(i - powtarzając słowa Agnieszki82 - też nie nadążam dziękować).
My też z tych, co w tzw. animacji klepią kotlety rękami małoletnich.
U nas, przed wakacjami, mieliśmy wyznaczony dzień na "nauki domowe", - była obsługa pralki, zmywarki i inne takie. Na wakacjach były kłótnie, który ma mieć dyżur "od sprzętu" - bo najbardziej interesujący.
Teraz się dopiero wdrażamy w grafik pomocowy, żeby nie było tak pięknie.
Z ubraniami u nas zastosowane ułatwienia: naklejki (wycięte z folii samoprzylepnej) - bluza i spodnie, przyklejone na szuflady. Każdy z chłopaków ma po 2 szuflady - w jednej wszystkie "góry", w drugiej "doły" (zgodnie z ikoną). W półce ikeowskiej [expedit] są koszyki na wspólne: majtki , skarpetki, piżamy, sport (mają fachowe gatki i spodenki na piłkę), mundurki (przedszkolne), plus koszyk na pieluchy dla młodego.
Łatwo jest odkładać rzeczy na miejsce, zanosić też. W skarpetkowym pudle jest siatka na te "bez pary", raz w tygodniu parujemy - ostatnio robili to 6 i 2,5 latek (akurat pod ręką).
Naklejki i kosze ułatwiają też ojcu rodziny i np. babciom znalezienie rzeczy.
Z segregacją po praniu jest nieco gorzej, bo "kobiecej ręki" nie mogę delegować. A niektóre ciuchy tylko po rozmiarze można podzielić (a i ten rozmiar dynamicznie się zmienia).
Dziecko, które wychowuje się w rodzinie wielodzietnej, uczy się od maleńkości, jak być szczęśliwym i jak być liderem w grupie – przekonuje Rosą Pich, Hiszpanka, matka osiemnaściorga dzieci w rozmowie z Anną Krzyżowską.
Wywiad ciekawy - ale nie wiem, czy można nad nim dyskutować, czy tylko zachwycać się ?
(znacie mnie, że lubię szukać dziury w całym )
Np. ten akapit jest całkowicie niezrozumiały dla mnie - może to jakieś zbyt skrótowe myśli, źle ujęte, bo zz zasadami wychowania jest to sprzeczne wg mnie:
'Czy może Pani zdradzić jakieś przykłady?
Jedno z dzieci które często jest smutne, może płakać tylko raz dziennie,(...) A gdy sześciolatek Pepe już chciał się rozpłakać, jedno z rodzeństwa przypomniało mu, że już wyczerpał limit płaczu."
Oprócz listy zadań mamy też listę konkretnych punktów walki z samymi sobą.
Czy może Pani zdradzić jakieś przykłady?
Jedno z dzieci które często jest smutne, może płakać tylko raz dziennie, ja walczę, żeby nie rozkazywać mężowi, a mąż stara się nie jeść białego pieczywa. To świetna, wzajemna motywacja. Pewnego dnia jedno z dzieci powiedziało mi: ,,Mamo, ty naprawdę ostatnio mniej rozkazujesz tacie!". A gdy sześciolatek Pepe już chciał się rozpłakać, jedno z rodzeństwa przypomniało mu, że już wyczerpał limit płaczu.
Prawdopodobnie chodzi o dziecko, które "jest beksą"i stara się pracować nad sobą w tej dziedzinie - nad cnotą męstwa... a rodzina mu w tym pomaga.
myślę, że rodzice, którzy są z tym dzieckiem od początku wiedzą najlepiej czy ono często płacze, bo jest rzeczywiście smutne, czy dlatego że np. chce coś tym ugrać, zwrócić na siebie uwagę, czy też nie potrafi panować nad emocjami nawet wtedy gdy ich powody są błahe
Co do płaczu - to już napisałam, że podejrzewam, że powstał jakiś fatalny skrót w wywiadzie. Płaczliwość dziecka nie jest cechą nad którą można pracować w sensie tłumienia oznak zewnętrznych - taka labilność emocjonalna wymaga szukania przyczyn - tutaj Wasze argumenty jakoś mnie nie przekonują.
Nie podoba mi się bardzo upublicznianie imion dzieci - w kontekście tej kary dla dziewczynki, etc.
____
Ale widzę, że nie chcecie dyskutować, więc nie będę psuła wątka – jak to określiłaś Małgorzato.
ja bym była daleka obciążania odpowiedzialnością małych dzieci za ich wady i tak tego nazywania - na tym etapie bardziej podejrzani są rodzice, ich zalety i błędy wychowawcze , środowisko, różne takie tam zbiegi okoliczności - mały człowiek jest bardziej ofiarą niż panem swojego życia.
