to już kuriozum. A cóż to zmienia? Prawo złamał Piłsudski spiskując i wyprowadzając wojsko. I żadne zaklęcia tego nie zmienią. Współdziałał wówczas z komunistami i socjalistami. Po zamachu Polską rządzili masoni, i to nie jest jakaś wielka tajemnica. Głównym wrogiem politycznym dla Piłsudskiego była narodowo-katolicka prawica. To są fakty. Wedle autora wszystkie wątpliwości rozstrzygane są zawsze na korzyść marszałka. Ciekawa metoda! Ale czego się nie robi dla wodza.
Gdyby zastosować podobną metodę dla oceny rządów miłościwie nam panującego Donalda Tuska to wyszłoby, że rządzi nami geniusz i wizjoner a wszyscy jego przeciwnicy to ludzie mali i zawistni. Tylko on nas prowadzi ku Europie szczęśliwości.
W 1926 legalna polska władza ustąpiła, bo wojna domowa oznaczała groźbę utraty dopiero co odzyskanej niepodległości. Ale Piłsudski nie wahał się podjąć takiego ryzyka. Podobnie jak 6 lat wcześniej idąc na Kijów.
Polska zaczęła naprawdę się rozwijać po 1935 r. Do gospodarki marszałek się niespecjalnie mieszał, więc wystarczyło by umarł i dało się odetchnąć. Do wojska i polityki się mieszał, więc zostaliśmy z Beckiem i Rydzem.
za PRL następowała industralizacja
za marszałka następowała (COP)
tylko za PRL bis następuje deindustralizacja