A czy to nie jest tak, ze nie uda sie wyeliminawac skutecznie wad dziecka bez poznania ich przyczyny? Rzeczony szesciolatek na przyklad - moze w istocie jest beksa, reagujaca placzem na zupelnie blache sytuacje, ale moze akurat tym razem ow 'nadprogramowy' placz mial jakas powazniejsza przyczyne? Odroznilabym placz 'manipulatorski' od placzu np z tego powodu, ze zaginal mu ukochany pluszak albo sie walnal w kolano. I o ile pierwszy placz warto wyrugowac, o tyl drugi jest uzasadniony, nawet, jesli jest 'ponadliczbowy'. Ale to sie moglo zagubic gdzies w tlumaczeniu, albo zbyt skrotowo zostalo ujete
MagdaCh, bzdury - moja średnia córa, mając 5-6 lat i zaczynając edukację zerówkowo-szkolną odkryła, że zalewając się łzami zapewnia sobie w szkole nietykalność - nawet nauczyciele robili wszystko żeby nie powodować prawdziwych łzawych fontann - nie zwracali Misi uwagi, nie poprawiali, nie odpytywali - zapewniła sobie w ten sposób prawdziwy święty spokój
a ja - wredna matka - stawiałam wymagania i mimo łez lekcje musiały być odrobione, czytanka przećwiczona, obowiązki - wykonane
faza wyjca minęła po ok. 10 miesiącach (byłoby szybciej - ale szkoła średnio współpracowała)
P.S. nie jestem sierżantem, nie musztruję dzieci, kocham, tulę, pieszczę, ale nie daję się wpuszczać w maliny (więcej niż raz) :P
Jak dla mnie zupelnie drugorzedna sprawa jest to, co mowia na jakikolwiek temat matki wielodzietne, bo zupelnie naturalnym jest, ze moge miec na jakis temat zupelnie odmienne zdanie. Nie jest wazne jak sobie organizuja zycie, jak reaguja na placz dziecka itp, wazne jest to, ze pokaza, ze istnieje tez taka droga zycia na przekor tego co wokol mozna uslyszec. To jest najsilniejszy argument: jestem i zyje tak w TAKICH czasach.
nie ważne ile mam dzieci, to jest naprawdę nie istotne dla naszej rozmowy. Nie wiem, czy określenie "chrzanisz" jest trafne. Może się mylę. Wyrażam wątpliwości.
Może Rosa przyjęła po prostu nietrafioną drogę dawania świadectwa kosztem rodziny, prywatności. Pewnych spraw nie da się opowiedzieć i może nie potrzeba. Nie wiem. Myślę, że personalnie dla dzieci jest to w jakiś sposób przykre, czy też będzie, gdy dorosną i poczytają.
No więc powtarzam komentarz: "Lech Wałęsa też ma charyzmę :DDD że zażartuję." z podkreśleniem, że jest tam dopisek "że zażartuję". I czytam twoją odpowiedź: "Nie ma Wmówił to ludziom , a ludzie uwierzyli, jak widać Ty tez wierzysz"
ja bym była daleka obciążania odpowiedzialnością małych dzieci za ich wady i tak tego nazywania - na tym etapie bardziej podejrzani są rodzice, ich zalety i błędy wychowawcze , środowisko, różne takie tam zbiegi okoliczności - mały człowiek jest bardziej ofiarą niż panem swojego życia.
A ja, obserwując moje stadko dzieci wychowywanych przez tych samych rodziców i w bardzo podobnym środowisku, okolicznościach i takich tam, widzę, że każde z nich ma inne wady i inne obszary nad którymi powinny pracować: - jeden jest nadmiernie emocjonalny i przemądrzały, - drugi jest leniwy i nieśmiały, - trzeci jest leniwy i nierozsądny, - jedna jest uparta, złośliwa i nadambitna, - druga jest obrażalska i boi się obcych. Gdy piszesz, że "podejrzani są rodzice", to ja się czuję oskarżana o wady moich dzieci. Normalnie, toksyczna matka jakaś ze mnie - taki zestaw wadliwych dzieciaków wychować... :-? Możesz się nie zgodzić, ale uważam, że dziecku dużo więcej da, jeśli od maleńkości nauczy się radzić sobie z własnymi wadami, niż jeśli dostanie jakąś fantastyczną diagnozę dotyczącą genezy tych wad (np. to wszystko przez toksyczna matkę!) i z tą diagnozą będzie mogło sobie dalej radośnie swoje wady pielęgnować zwalając winę za nie na kogoś innego lub jakieś czynniki zewnętrzne. To takie współczesne - nie brać odpowiedzialności za nic, tylko zwalać ją na innych...
@Malgorzata - oczywiscie, Ja widze owe slowa Rosy wyrywkowo niejako - zapewne na Akademii Mamy Rozy padlo duzo wiecej slow i nie smialabym sadzic, ze Rosa nie zna swoich dzieci, ani ze nie umie ich wychowac - i chyle czola przed jej doswiadczeniem. Odnosze sie do samego wywiadu, ale - jak juz napisalam - zapewne jest nieco 'wyrywkowy' i nie oddaje w pelni przekazu Rosy.
@draconessa - tylko dla porządku wtrącę, że spotkanie z Rosa Pich nie odbyło się w ramach AMR, a z okazji 10-lecia innej Akademii - Akademii Familijnej w Polsce, której twórcą w Hiszpanii był ojciec Rosy - Rafael Pich
Ale jak walczyć z nieśmiałością. Ja sama miałam taki etap (w wieku 11-12 lat), tzn. konkretnie występowanie, mówienie przed grupą większą. Jak z tym "walczyć"? To musi samo przejść. Jakieś zmuszanie czy rzucanie na głęboką wodę moim zdaniem nie pomoże.
Komentarz
Jak być szczęśliwą
Dziecko, które wychowuje się w rodzinie wielodzietnej, uczy się od maleńkości, jak być szczęśliwym i jak być liderem w grupie – przekonuje Rosą Pich, Hiszpanka, matka osiemnaściorga dzieci w rozmowie z Anną Krzyżowską.
Jedno z dzieci które często jest smutne, może płakać tylko raz dziennie,(...) A gdy sześciolatek Pepe już chciał się rozpłakać, jedno z rodzeństwa przypomniało mu, że już wyczerpał limit płaczu."
Czy może Pani zdradzić jakieś przykłady?
Jedno z dzieci które często jest smutne, może płakać tylko raz dziennie,
ja walczę, żeby nie rozkazywać mężowi, a mąż stara się nie jeść białego
pieczywa. To świetna, wzajemna motywacja. Pewnego dnia jedno z dzieci
powiedziało mi: ,,Mamo, ty naprawdę ostatnio mniej rozkazujesz tacie!". A
gdy sześciolatek Pepe już chciał się rozpłakać, jedno z rodzeństwa
przypomniało mu, że już wyczerpał limit płaczu.
Prawdopodobnie chodzi o dziecko, które "jest beksą" i stara się pracować nad sobą w tej dziedzinie - nad cnotą męstwa... a rodzina mu w tym pomaga.
dobre
)
@MagdaCh, ja myślę, że jest różnica w zabranianiu płaczu/karaniu za płacz a zachęcaniu do tego, żeby jednak nie płakać.
Klimat myślę jest istotny i ogólna życzliwość rodzinna. W końcu każdy nad czymś pracuje
bzdury - moja średnia córa, mając 5-6 lat i zaczynając edukację zerówkowo-szkolną odkryła, że zalewając się łzami zapewnia sobie w szkole nietykalność - nawet nauczyciele robili wszystko żeby nie powodować prawdziwych łzawych fontann - nie zwracali Misi uwagi, nie poprawiali, nie odpytywali - zapewniła sobie w ten sposób prawdziwy święty spokój
a ja - wredna matka - stawiałam wymagania i mimo łez lekcje musiały być odrobione, czytanka przećwiczona, obowiązki - wykonane
faza wyjca minęła po ok. 10 miesiącach (byłoby szybciej - ale szkoła średnio współpracowała)
P.S. nie jestem sierżantem, nie musztruję dzieci, kocham, tulę, pieszczę, ale nie daję się wpuszczać w maliny (więcej niż raz) :P
Wypowiedź dotyczyła jak wygląda Ich dzień, jak organizują spotkania z dziećmi, kiedy się spotykają,
Logistyka Ich życia
I wybacz
Ale tak liczne rodziny
Wymagają innej logistyki niż rodzina z 4 dzieci, nie pamietam ile masz Ty
Szacunku trochę do Rosy "
Wmówił to ludziom , a ludzie uwierzyli, jak widać Ty tez wierzysz"
- jeden jest nadmiernie emocjonalny i przemądrzały,
- drugi jest leniwy i nieśmiały,
- trzeci jest leniwy i nierozsądny,
- jedna jest uparta, złośliwa i nadambitna,
- druga jest obrażalska i boi się obcych.
Gdy piszesz, że "podejrzani są rodzice", to ja się czuję oskarżana o wady moich dzieci. Normalnie, toksyczna matka jakaś ze mnie - taki zestaw wadliwych dzieciaków wychować... :-?
Możesz się nie zgodzić, ale uważam, że dziecku dużo więcej da, jeśli od maleńkości nauczy się radzić sobie z własnymi wadami, niż jeśli dostanie jakąś fantastyczną diagnozę dotyczącą genezy tych wad (np. to wszystko przez toksyczna matkę!) i z tą diagnozą będzie mogło sobie dalej radośnie swoje wady pielęgnować zwalając winę za nie na kogoś innego lub jakieś czynniki zewnętrzne. To takie współczesne - nie brać odpowiedzialności za nic, tylko zwalać ją na innych...